Marcin Drewicz: O pogodzie, klimacie i wojnie cz.2

10 godzin temu

Marcin Drewicz: O pogodzie, klimacie i wojnie cz.2: Wybryki pogodowe 2022-2023

W Polsce przez większą część roku „jak świat światem” mieliśmy cyrkulację powietrza północno-zachodnią przechodzącą niekiedy w zachodnią. Vide – ów przywołany chłop przed chałupą, który, jak i każdy inny bez wyjątku człowieczyna, widzi skąd dokąd chmury wiatr gna po wysokim niebie. ale – iż pójdziemy tropem powyższych dywagacji – ten napływ napotyka na wschodzie, tysiąc kilometrów stąd, sztuczną zaporę w postaci tam „przez kogoś” wywołanego zachmurzenia.

To więc, co napływa z zachodu ponad Polską, zatrzymuje się tam daleko, nad Stepami Kipczackimi/Połowieckimi (!), i coraz więcej, i więcej – jak ludzie lub samochody ustawiające się na końcu rosnącej przez to kolejki – już nad Ukrainą środkową, już nad Ukrainą zachodnią, bo przywiewanych wiatrem chmur przybywa; wreszcie już nad Polską.

I tak mamy ową zimę (tam – wojenną, tu w Polsce – nachodźczą, czyli „wojenną inaczej”!) z roku 2022 na rok 2023: w Polsce lite wielodniowe i choćby wielotygodniowe zachmurzenia, mało wiatru i mało opadów, acz z wysoką wilgotnością pod niskimi chmurami, z temperaturą mniej więcej stałą poprzez dzień i noc – brak amplitudy dobowej – w wysokości +7 °C do +10 °C; taka „spotniała zima”.

Czym różniła się TA WŁAŚNIE „polska” zima od owych „spotniałych zim” znanych nam na Niżu Środkowopolskim już od lat 80. XX wieku? Ano, właśnie tą stagnacją „wszystkiego”, począwszy od wyglądu nieba, czyli stałością litego „ołowianego” zachmurzenia. Jak „Oni” to robią, iż owo nawarstwione zachmurzenie nie chce się wylewać na ziemię w postaci opadów, czy choćby mżawki-kapuśniaczku?

Skoro naturalną cechą polskiego klimatu jest właśnie owa ZMIENNOŚĆ pogody, wewnątrz każdej pory roku – może być kilkudniowy choćby ciąg deszczów, „trzydniówa” i choćby dłużej, ale po to właśnie, aby ta woda z chmur, z atmosfery, z nieba ustąpiła, więc aby spadła na ziemię, i aby w następstwie tego na niebie odsłoniły się głębokie błękity, a na ich tle obłoki o fantazyjnych kształtach i wyrazistych krawędziach (zależnie wszakże od pory roku).

Owszem, były, w NORMALNYCH warunkach, owe kilkutygodniowe choćby (acz z przejaśnieniami) słoty jesienne, gdzieś na przełomie listopada i grudnia – „Jesień” w Reymontowych „Chłopach” – owszem, ta późniejsza – od takiej właśnie słoty, i zarazem od zbioru kapusty (!) się rozpoczyna („kapuśniaczek” to rodzaj opadu charakterystyczny dla właśnie tamtej pory roku). No bo… „od Św. Marcina (11 listopada) już nijakiej roboty w polu nima”. No i, „po drugiej stronie” zimy „roztopy marcowe”, czyli też dłuższe zachmurzenia, zza których jednak, niech no tylko słoneczko zagrzeje…

I co mamy po zimie roku 2022/2023? Warto tu przejrzeć owe doniesienia „o wojnie rosyjsko-ukraińskiej” w kontekście pogody nad Polską, i nad krajami ościennymi oczywiście, albowiem chmury „nie znają granic państwowych”.

Prawidłowość może się zarysować taka, że: 1/ kiedy pojawiają się wiadomości o jakichś szerszych akcjach wojsk lądowych, wtedy: 2/ nad wschodnimi stepami i w konsekwencji także nad Polską zaciąga się lite zachmurzenie (vide: wyjaśnienie powyżej), wobec czego: 3/ donoszą nam o kolejnej serii dalekosiężnych celnie mierzonych ataków rakietowych (w obiekty wojskowe, jakkolwiek polskojęzyczne i inne mass media by tego nie nazywały).

Skąd te ataki rakietowe oraz dronowe? Otóż – jak wyżej – chmury nie wybierają; więc jedni za pośrednictwem swoich satelitów nie widzą poprzez te chmury wojsk przeciwnika, ale i odwrotnie. Zatem – pat! Operacyjna stagnacja, jaką trzeba jednakże przełamać sięgając do innych środków, dających jednak jakąś przewagę. Owszem, preteksty dla ataków rakietowych za pośrednictwem polskojęzycznych mass mediów mogliśmy obserwować także inne – na przykład: jakiś dostojnik z Zachodu odwiedza Kijów, a tu… rakiety, sto, dwieście, pięćset kilometrów stamtąd, ale najmniej raz chyba choćby trafiały w okolicach samego Kijowa także.

Ot, wschodnie obyczaje. Konflikt jest przecież wewnątrz-post-sowiecki. Co nam do tego? Tak się więc oni ostrzeliwują, jak jeden post-bolszewik z innym post-bolszewikiem. Niemniej, przy okazji zachęcamy do przestudiowania w atlasie historycznym (lub w internecie) owej mapy (map) pod tytułem „Rozwój terytorialny Rosji w XVIII wieku” (i wcale tu nie chodzi o rozbiory Polski, o nie); i do wysycenia z różnych książek informacji o kształtowaniu się w latach 1917-1922 terytorium, więc i granic Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej.

W żadnym dostępnym u nas podręczniku nie ma kompletu tych wiadomości; trzeba je zbierać z kilku. Ale, to tak na marginesie, bo wszakże o pogodzie tutaj rozważamy.

Po przetestowaniu „wpływania na pogodę” w warunkach krótkiego dnia zimowego – o ile nasze niniejsze domniemania są prawidłowe – wzięto sobie „za cel” inną kilkumiesięczną porę roku. I stąd mieliśmy w Polsce owe przeciągłe chmurności w lipcu-sierpniu-wrześniu roku 2023: mało przejaśnień ku błękitom, niebo „białe” ze słońcem przezeń prześwitującym albo nie; jeżeli na takim „białym” niebie chmury lub obłoki, to nieregularne i o rozmytych krawędziach; bez wiatru, bez opadów (rzadko fala burz), acz z dużą wilgotnością; no i – skoro lato – upał aż około lub powyżej 30 °C; rzecz w Polsce do niedawna nieznana.

W tym miejscu odnotujmy zanik pór przejściowych – „wiosny radosnej” oraz „złotej polskiej jesieni”, którego to szerokiego tematu już tu nie będziemy rozwijać. Kiedy i gdzie P.T. Czytelnicy ostatni raz obserwowali… babie lato? Kiedy i gdzie napotkali oni poranną mgiełkę „wypijaną” niedługo przez powstające słoneczko? Kiedy i gdzie mgiełkę wieczorną?

Ponownie więc: pogodowa, także letnia – stagnacja, jakże obca polskiemu klimatowi znanemu nam od niezliczonych pokoleń! Obok niej czynnikiem nowym jest ów nadzwyczajny i jakże długo trzymający upał (znowu: stagnacja)! Kolejnym nowym czynnikiem jest nieskraplanie się pary wodnej w tychże chmurach (nadal: stagnacja)!

Przecież NORMALNIE było latem (i o innych porach roku) tak, iż owo zachmurzenie przedburzowe (!), na niebie wyglądające jednak inaczej, niż to, co obserwujemy od niedawna, potrafiło się kumulować choćby przez kilka dni, wraz z tą charakterystyczną przedburzową „duchotą”, ale właśnie po to, aby znaleźć upust-wyładowanie w postaci klasycznej burzy, więc i rzęsistego opadu, w następstwie czego ziemia była należycie nawodniona, o suszy nikt nie myślał, błękity niebieskie się odsłaniały wraz z letnim słońcem i kształtnymi obłoczkami, a wszystko to spinał, o tak, łuk tęczy – i znowu: ten sam cykl.

Kto z P.T. Czytelników ostatni raz widział na niebie tęczę, choćby tylko jej kawałek (tak też bywało)? Gdzie? Kiedy? W jakich okolicznościach?

Bywały jednak, dawniej, nieco wzajem odmienne lata: „Lato, deszczowe lato, na przekór ludziom, na przekór ptakom…”; „Lato było jakieś szare…”; „Lato, lato, zostań dłużej…”; „Lato gościńcem przeszło…”; „Lato z ptakami odchodzi…”. I tak dalej, jak to w naszym, wtedy w normalnych warunkach urozmaiconym klimacie. Odnotujmy, iż klucze dzikich gęsi latały, ale w tych nowych pogodowych okolicznościach, nad Polską… w styczniu 2024 roku. W styczniu!

Ale, przynajmniej wiosnę roku 2023, ale i nieco jesień nam „odpuścili”. Te pory roku 2023 mniej się różniły od dawniejszych wiosen i jesieni, aniżeli wspomniane lato od lata dawniej.

Skoro nie na początku niniejszej wypowiedzi, to tutaj poczyńmy kolejne ważne spostrzeżenie. Oto dotąd – jak świat światem – zmiany klimatu, owszem, dokonywały się, i mają one swoją własną historię, ale dokonywały się one NIEZMIERNIE POWOLI, w skali co najmniej kilkusetletniej; a nie w ciągu lat zaledwie kilku! Dobrze – ocieplenie ostatniego półwiecza zbiega się w czasie z bezprzykładnym w historii rozwojem przemysłu i motoryzacji, z emisją gazów do atmosfery i tak dalej…

To są sprawy do zbadania. Niektórzy już je zbadali i wielkiego alarmu nie podnoszą. Zmiany – ale nie w ciągu kilku lat! Nie z roku na rok! A odróżnijmy tu koniecznie zmiany tendencji od owej adekwatnej dla naszego polskiego klimatu naturalnej zmienności pogodowej znanej nam od niezliczonych pokoleń.

Czy dzisiejsze słońce opala? Upadła już w Polsce dawno zarówno pospolita skromność, jak i ta jakże bogata sztuka doboru adekwatnej tkaniny, oraz kroju i szycia, jeszcze w zaprzeszłym pokoleniu dobrze znana wielu kobietom i choćby dziewczętom. Dzisiaj więc całymi miesiącami ludzie chodzą wszędzie, więc w miejscach publicznych, po ulicach miast, półnadzy, ale ciała ich pozostają przez cały czas białe; gdy jeszcze kilka lat temu po ledwie kilku dniach takiej ekspozycji byłyby już one opalone.

Czy przy dzisiejszym księżycu w pełni można czytać książkę? I znowu – kiedy P.T. Czytelnikom ostatnio zdarzyło się coś przeczytać, choćby jedno zdanie, wyraźnie, w nocy przy księżycu?

Stawiamy tezę o pojawieniu się w górnych warstwach atmosfery niejakiego przymglenia, „wybielenia” owego nieba, w następstwie czego owych gwiazd też widać u nas znacznie mniej. Kiedy PT Czytelnicy ostatnio widzieli Drogę Mleczną? Gdzie? W jakich okolicznościach? To „wysokie przymglenie”, nazywane przez nas także „zakurzeniem nieba”, zmienia się zapewne, może okresowo zanika. Są przecież tacy, którzy systematycznym obserwowaniem tych wszystkich zjawisk zajmują się zawodowo. Lecz, czy im… wolno publicznie przemówić? I czy oni sami mają odwagę, aby nas poinformować, pouczyć?

Polecamy również: Ambasada Rosji: 17.09.1939 był “specjalną operacją wojskową”

Idź do oryginalnego materiału