
Paul McCartney — jeden z ostatnich żyjących Beatlesów, ikona muzyki XX wieku — zatrzymał czas w piątkowy wieczór w hokejowej TD Coliseum w Hamilton. Wypełniona po brzegi arena drżała od jego głosu, od wspomnień, od historii, które od sześciu dekad żyją własnym życiem. A nad wszystkim wisiało pytanie: czy to jedne z jego ostatnich koncertów?
Niektórzy z fanów byli pewni, iż tak. Tym bardziej każde słowo i każda nuta tego wieczoru zdawały się mieć wagę pożegnania.
McCartney o „Blackbird”, ruchu praw obywatelskich
W pewnym momencie 83-letni McCartney przerwał koncert, by opowiedzieć historię powstania jednego ze swoich najważniejszych utworów — „Blackbird”. Piosenkę napisał, inspirując się ruchem na rzecz praw obywatelskich w USA w latach 60.
Przedstawił też opowieść o wydarzeniu z 1964 roku, gdy Beatlesi mieli zagrać koncert w Jacksonville na Florydzie. Organizator chciał, by publiczność była podzielona: biali po jednej stronie, czarni po drugiej.
– Powiedzieliśmy: „To głupota” – wspominał McCartney. – Promotor zrozumiał, iż w grę wchodzą pieniądze, i… zintegrował koncert. To był pierwszy raz.
Publiczność przyjęła tę historię owacją. W Hamilton zdawało się, iż czas wrócił do epoki, w której muzyka zaczynała zmieniać świat.
Od Liverpoolu po emocjonalne hołdy
McCartney poprowadził fanów przez artystyczną podróż — od Liverpoolu, gdzie „From Me To You” po raz pierwszy zdobyło szczyt list, przez pierwszą nagraną piosenkę Beatlesów („In Spite of All the Danger”), aż po pierwsze nagranie pokazane George’owi Martinowi — „Love Me Do”.
Zadedykował też wzruszające fragmenty Johnowi Lennonowi, George’owi Harrisonowi i Ringo Starrowi.
Zaśpiewał „Here Today”, piosenkę z 1982 roku, którą napisał, by powiedzieć Lennonowi to, czego nie zdążył wyrazić za życia przyjaciela.
A potem — na ukulele, które podarował mu Harrison — zagrał jego utwór „Something”, tworząc absolutnie magiczny moment.
Trzy epoki McCartneya na jednej scenie
W Hamilton zabrzmiały utwory z trzech ogromnych rozdziałów jego kariery:
- Beatlesów – „Get Back”, „Let It Be”, „Lady Madonna”,
Paul McCartney — jeden z ostatnich żyjących Beatlesów, ikona muzyki XX wieku — zatrzymał czas w piątkowy wieczór w hokejowej TD Coliseum w Hamilton. Wypełniona po brzegi arena drżała od jego głosu, od wspomnień, od historii, które od sześciu dekad żyją własnym życiem. A nad wszystkim wisiało pytanie: czy to jedne z jego ostatnich koncertów?
Niektórzy z fanów byli pewni, iż tak. Tym bardziej każde słowo i każda nuta tego wieczoru zdawały się mieć wagę pożegnania.
McCartney o „Blackbird”, ruchu praw obywatelskich
W pewnym momencie 83-letni McCartney przerwał koncert, by opowiedzieć historię powstania jednego ze swoich najważniejszych utworów — „Blackbird”. Piosenkę napisał, inspirując się ruchem na rzecz praw obywatelskich w USA w latach 60.
Przedstawił też opowieść o wydarzeniu z 1964 roku, gdy Beatlesi mieli zagrać koncert w Jacksonville na Florydzie. Organizator chciał, by publiczność była podzielona: biali po jednej stronie, czarni po drugiej.
– Powiedzieliśmy: „To głupota” – wspominał McCartney. – Promotor zrozumiał, iż w grę wchodzą pieniądze, i… zintegrował koncert. To był pierwszy raz.
Publiczność przyjęła tę historię owacją. W Hamilton zdawało się, iż czas wrócił do epoki, w której muzyka zaczynała zmieniać świat.
Od Liverpoolu po emocjonalne hołdy
McCartney poprowadził fanów przez artystyczną podróż — od Liverpoolu, gdzie „From Me To You” po raz pierwszy zdobyło szczyt list, przez pierwszą nagraną piosenkę Beatlesów („In Spite of All the Danger”), aż po pierwsze nagranie pokazane George’owi Martinowi — „Love Me Do”.
Zadedykował też wzruszające fragmenty Johnowi Lennonowi, George’owi Harrisonowi i Ringo Starrowi.
Zaśpiewał „Here Today”, piosenkę z 1982 roku, którą napisał, by powiedzieć Lennonowi to, czego nie zdążył wyrazić za życia przyjaciela.
A potem — na ukulele, które podarował mu Harrison — zagrał jego utwór „Something”, tworząc absolutnie magiczny moment.
Trzy epoki McCartneya na jednej scenie
W Hamilton zabrzmiały utwory z trzech ogromnych rozdziałów jego kariery:
- Beatlesów – „Get Back”, „Let It Be”, „Lady Madonna”,
- Wings – m.in. „Live and Let Die” w oprawie pirotechnicznej, która „omal nie podpaliła domu”,
- kariery solowej – z pełną charyzmy i energii, jakby czas dla McCartneya nie istniał.
Na scenie pojawiła się także lokalna, 25-osobowa orkiestra dudziarska Paris Port Dover Pipe Band — aby wykonać epickie „Mull of Kintyre”.
Emocje, łzy i drogie bilety — fani nie żałowali ani sekundy
Mike Guyatt z Hamilton, który przyszedł na koncert z żoną i przyjaciółmi, mówił po wyjściu:
– Dziękuję za muzykę i dzięki za wspomnienia. To naprawdę dobry człowiek.
Tim Potocic, właściciel Sonic Unyon Records, stwierdził przed koncertem:
– Będę płakał jak dorosły mężczyzna. Przygotowałem się na to.

Abbie Jolly powiedziała, iż jej dziadkowie poznali się na Penny Lane, ulicy w Liverpoolu, która zyskała sławę dzięki piosence Beatlesów o tym samym tytule. Ona, jej syn Russell i wielu innych mieszkańców Hamilton świętowali przybycie Paula McCartneya na wyprzedany koncert w TD Coliseum w Hamilton
Bilety były jednak poza zasięgiem wielu osób: od 265 do choćby 5000 dolarów. Ale choćby ci, którzy nie mogli wejść, znaleźli sposób, by poczuć magię wieczoru.
Wspólne śpiewanie w bibliotece
Abbie Jolly i jej syn Russell przyszli pod TD Coliseum, by wspólnie śpiewać piosenki Beatlesów w Hamilton Central Library.
– To będzie następna najlepsza rzecz – powiedziała, bo na koncert ją nie stać.
Jej rodzina pochodzi z Liverpoolu, a imię dostała na cześć słynnej „Abbey Road”.
– Nasi dziadkowie poznali się na Penny Lane – mówiła.
Czuła, iż Hamilton i Liverpool mają ze sobą coś wspólnego: miasta położone nad wodą, robotnicze, z ludźmi pełnymi serca.
Nowe oblicze TD Coliseum i ostatni przystanek w Kanadzie

Koncert odbył się na świeżo odnowionej arenie TD Coliseum, wyremontowanej za 300 milionów dolarów i otwartej ponownie po dwóch latach. Mieści 18 tys. osób, ma nowe restauracje i loże VIP, w tym pub Matty’ego Mathesona „Iron Cow Public House”.
To był ostatni kanadyjski przystanek trasy “Got Back”, rozpoczętej w 2022 roku. Następny — w Chicago.
A potem?
Nie wiadomo.
I być może dlatego koncert w Hamilton tak bardzo poruszył widzów.







![Dzika energia, emocje i nastrój! Taki koncert tylko Dzikiego Chóru [FOTO]](https://swidnica24.pl/wp-content/uploads/2025/11/Dziki-Chor-koncert-swidnica-23-11-2025-25.jpg)









