Życie bywa piękne, ale też ciężkie, trudne i nieprzewidywalne, wyrywając wręcz z ramion najbliższych w kilka zaledwie krótkich sekund… Jacek Kołodziejczak odszedł w wieku 57 lat – szybko, zdecydowanie za szybko, pozostawiając w ogromnym bólu żonę i trzy ukochane córki.
Urodził się 30 maja 1967 w Zagórowie. Szkołę Podstawową ukończył w Lądku. Następnie Szkołę Zawodową ZNTK Przyzakładową Szkołę Zawodową przy zakładach naprawczych taboru kolejowego na kierunku malarz lakiernik. Pracę rozpoczął jako pracownik Zakładów Naprawczych. Tutaj pracował do 1986 roku. Potem przez dwa lata odbywał służbę wojskową, a po tym pracę rozpoczął w słupeckim Mostostalu, gdzie przepracował do roku 2000. Do roku 2025 działacz społeczny Przy Stadninie oraz Sali Biesiadnej w Kościołkowie. Konie stały się wielką Jego pasją, ale nie tylko. Pochłaniała Go tematyka II Wojny Światowej, czytanie książek. Wszyscy wiedzieli, iż Jacek to wielki fan zespołu Manaam i Artura Rojka, wierny kibic tenisa, piłki siatkowej oraz piłki nożnej, najlepszy grzybiarz w Zagórowie, fan filmów Stanisława Barei, serialu Kiepskich, Znachora i tylko on jedyny wiedział po co jest ten miś w filmie „Miś”. Familiady, krzyżówek. Król suchych dowcipów – godny przeciwnik Karola Strasburgera. Kolekcjoner wspomnień. A przede wszystkim wielki podróżnik – największy miłośnik Podlasia – wracał tam po kilka razy każdego roku. Zaraził tymi podróżami żonę oraz przyjaciół. Słynny zagórowski „Kuroń” – taką nosił ksywę.
Ożenił się 7 czerwca 1986 roku z Urszulą doczekali się 3 córek: Marty (przejęła po nim najlepsze riposty) urodzonej w 1986 roku, Anny (po tacie odziedziczyła planowanie i organizacje) ur. w 1988 oraz Magdaleny (po tacie podróżnik oraz wolny duch) ur. w 2001. Doczekał się również dwóch wnuczek: Alicji urodzonej w 2018 roku oraz Igi urodzonej w 2025 roku.
Jego motto – Bóg Honor Ojczyzna a czwarte rodzina. Próbował odbudować całe drzewo genealogiczne, próbując odnaleźć członków rodziny, z którymi stracili kontakt lub których nigdy nie poznali. Udało mu się to.
– Tata dbał o siebie, ale zawsze na pierwszym miejscu stawiał dobro innych ludzi. Dbał o każdego człowieka i choćby gdy największy wróg poprosił go o pomoc choćby przez chwile nie zawahał się jej udzielić. Tata nie znał każdego, ale jedno jest pewne – każdy znał tatę. Gdy tylko widział znajome twarze jego obowiązkiem było przywitać się i chwile porozmawiać. Gdy jechał autem trąbił na każdego kolegę. Miał głowę pełną pomysłów, a w planach wiele podróży, planował choćby swoją ostatni. Bardzo dużo udało mu się zrealizować. Cieszył się życiem i był optymistą. choćby w najgorszej sytuacji znalazł krople pozytywu.
Podczas Świąt stół zawsze był syto zastawiony. Co roku mówiliśmy „Tato nie kupuj tyle jedzenia”, a on zawsze mówił „Moja rodzina nie będzie chodzić głodna” i co roku było kilo karpia więcej. Nie tylko o nas tak myślał. Jego kochane koty nigdy nie narzekały na pustą miskę. Kochały Go, tak samo jak on kochał je. Gdy na wieczór zapomniał nalać im miski mleczka, one stały przy drzwiach i pukały w nie ogonem żeby o sobie przypomnieć.
Gdy jego córka szła z wózkiem na spacer, a on jechał autem i widział je z daleka, zatrzymywał się na środku drogi, a córka mówiła „Zjedź bo blokujesz inne auta” on odpowiadał „A w dupie mam innych, chcę zobaczyć wnuczkę”.

Nigdy nie negował naszych decyzji. Najlepszym przykładem jest wiadomość, gdy jego córka, pojechała do kraju, do którego każdy odradzał jej jechać i pytał dlaczego wybrała akurat taki kierunek, bo nie był to kraj do końca bezpieczny, a mój tata wiedział, iż tą podróżą jego córka bardzo się cieszy. W tym momencie życzę każdemu takiego wsparcia od rodzica jakie dostałam w tej jednej wiadomości, a brzmiała ona tak: „Wszystko bardzo piękne. Super klimaty. Wolność kochać i rozumieć. Nie zmieniaj się. Idź swoją drogą. Jestem z Ciebie dumny.” Wspomnienie wnuczki Alicji: Była wigilia, jedliśmy obiad, przyszedł Mikołaj, otwieraliśmy prezenty. Wnuczka nie widziała Mikołaja, interesujące kto nim był? Wspomnień jest wiele, siedzimy i nie wiemy, która historia ważniejsza, bo najpiękniejszą historię napisali ludzie, którzy go żegnali – swoją obecnością, ilością i wspólnym płaczem – wspominają zmarłego ukochane córki i żona
„Tak zawsze genialny, idealny musiał być” – A. Rojek. I tak jak mówił: To by było na tyle…
Jacku spoczywaj w pokoju!
Nasze pożegnanie
Nie sądziłam, iż nadejdzie taki dzień – a jednak. Jest Was tutaj bardzo dużo dlatego opowiem krótką historię mojego Taty, abyście lepiej mogli go poznać. Tata swoje dzieciństwo spędził właśnie tu wychowywany przez swoich dziadków, których traktował jak rodziców. Jego historia dzieciństwa pozostawiła w jego sercu wiele ran, które widzieliśmy w nim choćby jako dorosłym człowieku. A mimo to zawsze uśmiechnięty.
Jego serce rozdarte na kilka miejsc: do Swarzędza gdzie przez kilka lat miał oboje rodziców, do Lądu gdzie zaopiekowali się nim dziadkowie, do Zagórowa gdzie miał żonę i swoje córki, Na Podlasie, żeby od nas odpocząć.
Kiedy chodziłam do szkoły, wróciłam do domu i opowiadałam mu, iż jest w szkole taka dziewczyna, wszyscy się z niej śmieją, chodzi tylko trzymając się ściany z nikim nie rozmawia, dokuczają jej chłopacy. Zaczęłam się śmiać jakich tym razem narobili jej zmartwień.
Tata zapytał mnie kto to, ja mówię, iż nie znam jej wiem tylko do jakiej klasy chodzi. Tata wsiadł w auto pojechał do szkoły, do jej wychowawcy, dowiedział się jaka jest jej historia rodzinna. Wrócił i mówi: Ania tam jest ich kilkoro rodzeństwa, bez pieniędzy, tam choćby pralki nie ma. Zorganizował ludzi do pomocy, zorganizował pralkę, ubrania i zawiózł tej rodzinie. Właśnie taki był.
Nasz grzybiarz, żeby mnie prześcignąć i pochwalić się kto więcej nazbierał zbił w szybę w aucie, żeby podczas jazdy zrobić mi zdjęcie i mi dopiec. Zbierał tu na tackę, temu kto wrzucił 5 zł potrafił zwrócić uwagę – jeżeli dziś wrzuciliście mniej niż 10 zł podziwiam za odwagę.
Prosiłam go, żeby został Burmistrzem Zagórowa, odpowiadał: Ania nie mogę zostać burmistrzem bo mnie ludzie przestaną lubić. Gdy ktoś go spotykał i pytał „Kuroń co słychać’’ a on zawsze żartował ‘nic nie słychać, bida bida i głupie dzieci’. Organizator naszych Świąt, tylko on pamiętał, żeby już we wrześniu zamówić karpie na Wigilię. Organizator naszego życia.
Nie obojętny na krzywdę ludzką, na problemy bliskich znajomych, ale także obcych ludzi. Jestem przekonana, iż połowie z Was w mniejszym lub w większym stopniu w czymś pomógł. Niektóre historie znam, mam nadzieję, iż niektóre jeszcze usłyszę, resztę zabrał ze sobą. Wiele słów zostało między nami nie wypowiedzianych, czego zawsze będę żałowała. Dziękuję Ci Mamo za Twoje słowa, iż jestem taka jak tata, bo całe życie broniłam się, żeby taka nie być.
Odszedłeś Tato tak po cichutku z uśmiechem na twarzy. Zrobiło się tu bez Ciebie bardzo pusto i bardzo cicho – córka Anna.