„Miałem dobre wzorce”. Marcus Miller o swojej karierze w ekskluzywnym wywiadzie dla RDC

5 miesięcy temu
Zdjęcie: Rozmowa z Marcusem Millerem w RDC (autor: RDC)


Emilia Benedykcińska: Marcus Miller. Najlepszy, wspaniały, cudowny. Tak dużo mogłabym jeszcze powiedzieć. To zdecydowanie nie Twoja pierwsza wizyta w Polsce...

Marcus Miller: Nieee, nie pierwsza, czuję się tutaj jak u siebie w domu.

Emilia Benedykcińska: Odwiedzasz Polskę od tylu lat i tak wiele razy tu już grałeś. Dzieliłeś także scenę z wieloma polskimi artystami. Czy jest ktoś szczególny tu w Polsce, poza tym, iż prawdopodobnie wszyscy, z którymi grałeś, ale ktoś taki z kim naprawdę dzielenie sceny sprawiło Ci wyjątkową frajdę?

Marcus Miller: Rzeczy, które udało nam się zrobić wspólnie z Leszkiem Możdżerem, są naprawdę piękne. Myślę, iż pozwoliło to nam się rozwinąć, zarówno jemu jak i mnie. Leszek pokazał mi naprawdę piękne polskie melodie, o których nie miałem pojęcia. Mam nadzieję, iż on też nauczył się czegoś od nas. To było naprawdę miłe doświadczenie.

Emilia Benedykcińska: Czy masz w głowie jakieś konkretne piosenki lub zespoły kiedy myślisz o Polsce i polskich artystach? Kogoś, kogo wyjątkowo aprobujesz?

Marcus Miller: Przede wszystkim to ktoś, kto mnie zaaprobował. Michał Urbaniak. Kiedy miałem 17 lat Michał zadzwonił do mnie, żebym grał w jego bandzie, w Nowym Jorku. To był bardzo prominentny wówczas muzyk na nowojorskiej scenie fusion. On dzwonił po nowojorskich muzyków, żeby grali w jego składzie, a później sprawiał, iż graliśmy muzykę pełną polskich elementów. My nie wiedzieliśmy wtedy nic o Polsce. Nauczyłem się wtedy grać w różnych tempach i podziałach rytmicznych.

Emilia Benedykcińska: Myślę, iż takie doświadczenie jest obopólną inspiracją. Uwielbiam takie łączenie polskich muzyków, których mamy tak wielu, wspaniałych na naprawdę bardzo wysokim poziomie z Wami, amerykańskimi artystami, to inspiruje obie strony.

Emilia Benedykcińska: Poza tym, iż jesteś niesamowitym basistą, ja niezwykle doceniam także Twoją karierę producencką. Mogę Cię lekko zaskoczyć, ale ta niebieskooka dziewczyna z Polski uwielbia Luthera Vandrossa.

Marcus Miller: Naprawdę?

Emilia Benedykcińska: Tak! Kocham Luthera. „Busy Body” - ta piosenka jest o każdym panu w tym kraju (śmiech). Dobra, to się wytnie.

Marcus Miller: No i to jest prawdziwy wywiad! Musimy przeprowadzić wywiad z Tobą Emilia o „Busy Body”!

Emilia Benedykcińska: Ale tak serio. Uwielbiam Luthera Vandrossa i wiem, iż byłeś zaangażowany w pracę z nim. Chciałam spytać trochę od tej bardziej ludzkiej strony: jaki był Luther?

Marcus Miller: On był pięknym człowiekiem i niezwykle zabawnym. Kiedy nagrywaliśmy płyty, śmialiśmy się non stop. Miał naprawdę niesamowite poczucie humoru i choćby kiedy byliśmy skupieni i pracowaliśmy nad muzyką, on nagle mówił, „ten bęben basowy nie brzmi dobrze”. Wtedy pytaliśmy, jak chciałbyś, żeby brzmiał? Chcesz więcej niskich częstotliwości? Na co on mówił: „nie mam pojęcia o częstotliwościach, chce, żeby brzmiał jak drzwi od mojej lodówki”. I mimo iż to może niezbyt fachowy opis to był to dobitny i bardzo zrozumiały opis, wszyscy wiedzieliśmy co to za dźwięk. Luther wiedział, jak się komunikować. Raz słuchaliśmy mixu naszego utworu i on nagle wypalił: „ten mix nie brzmi dobrze, to brzmi jak masło orzechowe, ale tylko jak ta masa z masła orzechowego. Ja chcę, żeby to brzmiało jak masło orzechowe, ale takie, w którym są prawdziwe orzechy, gdzie możesz te orzechy zobaczyć i poczuć”. To był piękny sposób na opisanie tego, co chciał finalnie uzyskać. Wiesz, w niektórych mixach nie słyszysz wszystkich instrumentów, słyszysz tylko taki gładki dźwięk, a w innych instrumenty wychodzą przed szereg jak te orzeszki.

Emilia Benedykcińska: Wśród artystów, których naprawdę cenię i uwielbiam nie sposób zapomnieć o wspaniałej Aretciee Franklin, z którą także miałeś przyjemnośc pracować. Uwielbiam utwór „Get it Right”, „Jump to It”. Wiem, iż stoisz za tymi wszystkimi fantastycznymi utworami. Czy możesz coś więcej nam o tym powiedzieć? Wiesz, mnóstwo ludzi zna Cię z pracy z Milesem Davisem, co jest oczywiście niezwykłym doświadczeniem, ale myślę, iż jest też ta odjazdowa, soulowa strona Twojej kariery, którą np. ja niezwykle podziwiam.

Marcus Miller: W Stanach sporo fanów kojarzy tę część mojego dorobku, pracę z Lutherem czy klasycznymi artystami r’n’b. Wiesz, kiedy dorastałem, Aretha była zawsze obecna, ona była królową soulu. W latach 70. trochę przystopowała i wtedy Luther miał wydawać swoją najlepszą płytę. Luther dostał wówczas telefon, żeby wyprodukować kolejny album Arethy. Wtedy Luther zadzwonił do mnie i powiedział: „słuchaj, musimy napisać utwory dla Arethy” i to właśnie wtedy zrobiliśmy kawałek „Jump to It”. To był nasz pierwszy duży hit r’n’b poza albumami samego Luthera. To było mega ekscytującego zrobienie czegoś dla Królowej. „Get it Right” było naszym kolejnym dużym hitem. Naprawdę lubię ten kawałek!

Emilia Benedykcińska: Ja też!

Marcus Miller: Aretha brzmi świetnie w tym utworze. To fajne, bo wiesz, w latach 70. Aretha była znana jako sopranistka z bardzo wysokim głosem. A kiedy my zajęliśmy się jej muzyczną drogą, była już dojrzalszą kobietą z głębokim głosem nieznanym wcześniej. Jestem bardzo dumny, iż przyczyniliśmy się do tej jej przemiany, która wciąż czyniła ją królową.

Emilia Benedykcińska: Jestem wielką fanką muzyki gospel, pisałam swoją pracę magisterską na ten temat. Muszę przyznać, iż bardzo lubię starą wersję Arethy, gospelową, utwory takie jak „Never Grow Old”, który jestem pewna, iż znasz.

Marcus Miller: Taaak, właśnie niedawno robiliśmy koncert – hołd dla muzyki z czarnych filmów na Hollywood Bowl. To był koncert z orkiestrą z Filharmonii z Los Angeles, stworzyliśmy tam wspaniałą sekcję rytmiczną. W tle było wyświetlane video z Arethą z jej gospelowym albumem m.in. z piosenką „Holy Holy Holy”. Akompaniowaliśmy jej, ona śpiewała. To właśnie utwory z tego okresu, o którym mówisz. Wspaniale było to zrobić.

Emilia Benedykcińska: Czy jest jakieś video z tego wydarzenia?

Marcus Miller: Nie wiem, na Hollywood Bowl oni są bardzo wrażliwi jeżeli chodzi o nagrywanie, ale z drugiej strony było tam tyle osób, iż pewnie coś znajdziesz online.

Emilia Benedykcińska: Masz bardzo bogate CV jeżeli chodzi o współpracę z tak wielkimi nazwiskami światowej sceny muzycznej – nagrywałeś choćby z królową Beyonce i Kendrickiem Lamarem w utworze „Freedom”.

Marcus Miller: Tak, absolutnie to prawda.

Emilia Benedykcińska: Słychać, iż to TY grasz z nimi. Chciałam zapytać, jak to jest, mieć możliwość grać z tyloma wspaniałymi artystami. Wiem, iż to pewnie ciężko powiedzieć, ale która kooperacja muzyczna przysporzyła Ci najwięcej dumy, i która dała Ci największego muzycznego powera?

Marcus Miller: To rzeczywiście bardzo trudne. Któregoś razu skończyłem nagrywać z Arethą Franklin, wskoczyłem do samolotu i pojechałem grać koncert z Milesem Davisem. To był szalony czas w moim życiu. Grałem naprawdę z prawdziwymi legendami. Aretha, Miles, Roberta Flack, Chaka Khan, Teddy Pendergrass.

Emilia Benedykcińska: Wow, Teddy Pendegrass też?

Marcus Miller: Tak, Luther produkował także utwory Teddiego.

Emilia Benedykcińska: Pracowałeś także z Davidem Sanbornem.

Marcus Miller: Tak, David Sanborn, którego niestety straciliśmy niedawno. Miałem przyjemność także grać z Georgem Bensonem, Groverem Washingtonem Juniorem. To byli moi idole kilka lat wcześniej, a potem spotkałem ich na scenie. Bardzo inspirujące.

Emilia Benedykcińska: Co Marcus Miller porabia teraz? Wiem, iż grasz swój ostatni album „Laid Back”, z utworem „Trip Trap”, który jest moim ulubionym. Wiem, iż grywasz także na rejsach.

Marcus Miller: Tak, jestem gospodarzem tzw. rejsów jazzowych - one są super. Nigdy nie sądziłem, iż będzie mi się to podobało, ale teraz w Stanach nie ma wcale tak wielu ludzi, którzy znają i lubią jazz. Ale zamiast się tym przejmować, znalazłem sposób – na rejsach prezentuję historię jazzu. Opowiadam całą wielką historię jazzu w godzinę, co jest oczywiście absolutnie niemożliwe do zrobienia. Ale lubię to i widać, iż ludziom też się to podoba. jeżeli nie pokażesz ludziom czegoś w przyjaznej formie, nie będą wiedzieli.

Emilia Benedykcińska: Potrafię sobie wyobrazić, iż wśród Twoich inspiracji jest wielu artystów z różnych lat i tych starszych generacji, ale interesuje mnie to czy jak obserwujesz muzyków dzisiaj, to widzisz tam kogoś kto złapał Marcusa Millera za ucho i oko?

Marcus Miller: Jest taki basista, którego poznałem jak miał 14 lat. Ktoś przyprowadził go na próbę w Memphis w Tennessee przed koncertem, który grałem z Herbie’iem Hancockiem. Zwrócono mi na niego uwagę jako fantastycznego muzyka i basistę. Pozostaliśmy w kontakcie. Poprosił mnie, żebym napisał mu rekomendację, kiedy wybierał się do Berklee, prestiżowej szkoły muzycznej w stanach. A teraz jest wspaniałym artystą. Zwie się MonoNeon. Jest naprawdę świetnym basistą i ma swój image, nosi neonowe kolory.

Emilia Benedykcińska: Ach MonoNeon, oczywiście. Grał tutaj na Warsaw Summer Jazz Festiwal w poprzednich latach.

Marcus Miller: On jest bardzo wyjątkowy, zupełnie inny. To naprawdę potężny muzyk. Słucham także sporo hip hopu, lubię Kendricka Lamara. Zawsze interesuje mnie co następnego wymyśli Beyonce, bo to naprawdę interesujące jak ciągle utrzymuje się na topie.

Emilia Benedykcińska: Beyonce jest na topie tak długo i to wciąż świeża artystka, prawda? Zawsze daje swoim fanom coś nowego.

Emilia Benedykcińska: Ostatnie pytanie. Trochę prywatne, mam nadzieję, iż nie będziesz miał nic przeciwko. Patrzę na Ciebie i tę niesamowitą karierę. Co jest sekretem balansu, który udało Ci się znaleźć. Masz wspaniałą rodzinę. Odniosłeś sukces w muzyce, ale także w małżeństwie. W tych czasach to niezwykle imponujące dla mnie. Znam to środowisko i znam trochę świata muzyki i wiem, jakie to trudne, by zbudować coś trwałego i sprawić by to działało. Jaki jest Twój sekret?

Marcus Miller: Nie wiem, czy to sekret, ale przede wszystkim wybrałem adekwatną kobietę na życie. To pierwsza i podstawowa rzecz. Miałem różne relacje w swoim życiu, kiedy byłem młody - to oczywiste. Niektóre dziewczyny uważały jednak, iż moja muzyka jest dla nich konkurencją.

Emilia Benedykcińska: Jakaś forma niepewności.

Marcus Miller: Może to po prostu naturalne, bo byłem bardzo oddany muzyce w sposób, w który nie każdy rozumie. Potrzebowałem kogoś naprawdę wyjątkowego, kto to zrozumie. Musiałem też rozwinąć spore umiejętności komunikacyjne i umieć przekazać czym jest dla mnie muzyka i jak bardzo muszę zainwestować w to, aby później móc cieszyć się sukcesem. Wybranie odpowiedniego partnera i dobra komunikacja. To jest to. Rozmawianie o wszystkim i stałe odkrywanie osoby, z którą jesteśmy.

Emilia Benedykcińska: Z pokorą jak się domyślam, bo to pewnie to, co powoduje, iż te więzi mają szansę przetrwać. To bardzo trudne w tych czasach.

Marcus Miller: Tak, zdecydowanie. Ludzie są coraz bardziej skupieni na samych sobie, nie tworzą żadnych relacji, mają swoje telefony

Emilia Benedykcińska: Tak, mają całe swoje życia w telefonach.

Marcus Miller: Tak dokładnie. To bardzo utrudnia kontakty międzyludzkie w rzeczywistości. Ale wracając do pytania - jest to możliwe. Miałem bardzo dobre wzorce w życiu. Herbie Hancock, Stanley Clark, ta cała generacja artystów przede mną.

Emilia Benedykcińska: To fantastyczne. Jako kobieta i ktoś, kto naprawdę jest wkręcony w świat muzyki, salutuję Ci! To wspaniała rzecz.

Marcus Miller: Dziękuję

Emilia Benedykcińska: Dziękuję Ci bardzo za wywiad. Życzę Marcusowi Millerowi wszystkiego wspaniałego, zarówno prywatnie jak i zawodowo. Wszystkiego na co zasługujesz, bo jesteś super!

Marcus Miller: Dziękuję, dziękuję.

Idź do oryginalnego materiału