Miały runąć po 50 latach, a mogą stać 120. Dlaczego 11 milionów Polaków nie zostanie bezdomnymi

2 godzin temu

Pani Teresa z warszawskiego Ursynowa co rano budzi się z tą samą myślą: czy jej dom jeszcze dzisiaj nie runie? Mieszka w bloku z 1978 roku, który według pierwotnych kalkulacji powinien już dawno przestać istnieć. Tymczasem idzie po bułki do tego samego sklepu co czterdzieści lat temu, mijając te same budynki, które według ekspertów z lat 70. już dawno powinny leżeć w gruzach.

Fot. Shutterstock / Warszawa w Pigułce

Pan Andrzej z Krakowa ma podobne obawy. Jego 15-letnia córka pyta, czy będzie mogła mieszkać w tym samym miejscu, gdy dorośnie. On sam nie wie co odpowiedzieć. Czytał w internecie, iż wielka płyta to „tykająca bomba zegarowa”, iż betonowe elementy się kruszyną, iż stalowe połączenia rdzewiają. Ale jednocześnie sąsiedzi jeden po drugim robią remonty, wymieniają okna, niektórzy kupują kolejne mieszkania w tym samym bloku.

To historia 11 milionów Polaków – niemal co czwartego obywatela – którzy żyją w cieniu pytania: ile jeszcze wytrzyma wielka płyta?

Gdy architekci myśleli, iż burzą historię

Prawda o wielkiej płycie zaczyna się od podstawowego nieporozumienia. Konstruktorzy z PRL-u wcale nie planowali budować domów na wieki. Ich zadaniem było rozwiązanie kryzysu mieszkaniowego lat 60. i 70., gdy setki tysięcy ludzi mieszkały w barakach, piwnicach i zniszczonych kamienicach. Wielka płyta miała być rozwiązaniem tymczasowym – szybkim, tanim sposobem na danie dachu nad głową jak największej liczbie rodzin.

Dlatego kalkulowali żywotność na 50-70 lat. Myśleli, iż gdy przyjdzie następne pokolenie, zburzy te budynki i postawi coś lepszego. Nikt wtedy nie przewidywał, iż te „tymczasowe” konstrukcje będą musiały służyć przez dekady.

Pani Barbara z Wrocławia pamięta te czasy. „Moja mama mówiła, iż to raj” – wspomina. „Wcześniej mieszkaliśmy we czwórkę w jednym pokoju u babci. Nagle mieliśmy dwupokojowe mieszkanie z centralnym ogrzewaniem, łazienką i kuchnią. Nikt wtedy nie myślał o tym, czy to wytrzyma pięćdziesiąt lat. Ważne było, iż można w końcu żyć jak człowiek”.

Ten kontekst jest najważniejszy dla zrozumienia dzisiejszych problemów. Wielka płyta nie była planowana jako architektura wieczna – była odpowiedzią na nagłą potrzebę. Ale historia potoczyła się inaczej niż planowali jej twórcy.

Rewelacyjne odkrycie: beton okazał się niezniszczalny

W 2024 roku Instytut Techniki Budowlanej opublikował wyniki badań, które zszokowały branży budowlaną. Beton używany w wielkiej płycie zachowuje swoje adekwatności znacznie dłużej niż zakładano pół wieku temu. Przy odpowiedniej konserwacji budynki mogą służyć od 70 do choćby 120 lat od momentu ich wzniesienia.

Dr inż. Jarosław Szulc, ekspert z ITB, który od lat bada konstrukcje wielkiej płyty, tłumaczy to zjawisko: „Nasi poprzednicy byli skromni w swoich prognozach, ale przekonaliśmy się, iż beton to materiał niezwykle trwały. Uczestnicząc w pracach rozbiórkowych mieliśmy okazję zbadać próbki zbrojenia i samego betonu. Stan był znacznie lepszy niż oczekiwano”.

To oznacza, iż najstarsze bloki, które powstały na początku lat 60., mogą teoretycznie przetrwać do lat 80. XXI wieku. Te z lat 70. – do roku 2090. Te z lat 80., budowane w już dopracowanych systemach W-70 – mogą służyć praktycznie do XXII wieku.

Pan Marek z Gdańska właśnie to usłyszał na zebraniu spółdzielni mieszkaniowej. „Pierwszy raz od lat mogłem spać spokojnie” – mówi. „Ciągle słyszałem te straszne prognozy, iż bloki się zawalą, iż trzeba będzie się wyprowadzać. Teraz okazuje się, iż moja wnuczka może tu mieszkać jako babcia”.

Problem: tylko co trzeci blok przeszedł modernizację

Optymistyczne prognozy mają jednak jeden haczyk. Stuletnia żywotność dotyczy budynków poddanych odpowiedniej konserwacji i modernizacji. Tymczasem według najnowszych danych, zaledwie 30% bloków z wielkiej płyty przeszło niezbędną termomodernizację.

Agnieszka Stawiarska ze Stowarzyszenia Fala Renowacji ostrzega: „Tu jeszcze znak zapytania jakiej jakości termomodernizację przeprowadzono. Czy były to pojedyncze działania, czy kompleksowe podejście obejmujące wszystkie systemy budynku”.

Pani Krystyna z Łodzi mieszka w bloku, który przeszedł „termomodernizację” dziesięć lat temu. Problem w tym, iż prace ograniczyły się do ocieplenia ścian zewnętrznych. „Dach przez cały czas przecieka, piwnice są zawilgocone, wentylacja nie działa” – wylicza. „Jak wygląda po zewnątrz, to ładnie. Ale problemy zostały”.

To typowa sytuacja. Wiele spółdzielni, chcąc skorzystać z unijnych dotacji na termomodernizację, robiło tylko to, co było wymagane do otrzymania pieniędzy. Kompleksowa modernizacja – włącznie z wymianą instalacji, naprawą połączeń między płytami czy izolacją fundamentów – została pominięta.

Różnice jakościowe: dlaczego sąsiednie bloki mają różne problemy

Nie wszystkie bloki z wielkiej płyty są równe. Stan techniczny zależy od tego, w jakim systemie i w jakich latach były budowane.

Najgorzej zachowały się budynki z lat 60. i początku 70., powstałe w oparciu o pierwsze, niedopracowane systemy. Pan Józef mieszka w takim bloku w Katowicach z 1965 roku. „W zimie przy oknach jest szron, w łazience grzyb, a co jakiś czas odpadają kawałki betonu z balkonu” – opisuje. „Sąsiadni blok z lat 80. wygląda jak nowy w porównaniu z naszym”.

Najlepiej zachowały się budynki wykonane w systemach W-70 i Wk-70, które powstały w latach 80. To był już czas, gdy technologia została dopracowana, a jakość wykonania była wyższa.

Pani Anna mieszka w takim bloku na warszawskim Bemowie. „Ludzie się dziwią, jak mówię, iż to z 1983 roku” – opowiada. „Wszystko działa, ściany nie są zawilgocone, balkony wyglądają jak nowe. Znajomi z bloków z lat 70. zazdroszczą mi standardu”.

Paradoks: wielka płyta trwalsza od nowych apartamentowców

Najbardziej zaskakujące odkrycie badaczy dotyczy porównania z nowymi budynkami. Okazuje się, iż prawidłowo utrzymana wielka płyta może być trwalsza niż współczesne apartamentowce.

Marcin Krasoń, ekspert rynku nieruchomości, wyjaśnia to zjawisko: „Dzisiejsi deweloperzy często oszczędzają na materiałach. Cienkie ścianki z silikatów, izolacja z najtańszych materiałów, instalacje robione na szybko. Niektórzy specjaliści uważają, iż nowe budynki wytrzymają tylko 30-40 lat”.

Tymczasem wielka płyta z lat 70. była budowana z masywnych elementów żelbetowych. Ściany były grube, fundamenty solidne, konstrukcje nad-projektowane – po prostu dlatego, iż inżynierowie woleli przesadzić niż ryzykować.

Pan Tomasz przeprowadził się z nowego apartamentowca do bloku z 1974 roku i nie żałuje. „W nowym budynku po dwóch latach zaczęły pękać ściany, sąsiedzi słyszeli każde moje słowo, a instalacja grzewcza ciągle się psuła” – opowiada. „Tutaj mam spokój. Sąsiedzi mogą sobie wiercić w ścianie – nie słyszę. Latem jest chłodno, zimą ciepło”.

Ekonomia życia w wielkiej płycie: dlaczego ludzie zostają

Dla większości mieszkańców wielkiej płyty kwestia trwałości budynków to nie tylko sprawa techniczna, ale przede wszystkim ekonomiczna. Te mieszkania kosztują o 10-15% mniej niż inne na rynku wtórnym, a przy tym oferują coś, czego nie znajdziesz w nowych inwestycjach: lokalizację.

Pani Monika z rodzicami mieszka w bloku na Ursynowie od 30 lat. Teraz sama ma dzieci i mogłaby się wyprowadzić, ale nie chce. „Gdzie mam znaleźć taką lokalizację za takie pieniądze?” – pyta. „Metro pod nosem, szkola, przedszkole, poliklinika, parki. Na nowych osiedlach płacisz dwa razy więcej za mieszkanie w szczerym polu”.

To typowe podejście. Mieszkania w wielkiej płycie są tańsze, ale ich właściciele zyskują na infrastrukturze, którą budowano przez dziesięciolecia. Przedszkola, szkoły, przychodnie, sklepy, transport publiczny – wszystko to jest już gotowe i funkcjonuje.

Pan Grzegorz kupił mieszkanie w bloku z lat 70. jako inwestycję. „Najemcy ustawiają się w kolejce” – mówi. „Młodzi ludzie wolą płacić mniej za mieszkanie w dobrej lokalizacji niż więcej za kawalerkę na nowym osiedlu, gdzie trzeba dojeżdżać godzinę do pracy”.

Czego się bać: prawdziwe zagrożenia wielkiej płyty

Mimo optymistycznych prognoz, wielka płyta ma swoje rzeczywiste problemy techniczne, które mogą się nasilić w najbliższych latach.

Największym zagrożeniem jest korozja łączników stalowych. W budynkach wielkopłytowych elementy konstrukcyjne są połączone stalowymi prętami. jeżeli dostanie się do nich wilgoć – a przez dekady eksploatacji prawie zawsze się dostaje – może dojść do korozji osłabiającej stabilność budynku.

Pani Jadwiga z Poznania dopiero co przeszła przez taki problem. „W mieszkaniu zaczęły pojawiać się pęknięcia w ścianach” – opowiada. „Najpierw cienkie, potem coraz szersze. Zarząd zlecił ekspertyzę i okazało się, iż trzeba wzmocnić połączenia między płytami. Kosztowało to spółdzielnię 200 tysięcy złotych”.

Drugim problemem jest wilgoć. Bloki z wielkiej płyty były początkowo słabo ocieplone, co prowadziło do zawilgocenia i degradacji struktury betonu. jeżeli proces się nasili, może dojść do wykruszenia się fragmentów konstrukcji.

Trzeci problem to zużycie instalacji. Piony wodno-kanalizacyjne, elektryka i wentylacja w wielu blokach pochodzą jeszcze z czasów budowy i są na granicy wytrzymałości.

Czy warto inwestować: dla kogo wielka płyta ma sens

Mieszkanie w wielkie płycie to dziś świadomy wybór, a nie konieczność jak pół wieku temu. Ma swoją logikę ekonomiczną, ale nie dla wszystkich.

Sprawdza się dla młodych ludzi, którzy chcą mieszkać w mieście, ale nie stać ich na drogie mieszkania w nowych inwestycjach. Sprawdza się też dla osób starszych, które cenią sobie rozbudowaną infrastrukturę i znajome środowisko.

Pani Ola ma 28 lat i właśnie kupiła mieszkanie w bloku z 1976 roku. „Znajomi mówili, iż zwariowałam, ale ja widziałam liczby” – tłumaczy. „Za te same pieniądze dostałabym kawalerkę na Białołęce albo dwupokojowe mieszkanie na Ursynowie. Wybór był oczywisty”.

Z kolei pan Stanisław, emerytowany inżynier, świadomie przeprowadził się z domu jednorodzinnego do bloku. „W moim wieku nie chce mi się zajmować ogrodem i naprawami” – wyjaśnia. „Tutaj wszystko mam pod ręką, nie muszę jeździć samochodem, a administratorka załatwia większość spraw”.

Natomiast dla rodzin z małymi dziećmi wielka płyta może być problematyczna ze względu na słabą izolację akustyczną i małe pokoje.

Przyszłość: druga młodość czy stopniowy upadek?

Przyszłość wielkiej płyty zależy od dwóch czynników: pieniędzy na modernizację i podejścia samorządów.

Optymistyczny scenariusz zakłada systematyczne remonty współfinansowane z budżetu państwa i funduszy unijnych. Wtedy bloki mogą rzeczywiście służyć przez następne dziesięciolecia, będąc znacznie bardziej efektywne energetycznie niż dziś.

Pesymistyczny scenariusz to stopniowa degradacja budynków, których mieszkańcy nie będą mieć pieniędzy na kosztowne remonty. W takim przypadku wielka płyta może przekształcić się w strefy biedy.

Andrzej Roch Dobrucki, prezes Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa, jest ostrożnym optymistą: „Nie popadałbym w huraoptymizm, ale daleki jestem też od katastroficznych wizji. Nic się nie zawali, o to możemy być spokojni. Pytanie tylko, czy będziemy mieć pieniądze na utrzymanie tych budynków w dobrym stanie”.

Kluczowe będą decyzje podejmowane w najbliższych latach. jeżeli spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe będą systematycznie inwestować w modernizację, wielka płyta może przeżyć drugą młodość. jeżeli będą odkładać remonty, problemy będą narastać lawinowo.

Życie po wielkiej płycie: co by się stało, gdyby jednak runęła?

Czasem warto zadać sobie pytanie: co by się stało, gdyby pesymiści mieli rację i wielka płyta rzeczywiście zaczęła masowo się sypać?

Odpowiedź jest przerażająca. 11 milionów ludzi to niemal połowa wszystkich mieszkańców miast w Polsce. Gdzie mieliby się podziać? Polski rynek mieszkaniowy już dziś walczy z deficytem lokali i wysokimi cenami. Gdyby nagle trzeba było dostarczyć mieszkania dla takiej liczby ludzi, ceny nieruchomości eksplodowałyby.

Koszt rozbiórki i budowy nowych mieszkań dla 4 milionów gospodarstw domowych wynosiłby około 2 bilionów złotych – czyli mniej więcej tyle, ile wynosi cały roczny PKB Polski. To pokazuje skalę problemu i wyjaśnia, dlaczego modernizacja jest jedyną realistyczną opcją.

Pani Teresa z Ursynowa zrozumiała to podczas rozmowy z wnuczką. „Ona pyta, czy będzie mogła mieszkać w tym samym bloku co ja” – opowiada. „I ja jej odpowiadam: będziesz, kochanie. Ten dom będzie stał, gdy ja już mnie nie będzie. Może będzie wyglądał inaczej, może będzie miał panele słoneczne na dachu i nowe okna. Ale będzie”.

To jest prawdziwa przyszłość wielkiej płyty – nie dramatyczny koniec, ale ewolucja. Te budynki, które zaczęły jako tymczasowe rozwiązanie kryzysu mieszkaniowego, mogą stać się trwałym elementem polskich miast. Pod warunkiem, iż będziemy o nie dbać.

Idź do oryginalnego materiału