Michalinka: Coraz więcej mam

goniec.net 18 godzin temu

Przyjechaliśmy z kraju biednego, gdzie wszystko się naprawiało, przerabiało, nicowało, bo niczego nie było. I potem buch! Rzeczy do ogłupienia. Moja dwuletnia córka poszła po raz pierwszy do sklepu w Kanadzie i zaczęła zbierać wszystkie zabawki do koszyka, i to szybko, żeby nie zabrakło, i żeby inni nie wykupili. Ta sama córka długo jeszcze po przyjeździe do Kanady ustawiała zwierzątka w kolejkę. Na pytanie co to za zabawa, odpowiadała: kolejka po masło. No i tak niektórym zostało.

Kupowaliśmy wszystko i wszędzie, byle tanio, a najlepiej za darmo. Jeden z moich dawnych znajomych jeździł po wyprzedażach garażowych (garage sales) nie na początku, kiedy można dostać naprawdę dobrze rzeczy za grosze, tylko na koniec, albo choćby po, bo często wtedy to co nie poszło było wystawiane za darmo. Ileż tego nie nazbierał! Suszarek do włosów to miał chyba kilka tuzinów. Ile z nich pracowało, tego nie wiedział, ale miał. Najpierw porozwieszane na haczykach w piwnicy (basement), a potem jak potrzebował miejsca na lepsze rzeczy, takie jak radia tranzystorowe, czy wielgachne i niemiłosiernie ciężkie telewizory, to przeniósł suszarki do garażu. Pokazywał je z dumą. Każda odwiedzająca pani mogła sobie jedną wybrać, a potem sprawdzić w domu czy pracuje. Takie miał pokrętne hobby! A jak nie pracuje, to co? Polecał swojego znajomego, które takie małe elektryczne urządzenia naprawiał. To iż naprawa kosztowała prawie tyle co nowa suszarka sprowadzona z Chin, już go nie interesowało. Miał głęboko zakorzeniony wzór, iż trzeba zbierać i trzeba naprawiać.

Po latach nagromadził tyle, iż ani piwnica, ani garaż mu nie wystarczały. Wypożyczył mały kontener. Ale to nie był koniec, bo niedługo miał jeszcze więcej, więc wypożyczył komórkę (rental space). I gdyby nie wiek, a z nim idąca konieczność przeprowadzenia się do jednopokojowego mieszkanka w domu dla seniorów, to z pewnością gromadziłby dalej. Takie gromadzenie dawało mu poczucie sytości i bezpieczeństwa. Jak ma – to w razie czego zawsze coś sprzeda, wymieni, naprawi. To, iż czasy się zmieniły, i bezwartościowa nadprodukcja zalała nasze życie nic dla niego nie znaczyła.

No i co tu zrobić z tymi dobrami? Poradziłam mu, żeby pojechał do Polski na miesiąc i zatrudnił firmę zajmującą się sprzątaniem. Nie chciał o tym słyszeć. Poradziłam mu, aby po trochu rozdawał swoje rzeczy – ale nikt tego nie chciał, bo i tak każdy miał za dużo. Poradziłam mu, aby się ogłaszał na Internecie, ale on od Internetu stronił, poza tym byłby pewnie taki sam efekt jak próba rozdawania – nie ma chętnych za szajs, choćby za darmo.
I co? Myślicie, iż znalazło się rozwiązania?

Mój znajomy postanowił zostać w swoim domu, i przeznaczyć jeden pokój na spokojne przeglądanie swoich bogactw. Jestem tym przerażona, bo wiem jak to się skończy. jeżeli ktoś/coś tego ciągu nie przerwie, to i ten, i jeszcze następny pokój zostanie zapełniony badziewiem. Ale jak zmienić głęboko zakorzenione zwyczaje?
To chyba najtrudniej.

Sama zawsze jeżdżę z prawie pełnym bakiem benzyny, bo a nuż? A Może wskazówka jest zepsuta, a może nie będzie paliwa w stacji benzynowej, a może dron nadleci i nie będzie prądu? Wiecie o czym mówię. Ta obawa – a to wojna, a to powstanie, a to więzienie – już zawsze będzie nade mną wisieć. Tak jak i nad tym gościem, który szuka bezpieczeństwa i spokoju w otaczaniu się bezużytecznym badziewiem. Obecny kryzys polega na nadprodukcji, wszyscy mamy za dużo rzeczy, a za mało wartości.

[email protected]

Idź do oryginalnego materiału