Mieszkasz w bloku? Kontrolerzy z termometrami ruszają do akcji. Spółdzielnia może tego zażądać

8 godzin temu

Zima dopiero się zaczyna, a już słychać o nowych kontrolach w polskich blokach. Tym razem nie chodzi o dym z kominów, ale o… temperaturę w mieszkaniach. Spółdzielnie zapowiadają, iż będą chodzić po lokalach z termometrami. Powód? Drastycznie rosnące rachunki za ogrzewanie i podejrzenia, iż część lokatorów celowo wychładza swoje mieszkania.

Fot. Shutterstock / Warszawa w Pigułce

Podstawy prawne do takich działań istnieją od ponad 20 lat, ale dopiero teraz zarządcy postanowili z nich skorzystać. Wysokie ceny energii, coraz dokładniejsze rozliczenia i nowoczesne czujniki sprawiły, iż temat powrócił ze zdwojoną siłą. Celem jest jedno – skończyć z tzw. wampiryzmem cieplnym, czyli sytuacją, w której jedni oszczędzają kosztem drugich.

Kiedy oszczędność staje się problemem

Na pierwszy rzut oka wydaje się, iż każdy ma prawo do decydowania o temperaturze w swoim mieszkaniu. Ale w budynkach z centralnym ogrzewaniem to nie takie proste. Gdy ktoś zakręca kaloryfery i utrzymuje w pokoju np. 12°C, system grzewczy reaguje jak na ubytek ciepła. Czujniki we węźle zwiększają moc, by utrzymać średnią temperaturę w pionach. Efekt? Ci, którzy grzeją normalnie, zużywają więcej i płacą także za tych, którzy grzeją się cudzym kosztem.

Takie mieszkanie działa jak chłodnica – odbiera ciepło przez ściany, stropy i piony od sąsiadów. Zimne powierzchnie sprzyjają też wilgoci i pleśni, która z czasem przenika do kolejnych lokali. Spółdzielnie coraz częściej podkreślają, iż nie chodzi tylko o komfort, ale o bezpieczeństwo konstrukcji budynku.

Skąd się wzięło prawo do kontroli

Wbrew pozorom spółdzielnie nie wymyśliły tych zasad teraz. Obowiązek utrzymywania minimalnej temperatury w pomieszczeniach zapisano w rozporządzeniu Ministra Infrastruktury z 12 kwietnia 2002 roku. W paragrafie 134 określono, iż w pokojach i kuchniach powinno być co najmniej 20°C, a w łazienkach 24°C.

To właśnie ten zapis stał się podstawą do egzekwowania temperatury w lokalach. Wspólnoty i spółdzielnie zaczęły wpisywać go do swoich regulaminów, dodając konkretne sankcje. Dziś, przy cenach energii sięgających rekordów, zarządcy coraz częściej sięgają po ten przepis.

Nie ma więc osobnego „zakazu wampiryzmu cieplnego”, ale są normy, które w praktyce działają tak samo. jeżeli ktoś utrzymuje temperaturę zbyt niską i przez to wychładza ściany, łamie przepisy dotyczące użytkowania budynku. Spółdzielnia może wtedy żądać przywrócenia adekwatnej temperatury, a choćby obciążyć kosztami kontroli i pomiarów.

Jak wygląda kontrola w praktyce

Pierwszy sygnał o problemie zwykle przychodzi od sąsiadów. Ktoś zgłasza, iż ściana do jednego mieszkania jest lodowata albo iż w pionie grzejniki grzeją nierówno. Zarządca weryfikuje zużycie z podzielników i ciepłomierzy, a jeżeli dane się potwierdzają – kieruje do lokalu kontrolerów.

Inspektorzy sprawdzają temperaturę w pokojach, łazienkach i na przegrodach ściennych. Coraz częściej używają kamer termowizyjnych i czujników, które automatycznie zapisują pomiary. W razie potrzeby sprawdzają też odpowietrzenie instalacji, działanie zaworów i ustawienia głowic termostatycznych.

Jeśli kontrola potwierdzi zbyt niską temperaturę, właściciel lokalu otrzymuje wezwanie do jej podniesienia. Gdy to nie pomaga, zarządca nalicza opłatę ryczałtową lub karę porządkową. W przypadkach skrajnych – gdy wychłodzenie grozi uszkodzeniem ścian lub rozwojem grzyba – sprawa trafia do nadzoru budowlanego.

Co grozi za ignorowanie przepisów

Najczęstszą karą jest dodatkowa opłata w rozliczeniu za ciepło – od kilkuset do choćby tysiąca złotych. Spółdzielnie mają prawo zastosować ryczałt, jeżeli zużycie energii cieplnej w lokalu jest nienaturalnie niskie. W niektórych regulaminach pojawiają się też zapisy o karach porządkowych za uporczywe wychładzanie pomieszczeń.

Jeśli w wyniku takiego zachowania powstanie zawilgocenie lub zniszczenia ścian, wspólnota może zażądać od właściciela pokrycia kosztów naprawy. W skrajnych sytuacjach w grę wchodzi postępowanie cywilne o odszkodowanie.

Jak spółdzielnie dzielą koszty

W większości budynków z centralnym ogrzewaniem rachunek dzieli się na część stałą i zmienną. Stała obejmuje moc zamówioną i ogrzewanie pionów, natomiast zmienna zależy od indywidualnego zużycia. jeżeli w budynku pojawia się problem z nierównym ogrzewaniem, spółdzielnie zwiększają udział części stałej, by zredukować wpływ skrajnych zachowań.

Niektóre wprowadzają też minimalny próg opłat – np. 70 proc. średniego zużycia dla danego budynku. Dzięki temu nikt nie może zejść do zera, choćby jeżeli przez cały sezon miał zakręcone grzejniki. Z kolei lokale skrajne, które tracą więcej ciepła przez ściany zewnętrzne, często otrzymują korekty in plus.

Takie rozwiązania mają zapobiec sytuacjom, w których jedni mieszkańcy płacą rachunki dwa razy wyższe od innych, mimo iż ogrzewają te same metry.

Nowoczesne narzędzia do walki z marnowaniem ciepła

Współczesne spółdzielnie coraz częściej korzystają z technologii. Nowe podzielniki zużycia i czujniki temperatury pozwalają śledzić dane w czasie rzeczywistym. jeżeli system wykryje, iż w mieszkaniu panuje stale 14°C, zarządca od razu otrzymuje powiadomienie.

Niektóre wspólnoty instalują czujniki w klatkach schodowych i piwnicach, by wychwycić anomalie cieplne. Takie pomiary pokazują, które lokale oddają najwięcej ciepła i gdzie warto wysłać kontrolę. W efekcie mniej pieniędzy ucieka z systemu, a rozliczenia stają się bardziej sprawiedliwe.

Co może zrobić lokator

Oszczędzanie jest w porządku, dopóki nie szkodzi innym. Zamiast zakręcać kaloryfery do zera, lepiej ustawić głowice termostatyczne na 19–20°C. Warto też regularnie wietrzyć mieszkanie – krótko, ale intensywnie – by uniknąć wilgoci.

Jeśli zauważysz, iż ściany w Twoim mieszkaniu robią się zimne lub wilgotne, zgłoś to do spółdzielni. Może to oznaczać problem z równoważeniem instalacji, a nie tylko „zimnego sąsiada”. Wczesna interwencja chroni przed grzybem i kosztownym remontem.

Co to oznacza dla Ciebie

Kontrole temperatury w blokach to nie kaprys zarządców, ale próba opanowania rosnących kosztów ciepła. Dla przeciętnego mieszkańca oznacza to konieczność utrzymywania umiarkowanej, ale stabilnej temperatury w lokalu. Nie chodzi o luksusowe 24°C, tylko o zdrowe minimum, które nie szkodzi budynkowi i portfelom sąsiadów.

Oszczędności można szukać gdzie indziej – w uszczelnieniu okien, wymianie termostatów czy lepszym harmonogramie grzania. Ale zamienianie mieszkania w lodówkę to prosta droga do kłopotów. Bo choć rachunek może na chwilę spaść, to później wróci z odsetkami – w postaci dopłat, grzyba na ścianach i konfliktów z sąsiadami.

A w tym sezonie grzewczym jedno jest pewne: jeżeli ktoś liczy, iż ukryje się w chłodzie, może się zdziwić, gdy do drzwi zapuka kontroler z termometrem.

Idź do oryginalnego materiału