Miliony Polaków spodziewa się kopert grozy. Jesień może przynieść gigantyczne podwyżki

9 godzin temu

Zarządy spółdzielni mieszkaniowych wstrzymały się z podwyżkami na początku 2025 roku. Prawdziwy rachunek mieszkańcy dostaną jesienią. Eksperci ostrzegają przed szokiem cenowym.

Fot. Warszawa w Pigułce

Pierwsze miesiące 2025 roku przyniosły mieszkańcom bloków względny spokój. Zamiast zapowiadanych dramatycznych podwyżek większość spółdzielni ograniczyła się do symbolicznych korekt albo w ogóle zrezygnowała z podnoszenia opłat. To jednak była tylko cisza przed burzą – prawdziwe rachunki przyjdą jesienią, gdy zarządy przedstawią plany na 2026 rok.

Łagodna zima dała spółdzielniom doskonały pretekst do odroczenia trudnych decyzji. Niższe rachunki za ogrzewanie pozwoliły na pokrycie części kosztów z zaoszczędzonych pieniędzy. Zarządy chętnie chwaliły się tym przed mieszkańcami, prezentując się jako odpowiedzialni gospodarze. W rzeczywistości był to tylko manewr taktyczny, który pozwolił na uniknięcie konfrontacji z lokatorami.

Zarządy grały na czas i wygrały

Kluczową rolę odegrała presja społeczna. Pamięć protestów mieszkańców z końca 2024 roku sprawiła, iż zarządy wolały poczekać z niepopularnymi decyzjami. Część spółdzielni wprowadziła podwyżki już wcześniej, pod koniec ubiegłego roku, co dało im argumenty za utrzymaniem obecnych stawek.

Mieszkańcy odetchnęli z ulgą, myśląc iż najgorsze mają za sobą. Tymczasem fundamentalne problemy finansowe spółdzielni wcale nie zniknęły. Wzrost płacy minimalnej do 4666 złotych, z planowanym dalszym podnoszeniem do 4806 złotych, generuje ogromne koszty. Każdy konserwator, sprzątaczka czy pracownik ochrony musi dostać podwyżkę, co w skali większej spółdzielni oznacza setki tysięcy złotych dodatkowych wydatków rocznie.

Równocześnie drastycznie drożeją media i usługi. Woda podrożała o 12-13 procent, energia elektryczna skoczyła o ponad 21 procent, a gaz o prawie 17 procent. Materiały budowlane, usługi remontowe, przeglądy techniczne – wszystko systematycznie drożeje, a rachunki muszą w końcu zostać uregulowane.

Jesienne walne zgromadzenia przyniosą wyrok

Moment prawdy nadejdzie między wrześniem a listopadem 2025 roku. To wtedy odbywa się większość walnych zgromadzeń, podczas których zarządy przedstawią mieszkańcom plany finansowe na kolejny rok. W wielu przypadkach odkładane przez miesiące podwyżki będą musiały zostać przegłosowane, bo alternatywą jest zadłużenie spółdzielni.

Najbardziej ucierpią mieszkańcy starych bloków z wielkiej płyty. Fundusze remontowe w wielu miejscach są już na wyczerpaniu, a lista pilnych napraw rośnie z każdym miesiącem. Przeciekające dachy, pękające rury, odpadające tynki, wymiana wind – to wszystko kosztuje fortunę, którą ktoś musi zapłacić.

Eksperci przewidują wzrosty opłat rzędu 5-8 procent, ale w spółdzielniach wymagających pilnych remontów podwyżki mogą sięgnąć choćby 15-20 procent. Dla przeciętnej rodziny to oznacza dodatkowe 100-200 złotych miesięcznie, co przy obecnej inflacji może być ciosem nie do udźwignięcia.

Mieszkańcy mają jeszcze czas na działanie

Mieszkańcy nie są całkowicie bezradni. najważniejsze jest aktywne uczestnictwo w życiu spółdzielni już teraz, a nie dopiero gdy padną konkretne propozycje podwyżek. Warto chodzić na zebrania, zadawać niewygodne pytania, żądać szczegółowych wyjaśnień każdego wydatku.

Grupy mieszkańców mogą wspólnie negocjować umowy z dostawcami usług. Często okazuje się, iż porównanie ofert różnych firm pozwala zaoszczędzić kilka procent, co w skali całego osiedla daje tysiące złotych. Aktywni lokatorzy potrafią też wymusić bardziej racjonalne gospodarowanie funduszami.

Warto sprawdzić, ile spółdzielnia wydaje na administrację, ile środków znajduje się w funduszu remontowym. Niektóre wydatki można ograniczyć lub przesunąć w czasie, co pozwoli na rozłożenie kosztów na dłuższy okres.

Rosnące koszty przy ograniczonych możliwościach finansowych mieszkańców to mieszanka wybuchowa. Niektóre zarządy mogą mieć problemy z płynnością finansową, co zmusi je do jeszcze drastyczniejszych podwyżek lub zadłużania się.

Rząd nie planuje systemowej pomocy dla sektora mieszkaniowego. Spółdzielnie muszą radzić sobie same, co w praktyce oznacza przerzucanie wszystkich kosztów na lokatorów. Alternatywą jest zadłużanie się, ale to tylko odwleka problem i czyni go jeszcze większym.

Najbliższe miesiące pokażą, czy zarządy spółdzielni potrafią pogodzić potrzeby remontowe z możliwościami finansowymi mieszkańców. Jedno jest pewne – era taniego mieszkania w bloku definitywnie się kończy. Pytanie tylko, jak bolesny będzie ten koniec dla milionów polskich rodzin, które za kilka miesięcy dostaną rachunki nie do zapłacenia.

Idź do oryginalnego materiału