Millenialsi powinni przygotować się na dramat. System może się dla nich zawalić

3 godzin temu

Dla wielu dzisiejszych 30- i 40-latków emerytura wydaje się odległym tematem. Większość skupia się na dzieciach, pracy, kredytach i codziennym ogarnianiu życia. Ale jedno jest pewne – to właśnie oni będą pierwszym pokoleniem, które bezpośrednio odczuje skutki demograficznej katastrofy, która już się zaczęła.

Fot. Obraz zaprojektowany przez Warszawa w Pigułce, wygenerowany w DALL·E 3.

Prognozy są jednoznaczne. Do 2060 roku Polska może stracić 6,7 miliona obywateli. W 2050, kiedy obecni Millenialsi zaczną masowo przechodzić na emeryturę, kryzys osiągnie kulminację. I to nie będzie tylko problem „tych po nas” – to będzie ich rzeczywistość.

Mniej ludzi = mniej pracy = mniej emerytur

Demografia działa brutalnie: mniej dzieci oznacza mniej pracowników. A mniej pracowników oznacza mniej składek na system emerytalny. Za 25 lat obecni 40-latkowie będą chcieli odebrać emerytury – ale jeżeli nic się nie zmieni, nie będzie komu ich finansować.

Bez reform i dzieci grozi nam scenariusz, w którym emerytury będą symboliczne, wiek emerytalny wzrośnie niezależnie od woli polityków, system zdrowia nie poradzi sobie z liczbą seniorów, a ci, którzy nie oszczędzili na własną rękę, zostaną z niczym.

Millenialsi – pokolenie przejściowe, które dostanie rykoszetem

Dzisiejsi 30- i 40-latkowie są w najgorszym możliwym miejscu: za starzy, by jeszcze skorzystać z młodego systemu, za młodzi, by nie martwić się o starość. W najgorszym scenariuszu millenialsi będą musieli dłużej pracować, opiekować się starzejącymi się rodzicami, utrzymywać dzieci coraz dłużej (studia, start życiowy), a na końcu – mierzyć się z własną starością w świecie, w którym liczba młodych dramatycznie spadnie. W praktyce to oznacza więcej obowiązków, mniej wsparcia, większe obciążenia. I to wszystko jeszcze przed emeryturą.

Każdy Millenials powinien dziś zadać sobie pytanie: co zrobię, jeżeli moja emerytura z ZUS wyniesie 1000 zł miesięcznie? Bo to nie jest czarny scenariusz – to wariant podstawowy przy obecnych trendach.

Co można zrobić?

  • Oszczędzać prywatnie, choć to trudne przy inflacji i kosztach życia. Istnieją programy takie jak IKE i IKZE, które choćby przy niewielkich składkach pozwolą zniwelować skutki niskich emerytur. Na oficjalniej stronie IKZE istnieje kalkulator, który pozwala na obliczenie wypłaty po przejściu na emeryturę. Przy 12-procentowej stawce podatku dochodowego i niewielkiej wpłacie 100 zł miesięcznie na konto IKZE, obecni 40-latkowie otrzymają dodatkowo 974 zł co miesiąc przez 10 lat i 487 zł przez 20 lat. Dodatkowo będą mogli odliczyć łącznie 3 600 zł podatku dochodowego. o ile zdecydują się na 500 zł wpłaty kwoty zmienią się diametralnie na 4 868 i 2 434 zł oraz 18 tys. zł odliczenia. o ile ktoś jest w stanie odłożyć i wpłacić aż 1 000 zł co miesiąc dodatkowa emerytura wyniesie aż 9 736 zł w okresie 10 lat i 4 668 zł przez 20 lat oraz odliczy 36 tys. zł od podatku dochodowego. To bardzo przyzwoita kwota, ale trzeba pamiętać, iż to tylko prognozy.
  • Rozważyć inne źródła dochodu na starość – najem, pasywne przychody, inwestycje.
  • Inwestować w zdrowie, bo za 20 lat prywatna opieka może być jedynym realnym wsparciem.

Więcej seniorów niż dzieci. I to wcale nie za 100 lat

W wielu powiatach już dziś liczba dzieci spadła poniżej liczby osób powyżej 65. roku życia. Ten trend się pogłębia. W 2050 roku na jednego pracującego może przypadać choćby dwóch emerytów. To liczby, których nie da się przeliczyć na realny, wypłacalny system.

Służba zdrowia się zatka. Kolejki do specjalistów i operacji wydłużą się jeszcze bardziej. A miejsc w domach opieki nie będzie. Pokolenie, które całe życie miało być „elastyczne” i „odporne na zmiany”, dostanie w końcu ścianą demograficznego faktu.

A może emigracja? Niekoniecznie

Coraz więcej Millenialsów rozważa wyjazd za granicę nie tylko dla lepszych zarobków, ale dla bezpieczeństwa na starość. Kraje, które już teraz reformują systemy emerytalne, tworzą silne fundusze społeczne i zachęcają do oszczędzania, mogą być dla nich realną alternatywą. Trzeba jednak pamiętać, ze coraz więcej państw po pierwsze podwyższa wiek emerytalny, a po drugie one też mierzą się z kryzysem demograficznym więc nie wiadomo jak będzie wyglądał system za kilkanaście lat.

W Unii Europejskiej niemal wszystkie kraje zmagają się z ujemnym przyrostem naturalnym, czyli sytuacją, w której rodzi się mniej osób, niż umiera. choćby tam, gdzie ogólna liczba ludności rośnie, najczęściej dzieje się to dzięki migracji, a nie rzeczywistemu wzrostowi urodzeń. Polska, Niemcy, Włochy, Hiszpania, Grecja, Portugalia – wszystkie te kraje mają ujemny przyrost naturalny i spadającą dzietność (1,2–1,4). Mimo to, kilka państw notuje dodatni lub zbliżony do zera przyrost naturalny, choć są to wyjątki. W Irlandii dzietność wynosi 1,9. To jeden z największych wskaźników we wspólnocie, który pozwala na utrzymanie obecnej liczny obywateli. Cypr mimo dzietności 1,3 przez długi czas będzie stabilny dzięki niskiemu ogólnego wieku społeczeństwa. Bilans jest więc bliski zeru. To jednak jedyne dwa kraje, które w Unii Europejskiej mają na razie stabilną demografię.

Przyszłość nie nadejdzie – ona już trwa

Dla pokolenia Millenialsów czas się kurczy. Nie chodzi o przyszłość wnuków – chodzi o ich własną emeryturę, ich opiekę medyczną, ich komfort życia za 20–30 lat. Demografia nie jest już abstrakcją. Jest codziennością, która skrada się po cichu.

Jeśli rządzący nie zaregują, to przyszłość po prostu nas przegapi. A wtedy będzie za późno na zmiany, plany i nadzieje. Zostanie tylko rachunek do zapłacenia – finansowy, społeczny i osobisty.

Idź do oryginalnego materiału