
Siła, pokora i pasja, czyli wojownik z wielkim sercemSą w życiu młodych ludzi takie momenty, które zmieniają ich na zawsze. Dla Szymona Żaka – dziś dwukrotnego wicemistrza Polski w Muay Thai – takim momentem był dzień, w którym po raz pierwszy stanął na macie. Zwykły trening, który miał być tylko próbą czegoś nowego, okazał się początkiem drogi, która ukształtowała go jako sportowca i człowieka. Szymon miał wtedy 13 lat. Nie ciągnęła go piłka nożna ani koszykówka. Szukał czegoś bardziej intensywnego, wymagającego odwagi. W Muay Thai – tajskiej sztuce walki pełnej tradycji, symboli i filozofii – odnalazł to, czego podświadomie szukał: wyzwanie, rytm, kulturę oraz równowagę między siłą a spokojem.
Pokora, którą daje sport
Początki nie były łatwe. – Było bardzo ciężko. Kondycja, technika, wszystko kulało – bez litości dla siebie – podsumowuje Szymon. Ale z każdym tygodniem coś się w nim zmieniało. Rosła wytrzymałość. Rosła pewność siebie. I co najważniejsze – rosła pasja. Pierwsze zawody okazały się dla Szymona prawdziwą lekcją pokory. Pojechał z przekonaniem, iż „może jakoś pójdzie”, ale trafił na przeciwnika znacznie bardziej doświadczonego. Przegrał. I właśnie ta porażka stała się paliwem do dalszej pracy. – Zrozumiałem, iż nic nie przychodzi od razu. Trzeba czasu, cierpliwości i pracy. Dużo pracy – tak dzisiaj mówi już z mistrzowskiej pozycji.
Muay Thai – nie tylko sport
Muay Thai dało mu trzy wartości, które wymienia jednym tchem: pokorę, szacunek i cierpliwość. Szacunek – do rywala, do trenera i wreszcie – do samego siebie. Cierpliwość, bo technika i umiejętności dojrzewają powoli jak dobre rzemiosło. I przede wszystkim pokorę, bo każda porażka może być początkiem zwycięstwa oraz lekcją, która prowadzi jeszcze dalej. Uczy konsekwencji i tego, iż – podobnie jak życiu – nie warto się poddawać. Szymon nie ukrywa, iż treningi stały się dla niego czymś więcej niż zajęciami fizycznymi. Pomogły mu także w trudniejszych momentach życia.
– Gdy emocje brały górę, biegłem na trening. Uderzanie w worek, poczucie skupienia, wyrównany oddech – działały jak terapia. To była moja oaza. Mogłem się oczyścić, wyciszyć, zapomnieć o wszystkim – wspomina młody mężczyzna, którego fascynuje również szerszy, holistyczny wymiar Muay Thai. Rytuał Wai Khru, czyli taniec wdzięczności wykonywany przed walką w hołdzie trenerom i całej tradycji – traktuje z ogromnym szacunkiem. – To nie jest tylko sport. To część kultury. To jest piękna strona tego sportu – podsumowuje oddany swojej pasji – Szymon.
Sukcesy i głód walki
Dziś uczeń Zespołu Szkół Technicznych i Przyrodniczych ma na koncie dwa tytuły Wicemistrza Polski Juniorów. To ogromne osiągnięcie. Ale, jak sam przyznaje, czuje lekki niedosyt i ma świadomość, iż złoto było „na wyciągnięcie ręki”.
– Mam nadzieję, iż za trzecim razem je zdobędę – mówi z uśmiechem, w którym widać determinację. Trenuje dalej. Startuje w zawodach. Każda walka jest lekcją. Każdy sparing – krokiem naprzód. Choć Muay Thai gra w jego życiu pierwsze skrzypce, nie jest jedyną pasją. Szymon gra na gitarze i słucha metalu. To jego drugi świat – głośniejszy, surowy, pełen energii. Idealnie pasuje do rytmu ciężkich treningów, a młody chłopak uwielbia łączyć te dwa światy. Interesuje się również historią, szczególnie okresem II Wojny Światowej, a także twórczością Andrzeja Sapkowskiego. „Wiedźmin” jest jego ulubionym uniwersum – gry, książki, karty, wszystko, co związane z tym światem.
Ludzie, którzy pokazują drogę
Szymon z ogromną wdzięcznością mówi o swoim trenerze, panu Tomku. To osoba, która potrafi dotrzeć do niego zarówno podczas treningu, jak i w trakcie walki. – Umie mnie ogarnąć między rundami. Umie mnie obudzić. Dużo mu zawdzięczam – i to, jak walczę, i to, jaki jestem – jednoznacznie podsumowuje mistrza – wdzięczny uczeń. Nie zapomina też o kolegach z klubu – tych mocniejszych, szybszych, bardziej doświadczonych. To dzięki treningom z nimi rośnie najszybciej. – Jestem im wdzięczny za wszystko. Pomogli mi dojść tu, gdzie jestem – dojrzale diagnozuje Szymon. Natomiast o przyszłości mówi spokojnie. Rozważa studia może logistyczne, może wojskowe. Ale jedno wie na pewno: chce dalej walczyć, trenować i stawać się lepszy. I nie musi decydować już dziś. Bo najważniejsze jest to, iż znalazł swoją drogę. Drogę, która uczy odwagi, konsekwencji, pracy nad sobą. Drogę, która kształtuje go – sportowo i życiowo. Powodzenia Szymonie.

1 godzina temu














