Młodzież z Gminy Lubin pamięta o swoich przodkach

5 godzin temu

Spośród 40 nadesłanych prac w konkursie na drzewo genealogiczne rodziny, organizatorzy konkursu nagrodzili 13 najlepszych. Wszystkie wyróżnione prace możecie teraz zobaczyć na wystawie w Urzędzie Gminy Lubin. Konkurs to część obchodów II Dnia Osadnika.

Dzień Osadnika został ustanowiony przez wójta gminy Tadeusza Kielana, by uhonorować mieszkańców, którzy przed laty przyjechali na teren dzisiejszej gminy, tu zbudowali swoje domy, założyli rodziny i dali początek kolejnym pokoleniom. Wielu z nich już nie ma wśród nas, ale pamięć o tragicznych losach, trudach życia w trakcie i po wojnie wciąż trwa.

Konkurs na drzewo genealogiczne to jeden z elementów tegorocznych obchodów Dnia Osadnika. Zanim uczestnicy przystąpili do wykonania swoich drzew i poznawania losów rodzin dowiedzieli się dlaczego jest to tak ważne by wiedzieć gdzie sięgają nasze korzenie, a pomogła im w tym Monika Bisek-Grąz, kulturoznawca i folklorysta.

– Na Dolnym Śląsku bardzo ważne jest to by wiedzieć skąd przybyli nasi dziadkowie, skąd pochodzą pradziadkowie, bo każdy kto tu przybył po II wojnie światowej miał swoje wierzenia, swoje tradycje, czasami choćby swój język. Tak naprawdę my jesteśmy wypadkową tego zderzenia kulturowego i tych wszystkich relacji i związków, jakie miały miejsce po wojnie. Aby odpowiedzieć sobie na pytanie kim jestem, trzeba wiedzieć skąd pochodzi moja rodzina. To jest podstawa – powiedziała Monika Bisek-Grąz, przyznając, iż coraz więcej młodych ludzi, już studentów, jest zainteresowana tym skąd się wzięli i gdzie są ich korzenie. – Młodzież akceptuje wielopokoleniowe dziedzictwo. Widzimy to na co dzień choćby w podejściu do rzeczy „poniemieckich”. Dawniej to było coś złego, dziś to podejście mocno się zmienia i wiele „poniemieckich” rzeczy staje się wartościowych.

Uczestnicy konkursu mieli za zadanie – w miarę możliwości dotrzeć jak najdalej w linii prostej do swoich przodków. Można było porozmawiać z dziadkami i pradziadkami jeżeli jeszcze żyją. Nie jest to łatwa praca, ale przy okazji rozmów prowadzonych chociażby przy okazji spotkań rodzinnych, otwiera się drzwi do zupełnie innego świata – do czasów wojennych, rodzinnych tragedii i dni wyzwolenia, gdzie każdy z tu przybyłych zaczynał od nowa. Takie rozmowy mają ogromny wpływ również na najmłodszych mieszkańców.

– To jest nasza siła, nasi przodkowie przetrwali wojnę, czasy okupacji, przetrwali okres PRL-u. Jeszcze wcześniej były też powstania, zrywy narodowe, a choćby zabory. A teraz my tu jesteśmy – ta siła przodków, którzy za nami stoją, powinna nam powiedzieć, iż jesteśmy w stanie przetrwać wszystko – mówi Monika Bisek-Grąz. – Pamiętam jak jedna z dziewczynek powiedziała „Moja babcia to jest prawdziwa bohaterka. Jak ona mi powiedziała co przeżyła w czasie wojny to mi zrobiło się wstyd, iż martwiłam się tym, iż ma bluzkę nie w tym kolorze co chciałam”.

Na uroczystym rozdaniu wyróżnień autorom najlepszych drzew genealogicznych obecna była również Edyta Szymańska, która odegrała jedną z głównych ról w spektaklu „Nowe Korzenie”. To historia młodej kobiety, Katarzyny, która z ojcem i synem została przesiedlona z Kresów Wschodnich na teren dzisiejszej Gminy Lubin. Spektakl oparto na prawdziwych historiach pierwszych osiedleńców, a w aktorów wcielili się ich potomkowie.

– Katarzyna musiała przeżyć rozłąkę z ojcem i synem. Na stacji w Olejowie wsiedli do dwóch różnych wagonów i one zostały rozdzielone. Gdzie indziej pojechała Katarzyna, gdzie indziej jej bliscy. Ta historia skończyła się szczęśliwie, rodzina odnalazła się w Lubinie – mówi Edyta Szymańska, młoda mieszkanka gminy grająca główną bohaterkę. – Ten spektakl jest dla mnie szczególny. Jestem prawnuczką jednego z pierwszych osadników Gminy Lubin i z opowieści babci pamiętam jak ona poszukiwała swojego taty po wojnie. Moja babcia trafiła po wojnie w okolice Szczecina, a jej tato do Zimnej Wody. Dopiero w latach ’50 odnaleźli się w tym regionie.

Przy okazji obchodów Dnia Osadnika można zobaczyć również prace autorstwa artystki Moniki Polak, która za cel obrała sobie stworzenie portretów przesiedleńców. Jej obrazy malowane są ze zdjęć i pokazują ludzi z różnych części Polski, wysiedlonych ze swoich domów, których życie rzuciło w różne części kraju. Portrety mają również jedną charakterystyczną cechę – każdy z nich ma motyw odwzorowany ze starych tkanin.

– Te barwne płótna znajdowałam na strychach, w starych mieszkaniach, ale głównie w sklepach z odzieżą używaną – przyznaje autorka prac. – Są to obrusy, zasłony, skrawki tkanin, naznaczone duchem czasu, często podziurawione, ale wszystkie również skądś przybyły – dodaje Monika Polak.

Artystka namalowała portret Antoniny Buchty, jednej z ostatnich przesiedleńców z Gminy Lubin, która jako dziecko została na Sybir, by po wojnie wrócić do Polski i zamieszkać w Osieku.

– Żal mi tych, których już nie ma, którzy powinni być przede mną – powiedziała nam. – Trochę czuje się zażenowana, iż to moje zdjęcie teraz jest na głównym miejscu. To znaczy, iż zbliżamy się do jakiegoś punktu – mówi pani Antonina. – Ale takie upamiętnienie naszych losów jest dla nas bardzo ważne. Przyjechaliśmy tu, nie z własnej woli. Musieliśmy opuścić nasze domy. Czuję wielką dumę z tego, iż byłam wśród tych pierwszych osadników.

Idź do oryginalnego materiału