„Mówiła, iż do Jarosławia jeszcze wróci…” To już 12 lat od śmierci Ireny Jarockiej

11 miesięcy temu
W 2010 r. – dwa lata przed śmiercią, podczas koncertu „Powroty” po raz ostatni zaśpiewała w Jarosławiu. (Fot. Archiwum Grażyny Stopy)

Przed występami nie potrzebowała fryzjera czy kosmetyczki, a tylko chwili, by samej „zrobić się na Jarocką”. Z ciekawością zwiedzała m.in. tutejszy rynek i opactwo. To stąd zabrała do USA suszone borowiki. Kulisy wizyt Ireny Jarockiej w Jarosławiu odsłania GRAŻYNA STOPA, na której zaproszenie przyjeżdżała gwiazda.

– Irena Jarocka była…

– … ciepłą, serdeczną, wrażliwą kobietą. Przyjacielem każdego człowieka – niezależnie od tego czy znała go dobrze, mniej, czy w ogóle.

– Jak wyglądało wasze pierwsze spotkanie?

– To było 19 czerwca 2005 r., późny niedzielny wieczór, w przeddzień jej pierwszego koncertu w Jarosławiu, na który zaprosiłam ją jako prezes Stowarzyszenia „Grupa Poetycka”. Pojechałam po nią z moją dwudziestoletnią córką do Stalowej Woli, gdzie miała występ plenerowy. Po znaną i uznaną polską piosenkarkę wybrałyśmy się naszym… no dość przeciętnym autem, które okazało się jednak dla niej wygodne. Jak stwierdziła, świetnie odpoczęła podczas blisko dwugodzinnej podróży. Żartowałyśmy później z córką, iż warto w aucie zamontować tabliczkę: „wygodne”, a gdyby ktoś pytał skąd ten pomysł to można wątek rozwinąć (śmiech).

Irena Jarocka w jarosławskim opactwie – 2005 r.. (Fot. Archiwum Grażyny Stopy)

Wyjątkowy gość

– Czy będąc w naszych stronach miała czas na zwiedzanie?

– W rozmowie, po przyjeździe ze Stalowej Woli, Irena stwierdziła, iż w Jarosławiu nigdy wcześniej nie była. Bardzo interesowała się architekturą. Zaproponowałam więc spacer następnego dnia. Koncert był późnym popołudniem więc tuż po śniadaniu wybrałyśmy się „na miasto” (śmiech). Poprosiłam o pomoc zaprzyjaźnioną nauczycielkę historii z fantastyczną wiedzą o Jarosławiu – w dodatku pani ta była wówczas prezesem Stowarzyszenia Miłośników Jarosławia. Irena miała więc profesjonalnego przewodnika!

Zwiedziła Rynek słuchając opowieści o historii poszczególnych jego kamienic, jarosławskie opactwo, a także Bazylikę Matki Bożej Bolesnej. Tu sympatyczny dominikanin udostępnił „dla wyjątkowego gościa” choćby fragmenty kościoła objęte wtedy pracami konserwatorskimi.

– Miała coś z gwiazdy?

– Ależ skąd! Nie zachowywała się, jak gwiazda ani w czasie wcześniejszych rozmów telefonicznych, ani przy spotkaniu tym i następnych. Zresztą może to potwierdzić każdy, kto podczas jej koncertów u nas był, widział i z nią rozmawiał.

Była niezwykle subtelna, z uwagą słuchała każdego rozmówcy. To było u niej naturalne i na wskroś szczere.

Piosenkarka przed jarosławskim ratuszem. (Fot. Archiwum Grażyny Stopy)

Na potwierdzenie streszczę naszą rozmowę sprzed pierwszego koncertu w Jarosławiu, który uświetnił IV Salon Literacki. Zasadą Salonów było, iż w części poetyckiej prezentowana była autorsko bądź w wykonaniu np. zapraszanych aktorów twórczość młodzieży objętej opieką Stowarzyszenia „Grupa Poetycka”. W części muzycznej – koncert Ireny. Dokładnie jej o tym opowiedziałam chcąc uzgodnić, w którym momencie chciałaby zejść ze swojego pokoju do dużej sali restauracyjnej w Dworze „Hetman”, w której będzie koncert. Ona bez chwili wahania oświadczyła: „Ale ja chcę posłuchać tej poezji”. Wrażenia przekazała w pamiątkowym kronikarskim wpisie.

Wiedziała, iż publiczność ją kocha

– Wcześniej była Pani wielbicielką jej twórczości?

– Tak, był czas, kiedy znałam na pamięć tytuły jej piosenek, wtedy około stu, ale to było baaardzo dawno, bo byłam wtedy młodą dziewczyną, a rozmawia pani bądź co bądź z emerytką (śmiech). Wtedy jeszcze nie przypuszczałam, iż kiedyś się spotkamy, iż przyjmie moje zaproszenie na koncerty, które będę organizować… Życie, jak widać niesie wiele niespodzianek.

– Czy trudno było ją namówić na przyjazd?

– Nie była to żadna trudność! Chyba nikt z zapraszających nie musiał jej namawiać. Irena wiedziała, iż publiczność ją kocha, szanuje i czeka na nią.

Robiła się „na Jarocką”

– Czy przed koncertem korzystała z usług profesjonalistów?

– Nie potrzebowała pomocy w tym zakresie, a jedynie – jak mówiła – chwilę, aby… „zrobić się na Jarocką”.

– Ile razy artystka odwiedzała Jarosław na Pani zaproszenie?

– Była w Jarosławiu trzy razy oraz z jednym koncertem w Rokietnicy k. Jarosławia. O pierwszym koncercie opowiedziałam wcześniej. Drugi raz była w styczniu 2006 r. na naszym VI Salonie Literackim „Przychylamy sobie opłatek nieba” – w Dworze „Hetman”. W grudniu tego samego roku, dosłownie tuż przed Bożym Narodzeniem Irena Jarocka zaśpiewała cudowny koncert „Masz jeszcze mnie” w Rokietnicy. Była tam wtedy potrzeba zgromadzenia środków na leczenie jednej z mieszkanek tej miejscowości. Artystka pojawiła się ze swoją menadżerką i z przyjaciółką, a koncert był wyjątkowo wzruszający.

2005 r. – pierwszy koncert Ireny Jarockiej w Jarosławiu. (Fot. Archiwum Grażyny Stopy)

– Ostatni raz przyjechała 6 lutego 2010 r…

– To był z kolei koncert z cyklu „Powroty” i odbył się w Sali Lustrzanej jarosławskiej kamienicy Attavantich, gdzie mieści się Centrum Kultury i Promocji. Jak zwykle sala była wypełniona, koncert piękny, sentymentalny z „Kawiarenkami” włącznie… Po występie rozmowy z fanami, podpisywanie płyt i książki „Motylem jestem, czyli piosenka o mnie samej”. I już całkiem na spokojnie, przed odjazdem mówiła, że: „do zobaczenia”, iż „jeszcze kiedyś tu wrócę”, „bo przecież jestem honorowym członkiem twojego stowarzyszenia”. Dwa lata później zmarła…

Koncert niczym rekolekcje

– A co najbardziej utkwiło Pani w pamięci ze spotkań z artystką?

– Jej skromność i zadowolenie. Nigdy na nic się skarżyła. W pamięci szczególnie utkwił mi koncert charytatywny w Rokietnicy. Podczas wykonywania tytułowej piosenki „Masz jeszcze mnie” Irena zeszła ze sceny i przykucnęła obok siedzącej w pierwszym rzędzie pani, na potrzeby której był ten występ. Przy niej wyśpiewała tę piosenkę. Wzruszające… Siedzący obok mnie ksiądz szepnął: „to są prawdziwe rekolekcje”. Za ten koncert chciałam Irenie jakoś szczególnie podziękować, bo był on stuprocentowo charytatywny!

Zachwycała nie tylko głosem, ale i nieprzeciętną urodą. (Fot. Archiwum Grażyny Stopy)

– Udało się?

– Wiedziałam, iż kocha wszystko co polskie, a ponieważ za kilka dni wyjeżdżała do Stanów, by z rodziną spędzić Boże Narodzenie więc „załatwiłam” u koleżanki prawdziwe „prawdziwki”. Bardzo się z tych suszonych borowików ucieszyła, bo twierdziła, iż tylko polskie grzyby mają grzybowy zapach.

– Piosenkarka została honorowym członkiem waszej „Grupy Poetyckiej”. To wyróżnienie było dla niej ważne?

– Jej mąż, pan Michał Sobolewski potwierdził, iż to wyróżnienie w ich warszawskim domu wciąż jest. No cóż, to wzruszające… Widać, nasze/moje intencje zostały przez nią adekwatne odczytane. Zależało mi, by za tę wielką dla nas życzliwość i hojność szczególnie ją uhonorować. Stało się to na ostatnim koncercie w 2010 r., jak na ironię losu, zatytułowanym „Powroty”, których z nią już nigdy nie będzie…

Perfekcyjna, ciepła i skromna

– To właśnie pani, mąż artystki powierzył ważne zadanie…

– Pan Michał zadzwonił do mnie… w dniu pogrzebu mojego Taty. Dlatego umówiliśmy się na następne połączenie za kilka dni. Gdy ponownie zadzwonił i opowiedział o planie powierzenia mi redakcji książki z wierszami o Irenie byłam totalnie zaskoczona i przerażona. Musiałam mieć trochę czasu, by się z tym oswoić i przyjąć to zadanie do wykonania. Z wdzięczności za piękne wspomnienia i pamiątki związane z Ireną Jarocką, które wciąż przecież mam.

– Podczas pracy nad tomikiem „Irenie Jarockiej, Żyjąc – miłuję, miłując – istnieję” musiała pani czuć ogromną odpowiedzialność…

– To zadanie było wyjątkowe z wielu powodów. Emocje osobiste, bo odżyły wspomnienia. Wybór ograniczonej liczby tekstów do druku spośród ogromnej ich ilości, jaka została mi udostępniona, bądź którą odszukałam sama. Kontakt z autorami rozsianymi dosłownie po świecie. No i praca zdalna nad tym projektem, bo Pan Michał w Stanach, drukarnia w Szczecinie, ja w Jarosławiu. Ileż razy ja to czytałam zanim ostateczna wersja „poszła do druku” ! Tak, miałam świadomość ogromnej odpowiedzialności za to co robię – i co zrobię.

– Jaki obraz Ireny Jarockiej wyłania się z wierszy poświęconych jej osobie?

– Perfekcyjna, niezwykle ciepła i skromna – taki przyjaciel, który powinien być tu z nami…

Grażyna Stopa z Kryształowym Motylem Ireny Jarockiej. (Fot. Archiwum Grażyny Stopy)

Szczególny 21 stycznia

– Pani praca została doceniona Kryształowym Motylem Ireny Jarockiej. Takie wyróżnienia otrzymały wcześniej także m.in. Alicja Majewska, Wanda Kwietniewska – wokalistka zespołu Wanda i Banda czy wybitna fotosistka Renata Pajchel…

– Byłam tym wyróżnieniem bardzo zaskoczona. Dziękuję za nie – to taka perełka w moim prywatnym archiwum pamiątek ważnych i cennych.

– 21 stycznia minie dokładnie 12 lat od śmierci Ireny Jarockiej. Ten dzień jest dla Pani szczególny ?

– Jak co roku, w modlitwie z wdzięcznością wspomnę odejście kogoś, kto był mi bardzo bliski…

Rozmawiała Aneta Jamroży

Kochała swoją publiczność z wzajemnością – na zdj. podczas ostatniego koncertu w Jarosławiu. (Fot. Archiwum Grażyny Stopy)
Idź do oryginalnego materiału