Polska właśnie wchodzi w najgroźniejszy kryzys od pokoleń. Nie chodzi o inflację ani kurs walut — tylko o ludzi. jeżeli obecny trend się nie odwróci, w ciągu kilkunastu lat nasz system emerytalny, renty i pomoc publiczna będą działać już tylko z nazwy. To nie publicystyka, to arytmetyka.

Fot. Warszawa w Pigułce
Najgorszy wynik w historii: dzieci rodzi się coraz mniej
-
Szacowany współczynnik dzietności w 2025 r. spadł do ok. 1,03. Zastępowalność pokoleń wymaga 2,1.
-
W I kwartale 2025 r. urodziło się ok. 58 tys. dzieci — o ponad 10% mniej niż rok wcześniej.
-
Jeszcze w 2017 r. mieliśmy 1,45; od tamtej pory każdy rok to spadek.
W praktyce oznacza to jedno: z roku na rok ubywa nas szybciej, niż przybywa. A to bezpośrednio uderza w budżet i wszystkie świadczenia zależne od składek.
Polska się kurczy — i starzeje
-
Do 2060 r. populacja może spaść z ok. 37,4 mln do 30,9 mln.
-
W niektórych regionach ubytek przekroczy ¼ mieszkańców.
-
Mediana wieku przesunie się powyżej 50 lat, a osoby 65+ będą stanowiły około 1/3 społeczeństwa.
To nie jest „problem demografów”. To pytanie: kto utrzyma szkoły, szpitale, emerytury i armię, gdy liczba pracujących będzie spadać co rok?
System emerytalny: czerwone światło
Już dziś na 100 osób w wieku produkcyjnym przypada 72 w wieku nieprodukcyjnym. W połowie wieku pracujących będzie drastycznie mniej, a emerytów więcej. Oznacza to dwa scenariusze: niższe świadczenia albo wyższe składki/podatki. Bez poważnych reform — gwałtownie zabraknie pieniędzy na wypłaty w obecnej wysokości.
Rynek pracy: brak rąk i rosnące koszty
Firmy już teraz zgłaszają braki kadrowe. Zmniejszająca się liczba młodych, wysoka emigracja i starzenie się społeczeństwa oznaczają:
-
ostrą walkę o pracownika i presję płacową,
-
konieczność automatyzacji i podnoszenia kwalifikacji,
-
ryzyko przenoszenia inwestycji tam, gdzie łatwiej o kadry.
Nieruchomości i samorządy: nie wszędzie po równo
Duże aglomeracje poradzą sobie lepiej, ale mniejsze miasta i gminy będą się wyludniać. To mniejsze dochody samorządów, zamykanie szkół i dłuższy dojazd do lekarza. Równocześnie w atrakcyjnych lokalizacjach ceny mieszkań mogą rosnąć, podczas gdy w słabszych — spadać.
Dlaczego tak się dzieje? To nie tylko pieniądze
Wysokie koszty życia i mieszkania to jedno. Ale mamy też późniejsze decyzje o rodzicielstwie, kruchą równowagę praca–dom, mało żłobków i przedszkoli oraz coraz powszechniejszą samotność młodych dorosłych. Programy transferów pieniężnych okazały się za słabe, by odwrócić trend.
Co możesz zrobić już dziś (praktycznie)
-
Zacznij prywatnie odkładać na emeryturę (IKE/IKZE/PPE). choćby 200–400 zł miesięcznie robi różnicę w horyzoncie 20–30 lat.
-
Inwestuj w kompetencje, które trudno zautomatyzować (analityka, opieka, inżynieria, IT, edukacja przedszkolna/opiekuńcza).
-
Planujesz rodzinę? Sprawdź lokalny dostęp do opieki nad dziećmi i elastycznej pracy — to realnie obniża „koszt logistyczny” rodzicielstwa.
-
Jesteś przedsiębiorcą? Uwzględnij w strategii automatyzację, robotyzację i szkolenia — inaczej brak kadr zahamuje wzrost.
Co musi zrobić państwo (bez złudzeń i bez zwłoki)
-
Zamiast wyłącznie transferów gotówkowych: tanie żłobki i przedszkola, elastyczna praca, mieszkania na wynajem z umiarkowanym czynszem.
-
Migracja zarobkowa oparta na selekcji i integracji — inaczej nie wypełnimy luki na rynku pracy.
-
Reforma systemu: wydłużanie aktywności zawodowej, zachęty do dłuższej pracy, ulgi dla pracujących rodziców.
-
Priorytet dla automatyzacji, AI i robotyki w przemyśle i usługach — to jedyny sposób, by mniejszą liczbą rąk utrzymać produkcję i usługi publiczne.
Czy da się to odwrócić?
Pełnego odwrócenia trendu nie obieca dziś uczciwie nikt. Można go spowolnić i zaadaptować gospodarkę tak, by utrzymać poziom życia. Warunek: działanie tu i teraz — nie w „kolejnej kadencji”.