Nad Polskę nadciąga gigantyczny kryzys. Tragedia i nędza może dotknąć każdego z nas. „Najgorszy scenariusz w historii kraju”

52 minut temu

Zbigniew Derdziuk, szef Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, używa terminu, którego nikt nie chciałby usłyszeć w kontekście własnego kraju. „Implozja demograficzna” brzmi jak określenie z podręcznika fizyki kwantowej, ale opisuje zjawisko śmiertelnie realne. W ciągu najbliższych 35 lat Polska może stracić więcej mieszkańców niż wynosi obecna populacja całego Mazowsza. A konsekwencje odczuje każdy – bez wyjątku.

Fot. Warszawa w Pigułce

Liczby, które zapierają dech

Implozja demograficzna nie jest nieunikniona. Ale bez zdecydowanych działań – niedługo może stać się faktem. Dane z pierwszych miesięcy 2025 roku są bezlitośnie jednoznaczne. Statystyczna Polka w wieku rozrodczym urodzi w tym roku 1,03 dziecka. Rok wcześniej było to 1,099 – najniższy wynik w historii pomiarów. Dla porównania: w 2017 roku mieliśmy jeszcze 1,45. Każdy kolejny rok to gwałtowny spadek. Każdy kolejny rok oznacza, iż następne pokolenie będzie o połowę mniejsze od poprzedniego.

W pierwszym kwartale 2025 roku w Polsce przyszło na świat około 58 tysięcy dzieci. To o ponad 10 procent mniej niż w analogicznym okresie rok wcześniej. W całym 2024 roku narodziło się zaledwie 252 tysiące niemowląt – najmniej od zakończenia II wojny światowej.

Główny Urząd Statystyczny opublikował niedawno symulację, która powinna zapalić wszystkie czerwone światła w każdym ministerstwie. jeżeli obecny poziom dzietności się utrzyma, w 2060 roku będzie nas 28,4 miliona. Dziś mieszka w Polsce 37,4 miliona osób. choćby w scenariuszu umiarkowanym, który zakłada niewielką poprawę, spadniemy do 30,9 miliona. To oznacza utratę od 6,5 do 9 milionów mieszkańców w ciągu 35 lat.

Nie chodzi tu tylko o liczby w arkuszach kalkulacyjnych. To ludzkie biografie, które nigdy się nie wydarzą. To puste klasy szkolne, zamykane szpitale w mniejszych miastach, firmy szukające pracowników wśród coraz mniejszej grupy kandydatów. To gospodarki lokalne, które umierają razem z populacją swoich mieszkańców.

„Błąd w kodzie” systemu emerytalnego

Zbigniew Derdziuk w rozmowie z „Onet Rano. Finansowo” wprost potwierdził czarny scenariusz: grozi nam implozja demograficzna. To już nie ostrzeżenie, to diagnoza. A prezes ZUS wie, o czym mówi – był jednym z twórców reformy emerytalnej z 1999 roku. Podczas Forum Ekonomicznego w 2024 roku przyznał: „Byłem w rządzie premiera Buzka w czasie jej wdrożenia. Ustawa była przyjęta przez poprzedni rząd, a my zmieniliśmy system wyliczania świadczeń, który oparty został o zdefiniowane świadczenie. Ten model zakładał wyższy wskaźnik dzietności. Wtedy był na poziomie 1,63, teraz wynosi 1,16” – wyjaśniał w rozmowie z „SuperBiz”. Dodał też, iż kolejnym nieudanym założeniem była nadzieja na nadwyżki w budżecie ZUS, które miały pokrywać przyszłe deficyty.

Te nadzieje legły w gruzach. w tej chwili tylko 85 procent wydatków ZUS pokrywają składki od pracujących. Pozostałe 15 procent – to dotacja z budżetu państwa. W 2024 roku ta dopłata przekroczyła 100 miliardów złotych. Prognozy mówią, iż w 2027 roku może to być już 143 miliardy. A za 20-30 lat? Może 200, może 300 miliardów. Problem w tym, iż pracujących, którzy mają te pieniądze wypracować i odprowadzić w podatkach, będzie coraz mniej.

Matematyka, która nie kłamie

Już teraz na 100 osób w wieku produkcyjnym przypada 72 osoby w wieku nieprodukcyjnym – dzieci i seniorów. GUS przewiduje, iż do 2060 roku ten wskaźnik obciążenia demograficznego wzrośnie do 96. W praktyce oznacza to, iż jeden pracujący będzie musiał „utrzymywać” prawie jedną osobę niepracującą.

A przecież mówimy tu o średnich statystycznych. W rzeczywistości proporcja między pracującymi a emerytami będzie jeszcze gorsza. w tej chwili na jednego emeryta przypada około 1,5 pracującego. Za 35 lat, jeżeli nic się nie zmieni, może to być stosunek 1 do 1 lub choćby mniej korzystny. Jeden pracownik, jeden emeryt. Bez drastycznego podniesienia składek lub obcięcia świadczeń – system się nie spina.

Mediana wieku ludności w 2060 roku ma wynieść ponad 50 lat. Połowa Polaków będzie miała więcej niż pół wieku. Osoby powyżej 65 roku życia będą stanowić około jedną trzecią społeczeństwa. Najszybciej rośnie grupa osób po 70. roku życia – co z perspektywy jednostki jest oczywiście wspaniałą wiadomością, ale z punktu widzenia systemu emerytalnego oznacza dłuższe wypłacanie świadczeń przy kurczących się wpływach ze składek.

Nie wszędzie uderzy jednakowo

Depopulacja rozłoży się nierównomiernie. Według GUS województwo świętokrzyskie może stracić do 2060 roku choćby 30,6 procent mieszkańców. Podobnie źle będzie w opolskim. Na drugim biegunie znajduje się Mazowsze, które jako jedyne może odnotować niewielki wzrost – głównie dzięki napływowi ludności do aglomeracji warszawskiej.

To tworzy nową mapę Polski: wielkie miasta będą wysysać ludność z mniejszych ośrodków. Dla lokalnych samorządów oznacza to mniejsze wpływy z podatków, konieczność zamykania szkół, placówek zdrowia, ograniczania transportu publicznego. W atrakcyjnych lokalizacjach ceny mieszkań mogą dalej rosnąć, podczas gdy w regionach słabszych gospodarczo nieruchomości będą traciły na wartości.

Firmy już dziś sygnalizują problemy kadrowe. W perspektywie kilkunastu lat walka o pracownika osiągnie rozmiary, których jeszcze nie widzieliśmy. To wymusi automatyzację, robotyzację, inwestycje w sztuczną inteligencję. Ale nie każdy sektor da się zautomatyzować – szczególnie usługi opiekuńcze, które akurat będą najbardziej potrzebne w starzejącym się społeczeństwie.

Dlaczego Polacy nie mają dzieci?

Powody są wielowarstwowe i zbyt proste odpowiedzi tylko zasłaniają problem. Tak, koszty życia rosną. Tak, mieszkanie w dużych miastach jest coraz droższe. Ale to nie wszystko. Kobiety rodzą pierwsze dziecko średnio w wieku 29,1 lat – o sześć lat później niż w 1990 roku. Odkładanie decyzji o macierzyństwie samo w sobie obniża szanse na drugie i trzecie dziecko.

Badania pokazują zaskakujące wyniki: prawie 40 procent młodych dorosłych w ankietach deklaruje, iż po prostu „nie lubi dzieci”. Kolejne 38 procent nie chce zmieniać swojego stylu życia. Kwestie materialne wskazuje zaledwie 18 procent. Oczywiście to deklaracje ludzi bardzo młodych, których poglądy jeszcze się zmienią. Ale coś fundamentalnego zmieniło się w podejściu do rodzicielstwa.

Programy transferów pieniężnych – jak 500 plus czy 800 plus – zapewniają wsparcie, ale okazują się zbyt słabe, by odwrócić trend. Węgry, które przeznaczają na politykę prorodzinną aż 5 procent PKB i oferują dożywotnie zwolnienie z podatku dla kobiet z czworgiem dzieci, podniosły współczynnik dzietności z 1,35 w 2013 roku do 1,61 w 2021. To pokazuje, iż odpowiednia polityka może działać – ale wymaga nakładów i determinacji znacznie większych niż dotychczasowe.

Co możesz zrobić?

Jeśli pracujesz, nie liczcie wyłącznie na państwową emeryturę. Już dziś warto regularnie odkładać w IKE, IKZE lub Pracowniczych Planach Emerytalnych. choćby 300 złotych miesięcznie przez 25 lat to przy umiarkowanych stopach zwrotu kilkaset tysięcy złotych dodatkowego kapitału. To może stanowić różnicę między egzystencją na granicy ubóstwa a życiem na przyzwoitym poziomie.

Planując karierę zawodową, warto postawić na kompetencje, które trudno zautomatyzować lub które będą szczególnie poszukiwane w starzejącym się społeczeństwie: opieka medyczna, geriatria, fizjoterapia, doradztwo finansowe dla seniorów, ale też zaawansowana analityka danych, inżynieria, IT związane z automatyzacją.

Jesteś przedsiębiorcą? Już teraz wbuduj w strategię automatyzację i robotyzację procesów. Inwestuj w szkolenia pracowników, bo tych najlepszych trzeba będzie zatrzymać coraz wyższymi pensjami. Rozważ elastyczne formy zatrudnienia, które przyciągną rodziców małych dzieci lub osoby 60 plus, które chcą jeszcze pracować.

Planujesz założenie rodziny? Sprawdź lokalny dostęp do żłobków, przedszkoli, elastycznych form pracy. Logistyka opieki nad dzieckiem bywa większą barierą niż same koszty finansowe. Miasta i gminy, które to zrozumieją i zainwestują w infrastrukturę opiekuńczą, będą przyciągać młode rodziny.

Co musi zrobić państwo?

Potrzebujemy nie kolejnych wypłat transferowych, ale kompleksowej polityki. Przystępne cenowo mieszkania na wynajem dla młodych rodzin. Gęsta sieć żłobków i przedszkoli z przystępnymi cenami. Prawdziwa elastyczność pracy – nie tylko na papierze, ale w praktyce firm i urzędów.

Migracja zarobkowa oparta na klarownych kryteriach i sprawnej integracji. Bez napływu pracowników z zagranicy nie ma szans wypełnić luki na rynku pracy. Już teraz 7 procent płacących składki w ZUS to migranci – ich wkład to niemal połowa obecnego deficytu funduszu. Potrzebna jest uczciwa debata o polityce migracyjnej, bez uprzedzeń i populizmu.

Reforma systemu emerytalnego: zachęty do dłuższej pracy, ulgi podatkowe dla pracujących rodziców, prawdziwe dopasowanie świadczeń do realiów demograficznych. Agnieszka Chłoń-Domińczak, demografka i szefowa Rządowej Rady Ludnościowej, wskazuje, iż realistycznym celem dla państw rozwiniętych jest współczynnik dzietności na poziomie 1,6-1,7. Nie 2,1, bo to dziś w Europie nieosiągalne, ale 1,6-1,7 – co dałoby szansę na spowolnienie spadków.

Automatyzacja, sztuczna inteligencja, robotyka w przemyśle i usługach muszą stać się priorytetem inwestycyjnym. To jedyny sposób, by przy malejącej liczbie pracujących utrzymać produkcję i usługi publiczne na poziomie gwarantującym przyzwoitą jakość życia.

Czy da się to zatrzymać?

Nikt uczciwy nie obieca pełnego odwrócenia trendu. Ale można go spowolnić. Można zaadaptować gospodarkę i system społeczny tak, by utrzymać poziom życia mimo kurczenia się populacji. Historia pokazuje, iż kraje, które wzięły ten problem na poważnie – jak Francja czy Skandynawia – osiągnęły lepsze wyniki niż te, które zwlekały.

Warunek jest jeden: działanie natychmiast. Nie za kadencję, nie za reformę, nie „gdy będą pieniądze”. Każdy rok zwłoki to rok straconych urodzeń, których efekty będziemy odczuwać przez kolejne 20-30 lat. Każdy rok zwłoki to pogłębianie się dysproporcji między pracującymi a pobierającymi świadczenia.

Idź do oryginalnego materiału