Nawet 3000 zł opłaty za parking pod Biedronką. To nie żart

5 godzin temu

Jej doświadczenie pokazuje, jak łatwo przeoczyć zasady obowiązujące na parkingach przy popularnych obiektach handlowych.

Darmowe parkowanie przy sklepach Lidl, Biedronka, Aldi i Action

Kobieta, którą w dalszej części artykułu poznamy jako panią Katarzynę z Łodzi, zatrzymała samochód przed sklepem Aldi przy ul. Łagiewnickiej. Jechała od lekarza znajdującego się w tej samej okolicy, a po drodze postanowiła kupić kilka rzeczy dla córki. Weszła do sklepu tylko na kilka minut i z pośpiechu nie pobrała biletu z parkometru. Po powrocie do auta znalazła za wycieraczką kartkę z naliczoną opłatą dodatkową na 95 zł, z terminem płatności 60 dni od daty wystawienia. Takie sytuacje, jak mówią prawnicy, nie są wyjątkowe i dotyczą tysięcy kierowców korzystających z parkingów pod sklepami Lidl, Biedronka, Aldi czy Action, w których standardem stał się system darmowego postoju pod warunkiem pobrania biletu.

Na większości takich parkingów obowiązuje zasada 60 lub 90 minut bezpłatnego postoju, ale tylko po pobraniu i umieszczeniu biletu za przednią szybą. Gdy bilet nie zostanie pobrany, zarządca parkingu traktuje to jako złamanie regulaminu. Pani Katarzyna, podobnie jak wielu kierowców, była przekonana, iż krótki, pięciominutowy postój nie wymaga takiego działania. Tymczasem operator parkingu natychmiast wystawił wezwanie.

Opłata karna za brak biletu parkingowego

Kartka znaleziona przez panią Katarzynę zawierała również informację, iż „nieuiszczone opłaty dodatkowe mogą być dochodzone w drodze postępowania windykacyjnego na podstawie danych właściciela pojazdu uzyskanych w CEPiK”. Taki zapis wywołuje stres u wielu kierowców, którzy błędnie traktują tego typu dokument jako mandat. W rzeczywistości – jak podkreślają eksperci – nie jest to dokument wystawiany przez służby, ale przez podmiot prywatny.

Radca prawny Karol Hojda z Wrocławia komentuje te przypadki półpauzą: – Nie należy reagować na tego rodzaju wezwania znalezione za wycieraczką. Taki świstek najlepiej wyrzuć do śmieci i zapomnieć o sprawie. Dlaczego? Jest ku temu kilka powodów. Przede wszystkim to nie jest mandat. To nie jest też wezwanie od policji czy innych uprawnionych organów. To najprawdopodobniej nie jest też informacja o opłacie dodatkowej nakładanej w miejskiej strefie płatnego parkowania. Nigdy nie wiadomo, czy wezwanie pochodzi od podmiotu uprawnionego do pobierania jakichkolwiek opłat.

Wezwanie do zapłaty za parkowanie: jak reagować?

Prawnicy coraz częściej tłumaczą kierowcom, iż odpowiedź na taką kartkę lub próba wyjaśnienia sytuacji może wręcz pogorszyć ich sytuację. Wielu klientów, którzy znaleźli podobne wezwanie, rozważa kontakt z firmą parkingową, wysyłając reklamację wraz z paragonem. To rozwiązanie bywa jednak niekorzystne, ponieważ dostarcza operatorowi danych, które mogą zostać wykorzystane w postępowaniu sądowym.

Zdaniem radcy prawnego Hojdy najbezpieczniejszym rozwiązaniem jest odczekanie, czy firma parkingowa zdecyduje się na złożenie pozwu. – Pozwy zawsze kierowane są przeciwko właścicielom pojazdów i w oparciu o dane z CEPiK. Tymczasem pozew o zapłatę w takiej sprawie należy skierować przeciwko osobie, która zaparkowała pojazd w danym miejscu i czasie. Problem jednak w tym, iż ten kto pozywa, ten musi udowodnić, iż konkretna osoba jest mu winna określoną kwotę. Zarządca musi również wykazać, iż spełnione zostały wszelkie obowiązki w zakresie poinformowania konsumenta o warunkach zawieranej umowy – wyjaśnia prawnik.

Jak zaznacza, w sytuacji gdy właściciel pojazdu odbierze takie pismo, najlepszą linią obrony jest jedno proste stwierdzenie: „Ja tam nie parkowałem, nie zawierałem żadnej umowy i nie wiem o co chodzi.” – Tyle w zupełności wystarczy, żeby taki proces wygrać, co już wielokrotnie sprawdziłem w praktyce – dodaje.

Reklamacja jako ryzyko ujawnienia danych

Zgłaszanie reklamacji może przynieść odwrotny skutek. Osoba próbująca udowodnić swoją niewinność często mimowolnie przekazuje dane, które pozwalają precyzyjnie ustalić, kto kierował pojazdem. – Po pierwsze, jest to swoista auto-denuncjacja w zakresie osoby kierującej pojazdem w danym miejscu i czasie, ponieważ dziwnym trafem firmy zawsze wymagają podania kompletu danych do pozwu. Wiele osób korzysta z maili zawierających imię i nazwisko, albo po prostu podpisują się na końcu maila. Nie można też zapomnieć o tym, iż większość z nas płaci za zakupy kartą, a na dole paragonu są ostatnie cyfry używanej karty płatniczej. Można tymi danymi potem posłużyć się w procesie celem identyfikacji. Po drugie, wewnętrzne umowy między firmami parkingowymi a właścicielami terenów ograniczają możliwość pozytywnego rozpatrzenia takich reklamacji – przestrzega Hojda.

Kontrowersje wokół opłat: 46 sekund, brak widocznego biletu, 600 zł

Do UOKiK regularnie wpływają skargi dotyczące działań operatorów parkingów przy sklepach Lidl, Biedronka, Aldi czy Action. Nie brakuje przypadków, w których wezwania wystawiono mimo pobrania biletu lub zanim kierowca zdążył wrócić do auta. Jeden z klientów Biedronki opisał sytuację, w której opłata dodatkowa została naliczona już 46 sekund po pobraniu biletu. „Czas 46 sekund jest stanowczo za krótki na zapoznanie się z regulaminem parkingu i powrót z biletem parkingowym do auta na drugi koniec parkingu” – napisał do UOKiK.

Według radcy prawnego Hojdy jego kancelaria otrzymuje coraz więcej zgłoszeń dotyczących wezwań sięgających choćby 600 zł. Takie kwoty dotyczą sytuacji, w których operator powołuje się na wielokrotne przekroczenie czasu lub regulaminowe opłaty za kolejne dni.

Fałszywe wezwania do zapłaty

Nowym źródłem kłopotów są fałszerze podszywający się pod firmy parkingowe. Według ekspertów dochodzi do coraz większej liczby przypadków, w których oszuści drukują własne wezwania i umieszczają je za wycieraczkami pojazdów. Dołączają do nich numery kont oraz kody QR prowadzące do fałszywych stron płatności. Ofiarami stają się najczęściej kierowcy, którzy nie pobrali biletu, a oszust zakłada, iż to oni nie będą kwestionować kartki zostawionej na szybie.

Monitoring tablic i wysokie kary w nowych systemach

Sieć Biedronka testuje we Wrocławiu system, który całkowicie zmienia sposób rozliczania kierowców. Zamiast biletów stosowane są kamery rozpoznające tablice rejestracyjne. System automatycznie rejestruje moment wjazdu i wyjazdu, a opłaty naliczane są przy przekroczeniu darmowego czasu postoju. Pierwsza doba kosztuje 150 zł, kolejne po 200 zł, a maksymalna kara wynosi 3500 zł. Rozwiązanie ma uprościć obsługę parkingów, ale w praktyce budzi obawy o automatyczne naliczanie opłat bez możliwości szybkiego wyjaśnienia błędów.

Idź do oryginalnego materiału