Nie żałuje słabego wyniku, żałuje, gdy nie walczy do końca. Siła mentalna Malwiny Mul [WYWIAD]

5 godzin temu

Jej dynamiczny rozwój i liczne sukcesy zarówno na krajowej, jak i międzynarodowej scenie kolarskiej czynią z niej jedną z najbardziej obiecujących zawodniczek młodego pokolenia w Polsce. W rozmowie z HALO Rzeszów opowiada o drodze do sukcesu, codziennych wyzwaniach i tym, co daje jej siłę, by się nie poddawać.

- Zacznę od gratulacji. 28 czerwca, w sobotę, zostałaś mistrzynią Polski w kolarstwie szosowym do lat 23 oraz zajęłaś czwarte miejsce w elicie kobiet. Jak wspominasz te mistrzostwa?

- Dziękuję bardzo. Mistrzostwa wspominam bardzo dobrze. To moje najbardziej udane mistrzostwa w ciągu ostatnich 3 lat, ponieważ dopiero w tym trzecim roku orlika zdobyłam medal szosowych Mistrzostw Polski. W jeździe indywidualnej na czas miałam srebrny medal, z czego jestem bardzo dumna. Nie specjalizuję się w tej dyscyplinie, ale bardzo chciałam się pokazać tego dnia dobrze, bo uważam, iż jednak stać mnie na to.

Start wspólny był na bardzo wymagającej trasie. Najbardziej wymagającej od kilku lat, więc powiedzmy pode mnie, trasa dla mnie. Byłam bardzo szczęśliwa, iż na takiej trasie będę mogła się ścigać. Dosyć gwałtownie ten wyścig się podzielił. Już po 15 minutach największe gwiazdy World Tour’u, czyli Kasia Niewiadoma z Agnieszką Skalniak i Dominiką Włodarczyk nadały tempo. Oderwały się od nas, więc można powiedzieć, iż medale w elicie już pojechały i została grupa goniąca i walcząca tym samym o 4. miejsce.

Miałyśmy do pokonania 2 rundy i właśnie głównie na tej drugiej rundzie ta nasza grupka zaczęła się dzielić. Dziewczyny po prostu po tempie, po ilości kilometrów zaczęły odpadać. Ostatecznie o to 4. miejsce finiszowałam z Aurelą Nerlo. Udało mi się ten finisz wygrać i jestem z siebie niesamowicie dumna, bo 4. miejsce na takiej trasie, wśród elity, jest dla mnie osobiście naprawdę super wynikiem.

fot. Archiwum Malwiny Mul

- W takim razie jak zaczęła się twoja przygoda z kolarstwem?

- To było tak, iż ze szkoły, w szkole podstawowej, były organizowane przełajowe biegi. Pojechałam tam z moimi znajomymi, z koleżankami z klasy. Jedna z nich do mnie mówi, iż na tych zawodach będzie trener kolarstwa, czyli trener Stanisław Zygmunt. Jeszcze nie rozpoczął się start, a już poszłyśmy do niego, iż my jesteśmy chętne dołączyć do klubu kolarskiego, który prowadzi.

No, ale ten pan trener powiedział wtedy: „nie, nie, nie dziewczyny, najpierw musicie pobiec”. No i zajęłyśmy pierwsze i drugie miejsce, więc wróciłyśmy do niego. Dostałyśmy zgodę dla rodziców i później już pojawiłam się na pierwszych treningach. Dostałam rower, strój i tak to się zaczęło. Rozpoczęłam swoją przygodę z kolarstwem w klubie KLKS Azalia Brzóza Królewska.

- W swoim dorobku medalowym masz osiągnięcia w kolarstwie MTB, przełajowym i szosowym, od czego zaczęłaś?

- Ogólne trenowanie zaczęłam od kolarstwa przełajowego. Zaczęłam trenować w październiku i to przypada właśnie na start sezonu przełajowego. Zaczęłam jako młoda zawodniczka, jako żaczka. Nie było konkurencji Mistrzostw Polski organizowanej dla tej kategorii wiekowej. Pierwsze medale zdobyłam na szosie w jeździe drużynowej na czas. To był brązowy medal. To jest akurat ciekawe, bo startowałam jako młodziczka, ale w kategorii juniorki młodszej, czyli w starszej kategorii.

- Aktualnie jeździsz w drużynie MAT ATOM Deweloper Wrocław. Co wpłynęło na zmianę klubu?

- Myślę, iż przede wszystkim dobre wyniki w kategorii juniorskiej. No nieskromnie powiem, iż byłam jedną z lepszych zawodniczek w Polsce. Gdzieś w połowie sezonu mój obecny dyrektor sportowy Paweł Bentkowski zaproponował mi przejście do swojej drużyny. Ja, po konsultacjach z moim wtedy obecnym trenerem Stanisławem Zygmuntem, stwierdziłam, iż to nie będzie zła ekipa dla mnie, ponieważ MAT ATOM Deweloper Wrocław ściga się za granicami Polski, więc jest bardzo dobry w rozwoju.

fot. Archiwum Malwiny Mul

- Czy przez cały czas trenujesz wcześniej wspomniane odmiany kolarstwa?

- Trenuję w tej chwili kolarstwo szosowe i przełajowe. Z MTB zrezygnowałam w juniorce. Tak adekwatnie to już w drugim roku juniorki wystartowałam tylko kilka startów. Można powiedzieć, iż już od juniora trenuję tylko dwie odmiany: zimą kolarstwo przełajowe, a latem kolarstwo szosowe. Bardziej jednak skupiam się na kolarstwie szosowym.

- Przejdźmy w takim razie do kwestii związanych z przygotowaniami do startów. Jak dbasz o regenerację i zdrowie?

- To już zależy czy to jest okres treningowy, czy czas wyścigów. Na wyścigach ta regeneracja jest bardzo, bardzo ważna. Szczególnie na wyścigach etapowych. Wtedy robimy wszystko, żeby na następny etap kolejnego dnia organizm był jak najbardziej świeży i wypoczęty.

Po wyścigu muszę jak najszybciej zjeść, bo organizm potrzebuje po prostu energii i jakby to powiedzieć zwróconych kalorii, które spaliłam na wyścigu. Później zjadam moje suplementy. Po południu mam masaże, zwykle jest z nami fizjoterapeuta. Wchodzę w nogawki regeneracyjne, tzw. pampy. Czasami używamy jakiś pistoletów do masaży.

Natomiast podczas okresu treningowego regeneracją jest sen i nie używa się tych wszystkich rzeczy, których używamy na wyścigu. Trening jest przede wszystkim po to, żeby ten organizm zmęczyć i żeby on uczył się wysiłku na zmęczeniu. Za to na wyścigu potrzebujemy świeżości i jak najwięcej siły.

- Czy masz specjalną dietę dopasowaną do sezonu startowego?

- Tak, mam specjalną dietę przed sezonem i w trakcie sezonu. Na przykład w okresie przedstartowym mogę sobie pozwolić na tzw. wycinkę, czyli zejść troszkę z wagi, mniej jeść węglowodanów. Natomiast na wyścigu bardzo potrzebuję tych węglowodanów, ponieważ z nich płynie energia i z nich mam siłę, żeby w ogóle jechać. Jak to mówimy: „na wyścigu kalorii nie liczymy”. Bardzo ważnym elementem w mojej diecie jest białko, bo to ono buduje mięśnie.

- Który etap przygotowań do sezonu jest dla ciebie najtrudniejszy fizycznie, a który psychicznie?

- Myślę, iż w przygotowaniach do sezonu jest ciężej fizycznie niż psychicznie, ponieważ muszę zbudować tzw. bazę, czyli zbudować siłę, wytrzymałość. Po sezonie jest odpoczynek i później rozpoczynają się przygotowania do sezonu. Podczas odpoczynku potrafię stracić to, co nadbudowałam wcześniej, więc muszę zaczynać od nowa. Dlatego wydaje mi się, iż to jest najcięższe fizycznie.

Obciążenia psychiczne przychodzą, gdy mam sezon startowy i co weekend mam jakiś start. Szczególnie wyjazdy, bo same starty tak nie stresują, ale wyjazdy i podróże bardzo męczą. Wtedy też fizycznie schodzę z obciążeniami na treningach. To nie jest tak, iż trenuję bardzo mocno i potem jadę bardzo mocny wyścig. Między wyścigami już jest tak naprawdę luz. Nie mam takich ciężkich obciążeń.

fot. Archiwum Malwiny Mul

- Na jakim rowerze jeździsz i co jest według ciebie najważniejsze podczas jazdy?

- Zarówno na szosie, jak i na przełaju ścigam się na rowerze polskiej marki Accent. Myślę, iż najważniejsza jest pozycja na rowerze. Często choćby drobna rzecz może wpływać na mikrourazy i później na jakieś głupie kontuzje czy bóle w mięśniach.

- Z jakimi kontuzjami lub problemami zdrowotnymi musiałaś się zmierzyć w karierze?

- No takich mniejszych kontuzji to trochę było. Myślę, iż taką najpoważniejszą kontuzją było w tamtym roku moje złamanie łopatki. Przewróciłam się podczas finiszu jednego z etapów we Włoszech. Najgorszy był powrót, ponieważ nie trenowałam. Na rower weszłam chyba równy miesiąc po upadku i to, co wcześniej nadbudowałam musiałam znów wytrenować. Kiedy wróciłam do wyścigów nie byłam wcale najgorsza, ale jednak nie było tego czegoś. Na szczęście w tym sezonie jest już wszystko w porządku i nie odczuwam innego bólu czy dyskomfortu z powodu tamtego upadku.

- W takim razie co motywuje cię, gdy przychodzą chwilę zwątpienia?

- Myślę, iż taką motywacją jest mój cel i wyobrażenie tego, jaka chciałabym być. Myślenie co chciałabym osiągnąć. Na przykład po tej kontuzji musiałam wrócić, a byłam po prostu słaba i ciężko mi było na treningach. Nie mogłam jechać tego, co zawsze jadę. Motywowało mnie to, iż to potrwa powiedzmy miesiąc, może dwa, ale ja wrócę i wrócę na swój poziom. A gdy przez cały czas jednak ciężko szło, to wizualizowałam sobie jakiś wynik, iż na przykład zostanę mistrzem Polski. A żeby to osiągnąć trzeba trenować i to też jest dodatkowa motywacja.

- Jak radzisz sobie ze stresem przed ważnymi zawodami i czy masz rytuały przed startem?

- Chyba nic szczególnego nie robię, po prostu spędzam czas z moimi koleżankami z teamu. Powiedzmy choćby dzień przed gramy w jakieś gry: w karty czy coś innego. Bezpośrednio przed startem też często słucham muzyki. Z takich rytuałów myślę, iż lubię też sobie zaplanować dzień. Szczególnie przed jazdą indywidualną na czas, ponieważ jest ona o określonej godzinie.

Start może być rano lub po południu. Muszę sobie zaplanować ile przed startem zjem posiłek, kiedy powinnam zażyć suplementy, o której godzinie powinnam wstać z łóżka, zjeść śniadanie. Muszę zaplanować ile tych posiłków zjeść przed startem, jak i po. Mam wrażenie, iż dzięki temu czuję się spokojna, gdy sobie wszystko przygotuję i mam taką listę do zrobienia.

fot. Archiwum Malwiny Mul

- Na czym według ciebie polega dobra kooperacja w drużynie kolarskiej?

- Myślę, iż przede wszystkim na wzajemnym zaufaniu i wspólnej rozmowie. Właśnie wtedy wychodzi jakie może błędy popełniliśmy w trakcie wyścigu albo na treningach. Bez tej rozmowy po prostu nie wiedzielibyśmy. No i ważne jest, żeby być szczerym, ponieważ wtedy po prostu wiele pewnych spraw się wyjaśnia i nikt nic w sobie nie trzyma. Ważne jest w drużynie, żeby było takie zgranie. Muszę znać też te osoby, takie poznanie ich troszkę.

Jeżeli bym miała jechać wyścig z obcymi osobami, no to, to nie będzie to samo jak wtedy, kiedy kogoś znam. Przede wszystkim ważna jest dobra atmosfera. Myślę, iż nie powinno być żadnych zgrzytów. Ja wiem, iż nie da się może wszystkich lubić, ale myślę, iż trzeba wszystkich szanować. I to jest bardzo ważne.

- Czy w trakcie jazdy myślisz o rywalizacji, technice, czy może po prostu jesteś „w trasie”?

- Wydaje mi się, iż to trochę zależy od mojego stanu zmęczenia. o ile mam siłę, czuję się bardzo dobrze danego dnia i fizycznie, i psychicznie to myślę jak pokonać rywalki. Czy może zaatakować na danym podjeździe, czy oszczędzić siły i zostawić je na później. o ile mam mniej siły i jest to taka, jak my to mówimy „jazda na rzęsach” i walczę o przetrwanie, to wtedy staram się jeździć jak najbardziej ekonomicznie.

Jak najmniej się zmęczyć i powiedzmy staram się po prostu mądrze jechać. Nie doskakiwać do koła niepotrzebnie, troszkę wykorzystywać innych. Tak samo muszę o tym myśleć, gdy mam dużo siły, też muszę jeździć ekonomicznie, by zachować jej jak najwięcej.

- Który wyścig był dla ciebie najważniejszy lub najbardziej pamiętny?

- Do głowy przychodzą mi 2 wyścigi. Jednym z nich jest wyjazd na Mistrzostwa Świata do Australii, do Wollongong. Wyróżnieniem było to, iż byłam jedyną juniorką z Polski. Pamiętam, iż gdy dostałam wiadomość, iż faktycznie tam pojadę wpadłam w euforię. Nie chodziło o sam udział w Mistrzostwach Świata, co o wyjazd do Australii, na drugi koniec świata! Jeszcze wtedy miałam 18 lat i to też był rok, gdzie była pandemia COVID. Ten wyjazd był bardzo niepewny ze względu właśnie na restrykcje covid’owe, ponieważ Australia miała zamknięte granice. Później były problemy finansowe naszego związku i po prostu cieszyłam się wtedy z samego faktu wyjazdu tam.

Drugim wyścigiem zapamiętanym bardzo dobrze jest wyścig na Mistrzostwach Polski w kolarstwie przełajowym w 2024 roku. Wtedy też w okresie przełajowym przed mistrzostwami miałam taki rok, iż dużo chorowałam. Bardzo męczył mnie kaszel, co zaczęłam trenować to musiałam znowu przestać, żeby wrócić do zdrowia. Gdy stanęłam na starcie mistrzostw wiedziałam, iż stać mnie na to, by powalczyć o medal w elicie, ale to nie było też takie pewne. Moje przygotowanie nie było idealne. O brąz w elicie walczyłam na finiszu i ten finisz wygrałam. To było tak, iż straciłam z zasięgu wzroku brązowy medal w trakcie jazdy, ale w końcówce pomyślałam sobie, iż nie mogę się poddać, dopóki nie przejadę mety. Dogoniłam wtedy jadącą na trzeciej pozycji Tosie Białek, na jakieś 30 lub 50 metrów do mety i z nią wygrałam finisz o trzecie miejsce.

fot. Archiwum Malwiny Mul

- Masz wiele sukcesów w wyścigach zagranicznych, gdzie najbardziej lubisz startować?

- Myślę, iż we Włoszech. Miałam tam też pierwsze swoje Mistrzostwa Europy na szosie. Zawsze jest tam ciepło, są tam góry. Czuję jakby to był mój teren, ponieważ lubię górskie etapy. A jeżeli chodzi o kolarstwo przełajowe, to myślę, iż jednak Belgia i Holandia. Sama atmosfera panująca tam, ilość kibiców na wyścigu jest niesamowita. To właśnie wyróżnia wyścigi w tamtych krajach wobec innych.

- Jesteś po pierwszej połowie sezonu, czy jesteś usatysfakcjonowana z jego przebiegu i co czeka cię w dalszej jego części?

- Tak, bardzo. Jest to mój najlepszy sezon w kategorii orlika i elity. Mam najwięcej sukcesów na koncie w tym roku. Medale Mistrzostw Polski zarówno w kolarstwie przełajowym, jak i szosowym, więc powiedzmy główny cel pierwszej części sezonu już jest za mną i jest on osiągnięty. Czeka mnie jeszcze kilka bardzo ważnych startów. Przede mną taki najbliższy, duży start to jest Tour de Pologne. Wystartuję tam z moją ekipą z MAT ATOM Deweloper Wrocław. Później planowany jest wyjazd na Tour de l’Avenir, ale już z kadrą Polski. Następnie są planowane starty w Mistrzostwach Świata i w Mistrzostwach Europy. Mam nadzieję, iż na nich też będę mogła się pojawić. To będzie mój cel, aby móc tam pojechać i godnie reprezentować Polskę.

- W takim razie jakie masz cele sportowe na najbliższe lata?

Myślę, iż przede wszystkim przejść do World Tour’owej ekipy, czyli tej na najwyższym szczeblu. Dzięki takiej ekipie będę mogła startować najważniejsze wyścigi typu: Tour de France czy klasyki. Bardzo bym chciała wystartować w Strade Bianche lub w Paryż-Roubaix. Oczywiście tęczowa koszulka na Mistrzostwach Świata, ale to myślę, iż jest oczywiste dla wszystkich kolarza. Marzy mi się też taka tęczowa koszulka w kolarstwie przełajowym.

fot. Archiwum Malwiny Mul

- Co najbardziej zmienił w tobie sport jako człowieku, a nie tylko zawodniku?

Dobre pytanie. Myślę, iż gwałtownie nauczył samodzielności. Gdzieś tam na tych wyjazdach czasem trzeba było sobie samemu zrobić np. jeść czy pościelić łóżko. Takie głupie, podstawowe rzeczy. Okej, to się robi w domu, ale jednak zaczynałam kolarstwo jeszcze jako dziecko. Wydaje mi się, iż też jestem bardziej otwarta na ludzi, nie boję się z nimi rozmawiać, poznawać ich. Łatwiej mi rozmawiać z obcymi ludźmi. No przede wszystkim uczy rzetelności, regularnej, dobrze wykonanej pracy. Na przykład ciężko mi jakoś zrobić coś na 50%, jak już coś robię, to robię na 100%. To też się przekłada na życie prywatne, może czasami aż przesadnie, ale powiedzmy radzę sobie.

- Co dla ciebie znaczy porażka, jak ją przeżywasz i czego cię uczy?

- Myślę, iż porażką nie będzie słaby wynik, a porażką na przykład dla mnie będzie to, iż na danym wyścigu nie dałam z siebie wszystkiego. Powiedzmy gdzieś ta głowa odpuściła, bo często jednak jak już jest się na ekstremalnym zmęczeniu, to działa głowa typu: a już nie dam rady to niech sobie jadą. Nie no, trzeba walczyć do końca. Często po wyścigu jest takie, a może mogłam zrobić tak, może inaczej? No czasu nie cofnę. Nie ma co gdybać. Czasami wiem, iż czegoś nie zrobiłam, a mogłam zrobić albo zagrałam źle strategicznie. No i takie coś można nazwać porażką.

- Czy czujesz, iż sport cię definiuje? Kim jesteś poza nim?

- Na pewno definiuje. Jednak całe życie toczy się wokół tego mojego kolarstwa. To mój styl życia i styl bycia. Nie miałam tak, iż gdzieś wychodziłam co weekend ze znajomymi, bo zawsze miałam jakieś wyścigi. Wiadomo nie w każdy weekend, ale tutaj ktoś miał urodziny, tutaj ktoś gdzieś chciał pojechać do kina albo po prostu gdzieś wyjść. Ja nie mogłam, bo miałam właśnie wtedy wyjazd. Musiałam podporządkować wszystko kolarstwu.

Poza tym, jak wracam do domu, to jestem po prostu Malwiną. Lubię spędzać czas właśnie z tymi ludźmi, dla których przez kolarstwo mam mniej czasu, czyli z rodziną, z moimi przyjaciółmi. Jestem też po prostu ciocią, uwielbiam spędzać czas z moimi siostrzeńcami. Lubię robić inne rzeczy poza kolarstwem. Pójść na zwyczajny spacer lub do kina, do którego nigdy nie mam czasu pójść. Bardzo lubię robić zdjęcia aparatem, po prostu robić wszystko inne poza rowerem.

- Jaką rolę odegrała twoja rodzina w początkach Twojej sportowej drogi?

- Bardzo ważną. No przede wszystkim chodzi tu o rodziców, ponieważ oni nie naciskali na to, żebym szła w kolarstwo czy w jakiś inny sport, czy w naukę. Bardzo mnie wspierali w tym co robię, niezależnie co bym robiła. Dali mi wybór, wybór pasji. Chciałam pójść w kolarstwo, dobra, to idź w kolarstwo. Bardzo mnie w tym wspierali. Jeździli na bardzo wiele wyścigów, choćby gdzieś tam dalej w Polsce. Do tej pory zresztą jeżdżą, o ile mają taką możliwość.

Jeżdżą choćby czasami za granicę. Często, wbrew pozorom, bliżej mamy gdzieś do wyścigu w Czechach niż na drugim końcu Polski, więc oni często się tam pojawiają. Są na prawie każdych Mistrzostwach Polski. Sama ich obecność jest naprawdę ogromnym wsparciem. Jak jestem w domu rodzinnym to rodzice dbali i dbają o to, żebym zawsze była na treningu. Dostosowują swoje plany dnia, żeby mi ułatwić treningi, robią obiad, żebym miała bezpośrednio po treningu i mogła zjeść od razu. Takie no drobne rzeczy, ale naprawdę bardzo dużo mi dają. Nigdy nie odmówili mi pomocy. Jestem im naprawdę za to wdzięczna.

fot. Archiwum Malwiny Mul

- Jakie wartości wyniesione z domu pomogły ci w sporcie?

Myślę, iż rzetelność i ciężka praca. Nie w znaczeniu, żeby się zapracować, ale w takim, iż bez pracy nie ma kołaczy, a na sukces trzeba zapracować. Myślę, iż to przede wszystkim wyniosłam właśnie z domu.

- Czy czujesz, iż jesteś postrzegana jako sukcesor znanych nazwisk w swojej dyscyplinie?

Troszkę tak. Głównie dlatego, iż moja drużyna MAT ATOM Deweloper Wrocław jest postrzegana właśnie jako miejsce, gdzie dziewczyny idą dalej w świat i przechodzą do World Tour’u. Często mówi się, iż nasza drużyna jest trampoliną, żeby pójść gdzieś za granicę. Więc troszkę tak się czuję.

- Czy porównywanie do obecnych mistrzów jest dla ciebie motywujące, czy raczej obciążające i czy wpływa to na twoje podejście do treningów i startów?

- o ile ktoś jednorazowo mnie porówna, powie: „ale super pojechałaś, jesteś jak Kasia Niewiadoma”, to neutralnie do tego podchodzę. Uśmiechnę się. Natomiast, gdy ktoś mnie regularnie do kogoś porównuje i mówi: „rób tak, to będziesz jak ona” albo „jesteś jak ona, tylko musisz jeszcze zrobić to…”, to bardzo tego nie lubię.

Każdy ma swoją drogę do sukcesu i inaczej wszystko przeżywa. Ma inną historię. Każdy z nas jest po prostu inny i to wszystko. Nie lubię, gdy ktoś mówi, iż jak będę jak dziewczyna „x”, to będę tak dobra jak ona. No nie, bo ja jestem inna. Mam inny charakter. Jednak nie wpływa to na mnie jakoś bardzo. Chwilę się może zdenerwuję, ale wypuszczę drugim uchem to wszystko.

Malwina Mul w rozmowie z Martą Zagają. fot. Dariusz Krzywański

- Co twoim zdaniem najbardziej odróżnia cię od dzisiejszych mistrzów, a co cię do nich zbliża?

- Kurczę, trudne pytanie. Może zacznę najpierw co mnie do nich zbliża. Myślę, iż właśnie wspomniana wcześniej regularność i ciężka praca. Jestem w stanie się naprawdę poświęcić w 100. procentach. Ustalam całe moje życie pod kolarstwo, więc myślę, iż właśnie to. Może różni mnie to, jaki mam pomysł na wyścig? Często staram się rozgrywać wyścig, żeby zaskoczyć przeciwniczki. Nie chcę iść powiedzmy prostym schematem, chociaż często prosty nie znaczy zły. Czasami właśnie wybieram zbyt oczywiste działania, ale jednak bardziej staram się zaskoczyć zawodniczki, bo ten moment zaskoczenie jest bardzo ważny.

- Czy myślisz o tym, by kiedyś przebić osiągnięcia obecnych liderów?

- Może nie jest tak, iż o tym myślę i jest to mój cel sezonu. Natomiast myślę, iż to byłoby coś super. Jednak gdyby kolejne polskie nazwisko osiągnęło coś dużego, tak jak np. Kasia Niewiadoma w tamtym roku wygrała Tour de France. Jest to coś niesamowitego. Ja raczej skupiam się na tym, żeby osiągnąć sukces, a nie żeby kogoś przebić. Nie porównuję się. Skupiam się na sobie i na swojej pracy.

Bardzo dziękuję Ci za rozmowę i życzę samych sukcesów.

Rozmowę przeprowadziła Marta Zagaja.

Idź do oryginalnego materiału