Niebezpieczne internetowe trendy. Dzieci w wirtualnej bańce

21 godzin temu
Zdjęcie: Niebezpieczne internetowe trendy. Dzieci w wirtualnej bańce


Kiedyś w wakacje zapełniały się place zabaw, parki i skwery, gdzie gromadziły się dzieci i nastolatki. Młodych ludzi było widać i słychać w przestrzeni publicznej. Dziś młodych ludzi częściej można spotkać na portalach społecznościowych, gdzie relacjonują swoją codzienność.

Z publikowanych przez nich zdjęć i rolek można dowiedzieć się niemal wszystkiego: co jedli na śniadanie, jakich kosmetyków używają i gdzie jadą na wakacje. Jak internetowe trendy wpływają na rozwój najmłodszych, o tym z psychoterapeutką Małgorzatą Marcinkowską rozmawia Magdalena Kowalska:

W wakacje rośnie popularność internetowych trendów związanych z dziećmi. Jako przykład można podać filmiki, w których 10-12-latki pokazują swój dzień z życia. Często te filmiki osiągają setki reakcji. Z czego wynika popularność takich trendów?

– Wynika ona z tego, iż naprawdę bardzo duża część życia przeniosła się do wirtualnego świata. Dotyczy to tak dzieci, jak i dorosłych. Akurat dzieci mają więcej czasu, a rodzice mniej, więc mniej czasu spędzają ze swoimi dziećmi. Życie dzieci przeniosło się do wirtualnego świata nie w tym momencie, tylko już dużo wcześniej. Pandemia była tym czasem, kiedy Internet kipiał i od agresji, i od przemocy, i od najróżniejszych pomysłów dzieci i młodzieży, które tam się realizowały. A teraz to się po prostu już utrwala. Takie działania stają się pewnego rodzaju normą, praktyką życia, związaną z tym, iż (wydaje im się, iż tego) kogo nie ma w Internecie, tego nie ma na świecie – stwierdza Małgorzata Marcinkowska.

Mamy filmiki, w których kilkunastoletnie dziewczynki wykonują wieloetapową pielęgnację twarzy, opisują swoje kosmetyki. Takich filmików czasami jest dodawanych kilka dziennie. Czy to znaczy, iż część dzieci dzisiaj wakacje spędza nagrywając, publikując swoją codzienność?

– Nie wiem, czy to jest ich wakacyjna codzienność, natomiast myślę, iż naszą codziennością społeczną stało się pokazywanie tego, co intymne. I o ile popatrzymy na gazety i programy dla dorosłych, to, jak wyglądają tam kobiety, widzimy, iż propagowanie wizerunku, jest pewnego rodzaju stylem życia. Wyglądanie dobrze zaczyna być wartością w niektórych kręgach. I dzieci podejmują to, przyglądając się dorosłym, ponieważ każda kobieca gazeta zaczyna się od zdjęcia pięknej twarzy, pięknej sylwetki. Dorośli zachęcają tym dzieci do tego, żeby ich naśladować. Dzisiaj dzieci przyglądają się swoim mamom, które malują się, poprawiają swoją urodę. I to jest takie przybliżanie się do dorosłości, która dla nich jest nieosiągalna, ale wydaje się naprawdę bardzo atrakcyjna. Wiąże się to też z tym, iż dzieci porównują się ze sobą w przekonaniu, iż dobry wygląd to szansa na dobre życie, na sukces i popularność – zauważa Małgorzata Marcinkowska.

W jaki sposób te trendy wpływają na rozwój psychiczny i emocjonalny dzieci i nastolatków?

– To jest niestety bardzo obciążające, ponieważ każdy z nas, dorosłych boi się oceny. Jesteśmy już w większości osobami ukształtowanymi, wiemy jakie mamy mocne i słabe strony, a mimo to krytyka jest bardzo trudna do przyjęcia. Dzieci wystawiają się na krytykę, ale ich osobowość jest zupełnie nieukształtowana, one jeszcze nie wiedzą kim są. Będąc chwalonymi, docenianymi za wygląd i osiągnięcia, zaczynają myśleć, iż ich wartość od tego zależy. Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę zrobiła badania na ten temat i okazuje się, iż 1/3 nastolatków chciałaby wyglądać inaczej. 37% badanych dzieci odczuwa stres ze względu na lęk przed oceną, a 30% doświadcza hejtu. Ten hejt jest raniący, bolesny. Często dzieci ukrywają się z tym przed dorosłymi i przeżywają to w samotności. Mądry, wrażliwy, empatyczny dorosły jest bardzo potrzebny, żeby tę nieprawdę o świecie urealniać, ponieważ dzieci zaczynają przenosić się do bańki wirtualnej, w której obowiązują zupełnie inne zasady. Są zrozpaczone, kiedy okazuje się, iż nie wypełniają tych norm, wobec czego nie będą zaakceptowane. Na etapie dorastania grupa społeczna ma bardzo duże znaczenie i wtedy ożywa bardzo potrzeba przynależności. o ile ta przynależność zależy od atrakcyjności, której częścią jest wygląd, a nie od tego, jaki masz system wartości, jakie książki czytasz, jakie masz pasje, a choćby czego mogę się od ciebie nauczyć, mamy bardzo duży kłopot w postaci stanów depresyjnych, a czasami wręcz lękowych, czyli dużego cierpienia związanego z hejtem przeżywanym w samotności – mówi Małgorzata Marcinkowska.

Jak rozpoznać, iż dziecko już może żyć w takiej bańce, jest uzależnione od tego, co inni o nim sądzą i to nie w świecie realnym, tylko w wirtualnym?

– Kiedy dochodzi do „żywego” kontaktu, w relacjach z rówieśnikami czują się niepewnie. o ile takie osoby nie mają przyjaciół, nie mają z kim wyjść na podwórko, spędzają czas w swoim pokoju, w zamknięciu, to powinno nas niepokoić, bo zdrowy nastolatek powinien przebywać z innymi nastolatkami, a nie w wirtualnym świecie dorosłych. Część rodziców nie ma świadomości tego, jak daleko może posunąć się technika i iż twarz jego dziecka może być wykorzystana na przykład w celu zarabiania pieniędzy. Nieświadomość jest takim ósmym grzechem głównym – wyjaśnia Małgorzata Marcinkowska

Pojawił się ten wątek udostępniania wizerunku dzieci przez rodziców w Internecie. Trafiłam na Instagramie na konta, przy których jest informacja, iż są prowadzone przez rodzica lub pod jego nadzorem. To na przykład konta młodej gimnastyczki artystycznej albo aktorów dziecięcych. Rodzice relacjonują tam wszystko: dzień z życia, gdy dziecko chodzi do szkoły, dzień, gdy przygotowuje się do występów, ćwiczenia. Mamy tam już kilkulatki, których codzienność możemy oglądać jak serial. Jakie są motywy rodziców, którzy zamieszczają takie informacje?

– Motyw może być i bardzo skomplikowany, i prosty. Rodzic udostępnia coś pięknego o swoim dziecku, czyli część siebie, bo tak naprawdę ten rodzic robi to dla siebie. I używa swojego dziecka do osiągnięcia pozytywnej oceny, która płynie z Internetu. Jestem przeciwna używaniu kogokolwiek, a już szczególnie dzieci, do takich celów. Ale o ile rodzic spełnia swoje marzenia poprzez dziecko, będzie to robił. Tutaj pojawia się pytanie o granicę, czyli co jest intymne, a co jest do pokazania? I ta granica bardzo się przesuwa, wobec czego intymność, która jest częścią naszego życia i osobowości, zostaje upubliczniona. Wobec czego powstaje dysonans. Często słyszę, pracując z nastolatkami, dlaczego mnie dziwi, iż on pokazuje to wszystko, co pokazuje swoim kolegom i koleżankom, bo to zaczyna być normalne. Zanika wstyd związany z obnażeniem swojego życia – stwierdza Małgorzata Marcinkowska.

Jakie są potencjalne zagrożenia związane z takim wczesnym i częstym eksponowaniem dzieci, bo mówimy tu choćby o 6-7 latkach?

– To, co się dzieje, dzieje się bez zgody dziecka. My sami dorośli nie chcemy, żeby eksponować nasze zdjęcia bez naszej zgody, więc jest to naruszające, bo dziecko nie wyraża zgody. Trudno sobie wyobrazić, jak się zachowa za kilka lat wobec rodzica, który to upublicznia. Może będzie dorosłym upubliczniającym, a może poczuje, iż w okresie dziecięcym został sprzedany światu razem z wizerunkiem. Oczywiście znamy przypadki, kiedy jeszcze nie było wirtualnego świata, dzieci, które osiągały sukcesy. I często to się kończyło dramatem i poczuciem zaburzenia obrazu siebie. Obraz siebie powinien być adekwatny. To, co dzieje się na poziomie granic i wartości, zaciera się. Jest to niebezpieczne, bo skutki tego mogą mieć swoją dalszą perspektywę w postaci poczucia bycia używanym – tłumaczy Małgorzata Marcinkowska.

Chciałam zapytać o jeszcze inny, bardzo niepokojący trend, który pojawił się w sieci. Młodzież publikuje w Internecie filmiki pokazujące ryzykowne zachowania na hulajnogach elektrycznych. Czy popularność w Internecie jest dla młodych ludzi warta więcej niż zdrowie i życie, a może młodzi ludzie, którzy w znacznym stopniu żyją w świecie wirtualnym, nie rozumieją, iż te obrażenia są realne i mogą wpłynąć na całe ich przyszłe życie.

– Wyobraźnia jest częścią osobowości dorosłego człowieka, który potrafi sobie wyobrazić skutki swojego zachowania. Ale wyobraźnia się kształtuj w ciągu życia, dzieci i nastolatkowie nie wyobrażają sobie, co się może wydarzyć. Między bajki można włożyć próby uświadamiania związane z pokazywaniem wypadków drogowych i ich konsekwencji. Okazało się, iż pokazywanie tych obrazów wcale nie doprowadza do tego, iż kierowcy zdejmują nogę z gazu, ponieważ funkcjonuje fałszywe przekonanie, że: „mnie to nie spotka – to spotyka tylko innych”. o ile poziom adrenaliny, której doświadczają w swoim organizmie dzieci, ale dorośli również, osiąga wysoki poziom, to aby potem osiągnąć satysfakcję, trzeba tę adrenalinę jeszcze podkręcić. Czyli ten poziom adrenaliny już nie wystarczy, chcemy więcej. To szukanie ekscytacji. A dzieci nie mają pojęcia o tych mechanizmach; o tym, iż się uzależniają od własnej adrenaliny i potem chcą tego więcej i więcej. Czy uświadamianie przez dorosłych ograniczyłoby te zachowania? Myślę, iż przede wszystkim dorośli nie mają narzędzi do tego, w jaki sposób uświadamiać. I nie za bardzo widzę, kto chciałby wziąć odpowiedzialność za to, żeby uczyć dorosłych, jak uświadamiać dzieci – dodaje Małgorzata Marcinkowska.

Popularność tego ostatniego trendu widać też w policyjnych statystykach. Tylko w tym tygodniu doszło do 3 wypadków nastolatków na hulajnogach. W Hrubieszowiedwie 14-latki jadące na jednej hulajnodze podczas zjazdu z chodnika na jezdnię nie dostosowały prędkości do warunków panujących na drodze i przewróciły się na jezdnię. Z kolei w Radzyniu Podlaskim podczas jazdy na hulajnodze przewrócił się 13-latek. Natomiast na terenie powiatu łukowskiego w wypadku na hulajnodze uczestniczyli 22-latek i jego 19-letnia koleżanka. W każdym z tych zdarzeń konieczna była pomoc Lotniczego Pogotowia Ratunkowego!

MaK / opr. ToMa

Fot. pixabay.com

Idź do oryginalnego materiału