Niech dobro nie zwycięża! Felieton Marcina Napiórkowskiego.

1 rok temu

Dobro zwyciężyło! To jedno z najprzyjemniejszych zdań, jakie możemy wypowiedzieć. A zarazem jedno z najniebezpieczniejszych. Mówiąc, iż dobro zwyciężyło (lub przegrało), ujmujemy je jako przedmiot walki. Metafory wojny, konfliktu, oblężenia zaczynają momentalnie organizować naszą wyobraźnię. Dobro to coś, czego się nie negocjuje. Dobro jest tylko jedno. Ci, którzy widzą świat inaczej niż my, są albo zaślepieni, albo źli.

Tymczasem badania z zakresu antropologii i psychologii pokazują wyraźnie, iż nasze poczucie dobra uwikłane jest w wiele kontekstów kulturowych. Dobro i zło nie jest prostą skalą, ale wielowymiarową przestrzenią, w której oceniamy i porównujemy ze sobą sprawy tak różne jak równość, sprawiedliwość, troska, szacunek czy czystość.

Nierzadko okazuje się, iż w ramach naszych własnych systemów wartości różne priorytety znajdują się w sprzeczności. Chęć zmniejszenia nierówności zderza się z poczuciem sprawiedliwości. Szacunek dla tradycji prowadzi do uprzywilejowania silnych i marginalizacji najsłabszych, o których, paradoksalnie, każe nam się troszczyć ta sama tradycja. Błędne koło! Ale taka jest właśnie etyka, kiedy zaczniemy jej się przyglądać z punktu widzenia empirycznych badań nad społeczeństwem.

Ostatnio obserwuję te kwestie w praktyce, pracując w Europejskim Obserwatorium Narracji (NODES), gdzie przyglądamy się m.in. debacie publicznej na temat klimatu, szczepień czy migracji. Choć łatwiej nam widzieć rzeczywistość społeczną jako przeciętą przepaścią i podzieloną na „my” i „oni”, przy uważniejszej analizie dyskurs wokół kluczowych wyzwań przyszłości okazuje się znacznie bardziej fragmentaryczny i różnorodny. Organizuje go splątana gmatwanina wartości, założeń i pytań. Nie dzieli nas jedna przepaść, ale wiele mikropęknięć w poprzek linii różnych wartości.

Jeszcze ciekawsze jest to wszystko, co łączy zwolenniczki i przeciwniczki szczepień albo aktywistów klimatycznych i zatwardziałych negacjonistów. Okazuje się na przykład, iż w obydwu obozach można wskazać podgrupy zbudowane wokół pragnienia wolności albo wokół troski o tradycję.

Przyznanie, iż dobro to skomplikowana sprawa, nie musi wcale prowadzić do radykalnego relatywizmu, zawieszenia wszelkich norm i stwierdzenia, iż jest nam wszystko jedno. Przeciwnie. Empatia i umiejętność spojrzenia na świat oczyma Innego to najważniejsze narzędzie pracy tych, którym naprawdę zależy na krzewieniu wartości. Różnice między nami są czymś dobrym i naturalnym. Demokracja to sztuka takiego zarządzania tymi różnicami, by spory przekształcić w twórczą energię. Dlatego pora skończyć z „wojną” i „zwycięstwem”. Potrzebujemy innych metafor i obrazów do myślenia o dobru i złu. Żeby nie szukać czegoś zupełnie nowego, można na początek sięgnąć do obrazów zaczerpniętych z obserwacji przyrody lub z blisko z nią związanej kultury agrarnej. Pomyślmy o dobru jako o roślinie, która pleni się, rozkrzewia, zapuszcza korzenie, owocuje. Ale też – jak każdy organizm – nieustannie adaptuje się do zmiennych warunków. Dostosowuje do kontekstu, współistnieje z innymi organizmami (bo nie tylko jedno dobro jest na świecie).

Myślenie w kategoriach walki dobra i zła prowadziło do pragnienia jednomyślności. Żeby odnieść sukces, trzeba było znaleźć jedno doskonałe rozwiązanie, wybrać jedną idealną partię. Wszystkich innych należało pokonać lub przynajmniej przekonać do naszych racji.

Tymczasem lekcja, jaką wyciągnąć możemy z natury, okazuje się znacznie bliższa realiom demokratycznym. W przyrodzie całkowite zwycięstwo jednej opcji okazuje się zawsze początkiem upadku. Celem jest harmonijne współistnienie zachowujące bioróżnorodność, a nie monokultura. Samotność
na dłuższą metę nie służy także gatunkowi dominującemu, który traci zdolność adaptacji i staje się coraz bardziej narażony na czynniki środowiskowe. Przyroda przypomina nam tym samym, iż dobro jednego gatunku musi nieustannie współistnieć z dobrem innych.

Manichejska wizja dobra i zła jako zderzenia światła i ciemności proponowała nam (dosłownie) świat czarno-biały. Spojrzenie na dobro (czy raczej dobra) na wzór przyrody skłania nas raczej do wyobrażania sobie wielości kolorów, faktur i zapachów, jakimi natura nieustannie bombarduje nasze zmysły. Niech więc dobro nie zwycięża! Niech się mnoży. Niech głęboko zapuszcza korzenie i rozkwita. Niech nas zaskakuje bogactwem odcieni.

Idź do oryginalnego materiału