„Nigdy się nie poddawać”. Rozmowa z olimpijką Barbarą Bieganowską-Zając

opowiecie.info 3 godzin temu

Z Barbarą Bieganowską-Zając, olimpijką z kilkoma rekordami świata na koncie, o sile ducha i codzienności sportowca.

Klaudia Gacka: Jak zaczęła się Pani przygoda z lekkoatletyką?
Barbara Bieganowska-Zając: Pochodzę z małej miejscowości Frączków w powiecie nyskim, w gminie Pakosławice. Miałam dosyć trudne dzieciństwo – mama samotnie wychowywała mnie i pięcioro rodzeństwa, ponieważ tata zginął w kopalni na Śląsku.

Gdy byłam w szkole podstawowej, miałam trudności z uczeniem się i wykonywaniem różnego typu zadań. W poradni stwierdzono u mnie lekkie upośledzenie umysłowe, w związku z czym trafiłam do Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Grodkowie. Tam też zaczęła się moja przygoda sportowa.

Pierwsze miesiące w ośrodku były bardzo intensywne – pan Janusz Korcela, nauczyciel WF-u,
zachęcał podopiecznych do różnych aktywności. Bardzo mi się to podobało, bo byłam dzieckiem ciekawym świata. Dlatego też próbowałam wielu dyscyplin sportowych – koszykówki, piłki nożnej… Stwierdziłam, iż najbardziej podoba mi się bieganie.

Pewnego dnia, w 1994 roku, pan Janusz zaproponował mi i kilku osobom udział w Biegu Olimpijskim im. Zdzisława Zielonki. Wzięłam w nim udział z wielką chęcią. Trzeba było przebiec trzy kilometry – biegli razem i chłopcy, i dziewczyny. Zwyciężyłam. Pamiętam do dziś, jak pan Janusz mówił mi: „Basia, ale się pięknie spisałaś. W ogóle się nie zmęczyłaś!”.

Później pan Janusz zaproponował mi udział w Mistrzostwach Województwa Opolskiego w Biegach Przełajowych w Lasosicach. Pojechałam jako jedyna reprezentantka ośrodka. Na miejscu zobaczyłam wiele dzieci, które trenowały już w klubach, miały odpowiedni ubiór. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, iż biega się w jakichś kolcach. Miałam na sobie trampki i białe getry z koronką, a niektórzy śmiali się ze mnie i mówili, iż przyjechałam w piżamie.

Pamiętam, iż pan Janusz gdzieś mi się zgubił, a iż byłam pierwszy raz na zawodach, to jak usłyszałam „Dziewczyny na 2000 metrów!”, poszłam na start. Zwróciłam uwagę na to, iż dziewczyny, przy których stałam, były jakieś duże, ale nie przyszło mi do głowy, iż to może nie być moja kategoria wiekowa. Okazało się, iż wygrałam z bardzo dużą przewagą. Na końcu sędzia oderwał mi karteczkę z piersi i powiedział: „Dziecko, ale to nie był Twój bieg!”. Powiedziałam mu, żeby dał mi tę kartkę z powrotem, bo pobiegnę jeszcze raz i nie jestem zmęczona. Pan Janusz był załamany, iż pobiegłam nie w swoim biegu, ale jemu powiedziałam to samo. I jak powiedziałam, tak zrobiłam – po krótkiej przerwie wystartowałam w biegu na 1500 metrów i wygrałam z jeszcze większą przewagą. Od tej pory wszyscy w województwie zaczęli się mną interesować i pytać, w jakim klubie trenuję.

Później pojechałam na mistrzostwa Polski osób niepełnosprawnych, zrobiłam kwalifikacje na mistrzostwa Europy, na które pojechałam do Algarve do Portugalii. Tak zaczęłam systematycznie biegać i do dziś to kontynuuję. To już ponad 30 lat.

Czy pamięta Pani swoje pierwsze igrzyska?
Tak, oczywiście. Były w 2000 r. w Sydney. Pojechałam tam jeszcze jako osoba niepełnoletnia i wygrałam swój pierwszy złoty medal. Biegałam na dystansie 800 metrów i ustanowiłam rekord świata – 2,08.

Pamiętam, iż byłam taka szczęśliwa, iż mogłam tam być… Tłum kibiców, ich okrzyki – to mnie bardzo motywowało. Do dziś czuję ciarki, kiedy o tym myślę.

Czasem niektórzy patrzą na sportowców przez pryzmat ich niepełnosprawności, a co gorsze –umniejszają ich dokonania. Jak się Pani z tym czuje?
Dla mnie nie ma znaczenia, czy są to igrzyska olimpijskie czy paraolimpijskie. Na igrzyskach paraolimpijskich też musimy spełniać normy, robić wyniki, by być w tabelach. Moim zdaniem taki podział nie ma sensu, a niestety odczuwam go do dziś. To, iż jesteśmy osobami niepełnosprawnymi, nie znaczy, iż powinno się nas spychać na bok. Ale ja robię to, co kocham, spełniam się i nie patrzę na to, iż ktoś ma o mnie inne zdanie. Tego, co sobie wypracuję, nikt mi nie zabierze. To, co ktoś o mnie myśli, to już jego wola.

Igrzyska pokazują, jak ludzie niepełnosprawni potrafią pokonywać bariery, wylewają siódme poty, by zaistnieć w sporcie i zdobyć medal. Jako sportowcy jesteśmy dobrze nastawieni do życia pomimo różnych uwag na nasz temat.

Jestem bardzo wdzięczna marszałkowi i wicemarszałkowi województwa opolskiego, którzy nigdy mi nie odmówili wsparcia stypendialnego czy pomocy w dążeniu do celu. Czuję również ogromne wsparcie burmistrza Korfantowa – tam znajduje się siedziba mojego klubu.

A jak wygląda dzień sportowca? Czy są nawyki, które musiała Pani wprowadzić?
Kiedy wstaję, zjadam zawsze owsiankę. Ok 9:30–10:00 wychodzę na trening, który trwa od dwóch do dwóch i pół godziny. Później przyrządzam obiad, po południu regeneracja, coś robię koło domu. Chyba iż są obozy, to wtedy wyjeżdżam, a mąż wszystkim się zajmuje. Córki uczą się poza domem.

Często kobietom przypisuje się różne role – idealnej pani domu, matki. Jak sobie Pani z tym poradziła? Czy łatwo połączyć sport zawodowy z życiem prywatnym?
Mam dwie wspaniałe córki i wspaniałego męża – bardzo wspierają mnie w tym, co robię. Dzięki nim mogę się spełniać i robić to, co kocham. Pomagają mi w prowadzeniu domu czy pracach na działce.

Pogodzenie zawodowego sportu z życiem prywatnym jest bardzo trudne. Odczuwałam to zwłaszcza wcześniej, kiedy dziewczynki były małe. Wtedy bardzo pomagała mi rodzina – mama czy siostra. Gdy moje córki były w wieku przedszkolnym, często zdarzało się, iż zabierałam je ze sobą na obozy. Gdy poszły do szkoły, przebywały ze mną na obozach sportowych podczas ferii czy wakacji.

Kiedy dzieci są już starsze i bardziej samodzielne, łatwiej wszystko pogodzić. Teraz jestem spokojniejsza na obozach, bo wiem, iż sobie poradzą.

Czy miała Pani do czynienia z jakimiś nieprzyjemnymi uwagami dotyczącymi Pani kariery sportowej?
Nie zdarza się to często, ale czasem słyszę słowa typu: „Ty już masz 44 lata, może byś sobie dała spokój z tym bieganiem”. Zawsze odpowiadam, iż to kocham i iż ze sportem skończę wtedy, kiedy naprawdę nie będę mogła.

Kto Panią inspiruje? Czy ma Pani jakieś motto życiowe?
Przeszłam w życiu dużo – rozwód, depresja… Moje motto to „Nigdy się nie poddawać”. Trzeba pokazywać, iż jesteśmy mocni, iż jesteśmy w stanie po każdym upadku się podnieść i iść do przodu. Inspiracją są sportowcy, którzy pokazują, iż mimo różnych niesprzyjających okoliczności, można dalej się spełniać. Moim wzorcem pod względem biegania jest Ola Lisowska, która pokazuje podczas treningów, iż jest silna i iż mimo różnych przeszkód można spróbować na nowo.

Na zdjęciu z Aleksandrą Lisowską fot. archiwum prywatne

Co chciałaby Pani przekazać młodym osobom, które dopiero rozpoczynają swoją przygodę ze sportem?
Na pewno doradziłabym, żeby zacząć sport od zabawy, nie od zmuszania się. Warto poznać każdą dyscyplinę.

Sport jest bardzo interesujący i integruje. Dzięki niemu dzieci nie siedzą w telefonach, nie jedzą chipsów, nie piją słodkich napojów. Idą w teren i widzą trochę świata.

W 1994 roku, kiedy ja zaczynałam, nie było takiego wsparcia dla dzieci. Teraz są wyjazdy, obozy, dofinansowania, obiekty sportowe. Ja biegałam po błocie, po żwirze. Po treningu miałam albo nogi czerwone od mączki, albo czarne od żużlu. Teraz dzieci mogą wyjść na piękne podłoże tartanowe, gdzie można pobiegać w wygodnych warunkach i zobaczyć, jak pięknie da się spędzić dzień na sportowo.

Jakie ma Pani marzenia sportowe?
Chciałabym wystartować jeszcze w igrzyskach w Los Angeles. To jest mój główny cel, ale dzielą mnie od niego jeszcze 3 lata ciężkiej pracy. Niektórzy mówią: „Basia, zaczęłaś w Australii, to skończ w Australii, w Brisbane”. To trochę szalone i się z tego śmieję, bo te igrzyska są za siedem lat i nie ma szans, bym mogła jeszcze wziąć w nich udział.

Chciałabym też mieć sponsora lub menadżera, który pomógłby mi w realizacji czy finansowaniu – na przykład wody, sprzętu sportowego, odzieży. Podczas treningów wypija się 3-4 litry wody dziennie, do tego trzeba doliczyć wodę do odżywek. W skali miesiąca są to duże kwoty. Niektóre dziewczyny na obozach mają pięć lub sześć par butów, ja mam tylko dwie lub trzy pary. Nigdy nikogo nie prosiłam o taką pomoc. Ze swojej strony mogę zagwarantować, iż będę taką osobę godnie reprezentować.

Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę wszystkiego dobrego.
Również dziękuję.

Inspiracje z Opolskiego – Kobiety w Turystyce i Sporcie

Zadanie publiczne zakłada realizację cyklu artykułów poświęconych kobietom związanym ze sportem i turystyką w województwie opolskim. Celem przedsięwzięcia jest promocja roli kobiet w życiu społecznym regionu poprzez ukazanie ich wkładu w rozwój sportu, turystyki oraz aktywności lokalnych. Bohaterkami publikacji będą działaczki sportowe, trenerki, zawodniczki, animatorki turystyki oraz liderki inicjatyw społecznych, które swoimi postawami i osiągnięciami inspirują innych do podejmowania aktywności fizycznej i zaangażowania w życie lokalnej wspólnoty.

Finansowanie z środków samorządu Województwa Opolskiego.

Idź do oryginalnego materiału