Polska branża transportowa działa na krawędzion. Kontrole graniczne uderzą w tysiące firm, a wszystko okaże się 7 lipca, to dzień, który zmieni logistykę. Polscy przewoźnicy stają przed jednym z najtrudniejszych momentów ostatnich lat.

Fot. Pixabay
Od 7 lipca granice z Niemcami i Litwą zostaną objęte dodatkowymi kontrolami, które mają objąć nie tylko drogi, ale również kolej, rzeki i przejścia piesze. To nie jest zapowiedź symbolicznej obecności służb – to pełnoskalowe działania z listą 65 punktów kontrolnych, w tym 18 z nadzorem stałym. Skala operacji budzi niepokój wśród firm, które każdego dnia dostarczają towary do największych gospodarek Europy.
Opóźnienia, które kosztują miliony
Transport drogowy odpowiada za jedną trzecią wymiany handlowej w Europie, a Polska od lat pozostaje jego liderem. Kierowcy znad Wisły obsługują trasy do fabryk motoryzacyjnych, centrów dystrybucji i terminali morskich. Wystarczy kilka godzin postoju, by opóźnić całe łańcuchy dostaw. Dla wielu klientów oznacza to jedno – kary umowne, straty i zerwane kontrakty.
Przedsiębiorcy ostrzegają, iż choćby najdrobniejsze utrudnienia mogą przerodzić się w paraliż. Branża motoryzacyjna, która działa w trybie „just in time”, nie przewiduje marginesu błędu. Wystarczy, iż jeden transport z podzespołami nie dotrze na czas, a cała linia produkcyjna musi się zatrzymać.
Lokalny biznes na granicy ryzyka
Firmy działające w przygranicznych miejscowościach już teraz biją na alarm. Sklepy, serwisy i punkty usługowe utrzymują się z klientów zza granicy – zwłaszcza Niemiec. Wprowadzenie stałych kontroli i ograniczenia w przemieszczaniu się mogą doprowadzić do spadku obrotów o kilkadziesiąt procent. Przedsiębiorcy nie wiedzą, czy ich klienci będą mogli przekroczyć granicę bez długiego oczekiwania, ani czy transport z towarem z Niemiec dotrze na czas.
Niepokój potęguje brak komunikatów ze strony rządu. Nie wiadomo, jak długo utrzyma się nowy reżim na granicach, ani jak będą traktowane regularne transporty handlowe. Rząd nie podał też jasnych kryteriów kontroli ani nie przedstawił planów wsparcia dla firm, które poniosą straty.
Europa patrzy z niepokojem
Sytuację z niepokojem obserwują również zagraniczni partnerzy handlowi. Obawy rosną, iż polska decyzja może zapoczątkować efekt domina – inne kraje mogą odpowiedzieć własnymi restrykcjami. To grozi nie tylko problemami dla kierowców, ale także poważnym zachwianiem europejskiego rynku dostaw.
Organizacje branżowe domagają się pilnych konsultacji i precyzyjnych wytycznych. Wzywają rząd do dialogu i wprowadzenia procedur upraszczających kontrolę dla pojazdów komercyjnych. W przeciwnym razie, jak podkreślają, Polska może utracić pozycję lidera europejskiej logistyki – zdobywaną przez dekady.
Gra toczy się o tysiące miejsc pracy
Zachwianie rynku transportowego to nie tylko sprawa firm – to także ryzyko dla tysięcy kierowców, spedytorów, magazynierów i podwykonawców. jeżeli zagraniczni kontrahenci zaczną omijać Polskę jako hub logistyczny, skutki odczują całe regiony gospodarcze.
Decyzja o przywróceniu kontroli granicznych z założenia miała chronić bezpieczeństwo. Teraz może uderzyć w podstawy jednej z najsilniejszych gałęzi polskiej gospodarki. A tego polskie firmy mogą już nie wytrzymać.
Źródło: forsal.pl/warszawawpigulce.pl