Wynalezienie rolnictwa doprowadziło do ogromnego przeskoku cywilizacyjnego naszego gatunku. Nadwyżki żywności umożliwiły prowadzenie osiadłego trybu życia i rozwój wszelkich nowych form aktywności. Przyczyniły się również do niekontrolowanego przyrostu ludności świata, w tej chwili uważanego za globalny problem, z którym należy walczyć. W okresie industrialnym rolnictwo, jak każda forma przemysłu została mocno udoskonalona, skonsolidowana, objęta ścisłym nadzorem władz i izb handlowych. To właśnie rozwój efektywnych technik rolniczych wespół z liberalizacją handlu doprowadziły do drastycznego zmniejszenia się opłacalności prowadzenia drobnych gospodarstw. Wieśniacy porzucili więc rolę i przenieśli się do miast (w ciągu 100 lat liczba osób parających się rolnictwem spadła mniej więcej 10-ciokrotnie), w kwestii pożywienia uzależniając się od pozostałej na rynku wewnętrznym garstki hodowców, a w wielu krajach - w skutek całkowitego załamania się lokalnego przemysłu rolniczego - w znacznym stopniu od importu. Na gruzach rolnictwa tradycyjnego powstało tzw. rolnictwo wielkoprzemysłowe produkujące ogromne ilości jedzenia na stosunkowo niewielkiej przestrzeni, zdolne wyżywić całą ludzkość (mimo stale panującego gdzieś głodu), jedzenia często wątpliwej jakości, a przynajmniej ubogiego w składniki odżywcze występujące w produkcji drobnorolnej. Dziś rolnicy stanęli na celowniku rządów, organizacji międzynarodowych i różnego rodzaju podmiotów, które z różnych powodów (choć oficjalnie głównie w trosce o klimat) domagają się ogromnych zmian w skali i kształcie rolniczych procesów produkcyjnych.
W poprzedniej części omówiłem europejski projekt Zielonego Ładu. Choć przywódcy UE za cel postawili sobie przewodzenie światowemu ruchowi ochrony klimatu, to ww. projekt nie jest wymysłem samych eurokratów. Jego korzenie sięgają głębiej i są związane z projektami wdrażanymi w różnej skali i formie na całym świecie, a ton nadają im wytyczne płynące z posiedzeń organizacji (tylko z nazwy non-profit) takich jak ONZ czy WEF wspieranych przez tysiące wpływowych interesariuszy i proekologicznych instytucji zrzeszonych w międzynarodowe grupy takie jak GP, CCL, PETA, WSPA, WWF i im podobne. Oczywiście nie jestem obojętny argumenty przedstawiane przez wspomniane grupy obrońców natury - eksplorowanie planety w sposób niekontrolowany (które pozwoliło nam dojść do obecnego poziomu rozwoju cywilizacyjnego) doprowadziło do szkód w środowisku i trzeba temu przeciwdziałać. Nie może się to jednak odbywać w sposób równie niekontrolowany, to jest bez zważania na skutki jakie z tego wynikną dla miliardów ludzi na świecie. Mówię tu głównie o głodzie, który jest problemem stricte społeczno-politycznym (gdyż nie jest skutkiem braku żywności, ale braku środków na jej zakup). Proponowane rozwiązania tylko pogłębią ten problem, doprowadzając do kolejnych zwyżek cen żywności i zakłócenia łańcuchów dystrybucji, co w konsekwencji zwiększy liczbę niedożywionych i głodujących.
Niestety w tym właśnie kierunku zmierzają wszelkie ekoprojekty, podsycane przez propagatorów nowopowstałej mody na „ratowanie planety” wespół z walczącymi tą bronią o nowe źródła dochodów. Wokół tej mody, powiedziałbym idei powstał ogromny przemysł i trudno dziś ustalić komu chodzi o ochronę klimatu, a komu o nowe rynki zbytu. Życzyłbym sobie, aby ta idea pojawiła się – jak mawiał Alberto Moravia – „niczym goście – uprzejmie i z założeniem, iż nie będą tyranizować swoich gospodarzy” niestety nic z tego. Stoją za tym zbyt duże pieniądze. Nowe koncepcje walki z zanieczyszczeniem środowiska, na różnych polach (transport, przemysł, energetyka) wpychane są nam żywcem i na razie tylko rolnicy byli się im w stanie czynnie przeciwstawić. Niestety dla większości ludzi żyjących w naszej rzeczywistości protesty tej grupy nie są do końca zrozumiałe - w końcu nie ma znaczenia skąd bierze się żywność, skoro półki sklepowe uginają się od jedzenia, a ceny są wciąż jeszcze przystępne - póki co, wołowina może więc przyjeżdżać z Namibii, a zboże z Brazylii (tak jak meble ze Szwecji, wiatraki z Niemiec, samochody z Rumunii, węgiel z Australii, gaz z USA, a cała reszta z Chin – problem w tym, czym za te towary zapłacimy skoro sami nie będziemy zarabiać, prawie niczego nie produkując).
Jak wspomniałem trudno oceniać intencje (oraz skalę wpływu na obecną politykę w tej materii) organizacji walczących o środowisko i prawa zwierząt - łatwiej to zrobić w przypadku właścicieli agrokompleksów, koncernów rolno-spożywczych (wytwarzających półprodukty i produkty spożywcze) takich jak Cargill, Nestle, Kraft czy przemysłu biotechnologicznego (produkującego GMO, nawozy, nasiona, pestycydy, ale także substytuty naturalnej żywności) reprezentowanych przez takich gigantów jak Bayer, BASF, Syngenta, DuPont, których jedynym celem jest wprowadzenie na rynek swoich towarów i całkowitego uzależnienia od nich konsumentów. Wszystkie wspomniane grupy interesu, dążą do przejęcia światowego rynku żywności i mają w tej materii ogromne sukcesy. Ten gwałtownie rozrastający się ponadnarodowy globalny reżim ekonomiczny organizujący produkcję i dystrybucję żywności teraz posługuje się argumentami walki z głodem i ochroną środowiska naturalnego, mimo tego, iż jest w współwinny za obecną sytuację, a także za wszelkie niekorzystne zmiany, u progu wprowadzenia których jesteśmy.
Postulaty poszczególnych grup są często ze sobą sprzeczne (tak jak i z samą ideą ochrony natury, zwierząt i ludzi, którzy w końcu są jej częścią), podobnie jak ich interesy. Nie przeszkadza to jednak, aby każdy wykorzystywał obecny klimat z korzyścią dla siebie. I tak: genetycznie modyfikowane rośliny i substancje służące do ich ochrony przedstawiane są jako środki mające zapewnić wystarczającą ilość pożywienia dla każdej gęby na tej planecie, a zły stan środowiska jest pretekstem do ograniczania produkcji i spożycia mięsa, które ma zmniejszyć emisję dwutlenku węgla i zatrzymać globalne ocieplenie. realizowane są próby z produkcją sztucznego mięsa i jego zamienników – uzasadnieniem takiego rozwiązania (oprócz oczywiście cierpienia zabijanych zwierząt) jest ponownie przywoływany głód na świecie, który można by wyeliminować, gdyby tylko żywność zjadaną rokrocznie przez bydło, trzodę chlewną i ptactwo przeznaczyć do karmienia ludzi. Tego typu argumentacje to jawna kłamstwa, gdyż - jak już wskazałem wcześniej - głodu nie powoduje niewystarczająca produkcja żywności czy brak przestrzeni do jej upraw, którą - jak twierdzą propagatorzy takiego rozwiązania - można by pozyskać z terenów wykorzystywanych do wypasu bydła (a przynajmniej zwrócić go naturze). Głód powoduje niewłaściwa dystrybucja wyprodukowanej żywności, jej marnowanie, a także celowe jej niszczenie (choćby choćby z uzasadnionych prawnie czy ekonomicznie, ale na pewno nie moralnie powodów). Widać jednak niestety, iż taka argumentacja przekonuje polityków wydających koncesje na tego typu działalność, powstają więc fabryki sztucznego mięsa (GoodMeat), nabiału czy ich naturalnych zamienników w postaci hodowli grzybów, czy robactwa (InnovaFeed, Protix, EntomoFarms), które mają zastąpić białko zwierzęce w naszej diecie.
Kiedy stoimy w obliczu kryzysu żywnościowego, spowodowanego między innymi wojną za wschodnią granicą, gdy ceny nasion, nawozów i żywności rosną, rządy na całym świecie, w ramach walki ze zmianami klimatycznymi płacą rolnikom za niszczenie swych plonów, ubój zwierząt, zawieszanie działalności i za wyzbywanie się swej ziemi. Nie dzieje się to tylko w Europie - działania takie prowadzone są na całym świecie od Australii po Stany Zjednoczone - wspomniana wcześniej ONZ forsuje ogólnoświatowy podatek od każdego kilograma mięsa pochodzącego z hodowli pastwiskowej (ale nie wielkoprzemysłowej), który dotknie głównie średnich i drobnych hodowcach produkujących najlepszej jakości mięso (notabene w optymalnych dla zwierząt warunkach). Nie można tego wszystkiego nazwać inaczej jak tylko syntezą problemów i wdrażaniem w odpowiedzi na nie rozwiązań z korzyścią dla uprzywilejowanych i biznesu, a ze szkodą dla konsumentów. Przy sztucznie wywoływanym kryzysie i spowodowanych nim zwyżkach światowych cen żywności łatwiej w końcu wprowadzić na rynki jej biotechnologiczne substytuty, a także stworzyć globalny system nadzoru i zarządzania zasobami żywności i wody, obwarowując je nowymi przepisami i podatkami. Dla obywateli tego świata, którym mocno kurczy się nierynkowy dostęp do jedzenia, wody, ziemi i schronienia powinien to być sygnał do zdecydowanego protestu. https://naocznyobserwator.blogspot.com/