Boks. Sport medalodajny.
Tak od było przez lata aż do momentu, kiedy ta złota gęś przestała znosić złote jajka.
Przypomnę największy polski sukces boksu: Igrzyska Olimpijskie w 1964 roku w Tokio.
Wtedy na 10 kategorii wagowych Polacy zdobyli 8 medali: 3 złote, 1 srebrny i 4 brązowe.
Niesamowity wyczyn. Nie do powtórzenia. Później medale też trafiały się, jednak polka szkoła boksu umarła wraz z jej twórcą Feliksem Stammem.
I teraz nagłe zmartwychwstanie?
I tak w Budapeszcie polskie pięściarki wygrały wszystkie finały młodzieżowych mistrzostw Europy. zdobywając aż cztery złote medale. Nie dość tego – wcześniej cztery pozostałe Biało-Czerwone zapewniły sobie medale.
Polscy fani zachwycają się już od dawna postawą srebrnej medalistki igrzysk z Paryża Julii Szeremiety, Pięściarka w kategorii do 57 kg pokonała pochodzącą z Polski Natalię Fasciszewską, która mieszka w Irlandii i na arenie międzynarodowej reprezentuje ten kraj.
Szeremeta pokazała się na jej tle z jak najlepszej strony i bezlitośnie punktowała rywalkę
Przed walka Szeremiety pierwszy złoty medal dla Polski zdobyła Natalia Kuczewska. Ta z kolei wygrała finał w kategorii do 51 kg z Kelsey Carol Oakley. A to nie był koniec polskiego złotego dnia.
Złote medale oprócz Szeremety i Kuczewskiej zdobyły także Barbara Marcinkowska w kategorii do 70 kg, która wygrała z Niemką Emely Dittrich oraz Emilia Koterska, która pokonała w kategorii do 80 kg Ukrainkę Iryną Łucak. Kolejne medale, brązowe, zdobyli: Marta Prill (48 kg), Nikola Prymaczenko (54 kg), Julia Oleś (+80 kg) i jedyny mężczyzna – Mateusz Urban (75 kg). Co tu dużo mówić – tak przyjemnej niespodzianki niewielu kibiców spodziewało się. Teraz rodzi się pytanie: czy Polska została potęgą kobiecego boksu?
Inaczej przedstawia się sytuacja w skokach narciarskich. Adam Małysz rozpoczął wspaniałą passę w tym sporcie na początku 21 wieku i do dziś można było mówić o polskiej potędze. Ale, jak to w życiu bywa, po latach tłustych nadchodzą chude i chyba jest tak w tym sporcie. Przez lata polscy skoczkowie zapracowali sobie na status nietykalnych. I trudno się dziwić. W dyscyplinie, po Małyszu, pojawili się następcy, o których inne kraje mogły tylko pomarzyć. Osiągali sukcesy, które w momencie zakończenia kariery przez Adama, znajdowały się w sferze pragnień.
Sytuacja była doskonała. Powtarzalność sukcesów? Niepodważalna i to niemal sezon w sezon. Wpadki udawało się korygować na tyle szybko, iż skoczkowie nie tracili zaufania kibiców. I tak aż do pandemii. Gdy Adam Małysz krytycznie wypowiadał się o zawodnikach w okresie 2021/22 — pierwszym tak trudnym po latach sukcesów — wina leżała po stronie prezesa PZN. Sport zaczął powoli tracić swój złoty blichtr.
Dziś u progu nowego sezonu, zapowiadającego się na wymagający, sytuacja nieco się zmienia. Kibice sfrustrowani kolejnymi tygodniami bez wyników, z jeszcze większą uwagą przysłuchują się wypowiedziom, które później brutalnie weryfikują. Czy to zawodników, czy trenera. Widzowie nie chcą słyszeć w studiu, iż nie można krytykować skoczków, bo przecież ciężko trenują i w ogóle bardzo się starają. Zaczyna się typowa polska nagonka, tak jak w przypadku Igi Świątek czy Roberta Lewandowskiego.
Chciałbym zakończyć ten felieton jakąś dobrą notą, ale w tym przypadku trudno mi ją znaleźć.
www.bogdanpoprawski.com
Have a Great Day!
Bogdan


















