– Zdjęć mam dużo, pewnie już kilka tysięcy. Natomiast w tym przypadku chodziło mi o to, żeby nie były one zbyt drastyczne, żeby nie epatowały krwią itd. – tłumaczy nam autor zapewniając, iż przede wszystkim stara się dokumentować ciężką pracę ludzi ratujących życie. – Fotografia ratownicza według mnie to fotografia skupiona na służbach. To jest pokazanie ich pracy i trudu, codziennego wysiłku, często walki o życie ratowanej osoby – dodaje nie kryjąc, iż wystawa to też swoistego rodzaju podziękowanie dla nich.
Tym samym do 23 kwietnia od strony głównego Uniwersytetu Opolskiego, ogólnodostępnie i „pod chmurką” zaprezentowanych zostało blisko 60 fotografii. Zdjęć ratowników medycznych, pielęgniarek, lekarzy, szpitalnego personelu, specjalistów od pierwszej pomocy, a także strażaków i policjantów. Ponadto można również prześledzić pracę załogi Ratownika 23. Pod tą nazwą kryje się opolski śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, ulubionego „obiektu” artysty. Co za tym idzie można także zajrzeć także do bazy LPR, gdzie nie każdy ma dostęp na co dzień. Na wystawie nie brakuje również, rzecz jasna, kulis kilku głośnych akcji ratunkowych ostatnich lat.
– Każda z służb jest w jakiś sposób opisana. Każde zdjęcie też jest podpisane dodatkowo. Aczkolwiek wybierałem zdjęcia które opowiadają jakąś historię – tłumaczy Miłosz Bogdanowicz, zdradzając nieco tajniki swojej pracy. –
– Nigdy nie wchodzę na miejsce wypadku, gdzieś tam gdzie jeszcze dzieje się akcja. Nigdy nie robię nic na własną rękę. I myślę, iż tym też zdobyłem zaufanie służb. Po pierwsze wiem jakich zdjęć nie publikować, a po drugie nigdy nie jestem mądrzejszy od nich – mówi były dziennikarz i fotoreporter, w tej chwili pracujący jako zawodowy fotograf.
Dlaczego akurat to?
Poniekąd zaczęło się już w dzieciństwie. Jak to w przypadku wielu chłopców w tym wieku, od fascynacji strażą pożarną i jej pojazdami.
– Zawsze z podziwem obserwowałem akcje gaśnicze. Potem nad Opolem zaczął coraz częściej krążyć helikopter LPR i zrobiło to mnie jeszcze większe wrażenie. Począwszy od tego, iż ta pomoc jest niesiona z powietrza niczym u jakiś superbohaterów, a skończywszy na tym podmuchu, który towarzyszy maszynie przy starcie czy lądowaniu. Do tego stopnia, iż gdy słyszałem śmigłowiec na lądowisko przy USK, a mieszkam stosunkowo niedaleko, to starałem się tam dostać jak najszybciej – zdradza wspominając, iż to wszystko doprowadziło do odpowiedniej oferty pracy.
– Około 10 lat temu, jakimś takim totalnie amatorskim aparatem czy choćby telefonem zacząłem to na swój sposób uwieczniać i opisywać. I po pewnym czasie zostałem zauważony przez jeden z portali informacyjnych. Zaproponowano mi pracę. A potem już jakoś to się potoczyło – opowiada Bogdanowicz.
Była zajawka, będą studia
Nie kryje też, iż dzięki swojej „zajawce” poznał też mnóstwo przyjaznych mu ludzi z branży. Jak choćby przedstawicieli Opolskiego Centrum Ratownictwa Medycznego czyli pisząc najprościej „zwykłego pogotowia”. Oni wszyscy dali mu odpowiedni sygnał, by wciąż rozwijał się w tym temacie.
W związku z czym ramach wystawy po jednej z plansz poświęcił trzem osobom, które miały niemały wpływ na to w jakim miejscu się w tej chwili znajduje. To doktor Jarosław Kostyła czyli dyrektor OCRM-u i lekarz w LPR. Ponadto jego „prawa ręka” i ratownik medyczny Robert Czochara. Trzecim jest natomiast Leszek Koksanowicz, były komendant miejski Państwowej Straży Pożarnej.
– Wszystkim im zawdzięczam bardzo dużo. Pewnie gdyby nie oni, to nie byłbym w tym miejscu w którym jestem. Powiem więcej, tak mnie natchnęli do działania, iż nie wykluczam podjęcia studiów na kierunku ratownictwo medyczne – zdradza Miłosz, a na razie warto zauważyć, iż zrobił kurs Kwalifikowanej Pierwszej Pomocy w Ośrodku Szkoleniowym „Strażak” w Turawie. – Mogłem się podszkolić, przejść profesjonalny, sześciodniowy kurs udzielania pierwszej pomocy. Bo nigdy nie wiadomo kiedy to się przydaje. Uważam, iż każdy dorosły powinien przejść taki kurs.
Czytaj także: Wystawa fotografii naturalnej pani doktor z Opola.