Nie wychodzi z ratusza – źle. Wychodzi – jeszcze gorzej, bo „jeszcze chwila i wyskoczy mi z lodówki”. Działają – muszą zaistnieć i się lansują. Nie działają – siedzą i biorą pieniądze za „nic nierobienie”. Tak źle i tak niedobrze. Jak to mówią, jeszcze się taki nie narodził, co by wszystkim dogodził. Jak czytam i obserwuję, to z życzliwością mamy chyba ostatnio jakiś narodowy problem. Zjawisko „upolitycznienia mózgów” zbiera żniwo. Nieważne co ktoś robi, najważniejsze z jakiej jest partii lub kogo poparł. Wtedy trzeba go albo bezkrytycznie chwalić pod niebiosa, albo ciągle ośmieszać i krytykować. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi! Podejmujemy różne decyzje, nie jesteśmy nieomylni, ale staramy się, analizujemy, wyciągamy wnioski... A co nas spotyka? Ironia, sarkazm, beztroskie obrzucanie niesłusznymi pomówieniami i zero konstruktywnego dialogu oraz współpracy. Przykre. Mi też nie wszystko u wszystkich się podoba, ale publiczną krytykę można wyrazić w sposób, nazwijmy to, bardziej elegancki, kulturalny. Czego uczymy młodych ludzi, którzy wchodzą w świat „dorosłych”? No niczego innego, jak wylewania kolejnych wiader z.… dziwną, nic niewnoszącą treścią. Każdą krytykę przyjmuję, ale cenię sobie, gdy inni też uderzą się w piersi i rozliczą ze swoich czynów.
choćby na wycieczkowych traktach zupełnie sobie obcy ludzie wymieniają słowa powitania i uśmiechają się do siebie. Sama wyznaję zasadę, że