- Na początku września 1968 roku po raz pierwszy przyjechałem z miasteczka Szczekociny do Starachowic, gdzie zamieszkałem na początku października. Jechałem przez Nową Słupię, byłem interesujący krajobrazu Św. Krzyża. Kiedy wjechałem do miasta, autobus minął przejazd kolejowy przy ul. Spółdzielczej i odniosłem niedobre wrażenie. Tu był fatalny stan ulic, budownictwo Wierzbnika, stare zaniedbane. Kiedy autobus dojechał do dworca, końcówki trasy (obecnie "Brico"), zobaczyłem stary drewniany dworzec kolejowy - odstraszający. Błoto i jedna tabliczka z godzinami odjazdu - coś okropnego. Idąc na Majówkę, do miejsca mojej przyszłej pracy, po drodze zobaczyłem Pałacyk, który mi się podobał.
- Został Pan tu skierowany do pracy?
- Kilka dni po obronie dyplomu zostałem zaproszony do dziek