Dolina, która przez większość dni w roku milczy, raz do roku wypełnia się modlitwą, śpiewem i ludzkim spotkaniem. To jedno z tych wydarzeń, które nie potrzebuje reklamy ani rozgłosu. Ci, którzy mają tu wrócić — i tak wrócą.
Spotkanie bez pośpiechu. Bez hałasu. Z serca
Choć prognozy straszyły deszczem i chłodem, pielgrzymi nie zawiedli. Przychodzili pieszo z Górzanki, przyjeżdżali z Baligrodu, Cisnej, Polańczyka. Nie tylko z Bieszczadów i najbliższych okolic — wielu przybyło z dalszych części Polski, pokonując setki kilometrów, by znów stanąć przed cerkwią w Łopience. O skali wydarzenia można było przekonać się już w drodze: samochody stały nie tylko na parkingach w Polankach, ale i wzdłuż całej trasy prowadzącej do doliny. Przybywali nie tylko z potrzeby wiary, ale i z miłości do miejsca, które dla wielu ma głębokie, osobiste znaczenie. Spotykali się przy cerkwi, rozmawiali, śpiewali, dzielili obecnością — bez pośpiechu, bez hałasu.
Niezwykła msza pod bieszczadzkim niebem
Liturgia — jak od lat — odbyła się na wolnym powietrzu, przed cerkwią św. Paraskewii. Jej prostota i otwartość na otaczającą przyrodę nadały wydarzeniu wyjątkowy klimat skupienia i bliskości.
Tegoroczna uroczystość miała też poruszający wymiar osobisty. Po raz pierwszy zabrakło ks. Piotra Bartnika, który z powodu choroby nie mógł uczestniczyć w odpuście. Mimo to, liturgię przygotował osobiście, a — jak podkreślali wierni — był obecny duchem wśród zgromadzonych.
Msza pod bieszczadzkim niebem/fot. Robert Mach
Mszy świętej przewodniczył dziekan dekanatu leskiego, ks. Edward Stopyra, homilię wygłosił ks. dr Bogdan Janik. W koncelebrze uczestniczyło sześciu duchownych, w tym ks. Sebastian z Jodłówki, który prowadził pieszą pielgrzymkę z Górzanki, oraz ks. Krzysztof Pichur i ks. Krzysztof Olszewski, którzy nieprzerwanie spowiadali pielgrzymów. Obecność ks. Mirona Michaliszyna z Kościoła Greckokatolickiego nadała wydarzeniu wymiar ekumeniczny. W czasie uroczystości nie zabrakło pieśni w wykonaniu Agaty Rymarowicz, dzielenia się chlebem, odpustowych słodkości, kiermaszy, rozmów i prostego bycia razem — bez pośpiechu, z sercem.
Miejsce, które przetrwało
Łopienka – jedna z najpiękniejszych bieszczadzkich dolin – od wieków przyciągała pielgrzymów. W dolinie znajduje się cerkiew św. Paraskewii z kopią cudownej ikony Matki Boskiej Łopieńskiej, czczonej tu zarówno przez katolików, jak i grekokatolików. Przed wojną odpusty odbywały się choćby trzy razy w roku, a sama Łopienka była jednym z najważniejszych sanktuariów maryjnych w regionie – obok Kalwarii Pacławskiej i Starej Wsi.
Jeśli jeszcze nie byłeś w bieszczadzkiej Łopience albo nie znasz jej historii — zapraszamy do lektury. Może to będzie początek Twojej własnej drogi do tej niezwykłej doliny.
Łopienka – miejsce, które zostaje w człowieku
Łopienka ma w sobie tajemnicę. Coś, co trudno nazwać, ale łatwo poczuć. Przez jeden dzień staje się duchowym sercem Bieszczadów — miejscem, gdzie spotykają się ludzie, wspomnienia i cisza. Cisza, która powraca dopiero wtedy, gdy odejdą ostatni pielgrzymi, a dolina znów zapadnie w swój spokojny rytm.
Odpust w Łopience/fot. Robert Mach