Odra Opole zremisowała ze Zniczem Pruszków w debiucie nowego trenera

4 godzin temu

Jakby nie było przed tym spotkaniem byli w strefie spadkowej. Teraz są tuż nad nią (pełna tabela TUTAJ.). Boli to tym bardziej, iż długo wydawało się, iż wygrają zaległe spotkanie z ekipą spod Warszawy.

Po kolei jednak. Początek środowego starcia był bardzo żwawy. Obie drużyny niemalże od razu próbowały szukać szans w ofensywy. I choć nie wynikały z tego jakieś stuprocentowe sytuacje to całkiem nieźle się to oglądało. Swoje szansę w szeregach naszej ekipy mieli choćby Tomas Prikryl czy Szymon Szkliński. I ten drugi w 20 min miał świetne okazję na otworzenie wyniku. Po sprytnym rozprowadzenie akcji przez swoich kolegów dopadł do piłki na siódmym metrze i stanął oko w oko z bramkarzem rywali. Piotr Misztal wybiegł mu gwałtownie naprzeciw, rzucił się pod nogi i jakimś cudem sparował strzał ponad poprzeczkę.

Gdy mijało pół godziny gry młody skrzydłowy opolan zrehabilitował się jednak za tę pomyłkę. Wówczas to dopadł do futbolówki blisko linii końcowej i przytomnie wycofał do Edvina Muratovica a ten po chwili przymierzył przy bliższym słupku. I choć nie był to najpiękniejszy strzał to znalazł drogę do siatki. 10 minut później ten sam duet mógł znowu dać wiele euforii sobie i kibicom, jednak tym razem ani jeden ani drugi nie potrafił zdecydować się na uderzenie i rywale zdołali oddalić zagrożenie.

Odra zremisowała ze Zniczem

Po zmianie stron gra nie była już tak żwawa na początku spotkania. Musiał minąć blisko kwadrans zanim opolanie wykazali większą inicjatywę. Wtedy to po zamieszaniu pod bramką Znicza swoją szansę mógł mieć Rafał Niziołek, ale za późno zorientował się gdzie jest piłka i oddał zbyt słaby strzał. Niemniej w drugiej odsłonie lepsze wrażenie sprawiali goście, ale kilka z tego wynikało. Aż do 77. minuty gry. Wówczas to zza pola karnego uderzył Dawid Olejarka Boli to tym bardziej, iż chwilę wcześniej sędzia nie uznał gola Muratovica dopatrując się pozycji spalonej. Opolanie mieli jednak piłkę meczowa w doliczonym czasie gry. Wtedy to zza „szesnastki” huknął Dawid Wolny, a Misztal odbił piłkę przed siebie, dopadł do niej Oskar Zawada, ale fatalnie przestrzelił z ośmiu metrów.

Idź do oryginalnego materiału