Okiem Żabola: Anatomia kryzysu

roosevelta81.pl 1 dzień temu

Człowiek ma to do siebie, iż próbuje szukać prostych wytłumaczeń życiowych porażek. Nie zawsze jednak przyczyna jest jedna i łatwa do zdefiniowania. Tak też jest według mnie w przypadku spadku formy Górnika Zabrze w końcówce rundy.
Anatomia kryzysu drużyny z Górnego Śląska jest dość złożona. W mojej ocenie nie da się jej przypisać jednej konkretnej osobie. Kibice szukają prostych wytłumaczeń, ale problem jest rozproszony i dotyka wielu płaszczyzn. Uważam, iż drobne lub poważniejsze błędy dostrzec możemy w konstrukcji kadry, decyzjach trenera, kontuzjach kluczowych graczy i postawie piłkarzy w konkretnych spotkaniach.


Uzależnieni od trzech muszkieterów


W mojej ocenie najistotniejszym powodem spadku jakości Górnika Zabrze pod koniec rundy były kontuzje i związana z nimi absencja dwóch podstawowych zawodników środka pola oraz będącego w dobrej dyspozycji stopera. Zarówno Kubicki jak i Ambros są „żołnierzami Gasparika” i kluczowymi zawodnikami jego żelaznej jedenastki. Josema z kolei pod skrzydłami słowackiego szkoleniowca przeżywał swój najlepszy okres od momentu transferu do Zabrza. Wraz z Rafałem Janickim przez wiele kolejek stanowili bardzo trudny do przebicia mur.

Uważam, iż najtrudniejszym do zastąpienia okazał się Jarosław Kubicki. Generał środka pola nie ma godnego zastępcy na ławce rezerwowych. Nieobecność wybieganego, grającego „box to box” pomocnika odczuwalna była zarówno w obronia, jak i ataku. Wejście w buty tak doświadczonego zawodnika, jest zawsze zadaniem bardzo trudnym. Wspomagający Hellebranda Bastien Donio ma zupełnie inne atuty. Dobrze spisuje się w pojedynkach i odbiorze, brakuje mu jednak doświadczenia ligowego oraz walorów ofensywnych.

Absencja Lukasa Ambrosa miała na pewno negatywne przełożenie na utrzymanie piłki na połowie rywala oraz jakości ofensywy. Młody Czech był w dobrej formie, którą potwierdziły powołanie do młodzieżówki naszych południowych sąsiadów i objęcie w niej zaszczytnej funkcji kapitana. Brak młodego pomocnika w ostatnich spotkaniach był może mniej istotny niż absencja Kubickiego, jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę zgranie tych piłkarzy ze sobą i z Patrikiem Hellebrandem, to strata ta wydaje się poważniejsza. Trener Gasparik próbował zastąpić go Young-jun Gohem czy choćby Maksymem Chłaniem, nie były to jednak udane próby. Ukrainiec jest urodzonym skrzydłowym i z linią za plecami czuje się zdecydowanie lepiej. Koreńczyk z kolei gra nieźle, gdy posiada więcej swobody. Ostro zaatakowany przez silnego i zdecydowanego rywala, często gubi się i gra nerwowo. Doskonale widać to było przy akcji bramkowej Lechii, która rozpoczęła się od jego straty. Ambros jest kolejnym zawodnikiem, którego nie potrafimy zastąpić rezerwowym. Najbliżej jego profilu jest w mojej ocenie Luka Zahović, trener Gasparik nie zdecydował się jednak puścić Słoweńca w bój przeciwko gdańszczanom.

Josema pod skrzydłami słowackiego szkoleniowca zaczął grać dużo pewniej. Stał się ważnym elementem szczelnego monolitu, który w środku formacji tworzył z Rafałem Janickim. Przez wiele kolejek obrona Górnika była jedną z najlepszy, o ile nie najlepszą w lidze. Hiszpan miał już kłopoty z dokończeniem meczu z Wisłą Płock w Zabrzu. Zmienił go wtedy Maksymilian Pingot. 22-latek sprowadzony latem z Lecha Poznań, dostał od trenera Gasparika zadanie zastąpienia Josemy w ostatnich meczach jesieni. W spotkaniu STS Pucharu Polski przeciwko Lechii w Gdańsku wypadł co najmniej przyzwoicie. Drużyna z Trójmiasta nie wyszła jednak na ten mecz „pierwszym garniturem”, a i nastawienie do meczu dalekie było od „zwycięstwo albo śmierć”. Niestety w ligowym rewanżu kilka dni później nie poszło młodemu stoperowi dobrze. Widać było braki motoryczne na tle rozpędzonych zawodników ofensywnych gdańszczan. Pingot nie ma jeszcze na tyle doświadczenia i ogrania, by wejść w buty Josemy i utrzymać poziom formacji defensywnej. Zwłaszcza, iż tak jak już wspomniałem, nie miała ona wsparcia w Kubickim. Młody obrońca starał się, ale popełnił kilka błędów, które wpłynęły na końcowy wynik. Nie był to udany mecz Maksa, ale trzeba uczciwie przyznać, iż wyzwanie było bardzo duże. Tacy piłkarze jak Bobcek, Kapić, Sezonienko czy Mena są niezwykle trudni do powstrzymania. Szczególnie teraz, gdy znajdują się w dobrej formie.

Jak ważni dla Górnika zawodnicy wypadli na końcówkę sezonu pokazuje poniższa tabelka:

Zawodnik Mecze Minuty Rozegrane Gole Asysty
Josema 17 1 530 1 473
Jarosław Kubicki 15 1 350 1 333 2 3
Lukas Ambros 15 1 350 1 093 3

A to Łubik jednak nie jest supermanem?


Odnoszę wrażenie, iż konstruując kadrę na ten sezon założono, iż Marcel Łubik jest dużo lepszym i bardziej stabilnym golkiperem niż się okazało na przestrzeni rundy. Daleki jestem od obwiniania młodego bramkarza o wszystkie nasze nieszczęścia, jednak od meczu z Arką w Zabrzu dało się zaobserwować sporą niepewność w jego grze. Efektem tego były kolejne błędy, w tym dziecinna pomyłka przeciwko Zagłębiu.

Łubik wydawał się cały czas pewnym siebie zawodnikiem, ale postawa na boisku zdawała się temu przeczyć. Nie zapominajmy, iż ten chłopak ma dopiero 21 lat i niemal całe sportowe życie przed sobą. Ma zatem czas na zebranie doświadczenia i uspokojenie głowy. To ostatnie musi jednak odbyć w trybie ekspresowym tak, by w rundę wiosenną wejść na dużej koncentracji, zostawiając błędy sprzed zimowej przerwy za sobą.


Tomek nas nie zbawi


Tomek Loska to fajny facet, dba o atmosferę, a jego serce zawsze było i jest trójkolorowe. To jednak za mało, by pomagać drużynie w trudnych momentach i wygrywać nam swoimi interwencjami mecze. Doświadczony bramkarz ma swoje deficyty i nie jest to żadna tajemnica. Dodatkowo nie będąc w rytmie meczowym, został rzucony na głębię w Gdańsku i trudno mu było nie utonąć. Nie można obwiniać wyłącznie jego za tę porażkę, ale jeżeli wpuszcza się w meczu pięć goli przy pięciu celnych strzałach rywala, no to samo w sobie jest słabe i trudno w takiej sytuacji o pochwały dla bramkarza.

Myślę, iż Loska jest ofiarą tego, o czym już wspomniałem. Uznano na początku sezonu, iż Łubik będzie pierwszym bramkarzem i nie dojdzie do sytuacji, w której Marcel wyląduje na ławce. Niestety dla nas doszło do niej w końcówce rundy. Podkreślę jeszcze raz. Nie mam specjalnych pretensji do Tomka, bo nie spodziewałem się, iż nagle okaże się herosem nie do pokonania, trudno jest bowiem podnieść się z ławki raz na kilka tygodni i zagrać od razu mecz życia.


Gdy nie idzie, chaos bierze górę


Odnoszę wrażenie, obserwując zachowanie trenera Gasparika w trakcie meczu, iż szkoleniowiec traci czasami głowę w kryzysowych momentach. Sam się zresztą kilka razy przyznał, iż jego decyzje o zmianach nie pomogły. Zdarzało się też delegowanie graczy na zupełnie nienaturalne dla nich pozycje. Przykładem może być Maksym Chłań biegający na pozycji ofensywnego środkowego pomocnika w ligowym meczu przeciwko Lechii Gdańsk, czy Young-jun Goh bliżej linii obrony, gdzie bywa większym zagrożeniem dla nas niż naszych rywali.

Myślę, iż za tymi korektami w personaliach i ustawieniu stoi po prostu chęć jak najszybszego odwrócenia niekorzystnego wyniku. Nie może to jednak przysłaniać logicznych rozwiązań. Myślę, iż słowacki szkoleniowiec musi nauczyć się lepiej zarządzać kryzysową sytuacją meczową i liczę na to, iż tak się właśnie stanie. Obyśmy na wiosnę mieli Michala ze spokojniejszą głową, gdy zacznie się palić.


Wrzuceni pod koła rozpędzonych rywali


Gdy usłyszymy nazwy zespołów, z którymi polegliśmy sromotnie, nie padniemy na kolana. Zarówno Radomiak jak i Lechia kojarzą się raczej z ligowymi średniakami niż pogromcami wielkich. Zastanówmy się jednak dokładniej, czy te pozory przypadkiem nie mylą.

Pod koniec października stery w drużynie Radomiaka objął Goncalo Feio. Portugalczyk zaprowadził swoje porządki. Efekt „nowej miotły” dał w trzech meczach dwie wygrane (Lechia w Gdańsku i Cracovia u siebie) oraz porażkę z Lechem w Poznaniu. Niech jednak nikogo nie zmyli wysokie zwycięstwo „kolejorza” (4:1). Każdy kto oglądał ten mecz wie, iż wynik nie odzwierciedla przebiegu wydarzeń na boisku. Radomiak grał dobrze, ale towarzyszyła temu ogromna ilość pecha. Zespół Goncalo Feio pod koniec rundy ewidentnie złapał wiatr w żagle i ofiarą tego wzrostu formy padł niestety także Górnik Zabrze. Drużyna z Radomia chciała wygrać ten mecz i widać było gołym okiem, iż ma dużo większą motywację i jest w gazie.

Z kolei John Carver buduje spokojnie i konsekwentnie siłę Lechii. Zespół z Gdańska zaczynał sezon z pięcioma ujemnymi punktami. Aktualnie ma ich 20 i gdyby nie wspomniana kara, plasował by się w okolicach 8 miejsca. Gdańszczanie tracą dużo goli, ale też dużo strzelają. Ich aktualny bilans bramkowy to 37:37. Mają więc najwięcej strzelonych i najwięcej straconych goli w PKO BP Ekstraklasie. Lechia praktycznie nie przegrywa u siebie. Wyjątkiem był mecz STS Pucharu Polski z Górnikiem Zabrze na kilka dni przed ligowym starciem. Na „rewanż” piłkarze z Trójmiasta wyszli z dużą motywacją i chęcią stłamszenia rywala od pierwszych minut. Wynik do pewnego momentu wskazywał na wyrównane spotkanie, ale można było odnieść wrażenie, iż na tle rozpędzonych ofensywnych graczy Lechii, jesteśmy jak dzieci we mgle. Lechia wygrała zasłużenie, a my musieliśmy ponowie przełknąć gorzką pigułkę klęski.


Podsumowanie


Na słabszą formę w końcówce rundy złożyło się więc kilka czynników. Kontuzje kluczowych graczy, niestabilna forma rezerwowych, nie do końca logiczne zarządzanie meczem przez trenera Gasparika w trudnych momentach. Do tego doszedł terminarz, który rzucił nas pod koła rozpędzonych rywali. Konglomerat tych czynników stał się przyczyną dużo gorszej postawy zabrzan niż ta, do której przyzywczaili nas przez większość rundy jesiennej.

Teksty publikowane w dziale „Okiem Żabola” są prywatnymi opiniami autora.

Źródło: Roosevelta81.pl / Transfermarkt.pl
Foto: Roosevelta81.pl

Idź do oryginalnego materiału