Opaska, foch i dymisja

18 godzin temu

Gdyby polska piłka nożna była serialem, to ostatni sezon powinien nosić tytuł: „Opaska zemsty”. I byłby to thriller polityczno-psychologiczny z elementami tragikomedii, zakończony klasyczną klamrą: selekcjoner Probierz podaje się do dymisji, a Robert Lewandowski… czeka. Już nie w tunelu, ale na nowego trenera.

Bo przecież nie może być tak, iż ktoś mu opaskę kapitańską zabiera i jeszcze uchodzi z życiem.

O jeden telefon za mało
Probierz zrobił coś, na co wcześniej nie odważył się żaden selekcjoner – odebrał Lewandowskiemu opaskę kapitana. I nie dał jej jakiemuś 22-latkowi z ekstraklasy, tylko Piotrowi Zielińskiemu. Ruch odważny. A może zbyt odważny? Problem nie polegał na samej decyzji. Problem polegał na komunikacji tej decyzji. Bo pan Michał zadzwonił do Roberta wieczorem, gdy ten właśnie usypiał dzieci. I, według relacji Lewego, przekazał suchy komunikat, jakby wyczytywał skład mięsa mielonego na paczce z dyskontu.
Nie było rozmowy, nie było wyjaśnień. A przecież to Lewandowski – ikona reprezentacji, facet z biografią grubszą niż notatki Probierza przed meczem z Mołdawią. Cokolwiek o nim myślimy, pewne rzeczy po prostu się załatwia inaczej.

Lewy kontra system
Reakcja była szybka, chłodna i boleśnie szczera: „Nie zagram, dopóki Probierz jest selekcjonerem” – powiedział Lewandowski. W świecie piłki to jak wyciągnięcie czerwonej kartki na oczach wszystkich. Bez VAR-u. I bez żalu. W języku dyplomatycznym: ultimatum. W języku kibicowskim: foch. Tylko iż to był foch od człowieka, który przez dekadę dźwigał tę reprezentację na plecach, nogach i często też… sam. Można się nie zgadzać z formą, ale trudno odmówić mu prawa do frustracji.

Probierz z podniesioną głową… do wyjścia
Z jednej strony – Michał Probierz miał rację: opaska nie może być dożywotnia. Chciał zmian, młodszej krwi, mniej zależności od jednego nazwiska. Tylko iż w tej grze zasady to jedno, a realia to drugie. Nie przygotował na to drużyny, nie przygotował mediów, nie przygotował choćby samego Lewandowskiego. I został z niczym. Po porażce z Finlandią i publicznym buncie kapitana, wybrał honorowe wyjście: dymisję. Chwała mu za to – nie trzymał się stołka pazurami, jak wielu przed nim.

Kto wygrał, a kto przegrał?
▸ Lewandowski – wrócił na piedestał. Pokazał, iż kto rusza opaskę, ten musi liczyć się z konsekwencjami. Czy to dobrze? Zależy, czy uważasz, iż piłka to demokracja, czy monarchia dziedziczna.
▸ Probierz – przegrał politykę, niekoniecznie sport. Chciał dobrze, ale wykonał źle. Bo w Polsce nie wystarczy być trenerem. Trzeba być też dyplomatą.
▸ Kibice – jak zwykle dostali telenowelę zamiast futbolu. Zamiast rozmawiać o grze z Finlandią, gadaliśmy o opasce. Zamiast budować drużynę, znów rwiemy ją na kawałki.

A co dalej?
Nowy selekcjoner – kimkolwiek będzie – stanie przed wyborem: iść na kolanach do Lewandowskiego, czy zbudować kadrę bez niego. Każda z opcji to pole minowe. Ale jedno jest pewne: nigdy więcej komunikatów przez telefon po dobranocce.
Bo w Polsce opaska waży więcej niż puchar. A futbol to nie tylko sport – to teatr. A w teatrze… rządzi ten, kto trzyma rekwizyt.

MK

Idź do oryginalnego materiału