
Beata Ch. na sali sądowej.
1 czerwca 2025 roku mija osiem lat od wyroku, który zapadł w jednej z najbardziej poruszających spraw kryminalnych w Polsce. Tego dnia w 2017 roku Sąd Okręgowy w Katowicach skazał Beatę Ch. i Jarosława R. – rodziców 22-miesięcznego Szymonka z Będzina – za zabójstwo własnego dziecka. Ciało chłopca, przez dwa lata nieznanego z imienia, odnaleziono w marcu 2010 roku w stawie rybnym w Cieszynie.
Dziś, po ośmiu latach od wyroku i piętnastu latach od śmierci dziecka, historia znów powraca. Beata Ch. ma opuścić zakład karny, w którym odsiadywała karę. Wyjdzie na wolność po 13 latach.
Chłopiec bez imienia
19 marca 2010 roku w stawie „Mewa” w Cieszynie zauważono dryfujące ciało małego dziecka w czerwonej kurteczce. Nie było żadnego zgłoszenia zaginięcia, nikt nie rozpoznał chłopca. Przez dwa lata trwała jedna z największych akcji identyfikacyjnych w historii polskiej policji.
Przełom nastąpił w czerwcu 2012 roku, gdy anonimowy telefon sąsiadki zaniepokojonej losem dziecka, rzekomo przebywającego „u dziadka”, skierował uwagę śledczych na Beatę Ch. Z czasem okazało się, iż „chłopczyk z Cieszyna” to 22-miesięczny Szymon z Będzina.
Śmierć w męczarniach
Sekcja zwłok i opinie biegłych nie pozostawiały wątpliwości: Szymonek zmarł w wyniku ropnego zapalenia otrzewnej i sepsy, będących skutkiem pęknięcia jelita cienkiego po uderzeniu w brzuch. Przez trzy dni konał w bólu, z gorączką i dusznościami. Rodzice nie wezwali pomocy, bo – jak ustalił sąd – bali się ujawnienia śladów przemocy.
Po śmierci dziecka zamiast zgłosić tragedię, zaplanowali pozbycie się ciała. Zawinęli je w torbę, włożyli do bagażnika i przewieźli do Cieszyna. W samochodzie były także ich dwie córki. Ciało wrzucili do stawu.
Proces i surowszy wyrok
1 czerwca 2017 roku zapadł pierwszy wyrok – 12 lat więzienia dla Jarosława R. i 10 lat dla Beaty Ch. za zabójstwo z zamiarem ewentualnym. Rok później Sąd Apelacyjny zaostrzył kary – do 15 i 13 lat. Oboje trafili do zakładów karnych: on do Wojkowic, ona do Grudziądza.
Ponieważ wyrok liczony jest od chwili zatrzymania w czerwcu 2012 roku, Beata Ch. ma odzyskać wolność latem 2025 roku. Jak poinformowała rodzina chłopca, nie zamierzają utrzymywać z nią kontaktu.
– Do mojego domu jej nie wpuszczę. Zostało mi po nim tylko zdjęcie, a po wnuczkach buciki – powiedziała babcia Szymonka, Zenobia R., w rozmowie z „Faktem”.
Pytania bez odpowiedzi
Po ujawnieniu tożsamości dziecka pojawiło się pytanie: dlaczego nikt nie zauważył jego zniknięcia? Matka wprowadzała znajomych w błąd, mówiąc, iż chłopiec przebywa u dziadka. Zdjęcia publikowane w mediach nie pomogły – zrekonstruowana twarz była niepodobna, a wiek dziecka błędnie oszacowany.
Rodzice planowali przeprowadzkę do innego miasta, ale nie mieli środków. Tymczasowo zamieszkali we Wrocławiu, jednocześnie śledząc media, by upewnić się, iż nie zostali rozpoznani.
„To dziecko mogło żyć”
Lekarze nie mieli wątpliwości: natychmiastowe udzielenie pomocy mogło uratować życie Szymonka. Ekspertyzy wskazały na „zespół dziecka maltretowanego”, a przebieg choroby i brak reakcji rodziców uznano za rażące zaniedbanie.
Na cmentarzu w Cieszynie, gdzie pochowano chłopca, przez cały czas stoi grób z napisem:
„Chłopczyk. Żył ok. 2 lat. Śpij, Aniołku.”
Choć dziś wiemy, jak miał na imię i kim był, pytania o to, dlaczego nikt nie reagował wcześniej, pozostają bez odpowiedzi. Dla wielu 1 czerwca nie jest tylko datą wyroku – to bolesne przypomnienie, iż tej śmierci można było uniknąć.

Pogrzeb Szymonka – wtedy jeszcze anonimowego dziecka.
Na podst. i.Pl