Anna Konopka: – Osteopatia, choć praktykowana od co najmniej 100 lat w USA, Wielkiej Brytanii i innych krajach zachodnich, w Polsce wciąż wydaje się nieco egzotyczną dziedziną. Co gorsza, nierzadko mocno myloną z fizjoterapią.
Piotr Leśniowski: – Osteopatia to oddzielny zawód medyczny idący w stronę terapii naturalnej. W Polsce szkoły osteopatii powstały stosunkowo niedawno, więc faktycznie nie jest tak dostępna, jak na Zachodzie. Robi się jednak coraz popularniejsza. Sam jestem i praktykiem w Opolu, i asystentem na Akademii Osteopatii w Krakowie.
– Zarówno osteopata, jak i fizoterapeuta pracują bezpośrednio z ciałem. Czym więc różnią się zadania tych specjalistów?
– Każdy, kto chce zostać osteopatą musi skończyć magisterskie studia fizjoterapeutyczne albo lekarskie i dopiero pięcioletnią medycynę osteopatyczną. Tylko tak zdobędzie tytuł doktora nauk osteopatycznych. Różnica polega na tym, iż fizjoterapia zajmuje się układem kostno-mięśniowo-stawowo-więzadłowym i nerwowym, a osteopatia jest poszerzona o techniki manualne jeżeli idzie o układ wisceralny, czyli układ organów wewnętrznych, jak np. wątroba, żołądek, woreczek żółciowy i jelita, pracę na układzie płynów ciała – krew, limfa oraz pracę na układzie opon mózgowych i autonomicznym układzie nerwowym.
– Pośrednio więc osteopata pracuje na organach wewnętrznych człowieka. Czemu to ma służyć?
– Obrazowo mówiąc pozycjonujemy i przesuwamy organy, które tego wymagają, a wielokrotnie tak jest, choć nie odczuwamy, iż coś jest nie tak np. z naszym żołądkiem czy wątrobą. Osteopata pracuje dokładnie na układzie żylno-tętniczym, na układzie limfatycznym opon mózgowych, ośrodkowym układzie nerwowym z jego komponentom autonomiczną a dodatkowo z tym, czego nie ma w fizjoterapii – napięciami emocjonalnymi i psychosomatycznymi pacjenta.
– A całej tej wielkiej pracy służą tylko ręce terapeuty.
– Przez pięć lat nauki nacisk położony jest na anatomię bardzo precyzyjną. Do tego dochodzi rozbudowana fizjologia, biochemia i biomechanika. Osteopata pacjenta traktuje holistycznie, czyli patrzy na organizm jak na pełny układ powiązań. Nie koncentrując się na danym punkcie, ale na znalezieniu źródła problemu. A ręce służą zarówno do diagnozy, jak i leczenia.
– Wciąż trudno mi sobie wyobrazić, jak taki specjalista jak pan, pracuje rękami na wątrobie czy innym organie umiejscowionym gdzieś głęboko w moim brzuchu. Jak to możliwe?
– Niech przykładem będzie więc ta wątroba, która faktycznie jako organ wydaje się dość abstrakcyjna do terapii. Trzeba jednak wiedzieć, iż wątroba jest zawieszona na pięciu więzadłach, które mogą się przyczepić do przepony, mostka, żeber… Równie dobrze więc można je wypozycjonować i porozciągać, by wróciły na swoje bardziej prawidłowe miejsce. To sprawia, iż organ dostaje więcej krwi, ma więcej miejsca, ruchomości i zaczyna zdrowieć. Osteopata zajmuje się więc taką regulacją organizmu.
– Brzmi logicznie. Rozumiem więc, iż ta nieprawidłowa pozycja organów wpływa na rozmaite dolegliwości lub po prostu na fakt, iż coś nas boli, ale nie wiemy dlaczego?
– Podobnie, jak do fizjoterapeuty ludzie do osteopaty po raz pierwszy przychodzą głównie z bólem. Gdy jednak przekonają się, jak pracuje taki specjalista jak ja, przychodzą z różnymi sprawami. Na przykład po rozległej infekcji bakteryjnej lub wirusowej, pacjent zgłasza się by mu rozluźnić i zbalansować opłucną, płuca czy wydrenować układ usuwania toksyn aby poczuł się lepiej i szybciej zdrowiał. Do osteopaty przychodzą też pacjenci z zastojami żylnymi, limfatycznymi, obrzękami, nadciśnieniem, żylakami.
– Ból to słowo odmieniane dziś przez wszystkie przypadki. Wydaje się to tym bardziej dziwne, iż współczesne społeczeństwo chyba nie jest tak spracowane fizycznie, jak choćby pokolenie naszych rodziców. Człowieka zastępują maszyny, inteligentne urządzenia. Nie trzeba już dźwigać, nosić i stale się nadwyrężać. Dlaczego więc czujemy się tak połamani?
– Tłumaczę. 90 proc. pacjentów przychodzi do gabinetu osteopaty z bólem pleców, klasycznie w odcinku lędźwiowym lub szyjnym. Zmienił się styl życia bez wątpienia. Gdy zaczynałem praktykę, 20 lat temu, większość pacjentów przychodziła z problemami dysku, kręgosłupa, jakiegoś stanu zapalnego. Na dziś, od początku tego roku, miałem może jednego pacjenta z klasycznym problemem kręgosłupowym, reszta to bóle innego pochodzenia.
– A więc skąd ten ból pochodzi, co go powoduje?
– choćby najnowsze badania medyczne pokazują, iż ponad 70 proc. przypadków bólu lędźwiowego odcinka kręgosłupa pochodzi z jelit. Zwyczajnie dlatego, iż jelita przyczepiają się do bioder i kręgosłupa. Są unerwione z kręgosłupa piersiowo-lędźwiowego, a worek otrzewnowy, czyli tam gdzie leżą jelita, jest zrośnięty z mięśniami pleców.
– I to powiązanie wystarczy, by odczuwać czasem tak mocne napięcia i ból?
– Kiedyś pracowaliśmy ciężej fizyczne i kręgosłup obrywał. To się zmieniło, ale co z tego, gdy mamy coraz gorszą jakość jedzenia, powietrza i wodę. Finalnie to wszystko ląduje w jelitach, które stają się coraz bardziej przeciążone różnymi czynnikami. Znacznie więcej zadań wykonujemy w pozycji siedzącej: praca, jazda samochodem, jedzenie. A jelita nie lubią bezruchu. Stają się ściśnięte, nie mają dobrego krążenia, więc jak mogą prawidłowo funkcjonować? Na tym nie koniec. Najgorszy jest wciąż poziom stresu.
– Czyli to stres dobija nasze plecy?
– Niektórzy zapominają, iż najbardziej unerwioną częścią naszego ciała nie jest mózg, a jelita. Powierzchnia jelit to mniej więcej obszar boiska do koszykówki. Większość stresu ląduje niestety w jelitach. Krążki międzykręgowe, potocznie zwane dyskami przeciążają się i ulegają uszkodzeniu głównie od przeciążeń układu trawiennego i stresowego.
– Co może jeszcze boleć w kręgosłupie?
– Klasyczna rwa kulszowa często bywa objawem nerkowym – boli nas wzdłuż pleców a poprzez powieź i mięśnie ból może być przenoszony aż do kolana i pachwiny. Nerka kumuluje emocje związane ze strachem i obawą. Może być też m.in. przeciążona lekami lub obsunięta np. przez przypadkowe uderzenie piętą w podłoże. Wpada wtedy w dysfunkcje i pociąga za sobą powięzi nerkowe. W plecach boli też… pęcherz, ponieważ jest przyczepiony na więzadłach pomiędzy talerzami biodrowymi, czyli w środkowej części miednicy. jeżeli jest w dysfunkcji, przesunięty na którąś stronę, będzie ciągnął w dany talerz biodrowy i tę część miednicy, co spowoduje jej rotację.
– Czy pacjenci mają w ogóle taką świadomość?
– Powoli jest lepiej, stale edukujemy pacjentów. Dramatycznym problemem jest jednak to, iż nie pijemy wody. Dwóch dobrze nawodnionych pacjentów na 50 osób, to proszę mi wierzyć naprawdę dobry wynik… Widzę to po jakości tkanki i po zastojach w ciele.
– Nie brzmi to optymistycznie. Co się dzieje, gdy organizm nie ma dość wody?
– Gdy ktoś mało pije, zagęszcza mu się krew w limfach. Płyny w ciele wolniej krążą, układ zaczyna się przeciążać i nagromadzają się w nim toksyny. Kręgosłup również musi się drenować i oczyszczać z toksyn, wymieniać tkankę i krew. kilka osób ma o tym pojęcie.
– Wydaje się, iż nasz kręgosłup, to twardy, choć ruchomy element, który po prostu trzeba ćwiczyć, rozciągać i powinno być już dobrze…
– A tak naprawdę w kręgosłupie jest więcej wody, niż stałej tkanki. Porównując procentowo, ile jest tkanki twardej a uwodnionej w kręgu, to byłby to stosunek ok. 80 do 20. W kościach jest woda (krew). Dysk jest zbudowany z wody, więzadła i powięzi – też są głównie zbudowane z wody.
– Ile trzeba więc pić aby zapewnić dobrą jakość działania kręgosłupa, ale i całej machiny, jaką jest ludzki organizm?
– Zalecenia mówią o 0,03 litra na kilogram masy ciała. A więc ktoś, kto waży 100 kilogramów pije dla zdrowia 3 litry wody na dobę. Do nawodnienia nie wlicza się kawa, mocna herbata i alkohol. A problem z sokami polega na tym, iż aby wchłonąć z nich wodę, organizm musi je najpierw rozcieńczyć. To dłuższy proces. Dlatego niemal najlepsza jest woda, bo tylko skuteczniej od niej nawadniają napoje izotoniczne.
– Jak w takim razie radzimy sobie z notorycznym brakiem wody w organizmie?
– Nie zmienia się fakt, iż organizm wciąż wody potrzebuje, m.in. by pozbyć się toksyn. To co zjadamy, a co nam nie służy, musimy „wyrzucić”. Są na to cztery drogi, a pierwszą są wątroba i woreczek żółciowy, i dalej w konsekwencji, jelita (żółć z wątroby spływa do jelit). Drugą są nerki, trzecią płuca, a czwartą skóra. Wszędzie niemal potrzebna jest woda. Gdy mamy jej za mało, organizm musi zebrać ją na zapas. To dlatego zaczynamy puchnąć, a więc woda zbiera się w stawach, tkance podskórnej, tzw. cellulit, oraz w… tkance tłuszczowej.
– Tyjemy, bo nie pijemy wody?
– Organizm na dwa litry zebranej wody wytwarza kilogram tłuszczu. Musi przecież tę wodę gdzieś magazynować. Nadmiar tzw. boczków wiąże się głównie z brakiem wody. Podam przykład typowej patowej sytuacji. Mamy kobietę w wieku 30-kilku lat, która nie pije wody, bo nie ma czasu w pracy. Rano wypija dwie kawy, później szklankę wody. Mamy więc deficyt m.in. 1,5-2 litrów wody. Taki organizm zaczyna się bronić, zbierając wodę na zapas. W tym samym czasie ma coraz większe stężenie toksyn, zatruwa się od środka. A więc zbiera tej wody jeszcze więcej żeby pozbyć się patogenu.
– Jakie są skutki?
– Pani zaczynają puchnąć nogi, palce, kostki, policzki, inne części ciała. Wtedy zgłasza się do lekarza i dostaje leki na odwodnienie, które w rzeczywistości jeszcze komplikują sprawę. I tak już odwodniony organizm dostaje jeszcze leki, które uwalniają z niego wodę. To sytuacja, która wciąż się pogarsza. Organizm następnie więc podnosi ciśnienie krwi, które umożliwi jego „płukanie”. Pacjent ląduje więc u lekarza w okresie od trzech do sześciu miesięcy i z odwodnieniem, i nadciśnieniem. A leki na nadciśnienie często rozregulowują nam tarczycę… I koło się zamyka.
– A wystarczyłoby pić te dwa litry wody. Jakie są inne nieoczywiste objawy braku wody?
– Pierwsza zaczyna się psuć skóra – jest blada, papierowa. Inne objawy gromadzenia dużej ilości wody to niższa waga rano w stosunku do wieczora. Charakterystyczne są spadki energii w ciągu dnia, od ok. godz. 12-13, czyli wtedy, gdy nasza wątroba zaczyna intensywną pracę. Gdy brakuje jej wody, to nas osłabia, czujemy się senni. Drugi klasyczny kryzys energetyczny źle nawodnionego ciała, następuje ok. godziny 17-18, czyli w tzw. godzinie nerek, które próbują usunąć toksyny wykonując większą pracę niż normalnie.
– Nasze ciało potrafi więc wysyłać sygnały ostrzegawcze o konkretnych godzinach.
– To wszystko można wyczytać przez cykl dobowy, podczas którego o różnych godzinach uaktywniają się pewne organy. Choćby informacja, o jakich godzinach nocy pacjent się wybudza, daje mi wiedzę o tym, które jego organy są w dysfunkcjach. Klasyczny przykład przy odwodnieniu, to taki, iż wybudzamy się pomiędzy 1 a 3 w nocy. To czas największej nocnej aktywności wątroby, która musi się oczyścić się na następny dzień. A więc kiedy ona jest zatruta i odwodniona, wybudza nas ponieważ mechanicznie pracuje ciężej. Zwykle wstajemy, przeciągamy się, coś pijemy, coś przegryzamy i wracamy spać. Spontaniczne pobudki wcale nie są więc takie prawidłowe.
– Z czym dziś jeszcze spotykają się osteopaci?
– Przerażające jest to, iż od pandemii drastycznie wzrosła liczba dzieci i młodzieży w moim gabinecie. Zgłaszają się z rozregulowanymi układami trawiennymi, oddechowymi, ogólną fizjologią. To pokłosie problemów stresowych i emocjonalnych. Osteopata nie pracuje co prawda z psychiką, ale z napięciami stresowymi, emocjonalnymi i przeciążeniem w tkance i ciele. Te zaś powoduje napięcie i przebodźcowanie, które kumuluje się w różnych częściach organizmu. Jako terapeuta jestem w stanie pomóc tkance „łapiąc” przebodźcowany splot nerwowy pozycjonując go i stwarzając mu najlepsze warunki do balansu i wyciszenia. jeżeli chodzi o psychikę, to problem jest wciąż do przepracowania z psychologiem lub psychiatrą.
– Jakie dolegliwości zgłasza dziś to najmłodsze pokolenie?
– Brak koncentracji, problemy z nauką, ogólny brak energii i brak motywacji. Siedzą w pokoju, leżą w łóżku. Nie mają potrzeb wyjścia, spotkania się, ruchu. I oczywiście bóle, m.in. brzucha, a u dziewczynek bolesne i nieregularne miesiączki.
– Dlaczego tak ważne jest rozładowanie stresu i nie dopuszczanie, by jego normy były przekraczane zbyt długo?
– Autonomiczny układ nerwowy to układ regulacyjny naszego organizmu, który nie podlega naszej woli. Część układu wycisza, część pobudza i na co dzień muszą być w względnej normie, aby człowiek był w zdrowiu. Dziś problem polega na tym, iż nie potrafimy rozładowywać stresu, który dociera zewsząd. Żyjemy za szybko, pod dużą presją i wymaganiami – dużo pracujemy, za mało odpoczywamy. Leżąc na kanapie i nic nie robiąc, często mamy poczucie straty czasu. Nie potrafimy się relaksować.
– Łatwo powiedzieć, ale jak to zmienić?
– Nierozładowany stres kumuluje się przede wszystkim w szyi i barkach, klatce piersiowej, ale też splotach brzucha, miednicy i serca, stąd m.in. biorą się zawały. Innymi słowy nierozładowane emocje przebodźcowują nasze sploty. Trzeba znaleźć swój sposób na obniżanie poziomu codziennego stresu. To może być leżenie i patrzenie w sufit, czytanie, czy po prostu nic nierobienie.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.