Mieszkańcy posesji wzdłuż ulicy Kolonia Robotnicza, każdego dnia wyjeżdżając do pracy, sklepu, czy odwożąc dzieci do szkół korzystając ze starodroża drogi wojewódzkiej, ścigają się z przeznaczeniem. Gdy znajdują się bowiem na skrzyżowaniu ulic Kolonia Robotnicza z dawną drogą krajową nr 9 i skręcają w lewo (w kierunku Ostrowca Św.) z prawej strony widzą tylko wzniesienie (niweletę), która mocno zawęża im pole widzenia.
– Z rozmów z mieszkańcami Kolonii Robotniczej wiem, iż gdy chcą się włączyć do ruchu w lewo, żeby byli bezpieczni, ok. 150 metrów przejeżdżają lewym pasem – pod prąd. Bo to im gwarantuje bezpieczeństwo. Powstały ścieżki rowerowe, droga się zmieniła, a z tą niweletą (wysokość nawierzchni w osi drogi przyp. red.) nie zrobiono nic. Niestety kierowca włączający się do ruchu właśnie na tym skrzyżowaniu również nic nie widzi. Mało tego, „zafundowano” nam tu również przystanek autobusowy. Gdy stanie, tej widoczności już zupełnie nie ma – mówi Mirosław Borowski, inżynier, członek działającego społecznie Zespołu Bezpieczeństwa Infrastruktury Drogowej.
Przyznaje, iż na skrzyżowaniu zamontowane lustro drogowe, ale niestety w zależności od pory roku i dnia, bywa często zaparowane i kierowcom „nie pomaga”.
– Żeby było sto luster i dwa razy większych, one nam kilka pomagają. Z poziomu kierowcy nie widzimy nic. I przez cały czas mieszkańcy, gdy skręcą w lewo, będą jechać lewym pasem. W pamięci mam o jeden tragiczny wypadek, który wydarzył się kilkanaście lat temu. Kierowcę wyrzuciło na muldzie, stracił panowanie nad samochodem, w tym momencie przechodził pieszy. Niestety skończyło się tragicznie. To też jest kwestia wyprofilowania tego łuku. Uważam, iż gdybyśmy tę niweletę na przełamaniu spadków obniżyli o ok. metr, a możliwość są, to ta widoczność byłaby już zupełnie inna, a bezpieczeństwo niemal 100 procentowe. Wyjeżdżając z Kolonii Robotniczej kierowcy wiedzieliby co się dzieje na drodze. Warunek widoczności byłby spełniony. Teraz tego nie ma, a to jest taki książkowy błąd, który może skutkować czyimś zdrowiem i życiem – tłumaczy Mirosław Borowski.
Podkreśla, iż koszt takiej korekty nie byłby duży. Wyniósłby szacunkowo niecałe pół miliona złotych. Dodaje, iż przy kilkunastomilionowym remoncie drogi to niewielkie pieniądze. Mirosław Borowski przypomina również, iż według najnowszych wytycznych nawierzchnia powinna być tak zaprojektowana, żeby przeżyła 30 lat, więc nadzieja na skorygowanie tego niebezpiecznego punktu na drodze, przesuwa się w czasie o kolejnych 30 lat.
– Wydaje mi się, iż pozostało szansa, żeby wprowadzić korektę do przebudowy „starodroża”. Poruszaliśmy ten temat na spotkaniach. Podczas posiedzenia jednej z komisji Rady Powiatu Ostrowieckiego poruszał go jeden z radnych powiatowych. Pytał czy w projekcie przebudowy tej drogi jest przewidziana korekta tego łuku pionowego. Odpowiedziano mu krótko: „nie”. My swego czasu jako Zespół pochwaliliśmy się władzom miasta i powiatu, iż jesteśmy, iż chętnie będziemy współpracować, tym bardziej, iż spotykamy się bezinteresownie. Nie chcemy za to pieniędzy, chcemy tylko, aby nasz głos został usłyszany. Obawiam się jednak, iż nasze władze lokalne mówią tak: „każdy pomysł jest dobry, pod warunkiem, iż jest nasz”. I to jest dla nas przykre, bo w sumie warto kogoś posłuchać, może jego pomysł nie jest zły. Uważam, iż bez względu na to kto kim jest, z jakiej opcji pochodzi, o ile ma pomysł to warto go przeanalizować i wziąć pod uwagę – mówi Mirosław Borowski.
Dodaje, iż są sprawy, które można załatwić naprawde niewielkim nakładem, a jeździłoby się dużo bezpieczniej i łatwiej.
O poprawę bezpieczeństwa przy okazji remontu starodroża do władz powiatu apelował również Marcin Jabłoński, radny powiatowy, jednak jak twierdzi – bez rezultatu.
– Temat tego skrzyżowania poruszałem podczas posiedzenia Komisji Rozwoju Powiatu, Infrastruktury i Ochrony Środowiska. Dopytywałem, czy będzie tutaj zmieniona niweleta łuku pionowego. Otrzymałem odpowiedź, iż nie będzie. Dopytywałem dlaczego, skoro jest taka możliwość, aby poprawić bezpieczeństwo. Dostałem odpowiedź, iż projekt został zatwierdzony i iż nic się z tym nie da zrobić. Projekt można zmienić również w trakcie realizacji. To kwestia „dogadania się” inwestora i projektanta, a po to budujemy i robimy te drogi na lata, aby były bardziej bezpieczne – podsumowuje Marcin Jabłoński.