Do zakładu przy Opawskiej ludzie przynoszą swoje stare maszyny z nadzieją na ich wskrzeszenie. Czasami wymaga to wielu tygodni żmudnej pracy, a nieraz wystarczy tylko rozmowa. Do jednego i drugiego Jerzego Martyniaka nie trzeba namawiać. Mógłby pracować na okrągło i na okrągło o tej pracy opowiadać. – Świat komputerów jest mi obcy. Moje maszyny mają duszę. Każda z nich jest inna – mówi pan Jurek. W ciągu prawie pięćdziesięciu lat pracy naprawił ich tysiące i gdy go słucham, nabieram przekonania, iż oddał im przy okazji swoją duszę.