Sprawy parkometrów ciąg dalszy. Zima minęła, a one dalej nie sprawują swojej funkcji i co za tym idzie – nie zarabiają na siebie. Koszty ponoszą mieszkańcy.
Historia parkometrów z GEOsfery ma już parę aktów. Wszystko zaczęło się od utworzenia parkingów płatnych i postawieniu dwóch takich urządzeń w ich obrębie. Problem w tym, iż one same nie zdążyły zbyt długo popracować, bo około dwóch miesięcy później zostały zdewastowane.
Logicznym ruchem dalej było wykonanie zabezpieczenia w postaci zamontowania monitoringu przy parkometrach. Jednocześnie po drugiej stronie drogi na „dzikim parkingu”, który stworzyli sobie sami odwiedzający, po prostu parkując tam, wysypane zostały dwie kupki ziemi, tak by uniemożliwić lub utrudnić korzystanie z tego terenu.
Kolejnym ruchem było ofoliowanie urządzeń na zimę, doczepiając jednocześnie kartkę informującą o tym, iż opłaty zbierane są w terminie od 1 marca do 30 listopada. No i właśnie jak to w praktyce wygląda?
Aktualnie parkometry przez cały czas stoją zaklejone folią co delikatnie kłóci się z wyznaczonym terminem zbierania opłat bo za nami już połowa kwietnia, a urządzenia są przez cały czas nieczynne. Jednocześnie niezmiennie na wszystkich tablicach na parkingu zaklejone są słowa „płatny”.
W takim razie, po co one tam stoją skoro i tak kilka pracują? Sam ich zakup i montaż pochłonął z budżetu gminy 49 938 złotych brutto. Do tego rachunku doliczyć należy koszty prac, które wykonywane były później między innymi w związku z naprawami, które wyniosły dodatkowo 21 785, 76 złotych brutto.
Rachunek pokazuje, iż w sumie na oba parkometry przeznaczono 71 723,76 zł brutto nie licząc takich kosztów jak monitoringu. Przy stawce obejmującej 10 złotych za postój na parkingu wychodzi, iż by pokryć powyższe koszty musiałoby tam zaparkować około 7200 samochodów. W praktyce za wszystko płacą wyłącznie mieszkańcy.