Paryski nie-co-dziennik
Piękno jest wszędzie (Le beau est partout). Bardziej na ulicy niż w muzeach. Toczy się, pędzi, przelewa obok nas. Szukając go, francuski malarz Fernand Léger posłużył się zgeometryzowaną maszyną, jak inni nagim ciałem, pejzażem lub martwą naturą. Aż odkrył wyższość przedmiotu nad „ludzką fauną”, którą zredukował do materii pokawałkowanych tub. Dlatego nazywano go tubistą.
W paryskim Musée du Luxembourg trwa efektowna wystawa – „Ten cały Léger!”. Ekspozycja jest hołdem dla zmarłego 70 lat temu mistrza awangardy, twórcy nowatorskiego języka plastycznego, obok Matisse’a i Picassa jednego z trzech wielkich malarzy epoki.
Léger odkrył nową ideę „estetycznej maszyny”, dialogu człowieka z maszyną. Zaczął głosić pochwałę przedmiotu w malarstwie i uprawiać malarstwo przedmiotowe. Przenosił na płótno ludzi jak przedmioty, same przedmioty, części i struktury ich kształtów. Powstał mikrokosmos brył, stożków, wałków, walców, rurek. To artysta fundamentalnie optymistyczny, dla którego malarstwo było sposobem świętowania nowoczesności, dynamiki nowego świata, radosnego ducha rozrywki, tańca, muzyki, euforii życia. Paryska wystawa konfrontuje twórczość Légera z pracami takich artystów, jak Yves Klein, Keith Haring, Roy Lichtenstein czy Niki de Saint Phalle. Wyeksponowano blisko sto dzieł w czterech sekcjach: „Życie przedmiotów”, „Pięć elementów (woda, ogień, ziemia, powietrze)”, „Sztuka jest życiem” i… „Piękno jest wszędzie”.
Fernand Léger (1881 – 1955) urodził się już po śmierci swego ojca, hodowcy bydła. Porzucił studia architektoniczne w Caen i w 1900 roku przyjechał do Paryża, w którym tworzył przez większość życia, z wyjątkiem lat 1940 – 1946, kiedy przebywał w Stanach Zjednoczonych. Zamieszkał w La Ruche przy pasażu Dantzig, na Montparnassie. Było to coś w rodzaju przystani dla ubogich twórców, gdzie mogli mieszkać i pracować za symboliczny czynsz. Wylęgarnia robactwa i szczurów, ale przede wszystkim talentów, w której kolonia wyrzutków zmieniła oblicze sztuki. Kolejny adres Légera to atelier przy rue Notre-Dame-des-Champs 86, gdzie pozostał do śmierci. Wprowadził się tam w 1913 roku i od tego czasu był znany jako „Człowiek z Montparnasse’u”.
Na początku malował w stylu impresjonistycznym; ale obrazy te zniszczył. Później były już dojrzałe „Szczyty paryskich dachów” oraz seria płócien „Dymy nad szczytami dachów”, w których oddał wszystkie szarości Paryża. Postaci ludzkie jako „mocne formy i bryły” pozbawiał uczuć i sentymentalizmu. Jeszcze w La Ruche namalował „Akty w lesie”, przełomowe dzieło w jego stylistycznej ewolucji. Skupił się w nim na rozczłonkowaniu ludzkiego ciała w rozbitym na części krajobrazie, przedstawiającym geometryczną konstrukcję ściętych stożków i poskręcanych tub. Skłaniał się ku wielobarwności, co go odróżniało od innych kubistów. Jego droga twórcza nie ograniczała się do malarstwa sztalugowego. Wiodła dalej: do malarstwa ściennego, witraży kościelnych, architektury wolnej od ornamentu, tkaniny, ceramiki, filmu.
Léger malował kubistycznie, a myślał futurystycznie i surrealistycznie. W 1919 roku, siedząc z przyjaciółmi na tarasie baru Closerie des Lilas, miał ujrzeć scenę niczym ze swego późniejszego filmu „Mechaniczny balet”, pierwszego bez scenariusza, opartego na kontrastach obrazów i rytmów. Zauważył jadącą na rowerze pannę młodą, której welon powiewał na wietrze. Tego ranka miała wyjść za mąż. Ale dostała rower i tak się nim zachwyciła, iż zapomniawszy o ślubie, popedałowała wprost przed oblicze francuskiego malarza. Nazywała się Jeanne Lohy, a po kilku miesiącach – madame Léger. Była jego żoną aż do swej śmierci w 1950 roku. Dwa lata później malarz poślubił Nadię (wcześniej Wandę Chodasiewicz-Grabowską), swoją dawną uczennicę i asystentkę, oszalałą komunistkę. Również Léger związał się z ruchem komunistycznym, do którego należało wielu artystów. Krążył po proletariackich manowcach swym olbrzymim amerykańskim pontiakiem.
Ale jego sztuka nie zeszła na te manowce. Jednym z bardziej emblematycznych obrazów stała się „Gioconda z kluczami”. Potraktował Mona Lizę jako gotowy przedmiot, który „zdjął” z arcydzieła i wrzucił w przestrzeń swego płótna, obok dwóch innych przedmiotów – tytułowych kluczy i pudełka sardynek. Obraz poprzedziła seria „Kompozycji z kluczami”. Sylwetka, postać, ciało człowieka nie miały większego znaczenia niż klucze, rower czy stożek w jego święcie cylindrycznych kształtów.
Mówiono, iż Fernand Léger stworzył coś na kształt kosmogonii koła. W jego malarstwie dominują okrągłe formy i całe kompozycje zamknięte w kręgu. Wszystko jest w kolistym ruchu. Również ludzie mają koliste gesty i są zbudowani z kół, stożków, walców. Są geometrycznymi obiektami wędrującymi w kręgu i po okręgu. Ruszają w podróż, ale muszą wrócić do punktu wyjścia. Coś się kończy, coś innego zaczyna. Kończy się człowiek, a zaczyna mechaniczne widowisko, czasem z elementem ludzkim w tle. I nie ma tu kryteriów, nie istnieje sąd, który rozstrzygnąłby spór o piękno.
Bo piękno transportowane z przeszłości w przyszłość przez wyobraźnię jak życie samo w sobie jest sztuką; i to sztuką absolutną.
Leszek Turkiewicz