Piłkarze GKS Tychy z kolejną, wysoką porażką. Tym razem górą był ŁKS

2 dni temu

Kibice piłkarskiej drużyny GKS-u Tychy nie mają ostatnio dobrego czasu. Wszystko za sprawą wyników i gry zespołu z ulicy Edukacji, który dostarcza im wiele rozczarowań. Po pucharowej porażce z drugoligową Olimpią Grudziądz (2:4) i ligową deklasacją ze Stalą Rzeszów (1:5), przyszedł czas na porażkę 0:3 z Łódzkim Klubem Sportowym.

Szkoleniowiec tyszan Artur Skowronek postanowił dokonać kilku zmian w składzie wobec ostatniego, przegranego (1:5) spotkania ze Stalą Rzeszów. W kadrze meczowej zabrakło Teo Kurtarana, natomiast na ławce usiedli Nemanja Nedić i Wiktor Żytek.

Roszady nie przyniosły jednak spodziewanego efektu. W zasadzie od początku meczu ŁKS narzucił swoje warunki i częściej utrzymywał się przy piłce. Po nieudanych strzałach Pirulo, Stefana Feiertaga i Kamila Dankowskiego (którego kapitalnie zatrzymał Marcel Łubik), łodzianie objęli prowadzenie w 33. minucie spotkania. Dośrodkowanie 20-letniego Antoniego Młynarczyka idealnie wykończył głową Feiertag, który w dość łatwy sposób, niemal zupełnie niekryty, znalazł się przed szansą bramkową.

Dwie minuty później było już 2:0, a tym razem na listę strzelców wpisał się Pirulo. Kapitan ŁKS-u głową podwyższył prowadzenie swojego zespołu, a ostatnie podanie należało do Michała Mokrzyckiego. Dwa gole zdobyte przez gości dobrze oddawały przebieg boiskowych wydarzeń, a bezradny GKS pierwszy strzał oddał dopiero po otrzymanych ciosach. Pewną recenzją poczynań Trójkolorowych były ironiczne brawa i gwizdy tyskich kibiców, którzy w ostatnim czasie nie mogą liczyć na dobrą grę swojego zespołu.

Po przerwie ŁKS podwyższył na 3:0. Mateusz Hołownia źle podał do Jakuba Tecława, a do piłki dorwał się Feiertag. Austriak zagrał do Młynarczyka i jego strzał jeszcze obronił Marcel Łubik, natomiast wobec dobitki Andreu Arasy był bez szans. Desperacko szukający rozwiązania na boiskowe poczynania swoich podopiecznych Artur Skowronek postanowił dokonać poczwórnej zmiany, w której warto zaznaczyć wejście Piotra Gębali, czyli siedemnastoletniego pomocnika, dla którego był to debiut w rozgrywkach 1. ligi.

W końcu GKS doczekał się swojej szansy. W 78. minucie główkował Daniel Rumin, ale jego strzał fantastycznie przerzucił nad poprzeczką Aleksander Bobek. Dwie minuty później 20-letni bramkarz ŁKS-u ponownie wygrał pojedynek z Ruminem i wydaje się, iż skuteczna interwencja była „małym cudem” w tej sytuacji. Pod koniec regulaminowego czasu gry silnym strzałem popisał się Żytek, ale bramkarz nie dał się zaskoczyć po raz kolejny. Na więcej tyszan nie było stać i po raz kolejny w tym sezonie musieli uznać wyższość rywala. Po raz kolejny całkowicie zasłużenie.

Tym samym to dziewiąty mecz bez zwycięstwa na własnym stadionie z rzędu. Seria, która trwa od 10 maja i przegranej w derbach z GKS-em Katowice jest najdłuższą w historii klubu.

Kamil Hajduk

6 października 2024, Stadion Miejski w Tychach
GKS Tychy – Łódzki Klub Sportowy 0:3 (0:2)

Bramki: 33’ Feiertag, 35’ Pirulo, 51’ Arasa.

GKS: Łubik – Hołownia, Tecław, Budnicki, Keiblinger – Bieroński (63’ Żytek), Szpakowski (63’ Rumin), Ertlthaler – Dziuba (63’ Gębala), Śpiączka, Błachewicz (63’ Kubik).

ŁKS: Bobek – Głowacki, Gulen (60’ Tutyskinas), Wiech, Dankowski – Kupczak, Pirulo (73’ Balić), Mokrzycki (83’ Wysokiński) – Arasa (73’ Alastuey), Młynarczyk (60’ Zając), Feiertag.

Żółta kartka: Kubik.

Widzów: 4183.

Idź do oryginalnego materiału