Tym razem niestety się nie udało. Wielunianin Kamil Magott nie zdobył najwyższego szczytu Andów.
Wejście na Aconcaguę w Argentynie uniemożliwiły warunki pogodowe. Tak zrelacjonował nam próbę wejścia:
Pomimo przeciwności losu i konieczności powrotu do bazy z obozu 2 po zapasową matę do spania dotarłem w środę do obozu 3. W czwartek w nocy planowałem zaatakować szczyt. Niestety, w środę wieczorem niespodziewane opady śniegu, których nie przewidywały prognozy, opóźniły moje wyjście z obozu 3 na godzinę 6 rano. Mimo braku wytyczonego szlaku i zimowych warunków ruszyłem do ataku. Około godziny 10, na wysokości około 6400-6500 m, pogoda gwałtownie się pogorszyła. Intensywny opad śniegu, widoczność ograniczona do kilku metrów, wiatr dochodzący do 60 km/h, a w porywach choćby 80 km/h — wszystko to zmusiło mnie do podjęcia decyzji o odwrocie. Pomimo względnie dobrego samopoczucia uznałem, iż kontynuowanie byłoby zbyt ryzykowne. Sam powrót do obozu 3, bez mojego komunikatora satelitarnego, mógłby okazać się niemożliwy. Wszystkie ślady zostały zasypane, a przy niskiej widoczności samodzielna nawigacja, mimo mojej dobrej orientacji w terenie, była praktycznie nierealna.
Szczyt w Argentynie nie został zatem zdobyty, co nie oznacza, iż Magott w przyszłości nie podejmie kolejnej próby. Na razie jednak potrzebuje trochę odpoczynku.
Dziękuję wszystkim za wsparcie i trzymanie kciuków. w tej chwili odpoczywam w bazie i nadrabiam kalorie. Mój permit i siły zostały wykorzystane. Dlatego póki co Aconcagua nie zostanie dodana do mojego CV – dodaje były triathlonista.
Fot. arch. pryw. K. Magotta