Polacy już mogą zacząć się martwić. Dane są bezlitosne. Kryzys jest nieunikniony

1 godzina temu

Eksperci finansowi radzą osobom urodzonym po 1980 roku, by już teraz myślały o dodatkowych oszczędnościach, bo oni pierwsi odczują skutki obecnego kryzysu demograficznego. Są też wyliczenia dla przyszłych emerytów, którzy dopiero teraz wchodzą na rynek pracy. Okazuje się, iż im później tym gorzej. Głęboki kryzys wydaje się nieunikniony.

Fot. Warszawa w Pigułce

Każde pokolenie o połowę mniejsze od poprzedniego

Współczynnik dzietności w Polsce spadł do 1,03 w 2025 roku według danych serwisu Birth Gauge. To oznacza, iż za kilkadziesiąt lat na jednego emeryta przypadnie znacznie mniej pracujących osób niż dziś. W pierwszym kwartale 2025 roku w Polsce urodziło się około 58 tysięcy dzieci. To o ponad dziesięć procent mniej niż rok wcześniej. Współczynnik dzietności wynoszący 1,03 oznacza, iż statystyczna kobieta urodzi w całym życiu zaledwie jedno dziecko. Do prostej zastępowalności pokoleń potrzeba 2,1 dziecka na kobietę.

Przy obecnym tempie urodzeń każde następne pokolenie będzie o połowę mniejsze od poprzedniego. Jeszcze w 2017 roku współczynnik dzietności wynosił 1,45. W 2021 roku spadł do 1,32, w 2023 do 1,16, w 2024 do 1,10, a teraz może osiągnąć poziom 1,03.

Według danych OECD Polska zajmuje trzecie miejsce od końca pod względem dzietności na świecie. Gorzej jest tylko w Chile i Korei Południowej. W Europie niższy współczynnik mają jedynie Litwa (1,0) i Estonia (1,09).

System emerytalny oparty na obecnej demografii

Polski system emerytalny działa na zasadzie repartycyjnej. Oznacza to, iż składki płacone przez obecnych pracowników finansują emerytury obecnych emerytów. System funkcjonuje sprawnie, gdy liczba osób pracujących jest znacznie wyższa niż liczba emerytów.

W 2025 roku na jednego emeryta przypada około dwóch pracujących osób. Za trzydzieści lat proporcje mogą wyglądać zupełnie inaczej. jeżeli obecny trend się utrzyma, na jednego emeryta będzie przypadać znacznie mniej osób płacących składki.

Mateusz Łakomy, ekspert demograficzny i autor książki „Demografia jest przyszłością”, ostrzega, iż według prognozy ONZ ludność Polski spadnie do 14,5 miliona w 2100 roku. Prognoza ta zakłada jednak dzietność na poziomie 1,3. Przy utrzymaniu się dzietności w okolicach 1,0 populacja kraju może być jeszcze niższa o kilka milionów.

Według eksperta, tak szybkie kurczenie się ludności i związane z tym starzenie się społeczeństwa będą miały poważny wpływ na systemy emerytalne i zdrowotne oraz na wszystkie usługi finansowane przez państwo.

Dlaczego millennialsi powinni się tym martwić

Osoby urodzone między 1980 a 2000 rokiem będą przechodzić na emeryturę między 2045 a 2065 rokiem. To właśnie wtedy skutki obecnego niskiego współczynnika dzietności będą najbardziej odczuwalne. Grono osób płacących składki emerytalne będzie znacznie mniejsze niż dziś.

Ministerstwo Finansów w swoich długoterminowych prognozach zakłada, iż stopa zastąpienia – czyli relacja pierwszej emerytury do ostatniego wynagrodzenia – spadnie w Polsce do około 30 procent. Oznacza to, iż osoba zarabiająca przed emeryturą pięć tysięcy złotych netto otrzyma świadczenie w wysokości około 1500 złotych.

Przy obecnych trendach demograficznych ta prognoza może okazać się optymistyczna. jeżeli liczba płacących składki będzie jeszcze mniejsza, wysokość świadczeń może być niższa lub trzeba będzie podnieść składkę emerytalną, co zmniejszy wynagrodzenia pracujących.

Co można zrobić już dziś

Eksperci finansowi zgodnie radzą, by nie polegać wyłącznie na emeryturze z ZUS. Dodatkowe oszczędności to jedyny sposób na zapewnienie sobie komfortowej starości. Im wcześniej się zacznie, tym mniej trzeba odkładać miesięcznie.

Osoba, która zaczyna oszczędzać w wieku 30 lat i odkłada 500 złotych miesięcznie przez 35 lat, przy założeniu 5 procent rocznego zwrotu, zgromadzi około 570 tysięcy złotych. Ta sama kwota odkładana od 45 roku życia przez 20 lat da tylko około 210 tysięcy złotych.

Dostępne są różne formy oszczędzania na emeryturę. Pracownicze Plany Kapitałowe działają automatycznie dla osób zatrudnionych na umowę o pracę. Pracodawca odprowadza składkę, którą można uzupełnić dobrowolnie. Indywidualne Konta Emerytalne pozwalają na samodzielne zarządzanie oszczędnościami z ulgą podatkową.

Obligacje skarbowe, lokaty bankowe i fundusze inwestycyjne to kolejne opcje. Każda ma swoje zalety i wady. Obligacje są bezpieczne, ale dają niższy zwrot. Fundusze inwestycyjne mogą dać wyższy zysk, ale wiążą się z większym ryzykiem.

Jak wyliczyć, ile odkładać

Prosty sposób na wyliczenie to zasada trzydziestu procent. jeżeli ktoś chce na emeryturze otrzymywać trzy tysiące złotych miesięcznie przez dwadzieścia lat, potrzebuje zgromadzić około 720 tysięcy złotych. To zakłada, iż pieniądze są na koncie oszczędnościowym przynoszącym niewielki procent.

Przy założeniu 5 procent rocznego zwrotu z inwestycji, ta sama kwota emerytalnego dochodu wymaga zgromadzenia około 450 tysięcy złotych. Różnica jest znaczna. Dlatego warto rozważyć produkty inwestycyjne, a nie tylko konto oszczędnościowe.

Wiele banków i firm finansowych oferuje kalkulatory emerytalne dostępne online. Wystarczy podać obecny wiek, planowany wiek emerytalny i oczekiwany dochód na starość. Kalkulator pokaże, ile trzeba odkładać miesięcznie.

Na ile może liczyć młody Polak po przejściu na emeryturę? Jeszcze mniej

Raport OECD opublikowany pod koniec listopada 2025 roku zawiera konkretne prognozy dla osób, które rozpoczęły karierę zawodową w wieku 22 lat w 2024 roku. Organizacja zrzeszająca 38 państw o wysoko rozwiniętych gospodarkach przeanalizowała systemy emerytalne i wyliczyła, ile będą otrzymywać przyszli emeryci.

Dla osób o średnich zarobkach, czyli sto procent średniej krajowej, stopa zastąpienia brutto wyniesie 28,6 procent dla mężczyzn i 22,4 procent dla kobiet. Stopa zastąpienia to procent ostatniego wynagrodzenia, który otrzyma się w formie emerytury.

Business Insider przełożył te dane na obecne realia. Gdyby ktoś dziś zarabiał 8865 złotych brutto, czyli średnią krajową, po przejściu na emeryturę straciłby z dnia na dzień 6330 złotych. Otrzymywałby około 2535 złotych brutto miesięcznie. Dla kobiet sytuacja pozostało gorsza – strata wynosiłaby 6880 złotych, a emerytura około 1985 złotych brutto.

Według danych OECD Polska ma jedną z najniższych stóp zastąpienia wśród państw rozwiniętych. Poniżej trzydziestu procent przy przeciętnym wynagrodzeniu są jeszcze tylko Australia, Estonia, Irlandia i Litwa. Po drugiej stronie znajdują się kraje takie jak Austria, Dania, Grecja czy Portugalia, gdzie przyszłe stopy zastąpienia przekraczają siedemdziesiąt procent.

Największa różnica w stopach zastąpienia między mężczyznami i kobietami występuje właśnie w Polsce. Kobiety otrzymają świadczenia o 22 procent niższe niż mężczyźni. Wynika to z niższego wieku emerytalnego kobiet, co przekłada się na niższe składki zgromadzone w systemie.

Rząd też szuka rozwiązań

Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej pracuje nad reformami systemu emerytalnego. Rozważane są różne opcje, w tym podwyższenie wieku emerytalnego, zwiększenie składki lub zachęty do dłuższej pracy.

Żadne z tych rozwiązań nie jest popularne politycznie. Podwyższenie wieku emerytalnego spotkało się z masowymi protestami, gdy próbowano je wprowadzić kilka lat temu. Zwiększenie składki zmniejszyłoby wynagrodzenia pracowników. Zachęty do dłuższej pracy działają tylko, gdy są atrakcyjne finansowo.

Program 500 plus, wprowadzony w 2016 roku, miał zachęcić rodziny do posiadania większej liczby dzieci. Według danych GUS program nie zatrzymał spadku urodzeń. Liczba dzieci rodzi się z roku na rok mniej, mimo miliardów złotych wydanych na świadczenia.

Europa ma podobny problem

Polska nie jest osamotniona w problemie niskiej dzietności. Większość państw europejskich walczy z tym samym wyzwaniem. We Francji współczynnik dzietności wynosi 1,56, w Holandii 1,39, w Bułgarii 1,57, a na Węgrzech 1,30. Wszystkie te kraje mają dzietność poniżej poziomu zastępowalności pokoleń.

Kraje nordyckie próbują rozwiązać problem poprzez szeroki system wsparcia dla rodzin. Szwecja oferuje długie płatne urlopy rodzicielskie, bezpłatne żłobki i przedszkola oraz elastyczne formy zatrudnienia. Mimo to współczynnik dzietności w Szwecji wynosi 1,67 i również jest poniżej poziomu zastępowalności.

Niektóre kraje próbują rekompensować niski przyrost naturalny migracją. Niemcy przyjęły w ostatnich latach miliony imigrantów, co pomaga utrzymać liczbę ludności na stabilnym poziomie. Eksperci oceniają jednak, iż skala migracji potrzebnej do zrównoważenia spadku urodzeń w Polsce byłaby niemożliwa do osiągnięcia.

Warto myśleć o przyszłości już teraz

Zmiany demograficzne są procesem długofalowym. Skutki obecnego niskiego współczynnika dzietności będą widoczne za kilkadziesiąt lat. Dla osób, które dziś mają 30-40 lat, to będzie ich rzeczywistość emerytalna.

System emerytalny może przejść reformy, rząd może wprowadzić nowe rozwiązania, ale żadne z nich nie zagwarantuje wysokich świadczeń przy tak niskiej liczbie pracujących. Jedyną pewną rzeczą jest to, iż dodatkowe oszczędności będą potrzebne.

Im wcześniej ktoś zacznie odkładać, tym mniejsze będzie obciążenie miesięcznego budżetu. Odkładanie 500 złotych miesięcznie przez 35 lat to znacznie mniej dotkliwe niż odkładanie 1500 złotych przez ostatnie dziesięć lat przed emeryturą. Efekt końcowy będzie podobny, ale stres i wysiłek zupełnie inny.

Idź do oryginalnego materiału