POLSKA KWITNĄCA DZIEĆMI
TEGOŻ AUTORA
..Państwo rodzin", rok 19:!.). wyczerpane
..lkonomi.i u ziemia", rok !9:>(>. wyczerpane.
„(iipnei", rok 19 >7 (wyczerpane), rok. I?MS (wyczerpane).
..Co robi młody święty?", rok 19:59. wyczerpane.
„Rodzina wobec nadchodzącej epoki", rok 1946. wyczerpane.
W przygotowaniu
..Giganci", wydanie trzecie
..Kultura życia narzeczeńskiego".
..Kultura nowoczesnego małżeństwa”.
„Naród i Kościół".
WALENTY MAJDAŃSKI
POLSKA
KWITNĄCA DZIEĆMI
Tom drugi
te.
(Tom pierwszy pt. „Kołyski i potęga")
KSIĄŻKA DLA DOROSŁYCH
1 9
4 7
N A K Ł A D E M
AUTORA
Druk. ..Rycerza Niepokalanej" — Niepokalanów
B-l 3229-90
Część siódma
ROZUMNA LICZBA DZIECI
ROZUMNA LICZBA DZIECI
PRZEDMOWA DO KSIĘGI DRUGIEJ
Na rozważaniach zawartych w tomie „Kołyski i potęga"
moglibyśmy skończyć, gdyby nam chodziło jedynie o to, żeby
w Polsce było więcej dzieci: gdyby szło o tak zwaną „kwestią
populacyjną".
Ale nam idzie o coś więcej. Bo społeczeństwo nie chce
wydawać na świat większej ilości dzieci, o ile przede wszyst-
kim dąży do tego, by mieć więcej dzieci. Trzeba zawsze zmierzać
do czegoś wyższego niż to niższe, które się chce osiągnąć, aby
przy tej okazji zdobyć to, co niższe. Dlatego wcale już nam tu
dalej nie będzie chodziło o więcej dzieci, ani wyłącznie o wię-
cej dzieci: pójdzie nam o coś znacznie poważniejszego, miano-
wicie — o zdrową rodzinę w Polsce.
Lecz zdrowa rodzina nie jest tym, co najważniejsze.
Przeto nie możemy dążyć jedynie do zdrowej rodziny. Rodzina
będzie zdrowa, gdy będzie dążyła do czegoś znacznie wyższego
.niż swe zdrowie. I o ile to coś „znacznie wyższego" osiągnie,
to zostanie zdrowa, a jeżeli nie, to zachoruje choćby ciężej, niż już
jest chora. I tak dalej.
Krótko mówiąc : będziemy mieli więcej dzieci i uzdrowimy
nasze rodziny, gdy będziemy dążyli do znacznie poważniejszych
celów niż populacja i higiena życia rodzinnego: do celów o ca-
le niebo wyższych niż dzieci. Wówczas to niejako po drodze,
niechcący, pośrednio - osiągniemy wielodzietność.
Jeżeli kto tego nie rozumie, niech spojrzy na te małżeń-
stwa, co świadomie wcale nie mają dzieci i niech je zapyta, czy
one przede wszystkim dążą do tego, by nie mieć dzieci. Otrzy-
ma odpowiedź: „Nie, my przede wszystkim dążymy do wygo-
dy. Wygoda, to nasz najwyższy cel".
Przeto treść dalszej części książki dotyczyć będzie znacz-
nie głębszych spraw, niż dotychczas poruszane. Dzieci już dla
nas nie sa wszystkim. Wyrośliśmy z tego. Sam tytuł „Rozumna
7
liczba dzieci" — już nastawia poważnie. Wprawdzie można by
z tą samą słusznością dać na to miejsce inny tytuł, np.: „Tylko
dla dorosłych", ale brzmiałby banalnie. Jednak uprzedzamy, iż
dalsza treść książki nadaje się wyłącznie dla dorosłych umy-
słowo.
Kto tedy pragnie, by on, jak również i Polska, mieli wiącej
dzieci oraz zdrową rodziną, i na tym chce zakończyć własną
karierą oraz na tym zakończoną chce oglądać karierą narodu,
niech w tym miejscu zamknie książkę.
Dalej — tylko dla inteligentnych.
„STANDING ROOM ONLY"
Postąp polega na tym, iż czynności pożyteczne, wykony-
wane dotychczas na jakimś terenie ze zwyczaju, z przymusu lub
nieświadomie, czynimy na tymże terenie — z własnej woli
i świadomie.
W miarą jak wzrasta postąp, powiększa sią liczba terenów,
na których wypełniamy obowiązki świadomie i dobrowolnie.
Podobnie jest z terenem małżeńskim: nadchodzi taki
okres w życiu społeczeństwa, gdy małżonkowie zdają sobie spra-
wę, iż mogą mieć dzieci lub nie. Od tego czasu mogą małżon-
kowie w swym pożyciu intymnym postępować świadomie. Roz-
poczyna sią świadome ojcostwo i świadome macierzyństwo.
A więc świadome ojcostwo i świadome macierzyństwo, to
nie jest zło. Przeciwnie, jest ono wyrazem postępu: bo na miej-
sce ślepego instynktu stawia rozum, a na miejsce przypadku —
plan. Człowiek zaczyna mieć dzieci tyle, ile chce, i wtedy, kie-
dy chce. Jest to ogromna zdobycz dla zdrowia żony, dla przy-
szłości dziecka, dla możliwości gospodarczych męża, dla szczę-
ścia rodziny, dla potrzeb narodu. Jest to jedno z najwspanial-
szych zjawisk. Ma ono tylko jeden minus: grozi śmiercią narodo-
wi, wymaga bowiem tak wysokiej kultury moralnej od mał-
żonków, iż na taką kulturę żaden naród się dotąd nie zdobył
Dlatego każdy naród, który we wszystkich swoich warstwach
zachorował na ograniczanie potomstwa, wymarł.
Bo świadome ojcostwo i świadome macierzyństwo bywa
dwu gatunków: tandetne i kulturalne. Zależy to od tego, co się
robi, iż się ma tylko tyle dzieci, ile się chce, i wtedy, kiedy się
chce. Świadome dawanie życia jest dobre pod jednym warun-
kiem: o ile jest osiągane moralnie, to jest zgodnie z naturą.
Wówczas ograniczanie liczby potomstwa dokonuje się przsz za-
8
chowanie wstrzemięźliwości małżeńskiej. Otóż ia wstrzemięźli-
wość, to sztuka nad sztukami. W dodatku o ile całe społeczeń-
stwo we wszystkich dziedzinach życia nie stoi na wysokim po-
ziomie moralnym, wstrzemięźliwość małżeńska uda się tylko nie-
wielkiej liczbie par małżeńskich, a ia niewielka liczba nie uratuje
narodu od wymarcia. Dlaczego od wymarcia? Bo ci, co ograni-
czają liczbę potomstwa sposobami niezgodnymi z naturą, mają
dzieci coraz mniej i kończą wymarciem.
Jak dotąd, każde społeczeństwo i nieomal każde małżeń-
stwo, gdy tylko doszło do tego szczebla rozwoju, iż sobie
uświadomiło, iż może mieć dzieci lub nie, ograniczało liczbę po-
tomstwa nie dzięki najtrudniejszego sposobu, wymagające-
go najwyższej kultury moralnej, ale ograniczało liczbę swych
dzieci w tani, łatwy, tandetny sposób: dzięki omijania na-
tury i dzięki dzieciobójstw. ale świadome ojcostwo i ma-
cierzyństwo nie może mieć nic wspólńego z onanizmem mał-
żeńskim i dzieciobójstwem. To jest jasne jak słońce. Takie bo-
wiem łatwe, landertne, wynaturzone świadome ojcostwo i ma-
cierzyństwo jest złem. Jest okropnym upadkiem w życiu żony,
męża, rodziny, narodu, a dzieciom grozi masową śmiercią jesz-
cze w łonach matek. Jest to jedno z najohydniejszych zja-
wisk. Co więcej, gdy się ono upowszechnia, naród wymiera.
Każdy taki naród zginął.
Owóż w naszych czasach cała rasa biała przechodzi na
świadome ojcostwo i macierzyństwo, tak jak Grecy i Rzymianie
w starożytności. Przechodzimy i my Polacy. Zjawia się przed na-
mi oślepiająca idea: rozumnej liczby dzieci, a wraz z tym widmo
wymarcia. Żaden naród nie wrócił żywy... z ograniczania po-
tomstwa. Żaden naród nie zachował się rozumnie wobec idei
- rozumnej liczby dzieci. Albowiem żaden nie zdobył się na
ograniczanie liczby potomstwa rozumnie: zgodnie z naturą.
Piękne zagadnienie. Widać, iż świat ma jakiś sens.
Czy może wobec tej gioźby powinniśmy się wyrzec ro-
zumnej liczby dzieci, wycofać się na niższy szczebel kultury i na
nowo zacząć żyć w małżeństwie - nieświadomie, instyktow-
nie? Ale wtedy staje przed nami statystyk z rachunkiem opie-
wającym według pewnych obliczeń następująco: „Jeżeli przyj-
miemy przyrost ludności taki w przybliżeniu, jaki obserwujemy,
fj. około 1 ' rocznie, to za lat zaledwie 160 mielibyśmy około 10
miliardów ludności - co dziś jest uważane za najwyższą real-
nie możliwą granicę zaludnienia — za 1000 lat na każdego
mieszkańca globu przypadłoby jeden metr kwadratowy po-
wierzchni (miejsce tylko stojące — „standing room only" —
według wyrażenia jednego z badaczy amerykańskich); po dal-
szych 2000 lat waga ludności dorównałaby wadze kuli ziem-
skiej..." 1 )
Co prawda, to dopiero za 3000 lat, ale za dużo... na wagę.
Z drugiej zaś strony nie możemy się wyrzec rozumnej liczby
dzieci. Nie można gardzić rozumem! Wszak rozum jest najmą-
drzejszy. Wprawdzie sam rozum też jest głupi, ale rozum i dzie-
ci, to już jest coś. Naród, co ma rozum i dzieci, może żyć wiecz-
nie. Wszelki inny naród jest tymczasowy.
WSTĘP DO NAUKI O CYWILIZACJI
Ale co rozważania powyższe mają wspólnego z tym, iż
aby mieć dzieci i zdrowe życie rodzinne, trzeba dążyć do cze-
goś wyższego niż rodzina i dzieci?
Tak, człowiek jest po to i narody są po to, by doskonalić
swą postawę wobec życia aż do poziomu postawy w stylu
Chrystusa. I od tego to właśnie bronią się ludziska zębami
i nogami.
Lecz na człowieka i na narody jest sposób: dzieci... Dopó-
ki rodzice są wierni- naturze, dopóty wydają wiele potomstwa.
Życie wówczas tak się układa, iż jednostka i społeczeństwo mu-
szą się starać o coraz wyższy poziom moralny. Życie w takich
środowiskach jest ciężkie, ale zdrowe: jak razowy chleb.
Aczkolwiek i w społeczeństwach, gdzie małżonkowie żyją
zgodnie z naturą, też nie brak zła, ale jakakolwiek sielanka po-
zostawania na zbyt niskim poziomie moralnym lub zastój moral-
ny nie mogą tu trwać zbyt długo. Zjawia się bowiem na takie
społeczeństwo radykalny środek: oto małżeństwa od pewnej
chwili uświadamiają sobie, iż mogą mieć dzieci lub mogą ich
nie mieć, i iż mogą je mieć, kiedy zechcą. Dla głupiego społe-
czeństwa jest to okazja do onanizmu małżeńskiego i dziecio-
bójstw. Grecy i Rzymianie. Natomiast mądre społeczeństwo, gdy
widzi, iż od dobrej woli jego małżeństw zależy posiadanie po-
tomstwa, dostrzega w tym śmiertelne niebezpieczeństwo i trak-
tuje zjawisko świadomego ojcostwa i świadomego macierzyń-
stwa jako alarmujące wezwanie, by cały naród wzniósł się czym
prędzej na wyższy poziom moralny. Bo tylko w atmosferze ta-
kiego poziomu może być mnóstwo małżeństw, które będą ogra-
niczały potomstwo, ale wyłącznie dzięki wstrzemięźliwości
małżeńskiej.
I) S. Szulc: , .Polityka ludnościowa ilościowa" (w Enc. Nauk Po!.), str. 775.
Na społeczeństwo, które tego wezwania nie usłucha, jest
łatwy sposób: oto... wymiera ono z braku dzieci. Ponieważ takie
społeczeństwo nie dąży do najważniejszego celu w życiu: do
coraz wyższego poziomu moralnego, więc jest niepotrzebne.
„Scientific Birth Confrol... and Providence”. Trzeba dążyć do
czegoś więcej niż dzieci, to się posiada również... więcej dzieci.
Jesteśmy od jakiegoś czasu my wszyscy ludzie biali na
tym zakręcie swej historii, gdzie małżonkowie tylko świadomie
i dobrowolnie chcą zostawać rodzicami. Który jeno naród może
— warstwa za warstwą — wdrapuje się na ten poziom. Jeszcze
nie wszyscy wśród ludów cywilizowanych kolorowych wiedzą
o tej sztuce, ale część już też podciąga się wzwyż za nami.
Wkrótce całuski świat uświadomi sobie, iż można mieć dzieci
lub można ich nie mieć i iż można je mieć, kiedy się żywnie
spodoba. Jest to niesamowity samorząd. Wymaga on-szalonej
moralności od tych, co z tego samorządu chcą korzystać. Wol-
ność rozradzania się lub nierozradzania się jest najszaleńszą au-
tonomią. Samorządem tym jest obdzielana w naszych czasach
cała ludzkość. Dowodzi to, iż Bóg nie chce już dłużej mieć byle
kogo na Ziemi, bo taki byle kto wpadnie w wynaturzone ograni-
czanie potomstwa i wymrze. Scientific Birth Conłiol... and Provi-
dence. Co za szczęście, iż akurat w naszych czasach wszelkie
paskudztwo musi wyzdychać, bo uprawia ono onanizm małżeń-
ski i dzieciobójstwo! Boska eugenika... Lepsza od potopu. I od
dżumy. I od bomby atomowej.
— Jak też człowiek zachował się, gdy otrzymał wolność
rozradzania się.
Niestety, stwierdzamy: żaden naród rasy białej nie stara
się od tego czasu wznieść na wyższy poziom kultury panowania
nad sobą. Żaden nie widzi w tym wezwania do osiągnięcia naj-
wyższego poziomu moralnego. My Polacy — również. Wszystkie
narody zachowują się jak chamy,- lecą na łatwiznę - na ograni-
czanie potomstwa w sposób tandetny i zbrodniczy. A więc, kto
żyw cofa się w życiu małżeńskim do poziomu ludów dzikich' 2 }.
My Polacy — również.
KTÓRYCH DZIEJÓW NIE ZNAMY?
Szwedzki statystyk Fahlbećk obliczył, iż gdyby każde mał-
żeństwo miewało po dwoje dzieci, a maksimum kobiet było za-
mężnych, życie zaś rodzinne gdyby miało warunki najbardziej
2) Porównaj wyżej część VI.
li
korzystne, lo po 77 lalach ludność zmniejszyłaby się o połowę.
I tak szłoby dalej*). A znów Burgdorfer w pracy „Naród bez mło-
dzieży", („Volk ohne Jugend") podaje, iż przy systemie dwojga
dzieci, gdyby przyjąć stan początkowy zaludnienia na 1000
mieszkańców, wówczas po 60 latach będziemy mieli zaledwie 386
ludzi, a po pięciu pokoleniach (okres 150 lat)... 92 ludzi. Galopu-
jące wymarcie. Należy jednak dodać, iż na dwojgu dzieciach
takie społeczeslwo nie kończy. Jedno, to już ciężar. Żadnego nie
chcą dziecka. choćby nie chcą zawierać małżeństwa.
Bieg ku wymarciu może wzrastać na tempie lub maleć.
Może go hamować propaganda, przywileje dla rodzin z dziećmi
ilp. Ale na jak długo?... „Druga wojna światowa przyniosła nie-
spodziankę: w większości państw liczby urodzeń nie tylko nie
spadły, ale choćby wzrosły i to niekiedy bardzo znacznie", „w nie-
których krajach w r. 1943 czy 1944 było dwadzieścia, trzydzieści
i choćby czterdzieści procent więcej urodzeń, aniżeli w r. 1938 ',
„w niektórych krajach współczynniki urodzeń, obliczone w sto-
sunku do ludności, osiągnęły poziom niespotykany od lat dzie-
sięciu, dwudziestu lub więcej". Mowa o państwach europejskie-
go kręgu kulturalnego.
Posłuchajmy dalej tegoż profesora Szulca („Problemy",
r. 1946, nr 3, str. 46-48). „ Gdyby stosunki demograficzne ustabilizo-
wały się na poziomie ostatniego dziesięciolecia przedwojenne-
go", to „ludność zmniejszałaby się i lo w tempie szybkim : w nie-
których państwach o 20, 30 i więcej procent w ciągu pokolenia
(tj. w przybliżeniu lat 30). Otóż okazuje się, iż w wielu z tych
państw w okresie wojennym została osiągnięta potencjalnie cał-
kowita równowaga ludnościowa: płodność w ostatnich latach
wojny całkowicie wystarczała, by zrównoważyć ubytek wywo-
łany normalnym przebiegiem zgonów". Jakie są tego przyczyny?
Może małżeństw więcej zawarto, może macierzyństwem chciały
kobiety wymigać się od zmobilizowania do pracy — tłumaczy
profesor i przypomina, iż „w dość licznych, krajach zahamowa-
nie spadku płodności nastąpiło już na kilka lat wstecz przed
ostatnią wojną". „Nie jest to zjawisko powszechne. Są i takie
państwa, w których spadek trwał w dalszym ciągu, jak np. Fran-
cja — z jednej strony, kraje młode demograficznie: Bułgaria,
Rumunia, Węgry (wśród nich także Polska) — z drugiej strony".
A potem pyta profesor, „co będzie dalej", i odpowiada, iż to za-
3) „Der Adcl Schwedcns und Finnlands*', Jena 1903, 340. Autor zakłada przy tym, ^m,
88* « kobiet wieku zdolności rozrodczej będzie zamężna. Ludimść zmniejszałoby się
co roku o 9* .i. Według tablic Fogclsona: „Stan cywilny ludności" (Enc. Nauk Polit.),
M*/«, ło prawie maksimum; strony 672 — 681
12
leży od tego, „jakie społeczeństwo i jaki człowiek wyłoni sią
z dzisiejszego chaosu."
A oto dane z tablic Szulca: gdyby liczbą urodzeń w r. 1913
przyjąć za 100 (1-a tablica i liczbą urodzeń w r. 1938 przyjąć za 100
Państwa
1913
1919
1938
1940
1942
1 94 4
Anglia z Walią
100
78,5
100
97,7
105,3
119,9
Czechy
100
—
100
133,3
121,9
140,8
Francja
100
63,7
ICO
92,3
193,6
— - —
Holandia
100
94,8
100
103,6
106,5
128,5
Niemcy
100
68,6
100
104,0
78,3
—
Szwajcaria
100
80,4
100
100,5
123,6
134,2
Szwecja
100
87,9
100
102,0
120,9
139,0
Stany Zjedn.
100
—
ICO
103,2
122.8
—
Australia
100
90,1
100
104,9
113,5
127,0
Włochy
100
67,2
—
— —
—
—
Liczby za rok 1944 dla Holandii, Szwecji i Ausimlii — nie-
pewne.
Bieg tedy ku wymarciu może być hamowany na 10, 100,
na 1000 lat. Ale nie o to chodzi. Bo nie chodzi przede wszystkim
0 liczbą dzieci. Chodzi o życie zgodne z naturą. Narody bo-
wiem ograniczającą, potomstwo w sposób wynaturzony, chociaż-
by choćby chwilowo nie wymierały) wytwarzają chorą kulturą
1 chore idee oraz konsumują chorą kulturą i chore idee, skut-
kiem, tego pokojowe narody neomaltuzjańslće wija sie w psy-
chozach i zakażają nimi świat, a napastnicze narcdy neomaltu-
zjańskie wyrzynają poza tym totalnie narody pokojowe. A wiąz
gdyby zwyrodniałe ograniczanie potomstwa objęło ludzkość,
może ono nie tylko przyśpieszyć wymarcie świata, ale przed
tem oddać narody na pastwą wojen i najbardziej nieprawdopo-
dobnych psychoz. W Niemczech psychopaci powołali do maso-
wego ogłupiania specjalne ministerstwo: propaoandy, a psycho-
pata Hitler tworzył na oczach ludzi XX wieku całe imperium,
wstrząsając globem,- w dodatku ruchy konwulsyjne, które wywo-
ływał, nazywał odrodzeniem Niemiec.
Powtarzamy: żaden naród nie stara sią wznieść na tak wy-
soki poziom moralny, jaki jest konieczy, by świadome dawanie
życia odbywało sią zgodnie z natura. Żaden tedy naród nie czuje
odpowiedzialności za siebie i ludzkość. My Polacy — również.
Nie ma w naszych czasach mądrego narodu: są co najwyżej
kombinatorzy („Angloąasi").
Jedni próbują tworzyć sztuczny ludek, żyjący prymityw-
nie, ha poziomie instynktów, by przy tej okazji sią rozmnażał.
Niestety, tak sią ratują i Żydzi od wymarcia. Ghetto nowojorskie
13
(Easż Side i dzielnice przyległe) liczyło w roku 1922 1.527.788
Izraelilów. Gdyby pozostała część Nowego Jorku była równie
natłoczona, liczyłaby 100 milionów mieszkańców: tyle, co ów-
czesne Stany Zjednoczone (rok 1920 105,7 miliona). Ale co bę-
dzie z narodem żydowskim, gdy ghetto nie zechce się rozmna-
żać nieświadomie?
Inni znów zachęcają do posiadania czworga dzieci,
a co do „niepożądanych" dzieci, to radzą nie dopuszczać
do ich poczęcia dzięki prezerwatyw, czapeczek pochwo-
wych i tym podobnych paskudztw. Wprawdzie nie radzą dzie-
ciobójstwa, ale dopuszczają je w wyjątkowych wypadkach. Czy-
nią to profesor Grotjahn 4 ), protestanci i inne mydłki. ale co bę-
dzie, gdy małżeństwa nie zechcą mieć po czworo dzieci? Co się
stanie wówczas z narodami protestanckimi? Co wtedy będzie
głosił profesor Grotjahn, protestanci i inne mydłki?
Toteż nie brak poważnych ludzi, co radzą z uporem
hodować sztuczny ludek, który by się rozradzał naiwnie jak
za króla Ćwieczka, niezależnie od zdegenerowanych gómych
warstw, nad którymi ludzie poważni z góry stawiają krzyżyk.
Górna warstwa ma wymierać... Wymieranie ma być trwałą cechą
górności. Ale co jest celem kultury? Czy wymieranie?! W takim
razie diabli po kulturze! A czy czasem „górność" nie powinna
wykazywać takich cech : rozumna liczba dzieci, życie małżeńskie
zgodne z naturą i z wielką kulturą?
Patrzymy na wykręcanie się narodów i małżeństw od naj-
ważniejszego obowiązku: wzniesienia się na wyższy poziom mo-
ralny. Uczeni publicyści i mędrcy dorabiają do tych wykrę-
tów teorie „naukowe" i „moralne", by usankcjonować... prezer-
watywy i dzieciobójstwo. Cóż za parszywcy!
Słowem, żaden naród nie stawia sprawy zasadniczo: co ro-
bić, żeby małżeństwa miały dzieci świadomie i by osiągały to
zgodnie z naturą? Żaden naród nie próbuje tak wychowywać
swych małżeństw, mimo iż nigdy uczone safanduły nie ględziły
tyle naukowo o wychowaniu co obecnie. Żaden też naród te-
go zadania nigdy dotychczas nie podjął się. Dlatego żaden naród
nie tworzył i nie tworzy swej historii i kultury na tym poziomie,
gdzie ogół małżeństw żyje świadomie i zarazem zgodnie z naturą.
Toteż znamy Greków i ich kulturę, ale z tych okresów,
gdy pożycie intymne małżeństw greckich było nieświadome lub,
gdy pożycie to układało się świadomie, ale niezgodnie
z naturą.
4) Por. Grofjahn, strony 53-67. 219-301 i in.
14
Tak samo znamy Rzymian i ich kulturę, ale z tych okresów,
<;dy małżeństwa żyły z sobą nieświadomie lub gdy pożycie
małżeństw było świadome ale niezgodne z naturą. A to znaczy,
że znamy zaledwie dwa okresy w dziejach Greków i Rzymian:
okres instynktowny i okres samobójczy. Natomiast nie znamy
historii i życia tych Greków i Rzymian, którzy żyliby w małżeń-
stwach świadomie a zgodnie z naturą, jak również nie znamy
lej ich kultury, jaką osiągnęliby, gdyby się wznieśli na ów wyż-
szy poziom życia małżeńskiego. Przed tworzeniem tego typu hi-
storii - Grecy i Rzymianie skapitulowali. Do tego nie dorośli.
Zatem nie znamy wyższej kultury greckiej i wyższej kultury
rzymskiej. Znamy jedynie poziomy: prymitywny i skażony.
I nie znamy wyższej kultury polskiej. Całe dotychczasowe
1000 lat naszej kultury i historii, to okres, gdy Polacy żyli
w swych małżeństwach nieświadomie zgodnie z naturą, oraz
okres obecny, gdy nieomal wszyscy, co w swych małżeństwach
żyją świadomie, żyją zarazem niezgodnie z naturą: przeto znamy
dopiero Polskę instynktów i Polskę wymierającą. Nie znamy
Polski z rozumną liczbą dzieci, liczbą osiąganą świadomie i zgod-
nie z naturą. Tego typu historii nie zaczęli Polacy dotąd wy-
twarzać.
To samo dotyczy całej kultury europejskiej. I - całej ka-
tolickiej.
Stoimy tedy u progu wyższej kultury, wyższego typu ży-
cia — i w Europie, i wśród rasy białej, i w Kościele, i w Polsce.
Albo wymrzemy.
Życie na wyższej płaszczyźnie moralnej i wynikająca stąd
wyższa kultura, jakiej świat dotychczas nie miał, stają przed na-
mi jako warunek życia lub śmie*rci. I tak samo stają jako waru-
nek życia lub śmierci - dla narodów, Kościoła i ludzkości.
Coś nowego. I to „coś nowego" właśnie tak wygląda.
Problematyka dla świata na tysiące lat... Okazuje się, iż świat
ma jakiś sens.
Jak kto chce, może nazwać tę nadchodzącą epokę. W każ-
dym razie będzie to epoka posiadania dzieci świadomie i zgod-
nie z naturą.
Do tej epoki można już należeć. Już się trafiają ludzie tej
epoki: to ci, co posiadają rozumną liczbę dzieci, i co liczbę tę
osiągają zgodnie z naturą. Są to dopiero białe kruki. Natomiast
nie ma jeszcze całych narodów o świadomym i naturalnym ży-
ciu małżeńskim. Na razie narody rasy białej świadomie wymie-
15
rają i pogrążają się w ię otchłań coraz naiwniej. I my Polacy
również.
REFORMATORZY PŁCIOWI
Myśl o tym, iż potomstwu można dawać życie świadomie,
jak wspominaliśmy, pojawiła się publicznie w Europie w końcu
XVIII wieku. Należało więc wówczas podnosić jak najwyżej po-
ziom moralny naszej części świata.
Ale pech chciał, iż akurat wtedy wylazła z nor nowa sek-
ta: masoneria. Sekta zrodziła w XIX w. nową sektę: reformatorów
płciowych. Jedni i drudzy w życiu seksualnym stawiali na wy-
godę. „Co mamy sobie żałować!" — mawiali. Do tego czasu tak
samo mówili ludzie pijani. Ale reformatorzy zrobili z tego...
filozofię. Czynili przy tym taki harrnider, taki wrzask, lak
zachwalali ten swój nowy „zreformowany” świat, tak cmo-
kali zawczasu nad nim z zachwytu, tyle w te „reformy" kładli
energii, fanatyzmu, iż biedne chrześcijany, które nic podobnego
nie przeżyły w ciągu 18-u wieków chrześcijaństwa, a więc na coś
podobnego nie miały za grosz odporności, stropiły się i zaczęły
się... wstydzić samych siebie, swego Kościoła, swej Europy,
swych obyczajów i słuchały jak dzieci, co im każą robić maniacy
z bzikiem seksualnym. Europa zbaraniała.
A maniacy szaleli. Rzucali się z jednej dziedziny w drugą.
Co jedno zreformowali, to spadali jak piorun na drugie.
„Ponura sekta, którą społeczeństwo od dawna nosi w swym
łonie jako zarodek śmiertelny, plami jego dobrobyt, płodność
i życie" - są słowa Leona XIII o masonerii w encyklice z dnia
19. III. 1902 r.
„Obejmując ogromną siecią prawie wszystkie narody i łą-
cząc się z innymi sektami, które porusza dzięki ukrytych
nici, przyciągając zrazu i utrzymując następnie członków swych
przez korzyści, które im zapewnia, a iakże naginając rządzących,
do urzeczywistnień swoich planów — obietnicami lub groźbami,
sekta ta zdołała przeniknąć do wszystkich klas społeczeństwa".
„Tworzy ona jakby państwo ni' -widzialne i nieodpowiedzialna
w państwie prawowitym". „Przepojona duchem szatana, który
według słów apostoła, w razie potrzeby przemienić się umie
w anioła światłości, stawia przed sobą cel humanitarny, ale poś-
więca wszystko dla swoich sekciarskich zamiarów". „Zastrzega
się, iż nie ma żadnych dążeń politycznych, ale w rzeczywistości
wywiera wpływ najgłębszy na życie prawodawcze i administra-
cję państw'. Głosząc hasła poszanowania władzy a choćby religii,
16
/u cel najwyższy slawia sobie, jak lo objawiają jej własne statu-
ty, zniszczenie auioiyłetu władzy i kapłaństwa, w których upa-
i pi je wrogów wolności" (Leon XIII).
- Leon XIII, to papież: wolałbym zdanie o masonerii z ust
ąikiegoś protestanta.
„Tajemne dzieje Europy w ciągu ostatnich dwustu lat win-
ny być dopiero napisane. Wiele wypadków, które zaszły w cią-
gu tego czasu, pozostałyby na zawsze niewytłumaczone, gdyby
•:ię ich nie oglądało w świetle dessous des carles" — tłumaczy
nam Angielka i protestantka Helena Webster w książce: „Secret
sociełes and subveisive movemenis", London 1924. A więc ci,
co od dwustu lat trzęsą światem, chowają sią po dziurach.
- Zamiast protestanta wolałbym zdanie jakiegoś Izraelity.
„Widzisz wiąc, iż świat jest rządzony przez całkiem inne
osoby, niż sobie wyobrażają ci, którzy nie oglądają kulis" —
wyjaśnia Izraelita Beniamin Disraeli, hrabia Beaconsfield, pre-
mier brytyjski — w swej książce.- „Coningsby", wydanie Long-
mana 1919 r., strony 251 — 252.
CO SIĘ STANIE Z REWOLUCJĄ?
te.
Ledwie reformatorzy zreformowali elitą, a natychmiast
rzucili sią na „masy" całego świata, by je reformować płciowo.
„Masy" zawsze, jak świat światem, wynosiły 90 '/'-' ludności. Nikt
dotąd nie reformował dziewiędziesięciu procentów ludności
kuli ziemskiej — i to płciowo. — Nikomu to choćby do głowy nie
przychodziło.
Jeden reformator płciowy prorokował, iż „...mężczyzna
i kobieta są zwierzętami, a czy może być mowa o małżeństwie,
o nierozerwalnym związku zwierząt?" 5 6 ).
W te pędy prorokowało podobnie stu, tysiąc, sto tysięcy
reformatorów. I reformatorek. U nas jedna reformaiorka to aż
propagowała „spółkowanie bez ograniczeń" 5 ). Obrzydliwa
babinka.
I jak tu pod taką batutą mogło kwitnąć zdrowe życie ro-
dzinne wśród „mas" ludowych! A przecież niezależnie od tego
coraz bardziej lud przechodził na ograniczanie potomstwa
w sposób niezgodny z naturą!
5) Przyłącza frurcau, 132:
6) Porównaj: Czesław Lechicki , .Przewodnik po beletrystyce", Poznań 1935.
17
Gdyby nie olbrzymie zasoby zdrowej, tradycji, zgruchola-
no by rodzinę europejską i amerykańską w tempie błyskawicz-
nym.
Jak reformatorzy byli naiwni i na jak naiwny natrafiali
grunt, widać z tego, iż co gorliwsi, a słabsi na umyśle reformato-
rzy tak się przejęli „postępem", iż aż ogłaszali strajk macierzyń-
stwa. Mogłoby więc braknąć robotników. Co by się wówczas
stało z proletariatem, gdyby go... nie było!
Lecz, co gorsza, robotnicy, którzy stali się tak postępowi,
że nie chcieli mieć żadnej żony i żadnych dzieci, nie chcieli już
słuchać o żadnej rewolucji. „Apres moi le deluge!" („Mam w no-
sie lepszą przyszłość!") - wołali. Wiadomo zaś, iż kogo nie ob-
chodzi, co po nim będzie, ten nie nadaje się już do tego, by zdo-
bywał świat, tylko: by sam był zdobywany. Wprawdzie ruch
rewolucyjny ratowali i ci, co mieli po jednej żonie i chociaż po
jednym dziecku. ale tacy nie chcą przewrotu. Po co? Dla kogo?
Jedno dziecko nie usposabia do przewrotu. Toteż udała się rewo-
lucja zgrabnie zaledwie w wielodzietnej Rosji w r. 1917. Jeszcze
co nieco dało się zrobić w przepełnionym dziećmi Meksyku
oraz w dzietnej Hiszpanii - i to już nieomal w ostatniej chwili:
przed spadkiem tamże owej dzietności.
W pozostałych państwach ruch rewolucyjny nie miał dzie-
ci, więc był bezzębny, konserwatywny, demokratyczny. Zresztą
państwa bezdzietne rozłaziły się bez żadnych rewolucyj. Na su-
cho. Jak Francja... z roku 1940. Chwilowe rozłażenie się tych
państw powstrzymał... Hitler: bo musiały się od niego bronić,
więc trochę wzięły się w kupę. Ale teraz rozłażenie się rozpocz-
nie się bez przeszkód. A za same pieniądze nie zrobi się rewolu-
cji. Muszą być do tego rewolucjoniści i... dzieci. ale rewolu-
cjoniści stają się coraz bardziej płciowi i maią coraz mniej po-
tomstwa. Któż więc będzie rewolucjonizował świat?
Czyżby zmierzch rewolucyj! Co się stanie z rewolucjami?
Czy będą wyłącznie pałacowe? A takich z „masami" pracujący-
mi, z rzezią, z wielkim krzykiem czy już nie będzie? •:
Szkoda.
NIECH ŻYJE PROLETARIAT!
W naszych oczach giną resztki proletariatu. Ostatni Mohi-
kanie. Wszak wyraz „proletariusz" pochodzi z łaciny i oznacza
człowieka, co ma wiele dzieci. A dziś robotnik nie ma wielu
dzieci. Robotnik nie jest już proletariuszem. Socjalizm nie ma
już proletariatu. Reformatorzy płciowi wyrzynają socjalizmowi
pióletariat lub w inny sposób nie dopuszczają do jego rozrostu.
W r. 1920 prezes międzynarodowej ligi neomaltuzjańskiej chwa-
lił się, iż liga przeszkodziła urodzeniu się 21.000.000 dzieci pro-
letariackich. I dziwna rzecz: żaden proletariusz choćby tego czło-
wieka za to nie spoliczkował. W szeregi socjalistyczne pcha się
coraz więcej ludzi, którzy nie mają nic wspólnego z prolefaria-
lom: wszak nie mają wielu dzieci. W szeregi socjalistyczne pcha
się coraz więcej małżonków i niemałżonków — zawodowych o-
nanistów i dzieciobójców. W naszych oczach przepada ruch pro-
letariacki. Została jeszcze stara firma, ale jej treść wypełniają wy-
nafurzeńcy. Najwięcej dzieci w naszych czasach ma arystokra-
cja: jeszcze więc ona jest proletariatem. Jeszcze ona jest ludowa:
wielodzietna. Nasz socjalizm nie jest już ludowy: nie ma wielu
dzieci. W naszych czasach proletariat nie dokonuje już przewro-
tu, bo proletariat niknie, natomiast w samym proletariacie zacho-
dzi przewrót nad przewroty; proletariat przestaje być proletaria-
tem. Reformy proletariatu rozpadają się z braku... dzieci. Socja-
lizm bez dzieci staje się burżuazją „jednodzieckową".
Nie można na to patrzeć spokojnie. Ratujmy socjalizm!
Społem' Proletariusze wszystkich krajów, a nuże! o ile jeszcze
jakimś cudem, który socjalista jest proletariuszem, to znaczy jeżeli
ma wiele dzieci, niech się łączy z lakimiż robotnikami! Zwyrod-
niał cy: onaniści i dzieciobójcy, jako wymierająca część świata
robotniczego, wraz z burżujami - na prawo! A proletriusze :
wielodzietni — na lewo. „Czystka"... według dzieci. Inne „czyst-
ki", to porachunki między burżujami jednodzieckowymi.
Nie można zaniedbywać proletariatu: czyli tych, co mają
wiele dzieci. Trzeba raz wreszcie zorganizować proletariat: czyli
tych, co mają wiele dzieci. Niech żyje proletariat! Nikt w na-
szych czasach nie organizuje proletariatu!
Czyżby twórcy ruchu proletariackiego nie przewidzieli
socjalisty z jednym dzieckiem? Czyżby nie rozejrzeli się szerzej
po świecie, na co się zanosiło: iż się zanosiło na wymarcie prole-
tariatu w całym świecie,- na rewolucję demograficzną w całym
świecie! Czyżby nie dojrzeli tego!
— Co począć?!
Trzeba coś robić, by socjalizm miał sens! Bo świat trzeba
reformować, tylko nie mogą brać się za to durnie... jedno-
dzieckowi.
- No więc co robić?
Najlepiej, żeby socjalizm schłopiał. Albowiem: „Chłop jest
chłopem, ale milioner może zostać socjalistą, a socjalista może
19
zostać milionerem"'). Zatem: chłopskość, uludowienie socjaliz-
mu. Dobra żona, kupa dzieci, własna chałupa, kawałek gruntu,
do tego jakiś zarobek w fabryczce u bogatszego kmolra po są-
siedzku: ót co! Albo: zarobek we własnym domu, na własnym
warsztacie lub na spódzielczym, zelektryfikowanym. „Profesjona-
lizm", czyli uprawianie wolnego zawodu przez robotnika we
własnej chacie, tak jak — lekarz, aptekarz, zegarmistrz, dentysta,
rejent, Curie-Sklodowscy s ). A więc: miliony willek! Przy nich
miliony kawałków gruntu! Każdy robotnik — producentem!
Każdy — twórcą! Każdy - człowiekiem (a nie zwyrodnialcem
jednodzieckowym) ! Przemysł sobie może być, choćby kolosalny,
ale jednocześnie musi być kultura i własność — dla rodziny ro-
botniczej, a w samej rodzinie robotniczej — muszą być dzieci:
oto program! Socjalizm musi stworzyć nasampierw proleta-
riuszów.
Mówią dziś poczciwcy: należy rodziny robotnicze uwłasz-
czyć i w ten sposób usunąć proletariat. Ale sęk w tym, iż dziś
nie ma proletariatu: rodzina robotnicza nie ma wielu dzieci.
Kogóż więc uwłaszczać: burżuja jednodzieckowego? przysięgłe-
go onanistę i dzieciobójcę? Po co? Ocz w/iście, można i należy
uwłaszczać proletariat, ale przede wszystkim trzeba mieć... prole-
tariat! Bo na co uwłaszczać tych, co świadomie chcą wymrzeć
albo wkrótce: jako bezdzietni, albo niezadługo: jako małodziet-
ni? Po co uwłaszczać samobójców?
Jedyny teren dla socjalizmu jeszcze na długie lata, to ro-
dzina. Trzeba odbudować rodzinę. I właśnie tę tytaniczna pracę
rozpoczął od niedawna Związek Socjalistycznych Republik Rad.
Według norm urzędowych matką-bohalerką jest tam tylko ta
kobieta, co urodziła i wychowuje dziesięcioro i więcej dzieci.
Organ Kremla „Wiedomosli Wierchownowo Sowieta" zapełnia-
ją całe stronice nazwiskami takich matek-socjalistek, a nomina-
cje podpisuje sam Prezydent ZSSR. W grudniu 1946 roku ucze-
ni i literaci polscy bawili w ZSSR. Owóż po powrocie, polski
minister sprawiedliwości Świątkowski informował prasę, iż ... no-
we radzieckie prawo małżeńskie z roku 1945 traktuje instytucję
małżeństwa jako związek jak najbardziej trwały", zaś Wanda
Melcer mówiła, jak „wielki kładzie się nacisk w ZSSR na życie
rodzinne”. Chcesz być socjalistą, Bracie? Czemu nie. W lym ce-
lu stań się najpierw proletariuszem: miej wiele dzieci! So-
cjalizm bez proletariatu to reakcja. Czyż organ socjalistów
7) Borowy Wacław: „G. K. Chesterłon". Kraków 1929 r., słr. 130.
8) Curie-Skłodowscy pracowali najpierw w szopie na podwórku lego domu,
gdzie mieszkali.
20
„Robotnik" nie pisze w każdym numerze u góry: „Proletariu*
m/o wszystkich państw łączcie się!"?! Czyż ma wołać
mi próżno?! Potrzebny jest nam drugi okrzyk: „Niech żyje
proletariat! Niech żyje jeszcze choć trochę! Po co wymiera!"
l’o co wymiera w Polsce? W Polsce socjalistycznej, która dzięki
sojuszowi z ZSSR ma pole do ekspansji ludnościowej aż do Pa-
cyfiku?
Konieczna jest w Polsce dyktatura proletariatu: rządy tych,
co mają wiele dzieci. Cóżby to za ułatwienie było dla najwyż-
szych władz Państwa, gdyby w gminach i magistratach, w fa-
brykach i kopalniach, urzędach prezydentami, ministrami, soł-
tysami, burmistrzami, wójtami, dyrektorami i prezesami — by-
li ci, co są świetnymi fachowcami i mają wiele dzieci. Gdyby
wszędzie rządziły głowy! Głowy rodzin wielodzietnych!
- Ale skąd socjalizm weźmie dziś proletariuszy: ludzi
wielodzietnych.
Jednak w średniowieczu było inaczej. Zresztą „Wszystko,
co stworzyła cywilizacja średniowieczna, przetrwało jako świa-
dectwo wspaniałej epoki dziejów ludzkości, gdyż w każdym
z jej dzieł drga dusza pracownika, który je stworzył... 9 ), a wszy-
stkie prawa, regulaminy cechowe, przykazania Kościoła i oby-
czaje ludowe przepojone były zasadą zabezpieczenia bytu dla
każdego człowieka pracującego" - mówi najwybitniejszy ostat-
nio teoretyk socjalizmu zachodnio-europejskiego Henryk de
Man ,n ). Ale chociażby w średniowieczu tych wszystkich cudów
nie było, to jednak jedno było: był proletariat. Robotnicy mie-
wali wówczas wiele dzieci. I ten to proletariat przyszedł pierw-
szy do stajenki Betlejemskiej. Potem przyszli królowie-mędrcy.
Nie przyszła tylko ówczesna gawiedź wymierająca. A patron
ginekologów polskich, Herod, chciał zabić Dzieciątko.
DWA LISTY
I jeszcze nie przewidzieli reformatorzy dwóch listów. Je-
den list urzędnika, drugi robotnika.
Urzędnik miał 15-ro dzieci, 60 zł miesięcznie zarobku. Wy-
lano go z posady u obszarnika Raczyńskiego w Obrzycku za to,
że był gorącym Polakiem. Z kasy bezprocentowej w Poznaniu
nie udzielono mu pożyczki na uruchomienie jakiegoś warsztatu
pracy. Mieszkania go pozbawiono, bo nie miał czym płacić ka-
mienicznikowi Głowackiemu, właścicielowi dwu sklepów i do-
9) 10) De Men, jtr. S8 1 19.
21
mu. Nazwisko pracownika Steian Piasek, zawodowiec z Akade-
mią Handlową. To wszystko opisuje Piasek w liście z Szamotuł
z dnia 20, I. 1939 r., Wielkopolska.
Drugi list robotnika. P ; sownia w oryginale.
„Warszawa 2. XII. 1938 r.
Szanowny Panie,
Zwracam się z prośbą o łaskawe opublikowanie tych, któ-
rzy mi zrobili krzywdę. Nazywam się Jestem pra-
cownikiem państwowym, pracuję w Mieszkałem
do dnia 3 listopada 1938 r. w na otrzymany kredyt
z Komendy Miasta z której otrzymałem 60 złotych za-
cząłem się starać o mieszkanie w Warszawie i byłem w kilku
domach gdzie było wywieszenie, iż są wolne lokale do wynaję-
cia tam się zgłaszałem. W pierwszym rzędzie zapytywali się jaką
mam rodzinę z ilu się składa członków rodziny, gdym powie-
dział, iż mam trzech synów to już nie chcieli choćby rozmawiać.
Szanowny Panie choćby miałem jednego pana majora w st.
sp., który mi to samo powiedział, pomimo moich myślę iż p. ma-
jor, to mi by było składniej bom się choćby ubrał w mundur
z odznaczeniami jakie też posiadam i to go odstraszyło nie chciał
gadać nareszcie znalazłem mieszkanie przy ul
u państwa gdzie przystąpiłem do zawarcia umowy.
Żądali ode mnie zł 75 przed wprowadzeniem się do lokalu
przy wymienionej umowie nadmieniłem iż mam
rodzinę składającą się z trzech synów, który na to wszystko przy-
stał i miał umowę zawrzeć z Wydziałem Kwaterunkowym Magi-
stratu, której nie zawarł, po kilku dniach zwraca się do mnie
i wymawia mi mieszkanie żebym się wyprowadził bo państwo
.......... nie zgadzają się na warunki kwaterunku Wydziału
W i za duża rodzina małych dzieci w tern mi robi
trudności i nie daje światła i kuchni która to jest najpotrzebniej-
sza wcale nie chce palić.
A p wydał mi termin wyprowadzenia się do
dnia 3. XII. 38 r. o zwrocie kosztów jakie poniosłem wcale nie
chce słyszeć i nie chce mi zwrócić tych pieniędzy, które mu da-
łem wprzód.
Szanowny Panie nadmieniam, iż jestem ochoinikient
Wojsk Polskich rozbrajałem Niemców w r. 1918 gdzie zaraz wsią-
22
piłom do Wojska Polskiego 2 p. Szwoleżerów Rokitniańskich bę-
dąc w pierwszej dywizji kawalerii na froncie i zostałem odzna-
czony orderem Virluti Militari i krzyżem- Walecznych 2 — krot-
nie Z poważaniem..." 11 ).
Z listu widać, iż kamienicznik potraktował robociarza jak
„masę pracującą". Żeby robotnik miał żonę i psa, a czterech sy-
nów, żeby kazał zarżnąć w szpitalu, nim się urodzili, to od razu
dostałby mieszkanie w stolicy państwa.
Kapitalne w obu listach jest jedno: i starszy już wiekiem
1‘insek, i młody robotnik warszawski, to ojcowie wielu dzieci,
n więc najprawdziwsi proletariusze. Owóż czy obrońcy proleta-
ii. du bronili tych prawdziwych proletariuszy? Czy zrobili jakiś
siiajk generalny? Nie. Poza tym robotnicy, towarzysze, zabijali
nadal swe „nadliczbowe" robotnicze dzieci — jeszcze przed uro-
dzeniem.
— A co na to kawalerowie odznaczeń Virtuli Militari
i Krzyża Walecznych, gdy ich kolegę wyrzucano na bruk za to,
/.o miał synów?
Nic nie mówili.
Żeby chociaż „nic nie mówili, ale w mordę bili" (jak się
śpiewa w piosence wojskowej)! Nic z tego. Cisza. Pacyfizm.
Kino. Zjednoczenie Narodów. Ciepłe kluski.
Reformatorzy proszkowali społeczeństwo - na jednostki.
A gdy organizowali te jednostki, to z ludzi robili masę. Kto
■i. nas nie używa zwrotu „masy pracującej”? Kto z nas się gniewa
za przezwisko „masa"? Kto strzela w zęby za przerabianie go na
„masę"? Wprawdzie reformatorzy walczyli jako lwy o sprawie-
dliwość, ale dziwna to była walka: kazano ludziom walczyć
w pojedynkę: osobno ojciec, osobno matka, osobno syn, osobno
córka. Żonie kazano się wyzwalać z wyzysku... męża, dzisciom —
z wyzysku rodziców. Kazano się usamodzielnić matce, czyli wy-
pędzano ją z domowego ogniska. Zrównano w prawach do pra-
cy i zarobku - ludzi samotnych z ojcami rodzin. Wprowadzono
nawet opiekę nad dzieckiem i matką, ale nie nad rodziną.
Gdy w roku 1939 wydano we Francji „Kodeks rodziny",
przewidujący kary za spędzanie płodu, za pornografię i roz-
pustę, to w tym samym czasie nie wydano dekretu, iż Francją
mają rządzić ludzie zdrowi: wielodzietni. Krótko’: ze społeczeń-
łl) Wykropkowane miejsca oznaczają nazwiska i ulice (rzecz pisano za czasów
okupacji Niemieckiej), Wykropkowano po to. żeby v razie schwycenia rękopisu przez
K osła do, robotnik jako rozbrajający Niemców, nie odpowiadał za to.
23
siwa rodzin zrobiono społeczeństwo po jedyńczych ludzi: chłysi- ^
ków. /Zniszczono rodzinę z powodu walki o sprawiedliwość
społeczną. I z powodu reform płciowych. Genialne.
Z rozproszkowaniem społeczeństw na jednostki musiał-
wzrosnąć niepomiernie autorytet urzędników państwowych i po-
licji. Bo ktoś musiał trzymać żelazną dłonią miliony wygodnych
pojedyńczych ludzi. Wytworzył się klimat nieprawdopodobnie
przychylny dla dyktatur, dla gestapo, dla obozów koncentra-
cyjnych, dla wojen światowych i bomb atomowych.
Ale gestapo wiązało rozłażące się społeczeństwa za pomo-
cą takiej policji i takich urzędników państwowych; którzy też
byli w życiu małżeńskim onanistami i dzieciobójcami, leż byli
zreformowani: też byli „masą". Głupi-mądry widział, iż takie
państwa, to dychawiczne szkapy. Wówczas Coudenhóve Calergi
postanowił zreformować świat... Paneuropą: „Świat doszedł do
tego miejsca — wołał Calergi — w którym nie poradzi sobie
nacjonalizmem. Trzeba mu pośredników i zwiastunów pokoju" 1 -).
W tym czasie, gdy Coudenhove robił Paneuropę, w tej
Paneuropie była Polska legionowa, w tej Polsce było
Ministerstwo Opieki Społecznej i Ochrony Pracy, a ni-
kogo nie było, żeby to ministerstwo zamienić na Minister-
stwo Opieki nad Rodziną i Ochrony Pracy dla Ojca Wielu
Dzieci: na Ministerstwo dla Proletariatu. Natomiast każdy, jak
mógł, trząsł portuchnami. Każdy się uważał za masę. Anno Do-
mini 19.58, 2-4. X. Warszawa, Kongres Dziecka. Fragment z roz-
mów w prezydium, gdy odczytywano rezolucję zalecającą rodzi-
nę wychowawczą, a więc taką, gdzie jest trwałe małżeństwo.
Wyglądało to mniej więcej następująco: „Ja nie przeczytam mi-
nistrowi rezolucji o nierozerwalności małżeństwa, bo ja jestem
urzędnikiem. Dlatego rezolucja ta jest nie do przyjęcia". Człon-
kowie komitetu, poczciwe ciepłe kluski („masa") chcieli, żeby
urzędnik wybrnął wobec ministra (Opieki Społecznej), i wyraz
„trwałe" skreślili. Zamiast wysłać natychmiast po oświadczeniu
tchórzliwego urzędniczka - taką rezolucję.
— Jaką?
„Minister ma wyrzucić na zbitą twarz tak zwaną „drugą
żonę" - w imię dobra dziecka polskiego. Czekamy do jutra.
Kongres".
Wtedy Kongres Dziecka miałby sens.
12) „Anłisemiłismus nach dem Welikrieg", sir. 41. Coudenhove- Calergi, propa-
gator Paneuropy przed Churchillem.
24
RÓWNY START W EPOCE
ŚWIADOMEGO MACIERZYŃSTWA
Podział ludzi na burżujów i na proletariat jest wiecznoliwa-
ly. Ale w czasach dzisiejszych, w czasach świadomego dawania
życia, wygląda on specjalnie. Bo utarty stary podział pochodzi
:;przed stu lat, gdy małżonkowie żyli ze sobą na ogół zgodnie
z naturą, a żyli tak nieświadomie. Ale teraz są czasy świadome-
go ojcostwa i świadomego macierzyństwa i świadomej zgody
z żoną: wszak mamy czasy rozwodów. Dziś więc zarysowuje się
nowy podział: na tych, co chcą mieć dzieci i jedną żonę, oraz na
tych, co chcą mieć więcej żon i nie chcą dzieci. Można to ści-
ślej określić: na tych, co z żoną żyją rozumnie, mają rozum-
ną liczbę dzieci i osiągają tę liczbę zgodnie z naturą, oraz na
tych, co żyją głupio z żoną, rzucają ją jak ścierkę z powodu
lada bzdury i przy tym świadomie ograniczają liczbę potomstwa,
lecz czynią to dzięki dzieciobójstwa lub środkami przeciw-
nymi naturze.
Łącznie z tym coraz mniej się rozumieją ojciec pięciorga
dzieci z ojcem, który zapewnia, iż do śmierci będzie miał tylko
jedynaka, aczkolwiek obydwaj ojcowie chodzą razem na
Mszę, mieszkają pod jednym dachem, mają to samo wykształce-
nie, te same poglądy polityczne i są... braćmi.
Coraz mniej jest więzi między panią uwielbiającą swego
kundla („Moja pani, jaki on mądry!") a matką sześciorga dro-
biazgu, choć obie panie na razie są na j demokratycznie j do sie-
bie zbliżone, bo po sto razy na dzień się widują, no i obie są
rodzonymi siostrami.
Coraz mniej jest wspólnego między dziećmi z jednych
i drugich rodzin, ponieważ jedynak ma do dyspozycji ojca,
matkę i wszystko w domu, gdy dzieciaki w licznych rodzinach
dzielą się wszystkim, co posiadają, z gromadą rodzeństwa, niwe-
lując ustawicznie swój egoizm.
I - na odwrót. Zaczynają się kontakty i sympatie, o ja-
kich nie śniło się naszym filozofom. Młody arystokrata Uczący
sobie dziesięcioro dziatek prawego łoża jest bliższym chłopu
wielodzietnemu rezydującemu na morgu piachu, niż najrady-
kalniejszy poseł ludowcowy, który sparszywiał po inteligencku,
czyli stał się dozgonnym „olla''-konsumenlem.
Robotnika, który wznosi zaciśniętą pięść przeciw burżujo-
wi ociekającemu złotem, łączy z tymże burżujem pewna serdecz-
na nić!
- Jaka?
25
Opas-burżuj „uważa", iż kulturalny człowiek może mieć
najwyżej Andrzejka i Halszką. Owóż to samo myśli taki ro-
botnik, co ma najwyżej Wojtka i Alą. W postawie wobec życia
są obaj tej samej maści. „W Anglii zarówno pracodawcy jak
i zatrudnieni sprzeciwiają sią uzależnianiu zarobków od stanu
rodziny" 1 ' 5 ).
- Skąd taka jedność miądzy plutokratami a robociarzami?
I jedni i drudzy unikają dzieci: onanizm małżeński ich łą-
czy i dzieciobójstwo. „Idea maleńka faka".Tak przypuszczamy.
Kwestia sprawiedliwości przesunęła się w naszych cza-
sach na całkiem inną płaszczyzną. Dlatego też zupełnie gdzie in-
dziej niż dotąd trzeba szukać krzywdy.
Jeżeli, na ten przykład, teraz sią ktoś żeni, a „ma" nie
mieć dzieci, to nie tylko nie bierze na siebie żadnych nowych
ciężarów, ale o ile jego żona pracuje zarobkowo, to taki pan
robi na małżeństwie dobry interes, choćby był fornalem, stró-
żem, sprzedawcą gazet. Taki fornal, stróż, sprzedawca gazet —
z miejsca wstępuje do burżuazji. Do tych, co chcą żyć wygodnie
i wymrzeć.
W Polsce lat 1918-39, a zwłaszcza 1934-39, każdy miał byt
zapewniony pod warunkiem: by był bezdzietny. Krzywda, nie-
sprawiedliwość spotykała w przedwojennej wolnej Polsce rodzi-
ców: tych rodziców, co dawali Ojczyźnie najwięcej synów i có-
rek - najlepiej wychowanych; co dawali Polsce najwięcej ro-
botników i żołnierzy. To była klasa wyzyskiwana. Z tej to klasy
wszyscy żyli.
Miażdżył takich rodziców system gospodarczy, przez który
oni i ich dzieci skazani byli na nędzę. Prześladowani byli tacy
rodzice przez prawo równające ich z małżeństwami, które nie da-
wały Polsce ani jednej matki i ani jednego żołnierza; upadla-
ni byli przez opinię publiczną, uważającą ich za ciemny motłoch.
Oni więc jedni mogli zrobić rewolucję, ale komuż by do głowy
przyszło organizować rewolucję... ojców rodzin? Albo — sta-
nąć na czele takiej rewolucji! Niczyja myśl nie sięgała tak
daleko, choć całe urządzenie państwa nagradzało tych, którzy
się wyłgiwali od najcięższego obowiązku: od dawania narodowi
dzieci. Handlarz prezerwatyw lub właściciel domu rozpusty
mógł mieć kilkanaście kamienic i kilka folwarków, a ojciec kil-
kanaściorga dzieci był wyrzucany na bruk. Mądry ojciec, to był
ten, co nie miał dzieci. Głupi ojciec, to był ten, co miał dzieci.
Ustrój państwowy bronił tej części narodu, która świadomie
13) Groijahn, 20J (przypis).
26
chciała wymrzeć, a niszczył tę część narodu, która świadomie
chciała żyć. Polska ofiarna i dzietna była spychana w dół przez
burżujów ze wszystkich klas społecznych, czyli przez małżeństwa
wrogie licznym dzieciom polskim. Przez ruchome groby.
Kwestia sprawiedliwości przeniosła się dziś, w czasach
świadomego dawania życia — na teren rodzinny. Kto inaczej
patrzy, jest mamutem. Na przykład: uposażenia i płace. Wiado-
mo, iż płace w przedwojennej Polsce były o wiele niżsre niż
w kilku najbogatszych państwach świata. Mimo to zarobki były
wystarczające, a choćby luksusowe — dla ludzi samotnych lub
małżeństw bezdzietnych, ale głodowe dla ludzi rodzinnych, wie-
lodzietnych. Płace samotnych można było śmiało zmniejszyć
kilka razy, a płace dla utrzymujących rodzinę trzeba było
podwyższyć kilka razy. Sprawiedliwa płaca w czasach świa-
domego ojcostwa i macierzyństwa, to zapłata otrzymywana od-
powiednio do stanu rodzinnego pracownika i poziomu wycho-
wywania przez niego dzieci.
Jeżeli tedy kto chce koniecznie przez cały czas pewnych ludzi na-
zywać wyzyskiwaczami i walczyć z nimi na noże, to ma dziś wy-
zyskiwaczy w bród. W czasach bowiem świadomego ojcostwa
i macierzyństwa powstaje nowy typ krwiopijcy. Najbardziej
z nich nowoczesnym jest głowa rodziny: producencik jednego
dziecka. Producencik jest burżujem niezależnie od tego, czy jest
chłopem lub robotnikiem, prawicowcem czy lewicowcem, bie-
dakiem czy bogaczem, katolikiem czy masonem, totalista czy
demokratą. Jest nim, bo całe jego życie ma zdecydowanie sa-
molubny ton: jak najwięcej od społeczeństwa wziąć, a jak naj-
mniej społeczeństwu dać.
Wszyscy dziś krzyczą o warunki równego startu dla każ-
dego. Równy start, start w czasach świadomego dawania ży-
cia polega na tym, by ten ojciec, co ma dziesięcioro dzieci,
mógł mieć len sam dobrobyt i te same możliwości kształcenia
dzieci, co wymierający tata z jednym dzieckiem. A byłoby to
zaledwie minimum-, bo przecież żywa część narodu nie może
mieć tylko takich praw, jak świadomie wymierająca. Tak
jak dotychczas, robimy rewolucję po staremu, bo im kto ma
mniej dzieci, im bardziej chce wymrzeć, tym lepiej na rewolucji
wychodzi.
Dziś, gdy dokonano tylu reform, pozostaje jedna, najno-
wocześniejsza — wywalczyć sprawiedliwość dla rodziny będą-
cej fundamentem Państwa: rodziny wielodzietnej.
27
WYMIERAJĄCA WIĘKSZOŚĆ
Jest jeszcze jeden podział. Olo liczba małżeństw świado-
mie małodzielnych i świadomie bezdzietnych ustawicznie roś-
nie, ale rodziny te już w ciągu najbliższych kilku pokoleń wy-
mrą. Choć więc liczba ludności złożonej z tych rodzin ustawicz-
nie się powiększa, to ludność złożona z tych rodzin stanowi
wymierającą część narodu. Innymi słowy, coraz większa część
narodu wymiera i zarazem stanowi procentowo: coraz liczniejszą
część narodu. Ponieważ ten sam proces zachodzi, lub w naj-
bliższym czasie zachodzić będzie, w każdym narodzie, przeto -
procentowo — samobójcza część ludzkości rośnie jak lawina.
Ale na skutek tego, iż tych samobójców jest w społeczeństwie —
procentowo - z dnia na dzień coraz więcej, trudno jest spo-
strzec, iż oni... wymierają. Wydaje się, iż są żywotni, skoro
jest ich coraz więcej. A to tylko samobójstwo staje się coraz
żywotniejsze. 1
Obok tej olbrzymiejącej części ludzkości — powstaje drob-
niuteńki na razie odłam, złożony z małżeństw o pożyciu intym-
nym świadomym i to świadomie zgodnym z naturą. Jest to cał-
kiem nowy rodzaj małżeństw i nieznany dotychczas rodzaj spo-
łeczeństwa. Teraz tylko taka część narodu chce żyć, jak wielką
jest w narodzie liczba małżeństw o świadomej dzietności, osią-
ganej zgodnie z naturą. Jest to żywa część narodu.
Świadome wymieranie jest obłędem. Toteż Instytuty Hi-
gieny Psychicznej skoszarują takie małżeństwa w specjalne
osiedla. Przydzielą każdemu małżeństwu jedną izbę, żeby nie
zajmowali niepotrzebnie miejsca w Rzeczypospolitej. Będą tam
sami swoi. Czysta rasa. Rezerwat. Park Narodowy. Miejścieczko
z wymierającym narodem. Zostawi się szmelc samemu sobie.
Niech raz szmelc okaże, czym jest. Niech robi swoją „kulturę"
i swój „postęp". Dać im żywność, dać im wszystko, tylko nie
dać im ani jednego człowieka ze świadomie zdrowych rodzin.
Nie ma większego głupstwa, jak gdy państwo okazuje lę
samą pomoc wymierającej części narodu, co i żywej, bo
któż wkłada kapitał w wisielca!? Jest to postawa z dawnych cza-
sów, kiedy nie było świadomego ojcostwa i macierzyństwa:
gdy wszyscy stanowili żywą część narodu. Dziś takiego społe-
czeństwa już nie ma, toteż taka postawa, to przeżytek. Jedynym
materiałem, w który skierować należy energie, zmierzające do
podnoszenia narodu, to żywa, świadomie żywa część narodu.
Stanowią ją rodziny, co chcą żyć przez wszystkie pokolenia na-
rodu. Jakąż więc krzywdę wyrządzają narodowi zdrowe rodziny,
że nie wyodrębniają się i nie tworzą własnego życia narodowe-
go, a wspomagają swymi siłami szmelc! W ten sposób dochodzi
28
cło zabawnego zjawiska: iż dziwolągi wymierające nazywają
iiwój sposób życia kuliurą i postępem, a zdrowy sposób życia
opluwają jako przedpotopowy.
Stoimy w przededniu biologicznej organizacji życia.
U jej podstaw będzie leżał podział narodu na część świado-
mie żywą i świadomie samobójczą. Dzisiejsza organizacja ży-
>'iii pochodzi z dawnych lat, gdy naszym babkom ani się nie
śniło, iż mogą mieć dzieci tyle, ile chcą, i wtedy, kiedy zech-
cą. W czasach higieny i eugeniki nie można ludności zdrowej
łączyć z samobójcami, jak to dziś widzimy na każdym kroku.
( nic.hnie to Staroświecczyzną 14 ). - .
Innymi słowy, trzeba przegrupować skład osobowy wszy-
i.ikich zespołów. Idziemy ku rozumnemu życiu narodów.
Tak jak zmierzamy ku rozumnej liczbie dzieci. Trzeba tedy zgro-
madzić wszystko, co zdrowe i zorganizować w odrębne instytu-
cje, a wszystkie takie instytucje skupić W odrębną żywą część
narodu. Z kolei każdy naród, który wydzieli z siebie żywy od-
łam, należy wiązać w rodzinę żywych narodów — w żywą ludz-
kość. W Zjednoczenie Zdrowych Narodów. Natomiast samobój-
czą część ludzkości można by wyłapać i wysłać gdzieś na waka-
cje. Na camping. Dać im całą część świata, Australię, i najzu-
pełniejszą wolność. Niech wyzdychają od swej kultury i postę-
pu świadomie. Byle prędzej, Panowie i Panie postępowe! Byle
prędzej! ;
Właśnie ten zabieg higieniczny należało wykonywać
począwszy od końca XVIII wieku, to jest zaraz gdy się pojawiła
myśl o świadomym ojcostwie i macierzyństwie, a nie dziś, gdy
świat już śmierdzi od zreformowanej na płciowo - kultury
i gdy ogłuszona propagandą reformatorów ludzkość zbiorowo
i.obie wymiera w zbożnym przekonaniu, iż dopiero teraz... żyje.
ŻYCIE NA „PŁCIOWO"
Reformatorzy obyczajów w wieku XIX i XX tak wrzeszczeli
„naukowo" na tematy płciowe, iż o ile się jeszcze dziś ktoś
uchował z czystymi obyczajami, to kryje się z tym po kątach,-
bo się wstydzi, iż jest porządnym człowiekiem.
Kto z nas będąc w towarzystwie ośmieliłby się mówić
o czystości i dziewictwie? To przecież wstyd! O mieszkaniu'
z łazienką, o gejszach, o chorobach wenerycznych i homoseksua-
lizmie.- owszem, tak, choćby coraz częściej i gęściej, ale o... ćzys-
14) Teki podziel wejdzie niedługo do socjologii i eugeniki.
29
tości i dziewictwie?! Co to ma wspólnego z czystością skóry, b<
tej czystości na razie nam nie zreformowano.
Od reformy obyczajów wre, kipi. „Międzynarodowy prze
mysł rozpusty organizuje świadomie swe forpoczty i biura wer
bunkowe w formie pornografii, która urabia mu i kobiety sprze
dajne, i mężczyzn z ich usług korzystających" 15 ).
By „przemysł" prosperował, walczą przemysłowcy z krze-
wicielem czystości obyczajów: Kościołem 16 ), a kto żyw im poma-
ga. Wspiera ich pseudonauka, która dowodzi, ile to korzyści da-
je... rozwiązłość, i jakim to fałszem jest nauka Kościoła o mai
żeństwie. Kto wie, czy tej pseudonauki nie robi się za pienią
dze... przemysłowców ? !
Reformatorom obyczajów powodzi się nieprawdopodob-
nie. Wystarczy spojrzeć na przedwojenny „Projekt prawa mał-
żeńskiego" naszej Komisji Kodyfikacyjnej 17 ).
Wszelki postęp pochodzi z wierności naturze i z opanowy-
wania natury przez ducha, ale odkąd reformatorzy zaczęli się in-
teresować „naukowo" życiem płciowym, świat odchodzi corai
bardziej od natury w dziedzinie płciowej i cierpi na chroniczny
stan podgorączkowy, na neurastenię w dziedzinie płciowej. Stąd
ten harmider „seksualny", te przerosty,, problemu" mocy i niemo,
cy płciowej, te „freudyzmy" w nauce, to podniecanie erotyczne,
ta biegunka rozwiązłości, to rozwolnienie woli, ta cała heca se-
ksualna. Oni, reformatorzy, pierwsi wszystko „zglajchszaltowali"
na libido: każde zjawisko. I takie też „zlibidziałe" okulary nało-
żyli całemu światu. I nam.
Od tego czasu żaden inteligent postępowy inaczej świata
nie widzi jak „na płciowo".
Od tego czasu, gdzie się obrócisz, wszędzie „plciowość".
W kinie — „plciowość". W teatrze - „płciowość". Co weź-
miesz jakie dzieło naukowe czy nienaukowe, już ci prawi ex ca-
thedra o... problemie seksualnym i niedządnicach, iż jednak
„one" są męczennice „idei"; iż „one", to „ofiary” ; iż nad więź-
niami trzeba się litować i te „męczennice" więźniom posyłać itp.
Świat może się walić, a „płciowaty" naukowiec będzie
jedno w kółko gaworzył i bić się w piersi będzie, iż to „wie-
dza" itd.
15) Golińskl Z., ks. dr: „Kościół w walce t pornografią", bubhn-Unlwer syta,
1939. str. 19. 9.
15) Paragraf 1399, punki 9 prawa kanonicznego ra brania czytać kziątek zprog-
nych, kanon 1494 zabrania księgarzom sprzedawać, połjrcnC i przechowywać wraM
kziątki. Encyklika Piuza XI „O widowiskach kinomałograficznych" z Chi. 79. VI. 199C
(Warzzawa 1937) — zwalcza pornografię na ekranie. i
17) Komizfa kodyfikacyjna, łom I, zeszyt 4-y. „Profekł prawa nwlteizklego
i zasady prawa małżeńskiego’’. Warzzawa 1931. wydawnictwo pańzfwowe j
30
Świat się może palić, a „płciówaty" nauczyciel wykła-
dając propedeutykę filozofii, im przystojniejsze panny naucza,
lym bardziej nie może się wygramolić z „freudyzmu", z „kom-
pleksu", a wśród tego nieszczęsny zmienia starą żonę na nową,
jak fajerkę na płycie kuchennej. Filar oświaty. A u siebie w do-
mu chowa psy (zamiast synów).
Przejęte są „ideą" muzea, wystawy, reklamy. Wszędzie
„problem". choćby klątwy — są już „płciowe". Każdy ma kom-
pleksy i długi.
1 chłopak ledwie odrośnie — „płciowy”, i córuchna,
i dziadek, i babunia, i ciotunia, i tata, i mama. I goście.
Za grosz czystości: tak zakadziły reformatory. Wojna ga-
zowa. Upowszechnienie kultury „seksualnej".
PIOSENKA RZĄDZI ŚWIATEM
Reformatorzy, względnie ich media „robili" też w piosen-
ce. Oni śpiewali i grali o miłości. Uj !
„A gdy porzuci cię jedyna, to nie rozpaczaj, nie martw się,
Na każdym rogu jest dziewczyna, co z tobą zapomina się".
» (Fokstrot)
Lub taka piosenka: „Psyt, psyt, dziewuszko!
Mam piękny pokój, łóżko". (Też fokstrot).
Na taką nutę również śpiewali:
„Czy słyszałeś, iż malutka Lulu z mym krawcem zdradza
A z twym szewcem — znów mnie? [cię.
Głupia jest jak but, kłamie wciąż jak z nut,
Jednak ma w sobie coś, pieprzyk i szyku dość!"
I coś takiego też nam wtykano do śpiewania pod pierwszy
września 1939 roku:
„Już wyschłem na kość, nigdy nie jest jej dość,
I ciągle bywa jej za mało! Proszę o licznik!..."
I: „Najlepiej w głowie mieć szum
Szum daje wódka lub rum" (w filmie „Hultajska trójka",
śpiewano w Radio Polskim, przed wojną).
I tak dalej, i dalej. Aż do znudzenia. Płciowość, gorzałka,
narkotyki (tanga „Opium" i „Morfina"). Gorzałka, narkotyki,
płciowość. Narkotyki, płciowość, gorzałka. Płciowość, płcio.,.,
pć...
3!
Treść piosenki:: pijaństwo, zdrada, morderstwo, nierząd,
Meksyk, Argentyna. Ladacznice, mają imiona poprzerabiane na
hiszpańskie. „Tu idzie on, hiszpański don, uwodziciel żon”..
Trudno wierzyć, by sami Polacy o własnych siłach naro-
dowych mogli wytworzyć modą na guano w sercu polskim! Ze
świata to przyszło. Z wymierającego'.
Umiała na pamięć takie „piosenki” cała Polska. Śpiewały
je i grały, wieś i miasto, wszystkie stany. Śpiewali je na swoich
zabawach nauczyciele, śpiewała dziatwa, śpiewały pensjo-
narki u zakonnic podczas pauz, śpiewały pastuchy za bydłem,
nade wszystko zaś młodzież szkół powszechnych, średnich
i wyższych zaśpiewywała się nimi. Wszyscy Polacy kąpali swą
wyobraźnię w tym kale.’ Śpiewali i śpiewają.
Piosenka rządzi światem ludzi młodych, muzyka, poezja,
miłość. Właśnie to wszystko obsypano parchami i podawano na-
szym dzieciom. Od tego czasu uprawia młodzież tę poezję domu
publicznego — choćby na oczach ojca, matki. Aż dziw, czemu od
naszej młodzieży tak zalatuje zmysłowością! Krew polska, ‘a swad
- nie. Śpiewają, nucą. tańczą: sama „płcibwość". Nikogo i "ni-
czego się już nie wstydzą. Czyżby to było polskie? Tak, w ten
sposób podryguje Polska: la wymierająca. •
- Jak od tego czasu patrzy młody chłopiec polski na
młode dziewczę polskie? ' ..• w.::: .
Oczyma piosenki lubieżnej. .
- Czym więc przy lada okazji popisuje się chłopiec
polski? '
Że nie rozumie, co to wstyd.
- Skąd takie wzięcie ma u młodzieży polskiej len typ
„miłości"? .
Podano to uwodzicielsko w formie piosenki śpiewnej,
melodyjnej, łatwej, łechcącej zmysły,- pod wódeczkę, pod mu-
zyczkę, pod tango/pod murzyńskie tańce tarte) czyli pod tań-
ce' „nowoczesne". Można taką „piosenkę" grać, pić, śpiewać
i tańczyć — jednocześnie. Taka opera... na poczekaniu. Spon-
taniczność. Żywiołowość. Krew gra. Polska krew!
W dodatku chłopiec polski nie wiedział, iż to . utwory
tendencyjne, chore. Każdy przeto młodzieniaszek sądził i sądzi
naiwnie, iż uczucie do dziewczęcia nie może być inne, i iż
„to przecież nic złego". Wierzy, iż „takie jest życie". Że ,-,tak
zawsze było". I iż „tak zawsze będzie".. Że taka jest miłość pol-
ska. Że tylko... flegmatyk kocha inaczej, ale człowiek z tempera-
mentem, to on zaraz wierzga i tak dalej. Tak myśli do dziś każdy
młodzieniaszek Naiwniaczek. A choćby wielu Pierników co sfar-
Y/.ych. Czego bo nie można wmówić w człowieka!
Spotyka się też co krok dziewczę, niewinne dziewczę.
Nade wszystko wstydzi się ono okazać, iż jest... wstydliwe.
Wmówiono w nią, iż to niemodnie. Na filmie przecież i w „pio-
sence" nikt się nie wstydzi. Na stadionach — też. W tańcu — też.
- A skąd te „nowoczesne" tańce tarte?
Profesor wychowania fizycznego na Uniwersytecie Poz-
nańskim dr Eugeniusz Piasecki wyjaśnia: „Oto pólcywilizowani
Murzyni amerykańscy, którym te tańce zawdzięczamy, czerpali
l<>, oczywiście, ze swych tradycyj szczepowych".
- A co Murzyni wyrażają w tych tańcach szczepowych?
"...w świetle licznych badań Czarnego Kontynentu zawie-
rają ich źródło w postaci tak zwanych obrzędów wtajemniczenia
(inicjacji), wprowadzających chłopców i dziewczęta w krąg lu-
dzi dojrzałych do małżeństwa przy pomocy między innymi tań-
ców, które ten fakt w sposób niefrasobliwy uzmysławiają" 18 ). No
i „tango" - też, wiadomo, iż znaczy „dotykam"...
W dawnych tańcach polskich „wykluczone było wszelkie
poufniejsze zbliżenie się tancerza do tanecznicy, tak zwyczajne
za granicą". Jak wysoka była obyczajność choćby wśród sfer
wyższych, dowodzi list Zofii Łaskiej o Polkach, które towarzyszy-
ły królowej Katarzynie po jej wyjeździe z Polski, iż „tym się
cesarzowej najwięcej podobały, iż kiedy w taniec szły, nie dały
się obłapiać i całować". Cudzoziemcom się to podobało: „mó-
wili, iż to cnotliwa nacja polska" 19 ). Owóż ten olbrzymi kapitał
obyczajowy, bezcenny wychowawczo, już nie istnieje.
Reformowano nam obyczaje na wszystkich odcinkach od
razu. Teatr, film, radio, taniec, piosenka, poezja, prasa, sport,
książka, humorystyka.
Podobnie jest na całym padole płaczu. I w USA. W tea-
trze duch amerykański dawno opuścił scenę, co zaś do filmu,
to „Hollywood przedstawia nas podwładnym rasom Wschodu
i Południa jako kryminalistów i podejrzanych na umyśle" (Al-
dous Huxley). „Hollywood jest jednym z najniemoralniejszych
miast na świecie... Niebezpieczny jest, ponieważ szerzy anar-
chizm" (Bernard Shaw). Numer 48 naszego sprzed wojny pisma
radiowego „Antena" (rok 1937) zreformowano tak: widzimy tam
„Zdjęcie z krzyża" Rogera von Vayden'a, a po prawicy i lewicy
«) Piasecki Eugeniusz. ..Wychowanie fizyczne" w pracy zbiorowej, „Katolicka
myli wychowawcza", sir. 339. 240.
19) Kosiński Wacław dr. „Zwyczaje towarzyskie w dawnej Polsce", Sandomierz
1921, str. 7B. To samo Bruckner („Dzieje kultury polskiej")
33
lego zdjęcia... dwie Wenery: Wenerę Giorgiona i Wenerę Ve-
lasąueza-").
WPŁYWY... W ULACH
Z obyczajów już nie jesteśmy Polakami. W dziedzinie oby-
czajów straciliśmy niepodległość.
„Kabaret „Złoty Ul" (Nowy Świat 19). Dziś i codziennie,
powtórzenie premiery pt. „Szał ciał". Jest to bez wątpienia naj-
lepszy dziś program w całej Warszawie. Powróciły do ciepłego
ula na zimę marnotrawne trutnie. Chór Dana. Chmurkowska
uwodzi diabła Pawłowskiego, a sama z kolei jest uwodzona przez
Rakowieckiego. Rusałczana Danusia Kwapiszewska schodzi
z fontanny ogrodowej i tańczy w „W świetle księżyca". W za-
pomnianym przez ludzi pustkowiu Chmurkowski sprzedaje swą
byłą żonę (Kaniewską) jej obecnemu kochankowi, a w melodyj-
nej i pełnej werwy operetce „Jeanelle" dokoła Jeannetki Wi-
niarskiej szaleje cały zespół: Wilczyńska, Kaniewska, Szalajska,
Rakowiecki, Chmielewski, Jankowski, Pawłowski i Żelski."
Przytoczony cytat, to urywek ze sprawozdania z teatrów
Warszawy z dnia 27. X. 1942 roku. Okazuje się z niego, iż zrefor-
mowane obyczaje weszły nam w krew. Wszak sprawozdanie po-
chodzi z roku 1942, ze stolicy, gdy naród był rozpięty na krzyżu.
Polskie organizacje bojowe reagowały wówczas czynnie, ale
nie... w stosunku do ówczesnych obyczajów. Bo my Polacy rea-
gujemy patriotycznie tylko na terenach politycznym i wojsko-
wym. Wyspecjalizowaliśmy się w powstaniach i to kiepskich.
Tak jest już od dwustu lat. Natomiast na innych terenach mo-
gą nam ginąć najwyższe wartości narodowe, i my... nic. Zacho-
wujemy się jak paralitycy. Toteż w roku pańskim 1942 strzelano
we łby najkrwawszym gestapowcom, a nic nie mówiono tym
Polkom co wysyłały wówczas swym mężom do obozów jeńców
— listy rozwodowe,- nie strzelano we łby lekarzom-zbrodnia-
rzom, którzy tysiącami w tejże Warszawie i w tymże czasie mor-
dowali polskie dzieci nienarodzone, czyli utrzymywali się z za-
bijania Polaków.
A teraz drugie sprawozdanie.
W tymże roku 1942 kupiono w księgarni polskiej w War
szawie (Krakowskie Przedmieście 41, Jan Jabłoński) książeczkę
przeznaczoną dla dzieci. Tytuł: „Czy naprawdę przynosi nas bo-
20) Tuż przed samą wojną (maj 1939 r.) zaszła w Radio Polskim pewna zmiana liana
na • lepsze pod względem obyczajowym.
34
niań?" A na drugiej stronie po tytule: „Książka dla dzieci z sied-
mioma rycinami". Wydawnictwo „Światło” we Lwowie r. 1933
„Drukarnia kupiecka, Lwów pasaż hausmana 5" (pisownia jak
w oryginale).
Rycina 6 przedstawia chwilą, gdy dziecko opuszcza łono
matki. Rozdział drugi ma tytuł: „Jak wygląda dziecko w brzuchu
matki?" Rozdział ten objaśniają 3 ryciny. Na stronie 51 jest o...
bierzmowaniu i o inicjacji u dzikich oraz o tym, iż wymyślono
dla nas bajką o grzechu „pierwotnym" pramatki Ewy w Raju. Itd.
Autor — dr medycyny Max Hodann. Tak podaje owa
książeczka, natomiast dzieło „przełożyła z niemieckiego doktor
med. Lina Goldberg”.
Cóż na to nasze postąpowe społecznice? Czy odpędziły
choć jednego gorszyciela od dzieci polskich? Czy odpędziły
chociaż miotłą? Czy posiadają biedaczki godność ludzką?
Wreszcie pytanie pełne niepokoju: czy tylko książeczki
doktora medycyny pani Liny Goldberg, przełożone z niemiec-
kiego, nam się uchowały? A o ile tak, to czyje też dziecko
w tej właśnie chwili pogrąża ocząta w tej lekturze?
Szczęśliwa dziecino!
NIGDZIE TYLU BEZ NOSÓW
Należymy do najmniej odpornych moralnie narodów.
Dlatego ilekroć stykaliśmy sią z kulturą Zachodu w okresach
jej skażenia (wieki XVI i XVIII) przyłacaliśmy to straszliwymi
stratami, a w wieku XVIII - wręcz niepodległością. Toteż Bur-
bonowie mogą sobie trwać w erotycznej Francji już 1.000 lat,
nasi zaś Jagiellonowie ledwie się dotknęli kultury „odrodzenia",
a natychmiast zżarła ich „franca". Odrodzenie okazało się
„owrzodzeniem".
Degenerujemy się niesłychanie łatwo również i fizycz-
ne. Nasza stolica w roku 1772 tym się różniła od innych stolic,
że „nigdzie nie było widać tylu beznosych, a panowie bynaj-
mniej nie ukrywali się ze swymi lekami" 21 ). Był to wynik pier-
wszego uderzenia propagandy reformatorów w obyczaje naro-
du polskiego: wszak w XVIII wieku orali oni duszą Polski.
— A ówczesne wojsko polskie?
Podawano przeraźliwe liczby chorych wenerycznych:
w r. 1790 było w Warszawie na 100 rekrutów 80 chorych".
2t) Bruckner, t. If I. 267,
35
Chorowało wenerycznie „na 20 mamek - piętnaście, ale
io cyfry miejskie, na wsi było inaczej, nierównie lepiej--),
gdy specjaliści reformatorzy już z górą sto lat wmawiali nam,
Można sobie wyobrazić co się z nami zaczęło dziać później,
że nieobyczajność, to postęp, to wyzwolenie, to wyższa kultura.
Gdy w r. 1914 w okresie pokoju było wenerycznie chorych w ar-
mii francuskiej 19,4 na tysiąc żołnierzy, to liczba tak zaszczytnie
chorych Polaków w armii austriackiej w daleko zdrowszych cza-
sach, bo w r. 1905 , wynosiła 56,1 na tysiąc- 5 ).
W r. 1919 liczyliśmy „takich" chorych, notowanych
1 . 200.000 sztuk. Leczyli się w 75 % ambulatoryjnie, w 25 % —
w szpitalach. Ilu się nie leczyło, tylko szerzyło, tego nikt nie
wie- 4 ). W Warszawie w tym czasie liczba zarażonych nierządnic
była w stosunku do ilości mieszkańców 10 razy większa niż
w Berlinie.
Łóżek „wenerycznych" wypadało w szpitalach w kilka lat
później: w Londynie — jedno na 375.000 mieszkańców,
w Paryżu — jedno na 26.000 mieszkańców,
w Warszawie — jedno na 2.000 mieszkańców.
W pobożnym Poznaniu („Poznaj Poznań") były w pewnym
szpitalu tuż przed rokiem 1919 dwa pokoiki dla nierządnic. Tro-
chę później, „za Polski" — nie starczyło tamże 9 sal, bo „tacy"
chorzy leżeli po kątach, po korytarzach i na podłodze między
łóżkami. Tak Polska „wybuchła" w stolicy Wielkopolski!
Podczas ubiegłej wojny było syfilitycznych nierządnic:
w masońskim Paryżu — 18 %, w katolickim Wiedniu — 20-47
proc.,- w prawosławnym Petersburgu — 39%, w Krakowie (naj-
więcej kościołów i klasztorów) - 60 % 25 ).
Nie mogło u nas już przed wojną „być prawa zabrania-
jącego wstępowania w związki małżeńskie osobom dotkniętym
ciężkimi chorobami, które mogą być przekazane dziedzicznie,
ze względu na wielkie rozpowszechnienie chorób wenerycz-
szczególniej tej najstraszliwszy choroby społecznej — przy-
miotu (kiły)-' 6 ).
W r. 1921 „syfilis stanowi 40,4%- chorób wenerycznych gra-
sujących w Polsce. Co do uprawy tych chorób, stoimy już wów-
czas na drugim miejscu w Europie"- 7 ). A jak jest dziś, kto to wy-
22) Bruckner, t. III, 277. acoz u —
23) 24) , .Memoriał Ministerstwa Zdrowia", Warszawa 1921, z dn. 19. I, słr. 9, 33.
25) Adam Karwowski prof. dr: „Zwalczanie chorób płciowych" (w Księdze pa-
miątkowej zjazdu katolickiego. Warszawa 1927, str, 280).
26) Dr Z. Zakrzewski: „Ważniejsze wytyczne cugeniki" (W dziele zbiorowym
„Księga pam. zjazdu kat. str. 293).
27) „Memoriał Min. Zdrowia", str. 9.
36
śpiewać zdoła?! W każdym bądź razie — radio polskie, film
polski, książka polska, gazeta polska, policja polska, wojsko
polskie: zrobiły wszystko w latach 1918-39, by Ojczyzna miała
jak najwięcej weneryków — w owe lata i później. Toteż w roku
1946 mamy zastraszający procent ludności zarażonej.
Właśnie to wszystko przewidziała... Lina Goldberg. W tłu-
maczonej przez siebie z niemieckiego „książce dla dzieci" prze-
tłumaczyła też takie zdanie: „Wielu natomiast przyszło do mnie
z płaczem, bo się wdali w stosunek z innym człowiekiem i nie
mogli sobie dać rady z tern" (str. 30).
Przeciętny inteligent też robi w tym kierunku, co może.
- Jak?
Propagandą gruźlicy. Gdy go zagadnąć o wielodzietność,
zaraz wyjeżdża z tym, ile to gruźlicy narobi taki biedak, co ma
kupę dzieci.
Lecz tenże inteligencina nie mówi, ile to chorób wene-
rycznych narobi ten, co żyje rozwiąźle. Który na przykład z pa-
nów Pierwotniaków wie, iż w r. 1934-5 mieliśmy tylu notowa-
nych leczonych gruźlików, co notowanych leczonych wenery-
ków: jednych 725.240, drugich 721. 781 28 ). Czy ci weneryczni to
też z biedy się zarażali?.
A kto z Pierwotniaków wie, iż naszych niedożywionych
chłopców i młodzież bardziej wyczerpują tajemne nałogi
i przedwczesna rozwiązłość, niż niedożywianie? iż nałogi te
uwielokrotniają statystykę gruźlicy, chorób nerwowych, nie-
dorozwoju? Czy to wszystko też... z biedy? Uczony radziecki
lekarz Bruk powiada: „Chociaż prawo radzieckie zezwala na
zawieranie związków małżeńskich w 18-ym roku życia, to jednak
młodzież nie powinna tego czynić przed ukończeniem 20-lu lat
(dla kobiet), a jeszcze lepiej 20-24 roku życia. Wówczas stan
zdrowia ludu niewątpliwie się poprawi, oczywiście tylko w wa-
runkach całkowitego powstrzymania się od onanizmu i przy-
padkowych stosunków płciowych poza małżeństwem, albowiem
jedno i drugie pozostało gorsze od wczesnego małżeństwa" 2 ' 3 ).
Ubezpieczyć tedy zdrowie, zwłaszcza młodzieży męskiej i żo-
natych mężczyzn, szczególnie dziś w czasach powszechnego
niedożywiania i wyczerpania nerwowego, to upowszechnić
bezwzględną wslrzęmięźliwość płciową tak przed zawarciem
małżeństwa, jak i poza małżeństwem.
Aliści Zakład Ubezpieczeń Społecznych szerzy nierząd.
28) Bujalski, sir. 46.
29) „W zdarowoj seksualnej żiztłi’‘
37
„Poradnik dla robolników w sprawach ubezpieczeń spo-
łecznych", wydany przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych,
Warszawa 1938, na stronie 22 poucza: „Jeżeli ubezpieczony nie
zgłosi żadnej osoby z pozostałej rodziny, ma prawo zgłosić jed-
ną osobą obcą, np. (żoną nieślubną)" itd. Przy tym: „Żona i dzie-
ci nie muszą wspólnie zamieszkiwać z ubezpieczonym, aby
mogły korzystać ze świadczeń, ale żeby ubezpieczyć „żoną nie-
ślubną", trzeba z nią mieszkać „we wspólnym gospodarstwie do--
mowym z ubezpieczonym", bo taki jest punkt „a": warunek wy-
magany od osób z poza rodziny. Strony 21 i 22.
Co to jest „żona nieślubna"? Zawsze w Polsce żona sym-
bolizowała dostojeństwo najdostojniejsze. Dlatego zawsze była
ślubna. Na nieślubną mówi dziś chłop i robociarz — „małpa".
Wiadomo: jeden ma-„małpą", drugi ma żoną. Czyżby „Zakład
Ubezpieczeń Społecznych dla Małp"? W dżunglę z takim za-
kładem! Łazić tam po konarach i iskać sią, zamiast ubezpieczać
robotnika polskiego, który ma różne słabości, ale. nie pozwoli, by
„małpą" - równać z jego żoną 30 )!
Bzdurą tedy okazuje sią bajeczka, iż jesteśmy zdrowym
narodem. Jesteśmy degeneratami. I to nie z niedożywiania, jak
paplą wszyscy, ale z braku obyczajów.
CÓŻ NA TO WSZYSTKO MAMA?
- Jak reformatorzy wpłynęli na matkę-Polkę?
Owszem: obnaża ona córunią już od maleńkości. Wszak
mamusie skasowały... spódniczki dla małych córeczek. W myśl
bowiem zreformowanej mody — sukienki dla dziecinek rodza-
ju żeńskiego muszą sięgać obowiązkowo pod brzuszek. Norma
ta obowiązuje od dzieciństwa po to, żeby od najmłodszych lat
oswoić córeczką z bezwstydem. Nie istnieją też już okrycia dla
dziewczątek, bo skasowano płaszczyki. Są tylko kaftany... pod
brzuszek, „płaszczykami" zwane. Wprowadza się to samo dla sy-
neczków.
Od wiosny do jesieni zdejmuje mama z dzieci obojga
płci możliwie wszelki strój, a czyni to dla zdrowia. Żeby sią
dziecko nie męczyło — w ubraniu. Już wmówiono w nas, iż nas...
męczy ubranie. Maluczko a wmówią w nas, iż koszula męczy.
A potem, że... rozum męczy. Że najzdrowiej - być głupim. Czy-
ni zaś mama tę rozbiórkę dziecka (z ubrania) możliwie wszędzie.
30) Ludzie prości tak właśnie rozumieją te uprawnienia. Gdy np. zaatakowano
niewiastę żyjącą „na wiarę" z robotnikiem żonatym, to wyjęła książeczkę Ubezpieczalni
jako dowód, iż jest żoną „prawną", w '
38
W dodatku i mama podstrzyga własną sukienką coraz wyżej,
coraz wyżej. Pod obłoki. Bo myśli, iż to kultura, i iż im wyżej
podsłrzyże, tym większa kultura.
Ani mamie, ani tacie choćby do głowy nie przyjdzie, iż mo-
dą można stworzyć inną i iż obowiązkiem ojca, matki jest żą-
dać mody chrześcijańskiej, a jeżeli jej nie ma, to tworzyć modą
chrześcijańską przez ubieranie się po chrześcijańsku.
W Japonii istnieje od dawna instytucja „gejsz". Japonki
biją ostatnio na alarm, iż to hańba sl ). U nas jak świat światem
nic takiego nie było, ale teraz każde dziewczę polskie jest przy-
gotowywane od maleńkości.do „argentyństwa" (na kobietę nis
szanującą się mówią w Argentynie una Polaca) przez rodzoną
matkę w myśl tego oto tanga:
„Ja chcę na płótnie pokazać talent swój,
Ukryte wdzięki i negliżowy strój,
Niech się mną bawi tłum!"
Takiej dziecinie, gdy dorasta, trudno przebrnąć zdrowo
przez wszystkie stopnie szkoły polskiej. To samo było i w latach
1918-39, mimo iż w szkołach szalało wychowanie fizyczne. To-
też o ile którejś udało się przebrnąć przez szkoły z honorem,
wówczas gdy zawędrwała do stolicy, a chciała pracować na
scenie, czyhały na nią „obyczaje teatralne". Utalentowani znów
młodzieńcy, pragnący w Warszawie porać się pisarstwem, na-
trafiali tam na... homoseksualizm. Pisano w r. 1939: „Zawodowi
zboczeńcy widzą w tym tytuł do chwały i nieledwie rangę arty-
styczną. Drogę na Parnas wskazują dziś oni. Wejście jest, ale od
tyłu". Tak było tui przed wojną w stolicy, która miała odrodzo-
ny katolicyzm i... zreformowane obyczaje.
Cóż na fo wszystko mama?
- A czemu o łatkę nie pytamy?
To skończony niedołęga.
ROZMOWA Z POCZCIWCEM
— Nie wierzę w złych ludzi. Nie ma złych ludzi.
Ej, na świecie jest każdy kaliber człowieka! Chociażby
gestapo?
- Nnno... tak, ale po cóżby reformatorzy obyczajów de-
moralizowali świadomie? W dodatku dziś mamy demokrację:
31) W roku 1941 parlament japoński uchwalił szereg ustaw przeciw gejszom,
lak podawała prasa japońska, uczyniono to dla „dobra państwa, spokoju rodzin i go-
dności Japonki' 1
39
każdy jesź oświecony, społeczeństwo jest doskonale uświado-
mione.
Jest „społeczeństwo doskonale głupawe, którego nazwiska
kończą się na „ski" — mówił bardzo oświecony mason w XVIII
wieku 32 ).
— A jakby tą sprawą rozsądził Chrystus?
„A ktokolwiekby zgorszył jednego z tych maluczkich,
wierzących we Mnie, lepiej by mu było, żeby mu uwiązano ka-
mień młyński u szyi i wrzucono go w morze" (Marek 9, 41).
Chrystus, to wychowawca. Chodzi mu o dzieci. Zresztą,
czyż cały świat nie okazał sią dzieckiem, gdy ponura sekta za-
częła reformować obyczaje? Masoneria, to nie tyle kweslia poli-
tyczna, to kwestia wychowawcza i to w skali światowej. Cho-
dzi o dzieci!
— O dzieci?! „Ach ja mam żoną, a u mojej żony jest synek
taki maleńki" i córeczka! Och, kocham Was, biedni reformato-
rzy, ale nie przeznaczam żadnego dziecka ani na zgorszenie, ani
do łajdactwa. I — tak my wszyscy, cała demokracja. Cóż wiąc
będziecie u nas robili?! Ach, pojmują: w dobie rozumnej liczby
dzieci musi być rozumna liczba „reformatorów" obyczajów, a tą
liczbą sekciarzy wskazują potrzeby wychowawcze naszych dzie-
ci. Pedagogika nie może pozwolić ani na jednego takiego typa.
Jednak z drugiej strony nasz stosunek do reformatorów seksu-
alnych musi być idealny, bo oni, to nasi bliźni, a my, to chrześci-
janie-katolicy. Co tu robić! A może ich skłaniać do nawrócenia?
Właśnie, po tym sią pozna, który mason, reformator oby-
czajów, sią nawrócił, iż po nawróceniu opuści Polską. Po tym
sią pozna czystość intencji. Czyli ze stanowiska higieny wy-
chowawczej powinno być wolno im mieszkać wsządzie — poza
Polską. Oddajmy im cały świat. Niech raz rządzą światem, a my
Polską! Ci, co sią najdalej od nas wyniosą, mogą się ubiegać
o honorowe obywatelstwo polskie. Bardziej przywiązani, będą
tu przysyłali swe prochy. „Ziemia gromadzi prochy". Plaionizm.
Stosunki idealne. Gorszycieli można miłować tylko z daleka. Im
bardziej z daleka tym mocniej. Najmocniej — po śmierci.
Zawodowych gorszycieli, Kolego Demokrato, trzeba ko-
chać twórczo: trzeba chcieć ich dobra i zarazem wiedzieć,
co są warci Inaczej, z ukochania gorszycieli byłoby, jak
mówią chłopi, „więcej smrodu niż miłości".
Zresztą reformatorzy obyczajów są niepoprawni i znów te-
raz po wojnie będą uczyli cały świat rozwiązłości i ateizmu (za-
32) Fryderyk II. król prusk).
miast katechizmu). Będą wmawiali, by wyzwolić się... z koszmaru
moralności teologicznej. I znów jakiś głupi naród, lak jak
po tamtej wojnie Niemcy, uwierzy reformatorom, iż Boga nie
ma, iż grunt, to libido. I znów taki naiwny naród da sobie zre-
formować obyczaje, a potem rozbestwi się, rozpocznie wojnę,
przyjdzie do Polski i wyrżnie Żydów. A choćby jeżeli nikt tego nie
zrobi, to postarają się o to reformatorzy obyczajów. Wszak pro-
pagują rozwiązłość. A kobiety rozwiązłe ograniczają liczbę dzie-
ci. Izraelilki przeto, gdy usłuchają reformatorów, przesianą ro-
dzić i Żydzi wymrą. Reformatorzy obyczajów, to też dla Żydów...
Treblinka, tylko na raty.
Wkrótce- światowe władze żydowskie muszą odpowiedzieć
na pytanie: co robić, by Izraelici nie wymarli. I wtedy spostrze-
gą, iż jedynie Kościół potrafił przeprowadzić swe rodziny zwy-
cięsko przez okres racjonalizowania dzietności. Było to w pierw-
szych wiekach chrześcijaństwa, gdy ogół ludów rzymskich świa-
domie ograniczał potomstwo. Ocalały wtedy tylko te rodziny,
gdzie małżonkowie za wszelką cenę pełnili swe obowiązki po
katolicku, a więc, gdzie i pożycie intymne wiedli zgodnie z na-
turą. Małżonków o takiej kulturze miał dotychczas wyłącznie
Kościół.
Wprawdzie w owe czasy Izraelici mieszkali w tymże im-
perium i chociaż nie byli chrześcijanami, mimo to przetrwali,
jednak prowadzili wtedy życie izolowane. Dzięki temu więk-
szość małżeństw żydowskich nie odbiegała od natury. Aliści
teraz Izraelici wymierają świadomie. I ci w ghettach, i poza
ghettami, tak jak i my.
Jeżeli tedy chcą żyć, muszą mieć takie małżeństwa, które
za wszelką cenę będą pełniły swe obowiązki po katolicku...
Wchodzimy w okres nawracania się narodów na katolicyzm ma-
sowo, świadomie, dobrowolnie, z przerażenia, iż wymrą! Ze stra-
chu! Z grozy! Na wyścigi! Albowiem wchodzimy w taką epokę,
że każdy naród, który nie zechce postępować z gruntu po chrześ-
cijańsku, wymrze... na własne życzenie i dziwną śmiercią: z bra-
ku dzieci.
CZY SĄ TAJNE TWORKI?
Druga wojna światowa się skończyła. Nadmienialiśmy,
iż po pierwszej wojnie światowej nie tylko nic nam ludności nie
przybyło, ale przy końcu ówczesnej wojny okazało się, iż ubyło
nam cztery do pięciu milionów ludzi. Dziś mamy o 13 milionów
ludzi mniej niż w r. 1939. Ileż strat ponosimy dalej z powodu
milionowej co roku rzezi dzieci nienarodzonych! A ileż ponie-
śliśmy i ponosimy strat w obyczajach! ale reformatorom oby-
41
czajów lego wszystkiego mało. Zaczną oni szerzyć zepsucie
właśnie teraz w skali niewidzianej, licząc się z tym, iż tuż po
wojnie najlepiej to czynić, bo ludzie wezmą to za... skutek woj-
ny. Nam bowiem, naiwnym poczciwcom, wydaje się, iż zło,
tak jak w dawnych dobrych czasach, samo się robi. A tymcza-
sem zło jest organizowane jako . propaganda zreformowanych
obyczajów, jako postęp, jako wyzwolenie - p|.zez łudzi złej
woli i przez maniaków. Maniakom bowiem się zdaje, iż z moral-
ności można usunąć postawę ofiarną i iż dopiero wtedy... bę-
dzie lepiej. Przechodzenie w moralności na postawę wygodna,
to cecha najistotniejsza masonerii. Brak zdrowego rozsądku
w etyce. Toteż reformatorzy obyczajów prowadzą walkę na
śmierć i życie z tym co w życiu młodzieży, w życiu małżeńskim
jest najtrudniejsze: z czystością obyczajów, z pożyciem intym-
nym wiernym naturze i z wiernością małżeńską, a czynią to —
w naiwnym przekonaniu, iż przez to szerzą postęp. W okresie
tedy przechodzenia całej rasy białej na świadome ojcostwo
i macierzyństwo, przyśpieszają reformatorzy samobójstwo ludz-
kości w błyskawicznym tempie. I samobójstwo Polski. Mogła
sobie kiedyś szaleć rozwiązłość w czasach włoskiego „odro-
dzenia", i mimo to Europa nie ginęła, życie szło naprzód. Ale
wtedy kobieta płaciła za rozwiązłość... dzieckiem, a ogół pro-
wadził życie małżeńskie zgodne z naturą. To podtrzymywało
Europę. O jej wymarciu mowy nie mogło być. Natomiast dziś,
gdy ogół małżeństw unika potomstwa środkami przeciwnymi
naturze, rozwiązłość anarchizuje doszczętnie, przyśpiesza wy-
marcie świata. Bo społeczeństwo może wytrzymać wiele niemo-
ralności tylko wtedy, gdy u swych fundamentów' ma małżeń-
stwa naturalne.
Bliższe spojrzenie na reformatorów „płciowych" orientuje,
że to psychopaci, ale psychopaci, co chcą rządzić etyką świata.
Ich działalność też najlepiej się szerzy w okresach obłę-
dnego mistycyzmu. Takimi były czasy rokoka. Nigdy
przedtem obyczaje nie były tak plugawe wśród warstw
oświeconych. „Wyrazem tej zatraty miary i godzenia
w instytucję rodziny stały się tak zwane loże adopcyjne
składające się z mężczyzn i kobiet". Za Ludwika XV istniał
w Paryżu „otwarcie między innymi klub z dwunastu pięknych
i do najwyższego towarzystwa należących pań złożony, którego
jedynym hasłem była rozkosz,- przyjmowanych do klubu tyluż
mężczyzn jedynym zadaniem było..." Dalszy ciąg jasny. — Dzia-
łalność „reformatorów" obyczajów opiera się na skłonności do
psychoz. Psychika człowieka, to kruche narzędzie (Carrel, 129,
130). Szerzeniu się „nowych" obyczajów towarzyszy zawsze psy-
choza, wywoływana sztucznie w związku z poszukiwaniem...
42
kamienia filozoficznego, w związku z alchemią, magią. Psy-
chozę, aż do obłędu powszechnego, wywołano sztucznie
i uczyniono panującą w wieku XVIII wśród sfer decydu-
lących ówczesnej Europy. Zarazem przez splugawienie oby-
czajów u tychże sfer odebrano im godność własną, a więc po-
czucie mocy. Dopiero tak spodlone wyższe sfery mogła zniszczyć
rewolucja francuska, bo wielkie rewolucje można urządzać tylko
warstwom mało moralnym.
Wspominaliśmy, iż masoneria nas obchodzi jako prob-
lem wychowawczy. Zestawiamy tedy specjalistom zagadnienie,
czy masoneria jest jedna, czy więcej. Wiemy, iż w myśl hasła
Bacona „cały świat dla Angłosasów", masoneria anglosaska, to
narzędzie imperializmu anglo-amerykańskiego, tak jak masone-
ria niemiecka, to narzędzie imperializmu niemieckiego (dziś po-
no jedno ku drugiemu ciąży). „Dla odmiany masoneria francu-
za i włoska nigdy nie były związane z imperializmem żadnego
z obu narodów" 33 ). Dlaczego? Ano, tym maniakom wydaje się,
że przede wszystkim trzeba zniszczyć Kościół... dla szczęścia
ludzkości. To sobie ubrdali: na odmianę.
Nie przeceniamy znaczenia masonerii. Z uwagi zaś na to,
że obecnife wszelkie masoństwo zdycha z braku dzieci, raczej
bawi nas to wszystko. Ale nie zapominajmy, iż gorszą, i że, nim
wyciągną kopyta, mogą dokonać potwornych spustoszeń w oby-
czajach.
Jest coś pociesznego choćby w tym, iż ci, co stworzyli
„reformatorów płciowych": iż masoni, tak się u nas kryją, iż
:.ą masonami. o ile wołać na nich po imieniu „Mason! Mason!"
! o oni zaraz... pod podłogę myks! myks!
Każdy rozumie, iż za okupacji trzeba się było ukrywać,
ale czemu się mason ukrywał również w przedwojennej Polsce?
i to — dzień i noc? i to nawet, gdy był dygnitarzem? Czemu
: ię chowa i dziś ze swym masoństwem i to aż do śmierci? czemu
- pod przysięgą? czemu — bez wytchnienia? Mente caplus?!...
Tajne Tworki?!
Po co takie „coś" ma się pętać po Polsce i to po — nowej,
odrodzonej?
Jeżeli już ktoś koniecznie chce robić z siebie wariata, to
czyż nie starczą mu normalne Tworki? normalny Instytut Hi-
gieny Psychicznej?
W wieku XVIII, wieku „oświecenia, spotykamy gatunek
masonów, co mówią na siebie „mopsy" i „mopsice" 34 ). Szkoda,
ze ich wtedy hycle nie wyłapali!
33) Dobraczyński Jan: ,, Skąpiec Boży'*, Niepokalanów 1946, sir. 28, 29,
34) Levi Epiphas: ..Histoire de la Magie", Paris 1922, str. 460,
43
W tymże wieku XVIII, owi „oświeceni", elita Łuropy: mo-
psy i mopsice - całują psa w pośladek. Obrzędowo. Takie ma-
ją... uroczystości 35 ).
W wieku XX pewne gatunki masonów chcą rządzić świa-
tem. A w Polsce po drugiej wojnie światowej radzi by kiedyś
zdobyć rządy. Ale zamiast Polski do rządzenia dać naszym
masonom pośladek psa! Swój do swego. Niech się ustawią spo-
łem i wszyscy go całuski rok obcalowują, a potem to bractwo
sztucznych mopsów wyszczuć z granic Rzeczypospolitej praw-
dziwymi psami! Z laureatem Nobla lekarzem Carrelem zapytuje-
my higienistów: „Dlaczego izolują ludzi dotkniętych chorobami
zakaźnymi, a nie izolują tych, którzy przenoszą na innych swe
choroby umysłowe i moralne?" (str. 237).
Psychopaci... A każdy psychopata twierdzi, iż on jeden
jest mądry. I każdy płciowy reformator myśli, iż on jest prorok
nad proroki, natomiast, iż Kościół jest zacofany, bo jest... za ma-
ło płciowy. I każdy mason wierzy, iż on powinien rządzić państ-
wem, bo kto jest niemasonem, to zdaniem masona jest profanem,
laikiem, osłem. Ale kto powiedział, iż Państwem Polskim mają
rządzić ci, co siedzą... w Tajnych Tworkach: w lożach masoń-
skich? co świadomie... zgłupieli? Daleko zdrowiej w razie czego
było by zamiast nich wypuścić prawdziwie umysłowo chorych?
Przynajmniej ci dawaliby gwarancję, iż to wariaci prawdziwi,
a nie sztuczni.
Higieny!
WYSTAWA MUSI BYĆ
Rodziny wymierające w jednych państwach stanowią te-
raz większość, w drugich zaczynają ją stanowić. Zakażone rodzi-
ny nadają dziś ton życiu. Nowoczesna kultura, to kultura neo-
maltuzjan: narodów wymierających. W tym klimacie „reforma-
torzy" obyczajów czują się jak u siebie w domu, a ich „refor-
my" - w tym tylko klimacie mogą być brane za postęp. Dzięki
temu w jednych państwach już od szeregu lat rządzi wymierają-
ca większość, a w innych — zaczyna rządzić. Wymierającą więk-
szość reformują przez cały czas bez wytchnienia reformatorzy obycza-
jów. Chodzi reformatorom o to, by wymierająca większość me
zorientowała się, co się z nią dzieje. By przez cały czas była ogłuszana...
propagandą „wyzwolenia", „kultury", „postępu". Klimat ten
jest zabójczy dla zdrowych rodzin. Tym bardziej, iż reformatorzy
35) V/ lożach „dawano wstępującym do wyboru: pocałować w tyłek diabla, wiel-
kiego mistrza, albo mopsa". Levi 460.
44
narzucają natrętnie swe „reformy" zdrowym rodzinom. Rodziny
te trzeba ratować od potopu. Jakiś korab Noego jest tu koniecz-
ny. Dlatego ze zdrowych rodzin trzeba w gwałtownym tempie
budować żywy świat - wśród wymierającej ludzkości, a w tym
nowym świecie i wśród zdrowych odłamów narodów — rozbu-
dowywać wszystkie dziedziny kultury w zdrowy sposób. Two-
rzyć kulturą nowoczesną i zdrową. Na miejsce kultury nowo-
czesnej wymierających narodów: chorej. Odrębna, zdrowa kul-
tura narodowa - zdrowego odłamu narodu. I takaż kultura —
wszystkich zdrowych narodów. Zdrowa kultura - zdrowej cząści
globu. Wyselekcjonowana. Eugeniczna.
Dopiero na tej drodze wypełnimy zadanie lekarskie na-
szych czasów: wyleczymy z obłędu dziewięćdziesiąt procent
małżeństw. Gdy dziś takim małżonkom mówić, by żyli z sobą
zgodnie z naturą, oni pytają dziko: „A gdzie pan masz te zdrowe
rodziny? Wszyscy tak żyją, więc my też i" Innymi słowy, dzie-
więćdziesiąt procent małżeństw chce gdzieś widzieć namacalnie
zdrowy świat.
Jest teraz tyle wystaw, gdzieś wiąc musi też być jakaś sta-
ła wystawa zdrowego życia! Mężczyźni jak byki na plażach i na-
gie dziewice na reklamach, to jeszcze nie zdrowy świat. Ludz-
kość jest konkretna jak święty Tomasz, dlatego musi widzieć
dotykalnie - zdrową- część narodu i zdrową część rodzaju ludz-
kiego w pełnej zdrowej kulturze. Wówczas gdy któreś nienatu-
ralne małżeńsiwo jednodzieckowe zapyta: „A gdzie dziś pan
masz te małżeństwa żyjące zgodnie z naturą i tę ich zdrową kul-
turę, ten ich zdrowy świat?", wtedy będzie można państwo
."krobankowiczów wziąć za nos i pokazać im to wszystko. Wów-
czas też tylko poczciwcy o dobrej woli nie dadzą się za nos wo-
dzić reformatorom — przygłupkom, usiłującym wpędzić ludz-
kość do wspólnego Grajdołka, nad którym zawiesili napis: „Nasz
Grajdołek, to Kultura, Postęp, Wyzwolenie".
GĘSTA DEI
Izraelici, najdzielniejszy naród świata, wymierają. Tak wy-
mierają jak kiedyś Rzym: świadomie i z braku dzieci. Naiwna
uszczęśliwiaczka ludzkości — masoneria — galopująco kończy
się: wszak prowadzi wojnę błyskawiczną o świadome wymar-
cie globu.
Gdy tedy ludzkość stanęła na zakręcie dziejów, nie widzi-
my narodu, który by chciał odpowiadać za dalszy los narodów.
Bo przecież 100 %' zaludnienia ziemi nie wymrze; wszak' w każ-
dym narodzie są małżeństwa o życiu świadomym i zgodnym
45
z naturą. Rodziny te ocaleją. One- więc posiądą świat. One będą
po potopie neomaltuzjanizmu kształtowały nową ludzkość. Albo-
wiem dzisiejsze potęgi świata się zachwieją, i zacznie się ustalać
nowa hierarchia narodów według lego, ile które państwo będzie
miało małżeństw świadomie wiernych naturze. Bo prócz konie-
rencyj międzynarodowych odbywają jeszcze konferencje... mąż
i żona. I odpowiednio do tego, cc oni uchwalają, odbywa się
start społeczeństw- do kompletnie innego układu potęg na glo-
bie. Czyż więc ów nowy świat żywy, żywy świadomie — ma
zostać bez przodownika? Ktoś przecież musi zestrajać jego wysił-
ki, zwłaszcza dziś, gdy dopiero zdrowe rodziny zaczną stwarzać
odrębne, własne społeczeństwa, odrębną, własną kulturę i odrę-
bną, własną rodzinę narodów.
Przeto nie wynaturzenie, ale wierność naturze, nie posta-
wa rządząca, ale postawa służebna (Brzozowski) - jest drogą
narodu, co chce kierować ludzkością. Naród taki może zostać
najtęższą społecznością pod słońcem, wszak będzie żył bez kom-
promisu na terenie, na którym dziś jest najtrudniej żyć etycznie:
w małżeństwie,- tym więc łatwiej będzie żyć takiemu narodowi
etycznie - na pozostałych terenach. W tym znaczeniu i naród
polski nosi w tornistrze buławę przodownika narodów. Czas, byś-
my my, Polacy, czuli się odpowiedzialni za losy świata!
Czekamy tedy, by zdrowe rodziny polskie zorganizowały
się w żywą część narodu. Czekamy, by z żywych świadomie od-
łamów narodów powstało ognisko narodów o postawie służebnej
względem siebie. Zjednoczenie, ale Zdrowych Narodów!
Rasa biała czeka na swój naród służebny. Był czas, gdy
postawę Europy rzeźbiła Francja. Gęsta Dei - per Francos. A dziś
czy sumienie nie woła w nas jak grzmot: gęsta Dei per Polonos?
„Polska natchnieniem narodów?"
„A każdy z was w duszy swej ma ziarno przyszłych praw
i miarę przyszłych granic". Adam Mickiewicz.
46
Część ósma
DYKTATURA PANOWANIA
NAD SOBĄ
DYKTATURA PANOWANIA NAD SOBĄ
MUSIMY OSZCZĘDZAĆ NA CHOROBACH
Nie można powiedzieć, by wymierająca cząść narodu nie
zwalczała nieobyczajności. Zwalcza. Ale jednocześnie zwalcza
obyczajność. Wyprawia wiąc koziołki i, oczywiście, nazywa sza-
tzony przez siebie bezwstyd - „nową" moralnością, moralnością
„wyzwoloną", „postępową", „nowoczesną".
Tak samo wymierająca część ludzkości zwalczała w Lidze
Narodów handel żywym towarem. Ale kto słyszał, by la sama
Liga wprowadzała czystość obyczajów do sportu, do sztuki, do
wojska?
Podobnie samobójcza część ludzkości urządza z całą tros-
kliwością narodowe T międzynarodowe kongresy wychowania,
idzie prelegenci aż wyją z żalu nad nędzą „seksualną"
młodzieży.
Ale gdyby na przykład żywa część narodu polskiego za-
częła wprowadzać do naszego Państwa tak niewinną i niepoli-
tyczną inwestycję, jak wstyd, wówczas stanęłaby nam w poprzek
wymierająca część naszego narodu i samobójcza część ludzkoś-
ci. Najpierw zaczną perswadować, iż to niemodnie się wstydzić.
Że to było dobre w średniowieczu. Że wstyd, to... klerykalizm.
Że taki klerykalizm grozi Rzeczypospolitej. Właśnie taki rwetes
podnosi wymierająca część Francji, gdy żywa część Francji
ośmiela się walczyć z nieobyczajnością 1 ). A co za gwałt pod-
niósłby cały wymierający świat, gdybyśmy zaczęli palić u siebie
książki bezwstydne! Wolno rządom łożyć miliardy na walkę
/. chorobami wenerycznymi, ale nie wolno wprowadzać wstydu.
Wymierająca większość walczy również z chorobami
wenerycznymi, ale nic ją nie obchodzi źródło tych chorób:
bezwstyd. Lecz. zobaczmy, ile pieniędzy zaoszczędza naród, gdy
•;ię wstydzi.
i ) Burcau, 45.
49
W USA wydawano 25 lał temu co roku z powodu chorób
„kawalerskich" :
164 miliony dolarów na opłacenie nierządnic,
97,5 miliona dolarów wynosiły straly z powodu
obłąkania,
51 milionów dolarów pochłaniało leczenie wariatów,
2 miliony kosztowali ślepi,
55 milionów kosztowało leczenie wenerycznych.
Śmiertelność z powodu syfilisu wynosi tamże w owe lata
co roku, plus minus, 222 ofiary na każde 100 000 ludności, gdy
śmiertelność z powodu osławionej, okrzyczanej, przereklamowa-
nej gruźlicy wynosi jednocześnie tylko 141 ,- wszystkie zaś odmia-
ny tyfusu dają zaledwie 14 ofiar (na każde 100.000 ludności)”).
Tak im się opłaca życie „postępowe".
A teraz zobaczmy, ile ludności traci naród, gdy się nie
wstydzi.
W kulturalnej Szwecji było w tym samym czasie 50%
kobiet (wysportowanych) bezpłodnych z powodu zarażen ; s
się rzeżączką od mężów (wysportowanych). Mężczyźni nie-
żonaci, to 75% ogólnej liczby chorych wenerycznie mężczyzn
(stale plażujących: woda, pov/ielrze, słońce, zdrowie). Kultura
skandynawska 5 ).
U naszego najmilejszego sąsiada z Zachodu zarażało się
co roku wenerycznie pół miliona łudzi, leczyło się z tych chorób
milion co roku, a 25% mężczyzn w wielkich miastach, to ludzie
Z kiłą 2 3 4 5 6 ). Obyczaje zreformowane.
Wiemy już, co za urodzaj na te choroby jest nad Wisłą.
A przecież planujemy, iż ma nas być tylu, ilu jest ludzi u na-
szych sąsiadów. Jesteśmy więc — ludnościowo — narodem na
dorobku. W dodatku i gospodarczo jesteśmy biedakami. Musimy
więc oszczędzać na chorobach. Musimy być zdrowi. Fizycznie
i psychicznie. Bo: „Umysł nie jest tak mocny jak ciało". „Rzecz to
godna uwagi, iż same tylko choroby umysłowe są liczniejsze niż
wszystkie inne razem wzięte'"'). Co więcej: „Choroby umysłowe
stają się groźne. Są niebezpieczniejsze od gruźlicy, raka, chorób
serca i nerek, a choćby od tyfusu, ospy i cholery... niszczą onę
coraz bardziej rasy białe... Częstość chorób umysłowych wska-
zuje na wadę bardzo poważną cywilizacji współczesnej" 1 ). Ro-
zumiemy: wymierająca część ludzkości nie jest zdrowa umysło-
2) „Memoriał Min. Zdrowia", 9, 21
3) „Memoriał Min. Zdrowia", 33.
4) Grotjahn, 121.
5) Carreł, 129.
6) Carreł, 130. 131.
50
wo. Wśród łych ludzi, być może, iż niezadługo syphilis będzie
uleczalny na poczekaniu (a la fourchetle), natomiast choroby
umysłowe będą kwitły jak te drzewa na wiosnę. Bo nic nie trąci
tak chorobą umysłową, jak strach... przed dziećmi. Dzieciowstręt.
Specjalny rodzaj wścieklizny, na którą dziś wymiera większość
elitarnych narodów jak na zamówienie. Choroba „Anglosasów".
I „Skandynawów".
Cała rzecz w tym, by zdrowa psychicznie część narodu nie
zarażała się od klinicznych. Minimalny program uzdrowienia
narodu, to izolacja. Już widać tu i ówdzie przebłyski tego, choćby
wśród Anglosasów. W latach trzydziestych stało się, co następu-
je: „Agencja prasowa ATE z dn. 18. VI. doniosła z Londynu, iż
generalny sekretarz konferencji gospodarczej Avenol dał do zro-
zumienia szefom poszczególnych delegacji na konferencję gos-
podarczą, iż wszyscy rozwiedzeni i żyjący w separacji członko-
wie zjazdu są proszeni o niekorzystanie z zaproszenia pary kró-
lewskiej na Garden Party w zamku Windsor. Krok Avenola tłu-
maczy się ogólnie znaną niechęcią królowej angielskiej do
rozwodów" 7 ).
Kto mógł się o to gniewać? — Tylko brudas.
Kto wie... Kto wie, czy Anglosasi i Skandynawowie nie
podniosą się najwcześniej z neomaltuzjanizmu.
Zdrowi członkowie narodu! Pierwszy wasz obowiązek,
to żyć we własnych gronach: wśród ludzi pochodzących ze
zdrowych rodzin, tworzyć własną zdrową kulturę, żyć własną
zdrową kulturą! Być żywą zdrową Polską! A następnie -•
poprosić wszystkich brudasów i mopsice (psy zamiast sy-
nów)... o niekorzystanie z pobytu w Polsce! Jak na zamku
w Windsor. Poziom. Królowa angielska.
„EUGENIKA I INNE NIESZCZĘŚCIA"®)
Nie można powiedzieć, by wymierająca część narodu
polskiego nie dążyła też do zdrowej selekcji. Dąży. Ale w spo-
sób zabawny. Gdy z powodu bezwstydu groziło nam po pier-
wszej wojnie światowej- zwyrodnienie fizyczne, zaczęto u nas
myśleć na gwałt o sterylizacji i świadectwach „przedślub-
nych". Ślubnych świadectw wymagano coraz mniej. Wystarczy-
ło „żyć na wiarę". Ale - „przedślubnych" świadectw domagano
się za to tym gorliwiej! Urzędnicy mieli decydować, kto z kim
ma się żenić. Urzędnicy mieli swatać. Jak w chlewiku - świń-
scy dozorcy. „Polska" - miało znaczyć to samo, co stajnia
7) Choromański przyłączą, 137.
Chesłerton : , .Eugenie and Other EviJis'\ 1922.
51
zarodowa. „Eugenika"! - wołano - „Eugenika"!: ta nas zbawi!
Nie „Boże, coś Polskę", ale „Eugeniko, coś Polskę". Taki nowy
hymn narodowy. Dla obory. Maluczko, a kolczykowano by
nas dla dobra państwa.
„Eugenika" zaczęło znaczyć tyle, co heureka.
W oborę zamieniał Hitler swe państwo. Hajda! — w obo-
rę i my. Jak na Zachodzie. Bez zmian.
Dnia 3J sierpnia 1935 r. wpłynął do Ministerstwa Opieki
Społecznej „projekt ustawy eugenicznej, który wprowadzał
przymusowe świadectwa przedślubne, sterylizację oraz porad-
nie tzw. „świadomego macierzyństwa "pod niewinną nazwą
„poradni przedślubnych" 9 ).
“■ Czego chce eugenika wymierających świadomie na-
rodów?
„Zamach na życie pod hasłem udoskonalenia idzie
w czterech kierunkach:
1) Na życie poczęte — przez usuwanie' płodu i przerywa-
nie ciąży w odpowiednio urządzonych awortoriach.
2) Na życie począć się mające - przez szerzenie praktyk
neomalluzjańskich w poradniach przed - lub poślubnych
i przez propagandę „świadomego macierzyństwa".
3) Na możność poczęcia przez sterylizację.
4) Na instytucję małżeństwa - przez utrudnianie go
przymusem świadectw przedślubnych" 1 °) .
Podać należy, iż „zazwyczaj mówiąc o sterylizacji ma
się na myśli zabieg chirurgiczny. Jednakże badania idą w tym
kierunku, aby otrzymać sterylizację czasową lub trwałą bez
uciekania się do noża, przez zastosowanie odpowiednich
hormonów lub działanie promieni" 11 ). Coś jak zamiast wojny
bombowej — wojna gazowa. Unieszkodliwiania masowe. Bez
noża. Odrzyna się rękę lub nogę humanitarnie. Dodać należy,
że od I. I. 1946 roku wprowadzono u nas przepisy o dostarcza-
niu świadectw lekarskich przedślubnych.
— A co eugenika wie?
Nic. Groijahn klaruje, iż „prawa Mendla umożliwiły
wprawdzie wspaniały rozwój badań nad dziedzicznością, ais
odnośnie praktycznego zastosowania do rodzaju ludzkiego
nauki dziedziczności prowadzą raczej do sceptycyzmu niż do
nadziel, by kiedykolwiek można było wpłynąć na rozród
człowieka w ten sam sposób, jak to się udało u niektórych
9) 10 ) 11) Dąbrowski Stefan prof. dr: „Eugenika" w pracy zbiorowej „Rodzi-
na"), 168. 180, 187.
52
i ośliń i zwierząt". „Sprawy te są u człowieka tak skompliko-
wane, iż dziś, jak i dawniej, najwięcej nadziei pokładać można
w pośrednim wpływie na rozród ludności przez zmianę wa-
runków społecznych, w których on żyje" 12 ).
Guchteneere mówi, iż „nasza znajomość dziedziczności
chorób nie jest na tyle posunięta, aby wolno było przypisać
lej czy innej grupie cech anormalnych lub chorobowych
dziedziczność nieuchronną, a więc usprawiedliwiającą zasto-
sowanie zabiegów eugenicznych *' 3 ).
Vervaeck — pozostało większym sceptykiem 14 ).
„Wynika stąd, iż rozwój nauki o dziedziczności u ludzi,
zdaniem powyższych autorów, zmierza raczej do tego, aby
coraz bardziej ograniczyć pole doświadczeń eugenicznych" 15 ).
— Z jakich założeń wychodzi eugenika?
,„Eugenika współczesna wprowadzona jako nauka stoso-
wana do racjonalizacji stosunków rodzinnych i społecznych
budzi podstawowe zastrzeżenia natury moralnej, ponieważ
jest ona dzieckiem pozytywizmu i materializmu łizjologicz-
nego", jest „rodzajem mistyki obiecującej stworzenie dosko-
nałej ludzkości". „Chce ona reglamentować - zdaniem pror.
Jordana — instynkt, wyrachowanie i sumienie, trzy siły, które
regulują wszystko, ^ co dotyczy warunków prokreacji rodzaju
ludzkiego, siły nieraz wzajemnie sobie przciwstawne, które
jednak zespalają się w zgodnym oporze, gdy występuje prze-
ciw nim przymus zewnętrzny" 16 ).
„Eugenika współczesna w słusznym zresztą dążeniu do
tego, by zabezpieczyć przyrost pokoleń zdrowych, wychodzi
z założeń materializmu fizjologicznego i obywa się bez pod-
staw moralnych i religijnych w stosunku do zagadnień życia
i przekazywania go" 17 ).
„Tendencja eugeniki, która wchodzi w ustawodawstwo
naszych czasów, ogranicza się głównie do negatywnych
poczynań" 18 ).
„Doskonały typ człowieka chce eugenika współczesna
wytworzyć jedynie przez udoskonalenie biologicznego podłoża
w drodze eliminowania materiału hodowlanego mniej wartoś-
ciowego" 19 ). „Tymczasem wychowanie człowieka nie może
poprzestać na cechach fizycznych; cechy zaś i talenty moralne
i intelektualne prawie zupełnie uchodzą spod wpływu czyn-
ników czysto planowanego kierowania" 20 ).
11) Dąbrowski, 85; 15) 177; 14) 178; 15) 174; 18) 175.
17) 18) 19) 20) Dąbrowski, 179, 174, 175, 175
Zatem euger.ika bardzo mało wie, kilka
izalone pretensje.
Zupełnie jak stara panna.
ZWOLENNICY POPRAWY... ZA 2000 LAT
Lecz powiedzmy, iż takie z nas tępaki, iż staliśmy się fa-
natykami eugeniki i wyłączamy od małżeństwa oraz wyjało-
wiamy, kogo się tylko da. Wówczas powstanie nowy kłopot.
Jaki zespół cech hodować? Kto lepszy: chorowity Sokrates, czy
gestapowiec zdrowy jak koń? „Kto będzie dla nas w przysz-
łości bardziej pożądany: człowiek rażący swą fizyczną brzydo-
tą (ten typ jest sterylizowany w Rzeszy niemieckiej), czy tchórz
i pochlebca uniżony, ale budowy pięknej? Pijak czy oszust?
Epileptyk, czy handlarz żywym towarem? Kobieta o przewrażli-
wionej psychice, czy ladacznica? Zag ożony ślepotą, czy
zdrajca?-' 1 ).
Przypuśćmy, iż nie roztrzygniemy tych pytań, tylko
dalej niestrudzenie będziemy wyrzynali, wycinali, wypalali,
promieniami - w ciągu stu lat, dwustu, trzystu. Czy rasa przez
to się poprawi? — Nic podobnego.
- Dlaczego?
Bo gdybyśmy pozbawiali umiejętności rozrodu nie tylko
jednostki zwyrodniałe, ale choćby wszystkie, co noszą w sobie
utajone cechy szkodliwe, to „według psychiatry angielskiego
dr. Bailey'a dopiero za 2.000 lat doszlibyśmy do usunięcia cał-
kowitego chorób umysłowych pochodzenia dziedzicznego".
Ale i wtedy ogólna ilość zdegenerowanych osobników
nie zmniejszyłaby się w wyraźniejszy sposób, gdyż:" 1 ) znaczna
część chorych, zwłaszcza ze sfer zamożniejszych, ukrywałaby
swoje dolegliwości; 2) nie przestałyby działać warunki wpro-
wadzające rozstrój w organizmy ludzkie"--). Otóż jednym z tych
fatalnych warunków byłaby idea świadomego dawania życia.
Co na przykład zrobią eugeniści, gdy wyselekcjonowane przez
nich eugeniczne pary małżeńskie nie zechcą mieć dzieci?
Jednak najbardziej kapitalne jest to, iż choćby najzdrow-
szy człowiek nie jest pewny, czy nie jest obciążony dziedzicz-
nie: bo nie w każdym człowieku, dzięki szczególnemu zbiegowi
okoliczności, mogą się ujawniać ujemne cechy dziedziczne.
Czasem cechy te przeskakują figlarnie przez jedno, dwa itd.
21) „Barbarzyńsl wo pseudonaukowe**, artykuł w „Wierze i Życiu", styczeń
1 937, Warszawa,
22) „Wiara i Życie", 1937, Warszawa.
54
pokolenia, by gdzieś niespodzianie dzięki fatalnemu zbiegowi
okoliczności - ujawnić się w całej grozie. A zdarza się i tak, iż
właśnie cechy dziedziczne ujemne są warunkiem pojawiania się
talentu, a choćby geniuszu... Czemu? - Ano, bo człowiek, to nie
krowa, ani koń rasowy.
Lecz powiedzmy, iż przez 200.000 lat nic byśmy tak gorli-
wie nie robili/jak się kastrowali, i iż za 200.000 lat rodziłby się
dzięki temu każdy Polak od razu doskonały, przynajmniej
w Warszawie, a w ślad za nami sterylizowałaby się cała ludz-
kość. Naokolusieńko. Jak okiem sięgnąć. Co przyszłoby z tego
.światu? Co by się stało z kulturą, gdyby głównym narzędziem
postępu było kastrowanie? Wszak cała wartość życia, kultura,
możliwość postępu — biorą się stąd, iż z niedoskonałych mo-
żemy się stawać doskonalszymi, z chorych - zdrowymi, z głu-
pich - mądrymi: sami, własnym wysiłkiem, a nie — z urodze-
nia, nie z bezwoli, nie za darmo.
Idea sterylizacji pochodzi z tej samej postawy wygody,
co złodziejstwo^ nierząd, bandytyzm. Po co pracować: czyż nie
wygodniej kraść? Po co panować nad sobą: czyż nie wygodniej
łajdaczyć się? Po co służyć narodowi: czyż nie wygodniej
zabijać bogatych i żyć z ich dorobku?
Po co naród ma wychowywać człowieka? Po co ma po-
prawiać złych? Po co ma wzmacniać słabych? Po co ma w męce
doskonalić się każdy z nas przez samowychowanie? Po co pos-
tęp? Czyż nie lepiej mieć od razu oborę ludzi skończenie dos-
konałych? Kozikiem lekarz wszystko zrobi! ,
Gdyby Chrystus chciał zbawić świat metodą sterylizacji,
to wyrżnąłby ludzkość — zamiast umierać za nas na krzyżu.
Samobójcza część narodu uważa, iż zasadniczym środkiem
postępu jesi nóż lekarski. Ale do sterylizacji nadają się wyłącz-
nie zwolennicy sterylizacji. SS. SA. SD. NSDAP.
Wierzę w człowieka, dlatego nie wierzę w nóż i w jego
wpływ... wychowawczy, choćby — w nóż lekarski.
Wierzę w człowieka tak, jak wierzył w niego Chrystus,
nawet wtedy, gdy go ludzie przybijali do krzyża.
Wierżę w człowieka, bo wierzę w to, iż sam potrafię
zawsze opanować siebie, choć mi nikt nie będzie do tego po-
magał groźbą noża. A nie mam prawa niczyich możliwości
moralnych stawiać niżej od swoich, gdyż tych ludzi, co nie
panują nad sobą, mam obowiązek podnosić; tak jak mnie pod-
noszą ci, co doskonalej ode mnie władają sobą.
Niedola eugeniczna współczesnego świata dowodzi, iż
ci, co w społeczeństwach wymierających rządzą kulturą, slra-
55
ciii wiarę w człowieka. -Neomałtuzjanie mają niesłychanie
pesyrńistyczny stosunek do łudzi: nie wierzą, byśmy mogli
panować nad sobą. Natomiast chrześcijanie wierzą w człowie-
ka-cud. Wiarą w człowieka różni się chrześcijanin od poganina.
Ogromna nędza eugeniczna wymierającej części ludzkości
dowodzi, iż nie znalazł się nikt, kto by na olbrzymią, plane-
tarną, skalę rozpoczął z samobójczą częścią narodów — ćwicze-
nia w panowaniu nad sobą: kto by wymierającemu światu
chciał dać tę kulturę. Dopiero z tą kulturą zacznie się rentować
Ziemi to, iż był na niej Zbawiciel. Dla .współczesnego świata,
gdzie 95%' ludzi nie panuje nad sobą, Chrystus może co najwy-
żej wisieć ustawicznie na szubienicy, choć jednocześnie będą
papieże, setki tysięcy księży i cztę. ys'a milionów katolików.
Medycyna wymierającej części ludzkości — musi uwie-
rzyć w ęzłowieka: musi być katolicką. Inaczej, nie będzie euge-
niczna. Wprowadzanie noża na miejsce kultury panowania nad
sobą jest łobuzerią. Znachor przedpotopowy na każdą chorobę
miał jedno lekarstwo: „zamawiał". Eugenista, lekarz, wymiera-
jącego świata, ma na wszelkie dolegliwości jeden środek: ste-
rylizować. Na mniejsze dolegliwości trzyma w łapie... prezer-
watywę i czapeczkę... pochwową. Wywija tymi środkami przed
oczyma młodzieży- i woła tak, by go słyszała cała kula ziemska:
„Naucz się tym posługiwać!" Zamiast wołać: „Naucz się pano-
wać nad sobą!" Wymierająca część ludzkości ma również me-
dycynę samobójczą.
Człowieka trzeba wychować tak, by sam chciał używać
życia zgodni© z dobrem bliźnich. Korzystny rozród, to nie prob-
lem noża konowała. Ani problem... środków przeciw zapłodnie-
niu 23 ), lecz: problem moralny.
Im bardziej ja i moja rodzina oraz każda z rodzin pols-
kich - panujemy nad sobą, tym bardziej żyjemy eugenicznie
Dopiero gdy katolicy będą panowali nad sobą, zacznie
się opłacać światu to, iż Kościół ma 400 milionów wyznawców
Dziś, gdy wchodzimy w epokę świadomego ojcowstwa i ma-
cierzyństwa, katolicy nie panujący nad sobą, stanowią samo-
bójczą część Kościoła, Natomiast tylko ci stanowią w naszych
czasach żywą cześć Kościoła, co panują nad sodą świadomie
dobrowolnie, ofiarnie. Umieją oni wstrzymać się od życia
płciowego poza małżeństwem, umieją i w małżeństwie, gdy
tego wymaga dobro potomstwu. I umieją wstrzymać się od za-
23) Grotjahn dopuszcza przerywanie ciąży, sterylizację, poleca , .czapeczki poch-
wowe" dla kobiet, a Jrodki ochronne, antykoncepcyjne dla mężczyzn. Strony 53-67,
219-301. Niesłychanie szkodliwa książka. A jest to polski podręcznik... uniwersytecki.
Książkę wydało... Polskie Towarzystwo Eugeniczne.
poch-
56
warcia małżeństwa oraz potrafią zachować celibat aż do czasu
wejścia w związek małżeński lub choćby do zgonu: gdy tego
wymaga dobro potomstwa. Jest to eugenika katolicka. Żywa.
W odróżnieniu od eugeniki samobójczej.
Zarysowuje się w naszych czasach podział medycyny
na żywą i samobójczą. Widać to po eugenice. W istocie euge-
nika wymaga poświecenia od wielu jednostek. „Eugenika,
jeśli ma być użyteczna, musi być dobrowolna" - stwierdza
Carrel. „Eugenika dobrowolna doprowadziłaby nie tylko dc
wytwarzania jednostek silniejszych, ale i do powstawania ro-
dzin, w których odporność, inteligencja i odwaga dziedziczyłyby
się. Te rodziny stanowiłyby arystokrację, skąd pochodziłyby
orawdopodobnie ludzkie elity"- 4 ).
Zatem nie od zarzynania dzieci, nie od onanizmu małżeń-
skiego i nie od kaleczenia ludzi ( sterylizacja) - zależy elila-
ryzm narodu, ale od kultury panowania nad sobą. Nie ma euge-
niki bez kultury panowania nad sobą. Taką eugenikę ma żywa
część narodu, złożona z małżeństw, co prowadzą życie intymne
świadomie zgodnie z naturą' !n ).
PRĘŻNOŚĆ BIOLOGICZNA
Związek panowania nad sobą z kulturą fizyczną — stwier-
dzają wszystkie światłe umysły lekarskie ostatniej doby.
Znakomity lekarz radziecki profesor doktor Bruk wyjaś-
nia: „Człowiek 18-letni jest uważany za dojrzałego do życia
obywatelskiego, otrzymuje prawo obywatelskie" i tak dalej.
„Ale czy oznacza to, iż człowiek, który ukończył 18 lat, rzeczy-
wiście dojrzał do życia płciowego? Nie! I 18-letni chłopiec,
czy dziewczyna, nie dojrzeli jeszcze do życia płciowego. Do
iK-go roku życia proces rozwoju szkieletu, muskulatury, mózgu,
nie dobiegł jeszcze kresu fizycznego rozwoju, który kończy się
dopiero około 24 roku życia, ten wiek należy uważać za okres
rozkwitu organizmu, za jego najlepsze lata"... „Dowiedziono, iż
wstrzemięźliwość płciowa przynosi nie szkodę, ale pożytek,
ńóki organizm dojrzewa, sprzyja ona jego rozwojowi. Człowiek
powstrzymujący się od przedwczesnych stosunków płciowych
rozwija się lepiej zarówno pod względem fizycznym, jak umys-
24 ) Carrel, 155 .
25) Gdy na krótko przed ostatnią wojną zwrócono się do przedstawiciela władzy,
by zabronionio sprzedawania prezerwatyw, „czynnik" odpowiedział mniej więcej tak:
..A co pan ma na miejsce prezerwatyw, by uchronić łudzi od chorób wenerycznych?"
Czyli „czynnik" cierpiał nieuleczalnie na niewiarę w możliwości etyczne narodu pol-
Łkietfo, bo chyba nic pytał w ten sposób o szkołę panowania nad sobą dla narodu.
57
łowym". „Jeżeli dużo fosforu pochłania nasienie, kióre zostaje
wydalone z organizmu, fo mniej fosforu otrzymuje kościec
i mózg. Dlatego młodzieniec nie rozwija się należycie. Najwię-
cej musi nad tym cierpieć mózg i szkielet. Młodzieniec taki
staje się słabowity i ckuderiawy, często występuje u niego roz-
strój nerwowy, częste są wypadki gruźlicy". („W zdarowoj sek-
sualnoj żizni"). Podobnie oświadcza inna sława radziecka fizjo-
log Bechtorew, że: aby rozbudować organizm fizyczny do pełni
możliwego rozwoju, trzeba zachować bezwzględną wstrzemięź-
liwość płciową aż do czasu, nim się osiągnie pełną dojrzałość
fizyczną.
Tak głosi dziś nauka ZS3R, gdzie przecież w ciągu tylu lat
wierzono naiwniusieńko i powszechnie (jak dziś w Polsce), iż
kto zachowałby czystość obyczajów,... to zachoruje.
Nawet maniak Freud na starość zmądrzał. Spostrzegł, iż
nie neurozy mogą powstawać z powodu wstrzemięźliwości
płciowej, ale sublimacja popędu, nieprawdopodobnie pożyte-
czna dla rozwoju osobowości człowieka wstrzemięźliwego i dla
spotęgowania jego ofiarnej działalności na rzecz społeczeństwa.
Nawet ideę miłości, centralną ideę chrześcijaństwa, reprezen-
towaną w życiu i „Listach" świętego Pawła — tłumaczy subli-
macją popędu u tegoż apostoła.
„Na element etyczny zwraca się dziś coraz więcej uwa-
gi". „Wpływ religii i etyki na zdrowie psychiczne akcentują
uczeni, zwłaszcza neurologowie", zaś lekarz, który ignoruje
.moralne poglądy pacjenta, popełnia wielką zbrodnię"- 1 ’). Tak
było zawsze.
„Wstrzemięźliwość jako cnotę niezbędną dla dz elnego
człowieka propaguje już Homer w swoich epopejach". „Kultura
helleńska późniejszych stuleci zaostrza te wskazania aż do zu-
pełnej abstynencji dla uczestników igrzysk. I jeszcze św. Paweł
mówi: „A każdy, który się potyka na placu, od wszystkiego się
powściąga". „Czystość i trzeźwość zetem choćby w owych cza-
sach ogólnego upadku obowiązywała zawodników sportowych
jako reguła higieniczna i gwarancja lepszych wyników".
„Dzisiejsza wiedza stoi na lym samym stanowisku, rozsze-
rzając jednak wskazania na całe życie młodzieńca i sp awność
jego nie tylko sportową, ale i szkolną oraz zawodową. Dlatego
nie może nas zachwycać abstynencja rekordzisty ograniczona
26) Kozubski. („Podstawy etyki płciowej"), str. 65. Tamże przytacza się następu-
jących autorów: Bichmair G: „Religion und seelische Gesundheit", Wien 1931. A. Pitez:
,.NervÓse und psychische Storungen", Freiburg In B. 1931 C. RabI: „Das Problem der
Wisscnfreiheił", Munchen 1938, C. Reimann: „Realenzyklopedie de Gesammien Heil-
kunde‘% t VIII, str. 45. i inne.
tęp u-
58
do okresów treningu, a łamana ziraz po merzu na zwyczajnym
bankiecie. Inaczej czyni harcerz, ślubujący stałą trzeźwość
i czystość w myśli, mowie i uczynkach, w ślad nie tylko zaleceń
nauki, ale i nakazów Kościoła'' 21 ).
Nie można tedy leczyć chorych, starać się o higienę spo-
łeczną i zarazem szerzyć rozwiązłość, jak to czyni masoneria, ale
należy dbać, by społeczeństwo miało jak najwięcej sił biologicz-
nych. A któż ma ich więcej, niż naród nie trwoniący swych sił
rozrodczych w rozpuście, posiadający zarazem wiele młodzieży!
Czystość obyczajów, to element rasy boski: uniemożliwia
zwyrodnienia, potęguje zdrowie, gromadzi zapasy żywotne or-
ganizmu, rozpiera go do działania. „Nie należy mniemać, iż
płyn wydzielany przez gruczoły rozrodcze ma przeznaczenie
wyłącznie do wytwarzania potomstwa. Tak nie jest. Jak elektry-
czność może poruszać warsztaty wszelkiego rodzaju, tak i płyn
płynący we krwi może być zużytkowany i dla czynności umys-
łowej, i mięśniowej, i uczucia, wlewając w wyobraźnię, w na-
rzędzia myśli, w serce, w wolę - siłę wielką" 2 *). Kto ma więcej
postawy zdobywczej: 20-letni chłopak, który przy wściekłym
temperamencie potrafił w walce z niedostatkiem wyrobić w so-
bie dzielność, a wrąz z tym zachował dziewictwo, czy 20-letni
opas, co nim dorósł, już się „wyżył"? Dajcie takich 20 milionów
i 20 milionów tamtych, a zobaczymy, kto komu będzie służył po
latach dwudziestu.
Czy rasa opasów nie zbliża się do ideału: zdrowe cielę
w zdrowym ciele?
Wprawdzie cały naród ciągnie wóz Państwa, ale im na-
ród ma więcej młodzieży i im ta młodzież bardziej obyczajna,
iym naród ciągnie wóz z większą siłą, choćby droga szła nia
wiem jak pod górę. Jednocześnie im więcej młodzieży, tym
mniej strat podczas ciągnienia, gdyż młodzież jest zwykle
najzdrowsza 29 ). O żywotności biologicznej narodu nie tyle
świadczy liczba ludności, ile procentowość młodzieży i poziom
kultury panowania nad sobą. Im ta młodzież mniej zużyta, tym
bardziej jest naładowana biologicznie. Gdy w roku 1918 pows-
tała Polska, dwie trzecie naszego narodu stanowili ludzie do łat
trzydziestu. Gdy w roku 1945 odzyskaliśmy znów państwowość,
byliśmy narodem zgrzybiałym w stosunku do tamtych Polaków,
co po raz pierwszy oglądali wolną Polskę. W tamtych więc la-
27) Piasecki Eugeniusz, 230-241.
28) Dr Kozerski, 237, 267 (w ..Księdze pamiątkowej zjazdu katolickiego w War-
szawie w roku 1926” ).
29) Porównanie z wozem wzięte od Turbaka, w numerze 1*2, str. 56, 57.
59
lach entuzjazm tworzenia państwowości miał bez porównania
więcej podkładu biologicznego niż ofce:nie. Młodość i grzyb.
Wielki procent zdrowej młodzieży, to druga korzyść, jaką
ma naród z panowania nad sobą. A co komu z tego, gdy wóz
narodu pchany jest przez zastępy najbardziej długowiecznych
dziadów, parasolkarzy, neurasteników i gdy pomagają im hi-
pochondryczne mamy oraz wiecznie przeziębione, przeczulone
mami-synki? Co z tego, iż wychowani są synkowie fizycznie,
kiedy zarazem są wychowani w panicznym strachu... przed
wysiłkiem!
Czy wiele wtedy pomoże, iż te dziady, to sama jarosze?
że szczerzą zęby aż do śmierci (a la Shaw)? iż aż do lal stu gry-
wają w golfa, a babki w kusych kieckach — do lat 99 w tenisa?
i iż ich synkom dzień i noc — przybywa na wadze i na strachu
przed nowymi... Hitlerami? Która z tych grup tworzy historię,
a która histerię?
TEOLOGIA... NA PERŁOWO
Ale powie nam ktoś: cnota czystości nie jest wcale w ży-
ciu najważniejsza. Robienie z niej takiego huczku, to przesada.
Pan Jezus nie potępił Magdaleny, tylko faryzeuszów.
Owszem, są ludy, co całe życie nie myją się a żyją. Brud
zeskrobują z siebie łyżkami. I są ludy, co jedzą własne robaczki.
Pan Jezus ich też nie potępia.
— Przecież czystość, to cnota drugorzędna!
Nawet — dziesięciorzędna, dla tego, kto ją stracił.
- Jednak choćby katolicka teologia moralna nie twierdzi,
że nieobyczajność jest największym grzechem! 30 )
W naszych czasach nieobyczajność jest połączona zazwy-
czaj ze świadomym unikaniem zapłodnienia, a gdy mimo to
dojdzie do zapłodnienia, to dziecko zabijane jest bez litości
jeszcze przed urodzeniem. Nieobyczajność tedy, środki przeciw
zapłodnieniu i morderstwo lo: w tej chwili spółka. Teraz nie ma sa-
mej rozpusty: Kto ją uprawia, ten albo jest jednocześnie mor-
dercą i wynaturzeńcem, albo jest zdecydowanym być jednym
i drugim. Dawniej za rozpustę człowiek płacił dzieckiem. Przede
wszystkim kobieta płaciła dzieckiem. Toteż się szanowała.
30) ,,W teorii etycznej grzech nieczysty, z istoty swej ciężki, zaliczony został do
liczby tak zwanych wad głównych. Nie znaczy to, żeby był złem z możliwych naj-
większym, ale pociąga za sobą wiele innego zła, burząc w fundamentach osobowość
moralną człowieka. Podrywa w nim mianowicie nastawienie duchowe, osłabia przy-
znanie dane prawdom wiary i moralności, materializuje 1 zdocześnia” Ks. Dr GoliA-
ski, 16
60
Wśród .narodów neomaltuzjańskich kobieta nie szanuje się, bo
nie płaci dzieckiem za rozwiązłość. Żeby wychować w kobiecie
szacunek dla samej siebie, trzeba usunąć neomaltuzjanizm
i dzieciobójstwo. Inaczej zamiast kobiet będziemy mieli sanie
ścierki dla. mężczyzn,: chociażby każda dziewczyna kończyła
uniwersytet.. w tej chwili dziewczę skore do nieobyczajnośęi, to
dziewczę łatwe do zabijania swoich dzieci. Po prostu dawniej
rozpusta, to była tylko rozpusta: to było tylko Szóste Przykaza-
nie. Dziś do rozpusty dochodzi onanizm i zabicie dziecka. Do-
chodzi Piąte Przykazanie. Ten typ rozpusty jest najbardziej no-
woczesny.
— Więc naprawdę w Polsce ma być czystość, dzie-
wictwo? : [ ...
Pytanie to w języku dzikusów opiewałoby tak: „Więc na-
prawdę nie mamy nadał zeskrobywać z siebie brudu łyżkami?
Więc naprawdę mamy się wyrzec na zawsze... jedzenia włas-
nych wszy? O, zaiste! O zgrozo! Pan Jezus by przecież tego nie
potępił?!"
Krótko mówią b: gdy zdrówa część narodu stara się o czy-
stość obyczajów, gorszą. się faryzeusze XX wieku. Nie gorszą
się/ gdy matki wyrzynają. miliony dzieci, gdy lekarze dla celów
higieny okaleczają ludzi-- z nakazu rządu, czyli sterylizują, ale
gorszą się, gdy. żywa część narodu wszczyna ruch, by każdy sam
chciał, żyć .obycząjnie, i to nie dopiero na starość, ale gdy jest
stuprocentowym mężczyzną i stuprocentową kobietą. Gorszą się
w Polsce, którą w ciągu tylko samego csatniego ćwierćwiecza
nawiedzało dwukrptnie, razem w ciągu 9-ciu lat, tak sprzyjające
chorobom wenerycznym zjawisko, jak front dwu wojen świa-
towych.
Dlatego z używaniem Pana Jezusa do obrony łajdactwa
- należy wstrzymać się przynajmniej do czasu, aż ilość chorób
wenerycznych będzie u nas najmniejsza w świecis.
„Nie potępiać" jest łatwo. To nic nie kosztuje. „Nie po-'
tępiać" nieusianrtie, bez względu na rezultat, to głupi idealizm.
A głupi idealista jest szkodliwszy od rasowego idio‘y.
Popisywać się miłosierdziem Chrystusowym względem
łajdaków można tylko na własny rachunek, ale nie na koszt
zdrowia fizycznego i moralnego żony, dzieci i społeczeństwa.
Tak samo, jak nadstawiać ewangelicznie policzek gdy ktoś wa’i
nas w twarz, zawsze można, gdy. się jest tego amatorem lub dla
idei; ale patrzeć obpjętnie, gdy łobuz, policzkuję porządnego,
człowieka i zachować się tak „w imię Chrystusa" — może tylko
tchórz. Łub bydlę.
61
Jest postępowanie ewangeliczne i ewangelickie. Jest my-
dło toaletowe i mydło na świerzb. Polsce jest potrzebna teologia,
ale nie „na perłowo".
Jawnogrzesznicy Chrystus nie potępił, ale była to szcze-j
gólna niewiasta: za to, iż jej nie potępił, żyła odtąd nieskalanie.*
Tylko pod tym warunkiem można nie potępiać. Gdyby sięjed-;
nak okazało, iż nie potępiając postąpiliśmy dziecinnie, należy
leczyć doraźnie, skuteczniej, dotkliwiej. W imię higieny. Bo.
Szóste Przykazanie „jest wspaniałym hymnem na cześć higieny
jednostek i narodów" — uprzedzał profesor doktor Walter, uczo-
ny szwajcarski, jeszcze 40 lat temu. 31 )
Niezniszczalną żywotność zachowa nie ten naród, co
będzie się ćwiczył w niepolępianiu niechlujstwa, ale ten, który
będzie najbardziej obyczajny ze wszystkich narodów Ziemi.
CZYSTOŚĆ, DZIEWICTWO, POTĘCA
Naród może trwać tysiącami lat. W tym czasie gromadzi
kapitały rodzimej kultury. Najtrudniej zdobywa kapitał oby-
czajów. Z drugiej zaś strony wyzbywać się tego kapitała jest;
nieprawdopodobnie łatwo. Tak jak... nikogo za to nie potępiać.
Kapitał obyczajów decyduje o samopoczuciu narodu. Owóż od
czasu do czasu przychodzą na naród takie chwile, ża trzeba wy-
magać od ludzi zrywu nadludzkiego. I wtedy wszystko zależy od
tego, za co naród sam siebie uważa: czy posiada gcdność oso-
bistą najwyższej klasy: czy się uważa za dziewicę, czy już nie.
Otóż nic tak nie osłabia poczucia mocy, jak świadomość, iż się^
poddaliśmy zmysłom. Nic lak nie. potęguje pewności siebie, jakj
władztwo nad zmysłami. To są źródła kompleksów i niższości,’
i wyższości — u osób, rodzin, warstw i narodów. Tylko dodatko-i
we rygory nakładane sobie dobrowolnie, żeby lepiej służyć
ludziom, czynią z nas arystokratów z ducha. Dają nam ostrogi,
pas rycerski i skrzydła u ramion.
Im kto dokładniej stosuje się w dziedzinie Szóstego Przy-
kazania do kodeksu Boga, tym silniej w nim wzrasta godność
osobista. A więc: bezwzględna obyczajność i honor, a tym bar-
dziej honor munduru organizacyjnego, to jedno: . to całość!
Czyli: o ile dziś ktoś strzela się w obronie swego honoru,
a wczoraj gonił za kupną dziewką, to i wczoraj, i dziś rycerz..,
jest świnią.
31) Lucerna, „Monalschrifł fu r chrislliche Sozialreform”, 1906, 734.
62
Spotęgować poczucie mocy i wartość honoru, to wzmóc*
nić nade wszystko władztwo nad zmysłami: to sprawić, by nor-
mą dla Polaka było — zachować dziewictwo, gdy się nie jest
żonatym, a gdy żonatym - czystość małżeńską.
Co roku wchodzi nowy rocznik w życie narodu. Nowi
jak gdyby barbarzyńcy^ 2 ) . Każdy z nich jest tylko człowiekiem.
Im czystszą natrafią ci młodzi atmosferę w obyczajach społe-
czeństwa, tym czyściej spędzą młodość. Tym szybciej dzięki te-
mu dojrzeją do poziomu członków narodu. I tym potężniej dźwi-
gną barami polskimi kulę ziemską. Albowiem nie szkoła wycho-
wuje. Wychowuje klimat obyczajowy, w jakim żyje naród.
Wymierająca większość wytwarza klimat zabójczy wycho-
wawczo.
Zarazem im naród ma młodzież obyczajniejszą, tym ma
większe możliwości wychowawcze, bo im młodzi bardziej pa-
nują nad sobą, tym szybciej przyswajają ideały: heroiczny sto-
sunek do życia, cześć dla płci drugiej, rycerskość oraz wiarę
w to, iż Polak może spełniać już od młodości nasz narodowy
kodeks: Ewangelię,- iż Polak niczego nie musi, ale wszystko mo-
le. Na młodzieży zachowującej dziewictwo można to wszystko
szczepić z pewnością absolutną.
Życie młodzieży, to zaprawa do małżeństwa. Im więcej
ludzi młodych zachowuje dziewictwo, tym więcej zawiera się
małżeństw i w odpowiedniejszym czasie, tym więcej kultury pa-
nowania nad sobą wnoszą małżonkowie do wspólnego życiu,
a więc tym trwalsze są ich małżeństwa, tym przeto skuteczniej
mogą tacy małżonkowie uczyć swe dzieci panowania nad sobą ;
samym zaś małżonkom tym łatwiej zachować wstrzemięźliwość
małżeńską, ilekroć ze względu na zdrowie lub stan materialny —
nie mogą powiększyć liczby członków swej rodziny.
Kto opanował sferę życia płciowego jako samotny, czy
jako małżonek, niezależnie od posiadanego temperamentu, ten
zdobył podstawę do pełnej kultury w rządzeniu sobą, nabył
sprawności zarówno do wyrzeczeń, jak i do pracy twórczej; ten
potrafi wychować siebie i drugich oraz umie włączać swoje wła-
sne życie do życia narodu: bo umiejętność współżycia z naro-
dem płynie z tego samego źródła ofiarności co panowanie nad
sobą.
Jedynie też dzięki takim rodzicom, co mają wszystkie swa
dzieci, i tylko posiadając młodzież, dla której normą jest zacho-
wanie dziewictwa, możemy mieć stale należytą ilość takich
powołań, które wymagają wyrzeczenia się szczęścia rodzinnego
32) Pojęcie „młodego barbarzyńcy ' biorę od Le Play‘a.
63
i całkowicie ofiarnej postawy do wypełniania obowiązków za-
wodu, a więc przede wszystkim — powołań duchownych.
Podobnie, żeby móc wyrażać w nauce, technice, , sztuce,
w służbie narodowi oraz we własnym życiu — piękno, mądrość,
heroizm w sposób szczytowo kulturalny, trzeba posiadać, mózg
„uzbrojony w dziewictwo". Mózg taki, to motor u ludzi genial-
nych, u ludzi zaś zwykłych - mózg uzbrojony w bezwzględną
obyczajność jest podstawą nadludzkich sił duchowych.
„Fizjologowie stwierd ają dziś jednogłośnie, iż n ezużyty
materiał w zakresie płciowym — zostaje wessany i oddaje usłu-
gi pracy mózgu przy wytężonej działalności. Stąd ni.e dziwi
nas fakt, iż inexhausla pubertas była tym czynnikiem i źródłem,
z którego płynęły bohaterskie wyczyny, odkrycia, dzieła sztu-
ki'" 13 ). Gigant filozofii św. Tomasz z Akwinu „swoją ' bystrość
umysłu zawdzięczał pokonaniu wszelkich zmysłowych poru-
szeń" 3,1 ). Inexhausta pubertas: niezużyte zasoby seksualne.
Energie atomowe.
Cóż jest źródłem dzisiejszego chaosu w filozofii, jak nie
brak odpowiedniego poziomu moralnego w życiu filozofów!
Mędrcy nie panują nad sobą, są tedy zaledwie mędrkami: nie
mogą przeto opanować prawdy. Podstawową dyscypliną do
prac filozoficznych jest najwyższa osobista kultura moralna,
a potem dopiero teoria poznania. Teoria poznania jest bowiem
tylko techniką. Filozofia wymierającej części ludzkości jest sa-
mobójcza, bo postawa wobec życia u współczesnych nam. filo-
zofów jest samobójcza.: noszą okulary wymierającego ś\yi,ata.
Noszą je świadomie. Noszą je przysięgłe, gdy są dzieciobój.cąmi
i neomalfuzjanąmi.
Czystość i dziewictwo podniosą kulturę na dalsze wyży-
ny wśród nowych narodów, w nowym świecie, wśród ludzkości
o .świadomym ojcostwie i macierzyństwie, świadomym i zgod-
nym z naiurą.
.Czystość i dziewictwo to wartości wojenne. Czyż. nie ten
naród zachowuje najdyskretniej . tajemnice wojskowe, który
jest obyczajny? Czy nie ną nieobyczajności wymierającej . części
narodu żerują agentury obce? Z jakimże zaparem sił moralnych
idzie na front armia, której żołnierze zostawiają w domu. matki,
żony i narzeczone święte? Ile uporu daje im świadomość, za
kogo walczą?
A cóż za siły moralne może im przeciwstawić wróg, któ-
rego ogniska rodzinne są... bez wstydu i bez dzieci?
33) Muller J.: Die Keuschheilsideen”. . Aschaffenburg 1926, str. 25J. . ^
34) Weiss A. M. : „Apologie des Chrisfentums, Freiburg in 5. 1897/ 331 sir.
64
Dopiero władztwo nad zmysłami poręcza, iż osiągnie się
władztwo nad sobą: kulturę panowania nad sobą i władztwo
nad światem: kulturę panowania nad światem — wcale jeszcze
nie rozwiniętą.
A właśnie imperializm moralny jest dla nas koniecznością,
bo będąc w liczbie 23 milionów wśród narodów 230-miliono-
wych, musimy równoważyć przewagę ilościową i techniczną
naszych sąsiadów - naszą przewagą w zdrowszej kulturze niz
ich kułlura t w zdrowszej moralności niż ich obyczaje. Tylko
w len sposób możemy być dla jednego sąsiada poważnym so-
jusznikiem, a dla drugiego przeciwnikiem groźnym.
Czystość, dziewictwo, potęga! Jakąż pozycję uzyskamy
w stosunku do swych sąsiadów, gdy my wcześniej od nich zos-
taniemy narodem świadomie żywym! Jaką pozycję zdobędzie-
my w świecie, gdy pierwsi na globie staniemy się cali narodem
żywym, i odpowiednio do tego my nierwsi wzniesiemy całe ży-
cie narodu na nowy, nieznany dotąd światu, poziom! Gdy pier-
wsi w dziejach Ziemi wyjdziemy zwycięsko z kryzysu spowodo-
wanego regulacją urodzeń!
Hej, co nam się wtedy marzyć będzie!
*.
WALEREK I MARYLKA
Ale spadnijmy 'z Nieba na Ziemię. Owćż na razie każdą
dziedzinę kultury kształtuje u nas wymierająca większość. Ona
też kształtuje wychowanie fizyczne. Dlatego wymierająca więk-
szość z jednej strony popiera zdrowie, a z drugiej to właśnie
„wychowanie" odziera nas żywcem z resztek wstydu. Lekarze
i nauczyciele wychowania fizycznego zwykle tego nie widzą.
Takich udoktoryzowanych konowałów i pastuchów prze-
strzegają dziś wysokie autorytety naukowe - zarówno przed
bezwstydem szerzonym... dla zdrowia, jak i przed nagością sze-
rzoną dla „zdrowia" w imię „rauki".
Oto słowa profesora wychowania fizycznego na uniwer-
sytecie poznańskim: „...proszę mi darować silne wyrażenia, znów
zaczerpnięte z psychopatologii. Ekshibicjonizmem sportowym
muszę nazwać manię publicznego obnażania się grasującą z co-
raz większą siłą wśród kobiet i dziewcząt oddanych ćwiczeniom
ciała.
Zatrata jednej z najcenniejszych cnót niewieścich: po-
czucia wstydu — oto prawdziwa klęska społeczna. Nie wolno
nam oszczędzać żadnych wysiłków dla położenia jej skutecz-
nej tamy.
65
Ale na podstawie wieloletniego doświadczenia mam obo-
wiązek stwierdzić, iż o ile odnosimy w tej mierze dość nikłe
wyniki, winą ponosi brak szerszego horyzontu i ograniczenie
wysiłków do terenu ściśle wychowawczego. Przeoczą sią fakt,
że i boisko szkolne i stadion sportowy są tu pod przemożnym
wpływem nudyzmu widowiskowego w dancingach, rewiach,
kinoteatrach.
Dopóki girls'y bezkarnie podrażniają instynkty młodzieży
ze sceny czy ekranu, muszą one pozostać wzorem szyku także
sportowego dla tysięcy dziewczątek" 35 ).
A teraz uwagi Carrela. Czytajmy! Strony 180, 181, 55, 56.
„Zbyt silne światło jest niebezpieczne. Ludzie zawsze
chronili się przed nim instynktownie. A organizm posiada licz-
ne urządzenia, aby się przed nim bronić. Kiedy te ochrony na-
turalne przestają wystarczać, powstają obrażenia siatkówki i skó-
ry, jak również zaburzenia w narządach wewnętrznych i syste-
mie nerwowym. Możliwe, iż światło długo działające przytępia
wrażliwość i inteligencję".
„Rasy niższe zamieszkują zwykle okolice, których świa-
tło jest silne, temperatura średnia wysoka. Można by powie-
dzieć, przyzwyczajanie ludzi białych do światła i upału odbywa
się kosztem ich rozwoju nerwowego i umysłowego".
„Nie wiemy na przykład dokładnie, jaki jest skutek wysta-
wiania na słońce powierzchni ciała. Toteż do chwili, w której
ten skutek będzie poznany, rasy białe nie powinny na ślepo
przyjmować nudyzmu i przesadnego opalania skóry przez świa-
tło zwykłe, lub promienie ultrafiołkowe".
Rasy białe nie przyjmowałyby „na ślepo" nudyzmu i prze-
sadnego opalania, gdyby Walerek nie chodził na plażę z Ma-
rylką... Ale on nie chce się odczepić od niej, a ona od niego
właśnie wtedy, gdy się wybierają na plażę. Chcą się opalać ko-
niecznie społecznie.
Gdyby on chodził osobno (z chłopakami), a ona osobno
(z dziewczętami), używaliby słońca w sam raz dla zdrowńa: tyle,
ile wymaga medycyna. A tak, przesadzają, jak na rasą białą.
I choć gęsto się tłumaczą, iż to dla zdrowia, każdy rozumie, iż
to „pciowość".
Plaża to piękna rzecz. I kultura fizyczna to urocza zdobycz
z tego, co świat ostatnio sobie przyswoił. Woda, powietrze, słoń-
ce. Cud.
I Marylka - piękna. I Walerek.
55) Piasecki Eugeniusz, 238, 239.
66
Trzeba by więc tak zrobić, żeby używali w sam raz sło-
neczka. Tyle, co dla zdrowia. Dlatego dla świata męskiego mu-
szą być osobne plaże. I dla świata żeńskiego - osobne. Nikt się
wtedy nie będzie nie dopalał lub przepalał. I poprzez taką kultu-
lą używania słońca nie będzie się przeglądała... trupia główka:
znak wymierającego świata.
SEPARACJE PRZED ŚLUBEM
Nigdzie młodzież tak nie rwie się ku sobie, jak w społe-
czeństwie, które świadomie wymiera. Marylka wprost chodzi
w oparciu o Walerka. Walerek za rękę ją trzyma i w wodzie,
i na lądzie. Marylce już mało obok niego się przechadzać, rada
by mu łazić na szyi. Jak wesz. Taka społeczność. Taka wspólnota,
,,pci". Plaża. Wszędzie plaża.
I dziwna rzecz. Gdy się pobierze taka wieszająca się so-
bie para, taka... słoneczna, to już po roku małżonkowie śmier el-
nie się nienawidzą. Psy na sobie wieszają. I rozchodzą się na
cztery wiatry.
Wspólna plaża dzieli. I im bardziej na upalnej plaży chcą
być razem, tym goręcej potem w małżeństwie chcą rozwodu.
Separować na plażach! o ile sami nie chcą, to separować
batami! Na goło. Dla zdrowia, Im więcej separacji na plażach,
tym mniej separacji w konsystorzach.
- Czemu?
Bo więź między ludźmi pochodzi z wzajemnego szacunku.
A szacunek do ludzi wyrasta z poczucia dystansu. Ogromnie zaś
poczuciu dystansu sprzyja strój, nie zaś brak stroju. Który mo-
narcha siadał na tronie... nago? W małżeństwie mimo zbliżenia
płci - sprzyja poczuciu dystansu niezliczona ilość przeci-
wieństw między mężem a żoną. Bez szacunku nie ma więzi, nia
ma wspólnoty — kobiety z mężczyzną, jest tylko zbliżenie płci:
jest plaża. A to łączy tylko w wcdzie i na piasku. Trochę zaś da-
lej zamula stosunki między ludźmi, zalewa, zatapia.
Strój, to wielkie zagadnienie nie tylko moralne, a tym
bardziej nie wyłącznie higieniczne. Tym ci więcej strój, to nie
sprawa samego krawca, albo samej mody. Bez stroju rasa biała
nie byłaby tym, czym jest. Tak jak bez munduru nie było by
armii. Dlatego z tym brakiem stroju trzeba bardzo umiejętnie się
obchodzić. Strój tak narósł na nas jak cywilizacja, toteż ogała-
cać się ze stroju, a czynić to prymitywnie, po chamsku, lubież-
nie czyli bez wstydu: to jest to samo, co zdzierać z siebie wraz
ze skórą kulturę tysięcy lat.
67
Higiena skóry, woda, powietrze, słońce - nie są wszyst-
kim. „Czemuż to higieniści postępują tak, jak gdyby człowiek
był istotą narażoną jedynie na choroby zakaźne, gdy tymczasem
zagrażają mu w sposób równie niebezpieczny choroby nerwowe
i umysłowe oraz słabość ducha?" (Carrel, 196).
Wymierająca większość narodu, to samobójcy-, wszak
świadomie wymierają. Nic więc dziwnego, iż stworzyli kulturę
fizyczną, dzięki której upowszechniają zjawisko patologicz-
ne: ekshibicjonizm. Tędy widać oczodoły... trupiej główki...
w wychowaniu fizycznym.
— Co robić z Walerkiem i Marylką?
„Zamiast wychowywać atletów, winniśmy wychowywać
ludzi nowoczesnych. A ludzie nowocześni bardziej potrzebują
równowagi nerwowej, inteligencji, odporności na zmęczenie
i energij moralnych niż siły mięśniowej" (Carrel). A znów inny
uczony (R. H. Towner) poucza, iż „gdzie powstają warunki ko-
rzystne dla powściągu seksualnego przede wszystkim u kobiet
i gdzie warunki te realizowane są przez kilka generacji, tam wytwarza się
prąd chłodu seksualnego sam przez się niemożliwy u ludów
pierwotnych. Prąd ten idzie zawsze w kierunku monogamii
i dźwiga rasę na stopień wyższy"- 0 ).
Walerka i Marylkę trzeba leczyć z ekshibicjonizmu: mu-
szą się stać znów normalnymi ludźmi. Trzeba ich dźwignąć „na
stopień wyższy". Walerek i Marylka muszą się zacząć wstydzić.
- Kogo?
Siebie. Z powrotem. Z powrotem też trzeba wprowadzić
wstyd do Polski. A wraz z tym wprowadzić - chłód seksualny.
By dźwignąć nas na stopień wyższy.
KOBIETY CHŁODNE - WARTOŚCIOWSZE
Specjaliści od nagiego „wychowania" fizycznego tłuma-
czą jak dzieci: „Naśladujemy starożytnych". Tymczasem u Gre-
ków nie wolno było Greczynce pod karą śmierci brać udziału
w Olimpiadach 37 ). Podobnie choćby w schyłkowym okresie dzie-
jów Rzymu nie wolno było młodym kobietom brać udziału
w igrzyskach i zapasach gimnastycznych 33 ). Natomiast teraz
wszędzie w sporcie widzimy koedukację, a zwłaszcza lam, gdzie
nagość może występować najbardziej jaskrawo.
36) Górski Arf. przyłączą, 181.
37) Na łym oparł Rydel powieść ,,Pejsidoros i Ferenike". Por. Szczepański Jan
„Kultura klasyczna", Lwów 1931, 121, 133.
38) Schitgen (,,On I ły"), 25.
68
Zresztą od każdego narodu należy brać lo, co jesi lub było
u niego zdrowe. Inne stanowisko zajmują głuptaki.
Właśnie starożytni Hellenowie dowodzą, iż można być
nawet genialnym narodem i mieć technicznie naj umiejętnie i pro-
wadzone ćwiczenia fizyczne, ale mimo to wymierać, o ile się
jest bez wstydu i ... bez dzieci. Bo to zawsze chodzi w parze.
Wychowanie fizyczne nie jest sztuką dla sztuki. Jest po to,
by naród lepiej się rozwijał. A naród nie kształtuje się jako core z
zdrowszy, gdy nade wszystko dąży do zdrowia. Bo zdrowie nie
jest wszystkim. Trzeba dążyć do tego, co najważniejsze, by osią-
gnąć maksymalne możliwości także i w rozwoju fizycznym.
Inaczej, naród zacznie wyrodnieć z powodu... wychowania fizy-
cznego.
Na przykład, koedukacja to nie dogmat, bo „różnolitość
jest nieodłączna od cywilizacji będącej w rozwoju. Stan dziki
iest najbardziej jednolity, choćby płciowo. W stanie kultury two-
rzą się coraz większe różnice między mężczyzną a kobietą, inno
cnoty, odmienność psychiczna". „Spartanka otrzymywała męskie
wychowanie, Atenka odmienne, a była matką geniuszów, kiedy
Sparta pozostała duchowo jałowa" - mówi Towner.
Gdy Greczynki rdzennej Grecji przestały się wstydzić,
,, geniusz grecki jest ^podtrzymywany przez prowincję zachowują-
cą dłużej etos seksualny kobiet. Arystoteles pochodził zo Sfagi-
rv (wschodnia granica Macedonii), Aleksander Wielki z Mace-
donii, Euklides z Aleksandrii, Archimedes z Syrakuz" (Towner).
Grecy włożyli wielki wkład w kulturę fizyczną. Ale ci sami
Grecy byli też w ciągu kilku wieków narodem świadomie
wymierającym. Nie potrafili się wznieść na taki poziom życia
małżeńskiego, gdzie małżeństwo wydaje na świąt rozumną liczbę
dzieci i osiąga to zgodnie z naturą: nie wytworzyli z takich mał-
żeństw narodu. A dopiero taki naród dałby i wychowanie
fizyczne na odpowiednio wyższym pcziomie. Ta kultura fizycz-
na Greków, którą znamy, pochodzi przeważnie z okresu wymiera-
nia Hellady. Dlatego w tej kulturze fizycznej trzeba, tak jak
w każdego rodzaju kulturze wymierających narodów, odróżnić
to, co zdrowe, od tego, co samobójcze. Nie nagość jest zła , alo
nagość połączona z bezwstydem jest zła. Nagość musi się wsty-
dzić. I wiedzieć, gdzie się wstydzić i kogo. Wtedy jest rozumna.
Owóż Grecy nie dali nam w kulturze fizycznej wzorów
rozumnej nagości. Mieli nagość skażoną. „Arystoteles wyrzucał
Spartanom, iż wychowują swych młodzieńców w dzikości i iż
ich kobiety oddają się rozpuście. Platon i Plutarch widzą w gim-
nazjach, pałacach i stadionach główne źródło pederastii, a wia-
69
domą jest rzeczą, iż Polykrates kazał specjalnie zamknąć hale do
ćwiczeń cielesnych, by w ten sposób zapobiec występkom"- 8 ).
Lecz przyjrzyjmy się sprawie szerzej!
„Przejście ludzkości ze stanu dzikiego do stanu kultury
objawia się w sposób niezmienny przez uderzające ulepszenie
moralności seksualnej, a cechą 'ego u’epszenia jest — tak dla
mężczyzn jak kobiet — rozwój powściągliwości, a w stosunku
do kobiet samych wzrost chłodu seksualnego. Jest to pierwszy
warunek powstawania organizmu wyższego typu w zakresie
unerwienia, zwłaszcza sprawności mózgu" — mówi Towner.
„Powołuje się on na badania współczesne ginekologów (ame-
rykańskich) i twierdzi na tej podstawie,, iż powściągliwość
seksualna u kobiety, lub choćby jej chłód, nie zmniejsza, ani
nie burzy jej umiejętności rodzenia". Nie znamy dotychczas
wszystkich zjawisk towarzyszących powstawaniu nowej cywi-
lizacji, wiemy jednak, iż „cywilizacja zaczyna się wtedy, gdy
wzrasta pojemność umysłowa. Ta ostatnia się zjawia jako sku-
tek macierzyństwa narzuconego kobietom chłodnym. Gdy wa-
runki tak się złożą, iż macierzyństwo to trwa przez czas dłuższy,
potrzebny do zwiększenia pojemności umysłowej pewnej grupy
ludzi, wtedy podnosi się proces rozwoju kultury. Najkorzystniej-
szą do takiego rozwoju okazała się monogamia ścisła"
(Towner) 40 ).
Hm’ Kobiety chlcdne... wartościowsze;
HISTORIA WSTYDU, CIĄG DALSZY
„Rzym starożytny zna trzy formy małżeństwa. wszvstkie
monogamiczne, zgodnie z prawami Numy, a obyczaj czynił je
nierozerwalnym przez szereg wieków (co stwierdza i Ferrero)''.
Najtrudniej było uzyskać rozwód, gdy się zawarło małżeństwo
przez confarreatio Dionysius z Halikarnasu twierdzi nawet, iż ten
typ małżeństwa istniał już za czasów Romulusa, a małżeństwo
w ten sposób zawarte było pierwotnie nierozerwalne (Kozub-
ski, 58). Otóż ten typ małżeństwa był zawierany przez warstwę, co
stworzyła imperium rzymskie: przez pafrycjat. Dopiero później
na ten typ małżeństwa przeszli i plebejusze. Tężyzna duchowa
każdej z tych warstw podnosiła się następnie i opadała zależnie
od tego, czy nierozerwalność małżeństwa respektowano w pełni,
czy też czyniono wyjątki. W tym okresie różnice między patry-
39) Poliłica, 10. VIII, c. IV oraz 1 . II, c. 5 („Aristotelis opera omnia", Parts 1SM.
i.ełthiełleux. Przyłączą Kozubski: „Sporty i tańce w świetle nauki katolickiej". Warsza-
wa 1934, str. 305.
40) Przytacza Górski Art., 181.
70
ojalem a plebsem zarysowują się „głównie w poziomie obycia-
jowym, bo różnice majątkowe między obiema warstwami są
pierwotnie nieznane" 41 ).
Rzymianie mieli świątynię wstydu (forum Boarium, obok
świątyni Herkulesa). Przy czym patrycjat wcześniej uprawiał
kult wstydu. Dopiero znacznie później o świątynię wstydu ple-
bejuszowskiego postarał się plebs. „Ten tu cltarz - mówiła fun-
datorka, żona konsula Wolumniusa, do plebejek — poświęcam
Wstydowi plebejuszowskiemu i wzywam was, abyście budziły
wśród matron takie prześciganie się w przedmiocie czystości,
jakie panuje wśród mężczyzn w przedmiocie odwagi"
(Łivius, X, 23).
Te i poprzednie dane o roli wstydu i powściągu seksualne-
go dla rozwoju kultury umysłowej, biologicznej i dla cywilizacji
zebrał nie żaden mnich zakapturzony, ale współczesny znako-
mity uczony angielski Towner, a zreferował je dla użytku publi-
czności polskiej jeden z najświatlejszych umysłów naszego na-
rodu Artur Górski w pracy „Niepokój naszego czasu", Warsza-
wa 1938, stron 315.
To samo można zebrać o wstydzie — w sztuce.
W Egipcie faraonów jeszcze na dwa tyciąclecia przed
upadkiem niepodległości spotykamy skazę w sztuce: nagość'-).
Nagość w sztuce, to zawsze zwiastun śmierci epoki. Trupia
główka.
Grek „ubierał pierwotnie wszystkich bogów, nim z bie-
giem czasu przerobił ich na ludzi "(Lemke).
Tak zwana „Artemis archaiczna" jest ubrana.
Rzeźby Partenonu mają tylko mężczyzn nagich 43 ).
Afrodyta z Melos (Wenus z Milo), choć częściowo naga,
częściowo jest zakryta: zachowuje wstyd.
Jowisz Fidiasza tylko górną część ciała ma odkrytą.
Fidiaszowa Palłas-Athene (500-431) jest ubraną. Bogowie
ubrani.
Ale w miarę jak Grecy wymierają coraz bardziej świado-
mie, upada coraz bardziej sztuka grecka, i Wenus coraz mniej...
się wstydzi. Kapitolińska - jeszcze trochę, ale Wenus z Cyreny
jest kompletnie „postępowa". Tak jak i Appollo z Tenei „z list-
kiem" (wiek VI), jak Apollo ze szczytu świątyni Jowisza w Olimpii
(w. V), jak Apollo Sauraktonos (w. IV) i Apollo Belwederski
(w., III).
41) Towner.
42) Breasted J. H.: ,,Geschichie Agypłens", Phajdon, słr, 104, 131, 142, 147, 228; 236.
43) LUcken G.: ,,Porłenonsskulpłuren'\ Augsburg-Koln-Wien 1930, słr. 23, 62, 63,
tablice I — 37. Faure Gabriel: „Rom", Paris 1938, słr. 4t.
71
„Miękkość i nagość zaczynają przeważać Skopas odważył
się już Afrodytę przedstawić całkiem nagą.
To samo zrobił Praksyteles, rozmiłowany w przedstawiani
ciał młodych i miękkich.
Idealna niegdyś sztuka atiycka dążyła teraz do zbratan a
się z peloponeflką, zawsze bardziej naturalistyczną. Zaczęło się
uganianie za efektem. Dla niego to Lizyp umyślnie zmniejszył
głowę w stosunku do reszty ciała, w czym znalazł licznych naśla«
dowców" 44 ).
Od tego czasu fałszowanie postaci ludzkiej nie ustaje
a wraz z tym martwieje głowa w sztuce greckiej. Aczkolwiek,
plastyka grecka już od dawna umiała przedstawiać ciało ludzkie
w spokoju i najgwałtowniejszych ruchach z nieporównanym mis-
trzostwem, to głowa pozostała typowo nieożywioną i mar-
twą".
Głowie nie nadawano przewagi nad ciałem, „która tam tyl-
ko powstaje, gdzie sztuka wnika do głębi duszy jej wrażeń i uspo-
sobień. choćby w ustroju głowy helleńskich posągów, w grec-
kim profilu - wyraźnie ten stosunek występuje. Wielostronny
wyraz ludzkiego ducha bywa tu sprowadzony do jednego usta-
lonego typu. W całej formie oblicza odbija się jeden ogólny
charakter" 45 ).
Innymi słowy genialna rzeźba grecka... „glajchszaltowała"
głowę.
Wreszcie po upadku niepodległości tylko sztuka rodzajo-
wa jeszcze kwitła wydając dzieła niepospolitej piękności, ale
wyłącznie obrachowane na efekt i często już pomimo całego
mistrzostwa formy grzeszące przeciwko innym warunkom
piękności..."
Tak rzeźba grecka... schodziła na psy... efektów i wykom
czania drobiazgów, ślepa zresztą stale na piękno dziecka, na
urok rodziny i na cud heroizmu. Albowiem wyobraźnia twórcy
jest tylko tak płodna, jak wielkim jest życie religijne artysty —
wyjaśnia Kremer. („Podróż do Włoch", tom VI, 296). Jak wielkim
jest życie religijne narodu — mówi obserwacja.
Podobnie sztuka renesansu włoskiego dopóty się rozwija-
ła, dopóki się ubierała. Jeszcze Botticelłi...Się wstydzi. 41 ’) A e
wielki Michał Anioł już się nie krępuje, toteż aczkolwiek potęż-
ny, zwiastuje śmierć renesansu. Z Michała Anioła wyrasta barok,
44 ) Niedziałkowski Karol: „Studia estetyczne”. Warszawa 1901. sir. 187, 188.
45) Ltibke („Die griechische Plastik”), przytacza Niedziałkowski 186.
46 ) Por. „Narodziny Wenery” oraz „Prawda i zdrada” - w „Phajdon”: „Boili-
celli, fabl. 34 I rys. 86
72
i na Buonarotiim kończy się epoka 47 ). Schyłkowiec. Nie dostrzegł
w sztuce, greckiej braku rozumnej nagości.
Gdy sztuka katolików się nie wstydzi, upada Kościół. Nie
sam mnich Luter, któiy się nie wstydził ożenić z mniszką, położył
Kościół, ale i artyści katolicy, tworzący bez wstydu. Schyłkow-
cy. Oto opinia: „...najnieprzyzwoitszą jest rzeczą, by w miejscu
tak szanownym i zacnym malować tylu nagich, che si disonesia-
menfe mostrano le loro vergogne, i iż rzeczy takie adekwatne nie
w kaplicy, ale w zajeździe lub łaźni". Tak mówił o Sądzie Ostate-
cznym schyłkowca Michała Anioła - współczesny mu - Bagio
da Casena 18 }.
Podobnie iest ze sztuką francuską. Im Francuzi i ich arty-
ści świadomiej wymierają, tym mniej się wstydzą, tym zarazem
spotyka się więcej kokot, życia kawiarnianego, ulicznego, poza-
rodzinnego — w sztuce francuskiej, tym więcej nagości w mo-
dzie kobiecej Paryża.
W dawnym wymierającym Rzymie miały kobiety „książki
erotyczne, które je uczyły sztuki kochania". „Na ścianach murów,
pod portykami, w salach ich mieszkań widniały malowidła
ścienne, które je uczyły poglądowo występku" (Lektancjusz).
Rozumiemy zwolenników nagości: w wygódkach widzi-
my tylko nagą szluKę.
PROFESOR NOWORODEK
A więc z tą nagością i wstydem sprawa nie jest ani tak po
kapralsku prosta, jak to się klepie o „pasie cnoty" w średniowie-
czu, ani tak po fornalsku prosta, jak to jest teraz: rozebrać się
i ćwiczyć, bo tak jest zdrowo (na razie). Nie należy upraszczać
zagadnienia, bo czyżby dopiero nagus miał być zdrowy?
— Ale na razie może być zdrowy?
Na razie i zarażenie cholerą jest zdrowe. Objawy cho-
lery występują dopiero po kilku godzinach. Nie chodzi o „na
razie", ale o - w ogóle.
- Co oznacza, iż Walerek i Marylka się nie wstydzą?
To znaczy, iż w tej dziedzinie, gdzie się nie wstydzą, nie
panują nad sobą.
-- ale Walerek i Marylka nie wstydzą się publicznie? .
47) Por. Reymond M.: ,, Michel Ange", Paris, 6 edit, str. 13, 17, 29, 49, 52 , 65, 6?,
77; 89.
48) Niedziałkowski przytacza, 179
O, lo znaczy, iż w tej dziedzinie, gdzie się nie wstydzą, ca-
łe środowisko nie panuje nad sobą. o ile bowiem społeczeń-
stwo czegoś się wstydzi, dowodzi to, iż starało się ono Dewne
dziedziny opanować i iż je opanowało. Mamy tu na myśli oby-
czajność, ale można się wstydzić kraść, kłamać mało zarabiać,
spóźniać się... do małżonki na obiad. Kultura panowania nad
sobą praktykowana powszechnie sprawia, iż kto jeszcze
w owych opanowanych przez ogół dziedzinach nie panuje n d
sobą, wstydzi się... niepanowania nad sobą i robi, co może, bv
na tych polach uzyskać jakieś wyniki. I to stanowi słabą stronę
wstydu: nie jest on własny. Noworodek nie przynosi z sobą na
świat wstydu. Tak jak nie przynosi z sobą katedr gotyckich i me-
lodii Szopena. Noworodek wchodzi wprosi w życie i spotyka
w swym dalszym rozwoju łudzi wstydzących się oraz bez-
wstydnych. I zaczyna się wstydzić tam, gdzie się ludzie wstydzą,
i nie wstydzić tam, gdzie się nie wstydzą. Automat.
Ale nie na tym koniec. W sytuacjach, gdzie się ludzie
wstydzą, Noworodek zaczyna się starać panować nad sobą. Prze-
łamuje się. Natomiast, gdzie się ludziska nie wstydzą, rośnie so-
bie dziko... Popuszcza pasa. Recydywa saska. Młodzieniec koń-
czy studia, i jest sobie w najlepsze - obyczajowo na poziomie
noworodka. Zostaje profesorem Akademii Wychowania Fizycz-
nego i jest sobie przez cały czas profesorom doktorem Noworodkiem. Im
bardziej Noworodek jest sam, im bardziej jest sam na sam (Wale-
rek i Marylka), tym mniej się musi wstydzić, bo nie ma tam opinii
społeczeństwa. Chyba, iż Walerek i Marylka zdążyli się nauczyć
do tego czasu - każde z osobna - panować nad sobą. Dopiero
gdy młodzi pobiorą się, społeczeństwo nic nie mówi na ich sam
na sam, bo małżeństwo, to akademia panowania nad sobą.
Noworodek tedy w czepku się rodzi, gdy przychodzi na
świat w społeczeństwie, które się wstydzi robić wszystko , co nie-
moralne: to bowiem skłania dziecko, młodzieńca i człowieka do-
rosłego, by na całej drodze swego rozwoju starał się we wszyst-
kich okazjach panować nad sobą. Ale choćby w tak idealnym
społeczeństwie, które nie istnieje, czekałby każdego, kto chciał-
by zawsze być opanowanym, ogromny mozół: bo rodzimv
się z anarchią popędów. Na jakież więc trudności narażamy każ-
dego przychodzącego dziś na świat chłopca, dziewczę: my lu-
dzie bez wstydu! Podajcie więc młodym rękę, gdy chcą pano-
wać nad sobą. Wstydźcie się wtedy wobec nich wyraźnie cho-
ciaż o tyle, iż sami jesteście nierogacizną.
- Jednak nagość przytępia wrażliwość seksualną! Nagość
Marylki może przytępić wrażliwość Walerka?
„Twierdzenie, jakoby przy wspólnym obcowaniu i upra-
wianiu ćwiczeń cielesnych przytępiała się wrażliwość seksualna,
74
może mieć pewne usprawiedliwienie, ale są to wypadki spora-
dyczne", „poza tym nakazem etyki chrześcijańskiej nie jest przy-
tępianie, ale opanowanie strony zmysłowej" 19 ). Impotent nie jest
ideałem chrześcijanina, ale mężczyzna i kobieta: w stu procen*
iuch. Chłop na schwał i baba jak rzepa. Wstyd i płeć. Płeć i krze-
pa. Wstyd i krzepa. Płeć i jej opanowanie. Ole ideał!
Naród tedy, co lekkomyś’nie marnotrawi wstydliwość, jak
dziś przez „wychów an'e" fizyczne, pozbywa się siły, która znie-
wala każdego, by przebywając wśród ludzi panował nad sobą,
choćby go to nie wiem ile kosztowało. Albowiem wstydzimy się
raczej dla kogoś, nie dla siebie. A ileż to razy nie leży w naszym
interesie wstydzić się... kraść, kłamać, uwodzić, zabijać?
Zawstydzać nas mogą tylko ludzie od nas lepsi, sumienie
i Bóg.
Gdy s : ę wstydzę, dowodzi to, iż coś jeszcze może być ze
mnie, iż chcę potęgi: bo wstydzimy się jedynie własnej słabo-
ści... Wstyd, to narodziny olbrzyma.
Usuńcie wstyd, a zdezorientujecie człowieka. Usuńcie ze-
wsząd, a zdezorientujec e ludzkość.
„Nie przeceniamy znaczenia wstydliwości jako podłoża
•życia cnotliwego. Nie jest cna ani normą, ani sima w sobie wy-
starczającą ochroną przed upadkiem moralnym" - tak kończył
swój odczyt o fenomenologii wstydliwości do młodzieży uniwer-
syteckiej Warszawy (Auditorium Maximum, rok 1937, dnia 24. XI)
profesor doktor Franciszek Sawicki, ksiądz. lid., Ale wstydliwość
wrodzona i uszlachetniona jest jednak silnym i nieodzownym
czynnikiem" 30 ).
Sęk w tym, iż ów silny i nieodzowny czynnik, to trudny da
nabycia towar. Narasta on w narodzie wiekami i nieomal ak
ciężko do niego narodowi wrócić, jak byłej pannie wrócić do
dziewictwa.
Nie przeceniamy znaczenia wstydu dla panowania nad
sobą, tak jak nie przeceniamy znaczenia nagości dła zdrowia.
Jest zdrowy wstyd i niezdrowy. Jest zdrowa nagość i niezdrowa
Jest rozumny wstyd i rozumna nagość: są to cechy rozumnej kul-
tury fizycznej.
„MAŁPIZM" - W WYCHOWANIU FIZYCZNYM
Sport dopiero raczkuje, „gaworzy". Na razie wgramolił się
na poziom rekordomanii i golizny. Linia najmniejszego oporu.
4?) Kozubski („Sporty i tańce’*, słr. 35).
50) F. Sawicki: „Fenomenologia wstydliwości”. Warszawa 1938, str, 34
75
Barbaria. Z wysportowanych prymiiywislów-barbarzyńców -
składały się hordy Hitlera. Pierwszą zaprawą do „wychowania"
fizycznego wśród współczesnych nam świadomie wymierają-
cych narodów jest ogałacanie ćwiczącego się ze wstydu 51 ).
Wycisnąć na razie z treści wychowania fizycznego można
dwa najbardziej popularne zjawiska: rozebrać się możliwie od
góry - za pępek, od dołu zaś — pod pępek, a potem — „n-ij".
Mniejsza już z tym, czy „naj" - na wodzie, czy na samochodzie,
na lądzie, czy w powietrzu, na samolocie, czy na kiju, lub
„o tyczce".
Na goło. I „naj".
Lecz przede wszystkim na goto.
Gdy zaś chodzi o publiczność, to to, co jest „na goło",
publiczność ogląda zapalczywie zaraz i później — w prasie,
w książce, w filmie,- a o tym, co jest „naj", publika gada.
„Młodzieńcy, których w cztery oczy o to pytałem, wyznawali
powszechnie, iż patrząc na takie zawody, nie na wykonywanie
ćwiczeń, ale na ciało kobiece główną zwracali uwagę. Dlatego
biskupi zabraniają surowo takich popisów, a zakaz ten spowo-
dowany został najgroźniejszymi moralnymi niebezpieczeństwa-
mi, jakie ogólnie dały się stwierdzić". „Objawy takiej kultury
ciała stoją w ścisłym związku z teoriami filozoficznymi i świato-
poglądem, który nie tylko z chrześcijańską moralnością, ale
i z zasadami całej chrześcijańskiej wiary stoi w zupełnej sprzecz-
ności" 5 -). Wiemy, wiemy. „Objawy takiej kultury'', to kultura
fizyczna wymierającej większości.
Konowały i pastuchy kierowały wychowan em fizycznym.
Tak robili wszyscy, więc my też. Małpizm: tak się nazy-
wa system narodowy polskiego wychowania fizycznego —
wbrew wszelkim pozorom. Tak samo, wbrew pozorom, temu
narodowi, który jest nieobyczajny, wszystko się rozłazi, choćby
najbardziej elitarne zespoły, chociażby taki naród miał męż-
czyzn samych atletów. „W Attyce jest wielu złych łudzi, ale
najgorszymi są atleci" (Eurypides). Nie kwestionuje nikt, iż
w legionach Piłsudskiego był kwiat bohaterskiej młodzieży pol-
skiej. Owóż „w wojskach będących w bvłej Kongresówce naj-
wyższą cyfrę zarażonych wykazywały legiony" — podczas pier-
wszej wojny światowej 55 ). Tak wyglądała odporność moralna
kadry przyszłej armii polskiej. Pierwszy września 1939...
5i) Opowiadano mi, jak przed wojną w znanym i uprzywilejowanym gimnazjum
w Warszawie jeden z uczniów płakał, gdy w gromadzie kazano mu się kąpać całkiem
nago. Pastuchy nie umiały uszanować wrażliwości chłopca.
51) Schilgcn („O czystość ml.'*)* 227. 288.
53) „Memoriał Min. Zdrowia", 9. Wydawnictwo państwowe z roku 1920.
76
Co zrobiło nasze wychowanie fizyczne w latach 1921-39,
by młodzież polska umiała zawsze zachować dziewictwo, a żo-
naci czystość małżeńską? Co zrobiło, byśm/ z lst tragedii 1939-45
wyszli z największą ilością zdrowej krwi?
Czy uczą w naszej Akademii Wychowania Fizycznego
oraz na wszystkich wyższych studiach i na niższych kursach te-
goż wychowania, ile zdrowia daje armii żołnierz, który się wsty-
dzi, i jak bardzo pustoszy armię żołnierz, nie przynoszący z „cy-
wila" - wstydu? Diabła warta cała „tężyzna", gdy p:>d tym
względem jest się niedojdą.
Panowie od zdrowotności narodu upowszechnili bez-
wstyd. Co roku odzierani jesteśmy ze wstydu przez koedukacją
szkół 51 ), koedukację plaż, kąpielisk, koedukację pokazów spor-
towych, ćwiczeń fizycznych; przez pornografię reklam sporto-
wych, kostiumów ćwiczebnych i kostiumów „higienie nych".
Żeby upowszechnić wizerunki tej „tężyzny" i „piękna", utrwala-
ją je pisma i filmy. W jen sposób... ratuje swe zdrowie wymie-
rająca większość.
W samej Akademii Wychowania Fizycznego na Bielanach
rok szkolny kończy! się pewnego razu (przed wojną) publiczną
rewią pokazów fizycznych, w których brały udział obie pici
strojne w przyjęte kostiumy ćwiczebne. Czy to system?
I cóż na to wszystko nasi wodzireje od kultury i „spece”
od zdrowia? Kto z nich żąda, by na studiach wychowania fizy-
cznego uczono o tym, ile młodzieży daje dz ewictwo, a żonatym
— czystość małżeńska, i co robić w wychowaniu fizycznym, by
te wartości były regułą?
Szkoda, iż wiedzy o tym, czym jest obyczajność dla zdro-
wia, nie spisano na kartkach, a panów, co pized wojną organi-
zowali wychowanie fizyczne, nie okolczykowano i nie zawieszo-
no każdemu na kółku owych karteczek, żeby je zawsze miab
pod nosem! Przecież i tak byli bez wstydu. Wszystko dla zdro-
wia! Gdy w ten sposób pochodziliby sobie dwa lata, mogliby
nosić oznakę „poz": Państwowa Oznaka Zdrowia (na umyśle).
Dopiero „poz" i „pos" (Państwowa Odznaka Sportowa) razem
coś dają. Kalos 3tai agalhos! Czytaj: zd o wie i zdrowy rozum!
54) Mamy takie szkoły powszechne koedukacyjne, gdzie wygódki d!a chłopców
i dziewcząt są te same. Drzwi z reguły się nie zamykają, przepierzenia oddzielające po-
szczególne ubikacje są przejrzyste. Ilość przedziałów jest tak mała, iż dzieci załatwiają
swe potrzeby publicznie: jedna płeć na oczach drugiej. Szkół koedukacyjnych powsze-
chnych jedno- i dwuklasowych mieliśmy w roku 1939 18 tysięcy na ogólną ilość szkół
powszechnych 27 tysięcy (w r. 1946 18423, „Wiadomości Statystyczne", organ GUS.
Czy tak jest wszędzie, a zwłaszcza w jedno i dwuklasówkach ? Bardzo nieliczne-
szkoły posiadają osobne wygódki dla każdej płci, zasłonięte w sposób naturalny (zadrze-
wieniem lub sztuczną ścianą), umieszczone dla każdej płci w różnych stronach budynku
lub podwórza
77
GŁUPIA WIERZY OD RAZU
Możemy mieć kulturę kształcenia ciała o pełnych mazu
wościach rozwoju: wystarczy w tym celu z osiągnięć współczes-
nego sportu i wychowania fizycznego wziąć wszystko, prócz
murzyństwa w stroju i obyczajach.
Jak uzgadniać wymogi tężyzny moralnej z wymogami tę-
żyzny fizycznej, winni ustalać ci, co nauczają z katedr uniwersy-
teckich o zdrowiu narodu. I - ojcowie oraz matki. A także orga-
nizacje młodzieży katolickiej, nc i konkretne w tej sprawie wy-
tyczne powinien wydawać stale, w miarę powstawania nowych
form sportu i ćwiczeń fizycznych — nasz Kościół w Polsce.
Nie możemy przez cały czas ganić się na rozwydrzenie obyczajów,
szerzone za pomocą... „wychowania” fizycznego. A ponieważ
żaden naród nie uzgodnił w praktyce ćwiczeń fizycznych i spo:-
tu — z etyką zdrową w pełni, my możemy zrobić to pierwsi;
wprowadzić chrześcijaństwo do kultury iizycznej. Stworzyć
zdrowe wychowanie fizyczne,
Uzgodnić wstyd z wymogami zdrowia jest łatwo. Wystar-
cza chociażby, gdy chodzi o strój, dać kostiumy, które nie krę-
pują ruchów i zarazem okrywają dostatecznie te części ciała,
które są odrębne dla każdej płci. Owe części ciała winien ko-
stium okrywać nieobciśle, ale w sposób wolny. Czekamy net
modele. Pole do inwencji!
Żadne „fasony", ani „mody" stroju plażowego i sportowe-
go nie mogą być narzucane zdrowej części narodu. Żywa część
narodu musi mieć własną modę stroju sportowego i ćwiczeb-
nego. Może z tego powodu będą mniejsze rekordy, ale za to
zwiększy się zdrowie narodu.- a po to przecież jest wychowani"!
fizyczne. Sport rekordowy czyli olimpijski jest zresztą już dzii
uważany przez naukę za zwyrodniały 5 ”).
Krótko: żywa część narodu musi mieć wychowan e fizycz-
ne na wyższym poziomie, niż ten, na jakim go uprawia wymie-
rająca część narodu. Co nam po zdechłym sporcie! Albo jeszcze
wyraźniej: Polska nie może mieć, tak jak dotychczas, wyłącznie
chorego wychowania fizycznego i wyłącznie dla wymierającej
części narodu.
Jedną z najpilniejszych kultur jest etyka ćwiczeń cieles-
nych i sportu. Nieomal nic pod tym względem nie mamy, naw.-t
teoretycznie. Jedyna rzecz, gdy chodzi o wskazania moralne, to
kilkanaście stron w dwu pracach jezuity Hardy Schilgena: „On
i ty" oraz „O czystość młodzieży". Ta ilość stron, to nędza...
55) Piasecki Eug, („Zarys teorii wych, łiz.'', 352, 373 oraz „Wych. iiz,", 235.)
78
zdrowia w cyfrach. Konieczne jest nie jąkanie sią, ale śmiały
podręcznik katolickiej etyki sportowej: zdrowej etyki.
Podręcznik musi pouczać, jaki ma być obyczaj i strój, gdy
tylko jedna płeć bierze udział w sporcie, czy ćwiczeniach; gdy
obie płci biorą udział wspólnie,- gdy jedna płeć bierze udział
a druga tylko patrzy, lub gdy obie się przyglądają.
Podręcznik musi wskazać, co ćwiczyć, ęzego nie ćwiczyć,
jaki sport uprawiać, jakiego nie uprawiać: odpowiednio do te-
go, która płeć bierze udział czynny, a która ogranicza się jedynie
do roli widza.
Podręcznik winien ustalić, jakich kostiumów wymagają
poszczególne ćwiczenia i sporty; jaki winien być czas i miejsce
ćwiczeń i sportów wtedy, gdy realizowane są one w miejscach
zamkniętych, otwartych, w dni powszednie, w święta. Podręcz-
nik musi rozstrzygać i inne kwestie etyczne oraz dać wizję po-
pisów i olimpiad katolickich. Olimpiad zdrowej części ludzkości.
Dzisiejszy sport wymierającego świata rozbija rodzinę
i Kościół. Mamv na myśli sport w dni świąteczne, gdy życie
rodzinne i parafialne powinno być zwarte.
Podobnie przepiękny sport wodnv, wycieczkowy, obo-
zowy, wakacyjny: przeradza się we włóczęgostwo hord chło-
pięco-dziewczęcych. Nagich.
Sport jest na razie miejski. Ale co będzie, gdy chłopi wy-
biorą się na sport wakacyjny? Na całe lato kajakami? Spływ...
Jak używać powietrza, wody i słońca, to używać! Taki nowy ro-
dzaj hulatyki! Czyż wyłącznie łyczkowie z miast mają mieć ten
przywilej? Co na to ludowcy? proboszczowie wiejscy? uniwer-
sytet w Gaci?
Do czasu, aż zdrowa część narodu zorganizuje wszystkie
dziedziny kultury w zdrowy soosób, a więc — dopóki nie bę-
dziemy mieli również zdrowej kultury fizycznej, trzeba stwo-
rzyć pogotowie regulujące doraźnie moralną stronę każdego no-
wego zjawiska w sporcie: sport bowiem zbyt potężnie wpływa
na życie w rodzinie, a zwłaszcza na postawę u młodzieży wobec
drugiej płci, a więc - z kolei wpływa na postępowanie w życiu
narzeczeńskim i małżeńskim tejże młodzieży — zaraz lub w na-
stępne lata. Statut przyszłego „Związku Rodzin Polskich" wini<="
przewidywać , Sekcję do Spraw Ćwiczeń Fizycznych i Sportu"?
Czy w Kościele polskim istnieje „Sekcja Etyczna do Spraw Ćwi-
czeń Fizycznych i Sportu"?
Nawet nasza świetna, i skądinąd bohaterska, powieścio-
pisarka katolicka w pięknej książce z życia sportowego,
poleconej przez Ministerstwo Oświaty, a wydanej przez księgar-
nię katolicką, opowiada, jak to bohaterka powieści przejeżdża-
79
ła w niedzielę kajakiem... koło kościoła. Nie wspomina, czy była
na Mszy. Dlaczego milczy?
Nie możemy głupieć od spoiiu. Spori i „wychowanie" fi-
zyczne nie mogą rozbijać tego, co już jest zdrowe w kulturze
narodu, ale muszą się włączać w całość : drowej kultury. Nic
więcej. To właśnie winien odzwierciedlać oodręcznik etyki spor-
towej. Zawierałby regulamin dla wszystkich, bo na szczęście, już
wszyscy używają słońca i się kąpią, a prócz tego choćby babcie
plażują i niemowlęta się obsmaża, mama się też pęta w domu
w kostiumie kąpielowym wobec gości oraz dorosłych synów,
i towarzystwo . mieszane siada latem do brydża na nagusieńko,
i do kościoła włażą typy modlić się w majteczkach coraz krót-
szych. Księży tylko obowiązują w świątyni szaty liturgiczne na-
wet w gorąc i zakonnice nie zrzucają sukien w upały. Wymiera-
jącej części narodu zanadto ciąży strój i rozum. Strój - latem,
a rozum — we wszystkie pory roku. Wytwarza się specjalna rasa.
Aliści ów podręcznik katolicki nie potrzebuje prawić
o umiarze w sporcie, o szkodliwości rekordomanii, o rycerskości
podczas zawodów, ani o tym, żeby wody nie pić będąc zgrza-
nym ilp., bo o tym aż zanadto się rozmazują choćby masoni
99-ego stopnia.
Tak samo niech podręcznik nie wymaga więcej wstydu cd
kobiet niż od mężczyzn. Po co dbać wyłącznie o niewiasty i dzie-
wczęta? Równie ważnym jest wstyd chłopców i mężczyzn, a na-
wet ważniejszy. Albowiem kobieta zaczyna się natychmiast
wstydzić, gdy widzi, iż tego chce mężczyzna. Kobieta jest diablo
karna.
Nawet wtedy, gdy głupi mężczyzna żąda, by kobieta się
nie wstydziła, to jeszcze wtedy mądra długo temu nie wierzy
(głupia wierzy od razu). Dlatego kobiety zawsze później zaczy-
nają się nie wstydzić niż mężczyźni. Ale gdy mężczyźni już na-
prawdę się nie wstydzą, to kobiety zaczynają się nie wstydzić
zawodowo. Żeby koniecznie zaimponować... chłopu. Tyle, iż
niewiasta nie jest wtedy sobą. Kobieta wówczas jest sobą, gdy
jest idealna. Wszystko inne w niej, to wpływy. Mężczyzn.
OGINO-KNAUS... BEZ STRACHU
Nie dzieci jednak i nie młodzież korzystają w naszych
czasach najwięcej z panowania nad sobą, ale dorośli, a z doros-
łych - małżonkowie.
Na przykład: małżonkowie nie mogą mieć chwilowo dzie-
cka. Bardzo ładnie. Kościół nie ma nic przeciwko temu. ale
Kościół wymaga wtedy kultury.
- Jakiej kultui z =
Kultury panowania nad sobą: wstrzemięźliwości małżeńs-
kiej. choćby nie na długo: 8-10 dni w miesiącu.
Wiadomo, iż dwaj lekarze: Ogino (Japończyk) i Knaus
(Austriak) stwierdzili, iż kobieta jest płodna tylko 5 dni w mie-
siącu. W yslarczy tedy, iż małżeństwo zachowa wstrzemięźliwość
płciową w ciągu 8 - 10 dni w miesiącu, a prawdopodobnie nie
spowoduje poczęcia 5 "). Sposób ten nazywa się „metodą wstrze-
mięźliwości okresowej Smuldersa"! Są dziś uczeni, co twierdzą,
że metoda Smuldersa „jest tak wiarogodną, jak tylko jakieś fi-
zjologiczne prawo nią być może" (dr Guchfeneere).
Kościół toleruje korzystanie przez małżonków z odkrycia
Ogino-Knausa, o ile małżonkowie czynią to z ważnych po-
wodów.
— Jednak są żony, utrzymujące, iż choć korzystały z od-
krycia Ogino-Knausa, dały początek życiu?
Bo taka żona nie wiedziała dokładnie, kiedy są jej „dni
płodne". Gdyż wiedzieć to, nie jest tak łatwo. „Metoda wstrze-
mięźliwości okresowej Smuldersa” jest trudna, ponieważ „dni
płodne" kobiety w każdym miesiącu zależą nie od tej miesiączki,
co była, ale od terminu rozpoczęcia się... najbliższej miesiączki,
a termin ten często ciężko przewidzieć, bo cykle kobiece, ba!
nawet typy cyklów, bywają nader grymaśnej długości. Ale i na
to są- sposoby. Lekarz - specjalista i tu się zorientuje, o ile zada
sobie wpierw trud przestudiowania metody Smuldersa. Trzeba
tedy zapędzić do tych studiów naszych lekarzy, bo dotychczas
uczyć się im nie chce tego! Są wśród nich tacy, co zamiast przyz-
nawać się do nieuctwa, wyśmiewają się z kobiet zgłaszających
się o poradę w sprawie „dni wstrzemięźliwości okresowej" i za-
razem projektują zamiast „niepewnego" Smuldersa... pewną
„skrobankę". Bo zabić dziecko to gruby dochód. Poza tym odu-
czyć musimy naszych lekarzy niechlujnego staroświeckiego do-
radzania nieobyczajności..., dla zdrowia, albowiem zda’ za się,
że tym się trudnią i to dziś, gdy choćby medycyna radziecka do-
radza absolutną wstrzemięźliwość przedmałżeńską. Studiować
Smuldersa musi zdrowy odłam lekarzy polskich jeszcze z tego
powodu, iż niedługo powinna pokryć się Polska mrowiem po-
radni przedmałżeńskich i małżeńskich, jednak nie „poradni
świadomego wymierania ", ale poradni dla żywej części narodu:
poradni katolickich. Owóż w naszych czasach bez znajomości
56) „Tc 8 dni wstrzemięźliwości z poprzedzającym wieczorem i następnym ran-
kiem wystarczają zupełnie, by z całą pewnością uniknąć poczęcia’'. Georg J. E.:. „Z taj-
ników pożycia małżeńskiego*’, Kraków, wyd. IV, str. 90-100. Mówimy o 10 dniach dla
większej pewności. Zresztą ci, co przestudiują książkę Georga, dowiedzą się, iż dla nie-
których typów cyklów potrzeba choćby więcej niż 10 dni wstrzemięźliwości w miesiącu,
a choćby czasem całych miesięcy.
91
„teorii O-K" (Ogino-Knausa) i „metody wstrzemięźliwości okre-
sowej Smuldersa" nie ma mowy ani o prowadzeniu takiej po-
radni, ani o lekarzu katolickim.
- Ale „metoda wstrzemięźliwości okresowej" nie jest jesz-
cze absolutnie pewna, bo jest oparta na teorii? Co więc robić,
gdy będziemy panowali 8 lub 30, a choćby więcej dni w miesią-
cu, i mimo to poczniemy dziecko?
O, wtedy trzeba tym bardziej zapanować.
- Nad czym?
Nad strachem.
Ludzie w tej chwili wpadają w dziki strach, gdy się dowiadu-
ją, iż mimo „prewencji" lub mimo zachowania wstrzemięźliwości
powstało nowe życie. Ludzie się dziś obłędnie boją... niemowląt.
Ten strach jest w tej chwili najmodniejszy.
Czyli: choćby się „Ogino nie udał", a więc gdyby zaszło
poczęcie, to małżonkowie-katolicy pod groźbą grzechu ciężkiego
są obowiązani zgodzić się wydać na świat dziecko i w wypadku,
gdy go mieć „nie mogą", i gdy go się nie spodziewali, itp,
Gotowość przyjęcia dziecka na łono rodziny - musi trwać
nieustająco. Jednak w atmosferze strachu przed dzieckiem
żadne tego rodzaju pogotowie się nie uda. Strach przed dziećmi
jest najgorszym doradcą. Najbardziej wyprowadza z równowagi.
Wystarcy zacząć z kimkolwiek o tym romowę, by rozmówca
wpadł w szał, by krzyczał tym histeryczniej, im ma większego
„stracha" przed dziećmi.
Możemy sobie być przeciętni na wszystkich innych tere-
nach, ale życie małżeńskie zgodne z naturą wymaga w tej chwili
kultury panowania nad sobą w stopniu bohaterskim. 1 Kościół,
i naród muszą postawić kropkę nad i; iż małżeństwo, to pano-
wanie nad sobą i wymagać tu bohaterstwa jako normy, tak jak
normą jest heroizm na froncie wojennym i nikt z tego powodu
nie szaleje ze strachu, ani nie szerzy „świadomej" ucieczki
z frontu.
TREUGA DEI I MAGNA CHARTA
Polki muszą ogłosić Treuga Dei w stosunku do własnych
dzieci; żadna nie zabije odtąd dziecka.
Na początek trzeba zabronić morderstw od czwartku wie
czora do poniedziałku rana! I w te pędy: od poniedziałku przez
resztę dni w tygodniu! Ogłoszenie zawiesić na Jasnej Górze.
Voium. Tyle tych pielgrzymek. Niechby choć jedna w najważ-
niejszej sprawie dla narodu! Poza tym takież ogłoszenia należy
32
umieścić we wszystkich dziennikach i na słupach, a o kobiecie
ciężarnej orzec, iż jest to świętość nietykalna. Nie poseł, ale mat-
ka! Matka, to coś więcej niż Sejm i Senat.
Taka dekleracja (Magna Charta) zaświeci w oczy damom,
co robić sobie będą dalej w domu poronienia.
Dziś takie baby idą do szpitala jak w taniec, a lekarze wa
lą na ich „ratunek" jak w dym. Szarża o Wielką Polskę. „Taki mi
się snuje dramat mocny, szumny, posuwisty, jak polonez gdzieś
z kazamat. Jęk. I szum... Pawiak. Oświęcim. Zakłady położnicze
pod wezwaniem świętych Pańskich. „Kliniki".
W każdym szpitalu polskim jest taki dział dzieciobójczy,
taki pawilon dla wymierającej części narodu. Taki... Katyń dla
dzieci polskich. Nazywa się: Oddział Położniczy. Oddział „spła-
wia" codziennie kawałki zamordowanych dzieci do zlewów, lub
na ulice dla psów, gdy się zlew... zatka od zbyt wielkiej ilości
„dziecięcego mięsa"; albo też szpital urządza się ekonomicznie:
pasie świnie szpitalne dziećmi polskimi.
Deklaracja zrobi swoje. We Francji w jednym szpitalu le-
karz spostrzegł pewnego razu sforę pań, co się przyszły „rato-
wać". Nie śmiał ich wystrzelać. Bał się wyrzucić. Neurastenik.
Kordian. Ale wziął i tak zrobił: powiedział, iż za chwilę przyj-
dzie sędzia śledczy. Wszystkie, co mogły uciekać, uciekły jak
oparzone. A w roku 1943 kazano we Francji rozstrzelać akuszerkę
za zabijanie dzieci. Piękny początek. Magna Charta Dziecka.
Epoka. Kiedyś będą o tym pisały podręczniki szkolne. Jak o pier-
wszej wojnie krzyżowej. Gęsta Dei per Francos...
Chodzi o wprowadzenie jednej z idei średniowiecznych
na front, gdzie się morduje w tej chwili kilka milionów dzieci co
roku.
Treuga Dei — na froncie dziecka' Nowe średniowiecze...
Dyktatura panowania nad sobą.
Z chwilą gdy w czwartek wieczorem uderzy dzwonek na
Anioł Pański, winno się na klinikach, na szpitalach, na zakładach
położniczych, na mieszkaniach lekarzy, pielęgniarek, akuszerek
i na aptekach zawiesić olbrzymie transparenty przez całą ulicę.
„Nie zarzynamy niemowląt od czwartku wieczora do po-
niedziałku rana". „Nie sprzedajemy środków dzieciobójczych"
W poniedziałek zaś rano:
„Nie zarzynamy od dziś do czwartku wieczora".
Wraz z tym na urzędach prokuratorskich zawiesi się
ogromne napisy: „Nie wydajemy wyroków śmierci na maleń-
stwa nienarodzone. Bo dziecko jest zawsze niewinne. Natomiast
uśmiercamy gwałcicieli."
83
Zarazem irzeba powiesić na tęgiej gałęzi artykuł 233 Pol-
skiego Kodeksu Karnego wraz z jego zwolennikami.
Nie zarzynamy dzieci! - winno iść hasło od Sanu do Bał-
tyku.
Nie zarzynamy! - winno iść od bieguna do bieguna.
Jednocześnie wiedźmom, co zarzynają dzieci, winno się golić
łby na kolano. Publicznie na placach. Byłby to początek nie-
zarzynania się wśród dorosłych: wojen. Bo cóż z tego, iż chwi-
lowo jest pokój, kiedy podczas takiego pokoju zabija się na
globie 6-8.000.000 niemowląt rocznie! Najpierw trzeba wykorze-
nić bandytyzm w stosunku do rodzonych dzieci, aby móc na-
stępnie wykorzenić instynkty bandyckie jednych państw w sto-
sunku do drugich. Walkę o pokój trzeba zaczynać od dziecka.
Dopiero gdy ludzie uszanują życie tak niewinnej i bezbronnej
istoty jak niemowlę w łonie matki, dopiero takie narody uszanu-
ją życie milionów ludzi dorosłych. Tylko wówczas nastanie
pokój.
Albo jeszcze gruntowniej zaczynać: od matki! Nowa pe 1
dagogika.
Nasampierw były w Niemczech takie matki, co milion
swych dzieci zabijały co roku dla dobra matek, a potem w na-
rodzie tych matek powstało gestapo dla dobra Państwa. Naj-
pierw „skrobanka", a potem wyskrobywanie całych narodów:
Lebensraum. Najpierw lekarz-rzezak, a potem Himmler. Najpierw
„reformy seksualne", a potem człowiek na smalec.
- Jednak kobiety anglosaskie zabijają dzieci, a nie ma
tam gestapo?
Jest co innego: podobno religia Azteków w dawnym Me-
ksyku wymagała, by na ołtarzu bóstwa stale leżało drgające
jeszcze serce ludzkie. Trudno w to uwierzyć. Owóż w tej chwili
matki składają na ołtarzu szatana codziennie dziesiątki tysięcy
poprutych ciałek własnych dziatek. Religia wymierającej czę-
ści ludzkości. Humanitaryzm anglosaski. Kultura skandynawska.
Kapłanami tej religii są lekarze, Czart staje przed nimi i straszy:
„Jeżeli nie będziesz zabijał dzieci, umrzesz z głodu!" I nasze „gło-
domory" z tytułami lekarzy i doktorów medycyny znoszą dia-
błu ofiary-dzieci, bo się boją, że... z głodu umrą. A szatan
śmieje się w kułak z oszalałej bandy.
Wszystko się lęgnie w sercu matki. W jej stosunku do
dziecka. Zajrzyj do serca matki, a ujrzysz przyszłość świata,
Chiromanto! Matka tworzy piekło lub niebo na ziemi. To jej
specjalność. Dlatego nie możemy pozwolić, by łono Maiki-Pol-
ki było przez cały czas szlachiuzem. Żeby ociekało co roku setkami tysię-
S4
cy trupków dzieci polskich. Nie można dopuścić, by każdy Po-
lak miał matkę-zbrodniarkę. Trzeba rozbroić ten rozjuszony mi-
łiiaryzm Polek, te krzyżackość babską, ten przewrażliwiony, neu-
rasteniczny, nożowniczy strach matek... przed dziećmi. Należy
przywrócić Polsce równowagą umysłową. Wyskrobać z niej in-
stynkty gestapowskie w stosunku do własnej dziatwy.
Amor Dei. Bo kobieta albo jest miłością, albo nie jest
kobietą.
NAWRACANIE... NA KULTURĘ
— Ale o ile tata i mama nie chwilowo, ale przez piąć lat
nie mogą mieć dzieci, wzglądnie w ciągu sześciu lat, bądź sze-
ściu i pół? Z ważnych powodów?
Zgoda. Wymaga sią wtedy piąć lat kultury, sześć lat kul-
tury, półsiodma roku kultury panowania nad sobą. Do ut des.
Za brak dzieci — płacić wyższą kulturą panowania nad sobą.
— A temperament?
Właśnie. Chodzi o to, czy niedojda-żona i niedojda-mąż
będą chcieli być na tyle dzielni, by wstrzymać sią od pożycia
w Ciągu „dni płodnych". Im ma sią większy temperament, tym
bardziej można by <5 dzielnym: nie na odwrót. Temperament, jak
cholera, i panowanie nad sobą, jak piorun! A czy taka wstrze-
mięźliwość, to co trudnego dla ludzi dzielnych?
— Tak, ale człowiek ma prawo do szczęścia zawsze?
Racja, ale rozkosz jest tym przyjemniejsza, im rzadsza.
Ilość czy jakość?
Po co na widok drugiej płci zaraz wierzgać? przestąpy-
waó z nogi na nogę? chrapać i parskać? Że tak w nas wmawia-
ją reformatorzy obyczajów? Właśnie katolik tak nie musi. ale
może w sam raz na odwrót. Bo katolik ma to do siebie, iż może
używać zawsze rozumu. A za rozumem idzie zawsze kultura.
Dlatego katolik może zawsze mieć rozumną postawą wobec
drugiej płci. Eugeniczną. Katolik niczego nie musi, ale wszystko
może.
Bają dziś ludzie aż do nudy o rozkoszach płynących z uży-
cia, ale nie mówią o rozkoszach, w których dopiero wtedy
uczestniczymy, gdy będąc małżonkami zachowujemy rozumną
wstrzemięźliwość małżeńską.
Małżonkowie są wówczas wciągnięci w całkiem nowy
klimat — ostrzejszy, ale zdrowszy, w którym duch przeważa nad
ciałem. Potęguje się w nich wtedy oddanie sią także dusz. Mi-
łość się uzupełnia. Małżonkowie kochają sią odtąd nie poło-
85
wiernie, nie samą skórą. Dopiero laka miłość przekształca po-
stawę mężczyzny wobec kobiety - z postawy do kobiety, jako
do przedmiotu chuci, na postawę wobec kobiety, jako do czło-
wieka: przedmiotu czci. Małżeństwo tu dopiero dopełnia się
w najprawdziwszym słowa tego znaczeniu. Aczkolwiek ciała
małżonków są z dnia na dzień starsze, to duchowo wówczas
z dnia na dzień młodnieją, a pożycie ich domowe ma coraz wię-
cej z idealnego okresu ich życia: z narzeczeństwa. Żaden inte-
res już ich nie wiąże, prócz miłości na śmierć i życie. Chcesz
być, Małżonku, jeszcze narzeczonym? Chcesz być, Małżonko,
jeszcze narzeczoną? Tęsknicie do tamtych czasów? Zachowujcie
wstrzemięźliwość.
Dzieci powściągliwych małżonków wzrastają w jędrnym,
górnym klimacie rodzinnym, mającym coś ze śniegu i ze słońca.
Kto wie, czy nie jest to atmosfera najszczęśliwsza dla dojrzewa-
nia jednostek elitarnych i dla dojrzewania pełnego szczęścia
w małżeństwie. Wiadomo jedno: dzieci zredzone po dłuższym
okresie wstrzemięźliwości małżeńskiej są „znacznie silniej-
sze" 57 ).
Ale kto... ryjem węszy tylko po ziemi, ten nie zobaczy
tych cudów i możliwości ani w obcym, ani we własnym mał-
żeństwie. A właśnie Ryjowaci chrząkają dziś najwięcej „nauko-
wo" o małżeństwie. Socjologowie. Reformaci.
- Tak, ale czy „on” zgodzi się na takie piękne życie?
Trzeba wychodzić za mąż za człowieka z kulturą. Jak
mógł zaprószyć tak śliczną główkę człowiek bez kultury?!
— Zakochałam się. .
Jak można się zakochać w człowieku bez kultury panowa-
nia nad sobą!
— Nnno tak, ale to się już stało...
To trzeba go nawrócić!
- Na co nawrócić?
Nawrócić na kulturę.
Zresztą spóźniła się Pani. Narzeczona ma obowiązek nau-
czyć narzeczonego panować nad sobą. Po to jest narzeczoną.
Jeżeli się jej to nie udaje, ma zerwać.
- A jaki ma obowiązek narzeczony?
Nauczyć narzeczoną panować nad sobą. Po to jest narze-
czonym. o ile mu się to nie udaje, to itd...
57 Prcrt. dr Richeł, prozes Tow, Eugenicznego we Francji: „Selaction nołureHe',
3i4, Przytacza Kępińska, 33.
86
Tak samo dziś nie można zawierać małżeństwa bez omó-
wienia z narzeczoną sprawy dzielności. Inaczej, dla mężczyzny,
który będzie chciał żyć z żoną jak człowiek, małżeństwo stanie
>ię tragedią. Z tych samych powodów musi te sprawy omówić
narzeczona. Jest to cecha nowoczesnego narzeczeństwa.
Żadna erotyka nie jest tak miła, jak narzeczeństwo spę-
dzone w aurze panowania nad sobą. Która para narzeczeńska
nie przeżyła tego, nie była w niebie na ziemi, nie ma o czym
wspominać. Nie zna największej rozkoszy. Nędzarze i nędznice.
Wysiedleni.
Człowiek jest najprzyjemniejszy z daleka. Dlatego narze-
czeństwo jest zawsze milsze od małżeństwa. Gdy kiedyś pow-
stanie nowy epikureizm, to... Ale mniejsza z tym: streszczajmy
się. Owóż Polakiem też może być tylko ten z nas, kto panuje
nad sobą. Bo co za Polskę mogą nam zbudować prezerwatywny
tata i mama z czapeczką pochwową?
CÓŻ NA TO NIEPODLEGŁOŚCIOWCY?
— Siedziałem w obozie koncentracyjnym.
Pewnie dążyłeś do tego, żeby Polacy panowali nad sobą?
- Nie, ja jestem niepodległościowiec.
Naród musi przede wszystkim panować nad sobą. Tylkc
nad takim narodem nie można panować: bo on sam sobą rządzi.
Tylko z państwa można robić „Gubernię", natomiast z narodu
może być zawsze Polska jak się patrzy - choćby w „Gubernii".
Narodu nie można zawojować, gdy panuje... nad sobą.
I na odwrót. Może być państwo i może w nim aż buchać
od niepodległości, a jednak, gdy działa tam „fiihrer" dzięki
gestapo czy NSDAP, dowodzi to, iż nie ma tam narodu: iż lu-
dzie nie panują tam nad sobą.
I vice versa ; o ile naród przestaje panować nad sobą,
zmienia się na mierzwę pod Hitlerów i Himmlerów. Totalizm
można zniszczyć tylko przez upowszechnianie kultury panowa-
nia nad sobą. Zamiast tedy: każdy inteligent — doktorat, lepiej:
każdy inteligent - panowanie nad sobą. Bo to dopiero wycho-
wuje do niepodległości, do wolności. Obywatel nie panujący
nad sobą, to tak jak ten, co paraduje w nowym garniturze, a pod
spodem nosi brudną koszulę, rok niepraną. „Brudne koszule".
Nowy hitleryzm. „Heil bezdzielność!"
Tak samo „reformatorów obyczajów" zmietliby robotnicy,
gdyby panowali nad sobą. We Francji jest 50.000 szynków z ko-
bietami lekkich obyczajów. Zdobycz robotnicza. Te biedactwa,
87
' to córki robotników: Ci, co chodzą do tych szynków, to robotni-
cy 58 ). Czyli robotnicy traktują tam córki robotnicze jak ścierki.
Wykorzystać je i rzucić jak padło: czyż to nie typowo kapitali-
styczna postawa wobec kobiety... własnej sfery. Być może, iż
obecnie po zamknięciu we Francji domów rozpusty usunięto 1 też
kobiety z knajp. Ale czy zmieniła się postawa burżujska wo-
bec kobiety? I czy odbył się kiedy we Francji, strajk generalny
pod hasłem: „Żądamy spalenia 50.000 knajp utrzymujących się
z tego, iż robotnik traktuje robotnicę jak ścierkę"?
- Ale po co o tym wszystkim w książce o kołyskach?
Bo dla dziecka trzeba odkażać świat. Musi ono mieć kli-
mat. Kto myśli, iż wystarczy zawołać o przyrost ludnościowy,
a natychmiast glob zaroi się od niemowląt, ten jest podobny do
Naiwniaka, który chce uzdrowić Polskę... mitem. A nazywa tak
zorganizowaną hordę - narodem.
Droga od społeczeństwa, choćby najbardziej uprzemysło-
wionego, najeżonego samymi fabrykami, hutami, kopalniami:
„oazami wysokiego poziomu produkcyjnego""’ 9 ) ...Niemcy,
Niemcy...; albo droga od społeczeństwa wykwintnie kulturalne-
go, a świadomie wymierającego, w ogóle droga począwszy od
hordy aż do narodu — wiedzie przez kulturę panowania nad so-
bą. Nie upowszechnienie oświaty i środków antykoncepcyj-
nych, ale kultury panowania nad sobą - upowszechni kulturę.
Tak samo nie ma upowszechnienia kultury politycznej bez
upowszechnienia panowania nad sobą. Nie: wolność, równość,
braterstwo; ale: panowanie nad sobą, to wolność! Od tych słów
zacznie się nowa Marsylianka.
Znaczenie polityczne panowania nad sobą jest ?ak wiel-
kie, iż gdy społeczeństwo, dotąd niewolone, osiąga wysoki
stopień panowania nad sobą, zdobywa tym samym niepodle-
głość bez jednego wystrzału.
Związek polityki z panowaniem nad sobą widać w polity-
ce „populacyjnej". Państwo może iu na głowie stawać, i nic nia
zrobi, o ile równolegle nie będzie rosło panowanie nad sobą.
Tylko bowiem wtedy małżonkowie -będą mieli rozumną liczbę
dzieci: odpowiednio do potrzeb narodu, a zgodnie z naturą.
W dodatku im kultura panowania nad sobą będzie wyższa, tym
bardziej liczba potomstwa zbliżać się będzie do wysokości dos-
konałej eugenicznie, tym też bardziej ilość powołań ideowych
58) Bureau, 51.
59) „Oazy wysokiego poziomu produkcyjnego, to wyrażenie fana Sfachniuka.
Odrzuca Kościół, uwielbia „oazy wysokiego poziomu produkcyjnego". Zwrot len nic
schodzi mu i ust w książce „Dzieje bez dziejów". Warszawa 1939.
88
wśród młodzieży będzie rosła. Zarazem życie narodu stawać się
będzie naturalne i moralnie czyste.
Dopiero takie społeczeństwo może się kusić o komfort
psychiczny i fizyczny: marzenie niedościgłe medycyny współ-
czesnej 00 ).
Jedynie też na tej drodze można dojść do poziomu, gdzie
małżeństwa żyją zgodnie z naturą i mają kilka dzieci dzięki
wstrzemięźliwości. W ten sposób mogą trwać małe narody, sła-
bo lub wcale nie rosnące w liczbę, a o jędrnej, wysokiej kut-
iurze.
SKARGA PRZED BYCZKIEM
Ale i takie idealnie panujące nad sobą społeczeństwo nie
może zapędzać się za daleko z tą małą liczbą dzieci. Gdyż „na-
wet w umiarkowaniu trzeba być umiarkowanym" <5 '). Chodzi
o to, iż gdy liczba ludzi u złego sąsiada będzie rosła, to naród
pokojowy, który owo zjawisko zlekceważy, może zostać znisz-
czonym, chociażby stale zachowywał najwyższą jakość. Musi
więc na wszelki wypadek rosnąć w liczbę.
Bez liczby ani rusz.
Gdy w dodatku naród pokojowy pragnie nadawać ton
światu, musi być możliwie liczny. Liczne narody pokojowe za-
pewnią pokój światu. I ku temu idzie: bo Kainowie nie chcą
mieć dzieci świadomie. Karnowskie narody wymrą.
Podobnie: zasobny w liczbę naród pokojowy musi wywie-
rać możliwie najzdrowszy wpływ na życie świata,- inaczej, zacz-
nie się cofać, ...w liczbie. Albo, albo. Wszędzie ta „liczba".
Pocieszał się w roku 1798 Anglik M dihus, iż choć z ko-
nieczności można obniżyć stopę życiową cło poziomu Chin, by
wyżywić więcej ludzi, to jednak podobny przewrót jest niewy-
konalny 0 -). o ile jednak Anglicy chcą przez cały czas rządzić 500 mi-
lionami ludzi i to demokratycznie, to muszą planować co naj-
mniej 300 milionów Anglików, a nie 46.
A więc panowanie i planowanie. Planowanie i panowa-
nie. A panowanie nad sobą zależy od tego, czy się najpierw
ogląda w człowieku te możliwości, które daje dusza, czy te,
które daje ciało.
„Dans le verilable amour, c'esi 1'óme, qui enveloppe le
corps" — mówią Francuzi. Kto ma szlachetne oko, ten, obcując
«0) Carrel, 232-2*2.
#1) Cheałerton.
*2) Krzyżanowski, W.
89
z człowiekiem, wpierw widzi duszą, nim dojrzy ciało - w narze-
czonej, w małżonce, w dziewczęciu, w człowieku. W jawno-
grzesznicy. Tak właśnie spojrzał Chrystus na Magdaleną: i to ją
nawróciło.
Przechodzimy w coraz większej liczbie dziedzin — z in-
stynktu na rozum. Z nieświadomości na świadomość. Z rządzo-
nych - na rządzących sobą, na społeczeństwo, które w spra-
wach zasadniczych chce jednego świadomie. Na tym polega
posięp. Dopiero takie społeczeństwo jest narodem. Pozostałe
społeczeństwa też mogą chcieć jednego, ale skłonić je może
do tego tylko bat rządowy.
„Byczku, byczku! - mówił z płaczem młody chłop do
rozigranego cielęcia - nie skakałbyś, gdyby cię tak ożenili jak
mnie".
Takim chłopkiem, którego „żenią", z kim chcą, jest społe-
czeństwo nie panujące nad sobą: stadne. Człowiek tu może po-
skarżyć się najwyżej cielętom. Ludziom — nie, bo podsłucha
gestapo, i wsadzą malkontenta do obozu dla dobra państwa łub
wysterylizują dla dobra rasy. Wprawdzie w takim społeczeństwie
stadnym dzięki pensjom rodzinnym i propagandzie mogą zdo-
bywać się małżonkowie na więcej niż jedno dziecko, ale żadna
pensja i propaganda nie spowodują tego, by małżonkowie sa-
mi chcieli żyć zgodnie z naturą i by wydawali na świat każde
poczęte przez siebie dziecko. W takich społeczeństwach po-
życie małżonków tylko wtedy mogłoby być zgodne z naturą, je-
żeliby małżonkowie panowali nad sobą. Ale gdy będą pano-
wali, rosnąć w nich będzie świadoma wola żyć etycznie, to zaś
rozwali dotychczasową społeczność stadną kierowaną wyłącz-
nie przez urzędników i społeczność panująca nad sobą zamieni
się w naród: prz ■’ lei się na społeczność nie przez urzędni-
ków „uspołeczni , ną", ale rozwijającą się od strony sumienia —
dobrowolnie-ofiarnie. Zdrowe tedy życie małżeńskie, zdrowe
świadomie, choćby stado przeksz ! ałca w naród.
Racjonalizacja każdej dziedziny prowadzi albo do znisz-
czenia działających w niej przyzwyczajeń i instynktów, albo do
uetycznienia tychże przyzwyczajeń oraz instynktów świadomie;
a wraz z tym albo do coraz zupełniejszego uzależnienia ludzi od
urzędników, chociażby do tego czasu społeczeństwo było na-
rodem (ku temu dziś kroczy Anglia); albo do emancypacji
wszelkich dziedzin życia: do narodu, do życia świadomie kon-
struowanego przez ludzi dobrej woli, chociażby społeczeństwo
było dotychczas stadem. Epoka świadomego dawania życia,
w którą dziś wchodzi ludzkość, przyspiesza błyskawicznie pro-
ces krystalizowania się społeczeństw w narody świadomie wolne
90
oraz z drugiej strony w narody upaństwowione: świadomie
stadne.
Tu racjonalizacja zgodna z naturą, tam racjonalizacja
urzędnicza... i wymarcie.
Co kto woli?
JAK W BAJCE
Racjonalizacja dosięgła rządzenia państwami. Politycy
spostrzegli nagle, iż państwo niekoniecznie musi żyć z dnia na
dzień: iż może mieć „płodozmian". Na początek wprowadzono
,, pięciolatki".
Do niedawna kpiono z zakonników, iż już za młodu myślą
o tym, co się z nimi będzie działo przez całą wieczność, i odpo-
wiednio do tego wybierają powołanie na całe życie, tymczasem
teraz wszyscy chorują na myślenie o przyszłości. Mnożą się prze-
powiednie o końcu świata. Już są powieści o końcu świata. Ko-
niec świata będzie teraz coraz modniejszy.
Odkryliśmy nową Amerykę: przyszłość. I to we wszyst-
kich dziedzinach. Wprawdzie i do tego czasu myślano o przysz-
łości, ale samolubnie: każdy człowiek miał jakiś plan na całe
życie, ale tylko na swoje życie. Natomiast człowiek współczesny
spostrzegł przyszłość społeczeństw. Jest to najbardzej wstrzą-
sające zjawisko w dziejach.
Przyszłościowcy mają głos. Ciekawe...
Co też wybierzemy? Jaka nasza... przyszłość? Na ile pod-
dawać się będziemy ślepemu fatum? Na jak długo będziemy
planowali: czy ciągle na pięć lat i na... jedno dziecko?
W przyszłości nie dadzą się pomyśleć społeczeństwa nie
mające planu na stulecia. A wraz z tym idą czasy upowszechnie-
nia dyscypliny dobrowolnej na miarę... zakonną lub czasy
terrorów koszmarnych. Ciekawe.
Kto na jakim terenie będzie miał plan, ten będzie tam rzą-
dził. Bo kto na jakim terenie ma plan, ten rządzi. I im na dłużej
ma plan, tym dłużej rządzi. Strach pomyśleć, co też będzie, gdy
narody będą planowały.
Myślenie o przyszłości, to przewrót nad przewroty. Cóż za
ładunek ma ta idea! Właśnie narody świadome tym będą góro-
wały nad społeczeństwami stadnymi, iż w narodach każdy czło-
wiek będzie myślał o przyszłości, a w faszystowskich państwach
stadnych, tylko grupka ludzi. Co za bogactwo myśli w pierwszym
91
wypadku, a co za ubóstwo w drugim! Jeszcze niedawno śmiano
się z zakonników, iż lak bardzo dbają o panowanie nad sobą,
a teraz wszyscy będziemy się starali o tę sztukę. Kiedyś tylko
zakonnicy czytali i pisali, rycerze uważali to za... koszmar teolo-
giczny: dziś nie ma rycerza bez tej sztuki, nie ma dziecka nawet.
Postęp polega na tym, iż coraz więcej przyjmuje się od zakonów.
Kapitalne.
Najlepiej to widać, gdzie liczba spraw, w których wszyscy
muszą chcieć jednego, ogromnie wzrasta, a będzie tym bardziej
wzrastała im bardziej będziemy planowali. To znaczy im mniej
poddawać się będziemy ślepemu fatum.
— Na przykład?
Na przykład. Wszystkie rzeki wylały: jak w Chinach. Same
trzęsienia ziemi: jak w Japonii. Co robić? Planowanie wymaga
wtedy, żeby zmniejszyć urodzenia do minimum: więc wszystkie
małżeństwa przechodzą na wstrzemięźliwość, a wszystkim mat-
kom, co wydają na świat dzieci poczęte w poprzednim okresie,
wszyscy spieszą z pomocą.
— Czemu?
Bo wszyscy panują nad sobą. I współpracują. Jak w za-
konach.
Albo: na całym świecie nie chcą naszych pieniędzy. Dla-
tego rodacy masowo szukają dolarów. Ale rząd ogłasza, iż na-
sza waluta ma stać jak mur. Więc naród wraca do złotówki na
poczekaniu.
— Dlaczego?
Bo panuje nad sobą. Wyrzeka się z zaparciem osobistych
korzyści. Bierze z euforią wspólny krzyż na ramiona. Jak w za-
konach.
Albo. Bombardowanie. Połowa wsi i miast zburzona, w Gre-
nadzie zaraza. Wszędzie mikroby i pociski rakietowe. ale naród
nie płacze, a walczy jakby nigdy nic.
— Czemu?
Bo panuje nad sobą. „Cierpienie, być może, jest prowadze-
niem najbardziej treściwego życia" (Alfred de Vigny). Cierpie-
nie: zbawienie.
Albo. „Perkaliki! Perkaliki!" — wołają przemysłowcy. „Po-
pierać wyroby krajowe!" — nawołują megafony. Więc natych-
miast wszystkie panie przechodzą na perkaliki, a kto żyw — na
wyroby krajowe. Jak w bajce. Jak w zakonie.
— Dlaczego?
Bo kraj panuje nad sobą.
92
Albo. Prowadzimy wojnę, i nie chcemy powiększać chorób
wenerycznych, więc żołnierze zachowują obyczajność, a dziewi-
ce się szanują, tudzież żony oficerów z „oflagów".
— Czemu?
Bo panują nad sobą. Jak w za...
Albo.- Ktoś chce się żenić, a nie ma pieniędzy. Niech pięć
lat poczeka. Nic to narzeczonym nie zaszkodzi. o ile panują nad
sobą.
Albo. Wiadomo, iż dziś zcentralizować przemysł, to to sa-
mo, co oblec czerwone portki, a na czapce zawiesić lusterko,- gdy
się idzie na front: nieprzyjaciel z daleka zobaczy takiego ryce-
rza, i ustrzeli.. ale jak zdecentralizować przemysł wojenny na
każdą chałupę? Wprawdzie tak zdecentralizowany przemysł
zapewnia narodowi maksimum bezpieczeństwa, kultury i higie-
ny, ale też wymaga od. każdego obywatela taki przemysł naj-
wyższej kultury technicznej, gospodarczej i heroicznej współ-
pracy od całej wspólnoty narodowej. Mimo to rząd planuje ta-
ki przemysł, i wszystko mu się udaje.
- Dlaczego?
Bo zcentrali.zoi.wany przemysł może mieć i horda, ale 'zde-
centralizowany na każdą rodzinę może mieć tylko naród o he-
roicznym panowaniu nad sobą. .Naród: zindywidualizowany do
maksimum i monolit jednocześnie: Jak w zakonach.
Albo. Wiadomo, iż wielu tych, co chcą mieć więcej
dzieci, musi się zgodzić na uboższy tryb życia, niż ci, co nie
chcą dzieci. Miliony tedy małżeństw obierają ubóstwo. Świado-
mie. Dobrowolnie. Ale zarazem chcą żyć pełnią kultury. Więc
tworzą kulturę ludzi ubogich, wszechstronną kulturę, której do-
tychczas świat nie widział wśród ludzi świeckich. Bo na ubó-
stwo żeśmy dotychczas tylko się godzili, jako na zło konieczne,
ponieważ w gruncie rzeczy każdy z ludzi chciał być milionerem.
Innymi słowy świat miał dotychczas tylko bogaczy: prawdzi-
wych bogaczy łub kandydatów na bogaczy. Natomiast wszech-
stronna kultura i dobrowolne, świadome ubóstwo, to coś zupeł-
nie nowego w życiu rodzin ludzi świeckich. Jak w zakonach.
Wolę prostego chłopa, który panuje nad sobą,- ; niż taki
uniwersytet ludowy, który nie uczy tej sztuki. Wolę Sfornegac e,
niż Niesforne. Czy ci, co kończą uniwersytety ludowe i robotni^'
stają przez cały czas w świat chłopski i proletariacki, czy też wyradzają
cze, mają potem w małżeństwie wiele dzieci: a ‘więc czy wra-
93
się w czeredę wymierającą, jednodzieckowa? W Gać Sforna, czy
Niesforną 63 ) ?
Właściwie już odbył się koniec świata: tego bezpla-
nowego.
Tak jak skończyło się małżeństwo bez planu co do liczby
dzieci.
63) Autor abstrahuje od tego, jak wychowywano do małieńsiwa w uniwersytecie
w Gaci, gdy* nie
94
Część dziewiąta
SUMIENIE MOCARSTWEM
SUMIENIE
MOCARSTWEM
HEREZJA NAD HEREZJAMI
Obecnie, w czasach świadomego ojcostwa i macierzyń-
stwa, nawrócić kogoś na katolicyzm, to nauczyć go panować
nad sobą.
Skoro ma Pani męża bez kultury panowania nad sobą, to
znaczy, iż dostała Pani powołanie misyjne: nawrócić go do pa-
nowania nad sobą.
Jeżeli ma Pan żonę bez kultury panowania nad sobą, to
znaczy, iż trzeba ją ćwiczyć w panowaniu nad sobą: jest Pan jej
misjonarzem. Taki los!
Do kościoła? ha Mszę? - Owszem: raz na tydzień, lub
raz na dzień, ale kultura panowania nad sobą — sto razy na
dzień i na noc, nieustająco, w domu i na mieście, i na wsi, bez
wytchnienia! Inaczej, runie katolicyzm i Pani, i Pana, i tego jed-
nego, czy dwojga dzieci, które Państwo pragną zbawić.
Sprawa wygląda jasno. Dziś prawie każde małżeństwo
ogranicza liczbę dzieci. Ale onanizm małżeński jest grzechem
ciężkim i ci, co dzięki tego grzechu ograniczają liczbę
swych dzieci, o ile nie postanawiają zmienić żvcia, to gdy idą
do spowiedzi, nie dostają rozgrzeszenia. Tym bardziej go nie
otrzymują, gdy zabijają dzieci. Unikają więc kościoła, księdza.
Aż zaczyna im się zdawać, iż oni postępują mądrze, lvlko Koś-
ciół nakazuje głupio. A jak tu należeć do głupiego Kościoła!
Wreszcie w godzinę śmierci się kajają. Ale żeby to chociaż
w godzinę śmierci zwołali swe dzieci i powiedzieli: „Nie bądź-
cie neomalluzjanami!". Tacy ludzie i takie narody katolickie ro-
bią z Kościoła - bractwo dobrej śmierci i towarzystwo pogrze-
bowe.
Teraz indyferentyzm, afeizm, masonizm, anarchizm itd,
itd. - są pochodzenia małżeńskiego.
Być może, iż dotąd wystarczyło, by Kościół pozyskiwał
jak największą ilość wyznawców, by jak największą ilość ludzi
97
chrzcił. Dziś łrzeba jednocześnie jak największą ilość katolików
pozyskać do ćwiczeń w panowaniu nad sobą. Taka nowa Propa-
ganda Fide. Bo kto uprawia onanizm małżeński i dzieciobój-
stwo, ten prędzej lub później odpadnie od Kościoła. Nie było by
Francji masońskiej, gdyby nie było Francji prezerwaiywnej.
Francję nawróci len, kto nauczy małżonków francuskich pano-'
wać nad sobą.
Parafianie mówią: „Chcecie, kapłani, byśmy zachowywali
wstrzemięźliwość małżeńską? Chcecie, byśmy mieli dzieci?
O, co to, to nie! We wszystkim możemy słuchać Kościoła, ale
nie w tym, by mieć dzieci, ani nie w tym, by panować nad'
sobą".
I gotowi są parafianie obu półkul jeszcze raz iść na piel-
grzymkę, corocznie ślubować na cudownym miejscu, należeć
do bractw i akcji katolickiej, fundować świątynie, sprawiać no-
we obrazy na ołtarze, żyć dobrze z proboszczem, a choćby da-
wać dziesięć razy więcej na tacę, byleby mieć dziesięć razy
mniej potomstwa.
Po co chować głowę w piasek? W Kościele dojrzewa no-
wa herezja i to nie na płaszczyźnie tego, w co wierzyć, ale na
płaszczyźnie tego, jak praktykować nakazy etyczne w pożyciu
małżeńskim. Kto się dziś będzie kłócił o dogmaty! Ale — o ży-
cie według dogmatów: każdy. Tyle, iż nikt jeszcze lej nowej
herezji nie zorganizował w wyznanie, bo lo i wstyd lakie pas-
kudztwo tworzyć formalnie..; z kapłanami... biskupami. BrrrL.
Ale choć wyznania tego dotychczas nie za-ejeslrowano,
ma ono nieprzebrane tłumy entuzjastycznych, „praktykujących"
je wyznawców... w Kościele Rzymskokatolickim.
Widzimy więc tragikomiczne sytuacje. Do zawarcia mał-
żeństwa jeszcze niejeden żyje po katolicku, ale po żeniaczce jest
coraz więcej takich, co nawracają się... na „protestantyzm" bez
żadnych specjalnych misyj — na drodze niezgodnego z naturą
pożycia małżeńskiego.
Również ani styl życia, ani wspólny stan laski nie wiążą
już takich rodziców z dziećmi. Dzieci w najlepszym wypadku
praktykują etykę katolicką, ale tylko dopóty, dopóki same nie
wstąpią w związki małżeńskie,- rodzice zaś praktykują onanizm
małżeński i dzieciobójstwo - od czasu zawarcia ślubu. Pęknię-
ty dzwon...
Zapytajcie o „wyznanie wiary” na tym punkcie - pierw-
sze lepsze dziewczę katolickie, a dowiecie się, jakie ona pod
tym względem pieści ideały-, jaką lo ona będzie semper fidelis,
gdy tylko wyjdzie za mąż!
98
Katolicyzm staje się coraz wyłącznie) „młodzieżowy".
N-: młodzież Kościół może jeszcze liczyć. Dalej, ani rusz!
Formalnie małżeństwa narodów katolickich należą jeszcze
do Kościoła, ale iż praktykują neomalluzjanizm, nie tylko iż
grzeszą ciężko, ale na skutek tych grzechów, nie ma w ich duszy
Koga: źródło nadzwyczajnych sił moralnych 1 ). Nie mają więc
z czego czerpać nadludzkich sił etycznych, jakie są konieczne
lym małżonkom, którzy w czasach świadomego ojcostwa i ma-
cierzyństwa chcą żyć zgodnie z naturą.
W jednych narodach katolickich to masowe nieustające
, wymóżdżanie" się z Łaski — już się dokonało, w innych jest
w robocie. Skutek jest ten, iż w ostatnim półwieczu również i na
pozostałych terenach nie wykazywały narody katolickie więcej
sił moralnych niż protestanci, prawosławni i ateiści. A ponieważ
w dawnych wiekach narody niekatolickie były pod „dumpin-
giem" - wyższej od własnej — moralności narodów kato-
lickich, więc zaczął się w ostatnim półwieczu upadek i tak niskiej
moralności protestanckiej, prawosławnej i bezwyznaniowej.
ZACZĘŁO SIĘ OD TRZEPACZKI
Żyć po katolicku, to dziś wielka sztuka. Kości/l w tej chwili
nie jest dla wszystkich.*, z dorosłych, tylko dla ludzi kultury.
Można być robaczkiem, stróżem, pomywaczkn, albo całe
życie pilnować szaletu, bądź być ministrem — i zarazem można
należeć do żywej części narodu, ale pod warunkiem: posiada-
nia kultury panowania nad sobą.
Tudzież można być głową państwa i śmtordzicć od głowy
(jak ryba), gdy się nie ma kultury panowania nad sobą.
Łuszczyć się będą miliony, setki milionów katolików — na
na ciele Kościoła i odpadać będą w najbliższym czasie od
Kościoła, tak jak odpada łuszczyna z ciała człowieka chorego na
szkarlatynę albo tak, jak się łuszczy groch i bober. Cała wymie-
rająca świadomie część Kościoła - odpadnie odeń. Cała herezja
dziadostwa niekulturalnego odleci, sczeźnie, potworzy „reforma-
cje seksualne" i dżungle... nudyzmu, no i potem świadomie wy-
mrze, wyzdycha. Ale napływać za to będą z całego świata ci,
co będą mieli kulturę panowania nad sobą.
Prawdopodobnie w najbliższym czasie niełatwo będzie
ooganinowi otrzymać chrzest. Kandydat na chrześcijanina wi-
nienby się wykazać, iż umie panować nad sobą: iż ma dobry
1) Por. wyżej w części ,, Cywilizacja o" — zdania o Łasce.
99
trening pod tym względem: taki „katechizm wstępny" - zanim
się go zacznie uczyć o Łasce, Sakramentach, Mszy, Zbawicielu.
Żadnych pereł wieprzom!
Bo najpierw trzeba być człowiekiem, by z kolei zostać ka-
tolikiem. Katolicyzm jest dla ludzi. A ilu jest ludzi w państwie, i
którego budżet roczny przedwojenny wynosił 2 miliardy, a na
samą gorzałkę przepijało się rocznie miliard? Ilu jest ludzi
w miastach, które w tej chwili zabijają masowo niby... z nędzy swe
dzieci nienarodzone i zarazem przepijają miesięcznie setki milio-
nów? Państwowy Monopol Spirytusowy wypuścił w roku 1946
30.000.000 litrów wódki, a w r. 1947 wypuści najmniej 70.000.000
(„Głos Ludu", 20.XI.1946.) W r. 1948 wypuści chyba 140 milionów,
w 49-ym 280, w 50-ym 560 milionów litrów wódki. „Pięciolatka''
— po polsku. Na co liczyłby Polski Monopol Spirytusowy? Że
w najbliższe lata nie będziemy panowali nad sobą choćby tak,
jak zwierzęta. A z alkoholizmem łączy się potworna śmiertelność
niemowląt, potworny wzrost chorób nerwowych, umysłowych,
wenerycznych, choćby „próchnica zębów i bezmleczność matek
dochodzi do bardzo wysokiego stopnia u potomstwa alkoholi-
ków", alkohol choćby w małych dawkach jest w ścisłym znacze-
niu „trucizną dla dziecka" (profesor doktor Szenajch), „główną
przyczyną coraz bardziej rosnących potrzeb Opieki Społecznej
jest alkoholizm". Wybitny spółdzielca francuski Daude-Bancel
orzekł: „Jeśli instytucje demokratyczne nie zdołają zwyciężyć
alkoholizmu, to zostaną przezeń zwyciężone" 2 ). Alkoholizm przy-
spiesza wymarcie narodów.
Od dorosłych kotolików należy wymagać przygotowania
do małżeństwa. Trzeba wprowadzić roczny okres zapowiedzi,
a w całym kraju— czyste obyczaje. W katolicyzmie za łatwo się
ożenić, a za trudno się odżenić.
Wymagać się poza tym będzie, by kandydaci na małżon-
ków przysięgli przed ślubem uroczyście, o ile nie w kościele to
przynajmniej u sołtysa lub burmistrza, iż będą całe życie ćwi-
czyli panowanie nad sobą. Natomiast koniecznie trzeba, aby
młodzi w kościele wobec kapłana składali przysięgę antymaltuz-
jańską. Dopiero potem udzielałoby się im ślubu. Tylko para
uprzednio odwszona z neomaltuzjanizmu — może być małżeń-
2) Budiet P. Polskiego w latach 1928-39 wynosi! 2.8-11.000.000 do 2.475.000.000 (Mały (Maty
r st. 1939. str: 3«2).
Z alkoholizmem łączy się większa śmiertelność niemowląt. U Izraelitów wynosiła
w Polsce 17,73 (na 100 niemowląt), u chrześcijan 31,4. Największa śmiertelność była w wo-
jewództwach... zachodnich (największe spożycie wódki i piwa). Mikołaj Skiba: „Umie-
ralność niemowląt w Polsce", Lwów 1931, $tr«.18 i in.
Końcowe cytaty z Jana Szymańskiego: „Opiekun Społeczny", Warszawa, czerwiec-
lipiec 1946, str. 46-50.
100
siwem. Inne małżeństwo nie jest katolickie: jest świeckie,
zdychające.
Rota przysięgi antymaltuzjańskiej zwróciłaby uwagę no^
wożeńców na to, co dziś wyrosło ponad miłość, wiarę i uczci-
wość oraz co uniemożliwia zarówno miłość, jak wiarę, uczci-
wość i dozgonność. To uzupełnienie roty małżeńskiej pobudziło-
by namysł, zastanowiłoby. U milionów małżonków spowoduje
to, oczywiście, nowe grzechy, ale miliony skłoni do panowania
nad sobą.
Jeśliby się z ową przysięgą antymaltuzjańską nie spieszyło
Kościołowi, trzeba nań wpłynąć. „Kościół jest nasz".-*) Jak nowo-
cześnie, to nowocześnie! Jak eugenika, to eugenika! A zatem:
małżeństwo może zawierać każdy, kto przynajmniej przysiągł,
że będzie się uczył panować nad sobą. Eugenika dobrowolna.
Eugenika ofiary, poświęcenia. Jedyna eugenika, na jaką mogą
się zgodzić katolicy.
W Kościele jest potrzebne sito, żeby zostawiało ludzi,
a usuwało nierogacizną, choćby tę z wyższym wykształceniem.
Za wiele nalazło do Kościoła hołoty bez kultury panowa-
nia nad sobą, dlatego katolicyzm przebiera z nogi na nogę,
spóźnią się o kilka wieków' jak babcia na pociąg, i co zrobi
dwa kroki naprzód„ to dwadzieścia dwa w tył, szczególnie dziś
na tym terenie, gdzie panowanie nad sobą jest najkonieczniej-
sze: w małżeństwie.
Czemu na przykład smarkata tak sie pcha do „rozwodu"?
Czemu on i ona wystają w Konsystprzu? Bo ani on, ani ona nie
mają za grosz kultury panowania nad sobą. („Pokłócili się o to,
czy kupić trzepaczkę. Od tego się zaczęło, moja Pani!’'...).
Czemu on nie może z nią wyżyć? — Bo dzikus. Dlatego też
nie umie jej oswoić. Dzikus nie oswoi dzikusa. Dzikusy się „roz-
chodzą". Niechluje się rozwodzą,
Niechluje we współżyciu
KATOLICYZM PO PROTESTANCKU Wiadomo, iż z obawy bezrobocia i w ogóle z wygody, „w niektórych krajach, zwłaszcza w W. Brytanii, prowadzi się rozległą propagandę za ograniczaniem ilości dzieci. Bierze w niej udział kościół anglikański i różne sekty protestanckie. 3) Powiedzenie Kazimierza Sołtysika. 4) Rybarski (,, Przyszłość gospod. św."), 180. Ułaiwia się zapobieganie ciąży, wzywa się ludzi ubogich, by nie wydawali na świat potomstwa" 4 ). „Kościół protestancki, przy- najmniej w Niemczech nie zajmuje już w tej sprawie żadnego stanowiska. choćby przysłowiowe dawniej bogactwo dzieci w ro- dzinach pastorów protestanckich, zdaje się, zmniejszyło się 1 ' 5 6 ). Tak pisano o Niemczech 20 lat temu. Aliści protestanci, ograniczając liczbę potomstwa, wiedli dzięki temu zbyt łatwe życie. I na tę łatwiznę złakomili się ka- tolicy. Pozazdrościli tamtym wygody, więc zrezygnowali z tych sił moralnych, jakie mogliby zdobywać, gdyby w pożyciu mał- żeńskim chcieli wytrwać w postawie zgodnej z naturą; zrezy- gnowali z tych sił boskich, jakie w tym celu do pomocy mogli mieć od Kościoła. Skapitulowali na skutek tego z wydawania na świat naturalnej liczby potomstwa. Oczarowało ich życie płciowe... po protestancku. Widząc ten owczy pęd owieczek, także ,.po protestan- c.ku" zaczęli duszpasterzować księża katoliccy. I też dla wygody. „Znam całe parafie, informuje mi doskonały obserwator, i to dobre parafie, które zachowały własne szkoły, które mają kon- serwatywne władze municypalne, a które jednak z największym spokojem oddają się praktykom neomaiiuzjańskim, proboszcz bowiem nie ma odwagi, by dotknąć na ambonie tego straszli- liwego problemu. Bezstronna obserwacja faktów pozwala wno- sić, iż liczba tych parafii jest bardzo znaczna" 15 ). „Przez długie lata rzadkimi byli ci księża i biskupi, którzy by się odważyli zamącić egoistyczny spokój tych tysięcy stadeł, które skądinąd cieszyły się nienaganną opinią" 7 ). „Czy Kościół spełnił w tym względzie całą swą powin- ność? Odpowiadam śmiało-, na pewno nie! Ani w kazaniach, ani choćby w konfesjonale" 8 ). „W niektórych okolicach południowego wschodu, gdzie spełniałem urząd kapłański przez dwa lata, la aberacja przero- dziła się, by użyć energicznego wyrazu Huysmansa — w praw- dziwie zbrodnicze lizuniostwo. W konfesjonale najzupełniejsze milczenie, lak ze strony penitenta, jak i większej liczby spo- wiedników, odnośnie do wszystkich spraw płciowych" 9 ). — Na czym polegał „duszpasterski protestantyzm"? Że kapłani nie chcieli się wykłócać, nerwów sobie szar- pać, reszty owieczek odstraszać — i to w dodatku cotaz już 5) Grotjahn, 111. 6) Bureau, 144, 145. 7) Bureau, 472, 8) Bureau, 144, 145. 9) Bureau, 471, 476. 102 częściej, prawdopodobnie, samych... bab jedno - lub dwu- dzielnych 10 ). Gdzieś nawel pono zdarzyło się lak, iż misjonarz, który chciał len lemat poruszyć na misjach parafialnych, musiał od- jeżdżać z kwitkiem, bo proboszcz lego zabraniał. Dopiero na kilka lal przed rokiem 1919 rozpoczęło ducho' wieńslwo ruch kończący z Ichórzoslwem i wygodnictwem. Sa- mych orędzi biskupich wydano 21 - do roku 1919. Episkopat rozdał księżom tolbrzymią ilość broszury, specjalnie napisanej dla spowiedników itd. Fatalnie się spóźniono. — Gdzie lo wszystko było? We Francji. WALKA O INWESTYTURĘ — A u nas? Właśnie, ciekawe, jakie duszpasterstwo miała Wielkopol- ska, gdzie do 1. IX. 1939 r. było najwięcej zjazdów katolickich, kongresów eucharystycznych, pism narodowych i katolickich oraz gdzie... rodziło gię najmniej dzieci 11 ). Albo: jak jest pod tym względem w naszych wielkich miastach, gdzie katolicy już od roku 1931 wymierają? W War- szawie przedwojennej przychodziło na świat 4 razy mniej dzieci r.iż przeciętnie w kraju, a zabijało się 15.000 dzieci rocznie 12 ). Albo: jakie duchowieństwo ma Polska, która teraz cała •wymiera? Małżeństwa wolą nie mieć dzieci, księża wolą milczeć. Ręka rękę myje. Wynik: coraz więcej odstępstw od Kościoła. Mo i coraz mniej księży w katolickiej Polsce... Bo nigdy nie wiadomo, które dziecko ma być księdzem: szóste, pierwsze, czy dziesiąte. o ile się ich unika, lo nie wia- domo, czy się akurat „szczęśliwie" nie uniknęło tego brzdąca, co właśnie miał zostać kapłanem. Opatrzność daje każdemu narodowi wszystkich potrzeb- nych mu do rozwoju ludzi, o ile naród ma wszystkie swe dzieci. Jeżeli w jakiejś „branży" kogoś nam brak odpowiedniego, odpowiedzialnego, czy to na szczytach (papieże, prezydenci, 10) Burcau. 145. 11) Bujalski, 44, 45. 12) Por. Poszwa, 130, Por. Szulc: ,,Ruch nał. ludności” (w Enc. N. Pol.), 711. 103 wynalazcy, organizatorowie, męczennicy idei), czy to na dołach (ergo: dobra służąca); wówczas nie zawadzi przeszukać... śmiet- niki, by odnaileźć owe brakujące światu, czy narodowi, jednost- ki. Albowiem „ludzie genialni są najczęściej nie pierworodny- mi, są dziećmi późniejszymi w rodzinie" (Towner). „Monogamia staje się prawem moralnym na długo przed jego uzasadnieniem fizjologicznym, aby umożliwić wytworzenie się wielkich ras, które wydają geniuszów" (Renan, „Dialogi"). Montaigne, Kartezjusz: to trzecie z kolei dzieci. Michał Anioł, Kromwel, Napoleon, Mirabeau: to czwarte dzieci. Mozart — był piątym, Pius X — siódmym, św. Teresa od Dzieciątka Jezus — dziewiątym, Handel — dziesiątym, Fran- klin — czternastym pętakiem. Katarzyna ze Sjeny, odrodzicielka Kościoła w XIV wieku, była dwudziestym piątym dzieckiem robotnika-garbarza. Któż mógł wiedzieć, czym te dzieci zostaną, nim na świat przyszły! I dziś nie można przewidzieć,, które dziecko będzie miało talenty i jakie będą te talenty, do czego będzie miało po- wołanie, czym będzie. Wiadomo tylko, iż pierwsze dzieci nie należą do najbardzej udanych, odpowiednie bowiem Organa kobiece macierzyńskie dojrzewają do swej doskonałości dopie- ro po wydaniu kilkorga potomstwa. Można więc racjonalizować ilość, nie jakość, bo pod tym względem natura wyprawia hu- morystyczne koziołki. Jedyne wyjście: mieć każde dziecko, mieć wszystkie dzieci. Sprawa ma zresztą aspekt nie tylko cie- lesny, są uczeni utrzymujący, iż „zżycie się mężczyzny i kobiety wpływa na siłę i harmonię progenitury — bo wszakże i rodzice uzgadniają dopiero z czasem swe indywidualności" (Towner). Toteż uderza, iż w diecezjach, gdzie najmniej mieliśmy urodzeń, najmniej było kandydatów na księży. W diecezji pińskiej, gdzie Polacy stanowili elitę kultu- ralną, jeden kleryk przypadał na 14.138 katolików. Podobnie było na całych kresach. W diecezji warszawskiej w dniu 1. I. 1939 wypadał jeden alumn na 17.436 katolików. W diecezji łódz- kiej — jeden na 25.385 u ). Tuż przed ostatnią wojną brak nam było do normalnej ob- sługi narodu 5.000 księży. Na każdy tysiąc katolików — mieliś- my księży dwa razy mniej niż Austria, Australia i Niemcy; trzy razy mniej niż Belgia, Włochy, Irlandia, USA oraz cztery razy 13) ..Szkoła Chrystusowa’*, miesięcznik, Lwów, maj-czerwiec 1939, str. 307-309. 104 mniej niż Hiszpania, Holandia, Kanada’ 4 ). Średnio wypadało na jednego księdza - 2.000 katolików, na jednego zaś alumna - 11.000 katolików 1 ’ 1 ). W tym czasie Holandia miała 1 małego se- minarzystę na 500 katolików i 1 alumna na 1040 katolików. Współczynnik reprodukcji netto wynosił dla Polski w r. 1900 — blisko 1,65; dla lat 1927-28 - 1,24, a dla roku 1937 około 1,1 Czy nie spadała odpowiednio do tego liczba powołań ka- płańskich? Dawniej za starych dobrych czasów, gdy ksiądz siedział w konfesjonale, a penilenlka zaszeptała: „Pośliznęłam się , ksiądz siedział spokojnie, bo wiedział, iż jeżeli doszło do poczę- cia, to ponitentka wyda na świat dzieciątko i basta. Tak bywało za króla Ćwieczka. Sielanka... Atoli teraz są czasy świadomego ojcostwa i macierzyństwa I gdy ksiądz usłyszy: „Upadłam", nie wolno mu siedzieć spokoj- nie. Musi zapytać, czy nastąpiło poczęcie,- a jeżeli nastąpiło, to ksiądz w konfesjonale musi zrobić wszystko, by zapobiec... mor- derstwu. Instytucją z najbardziej kryminalnymi sprawami są dziś nie żadne są okręgowe,- tak było ongi, gdy zbójcy wię- cej zabijali ludzi niż dzisiaj matki Tak samo, gdy mężatka-penitenika zbliża się dziś do kratek trybunału pokuty, .ksiądz mający jasno w głowie, pyta: „Ile duszyczka ma dzieci?" Po czym pyta: „Co duszyczka robi, iż ich nie ma?" Po czym pyta: „A co duszyczka zrobi, gdy da po- czątek życiu, choć tego nie chce?" Bez tych pytań spowiedź dziś nie jest ważna. Jest oszus- twem. Grobem pobielanym. A ksiądz, co w tym grobie siedzi, jest przedpotopowym. Pobożna niewiasta bowiem odszedłszy po spowiedzi od księdza przedpotopowego woła: „Moja pani, na- wet ksiądz się o „to" nie pyta! Moja pani, wolno „to" robić, wszystko wolno!" Sprawa wygląda tak, iż mężatka-onanisika, jak tylko się upewni, iż „poczęła", pójdzie zatłuc swój płód, choć dziś się spowiadała, bo ona z mężem postanowiła: nie więcej nie grze- szyć, tylko- więcej nie mieć dzieci. Podobnie, gdy z tychże upadków spowiada się mężczy- zna, wówczas ksiądz nowoczesny pyta go, co ów mężczyzna zrobi lub co zrobił jako mężczyzna, by w wypadku, o ile zaszło poczęcie, zapobiegł morderstwu własnego dziecka. Chodzi tu przy tym tak o mężczyznę kawalera jak i żonatego. Analogicznie, gdy spowiada się lekarz, sędzia, prokurator, adwokat, akuszerka, pielęgniarka, szarytka, służba szpitalna, 14) ,, Szkoła Chrystusowo”, 30^-312. 15) Toinie, 304 aptekarz, drogerzysla, ba, choćby właściciel kiosku z gazetami, czy papierosami: ksiądz pyta, co każde z nich robi, by zapo- biec dzieciobójstwom i zwyrodnieniom w życiu małżeńskim ich pacjentów i klienteli; w szpitalach, rejonach ich pracy i wpływów, w sądach, w drogeriach, kioskach, w aptekach: czy sprzedają środki przeciw zapłodnieniu? czy sprzedają lekarstwa do zabijania dzieci nienarodzonych? Wszak choćby w kioskach sprzedają dziś środki antykoncepcyjne. Jakieś pielyzmy w konfesjonale, gdy chodzi o te sprawy, skończyły się. Wszystko trzeba unowocześnić. Spowiedź dla świadomie wymierającej części parafii — też! Ksiądz może być delikatny, ale nie za cenę miliona niemowląt, zabijanych co roku przez matki-Połki. Morderstwo i unikanie zapłodnienia, to dziś soółka i zjawisko stałe. Powtarzamy-, dziś nie ma samej rozpusty. Uprzedzić, nie dopuścić do morde r slwa, to obecn'e zadanie spowiednika. Uprzedzić, choćby penitenci milczeli 0 tym, jak żyją w małżeństwie. Ksiądz udający w konfesjonale „greka", naiwniaczka, nie- winiątko, które niby o niczym nic nie wie, co robią w tych cza- czasach małżonkowie i młodzież nagminnie, ksiądz-laluś, ksiądz- ichórz - jest wspólnikiem dzieciobójstw. Każdą żonę i męża unikających zapłodnienia w sposób zwyrodniały, czuć morder- stwem, gdy się zbliżają do konfesjonału. Tymże śmierdzi każda swawolna panna i każden młodzieniaszek-łajdus, niechluj, nie- zdara, nie umiejący panować nad sobą. Ksiądz, co tak na nich patrzy, ma nowoczesną postawę wobec penitentów małżonków 1 niemałżonków. Teraz kapłan w konfesjonale, choćby najdelikatniejszy, choćby z samych nerwów utkany, musi być Hiłdebrtmdem. Bez wyjątku: każdy. W konfesjonale rozgrywa się w XX wieku walka nie tylko c biologiczny byt narodów, ale walka o inwestyturę, o sens istnienia Kościoła. Kiedyś wystarczył do tego jeden, siedzący sobie hen, daleko, w Rzymie - Grzegorz VII. Dziś jego styl obo- wiązuje wszystkich księży. Tego wymaga era świadomego ojcostwa i macierzyństwa. Im bardziej księża milczą, by nie drażnić, tym mniej mło- dzieńców ofiarnych chce zoslać kapłanami. Bo księża im wtedy nie imponują. To nieprawda, iż ludzi młodych pociąga tylko to, 1 co łatwe. Młodość, to nie... protestantyzm. Przeciwnie, są młodzi ludzie, co szukają powołań najcięższych, a takim jest powołariie duchowne. Gdy młody człowiek widzi księży bylejakich, nie domyśla . się, iż kto jak kto, ale ksiądz może być herosem i to na miarę 106 najwyższą. Mógłby się tego snadnie dowiedzieć, mając pod ręką księdza bohaterskiego. Ale gdy takiego nie widać, młodzi chło- pcy wolą iść na lotników niż na kanoników. Albowiem kogo z młodych ludzi może porwać należenie do klasy ludzi wszyst- kiego się bojących? I to stanowi drugi powód braku powołań. Ale jest i trzeci powód: to histeria płciowa dzisiejszej kul- tury wymierających narodów. W smrodzie „niemocy" panowa- nia nad sobą - nie mogą dojrzewać powołania wymagające tak wybitnej inteligencji i heroizmu, jak powołania zakonne i kapłańskie. ALKOWA I ŁASKA Zbliżamy się do jądra rzeczy. Co zrobić, by małżonkowie żyli zgodnie z naturą? jak tratić z etyką do alkowy? Przez sumienie. . . Sumienie urasta w naszych czasach na pierwszorzędny czynnik w życiu tych narodów, które nie chcą wymrzeć, które chcą żyć: które w pożyciu małżeńskim chcą postępować świado- mie zgodnie z naturą. Małżonkowie muszą sami chcieć żyć zgodnie z naturą. Małżonkowie musz$ być wrażliwi na glos Boga w ich sumie- niach. Ne wewnątrz człowieka trzeba rozbudować Kościół i na- ród. Albo sumienie na usługach Boga, albo Krupp na usłu- gach... gestapo. — A od czego zależy siła moralna sumienia? Od tego, na ile człowiek umie na wewnąrz siebie współ- pracować z wartościami i energiami Boga: z Łaską 11 ’). Bo wartoś- ci i energie ludzkie, to za mało, by żyć moralnie. W czasach Hitlerów i Himmlerów, nadłortec i bomb atomowych nie możo- żerny mieć sumień uzbrojonych... w kije! Same siły ludzkie, to kpiny z tych potrzeb, jakie ustawicznie, a zwłaszcza w sytuac- jach najcięższych, niesie życie. A czy dziś do najcięższych obo- związków nie należy żyć w małżeństwie zgodnie z naturą i w na- stępstwie tego — mieć i wychowywać gromadkę dzieci? — A co to jest Łaska? Są jej dwa rodzaje. Jedna pomaga wykonywać każdy obowiązek tak, jak tego Bóg wymaga, choćby obowiązek był najcięższy. Ta Łaska jest uczynkowa. I pozostało druga Łaska. Nazywa się uświęcająca. Ta znów czyni człowieka uczestnikiem w naturze Boga, czyli pod- 15) Por. 10, co jesi o lasce w części IV. 107 nosi człowieka na poziom dziecka Stwórcy 17 ). W stanie Łaski uświęcającej jest każdy chrześcijanin, o ile nie ma na sumieniu grzechu ciężkiego. Przed człowiekiem mającym w sobie Łaskę uświęcającą stoją nieograniczone możliwości rozwoju moralnego. Właściwie, odkąd człowiek ma wyjątkowo łatwy dostęp do jednej i drugiej Łaski, czyli od czasu założenia Kościoła, przestał istnieć problem niemocy moralnej, jako czegoś nie- przyzwycięźalnego. Wystarczy bowiem umieć obracać tymi wartościami i tym kapitałem energetycznym, jakim jest Łaska, aby 'móc rozwiązywać etycznie, po katolicku każdą sytuację ma- jącą charakter moralny,- choćby sytuację wymagającą sił nadlu- dzkich, a cóż dopiero ludzkich! Dlatego myli się katolik, gdy mówi, iż „nie może" czegoś wykonać moralnie. Wiemy zaś, iż Bóg nakazuje w małżeństwie żyć zgodnie z naturą, czyli nakazuje w następstwie takiego życia — mieć tyle dzieci, ile ich przychodzi na świat w sposób natu- ralny 1 *). Tak samo wiemy, iż małżonkom, którzy z ważnych po- wodów nie chcą mieć dzieci, pozwala na to Bóg, ale wymaga wtedy wstrzemięźliwości małżeńskiej. Za wiele nabajano nam o płciowości, a lak mało mówi się o Łasce. Tymczasem kooperacja z Łaską, to moc ; to stan mocy. Tym samym kooperacja z Łaską, to panowanie nad sobą, nad naturą, nad światem. Imperializm. Poza Łaską jest niemoc, także... rodzicielska. Nic dziwnego, że ludzie rasy białej, nie spożytkowując Łaski, nastawiają się na niemoc. Właśnie świadoma bezdzielność wyrażała zanik najważ- niejszej siły narodów: moralnej. A raczej nie zanik, tylko nie- chęć starania się o siły moralne i potęgowania ich. Ludzie rasy białej stają się od jakiegoś czasu coraz bar- dziej wysportowani, coraz bogatsi i zarazem coraz mniej mogą moralnie. Na długo przed osławioną przedwojennną falą kryzysów, aż do kryzysu 1939-45, rozpoczął się krach moralny lu- dzi rasy białej. Dlatego możliwości ludzi białych kurczyły się. Ideą naczelną, Bogiem ludzi białych stawała się wygoda, kon- sumcja, przeżuwanie. D-ziągwa. Jeżeli przyrównać wartości i energie, otrzymane w Łasce, do kapitału, można rzec, iż ani człowiek, ani naród nie są zdolni tyle ich wydać, ile ich mogą otrzymać. Najwięcej zaś Łaski 17) Teiuiuercy. I, 95-107, 113-119. t$) Pius XI, „Encyklika o małż. chr*.", 30-39. 108 otrzymuje się, postępując etycznie tak, jak każe Kościół, i uczes- tnicząc we Mszy i Sakramentach. Zdumiewano się w latach 1939-45, gdy patrzono na Polki wysiedlone, wywiezione z maleńkimi dziećmi, jak w straszli- wych warunkach znajdowały siły nadludzkie, by pełnić obowiąz- ki matki do ostatniego tchu. Skąd brały tę moc? — Ach! one ją dostały już dawno: gdy zawierały małżeństwo,- albowiem Sakra- ment małżeństwa, to posag sił Boskich dla męża i żony na naj- trudniejsze sytuacje życiowe. Sakrament ten daje „siły nadprzy- rodzone do wiernego, świętego i wytrwałego wykonania obo- wiązków i zadań swych aż do śmierci" 19 ). „Wszystko mogę w tym., który mnie umacnia": w Jezusie Chrystusie 20 ). „Teresa sama nie moż> nic, ale Teresa i Chrystus - może wszystko" 21 ). Oto aksjomaty z zakresu fizyki... Łaski. Posag sił Boskich. Panna bez posagu w naszej epoce, to ta, co nie bierze śiubu sakramen- talnego. Nie dostaje posagu od Boga. Jest zdana na własne siły. Biedaczka. Otóż ciekawe, iż na ogół spośród ludzi rasy białej naj- pierw zaczęły unikać dzieci te narody, które sobie zmieniły ety- kę na lżejszą od tej, jakiej wymaga Kościół: protestanci. Cieka- wsze, iż protestanci obniżyli żądania etyczne od małżonków: bo uznali rozwody. Cofnęli więc rozwój sił społecznych, bo rozwo- dy fo przekonanie, żte choćby dwoje ludzi nie może wyżyć z sobą przez całe życie. choćby mąż z ...żoną. — Ale skąd się wzięła Łaska? Wyjednał ją Chrystus. 22 ) I umieścił jej źródła najobfitsze w Kościele Rzymskokatolickim. Dlatego żyć po katolicku, to żyć w stylu mocy. ale kto o tym wie? O niemocy... płciowej i „problemie" seksualnym pożera każdy z wyciągniętym ozorem już od maleńkości całe tomY/ bp każda kulturalna mama, no i tata, muszą mieć tę „ewan- gelię" na biurku, a z onej „ewangelii" uświadamiają się łapczy- wie Jurek i Halszka. ale który z kulturalnych impotentów czytał — też od maleńkości i też umie na pamięć, i leż ma stale na biur- ku — laki na przykład „Dogmat Łaski" M. Morawskiego, czyli — dogmat o mocach boskich w człowieku? 23 ) Ilu „światłych" obywateli w Państwie Królowej Korony Polskiej znało to dzieło? 19) Pius XI, ,,Enc. o małż; chrz/\ 24. 20) Filip,, 4, 13. 21) Święta Teresa z Avila. 22) Tanąuerey, ł. I. 96 i in.; Morawski Marian, 103. 23) Kraków, 1924. Albo: Stanisław Adamski: , .Łaska Boża", Kraków 1924, 2 I. 109 Czego więcej w bibliotekach rodzinnych, publicznych,; pedagogicznych: niemrawych ksiąg o niemocy człowieka wd*' bec problemu płciowego, czy o Łasce? Czy io biblioteki impotentów, czy mocarzy woli? ENERGIE, KTÓRE CIĄGLE ROSNĄ Sojusz: Łaska-moc, io szczęśliwa dla nas okoliczność. Wy- starczy iylko sięgnąć po środki dawane przez Kościół i umieć je przekształcać jak boski węgiel w energie najżywotniejsze. Czas się poznać na przydatności doczesnej Kościoła. Mu- simy wreszcie nauczyć się korzystać z tego, iż jesteśmy katoli- kami. Mamy wprawdzie fatalne położenie geopolityczne, ale po- łożenie moralne — wspaniałe. Należymy do Kościoła Rzymsko- katolickiego, w którym Chrystus do szaleństwa szafuje swą mocą. Ba, wystarczy, iż Polak jest na tyle człowiekiem honoru, iż w każdym dniu w ważnych sprawach reguluje swe postępo- wanie według norm katolickich, żeby dzięki temu mógł z samym Chrystusem związać się bezpośrednio: własną krew z Jego krwią łączyć - i to codzienie przyjmując Go w Komunii. Jest to nobili- tacja krwi narodowej w sposób najdostojnieszy. Dzięki temu ca- ła żywą część narodu - od starców do pacholąt - może wiązać to, co jest w niej najbardziej polskie-, krew i dusze - z Chrystu- sem. Czy jest coś bardziej odmładzającego nasz typ fizyczny, coś bardziej uszlachetniającego naszą psychikę, coś doskonalej regulującego nasz styl bycia, coś bardziej podnoszącego naszą godność i potęgującego naszą moc, niż ta codzienna transfuzja krwi Boga-Człowieka — w żyły narodu? „Eucharystia, to przede wszyskim Sakrament działania Chrystusowego... On pozostaje obecny w duszy, by pracować i działać, przychodzi ze swoimi narzędziami,- chce, by Mu zaofia- rowano szeroki warsztat pracy" 21 ). Czy są granice możliwości dla tej części społeczeństwa, gdzie codziennie wszyscy przyjmują Komunię? Czy to nie jedna z cech przyszłej kultury polskiej : owo współżycie codzienne każ- dego Polaka i Polki — z Panem świata? więź, sojusz narodu - z Chrystusem na śmierć i życie? Czy jest ktoś, o kim można by mówić, iż przyszedł do używania rozumu, o ile mając tę okazję, nie korzysta z niej? Czy jest naród, który można posądzać o mą- drość, o ile nie wykorzystuje lej gigantycznej możliwości pos- tępu, potęgi i szczęścia? 24) Dobrzyńska -Rybicka : , .Zadania świało kobiecego wobec rodziny” (Rodzina, izina, praca zbiorowa), 454 no Jakże pociesznie wyglądają wobec takiego społeczeństwa te narodki, co to nie mają choćby tyle siły, by żyć w małżeństwie po katolicku! Przed każdym tedy katolikiem stają w każdej chwili nie- ograniczone możliwości rozwinięcia własnej mocy moralnej, bo w każdej chwili i cokolwiek czyniąc, może katolik i maksymalnie pozyskiwać i maksymalnie wprzęgać do swoich energii i war- tości — energie i wartości Boga, czyli Laskę uczynkową i Łaskę uświęcającą. W ten sposób może naród i akumulować swoje energie duchowe w nieskończoność i użytkować je oraz ujawniać w tej- że mierze. Energie zaś i wartości moralne mają dziwną włas- ność: im bardziej się ich używa, tym one bardziej rosną. Im bardziej się z Łaski czerpie, tym zdobywa się jej więcej. „A po- wiadam wam, iż każdemu, który ma, będzie dane i obfitować bedzie, a temu, który nie ma, i to co ma, odjęte mu będzie" (Łuk. 19, 26 ). Ta codzienna boska gimnastyka lak wzmocni muskulatu- rę moralną żywej części narodu, lak podniesie jej godność, tak rozszerzy jej horyzonty i taką da jej niezależność od słabeuszów i karłów, iż choć pójdzie na nas fetor z całej samobójczej części naszego narodu i z oalego wymierającego świata, żywa część narodu stworzy własny, zdrowy tryb życia. Podobnie pierwsi chrześcijanie po walce z panującą wówczas modą (bezdziet- ność), z panującymi prądami (nagość, niemoc płciowa i umy- słowa: starożytne ignoramus et ignorabinras 25 ) wyrąbali swym heroizmem chodnik do zapanowania zdrowej postawy etycznej w życiu świata. Używali najstraszliwszej broni.- przemocy mo- ralnej. Idą czasy wprowadzania w życie Przykazań: urzeczywist- niania chrześcijaństwa nie tylko w zakonach, ale od krańca do krańca ziemi. Przyśpiesza te czasy ta część ludzkości, co sprzeniewierza się naturze i co dlatego świadomie chce czym prędzej wymrzeć, bo wymierając robi na gwałt miejsce dla tych, co świadomie chcą żyć, tymi zaś w czasach świadomego ojcostwa i macierzyń- stwa mogą być jedynie ci, co pragną zostać wiernymi naturze i co dlatego współpracują z Łaską: co są pełnymi ludźmi i peł- nymi chrześcijanami świadomie. W nadchodzących czasach tyl- ko Łaska uratuje naturę. I z kolei w życiu małżeńskim tylko na małżeństwach wiernych naturze można szczepić Łaskę. 35) „Cala Italia tak była vyczerpaua, żt w młodzieży byl zaledwie cieft żyda", Juvenal, Sat. VT. 294-297. Z Fuerda, 307. HI NARODZINY NA NIEBIOSACH Coraz bardziej nie sprawa wiary, ale sprawa życia według wiary - slawać się będzie najważniejsza. Zostawimy kłopot o to, czy wierzyć, czy nie — wymierającemu światu. W ten sposób wyjdzie chrześcijaństwo z opłotków. Toteż przestarzały jest dziś taki powieściopisarz katolicki, który opowiada, jak to ktoś przy końcu życia prześliznął się do wiary i na tym kończy... współczesną powieść o życiu katolickim. Ciekawi bylibyśmy, jak kto zaczął żyć właśnie odtąd, kiedy się nawrócił, a zaciekawiłoby nas piekielnie, jak też żył od czasu, gdy się ożenił (w dzisiejszych czasach). Bo tylko wy- mierająca część Kościoła urządza się po katolicku dopiero w ostatniej godzinie życia i to po najgorszym życiu. Żywa część Kościoła urządza się i musi się teraz urządzić w całym życiu po katolicku. Chrześcijaństwo, to życie. To wierność naturze. Widać to jaskrawo w małżeństwie. Małżeństwo kwitnie dziećmi, gdy postępuje po katolicku. Jest wtedy trwałe, zwarte; gdy zaś żyje po pogańsku, wymiera i z powodu lada bzdury się rozłazi. Kto staje potężniej po stronie natury, po stronie życia, niż Kościół? Czy nie Kościół strzeże najczulej życia ludzkiego od chwili po- częcia? Kto prócz Kościoła broni dziś naród polski od praktyk antymacierzyńskich: od wymarcia? Lecz najbardziej życiowy, żywotny, życiodajny, energe- tyczny, witalny, żywiołowy jest Kościół w rozdawnictwie Łaski. Tylko ci, co są w sianie Łaski uświęcającej, mogą korzy- stać z Boskiego dynama, jakim jest Łaska Boża, mogą więc po- sługiwać się energiami nadludzkimi, władni są wtedy wydawać z siebie maksimum energii w sposób maksymalnie doskonały. Tylko zarazem ci, co są w stanie Łaski uświęcającej, należą do świata żywych w znaczeniu nadprzyrodzonym, najistotniejszym, bo w nich przebywa Trójca Święta. Ci też tylko idą do nieba, w których w chwili śmierci jest Trójca Święta 26 ). Stan Łaski uświęcającej jest tym warunkiem pierwszym, któremu człowiek musi odpowiadać, by miał dość sił moral- nych, aby żyć w małżeństwie po katolicku. Gdy zaś naród we wszystkich ważnych sprawach postępuje po katolicku, wów- czas spełniany jest pierwszy warunek, który naród musi dawać, małżeństwom, by te mogły swobodnie żyć po katolicku. Swo- bodnie, nie nadludzkim wysiłkiem. Dlaczego? Bo naród wy- twarza wtedy siyl życia sprzyjający temu, by wszyscy prakly- 26) Tar*querey, T. I. 116-119. 112 kowali etykę katolicką lam, gdzie to wymaga najwięcej ofiary i dzielności. Osobisty stan Łaski i praktykowanie za wszelką ceną etyki katolickiej, to są podstawy higieny narodowej, Inna higiena w czasach świadomego ojcostwa i macie- rzyństwa nie może choćby ocalić natury. Wchodzimy w epokę natury i Łaski. W epokę kwitnącą naturą świadomie i w epokę kwitnącą Łaską, szczepioną na naturze, świadomie. Tylko za tę cenę mogą teraz narody kwitnąć dziećmi. I wyłącznie za cenę Łaski mogą teraz narody kwitnąć kulturą. Bo chociaż kultura jest wyższa od natury, to kultura roz- wija' się zdrowo, gdy ulepsza zjawiska wierne naturze. Toteż i kultura musi być wierna naturze. A jej wierność naturze, wszę- dzie w wypadkach trudnych moralnie, również zależy od tego, czy twórca tworząc, a konsument konsumując kulturę, czy jed- nocześnie asymilują Łaskę, Dlatego, by uratować dalszy zdrowy rozwój kultury, zachwiany przez neomaltuzjanizm, wchodzimy dziś świadomie w epokę natury, w epokę świadomego organi- zowania kultury i w epokę świadomej współpracy z Łaską. Je- dynie kultura wierna naturze i Łasce rozwijać się może zdrowo w nieskończoność. W epoce świadomej dzietności ludzie muszą wyrosnąć świadomie do poziomu dzieci Bożych. I nic dziwnego. Wszak człowiek rodzi się przede wszystkim dla Nieba. Przez Zienię człowiek tylko przechodzi. Przemarsz. Ale może to być tego typu przemarsz, który zapewnia maszerującym przez glob set- kom pokoleń — największą zwartość narodową, najzdrowszą kulturę, najbujniejszą na ziemi żywotność, trwałość, wydajność i który czyni z narodu błogosławieństwo dla świata. Przemarsz, to życie narodu. Na to Polki rodzą, by każdy Polak z ziemi czy- nił niebo i w Niebie — by był każdy. „Niewiasta będzie zbawiona przez rodzenie dziatek" ((św. Paweł, Tymol. IV,. 15). Tylko kobieta może dać Bogu miesz- kańców Nieba. I to jest największa godność kobiety. Tylko Pol- ka może dać Bogu mieszkańców Nieba-. Polaków. I to jest naj- wyższa godność Polki oraz powód arcy-czci dla niej od narodu.- 7 ) Ziemia, pobyt tu na niej, to jest tylko dalszy ciąg - ciąży, przepoczwarczania się narodu, dojrzewania - na naród synów Bożych. 27) „Nadio Bóg pragnie, by rozmnażali się nie tylko w tym celu, by istnieli • zapełniali ziemię, ale daleko więcej w tym celu, by byli czcicielami Boga, poznawali Go, miłowali i posiadaniem Jego na wieczne czasy cieszyli się w Niebie**. „Łatwo stąd poznać, jak wielkim darem dobroci Bożej, jak doskonałym owocem małżeństwa jest dziecko". Pius XI, „Enc. o m.»ch.", 9, 10. 113 Dwa razy wydaje kobieta swe dziecko.- pierwszy raz w ręce narodu. Dokończenie porodu, Malko-Polko, jest dopiero wtedy, gdy syn Twój, gdy Twoja córka wstępują w bramy Niebios. KONTYNGENTY CIERPIENIA A jak sobie radzi z sumieniem - wymierająca świadomie część narodu? Owszem, Grotjahn wspomina o sumieniu, radzi wzrost su- mienia, ale zarazem radzi... środki przeciw zapłodnieniu, dopusz- cza dzieciobójstwo, sterylizację, prezerw... Biedactwo innego wyjścia widocznie nie widzi. Pensje dodatkowe dla ojców rodzin radzi, ubezpieczenia rodzicielstwa radzi. Itd. Złe i dobre. Groch z kapustą. Książka Grotjahna nosi tytuł „Higiena ludzkiego rozro- du". Wydało Polskie Towarzystwo Eugeniczne. Higiena... z wy- chodkiem w sumieniu: Polskie Towarzystwo Eugeniczne 28 ). Grotjahn błaga, by małżeństwa miały najmniej po czworo dzieci. Grotjahn wie, iż dopiero chrześcijanom „udało się wy- przeć zabijanie płodu z dziedziny zjawisk dozwolonych do rzędu spraw kryminalnych" 25 '). Grotjahn wiele wie. A jednak... — Z czego, być może, zrezygnował Grotjahn? Z tego, by wymagać. Uczeni boją się żądać. Uczone ślamazary, gdy widzą, iż obecnie każdy człeczek może mieć pod nosem i kochankę, i wygódkę, i trzy żony, i ani jednego dziecka, drżą ze strachu, gdy mają żądać od małżeństw rzeczy tak trudnej jak panowanie nad sobą. Uczonym tchórzom wydaje się, iż piękną ideę wygody można stosować również w życiu moralnym. A tymczasem mo- że być water-closet w mieszkaniu zamiast starożytnego wycho- dzenia w pole, ale nie może być... środków przeciw zapłodnie- niu - na miejsce życia naturalnego. We wszystkich dziedzinach kultury można tworzyć arty- kuły zastępcze, ale cóż można wymyślić na miejsce życia etycz- nego? Wszędzie możemy sobie ułatwiać życie. Możemy skracać czas podróży i oblatywać glob w ciągu godziny. Możemy skra- cać urlopy i majteczki. Kto wie, czy studiować nie będzie można 28) Por. Grotjahn: ,,5umenie eugeniczne" 29) Grotjahn, 29, 31. 114 kiedyś na wesoło, w samych „prysiudach", pod muzykę. Ale nikt nigdy nie uwolni nas bezkarnie od lego kontyngentu cier- pienia, jaki przypada na każdego, gdy sam, dobrowolnie dosko- nali swe postępowanie etyczne po chrześcijańsku i coraz dosko- nalej po chrześcijańsku. W życiu moralnym musimy... wisieć na kizyżu, choćby na całym świecie- panował zbytek, komfort i koncert nieustający. Wszędzie można być wygodnym, ale nie w życiu moral- nym. Wszędzie można być cywilem, ale w życiu moralnym trze- ba mieć postawę żołnierską, bo właśnie w życiu moralnym pow- stają ustawicznie sytuacje, gdzie trzeba walczyć lub dać się krzyżować. Wówczas mężczyzna mówi: „Rozkaz!", a tchórz... chowa się za „czapeczkę pochwową". JAK KAWALER Z PANNĄ I ci rodzice, co stosują wstrzemięźliwość małżeńską, i ci, co stosują „prewencję" — w wyniku nie mają dziecka. — Więc jedni i drudzy są diabla warci! Pozornie tak. Jednak pierwsi rosną w kulturę panowania nad sobą. Dzięki ten\u dostrzegają w sobie coś więcej niż ciało i to „coś więcej", rozbudowują w nowy, nieznany im dotąd, doskonalszy rodzaj współżycia. A w co wzrastają neomaliuzja- nie? Owszem, kupować będą środki antymacierzyńskie, ale za co kupią umiejętność panowania nad sobą? potęgę moralną? „Prewencja" tedy nie tylko nie dopuszcza do dziecka, ale nie dopuszcza do zaistnienia tych wartości etycznych, jakich na- bywamy wyłącznie wtedy, gdy panujemy nad zmysłowością. A poza tym „prewencja" nie dopuszcza, by człowiek współpra- cował z Bogiem na wewnątrz duszy r.ad spotęgowaniem swych wartości moralnych: odcina go od nadludzkich możliwości w dziedzinie rozwoju etycznego, odcina go od Łaski. Kwituje te- dy „prewencja" z tych osiągnięć, jakie rodziłyby się w klima- cie wyższej kultury etycznej i wyższej, sublimowanej kultury erotycznej czy to na terenie współżycia młodzieży płci obojga, czy to w życiu narzeczeńskim, małżeńskim, rodzinnym itd. Są io straty niepowetowane. Mogą mieszkać obok siebie dwa narody. Mogą mieć tę samą liczbę dzieci i niewielką liczbę. Pierwszy osiągać to bę- dzie „prewencją", drugi - panowaniem nad sobą. Otóż pierw- szy, gdy potrzeba będzie powiększyć liczbę dzieci, nie będzie mógł ruszyć z miejsca, jak dziś Szwecja, Anglia, USA. Drugi — w każdej chwili będzie mógł zdwoić, stroić dzietność, bo prze- 115 cięż to zależy wyłącznie od osobistych sił moralnych par małżeńskich. Pierwszy będzie produkował środki przeciwmacierzyńskia, żeby nie mieć dzieci, ale nie wymyśli takich środków, żeby lu- dzie chcieli mieć dzieci. Pierwszy olbrzymie złoża biologiczne sił rozrodczych roztrwoni w onanii, drugi sublimować je będzie w wyższe posta- ci kultury, o poziomie na innej drodze nieosiągalnym. Pierwszy może wydawać dzieci z najracjonalniej eugenica- nie dobranych par. Ale te piękne rasowo dzieci będą się do- stawały od urodzenia w środowiska charakterystyczne dla wy- mierającego narodu. Tej dzieciarni będzie brakowało warunków zewnętrznych do rozwoju. Będą to dzieci zdrowe, ale otaczać je będzie chory, wymierający świat. Kto z rodziców w owym ginącym świecie zapragnie, żeby mu się to jedno „eugeniczne" dziecko nie zmarnowało, musi je wysłać na... ten drugi świat: do ludzi naturalnych, gdzie może być mnóstwo nieeugenicznych dzieci. A nauczy się tam to „jedno dziecko eugeniczne" nie tylko panowania nad sobą. Bo życie po katolicku, to nie tylko panowanie nad sobą, ani sprawa wyłącznie religijna. Postępowanie po katolicku wymaga podbudowy czysto świeckiej, a wściekle trudnej, wobec której wysłuchanie Mszy czy odmówienie różańca, to łatwizna niesłychana. Katolickie na- kazy etyczne mają bowiem to do siebie, iż kto je praktykuje, spuszcza z łańcucha nieprawdopodobne energie, które leżą uśpione w nas, a gdy je budzi i wprawia w ruch, to asymiluje zarazem te siły z zewnątrz nas, co czekały naszego wezwania jak zaklęcia, spoczywając do tego czasu bezczynnie w tym oceanie energii Boskich, jaki opływa nas ustawicznie, a jakim jest Łaska. Nakazy moralne wywołują to, iż człowiek im posłuszny musi zachowywać wobec życia nie tylko postawę ofiarną, ale twórczą i zdobywczą. Ponadto musi tym więcej i wydajniej pra- cować, tym zaradniej musi żyć, im bardziej po chrześcijańsku postępuje, niż otaczające go osoby. To samo dotyczy rodzin i narodów. Bez tych cech czysto praktycznych zawaliłaby się ich etyka, a wielodzietność sprowa- dziłaby nędzę i powrotną modę na... „prewencję". Umieć żyć po katolicku, to umieć sobie radzić we wszel- kich warunkach zwycięsko. Religijność i dzielność. Teologia i... podteologia. Katechizm i podkatechizm. Albo - zaradność i. Łaska, w sumie: katolicyzm,- albo - ślamazarność i ...środki przeciw zapłodnieniu: protestantyzm. 116 . Dla kalolika nie ma innego wyjścia, tylko dzielność lub wianie „na zbity łeb" od katolicyzmu. Układność, „rękawiczki", przyznawanie każdemu racji, oczekiwanie pomocy i posady oraz wszelkie cuchnące średniactwo nie mają nic wspólnego z prak- tykowaniem etyki katolickiej. A więc z tą Łaską niełatwa sprawa! Choć Łaska oblega nas zawsze, jednak żeby własne wartości i energie wzmacniać wartościami i energiami Boga, trzeba przyswajać Łaską swemu organizmowi; żeby zaś ją przyswajać, trzeba własne czysto ludz- kie możliwości i energie puścić w ruch „na całego". Wszystkie własne wartości i energie. „Ze wszystkiego serca, z całej du- szy, ze wszystkich sił". Inaczej ani rusz. Łaska „nie chyci". Bę- dziemy przestępowali z nogi na nogę. Chociaż przekręcimy kontakt, ale nie będzie światła. Toteż rodzice, wypełniający świadomie w naszych czasach nakazy Kościoła w pożyciu małżeńskim, składają dowód, iż wy- konają również świadomie każdy z pozostałych nakazów etyki i każdy z nakazów życia: bo nie ma w tej chwili trudniejszego naka- zu moralnego, niż żyć w małżeństwie zgodnie z naturą, i nic nie wymaga tyle dzielności życiowej, niż posiadanie w naszych czasach rodziny wielodzietnej. Dlatego gadka o tym, iż „nie ilość, ale jakość" - .zalatuje w erze świadomego ojcostwa i ma- cierzyństwa stęchlizną. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa po tym się pozna- wało prawdziwych chrześcijan, iż byli gotowi ginąć za wiarą i ginęli. Dziś poznaje się prawdziwych chrześcijan po tym, iż gotowi są żyć w małżeństwie po katolicku. Po tym, jak żyją mał- żeństwa, poznaje się, gdzie dziś Kościół jest żywy, a gdzie trup. Małżonku, powiedz mi, ile masz dzieci, to Ci powiem, co z Cie- bie za katolik! Właśnie każdy by żył ze swą żoną po katolicku, gdyby to nie wymagało wzmożonej pracy myśli, większych ofiar, dosko- nalej zorganizowanego sposobu utrzymywania swej rodziny, wzmożonej pracowitości i zaradności, jako skutków posiadania licznego potomstwa. Każdy by umiał spożytkować wartości i energie zawarte w Łasce, gdyby to nie wymagało równolegle dzielności życiowej. Możemy tę adekwatność katolicyzmu wyko- rzystać, i zacząć żyć we wszystkim po katolicku. Wysforujemy się dzięki temu na najdzielniejszy naród świata. Fujara, wygod- niś, tchórz są tym dalej od Chrystusa, im bardziej są niedołężni, bojaźliwi, wygodni. Bliższy Kościoła jest dzielny poganin niż rozlazły katolik. Może dlatego katolicy nie urzeczywistniają do- tąd etyki katolickiej. Próbują żyć religijnie i... po dziadowsku. 117 Wychodzą z tego.,, nici. ReligijnoiE i dzielność chodzą razem, Jak kawaler z panną. Nie przeludnienie nam grozi, ale brak dzielności. CZARUJĄCA POKUSA Wymierająca część narodu nie tylko wydaje na świat coraz mniej ludzi, ale ludzie ci są coraz słabsi umysłowo. Anglik F. Galton kracze o Anglikach: „Naród nasz prze- stał w tym stopniu wytwarzać inteligencję, w jakim to czynił 50-60 lat temu. Przodująca na polu umysłowym część narodu nie rozmnaża się w tym stopniu co pierwej" 30 ). A Galion biadał tak pół wieku temu, gdy w Anglii jeszcze było nieźle z dziećmi: gdy Churchill był chłopakiem, a Atlee jeszcze nie wiedział, czy się urodzi. W USA „połowa studiujących kobiet w ogóle nie wycho- dzi za mąż, z zamężnych trzecia część pozostaje bezdzietna, a przyciętna ilość dzieci każdej z pozostałych matek wynosi tylko 2-1; a więc tylko i, 4 dzieci na każdą zamężną, a 0,7 na każdą kobietę studiującą" — stwierdził L. J. Dublin sporo lat temu, gdy jeszcze Amerykanki chciały mieć dzieci 0 ): gdy póź- niejszy Roosevell Wielki był jeszcze pacholęciem. „Kobiety studiujące są prawie stracone dla rozrodu" — biedolił Grotjahn jeszcze dwadzieścia lat temu.-' 12 ) W centrum demokracji świata, w Paryżu, tysiące najdemo- kratyczniejszych dam włóczy się do lekarzy, żeby je sterylizo- wali. 33 ) Po tym poznajemy zachodniego demokratę, iż nie ma dzieci. Demokracje zachodnie wygrały wojnę i wymierają da- lej. Avele demokracje, moriluri vos salutant! Maluczko a powie- my: wygrali i wymarli. „Stany Zjednoczone, o ile procent urodzin będzie taki sam jak teraz, to w roku 1970 będą miały nowych ludzi młodych w wieku poborowym od 20 do 32 lat tylko 18 milionów, a więc niemal połowę mniej niż Rosja. choćby gdy do tej sumy dołoży- ło by się młodzież w wieku wojskowym Wielkiej Brytanii, Fran- cji i Włoch, to jeszcze nie dojdzie się do sumy ludzi, jakimi bę- dzie rozporządzała Rosja” („Dziennik Związkowy (Zgoda;", Chi- cago, z dnia 6, 9. 1946 roku). A teraz — coś jeszcze bardziej smutnego. 30) Grotjahn, 103, 31) 32) 33) Grotjahn, 2ó9 269 , 283, 118 Bardzo io pięknie, iż po tym, jak kio żyje w małżeństwie, poznajemy dziś kio katolik, ale sęk w iym, iż mało który katolik żyje teraz w małżeństwie po katolicku. Bardzo to ładnie, iż w Łasce mamy wartości i energie Bo- że, ale co z tego, o ile rzadko kto chce z tych wartości i energii korzystać choćby tam, gdzie mu są one niezbędne: w mał- żeństwie. Gdy w dawnych czasach zawarcie małżeństwa pomagało małżonkom do wzrostu moralnego, to w czesach świadomego dawania życia jest ono okazją do wynaturzeń i dzieciobójstw. Obywatele państwa nie chcą w małżeństwie mieć dzieci. Wyznawcy Kościoła nie chcą w życiu małżeńskim korzystać ze stanu Łaski. I państwa i Kościół stoją nad przepaścią w tym samym miejscu: w małżeństwie. Nie konkordaty łączą dziś Koś- ciół z państwami, ale to zjawisko. Cała sprawa polega na tym, iż praktykując etykę k?tclic- ką, natrafia człowiek na pewne tereny, gdzie się nieprawdopo- dobnie wiele korzysta, jeżeli... się grzeszy. W czasach świadomego ojcostwa i macierzyństwa taką po- kusą - i to przez cały niemal czas trwania małżeństwa - jest nie mieć dzieci. Pokusa trwa więc niemal kilkadziesiąt lat dla każdego małżonka kkażdej małżonki. Powstała w ten sposób sprzeczność między interesem jednostki a interesem narodu i państwa, między interesem doczesnym jednostki a jej intere- sem wiecznym: zbawieniem. W len sposób w przyjemnej aurze może wymrzeć państwo za państwem. Pokusa jest zbyt ponętna, by jej nie mieli ulegać małżonkowie słabego, karlego gatunku. Owóż, ilekroć Kościół natrafiał na takie czasy, iż katolicy leźli masowo na lep jakiegoś grzechu fantastycznie ułatwiające- go życie, to radził sobie zakonami. Zadaniem zakonów było iść tam, gdzie postępowanie mo- ralne chrześcijan było najbardziej zagrożone. o ile do tej no- wej pracy nie nadawały się już zakony istniejące, powstawały wówczas nowe. A nie wyrastały z nakazu, ale samorzutnie,- wy- buchały zaś tym samorzuiniej, im bardziej katolicy chcieli po- magać jedni drugim żyć po chrześcijańsku. Państwa nie posiadają takiego czynnika odrodzenia. Co więcej od dwustu lat są państwa na bakier z Kościołem. Od dwustu lat narody choćby katolickie nie wiedzą, po co jest Koś- ciół. Oszukują go. Ryją pod nim dzięki masonerii Wymiera- jącym świadomie narodom Kościół przeszkadza, bo nie daje im zbyt gwałtownie wymrzeć. A znów dla „uczonego barbarzyństwa" - Kościół, to coś w rodzaju., ślepej kiszki,- boją się „tego" i radziłby 119 „to" zoperować. Rzadko kiedy ludzie iak kiepsko znali się na Kościele jak od dwu, trzech wieków. Jeszcze się trochę ludziska znają na księżach. Mimo to głupieją, gdy zoczą sutannę. Światły obywatel, nie znoszący zabobonów,, gdy widzi księdza, woła: „Pomidor, idzie". Lub łapie się za guzik, żeby go nie spotkało nieszczęście. Ciekawe, co to stało by się z medycyną, nauką i sztuką, gdyby od dwustu lat, każdego lekarza, uczonego i artystę spo- tykano pozdrowieniem: „Znachor! Kruk idzie!" ZABAWNE ' Na razie jednak Kościół w swej walce z ncorrialtuzjańiz- mem i dzieciobójstwem jest osamotniony choćby przez zakony. , Zabawne. Macierzyństwu służą zakony „między innymi", natomiast : idą masowo do cierpiących w ogóle, albo do „gotowych" dziś- ■ ci: szkoły, szkoły, szkoły! „Szkolizm" szaleje wśród zakonów. Wpływ pedagogiki... masońskiej. Ale żeby chociaż te szkoły j prowadzono wyłącznie dla dzieci z rodzin wiernych naturze ! a ubogich! j Tymczasem największe niebezpieczeństwo moralne grozi j dziś chrześcijaństwu nie wtedy, gdy się już dziecko urodziło, ale j gdy go jeszcze w ogóle nie ma na świecie: gdy dopiero cho- dzą słuchy, iż się poczęło. A i przed poczęciem jakaż gama możliwości dodatnich moralnie lub ujemnych! Chodzi o to, iż teraz rodzice kochają po chrześcijańsku dziecko urodzone, a na- wet zanadto kochają. Natomiast dziecko nienarodzone zarzynają. W naszych czasach wyrasta nowy obowiązek: kochania dziecka nienarodzonego. Równouprawnienia dziecka nienarodzonego z narodzonym. Demokracja wśród dzieci. Chodzi o równe prawo do życia człowieka nienarodzonego z człowiekiem dorosłym. Fełna demokracja. Dziecko nienarodzone nie może być paria- sem, którego każdy może zatłuc jak psa. I to w XX wieku. Liga’ Obrony Praw Człowieka Nienarodzonego. Gdzie taka Liga, Pa- nowie i Panie? Gdzie „Sekcja Obrony Dziecka Nienarodzonego" przy „Caritasach"? Gdzie równouprawnienie dziecka nienaro- dzonego z narodzonym — w miłosierdziu chrześcijańskim? w pracach Opiek Społecznych? w Kodeksach Karnych? w kon- stytucjach? w Polskim Czerwonym Krzyżu? w medycynie? w Czerwonych Krzyżach całego świata? Nic, tylko „Kusemu" sprzykrzyło się atakować Kościół od strony wiary, więc zaatakował go od strony praktyki i to na 120 najdelikatniejszym wycinku: pożycia małżeńskiego... i życia dziecka w łonie matki. Jest to wąziutki skrawek życia i przedziwnie intymnej na- tury, ale dziś decydujący o obliczu moralnym pozostałych tere- nów w życiu ludzi dorosłych, a wiec pośród tych, co kierują wszystkim. W innych czasach inne działy życia było najtrudniej realizować po katolicku i o inne szkopuły rozbijał się postęp moralny ludzkości. Dziś na terenie małżeńskim jest klucz do po- tęgi moralnej narodów. Gdy tedy dzisiejsze zakony utknęły przy młodzieży i przy chorych, diabeł wziął się właśnie do tajemniczego kącika w ży- ciu małżeńskim z niesłychaną brawurą, sprytem i w giganty- cznej skali. Zabawne. Ale zabawne i to, iż i lej młodzieży po szkołach i tych cho- rych po szpitalach zabraknie zakonom, o ile będą dalej ucieka- ły od pomagania macierzyństwu. Wymierające bowiem naro- dy wypędzają zakonnice i zakonników ze szkół i szpitali, a wpro- wadzają na ich miejsce świeckie nauczycielstwo i świecke sio- stry- pielęgniarki, które się też lak zawzięcie „wyskrobują", jak panie nie będące siostrami 14 ). Zabawne, iż do jednej z lecznic zakonnych w Warszawie siostry nie przyjęły ^lekarza, bo był... żonaty. Bały się. iż żona będzie w szpitalu przeszkadzała odwiedzając męża-lekarza. Zabawne, iż przedwojenne władze kościelne warszawskie nie bardzo ułatwiały zainstalowaniu się w stolicy — kamilia- norti: zakonowi dla chorych- 4 "’). Najzabawniejsze jest to, iż o ile nam wiadcmo, był w sto- licy szpital zakonny, przyjmujący między innymi i kobiety ro- dzące, ale czyniono to za „grubszą forsę". Gdzie miłosierdzie dla ubogich: podstawowa cnota zakonna-* 1 ’)? Cóż przeto z tego, iż coraz więcej może być takich mam, co córeczki swe będą kształciły u sióstr, kiedy gdy mamę spy- tać, ile ma 'óreczek, to odpowiada: „Tę jedną, bo ją muszę dobrze wychować". Na pytanie wtóre co zrobiła z „tamtymi" dziećmi, mówi spłoniona lub rozzłoszczona: „Dziś nie moda na dzieci". 34) W jednym szpila] u warszawskim widziałem taką scenę; Lekarz w romowie z chorym broni macierzyństwa, a siostra świecka powiada; „Nie na to się kształciłam na pielęgniarkę, żebym miała dzieci’'. 35) Zawiedzeni kamilianie poszli do Włocławka. Przyszli ze Śląska gdzie w Tam. Górach prowadzą lecznicę dla pijaków. „Żywot św. Kamila i jego zakon* 4 , Katowice 1928. 55. 36) Nie wiem, jak fest w szpitalach zakonnych *w Polsce, ale, o ile ml wiadomo, szpital Elżbietanek w Warszawie (Mokotów) nie był dla ubogich. Właśnie o nim wyżej mówię i to z własnego doświadczenia mej żony. 121 Co więc z lego, iż siostrzyczki zakonne wychowają mamie tę jedną niewyskrobaną córeczkę - inlernalowo, luksusowo, „po katolicku", kiedy gdy córeczka wyjdzie za mąż, to też będzie miała najwyżej jedną córeczkę (mama ją tego nauczy), którą z kolei pośle do sióstr, a pozostałe swe dzieciątka zlikwiduje (mama dopilnuje). Wychowanka sióstr prędzej zostanie zokonnicą, niż matką wielu dzieci. Który zakon zawczasu... oducza tego, czego potem mama... naucza? Co robią zakony skutecznie na najbardziej dziś pogań- skim i zbrodniczym terenie życia katolików: w macierzyństwie? GRÓB „NIEZNANEGO DZIECKA" Na 771 szpitali (o 36.301 łóżkach), 108 przytułków dla trę- dowatych, 1975 sierocińców, 428 przytułków dh starców, przy liczbie 24.584.878 porad lekarskich (rok 1934): było na misjach katolickich całego świata 211 lekarzy, 1163 pielęgniarzy i pie- lęgniarek. Aptek 3.614 ;,T ). Niestety, liczby te nie mówią, ile z owych sił lekarskich, pielęgniarskich i aptekarskich było za- konnikami i zakonnicami. Wiadomo natomiast, iż w owym czasie bonifratrzy mają 88 aptekarzy i 10 lekarzy zakonników na całym świecie. Jest to zero w porównaniu z ogromem terenów misyj- nych, tym bardziej, iż jednym ze „środków odgrywających dzi- siaj coraz ważniejsza rolę w pracy misyjnej jest pomoc lekarska, którą wprawdzie misjonarze dają nawracanym narodom w coraz większym zakresie"-®), ale która to pomoc jest tak nikła, iż me- dycyna protestancka zdołała „dzięki bogatym zasiłkom pienięż- nym oskrzydlić medycynę katolicką"-®). Mizerne też jest to, co się choćby w ostatnich latach robiło w tym zakresie w całym Kościele. W Niemczech istnieje Niemie- cki Związek Misyjny od roku 1934. Benedyktyn, lekarz, F. Ohm założył w Wiirzburgu (1932) katedrę misjołogii lekarskiej Tamże działa Instytut Lekarsko-Misyjny. We Francji ks. Totsuka, Japończyk, dał początek w r. 1922 stowarzyszeniu dla misyj lekarskich. W Szkocji jezuita Agiusz powołał do życia organizację dla lekarek i pielęgniarek misyjnych (r. 1928). 37) Ks. L. Cieszyński: , .Roczniki Katolickie" 1939. str. 232. W wieku XV same zakony .duchaczy" utrzymywały w Europie do tysiąca szpitali 38) Umiński, i. U. 477. 39) Cieszyński, 232. 122 W USA w r. 1925 lekarka A. Dengel, oraz redemptorysta Mateusz zakładają „Society of Catholic Medical Missionaries in Washington", szkoląc lekarki i pielęgniarki zachowujące re- gułę zakonną. Pracują w Indiach (Dacca, „Mitfort Hospilal", 300 łóżek), jako... położne! Uwaga! Uwaga! Jako położne!!! Siostry te prowadziły w roku 1946 także szpital w Raval- pindi dła kobiet i dzieci oraz szpilal w Patna na 175 łóżek. Ostatnio 4 spośród owych sióstr zakonnice-lekarki, Hin- duski fc które praktykowały w Ravalpindi, założyły takie sarno zgromadzenie zakonne, ale hinduskie. W zgromadzeniu brak powołań. Apelują tedy o powoła- nia, zwdaszcza do świata angielskich lekarek, pielęgniarek i po- łożnych, gdyż jedynie dyplomy angielskie są tu przez władze respektowane. Jak dotąd najwięcej powołań daje Holandia: obecnie 15 sióstr postuluje. Horyzonty dla pracy nieobjęte, choć' by dlatego, iż w świecie hinduskim 200 tysięcy kobiet umiera rocznio przy porodzie. Przełomu w tej dziedzinie dokonała w Kościele... starusz- ka, Szkotka. doktor Mac Laren, która „mimo 70 łat powtarzała swe wyjazdy do Rzymu, aby uprosić papieża, żeby zniósł zakaz dla zakonnic praktykowania medycyny i położnictwa. Zakaz zniesiono dopiero wyroku 1936. Przedtem ta wspaniała kobieta założyła wspólnie z prefektem apostolskim z Mill-Hill wspom- niane wyżej szpitale" („Catholic Herald" z dnia 6. 9. 1946 r.). „Agentia Fides" znów (nr 84, rok 1946) podaje z Luma (Kongo Belgijskie) i z okolic jeziora Alberta (toż Kongo) o pracy tam... uwaga! uwaga!... Sióstr Miłosierdzia Macierzyńskiego z Metzu. Owóż klasztor sióstr z Mongbwola prowadzi tamże „Dom Położniczy" i „Szkołę Akuszerek". Miano w roku 1946 1008 urodzeń. Szkoła akuszerska liczy teraz 20 uczennic. W „Po- radni Przedporodowej" udzielono 4520 porad, w przychodniach dla rodzin górniczych udzielono 164.312 porad matkom i dzie- ciom. Cuda. Wiadomo, iż Murzyni tak się boją urodzenia bliźniąt, jak my... dziecka choćby jednego. Otóż te same siostry, tylko tyle, iż z nad jeziora Alberta, osiągnęły to, iż w rejonie ich pracy w roku 1945 żadne małżeństwo murzyńskie nie zabiło bliźniąt (po urodzeniu). Uratowano 48 bliźniąt. Kiedy u nas za- konnice będą ratowały w rejonach swej pracy chociaż po 48 polskich dzieci nienarodzonych, skazywanych przez rodziców na śmierć? A więc zakony wkroczyły do medycyny i położnictwa. Postęp jest. A raczej postępek. t23 Natomiast chyba przez cały czas nie ma zakonu lekarzy. choćby dla misyj 40 ). — A Polska? Nasze szarytki prowadzą w Krakowie — rok 1946 - szko- tę pielęgnarską. Bonifratrzy z Krakowa przyjmują do zakonu: lekarzy, dentystów, farmaceutów: ogłoszenia z roku 1946. Po- dobno jest też gdzieś kilka arcyczcigodnych Polek-sióstr, co myślą o zakonie pomocy dla rodzin wielodzietnych, o położ- nictwie, o medycynie, Dane przedwojenne wyglądają następująco. Bonifratrzy prowadzili u nas 6 szpitali, kamilianie — jeden zakład dla nerwowo chorych i alkoholików oraz dwa przytułki. Razem 1010 łóżek 41 ). Zakony żeńskie opiekowały się chorymi w 248 szpitalach (na ogólną liczbę 749), pracowano w 138 przytułkach dla star- ców, w 27 zakładach specjalnych (nieuleczalni, niewidomi, głuchoniemi, paralitycy, epileptycy, umysłowo upośledzeni). Żłóbków prowadzono 32 (rok 1935, wszystkich żłóbków było w Polsce 44 w roku 1938). Łóżek szpitalnych obsługiwano 35.260 (na ogólną liczbę 88.432). Szpitali własnych miały zakony szes- naście 42 ). Liczby pokaźne. Ale wpływ zakonów na wartość lecznic- twa polskiego wynosi krztynę, drobiażdżek. I w oczach topnieje. Praca zakonów bowiem nie jest nastawiona na obsługę macierzyństwa, ale rozproszona. Członkowie zakcnów, to poza tym nie lekarze i nie lekarki, mało kiedy kierownicy szpitali, lecznic i zakładów, ale coś zbyt dosłownie „sługi sług". No i też się... boją, tak jak i kapelani szpitalni: księża katoliccy. Bo czy kto słyszał o zakonnicach, co robią awanturę lekarzom, gdy ci się zabierają do zarżnięcia dziecka? Wyjątek zdarzył się w Kiel- cach: szarytka stanęła z całą energią w obronie zabijanego dziecka (r. 1942). Polkę tę należy nagrodzić wyjwyższym odzna- czeniem za najrzadszą w Polsce cnotę: odwagę podczas pokoju. Dlaczego żaden zakon, żaden Caritas, ani żadne „spo- łecznice" nie organizują „Tygodnia Miłosierdzia", „Tygodnia Protestu" - w obronie pół miliona, a może i miliona dzieci poi- 49) C ty istnieje zakon lekarski, męski, nie wspominają ani Umiński, ni Piro- żyński, jak również Cieszyński. 41) Pirożyński Marian ks. : „ „Zakony męskie w Polsce", Lublin-Uniwersylef m?, sir. 26. 42) Pirożyftski Marian ks.: ..Zakony żeńskie w Polsce", Lublin4Jniwersyłet 1935. 5. str. 3fi-S8 19?, 109, 113, 182, 293, 218. Może moje liczby są niekompletne, bo nie orientuję się, które z podanych przeć autora szpitali obsln*iwnnvrh przez bonifratrów i kami- lianów są ich własna 124 skich, które „muszą" co roku, a więc i w tym roku, teraz," gdy Polska jest wolna, być zamordowane? Miłosierdzie jest podsta- wą zakonów: a czy jest kto bardziej godzien miłosierdzia, niż najniewinniejsze i najbardziej bezbronne dzieciątko w łonie matki, skazane przez nią samą na okrutną śmierć? Ą przecież dzieci takich nikt nie chrzci. Pół miliona, ą może milion ...po- gan polskich mrze w ten sposób co roku. Od tego w naszych czasach się zaczyna powrót narodów katolickich do pogaństwa. Czemu z powodu tej rzezi nie atakują o to prokuratorów, ministrów spraw wewnętrznych i wszystkich dygnitarzy od po- rządku w Rzeczypospolitej? ” Dlaczego nie wysławiono pomnika-grobu „Nieznanego Dziecka"? Czyż nie zabito ich w latach wolności (1918 — 1939 ) — trzy miliony dla... dobra „kultury”? Czyż padło kiedykolwiek w jakiejś kampanii wojennej aż tylu Polaków? I czyż nie pada pół miliona, a może i milion dzieci polskich przez cały czas co roku! Czyż nie od złożenia wieńca na grobie Nieznanego Dziecka winni lozpoczynać swe zjazdy nauczyciele, prokuratorowie, sędzio- wie, rodzice, dyrektorowie „Carilasów", lekarze? ZAKONY I AKUSZERIA A czy kto słyszał o takim polskim zakonie kontemplacyj- nym, który stale błaga Boga o to, żeby tej rzezi niemowląt nie dopuszczał na ziemi polskiej? by ani jedno dziecko polskie nie ginęło w łonie matki, celowo tam niszczone? Który zakon czynny przeszkadza w tej rzezi? A czy kto słyszał o zakonie poszukującym pracy dla bez- robotnych: ojców licznych rodzin? O zakonie, który by budo- wał domy dla najuboższych rodzin wielodzietnych? który by pomagał w rodzinach z liczną dziatwą? Wiemy, spośród zakonów żeńskich kilkanaście pielęgnuje chorych po domach. Gzy jednak pielęgnują matki przy poro- dach? Czy pielęgnują ojców licznych rodzin? Czy robią to za pieniądze? Jaki jest cennik? Jakie siły fachowe? środki? Klasztorem Polaków jest życie narodu. Zakony muszą wejść w życie narodu. Albowiem tak samo jak Kościół, kubek w kubek osamotniony jest przez zakony na- ród. Rak strachu... przed „za dużą" ilością dzieci - żre. naród. Naród opanowało przerażenie przed życiem katolickim w mał- żeństwie. Naród ucieka w popłochu... przed dziećmi. Trzeba zacząć od miejsca najniebezpieczniejszego w życiu narodu i Kościoła: wzmóc w Polaku od czasu, gdy się ożeni, po- 125 sławą ofiarną oraz dzielność i pomagać mu odtąd żyć w rodzi- nie po katolicku. W ten sposób opanuje sią obłędną trwogą przed należytą ilością dzieci: uzdatni sią naród z powrotem do życia. Zadanie, by wszyscy Polacy żyli w małżeństwie po katoli* cku, bądzie w pierwszym okresie urzeczywistniania go nieomal nadludzkie, jednocześnie na wskroś moralne, fundamentalnie chrześcijańskie, zatem zakonne. Zawrócić naród, gdy już cały wybrał sią przeciw dzieciom, mogą tylko zakony macierzyńskie. Oszalały (ze strachu przed dziećmi) niedojda musi sią po- tężnie wyrżnąć w łeb... o działalność zakonów macierzyńskich, by przyszedł do siebie: by był mężczyzną. Musimy wreszcie zarobić ną tym, iż jesteśmy tysiąc lat chrześcijanami. Teren heroiczny, to dzieło zakonów przede wszy- stkim. Zakony muszą nam pomóc w heroizmie małżeńskim swym heroizmem zakonnym. Zakony macierzyńskie stworzą własne szpitale dla matek, sanatoria dla matek- gruźliczek, 43 ) własne apteki, wydawnictwa naukowe, szkoły lekarskie, akademie ginekologiczne, szkoły pielęgniarskie, szkoły służby szpitalnej, sanatoryjnej, pomoc do- mową dla matek, przemysł farmaceutyczny: wszystko w służbie rodziny. Zakonnicy i zakonnice muszą być nie tylko prostaczkami od zwykłej orki szpitalnej, ale fachowymi siłami we wszystkich dziedzinach lecznictwa, pielęgniarstwa, farmaceutyki i budowni- ctwa szpitali, sanatoriów i szkół medycznych. A więc: zakonnicy -lekarze, zakonnice-lekarki, farmaceuci, farmaceutki, pielęgnia- rze, pielęgniarki; zakonnicy-dyrektoro-wie, dyrektorki, uczeni, profesorowie, badacze,- zakonnicy-architekci szpitalni, sana- toryjni. Bardzo to ładnie, iż dusza jest ważniejsza od ciała i iż w obliczu śmierci przede wszystkim trzeba ratować dusze. Ale sęk w tym, iż dziś nie można w szpitalu ratować dusz, o ile się jednocześnie nie ma w ręku ciał. Nie jesteśmy tylko duszą. Człowiek, to dusza i ciało. Zako- ny są zaś dla człowieka., Tylko wśród ludzi mogą być zakony. Duszami będziemy dopiero w Niebie. I to też tylko do czasu. Ale też tam nie będą nam wcale potrzebne zakony. 43) Sanatorium takich winno być tyle. by każda mężatka mogła 3ię leczyć czyć zawczasu 126 To wtóre: w rodzinie przyszłość Kościoła i narodu. Tu sif? łączą podstawowe interesy nadprzyrodzone i państwowe. Owóż zakony macierzyńskie ujawnią, o ile mamy unarodowione ży- cie zakonne i o ile jest uchrześcijanione życie narodu. Sprawa jest nagła, bo nasze lecznictwo świeckie wy* rodnieje. RAKOWATOŚĆ MEDYCYNY Są działy kultury, co rozwijają się w ramach miłosierdzia chrześcijańskiego. Należy do nich medycyna. Jeżeli natomiast lecznictwo rozwija się w jakimś kierunku bez miłosierdzia, to w owym dziale medycyny powstaje złośliwy nowotwór. — Dowody? 'Współczesna ginekologia antymacierzyńska. Spotykają się tu zwyrodniali lekarze, zwyrodniałe matki, zwyrodniałe śro- dki lekarskie i higieniczne. Jednocześnie powstają nowe rodzaje chorób, śmierci i przestępstw. Na co na przykład liczy Polski Kodeks Karny, gdy określa, kiedy lekarzowi wolno zabić dziecko? - Liczy na bandytyzm lekarzy polskich. Gdyby nie liczył na to, to przepisów takich nie zamieszczałby. Na skutek braku miłosierdzia, wzrasta zezwierzęcenie i na peryferiach lecznictwa. — Dowody? Przemysł, olbrzymi przemysł środków przeciw zapłodnie- nieniu. Kupuje sobie ów przemysł... literatów, dziennikarzy, le- karzy. Do ich obowiązków należy płakać nad matką, która... chce dziecka. Kto wie, czy część „reformatorów seksualnych" nie pra- cuje dla tego przemysłu. — Gdzie płaczą? gdzie pracują najmici przemysłu neomah tuzjańskiego? W książkach, gazetach, ulotkach, katalogach, prospektach, na zebraniach, odczytach. Wydaje ów przemysł czasopisma i książki pseudonaukowe, pseudolekarskie, gdzie zachwala swa „środki", reklamami zasypuje sklepy, gazety, każdego. Zaczyna się to na nowo i dziś w Polsce. Należało by sprawdzić, za czyje pieniądze. Co głupsi czynią to bezinteresownie, ideowo. - A gdzie zezwierzęcenie lekarzy? Istnieje przemysł spędzania płodu. Pracuje dzień i noc. „Kliniki", „gabinety prywatne". Lada partacz może „odwalić" 127 na dzień kilka dzieciobójstw, i już zgarnął, jako doktor medycy- ny, dla* siebie, żony i dzieci — na życie. o ile zaś w tej specja- lności jest sławą to robi świetne interesy. Może żyć. Majątki ku- pować. Mama zabitego dziecka sią cieszy. I tata się cieszy. I klientela rośnie. I nikt nic nie mówi. Wytwarza się taka moda. Jakaś „historia wesoła i okropnie przez io smutna". W Warszawie na Woli „pracował" podczas okupacji lekarz, u którego całe ko- lejki bab czekały na „operację". Gdzie dziś „pracuje" ten zbro- dniarz? ten „kolega", jak mówią lekarze? Owrzodzenie medycyny rozszerza się. Ostatnio wyrósł po tężny guz i rozlewa się po całym ciele sztuki lekarskiej. Są io „zabiegi seksualne", „sterylizacja", Woronow. „Operacje" sterylizacyjne wykonują nie tylko w Niem- czech, ale w Szwajcarii, Norwegii, USA, Szwecji, Finlandii. „Wysoka kultura Finnów"! W Niemczech (Rzesza) na razie 20 milionów Niemców się wyslerylizuje, jak zawyrokował nie żaden Żyd, ale doktor Lenz, kierownik urzędu eugenicznego III Rzeszy - jeszcze na kilka lat przed rokiem 1939. W USA 40 milionów Amerykan się wysie- rylizuje, jak zaopiniował nie żaden Mikado, ale kierownik tam- tejszego „Eugenie Record Office" 4 ). I Niemcy hitlerowskie, i USA demokratyczne stawiały wiec przed 1. 9. 1939 coraz bardziej na doktora... weterynarii: na konowała. Likwidują medycynę Jeno patrzeć, jak rak weżre się jeszcze w jakiś inny odcinek nauk lekarskich. W świadomie wymierających narodach medycyna się kończyj zaczyna się weterynaria. - Dlaczego? Bo medycyna kończy się tam, gdzie lekarz zaczyna le- czyć bez miłosierdzia chrześcijańskiego: nie po katolicku. Jak bardzo ci, co projektują sterylizację, dowodzą, iż są zwyrodniali, widać po tym, iż hitlerowcy, którzy ją zaprojekto- wali tak buńczucznie dla Niemiec, okazalisię sami najbardziej zbrodniczym elementem świata. CHORE LECZNICTWO 45 ) Nasze lecznictwo przedwojenne było chore. Gdy w roku 1932 na każde 10 tysięcy ludności mieliśmy w szpitalach 22,1 łóżka, to w roku 1939 21,7 łóżka. Niemcy miały 44) Dąbrowski, 191 i inne. 45) Por. „Biuletyn Zwiąż*: Le’.:arzy P. Polskiego”, r. 1939, grudzień 1938. 128 wtedy 98,2 łóżka 46 ). Pogańskie Niemcy były cztery razy miło- sierniejsze dla swych chorych niż katolicka Polska. Nasze lecznictwo było i jest zwyrodniałe. Gdy w roku szpitalnym' 1934-35 było w szpitalach porodów 53.028, to poronień w tymże roku było 33.571, a zgonów 34.275. 1 Czyli zgonów było nie 35.275, tylko 68.846. A więc śmiertelność w szpitalach była o sto procent wyższa od podawanej urzędo- wo 47 ). Tylko u 62 procent kobiet ciężarnych, przychodzących do szpitali, przeprowadzono porody, natomiast u 38% poronienia 4 *'). A co za orgie poronień notowały szpitale Polskiego Górnego Śląska! Co się tam dziś dzieje? Jakże radosną wobec tego jest statystyka niejakiego raka, zabierającego nam rocznie w one czasy 1.500 ludzi 4 * 1 ). ale tymi 1.500 nieszczęśnikami przerażają nas kongresy, dzieła, wykresy, alarmy i wrzaski, czynione przez lekarzy oraz opinię publiczną. Natomiast o tym, iż już przed wojną zabijało i dobijało się w szpitalach samych dzieci tyle, ile umierało tam wszystkich ludzi na wszystkie choroby razem, ani mru, mru. Sielanka. Lecz prawdziwie sielsko-anielsko było pono nie w szpita- lach, ale w lecznicach prywatnych, zwłaszcza niektórych. Żyły one głównie z dzieciobójstw, robiły na tym miliony, a mniej kontrolowano je niż uliczne budki z papierosami. Być może, iż część tych „ginekologów" zginęła, ale ich obyczaje wsiąkły tak bardzo w nasz świat lekarsko-pielęgniarski, iż zdarza się teraz gdy zaatakować Polaka-ginekologa, czemu zabija dzieci, ten wytrzeszcza oczy i woła: „Z głodu bym umarł! Wszyscy tak ro- bią!” Wszyscy.- więc on też Owca. Polacy-lekarze nie reagują na to, nie nazywają takiego fachowca zbrodniarzem, ale kolegą. Wiadomo, iż w r. 1938 odbył się w stolicy tzw. Kongres Dziecka. Typowo_znajdkowa impreza. Bo dziecko jest nieod- łączne od rodziny, dlaczego więc nie Kongres Rodziny? Lano tam aż trzy dni łzy nad niedolą dziecka polskiego. Płakały mi- nistry od opieki społecznej, chlipały sędzinę od nieletnich, lały ślozy doktory-profesory, społecznice i ojce, i matki. Byli kapła- ni (zapłakani). Ale nie było referatu o rzezi dzieci w Polsce. Mimo, iż obrady plenarne toczono w sali mającej u góry ol- brzymi złoty napis: In omnibus Chtistus. W sali Akcji Katolic- kiej. W roku 1945 w dniach od 10 do 29. X. odbył się międzyna- 46) „Mały tocz. sł 1939, 296. 47) Bujalski, 42, 44, 45. 48) Część tych kobiet przychodzi do szpitali z zaczętymi poronieniami. Gdzież więc są o io sprawy sądowe? Czemu lekarze szpitalni nie wytaczają tym kobietom procesów? Skoro milczą, biorą udział w zbrodniach owych kobit: 49) BujaUki, 59. 129 rodowy zjazd w Zurychu pod hasłem „Krzywda dziecka". Cieka- we, czy lam milczano o światowej rzezi dzieci? Żeby być przyjętym do szpitala, nie wystarczy być cho- rym. Trzeba mieć kartę wstępu, „plecy", lub pieniądze. - Dowody? Dnia 22. X. 1946. pisze ojciec rodziny z Ziem Zachodnich: „Kiedy żona miała urodzić, wystarałem się o świadectwo ubó- stwa. Udałem się do szpitala, żeby żonę przyjęto na czas po- rodu. Doktorka pyta się nas, kto będzie płacił szpital. A ja mó- wię, iż nikt, bo na to przedstawiłem świadectwo. Nie przyjęła. Poradziła, żeby prosić wójta o pomoc z kasy gminnej. Wójt tłomaczył, iż pieniędzy w kasie nie ma, będzie je miał, jak sołtysi uchwalą na kwartalnym zebraniu złożyć pieniądze na ten cel. Ale prawo natury nie czeka tygodniami na zdanie soł- tysów, gdy żona ma urodzić za kilka dni. W ostateczności skie- rował mnie do Opieki Społecznej. Ta obiecała dać 300 złotych, ale dopiero po urodzeniu dziecka jako „nadzwyczajny dar", które to 300 złotych otrzymałem i to już wszystko." Drogi Ojcze Rodziny z Ziem Odzyskanych! To, co Cię spotkało, to już tradycja. — Jak to! Łóżek w szpitalach było w r. 1934-5 - 68.699. To wynosi 22.571.870 „dni leczenia". Jednak chorzy wykorzystali tylko 18.796.872 tych „dni". Przy tym szpitale państwowe wykorzysta- ły wtedy swe łóżka w 1 13,3%, samorządowe w 86,1 procent, instytucje społeczne w 72 proc., prywatne w 57,4% 60 ). Choć więc łóżek mieliśmy stosunkowo cztery razy mniej niż ówczesne Niemcy, to nasi chorzy ich nie wykorzystali, bo nie mieli karty wstępu lub pieniędzy. Oszczędzano tedy na pójściu do szpitala. Wołano umierać. Biorąc za podstawę stan szpitalnictwa w Wielkopolsce, otrzymujemy, iż 300.000 chorych nie mogło się dostać co roku do szpitala, w tym 60.000 chirur- gicznych. Oczywiście, byli to chorzy głównie ze wsi 51 ). Gdy znów wziąć za podstawę 500 mieszkańców wsi i 200 z miast - na jedno „łóżko szpitalne" 52 ), oraz liczbę naszej lud- ności z dnia 1. 9. 1939, jak również liczbę posiadanych wów- czas w szpitalach łóżek, to w tymże czasie brak nam było 25 tysięcy łóżek. Czyli przed 1. 9. 1939 brakowało nam 41ót szpi- tali prowincjonalnych. Okazuje się więc, iż nasze szpitalnictwo 50) Bujalski, 33, 39. ,, Dzień Jęczenia", to pojęcie używane w administracji szpitalnej. 51) Bujalski, 39. , .Biuletyn Oddziału Warszaw. Związku Lekarzy Państwa Polskie- fc", Warszawa, grudzień 1938, sfcr. 2. Wspomniany stan szpitalnictwa wielkopolskiego nie byl idealny w porównaniu z Zachodem Europy. 52) Było by to kilka razy mniej, niż na Zachodzie Europy. 130 nie tylko nie było przygotowane do wojny, ale choćby do nor- malnego leczenia podczas pokoju. Nasza wieś potrzebuje mnóstwa szpitali. Są one tym ko- nieczniejsze, iż na prowincję idą lekarze niezamożni, ubodzy w urządzenia swych pracowni. A tymczasem dziś samo rozpo- znanie choroby, to nie tylko „osłuchiwanie" i „opukiwanie". Wymaga ono bogatego aparatu technicznego i laboratoryjne- go już w samym zakresie diagnostycznym. A w chirurgicznym! ginekologicznym? w metodach leczenia? Owóż to wszystko mo- że mieć tylko szpital. Jedynie w oparciu o taki szpital zdoła lekarz prowincjo- nalny rozpoznawać, leczyć, nie partaczyć i zgadywać, zwłasz- cza jeżeli szpital na prowincji będzie miał tyle łóżek, aby każdego chorego kwalifikującego się do szpitala mógł lekarz tam u- mieścić. PYTANIA Co da wsi lekarz bez szpitala? Co da wsi młody lekarz, który na skutek ustawy z r. 1938 musi przepracować na prowin- cji dwa lata? Wieś jest uboga, młody lekarz - też niebogaty. Czy wynosi on z uniwersytetu zaprawę do stosowania w swym zawodzie katolickiej etyki lekarskiej? Czy wyno-si tyle postawy ofiarnej, by pracować za pół darmo? Kto uodpornia nasze mło- de siły lekarskie przed pokusą dzieciobójstw: wszak cena za „operację" wynosi tyle, iż gdyby codziennie zatłukł chociaż jedno dziecko chłopskie, to już może trwać na posterunku? „Spółdzielnię Zdrowia" założy taki lekarz... z gospodyniami wiejskimi. Kto uczy naszych chłopów, jak korzystać z lekarza- ginekologa po katolicku? Kto i gdzie czyni z lekarza — aposto- ła, anachoretę? Jakiej medycyny uczą nasze uniwersytety: zdrowej, czy medycyny wymierających narodów? Jak wycho- wuje się w państwowych szkołach położnych i pielęgniarskich? Czy szkoły te oraz wydziały lekarskie mają kapelanów katolic- kich? I czy ci kapelani, to jednocześnie znakomici lekarze oraz święci księża? Czy ci lekarze-księża uczą w szkołach położnych, pielęgniarskich i na uniwersytetach — katolickiej etyki położ- niczej, pielęgniarskiej, lekarskiej? Jakiego cenzusu moralnego wymaga się od osób wstępujących do szkół położnych, pielęg- niarskich, medycznych? od wykładowców tamże, a zwłaszcza od profesorów ginekologii i położnictwa na uniwersytetach? Czy my, naród, który nie chce wymrzeć, nie powinniśmy wymagać obowiązkowych egzaminów ze znajomości katolic 131 kiej etyki zawodowej — w szkołach położnych, pielęgniar- skich i medycznych? Czy uczennice szkół położnych, studentki szkół pielęgniar- skich, młodzież wydziałów medycznych wiedzą chociażby, czego wymaga katolicka nauka o macierzyństwie, która dziś jest jedynym ratunkiem dla bytu biologicznego narodu i Pań- stwa? Czy w naszych szkołach pielęgniarskich, położniczych, na wydziałach medycznych opracowuje się katolickie metody le- czenia choćby w kołach studiów? , Czy istnieją nowoczesne podręczniki katolickiej etyki akuszerskiej, pielęgniarskiej i lekarskiej? Czy takie podręczniki istnieją w ogóle? Który Episkopat i którego kraju postarał się o takie dzieła? Musimy je czym prędzej przyswoić 53 ). Kto kontroluje lekarzy i akuszerki, które wraz z lekarzami wyrżnęły nam bezkarnie miliony dzieci i dalej bezkarnie to czynią? Czy to prawda, a jeżeli tak, to jak długo będzie trwało to, że młody lekarz, gdy po studiach praktykuje w zakładach gi- nekologicznych i szpitalach, a nie chce brać udziału w zabija- niu dzieci, to go terroryzują starsi lekarze za „zacofanie i nie- koleżeńskość"? Jak jest pod tym względem z wymaganiami w stosunku do personelu akuszerskiego i pielęgniarskiego oraz zwykłej służby szpitalnej? Wszak wszystkie te osoby, to zazwy- czaj katolicy, a przecież katolik biorący udział w mordowaniu dziecka nienarodzonego podlega klątwie Kościoła (prawo ka- noniczne 2350 § 1 )! Dlaczego Katolicki Uniwersytet Lubelski nie otworzył do- tąd najkonieczniejszego w Polsce wydziału: medycyny katolic- kiej? Ile dni tracą chorzy i ich rodziny, zanim od Ubezpieczalni lub od Opieki Społecznej, bądź z Urzędu Gminnego dostaną kartę do szpitala? Ilu chorych umiera, bo nie dostali na czas karty? bo nie dostali wcale karty? bo chory był chory, ale nie miał pieniędzy? INTERES I MIŁOSIERDZIE Jaką rolę gra biurokracja w lecznictwie? Kiedyś w Galicji (przed rokiem 1918 ) koszty egzekucji przy ściąganiu zaległości 53) Wprawdzie podawaliśmy w części VI pierwszego tomu niniejszej pracy książkę Spaldinga „Etyka w zawodzie pielęgniarki”, ale ani to książka nie jest u nas znana, ani nie jest dostosowana do naszych warunków. W dodatku wcale jej w sprzedaży nie ma. ążkę 132 za opłaty szpitalne wynosiły 70%. .. kosztów całego szpitalnictwa. To samo zauważono w Szwecji. U nas zaledwie 10 % chorych opłacało bezpośrednio kosz* ty pobytu w szpitalu („samopłacący"), 20 % pokrywały Ubezpie- czalnie, a 70 % — samorząd i Państwo 1 ’’ 4 ) . Po co więc system opłat za leczenie szpitalne? Ile kosztuje utrzymanie urzędników, którzy przelewają pieniądze z urzędu do urzędu? asygnują? przyjmują? kwitują? notują? sprawdzają? obliczają? ściągają? Czy szpitale nie powinny leczyć za darmo, z pieniędzy państwo- wych? Taka wszak jest tradycja polskiego szpitalnictwa 55 ). W roku 1934-5 szpitale warszawskie kosztowały 15,5 milio- na, z czego Ubezpieczenia dały 3,6 miliona, a więc 23%; samo- płacący dali 1,2 miliona, czyli 8 proc. A więc za nieubezpieczo- nych wpłacono 69% 56 ). Czyżby nieubezpieczeni, a wymagający leczenia szpitalnego, wynosili w onymże czasie aż 69 proc. lud- ności siojicy? Prosimy o wyjaśnienie. Bo może czego tu nie ro- zumiemy? W roku 1934-5 całe szpitalnictwo kosztowało 94 miliony. Ubezpieczalnie wpłaciły 16.417.900 zł, czyli 19,27%, chociaż do- chody Ubezpieczalni wynosiły w roku 1934 458,1 miliona zło- tych, a w roku 1935 506,4 miliona 57 ). Gdzie za te 480 milionów (średnia roczna) zbudowano brakujące wówczas Polsce 436 szpi- tali? Koszt ich wynosiłby tylko 30% dochodów Ubezpieczalni z jednego roku r>8 ). Zrozumiałe: Ubezpieczalnie leczyły, poma- gały, ale czy szpital nie jest w lecznictwie najkoniejczniejszy? Po co ratować róże, gdy płoną lasy? Najcudaczniejsze jest jednak to, iż gdyby powstały przed wojną owe brakujące 416 szpitali, to mogłyby stać pusto, o ile leczenie szpitalne pozostałoby odpłatne. Wszak chorzy nie wy- korzystali u nas w roku 1934-5 3,8 miliona „dni leczenia". — Czemu szpital, rzecz najpierwszej i najgroźniejszej po- trzeby jest u nas tak niedościgły? 54) Bujalski, 93. 55) Męczkowski : „Stan i potrzeby szpitali Królestwa Polskiego’', Warszawa 1915. W byłej ,, Kongresówce 1 ' szpital był darmo, utrzymywany z podatków. 56) Bujalski, iabl. IX. Pracownicy państwowi i kolejowi mieli odrębne ubezpie* czenia niezależne od tak zwanych Ubezpieczalni Społecznych. 57) „Mały rocz. st. 1936", str. 217 oraz „ M. r. sł. 1937", str. 293. Wydatki w r. 1934 353,2 miliona, w r. 1935 430 milionów. Wydatki w r. 1937 430 milionów, do- chody 566 milionów („Mały r. st. 1939, str. 309). 58) Koszt „łóżka" w nowoczesnym szpitalu (przed ostatnią wojną) wynosił 5.000 — 6.500 zł. Typowy szpital prowincjonalny na 60 łóżek z czterema oddziałami: wewnętrznym, chirurgicznym, położniczym i zakaźnym) w ośrodkach większych — psychiatrycznym, laryngologicznym, wenerycznym itd.) kosztowałby 300.000 — 390.900 zł. A więc 416 takich szpitali kosztowałoby 162 miliony złotych, czyli 25 proc. — 33 procent rocznego dochodu w budżecie Ubezpieczalni z roku 1934-5. Mniej niż czysty dochód z lat 1934-1935. 133 Bo lecznictwo nasze oparło na zasadzie „interesu publicz- nego". Rozporządzenie Prezydenta z d. 22. II. 1928, art. 9 - wprowadziło tak zwaną „odpłatność" (Nr 38 Dziennika Ustaw). Zorwano w tej gałęzi kultury z tradycją polską. Wprowadzono kapifalistyczno-urzędniczy styl „miłosierdzia": jak Niemcy i An- glia. A przecież nie mamy powodu małpować obcych. Toż już w roku 1775 Polska pierwsza w Europie wprowadziła „Centralną Komisję nad Szpitalami w Koronie i Wielkim Księstwie Litew- skim". Do r. 1919 nasze szpitalnictwo nie miało nic wspólnego z „interesem": była to posługa samarytańska, a wartość społecz- na lekarza stała na poziomie niedościgłym. Symbolem lekarza tamtych czasów, to Śniadecki, Marcinkowski, Chałubiński. Zresztą i Anglia trąbi na odwrót. PAP doniósł, iż „w dniu 24 stycznia 1946 roku odbędzie się w Izbie Gmin posiedzenie, któ- re zajmie się rozpatrzeniem projektu siedmiu nowych ustaw", czwartą z nich jest ustawa o „bezpłatnej pomoc.' lekarskiej dla wszystkich obywateli Wielkiej Brytanii". Od czasu, gdy wprowadzono „interes" do szpitalnictwa, „szpital, to fabryka od uzdrawiania,- chory, to surowiec,- posłu- gacz, pielęgniarka i lekarz: to technicy,- a przywrócona zdolność do pracy, to produkt fabryczny"' 6 }. „Interes" nakazuje chorego, którego leczenie się nie opła- ca, wyrzucić na bruk, albo przenieść do tańszego zakładu, gdzie stale... brak miejsc. A czyż nie bardziej dochodowo dla Państwa wysyłać takich chorych wprost na tamten świat? WODA ZE STAWU I „SZYSZKA" Z AMERYKI Lecz jakiż był poziom tych nielicznych szpitali unowo- cześnionych: bo opartych o „interes publiczny"? Owóż trafiają się takie szpitale, gdzie gospodaruje się na poziomie kradzieży 60 ). Sprawozdanie urzędowe za rok 1934-35. Słuchajmy dalej. O przyszłość narodu: o matki i dzieci — nie dba się. Łóż- ka dla dzieci stanowią 4%. Porodów odbywa się tylko 6 proc. spośród wszystkich porodów w Polsce 6 '). W 650 szpitalach pracuje zaledwie 377 akuszerek 62 ). Połowa szpitali nie ma Roentgena 63 ). 59) „Projekt reformy lecznictwa", Warszawa 1938. 60) Bujalski, 115. 61) Bujalski, 36, 44. 62) Bujalski, 84. 63) Bujalski, 83. 134 51 szpilali nie ma kanalizacji 1 ’ 4 ). 37 szpitali czerpie wodę ze studni 65 ). Do 6 szpitali wożą wodę w beczkach. Do jednego - ?m stawu 60 ) . Opłaty od kobiet rodzących - na ogół według najwyż- szych stawek, Bodaj podobnie - opłaty od dzieci 67 ). Są też szpitale o jednym lekarzu os ). W 15 szpitalach przypada 1 lekarz na 100 łóżek tC ). 56 powiatów w Najjaśniejszej nie ma szpitala 70 ). Powtarzamy: wybudowanie brakujących 416 szpitali kosz- towałoby przed wojną 160 milionów złotych. Ubezpieczalnie za lata 1925 - 1938 miały dochodów 7 miliardów i nazywały się „społeczne" 71 ). Czy jest dziedzina, gdzie ostrzej występuje niedbalstwo polskie? ostrzej i tragiczniej? Siedem miliardów... A przecież to wszystko, to stan sprzed zawieruchy 1939-45. Jak jest obecnie, wie każdy, kto choruje. Starają się nam pomóc obcy. choćby Irlandia. „Wiadomości Statystyczne", organ Głównego Urzędu Statystycznego, w numerze z marca 1946 roku mówi, iż gdy w roku 1938 (na 35 milionów ludności w ówczesnej Polsce) było szpitali 677, to w dniu I.XI. 1945 roku było 649 szpitali (na 24 miliony ludności). Łóżek w roku 1938 było 74999, w roku 1945 84865. Łóżek na oddziałach ginekologiczno-położniczych było w roku 1938 6377, jest w dniu I.XI. 1945 6312. Łóżek dziecięcych było 4740, jest 2075. Łóżek dla skórno-wenerycznych było 2827, jest 2955. Łóżek dla gróźlików w szpitalach i sanatoriach było 12385, jest 7649. Stacyj Opieki nad Matką i Dzieckiem było 570, jest 366. Statystyka nie mówi, ile łóżek na oddziałach ginekolo- giczno-położniczych zajmują kobiety które przychodzą zabijać swe dzieci. Tak samo statystyka nie mówi, jaki jest stosunek personelu „Stacyj Opieki nad Matką i Dzieckiem" - do dziecka nienarodzonego, bo dopiero wówczas wiedzielibyśmy, na ile 64) Bujalski, 83. 65) Bujalski, 83. 66) Bujalski, 83. 67) Bujalski, 45, 103 do 109. 68) Bujalski, 85. 69) Bujalski, 87, 70) Bujalski, 23, 24, 71) ,,Maly rocznik statysł. 193S", 309. 135 te stacje przyczyniają się do wydawania dzieci na świat, a na ile pośredniczą... w zabijaniu dzieci nienarodzonych. Ksiądz doktor Adamczyk tak mówił w marcu 1946 roku na Wojewódzkiej Radzie Narodowej w Katowicach: „Niemieccy lekarze w Krakowie twierdzili, iż w G. G. dokonywali polscy lekarze rocznie, skromnie licząc około 500 tysięcy spędzeń pło- du i śmiali się z tego. Jak nas ze źródła miarodajnego informo- wano, 60% lekarzy jednego z większych miast G. G. żyło w cza- sie okupacji niemieckiej ze spędzania płodu. Byli lekarze, któ- rzy wmawiali kobietom, iż są w ciąży, by móc po pozornie za- stosowanym zabiegu ściągnąć z pacjentki sute honorarium... Dziś dzieje się podobnie. Są lekarze, którzy mają markę rzeźników nienarodzonych dzieci, i szpitale cieszące się tą samą opinią... lekarze, znani przed tą wojną ze stosowania tych zabiegów, uszli, względnie musieli ujść do G. G. (ze Śląska) niekoniecznie ze względów patriotycznych. Powróciwszy z G. G. prowadzą nadal swój niecny proceder". A potem ówże radny przytoczył cyfry, iż Śląsk wymiera. Podobnie podawały w r. 1946 „Nowiny Lekarskie" i na- czelny organ Izb Lekarskich ,,W Służbie Zdrowia.” Lekarze i akuszerki mają w tej chwili najwięcej zbrodniarzy, najniżej stoją moralnie ze wszystkich zawodów. W dodatku le- karze uciekają do miast. W r. 1947 wypadał w Warszawie 1 lekarz na 660 mieszkańców, na Pomorzu Zachodnim 1 na 6.600 mieszkańców, na Mazurach 1 na 8.000, na Dolnym Śląsku 1 na 14.600. Gdy przed wojną mieliśmy 12.917 lekarzy i 3.686 dentys- tów, to w r. 1946 mamy 6.220 lekarzy i 1.507 dentystów. Hańbą szpitali jest to, iż zarówno tę kobietę, co przycho- dzi wydać na świat dzieciątko, jak i tę, co przychodzi je zabić, traktuje się jednakowo. Owszem, bywa, iż dla rodzących nie ma miejsca, bo zajęły je poczwary zabijające własne dzieci. Kobiety z poronieniami trzeba wyłączyć ze szpitali i ubez- pieczeń. Ubezpieczalnie polskie nie mogą ubezpieczać mor- derstw. Przerywania ciąży zabronić lekarzom bez żadnych ab- solutnie furtek. Znieść wszelkie „wskazania". W Polsce nie może być „wskazań" do zabijania dzieci, bo to potworność! A tym bardziej potwornością są takie „wskazania" przeznaczone dla ludzi z wyższym wykształceniem i to w dodatku dla lekarzy. „Wskazania", szerzone przez... uniwersytety ?- „Praktyczni Amerykanie posyłają do Azji Imkę (YMCA), iżeby uczyła Chińczyków, jak regulować liczbę urodzeń...*' 72 ). - Co wspólnego ma Imka z naszym szpitalnictwem? 136 72) Dmowski („Świat pow. i Polska '), 59. Może ma, może nie. W „największym czasopiśmie mason skim świata The New Age (360.000 nakładu) opisuje Cowles..' — Ależ co nas obchodzi jakiś Cowles?! Kio zacz Co włos? Szyszka. „Cowles jest formalnym zwierzchnikiem masone- rii Obrządku Szkockiego Dawnego i Uznanego" na całym święcie 73 ). — No więc co opisuje Cowles? „...Opisuje Cowles zwiedzanie pamiątek historycznych w Polsce oraz wizytę w szeregu zakładów, którymi ze względu na ich świecki charakter jest zachwycony, jak Instytutem Higie- ny Dziecięcej, Szkołą Pielęgniarek oraz gmachem YMCA". Świecki charakter... Szkoła Pielęgniarek... Hm... — Po co Cowles w szkole pielęgniarek polskich tuż przed ostatnią wojną? To wiedzą kierownicy masonerii w Polsce. I Cowles w USA. „Pierwszym prezesem Rady Krajowej YMCA w Polsce był doktor medycyny Rafał Radziwiłłowicz, adekwatny twórca ma- sonerii w Polsce", a „następnym prezesem Rady Krajowej YMCA zostaje sekretarz loży „Odrodzenie", a zarazem przedstawiciel niemieckich wielkich lóż na Polskę..." 74 ). Niemieckich. Niemcy, USA, masoneria... pielęgniarki polskie, inslyiut higieny dziecka polskiego... Hm... Nasze zakonnice polskie boją się pono pracy w położ- nictwie jak ognia piekielnego, choć rodzenie dzieci, to najbar- dziej kobiece zjawisko: kobieta kwitnie dziećmi. A masony się nie boją położnictwa. I aż z Ameryki przyjeżdżają, by kontrolo- wać, jak się u nas przygotowują do swych zadań „siostry" świeckie, które według planów masonerii mają jako jedno ze swych zadań wyrugować zakonnice z polskich szpitali. „Świecki charakter"... ŚWIAT I KLASZTOR Lekarzom trzeba pomóc. Nie można ich zostawiać na pas twe losu. Lekarzowi pozostawionemu samemu sobie trudno postępo wać etycznie, jest to bowiem zawód wymagający zawsze, a zwłaszcza w epoce świadomego dawania życia - postawy bohaterskiej i to w stopniu nieznanym innym zawodom, wszak 73) „Sodalis Marianus", maj 1939, 173 74) Sodolis Marianus, mai 1939, 174. 137 poŚY/i ocenie lekarza jest ciche, ukryte, nie reklamowane. Gdy naród żyje na wysokim poziomie moralnym, io lekarzom łatwiej 0 wysoką etykę. Ale na wysokim poziomie żyje naród, gdy ogół małżeństw jest wiemy naturze, ale gdy przychodzi wyna- turzenie, moralność narodu upada! Wówczas i lekarzom, których dostojeństwo i powaga nie ulegają większym ska- żeniom w czasach, gdy życie małżeńskie zostaje wierne na- turze, jest teraz coraz ciężej zachować adekwatną postawę etyczną, a najtrudniej ginekologom. Medycyna ulega wtedy porażeniu. Rośnie liczba lekarzy rzucających etykę do kąta, a i sama etyka lekarska staje się coraz bardziej... naukowa. Le- czenie zamienia się... w zapobieganie, w... higienę, w... zabija- nie słabych, a zwłaszcza najbardziej bezbronnych: dzieci nie- narodzonych. Niechęć do chorego człowieka wzrasta, woli się pielęgnować... zdrowych. Lekarz zamienia się w higienistę lub... w zbrodniarza. Takie właśnie przemiany dokonują się na na- szych oczach w medycynie i zawodzie lekarskim, zwłaszcza w ginekologii, wśród świadomie wymierających narodów. 1 u nas. Zauważyć jednak należy, iż i dziś w Polsce nie brak lekarzy godnych największej czci, stanowiących chlubę lecz- nictwa Dolskiego. Ale są oni, jak ów Mojżesz Michała Anioła-, milczą. Niech przemówią! Posiadamy również i czcinajgodniej- sze akuszerki. Z powodu tedy skłonności lecznictwa do zwyrodnień, mu- simy oddać najżywotniejszy, najdelikatniejszy i najtrudniejszy etycznie teren lekarski — macierzyństwo-ginekologię — w ręce wolne od egoizmu, najmiłosierniejsze, najbardziej ofiarne i świę- te: w ręce lekarzy polskich — zakonników i zakonnic. Naród bowiem musi mieć także niezakażone ośrodki nauk medycznych i praktyki lekarskiej : zakony lekarskie, ośrodki zdrowia w medy- cynie — niezależnie od tego, co w danej chwili czyni świat, na- tomiast zależne w swej postawie wobec nauk lekarskich i czło- wieka od tego, co nakazuje lekarz-Chrystus. Pańslv/o przyszłości nie pozostawi lak ważnej pozycji jak lecznictwo samym lekarzom i przypadkowi, ale usadowi tu zako- ny lekarskie jako klapę bezpieczeństwa w medycynie, jako od- trutkę na jej rakowatość, jako dumping najwyższej klasy wobec lekarzy świeckich, jako szkoły miłosierdzia dla narodu. Zakony lekarskie mają teraz tę rolę do spełnienia, co niegdyś zakony żebracze. One uzdrowią kulturę leczniczą, one odrodzą małżeństwo, one uratują narody od świadomego wy- marcia,- one przez rozwój miłosierdzia stonują gorączkę zbrojeń państw współczesnych i zbliżą do siebie narody,- one ubezpie- czą społeczeństwo i jego warstwy najuboższe, najbardziej bez- radne na wypadek choroby. One uratują chrześcijaństwo. 138 Nie milion urzędników z „ubezpieczalni społecznych", lecz dziesięć tysięcy lekarzy i lekarek zakonnych: oto ubezpie- czalnia narodowa! Ale zakony posiadają jeszcze jedną specjalność. Już ją posiadają. Zakony, to nieustanny pokaz czystości obyczajów. Pokaz ten porywa i podnosi ogólną kulturę panowania nad sobą. Im więcej jest takich panien, co śmiało mogłyby iść do zakonu, tym więcej jest takich chłopców, co chcieliby sie żenić. Im więcej powołań zakonnych, tym więcej powołań małżeńskich. 1 zarazem im więcej kultury dziewictwa i dozgonnej wierności zakonnej w zakonach, tym więcej kultury wstrzemięźliwości małżeńskiej i wierności dozgonnej wśród małżeństw, a jedno- cześnie - tym więcej ludzi, co w okresie przedmałżeńskim za- chowują czystość. — Skąd możliwy jest ten poziom w zakonach? Zakony współpracują świadomie z Łaską. Zakonnik z włas- nej woli chce postępować nie tylko po ch.ześcijańsku, ale co- raz doskonalej po chrześcijańsku. Sam się w tym celu mozoli. Sam pracuje nad sobą Sam się usiłuje wychować i to do pozio- mu „drugiego Chrystusa". Uprawia samowychowanie. Przede wszystkim stara się być stale w stanie Łaski. Ma wtedy w du- szy Trójcę Świętą. Nie jest osamotniony. choćby na pustyni. Bę- dąc w stanie Łaski, jest powiększony - o Boga. Trójca Święta po to właśnie przychodzi do duszy, by pomóc człowiekowi samo- wychowującemu się przekształcać jego postawę na postawę doskonałego chrześcijanina. Bóg jest więc osobiście adekwatnym kierownikiem samowychowania. Przeto kooperacja z Łaską, to współpraca z Bogiem nad kształceniem w sobie postawy moral- nej. Odbywa się ta praca na wewnątrz człowiaka. W duszy. Jest to owo słynne „życie wewnętrzne". Wspólnota: człowiek i Bóg. Trójca tedy Święta jest podagogiem od samowychowania. Przychodzi Ona do duszy z całą tkliwością i potęgą. Toteż kto współpracuje z Bogiem na wewnątrz siebie, może być niezłom- ny jak wszyscy Książęta Niezłomni, choćby był neurastenikiem jak stara panna i tchórzem jak święty Piotr. Zarazem może mieć tkliwość jak serce matki, choćby był prostaczkiem jak proboszcz z Ars. Nie znamy ludzi, co śpieszą do zakonów. Nie znamy tej dziwnej emigracji - w świat samowychowania, gdzie nikt na nikogo nie wpływa przemocą, gdzie wszystko się trzyma bez po- licji, gestapa: gdzie każdy jest lub pragnie być - w sumieniu mocarstwem. - K+o kieruje z zewnątrz samowychowaniem? 139 Ksiądz. Zazwyczaj, gdy spowiada. Nazywa się kierowni- kiem duchowym. Spowiedź w zakonie, to nie samo wyznanie grzechów; to zarazem sprawozdanie z pracy nad udoskonala- niem własnej postawy moralnej: z samowychowania. Człowiek taki zmienia jaskrawo na zewnątrz swą postawę wobec życia: stara się panować nad sobą coraz umiejętniej oraz kochać Bo- ga i ludzi coraz umiejętniej. Wyrasta na miłośnika ludzi i Boga. Na pana życia. Taka jest pedagogika zakonów. Otóż, jak już wiemy, nadeszła konieczność, by każdy mał- żonek i małżonka umieli świadomie na wewnątrz duszy współ- pracować z Bogiem nad ukształcaniem swej postawy wobec życia — na chrześcijańską. Wiemy również, iż bez lego nie ma mowy o wstrzemięźliwości małżeńskiej: o kulturze panowania nad sobą. Przeto nadchodzi czas upowszechnienia samowycho- wania na cały ogół ludzi dorosłych wśród zdrowej części naro- du i ludzkości. Nauka czytania, pisania, rachowania, matury, dyplomy magisterskie i doktorskie: to dopiero... epoka kamien- na możliwości ludzkich — w małżeństwie, w życiu narodu, w życiu świata. Samowychowanie, życie zgodne z naturą, kooperacja z Łaską i wynikające stąd panowania nad sobą, a wraz z tym rozumna liczba dzieci: to składniki życia małżeństw w epoce świadomego ojcostwa i macierzyństwa. Nowy, lepszy, szczęśliwszy człowiek, naród i świat — nie dadzą się już pomyśleć bez samowychowania, bez Łaski, bez Boga na wewnątrz nas, jako naszego wychowawcy. Bezmiar energij i światła Boskiego w postaci Łaski nie po- winien się bezczynnie unosić nad nami. Wprowadzić te wartości w ruch, przyswoić naszym organizmom można głównie przez świadomą współpracę z Łaską: przez samowychowywanie, upra- wiane na płaszczyźnie nadprzyrodzonej. Tej sztuki nauczy nas nie szkoła, ale zakłady specjalizu- jące się we współpracy z Łaską: zakony kapłanów-kierowników duchownych, czyli specjalistów od kierowania samowychowa- niem w życiu dorosłych ludzi świeckich. Zakony inteligentnych, świętych spowiedników. Nowe zakony. Powołane do tego, że- by uczyć naród sztuki samowychowania. I to jest drugie najpilniejsze zadanie zakonów w erze świadomego ojcostwa i macierzyństwa: w erze świadomego postępowania po katolicku. 140 „NARÓD W KOŚCIELE" 7 *) Zakony są albo najnowocześniejsze, czyli wkraczają zaw- sze lam, gdzie kaiolikom świeckim jest najciężej żyć po kaiolic- ku i na owych terenach powodują rozwiązania etyczne chrześci- jańskie, albo są najniedołężniejsze i rozpędzane są wtedy na cztery wiatry przez lada pokurcza masońskiego albo przez byle dziewkę 70 ). Gdy zaś zakony są tylko „średnie" („na jeża"), oznacza to, że naród, wśród którego pracują, spada na zbity pysk. I wraz z nim upadają zakony, choćby ich stan był na oko „kwitnący", tak jak dziś... Bo fałszywie kwitną zakony, gdzie zarazem nie kwitnie naród, ale wymiera. Jeżeli zakony nie nadążają za życiem narodów, a choćby jeżeli nie wybiegają życiu narodu naprzód, to katolicy świeccy, przeciętniaki, tchórze, bojący się jak ognia heroizmu — tu i ów- dzie „nawalają" i to w takiej mierze, iż na ten przykład aż mo- że grozić z tego powodu wymarcie Europy, wojny gazowe, ra- kietowe, bombowe, rasowe, międzykontynentalne, totalne, chwianie się Opoki Piotrowej itp. To nie są żarty. Dlatego zakony nigdy nie są „trochę potrzebne", ani „nie- szkodliwe", ani „takie sobie", ani „niech sobie będą", ani „co mi tam do nich",: ale są konieczne dla życia narodu. Tak sa- mo zakony, to nie są żadne „ongi", ani „przed wiekami", ani „wyrzeczenie się świata", ale pogotowie i to takie, po które gdy człowiek zadzwoni, to porusza Niebo i Ziemię oraz wyzwala wszystkie siły ludzkie i Boskie. Mogły sobie narody protestanckie od kilku wieków oby- wać się bez zakonów, i mimo to rosnąć w potęgę, ale dziś w erze świadomego ojcostwa i macierzyństwa mogą, pozbawio- ne zakonów, tylko wymrzeć. Wszystkie narody i państwa muszą w tej chwili wyjść z do- czesności i świeckości na teren Łaski i przeznaczenia swych obywateli do życia nieśmiertelnego, o ile nie chcą wymrzeć... świadomie. Sprawa Łaski i Nieba stała się dzięki zaognieniu problemu rodziny sprawą bardziej narodową i państwową, niż jest nią w życiu jednostki, a podział życia narodu na życie świeckie i za- konne oraz powiązanie tych prac w jedno, to źródło żywotności narodów i Kościoła, to cecha narodów i Kościoła w przyszłości. I dziś. 75) Tytuł rozprawy Kazimierza Sołtysika 76) ,, Wygnanie Jezuitów z Portugalii dodało bodźca wszystkim ich wrogom w państwie francuskim. Do ich liczby należała tu i słynna metresa rozwiązłego Ludwi- ka XV (1715-74) markiza Pompadour”. Umiński, tom II, 304 141 Zakony wcale nie powiedziały jeszcze osiainiego słowa. Zakony dopiero przemówią. I narody dopiero przemówią. Lecz narody i zakony przemówią razem. Albowiem ani naród bez zakonów, ani zakony bez narodu nie mogą żyć pełnią życia. Zakony i naród, ło jedno,- tak jak Kościół i narody, to jed- no. Bo Kościół nie jest międzynarodowy: Kościół jest powszech- ny, a wszędzie, gdzie Kościół się zakorzenia, przekształca społe- czeństwa stadne na narody i on jedynie władny jest czynić je niezniszczalnymi 77 ). Chodzi tylko o to, ile naród zdoła wydać powołań zakon- nych z grona swych ludzi ideowych. Powołanie takie rodzi się w człowieku z rozkochana się najofiarniejszego w Chrystusie, w narodzie i życiu świata. Kto jeszcze tego nie wie, niech prze- czyta autobiografię kontemplalywnej, a więc zdawałoby się naj- dalszej od życia świętej — Teresy od Dzieciątka Jezus. „Moim Niebem będzie dobrze czynić na ziemi" - pisze ona. „Przeby- wając w Niebie, będę dobrze czyniła na ziemi". „Nie, nie spocznę do końca świata"! Albo takie. „Nie rozumiem świętych, którzy nie kochali swojej rodziny"™). Albo takie zdanie Carrela: „Ludzie rosną, o ile ożywia ich wielki ideał, o ile posiadają obszerne horyzonty. Poświęce- nie samego siebie nie jest trudne dla płonącego namiętnością wielkiej przygody. A nie ma przygody piękniejszej i niebez- pieczniejszej od odnowy człowieka nowoczesnego" 79 ). Cóż piękniejszego, jak odnowić oblicze Ziemi Polskiej, o Zakonnicy- Polacy! 77) Koneczny (..O wielości cywilizacyj”), 267, 304. 78) Dzieje duszy ”, autobiografia świętej, Kraków, 270. 79) Car rei, 242 142 Część dziesiąta KULTURA BIO-SFERY KULTURA BIO-SFERY RODY ŚWIADOME Świadome ojcosiwo i świadome macierzyństwo prowadzi wprost do rodu. - Rody? Toż już były kiedyś rody! To staroświecczyznal Nie tylko były, ale wiele cywilizacyj tkwi jeszcze w ustro- ju rodowym: cywilizacja Indyj (bramińska), cywilizacja turań- ska, arabska, chińska. W dodatku są to cywilizacje o niższym po- ziomie życia małżeńskiego, bo poligamizujące lub wręcz poliga- miczne*). Ale rzecz w tym, iż rodowość w owych cywilizacjach pochodzi ze zwyczaju i z musu. W Polsce był kiedyś ustrój rodowy. Wtedy i u nas były rody z musu, ze zwyczaju. Tak jak do niedawna jeszcze ludziska żyli sobie w małżeństwie zgodnie z żoną i zgodnie z naturą ze zwyczaju. Natomiast dziś załamało się to, i teraz trzeba żyć zgod- nie z żoną i z naturą, ale już świadomie, nie zaś z musu lub ze zwyczaju. Podobnie nadchodzi świadome życie rodowe. Po prostu rodzina, gdzie rodzice dają życie świadomie i gdzie w tym celu żyją zgodnie z naturą, wytwarza o wiele wię- cej więzi i kultury, niż ich potrzebuje dom dodzinny. Rodzina taka nie zadowala się więc spójnią i kulturą domu macierzys- tego. Przeto więź i kultura takiego domu nie kończy się ślepą uliczką. Toteż dziatwa, opuściwszy dom rodzicielski, gdy z dala od siebie pozakłada własne ogniska, współżyje przez cały czas z sobą. Tak współżyje, jak za dni młodości. To samo czyni ich potom- stwo, chociażby mieszkało na różnych kontynentach: współży- je ono z sobą i z dwoma poprzednimi pokoleniami krewniaków. Współżycie trzech pokoleń: jak w domu. Jak u mamy. Chociaż- by żyli w różnych częściach świata. Solidarność. Jak u Żydów. Albowiem nie sztuka - po rozejściu się rodzeństwa - już w pierwszym pokoleniu, więcej się nie znać. I - twierdzić, iż 1) Koneczny („O wielości cywilizacyj"), sir. 133-161, 236-316. 145 lepszy obcy niż krewny. Wszak krewniak, lo dalszy ciąg wspól- nej rodziny: własności biologicznej, a porzucenie łączności z do- rosłymi braćmi i siosirami dowodzi braku kultury współżycia: dowodzi społecznego niedorozwoju. Własność macierzysta się rozłazi. Rodzina tedy świadoma nie marnuje własności biolo- gicznej: nie rozprasza wiązi i kultury wyniesionej z domu ma- cierzystego, ale przenosi tą więź i kulturą na współpracą z kre- wniakami. I albo dziąki temu przekształca sią w ród, jeżeli dotych- czas nie tworzyła rodu, albo wtapia się w lód, o ile go posiada. Świadome życie małżeńskie wprowadza - równolegle — świa- dome życie rodowe. Jest nas Polaków mało. Ubodzy jesteśmy. Wymieramy. Sąsiadów mamy potężnych. Chodzi o to, by żadne zjawisko do- datnie powstające wśród nas, nie rozpraszało się. I w kulturze musi być ekonomia. Żaden dorobek kuturalny żadnej z rodzin, żadnego z rodów, a choćby ani jedno uczucie pozytywne, ani jedna myśl twórcza i oiiarna - nie mogą przepadać, ale mu- szą wrastać w naród. Skrzętny naród nic ze swej kultury nie mar- nuje. Wszystko gromadzi, spiętrza. Z im bardziej wysoka i w im większej masie spadają wody narodu dó rzeki życia, tym więcej energij można z narodu wydobywać i tym bardziej dynamizo- wać polską postawę wobec świata: naszą rodzimą postawę jed- noczącą — unijną. Temu właśnie służy wychowanie w rodzinie świadomej i w rodzie świadomym. Kto będzie chciał zobaczyć najpraw- dziwszą Polskę, pójdzie nie tyle na rewię wojskową, ile do domu rodzinnego. Ani bowiem państwo polskie, ani szkoła polska nie mogą być tak polskie, jak życie w rodzinie polskiej. Dekoncen- tracja polskości na każdą rodzinę. „Twierdzą nam będzie każ- dy próg". „Linia Chrobrego" w każdym domu. Polskość tę pie- lęgnować będą dalej rody. W ten sposób świadome postępo- wanie po polsku będzie kształtowane nie tylko przez tych, co czują się odpowiedzialni za naród, a tych jest zawsze garstka, lecz i przez tych, co świadomie odpowiadają za to, co się dzieje w ich rodzinie i rodzie, tych zaś jest miliony. Z drugiej zaś stro- ny tyle możemy dać własnego światu, co jest w nas polskiego. Bo co nie jest rodzime, wyłącznie polskie, nie jest nasze, choć- byśmy to tylko i nic więcej nie czynili. Czy wyobraża sobie kto Polskę bez rodu Piastów, Jagie- llonów, Sobieskich, Żółkiewskich, Zamoyskich? Czy wyobraża sobie kto Polskę bez Wawelu-, bez tego cmentarzyska rodzin królewskich? Czy ów szereg trumien monarszych, to nie tysiąc lat życia Polski? Nie ma narodu polskiego bez rodzin polskich. 146 A tym bardzej nie ma pańswa, kosfruowanego społecznie w sposób planowy, bez świadomie zdrowych rodzin i rodów. Wprawdzie ażeby doszło do społeczeństw nowoczesnych, spoisfszych, trzeba było dawniejszą wieź rodową przezwycię- żyć, bo na drodze do pogłębienia wspólnoty ogólniejszej stała ciasnota i egoizm dawnych rodów. W narodach cywilizacji ła- cińskiej przezwyciężono podwórkowość rodów, ale dokonały tego... rody monarsze i to nie tyle dzięki urzędników, ile rękami... rodów, popierających rody monarsze. Zresztą choćby najbardziej zurzędniczone imperia, jak carskie, niemieckie i francuskie tworzone były i rządzone przez rody. Bez Ruryko- wiczów i Romanowów, Habsburgów i Hohenzollernów, Karolin- gów i Burbonów - nie było by Rosji, Niemiec i Francji, a Sianów Zjednoczonych nie było by bez emigranckich starych rodów holenderskich, angielskich i francuskich, dziś zaś... bez rodzin miliarderów, milionerów. Rody budowały i przez cały czas budują Japo- nię i Chiny 2 ). Obecnie rodom nie grozi podwórkowość, gdyż teraz współżycie rodowe może się wytworzyć tylko z rodzin świado- mie zdrowych, te zaś mogą istnieć tylko dzięki niezwykle wy- sokiej etyce, która z kolei wymaga ustawicznego usuwania z siebie egoizmu. Ród taki nie zadawala się spójnią i kulturą rodowców, wytwarza bowiem o wiele więcej więzi i kultury niż rodowcy potrzebują. Dlatego więź i kultura rodu świadomego nie koń- czy się ślepą uliczka: ród współżyje z pozostałymi rodami. Łą- czy je bowiem, to, co najsilniej spaja: wspólna postawa wobec życia. Aczkolwiek tedy zdrowa część narodu składa się w na- szych czasach z rodzin świadomie wiernych naturze i Łasce, ale rodziny te wiążą się w rody świadomie, te zaś — w świadomą część narodu. Rodzina, ród, naród. Kultura biosu. Powstanie cała kultura wspólnot opartych na pokrewień- stwie. Kultura narodowej biosfery. Związki krwi spotęgują spoistość narodu. Na tej drodze można wyzwolić nieprawdopodobne ener- gie społeczne. Na wychodźstwie, czy w Macierzy, w okresach okupacji, czy podczas wolności — tym bardziej zwarte może być życie narodu, im bardziej będzie kipiało życie rodzin i rodów. Na straży polskości i solidaryzmu stanie wtedy uruchomie- nie najpotężniejszych sił biologicznych i emocjonalnych, jak 2) Pono pół miliardem Chińczyków rządzą dziś córki Stin-jAł-Seita I ich szwa- a- gier (Czang-Kaf-Szek), 147 miłość wzajemna małżonków, miłość dzieci do rodziców i rodzi- ców do dzieci, pokrewieństwo rodzin z rodami oraz - rodów ze zdrową częścią narodu. Przeto życie zdrowej części narodu, złożonej ze zdrowych rodzin i rodów, nie kończy się ślepą uliczką egoizmu narodowe- go, albowiem takie społeczeństwo wydobywa z siebie więcej energij i kultury, niż ich samo potrzebuje. Naród taki wytwarza tego typu więź i kulturę, iż przedłuża się ona organicznie o współżycie i współdziałanie kulturalne ze wszystkimi zdrowy- mi narodami. Epoka świadomie zdrowego życia małżeńskiego, to epo- ka świadomego współżycia zdrowego odłamu ludzkości. Dopiero na tej więzi narodów, reprezentujących zdrową część ludzkości, będzie mógł Kościół zbudować rodzinę narodów katolickich: rodzinę - nie w teorii, ale w praktyce, gdyż Koś- ciół może o tyle tylko wcielać w życie swe cele nadnaturalne, o ile jednocześnie ludzie wcielają swe możliwości naturalnego rozwoju,- w danym wypadku: o ile narody kształcą swą biosferę. Natura i Łaska. Naród i Kościół. Świadome tedy ojcostwo i macierzyństwo chociaż z jed- nej strony grozi wymarciem światu, to przecież o ile jest prak- tykowane zgodnie z naturą, staje się warunkiem urzeczywistnie- nia Królestwa Bożego wśród zdrowej części ludzkości. Idea Królestwa Bożego już się raz załamała: w średnio- wieczu. Bo średniowiecze nie znało świadomego ojcostwa i ma- cierzyństwa. Dziś nad globem powiewa sztandar świadomego ojcostwa i macierzyństwa. Sztandar ma na jednej stronie trupią głowę, na drugiej Królestwo Boże. Albo, albo. Dwie drogi do wyboru... Tylko. Kultura wszystkich dziedzin życia może rosnąć w nie- skończoność, o ile równolegle rozwija się współżycie rodzinno- rodowo-narodowe: kultura biosu. Albowiem siłą twórczą jest je- dynie miłość, a źródłem miłości rodzina i wykwitające z niego życie rodów i narodów. Oraz - szczepiona na tym miłość wyż- szego rzędu: Łaska. DEMOKRATYZACJA ARYSTOKRATYZMU Członkiem związku rodzin może być krewny tego samego nazwiska - na całym świecie. Prawo do rodu ma każdy. Nie jest to nędzne prawo przelotnego obywatelstwa, ale prawo moje i wszystkich moich krewnych - do wspólnego, mego z nimi, 143 udziału w historii narodu polskiego przez cały ciąg jego dziejów. Prawa tego nie otrzymuje się, ani nie można go nadać. Jest ono samosiwórcze i dobrowolne, jak dobrowolna jest mi- łość rodziców do dziecka, jak dobrowolny jest nasz udział w ży- ciu Kościoła. Jak małżeństwo. Związki rodzin (rody) dostawać będą znaki (herby) za największą liczbę poległych w czasie wojny oraz za największą liczbę rodowców poległych podczas pokoju — na rzecz narodu (wynalazcy, lekarze, ratownicy, misjonarze, pielęgniarze i inni męczennicy obowiązku). Związki rodzin (rody), połączone w związek rodów, wysy- łać będą przedstawicieli do rządu i samorządu. Na czele związ- ku rodów moż,e stać Głowa Państwa jako przedstawiciel rodzi- ny, pierwszej w narodzie. W ten sposób rządzić będą narodem nie inne części ciała, ale głowy: głowy rodzin. Państwo rodzin’). Dziś naród nie ma przedstawicielstwa, które by organicz- nie szło od rodzin poprzez rody i ich centralę. I ustrój korpora- cyjny daje tyko przedstawicielstwo tych, co tworzą kulturę za- wodową. Brak w nim przedstawicieli biosu i opartej o bios - korporacji rodzin i rodów, reprezentującej więź narodową’) Państwom wymierających narodów - brak więzi społecz- nych organicznych: zdrowych rodzin i .rodów. Sami urzędnicy, to .lichą więź. Taka więź zanadto zależy od... tajniaków. To takie mocne, jak małżeństwo, którego spoistości strzeże... policjant. Albo wrócimy do rodzin i rodów, albo państwa Europy zamienią się w „czyste" państwa: bez narodów i... rodzin. W państwa dyktatorów i znajdków. Siany Zjednoczone Znaj- dków. Dychawiczne efemerydy: bo wymrą takie „Siany"... świadomie. Ale cokolwiek sie stanie z dzisiejszymi Stanami (USA), choć życzymy im jak najlepiej, my musimy myśleć naj- pierw o sobie. Otóż niepewny to członek narodu, kto nie ma ko- rzeni rodowych, kio nie jest członki ąm rodu odpowiednio daw- no. Czemu 1 ? Bo jego rodzina nie rea żadnej historii w życiu na- rodu. Jest tymczasowa. Okazyjna. Przypadkowa. Dzieje takiej irodziny są bez dziejów. Znamienne, iż tyko te warstwy rządziły społecznościami, które umiały się zorganizować w rody i potrafiły przez całe wie- ki utrzymać więź rodową. One tworzyły kultury, cywilizacje, państwa i narody. 2) Por. art. iyt. : „Państwo rodzin" (uwagi prawno-ekonomiczne) — w czaso- piśmie „Nowe Wiadomości Ekonomiczne i Uczone", Warszawa, paźd z. 1938, str. 15-17. 3) Por. ks. dr. Piwowarczyk Jan? „Korporacjonizm i Jego problematyka", Poz- nań 1936 149 Gdyby nasi chłopi umieli się zorganizować w rody o świa- domości historycznej, nigdyby nie doszło do pańszczyzny. Kto bowiem sam nie umie tworzyć trwałych wspólnot - ofiarnie i do forowolnie, ten bywa wtłaczany do wspólnot obcych, a doty- czy to tak samo warstw jak i całych społeczeńsiw. Tylko wy- twarzanie z własnej warstwy narodu - broni ją od pańszczy- zny. choćby szlachta, gdy przestała wytwarzać naród, wpadła pod bat zaborców. Rozbiory. Ubogi szewczyna ze Starego Miasta może być równio arystokratyczny, jak Zamoyscy lub Czartoryscy. Zależy to ty^o od tego, jak dawną tradycją żyje jego ród, jak żywo nią żyje i o ile wcementował życie swej wspólnoty rodowej w życie każdej z rodzin swego nazwiska oraz w życie narodu: o ile żyje postawą — na ród i naród. Na tę budowlę stać nas natychmiast. Bo któż z nas nie mo- że rozbudowywać więzi nasamprzód we własnej rodzinie, a po- tem między własnymi krewniakami? Pełną odpowiedzialność obywatelską można wychowy- wać wtedy, gdy rodzina wie, iż ma żyć w ciągu całych dziejów narodu. Z drugiej zaś strony tylko taka rodzina bierze pełny udział w życiu narodu, bo w ciągu całych jego dziejów jest ży- wą jego cząstką. W ten sposób zdobywa ona prawa do pełnego udziału w życiu narodu i Państwa. Inne rodziny, wymierające, to przelotni członkowie narodu, upośledzeni, chociażby ktoś z tych efemeryd został prezydentem, marszałkiem, czy monar- chą. Rodzina tedy, która świadomie wymiera, pozbawia się gło- ,su w całych dziejach Polski. Największą klęską w życiu Sobiesi kich. Wazów, Jagiellonów i Piastów jest to, iż nie mogą już brać udziału w życiu Polski: iż są dla Rzeczypospolitej zmarły- mi członkami. Kultura tedy bio-sfery, ciągłość poprzez ród, to. żywiołowa pożywka dla szczepienia odpowiedzialności za na-’ ród i Państwo jak najszerzej: któż bowiem nie żyje życiem ro- dzinnym! Ród i naród same się stwarzają. Tak jak małżonkowie sami sobie udzielają Sakramentu Małżeństwa. HELLADA NA „KÓŁKACH" Wszystko, czym żyje nasza cywilizacja, dały społeczności rodowe. Nie mówiąc o szlachcie rodowej, „w gminach średniowie- cznych najważniejsze urzędy były zastrzeżone dla mistrzów 150 cechowych, albo leż, jak w Wenecji, dla członków pewnej ilości rodzin notablów" 4 ). Warstwy, które w średniowieczu nie zorganizowały się w rody, przeszły bez śladu, a stale figurowały jako warstwy naj- niższe. Dziś każda warstwa jest najniższa, bo żadna nie kształci wspólnoty rodowej. Dlatego żadna nie umie rządzić. Starożytny Rzym republikański stał starymi rodami rzyms- kimi: „w starożytnym Rzymie urzędy najważniejsze były powie- rzane pewnej ilości wybitnych rodzin" 5 * ), a senat Rzymu republi kańskiego, złożony z przedstawicieli rodów, wygląda! w oczach cudzoziemców na zgromadzenie monarchów. Rzymianie mawia- li, iż „wypatrywanie się w obrazy przodków zapalało w nich żą- dzę sławry""). Każdy rodowiec włączał swe życie dla imperium — w łańcuch takiegoż życia swych przodków: „w Rzymie każdy czyn zamierzony szedł według dawnego wzoru", „dzieje były księgą świętą, mistrzynią życia, z dziejów rodziły się dzieje" 7 ) Wszyscy żyli historią udziału swych przodków w rodzie 'własnym i narodzie. Nikt nie czuł się... znajdkiem historycznym Nikt nie zaczynał służby narodowi - od siebie. Brał płonącą ża- giew miłości Ojczyzny od przodka i niósł ją dalej z narodem 5 ). Dopóki małżeństwa rzymskie były wierne naturze, dopóty istniały potężne rody. Poprzez nie wyrastało społeczeństwo w naród rzymski, a w rzeczpospolitą - państwo. Gdy rodziny przeszły na ograniczanie potomstwa niezgodne z naturą, spois- tość rodzin i rodów zaczęła pękać, nastąpiła dyktatura nad spo- łeczeństwem, które już nie miało cech narodu, ale stawało sic coraz bardziej zbiorowiskiem upaństwowionych bydląt. Zamiast Rzymian przyszli „obywatele rzymscy”. Podobnie stara Hellada, zwłaszcza jej słońce. Attyka, sta- ła nieprawdopodobnie rozwiniętym życiem rodzinnym, rodo- wym i międzyrodowymi związkami (tyle). „Lud attycki dzielił się na cztery fyle, fyla dzieliła się na fraiiie, fratria na rody (gene). Ten podział był aż Klejstenesa podstawą administracji" 9 ). „Już w Iliadzie ten, kio nie należy do Irairii uchodzi za s;o- jącego poza społeczeństwem" 10 ). „W Atenach już w VII wieku każdy należy do fratrii" czyli do famiłijno-prawnego związku rodów 11 ). Podział lokalny miał w starej Attyce bardzo podrzęd- ne znaczenie" 12 ). Prawo obywatelstwa zależało od przynależ- ności do pierwotnej organizacji rodowej”. choćby wojsko* . 'a znaczenie miały fyle i frairie 13 ). 4) Mosca. 282. 5) Mosca, 282. 6) Swierzbiński, 59. 7) Świerzbią iki W. #) Swierzbiński, 59. 9) Witkowski, 183. 10) 183, 11) 183, 59, 186 12) 186. 13) IH*. 151 „Rody posiadały prócz własnych świąźyń i kapłanów — domy dla zebrań" 14 ). Rody posiadały swoich świętych: „Patronami wszystkich rodów atiyckich byli Zeus herkeios i Apollo pafroos". Patronami fratryj byli Zeus phrairios i Afhena phrafria". W świątyniach łratryj" odbywały się uroczystości i akty familijno prawne" 13 ). Przyjmowanie synów do rodu odbywało się równocześnie Z przyjmowaniem i do fralrii" 1 "). Nie każdego krewnego przyjmowano do rodu i dc fratrii. Wymagano przede wszystkim, by dziecko było prawego łoża i zrodzone z córki obywatela 17 ). Tak samo ożenienie się uważano za sprawę obchodzącą cały ród: „Obywatel po ożenieniu s\ę przedstawiał żonę we fratrii" 18 ). Dziś wśród wymierających narodów, młody człowiek nie jest obowiązany nikomu swej przyszłej żony pokazać. Zupełnie jak pies czy kura. Wystarczy, iż młodzi byli razem na dancingu i trzy razy na plaży, a już się żenią. Po roku ustawiają się w kolej- kę do rozwodu. I znów na plażę i dancing - ona z innym, ą on z inną. I tak w kółko. „Rodzina oparta na monogamii stanowiła podstawę państ- wa greckiego, gdyż na prawie familijnym opierały się wszystkie stosunki własności", 19 ) samo zaś „Państwo greckie rozwinęło się z rodziny"-"). „Małżeństwo monogamiczne jako podstawę rodziny sławi Ajschylos", poligamia na wschodzie i u Traków wydawa- ła się Grekom barbarzyńską"-' 1 ). Poligamia Azii sprawiła to, iż Azja, choć całe tysiąclecia była ludnościowo olbrzymem, to jednak kulturą pozostała karłem wobec monogamicznej Europy. I pozostaje. Zresztą budząca się nowa Azja przechodzi wszędzie na monogamię. Bo jedna żona ożywia postęp. Wiele żon zamraża postęp. Robią Azję. Skamielinę. Aczkolwiek „Klejstenes zasiani! istniejący przed nim po- dział rodowy podziałem administracyjnym opartym na zasadzie terytorialnej", to jednak tworząc fyle lokalne pozostawił fratrie bez zmian tak, iż fratrie były całkiem niezależne od nowych fyli i nie były ich częściami, a poza tym życie insiytucyj pokrewień- stwa powiązane było nadał z życiem państwowym 22 ). „Nowych obywateli wpisywano do list obywatelskich, tj. do demos, fratrii i fyli" 23 ). Tylko synowie wprowadzeni do fratrii uzyskiwali prawa polityczne „przez wpisanie do księgi demu ojca" 24 ). „Każda frat- 14) Witkowski 23S. 15) 238,245. 16) 240. 17) 240. 18) 239. 19) 69. 20) Witkowski 72. 21) 60. 22) Witkowski, 73 . 23) 73 . 24) 240 . 25) 244. ria posiadała w obrębie ustaw ogóini»państwowYch samorząd i mogła stanowić sobie w'asne ustawy. Samorząd w dziedzinie bio-sfery. „Fyle miały swój kult, swój majątek i posiadały samo- rząd". „Państwo przerzuciło wiele swoich zadań na fyle"- : ‘). Zatem zorganizowany udział rodzin i rodów w życiu państwa. Aliści równolegle i jeszcze w okresie helleńskim (1.000 — 500 lat przed Chrystusem) religia nagiego Apollina „starała się wszelkimi sposobami zastąpić rodzinę, jako zasadniczą komórkę społeczną, przez koła i związki sakralno-wojenne". Najsurowiej „zasadę związków zastosowano w Sparcie" JI ’). I to ją zgubiło... Wprawdzie cel był piękny: „osiągnięcie najwyższej doskona- nałości umysłowej i fizycznej, mężczyzna dążył do tego, aby być mężem obrońcą i dzielnym slernikniem swej ojczyzny, kobieta — do tego, aby mogła takich mężów rodzić"- 7 ). Przy celach lak pięknych wychowaniem dzieci w domu zajmowały się coraz częściej babki-*). Mamy siedziały na zebraniach „kółek". Nio miały czasu. Uspołeczniały się. W okresie attyckim (500 r. - 323 r.) życie kółkowe udostęp- niono wszystkim. Demokracja. Mimo to trwało jeszcze życie rodów oraz fratryj- 9 ) i to do tego stopnia, iż gdy syn prał ojca, to tata nie wzywał policjantów scytyjskich, ale wołał: „Pomóżcie sąsiedzi, krewni, rodacy"’")! Synkowie się rozbestwiali, bo ma- my się uspołeczniały, aby móc rodzić mężnych obrońców i dziel- nych sterników Ojczyzny... Siedziały więc coraz częściej , na kółkach". Dziś mówiło by się, iż „pracowały w organizacjach". Bogacze helleńscy świetnie się bawili „na kółkach". W okresie hellenistycznym (232-30) każdy prz: chodzi... na „kółka". Cała Grecja. „Człowiek uważa się za jednostkę biologi- czną, środków do życia dostarcza mu jego zawód, polem jego działalności społecznej jest jego kółko, po cóż mu rodzina? Pie- niądze, które by na nią wydał, woli on zbierać dla zabezpiecze- nia starości, a resztki zapisać stowarzyszeniu, które go za to po- chowa z honorami. Tak rozwija się dążenie do bezdzietności i bez- denności, które w zdrowych opokach jest nie do pomyślenia"' 1 ’). Kto z nas, wychowanych na kulturze klasycznej, wie o tym, czego... narobiły „kółka"? Dziwna rzecz. Znamy do gruntu sztukę i naukę grecką. A czemu tak mało wiemy o kulturze biosu helleńskiego: o życiu rodzinnorodowym Greków? Wszak nie znając lego życia nie zna- my źródeł siły kulturalnej dawnej Grecji. Bo z wartości wypielę- gnowanych w rodzinach i rodach helleńskich wytrysnął cud te- 26) 27) 28) 29) 30) Zieliński. 888. 89. 89. 170. 171. 31) Zieliński, i. II. 23. 153 go wszystkiego, co w ich dorobku jest wiekuiste. Prawda, dobro, piękno. Rodzina, ród, naród. Hellada, Rzym, Europa. Polska. Skoro tylko upadło zdrowe życie rodzinne, pochodzące ze zwyczaju, skoro upadło zdrowe życie rodowe, pochodzące ze zwyczaju, winni byli Grecy wywołać świadomie wierne naturze zdrowe życie rodzinne i świadomie zdrowe życie rodów. Różni- ca między dawnym życiem rodzin i rodów greckich a nowym byłaby ta, iż tylko zdrowe rodziny, a więc tylko część rodzin greckich, mogłyby się zorganizować w świadome życie rodzinno- rodowe. Pozostałe paskudztwo trawiłoby sobie dalej życie „na kółkach": gniłoby i próchniało świadomie. No i wymierałoby w galopującym tempie. Niestety, tej regeneracji rodzin i rodów - Grecy nie pod- jęli: wszyscy przeszli „na kółka". Bez życia rodzinno-rodowego Hellada schła, aż wyschła. „RÓŻDŻKĄ DUCH ŚWIĘTY DZIATECZKI BIĆ RADZI" Życie rodzinno-rodowe, samoistne, idące od dołów, to ruch ludowy - w nadchodzącej epoce. I to taki ruch ludowy, który ułatwi Rządowi rządy. Mogą bowiem być sobie po staremu premierowie, rady ministrów, partie polityczne, korporacje, trzy czytania w Sejmie i dwadzieścia cztery w Senacie (lub na odwrót). Owszem. Wszy- stko to jest po to, by rząd dobrze rządził. Ale jakże ułatwia rzą- dzenie fakt, iż Władze Państwa mają na dole nie piasek, czyli nie tak zwane społeczeństwo, ale naród zrzeszony w rody, w których to rodach obowiązuje całkiem prywatnie i jest prak- tykowany kodeks postępowania po katolicku we wszystkich dziedzinach życia.- w gospodarce, w wychowaniu , w sztuce, w obyczaju! Innymi słowy, takie społeczeństwo samo prawa stanowi i samo je praktykuje. Samo wykonuje. Samo karze. Pry- watnie i obowiązująco. Bo prawo może być cywilne, karne i — ojcowskie. Dopiero wówczas może dojść do prostoty w karach wy- mierzanych przez rząd. I może ustać inflacja praw. „Rzym miał minimum praw, swoje 12 tablic, i prywatne postępowanie krymi- nalne, sami obywatele strzegli wykonania prawa. Tylko zabój- stwo, morderstwo były dochodzone z urzędu, przez urzędników państwowych, wobec tego iż pokrzywdzony nie mógł tego uczynić sam. Dopiero za Tyberiusza zjawiają się oskarżyciele w związku z lex majesłałis, dla zysku, przeciw bogatym; ale byli źle widziani i nie szkodzili ubogim, czemu przypisywać należy swobodne szerzenie się chrześcijaństwa. Dopiero od Dioklecjana 154 zaczyna się system azjalyckiej procedury karnej, lysiące szpie- gów rządowych! Zatem prawo rzymskie „nie ścigało samo przes- tępców, pozostawiało ich do ukarania rodzinom" (Towner). - Ale nie mamy jeszcze tych rodzin i rodów, i ich sądo- wnictwa: gdy nie będzie karał rząd, wszystko się rozlezie! Tak. Nie mamy pieniędzy na kosztowne kary, a mamy olbrzymią ilość ludności niewychowanej. Państwo nie powinno u nas bać się robić porządku. Najtańszym kosztem. Praca, solidne ciężkie roboty. Bo to dopiero leczy (ponad śnieg bielszy)! Wo- bec tego nie każdy przestępca będzie się mógł dostać do więzienia. Dziś się karze zbyt urzędowo. Przestępca jest dla sądu zbyt obcy. Tymczasem rząd musi być i ojcowski, skoro ojcowie w Państwie Polskim... nie wykonują władzy nad dziećmi, skoro brak rodowego sadownictwa. Ale wtedy bez lania ani rusz. Bo je- dnak prawdziwy ojciec wali od czasu do czasu rózgą. A nie ma nic bardziej humanitarnego jak gdy bije ojciec. Za zgorszenie tedy (nierząd, słowo mówione, pisane, wy- stęp) - chłosta! Loco - najbliższy posterunek policji. Recydywi- stów po raz trzeci nie przewiduje się. Kary odręcznie. Bez formu- larzy i okienek. Jak w domu. Po ojcowsku. - Ależ broń Boże! Policja nie jest od tego! Więc kto to ma robić, skoro ojcowie w Państwie Polskim.., nie wykonują swej władzy?! — Meee... Za zbrodnie przeciw rodzajowi ludzkiemu, czyli handel środkami dzieciobójczymi i przeciwkoncepcyjnymi, za ich wy- rób, reklamę: chłosta, konfiskata majątku i pozbawienie prawa do pracy w handlu i przemyśle. Patrz: Kodeks Włoski, artykuł 532. Słabszym - baty na raty. — Ależ, to sadyzm!!! W takim razie, kto ma tu reagować?! - Meee... Natomiast za gwałt-, kula. Gdy kilku gwałcicieli: kilka kul w łeb. Za współudział w zabijaniu dziecka nienarodzonego - pozbawienie prawa wykonywania zawodu, odjęcie komcensji na lecznicę, konfiskata majątku i ciężkie roboty, a za zabicie dziec- ka nienarodzonego - ciężkie roboty aż do śmierci. Przy tym wy- jątkowo to prawo powinno obowiązywać wstecz. Rękami tych, co brali udział w mordowaniu dzieci polskich należy wyregulo- wać co najmniej Wisłę. Tak samo ci, co zarazili kogoś wenerycz- 155 nie, winni pracować przymusowo i za swe zarobki opłacać całe lecznictwo w tym dziale. Na upartych (akuszerki-dzieciobójczynie, ulicznice, ich miłośnicy, pornograf omani) — ciężkie, solidne roboty! Nie — „szkoły zamiast więzień", ale kary zamiast więzień. Solidne kary w postaci uczciwej pracy i rygorów. Po ojcowsku. Więzienia nowoczesne nie są wcale karą, są tylko taką samą szkołą próżniactwa jak i szkoła nowoczesna. Nie będzie też więzień dla złodziejów, ale praca: regulacja rzek, drogi, meloracje i wielkie roboty publiczne. Im gorliwiej będzie złodziejaszek pracował, tym wcześniej się go wypuści. Można by te „szkoły pracy", nazwać „Loże gorliwego Litwina". W ten sposób złodzieje będą pracowali. Dopiero gdyby złodziejów brakło, trzeba będzie wielkie roboty publiczne: regu- lację rzek, drogi, melioracje — powierzyć tym, co od urodzenia są uczciwi. Jednak narazie nie ma strachu, żeby brakło złodzie- jów w Najjaśniejszej. Zresztą od czegóż policja! Policja dostarczy konlygenlów złodziejów. Wyłapie, A znów sądy zapewnią byt złodziejom: sędzia bowiem wymierzy złodziejowi kontyngent pracy. Zarobek złodzieja w obozie pójdzie na spłacenie szkód. Punktualnie w końcu tygodnia - poszkodowani otrzymywać będą z obozów przekazy na podjęcie pensji cotygodniowej od „swoich" złodziejów. W ten sposób się wyjaśni, po co w Pańtswie są złodzieje. Dzięki temu nareszcie się dowiemy, po co jest po- licja. Dziś policjant strzeże jak oka w głowie, by jeżdżono prawą stroną, a pokaźna część dorobku ludności gdzieś wsiąka. Za nie- wyżyte złodziejstwa będzie płacił poszkodowanym miejscowy posterunek policji. Albowiem każda sfera pracowników, o ile dojrzała do swych zadań, odpowiada za porządek na swym tere- nie. Kandydatka na żonę oficera zawodowego nie musi dziś mieć posagu, wystarczy, gdy jest uczciwa i dzielna, ale poli- cjant musi złożyć przed przyjęciem go do służby poważną kau- cję. żeby miał czym płacić za niewykTytych złodziejów. Porzą- dek musi być. choćby wśród policji. — W takim razie nikt nie będzie policjantem! Nie-, w takim razie niezdary nie będą policjantami. I na- reszcie się doczekamy wzrostu kultury policyjnej. CHURCHILL XXI WIEKU I MIKOŁAJCZYK DRUGI Gdy miną opary wojny światowej, a mężowie stanu spo- strzegą, iż ich narody wymierają sobie tak jakby nigdy nic, 156 rządy zaczną regenerować w niebywałej skali swe trupy: naro dy wymierające. Wówczas państwo uczyni przede wszystkim jedno: zrobi porządek z małżeństwami. Nie uzna rozwodów: tak, że każdy musi wrócić do swej pierwszej żony 32 ). Tak samo pań- stwo nie uzna żadnego wyznania, tolerującego rozwody i wy- naturzone życie małżeńskie. Wyjdzie się z założenia, iż mogą być choćby amerykańskie wyznania (nowe wiary... za dolary), ale tylko zdrowe. Istnieje przepowiednia (krążyła gęsto czasu wojny po Warszawie): „A gdy ujrzycie, iż wszyscy wracają do swoich bab, wiedzcie, iż Polska wraca do niepodległości już nie na żarty". Oj, będzie to widok, gdy wszyscy będą wracali do włas- nych niewiast! Co za prostota ujęcia „problemu seksualnego". Każdy — do swojej. „Na Ojczyzny łono". Repatriacja żon i mę- żów. Przywróci się i tutaj stan prawny w Rzplitej. Ułff! Ale rząd regenerujący trupa na tym nie skończy: zabro- ni sprzedawać brudnych książek i pism. Nakaże je zniszczyć w bibliotekach, księgarniach. Rząd usunie zjawiska antyrodzinne, czyli bezwstyd, z ra- dia, prasy, teatru, filmu, sportu, muzeów, szkół, plaż. Usunie zwy- rodniałą literaturę szkolną 31 ). Miejsca zakażone w arcydziełach naszej literatury wytnie 31 ). Rząd wprowadzi do wychowania fi- zycznego kostiumy i obyczaje skromne. Usunie bezwstyd z ulic (reklamy środków antykoncepcyjnych, „dziewczynki", porno- grafię krajową i zagraniczną — starą i nową — w kioskach, wy- stawach sklepowych, fotosy z brudnych filmów i teatrzy- ków) oraz bezwstyd z wnętrza lokali sozrywkowych (w teatrzy- kach, kawiarniach iid.). 32) Konsystorze prawosławne postępowały u nas przed ostatnią wojno tak, ^jak- by cerkiew prawosławna była wyznaniem większości — orzekają rozwody małżeństw, które były zawarte’ w kościele katolickim, w których oboje małżonkowie byli w chwili ślubu katolikami i w których jeden z małżonków (zawsze powód) w czasie trwania mał- żeństwa, czyli po ślubie, przyjął prawosławie i zwrócił się do konsystorza prawosławnego o rozwód”. W ciągu ostatnich pięciu łat rozbito w ten sposób. 5000 małżeństw katoli- ckich”. ,, Protesty przeciw niewłaściwości sądu prawosławnego nad katolikiem nie od- noszą skutku. Prokuratura sądów państwowych odmawia pomocy”. Choromański, 107-113. 33) Czy to prawda, iż ,, Dzieje grzechu” są lekturą obowiązującą na klasę IV gimnazjów polskich? Por. Goliński, 9. 34) Należy oczyścić z pornografii i niechlujstwa obyczajowego wszystkie trwałe, a zanieczyszczone czynniki kultury polskiej, m. in. utwory literackie, np. ,, Chłopów” Reymonta, Dowiadujemy się, iż i z ..Chłopów” Reymonta, które zostały przetłuma- czone na język japoński, usunięto wszystko, co by obrazić mogło wysoką moralność japońską, „Tak dbają poganie o zdrowie i dobre obyczaje”. . Mówi nasz przewodnik, że na wszystkich filmach japońskich mogą być choćby dzieci”. Filmy obce operowane są z miejsc gorszących — bezwzględnie. Posadzy, 245, 246. „Józef Zastawny w periodyku „Wieś i Państwo” (nr. 6, r. 1946) mówi o „Chło- pach” Reymonta m. in. tak: Autor pokazał tam światu chłopa polskiego jako zboczeńca seksualnego '. Pewnych, niezdrowych parłyj książki — na wsi „na głos nie czyta się nigdy”. 157 Restauracje, szynki, „lokale" płacić będą podatek wielo- krotnie wyższy od normalnych — od każdej godziny po za- chodzie słońca, godziny te bowiem należą prawnie do rodzin. Czas, to też własność. Film, piosenka, książka, sztuka będą cenzurowane global- nie: z korzeniami. Czyli: jedno miejsce zakażone spowoduje „za- jęcie" całości. Obrazy, rzeźby, tańce — podlegać będą również ocenie, czy są zdrowe. A wszystko io zrobi się po to, by wprowadzić „świadome macierzyństwo" do twórczości, do sztuki. Kontrola urodzeń sztuki. Eugenika. Higiena. Aseptyka. Birth Conlrol - po polsku. Czemu ci, co wołają, żeby sterylizować ludzi, tak bronią nietykalności., gangreny w sztuce? Trzeba założyć dla nich lo- żę.- „Masoński przesąd zwyciężony". Do prawa podatkowego wprowadzi rząd nowelę. Miano- wicie, małżeństwa bezdzietne i małodzielne będą płaciły kil- kakrotnie wyższe podatki — od wielodzietnych. Nie chcesz mieć dzieci? Dobrze: dlatego płać na tych, co chcą mieć! Pię- kne, bezdzietne panie, spacerujące z pięknymi psami (na smy- czy), będą płaciły za to podatek miejski tysiąckrotny - na rzecz funduszu rodzin wielodzietnych. Tak więc kto jest z nas chory, będzie mógł mimo to rodzić. Tak samo chory będzie się mógł urodzić. Bo prawo do życia ma każdy, gdyż choćby chory człowiek wart jest Boga. Ale syfilizm i inne choroby nieuleczalne w sztuce i twórczości będzie się wyrzynało bezwzględnie, Perły — dla nas, reszta — wieprzom całego świata. Uspołecznienie kultury. Na tym właśnie polega eugenika po polsku: by każdy Po- lak się rodził, ale by żadne świństwo nie urodziło się w Polsce. A więc sztuka winna być zdrową, czyli katolicką, zgodną z Szóstym Przykazaniem i z rozumem. Czy to znaczy, iż na przykład w takim Radiu Polskim bę- dzie się co chwila ktoś żegnał? Albo, iż co sobotę, już od rana, będą nadawane same nieszpory lub, iż w niedzielę „państwo usłyszą" wyłącznie Msze i kazania arcybiskupie? Nic podobne- go! Nabożeństwa i kazania z powrotem do kościołów, a do radia — zdrowie! To znaczy: każda audycja zdrowa moralnie. Tak oto rządy będą szalały ratując swe narody wymiera- jące. W ogóle, im narody będą bardziej ochoczo wymierały, tym bardziej rządy tychże narodów nabywać będą rozumu. Co za mądrość wykazać może na ten przykład rząd angielski w wie- ku XXI, gdy Wielka Brytania będzie sobie może liczyła 6 milio- 158 nów ludności, jak obliczył Anglik Roger Power! „Nie ma co się bać histerycznie wielu dzieci" — będzie wtedy tłumaczył wy- mierającym Anglikom w Izbie Lordów Churchill XXI wieku. „Gdy Bóg da dzieci, da i na dzieci" — będzie perswadował w Sejmie polskim przywódca wymierających chłopów Miko- łajczyk Drugi, uzasadniając potrzebę wprowadzenia pierwsze- go artykułu do „Kodeksu Mądrego". — Jakiego artykułu? „Majątek chłopa, który unika dzieci, podlega konfiskacie na rzecz funduszu chłopskich rodzin wielodzietnych, a gospo- darza i jego jałową gospodynię skierowuje się do szkoły pracy. Wchodzimy w epokę rózgi na łotrów i — głębokiego od- dechu dla uczciwych. Rozumne rządy w epoce rozumnej liczby dzieci. Czy tylko to wszystko dość jasne? ŚWIAT DZIWÓW, ŚWIAT CZARÓW - Hm, hm, ale.czy tylko sam rząd swym wpływem uzdro- wi wymierającą większość? Dla ludzi wymierających trzeba mieć litość! Sama rózga nie wyst... Owszem: rózga i sztuka. Czym się kieruje 99,9% ludzi? - Uczuciem, impulsem pierwszym z brzegu, „nieprzemyśleniem" rzeczy do końca. Jest to olbrzymia sfera irracjonalnych poruszeń, wypełniających 99,9 proc. życia — zwykłych ludzi, a 90%' — u niezwykłych. Chy- ba, iż ludzie postępują świadomie po katolicku. Ale na razie owych ludzi nieomal nie ma. Natomiast wymierająca większość lubi łechtać swe zmysły sztuką. A na zmysły najbardziej wpływa sztuka. Zmysłów nie można przekonać. Zmysły można tylko czarować. I serce można tylko czarować. A serce ma każdy: choćby ten, co nie ma zmy- słów. Racjonalizować sztukę, to doskonalić odruchowe życie narodu. Doskonalenie to może iść tym szybciej, im wyższym ce- lom służy sztuka, im większe talenty ją tworzą i im więcej ludzi ją konsumuje. Ideami też się wpływa na życie, ale żółwim krokiem, bo idee późno przychodzą do głosu,- sztuka zaś działa natychmiast, ponieważ serce nie ma czasu. 159 Sztuka wpływa tak gwałtownie, iż to, co sztuka wyraża, to jednocześnie najsugeslywiniej propaguje. Dlatego wszelka sztuka jest tendencyjna. Ku temu sztuka pcha, co pokazuje. Im piękniej pokazuje, tym ponętniej pcha. Im bardziej czarująco coś wyraża, tym bardziej urzekliwie jest tendencyjna. Natomiast nauka tyle tylko wpływa, co nauczyciel. Artyzm, to tendencja, bo artyzm, to sugestia. Dlatego sztuka może i zabić życie rodzin- ne, i otoczyć je czarem. Z drugiej strony treścią życia rodzinnego, małżeńskiego i narzeczeńskiego jest miłość, arcyuczucie, a więc sfera sztuki, jej arcymotyw. Dlatego sztuka ustawicznie wpływa na życie rodzinne, małżeńskie, narzeczeńskie. Oraz życie rodzinne, mał- żeńskie i narzeczeńskie bezustannie działa na sztukę. — Ale czy działa zdrowo jedno i drugie? To zależy od tego, o ile zarówno postawa społeczeństwa, jak i cała dotychczasowa sztuka zgadzają się z etyką Chrystusa w dwu dziedzinach: czystości obyczajów i dzielności życiowej. Gdy jednak chodzi o szybką i planową działalność, to łat- wiej oddziaływać na życie sztuką, niż życiem na sztukę. Toteż dzięki zdrowej sztuki możemy uzdrawiać wszyst- ko, co irracjonalne. Przez zdrową sztukę możemy odrodzić naszą tężyznę fizyczną, postawę ofiarno-twórczą wobec życia, czys- tość w pożyciu małżonków, obyczajność dziewiczą u młodzieży. Słowem: możemy regenerować człowieka, narody. Żaden rodzaj sztuki nie jest obojętny dla tych celów. Na przykład tak zwana „lekka piosenka" bardziej wpływa na postę- powanie młodzieży niż wielka poezja. Taniec i strój silniej dzia- łają na postępowanie ludzi niż Przykazania Boskie. Film bardziej nas może odbarwić z polskości niż ateizm, pacyfizm, masoneria i idiotyzm — razem wzięte. Dopiero rządy wymierających naro- dów ocenią wpływ sztuki. Wszak kultura życia rodzinnego, któ- rą owe rządy będą chciały odrodzić, to kultura uczuć, to poezja: Świat sztuki. Świat dziwów. Świat czarów. Bajka. A znów sztuka, to przecież bajka nad bajkami. AKTORZY W ROLI LUDZI Sztuka: to artysta. Również artystą sceniczny. Owóż kto widział artystkę sceniczną, która żądała roczne- go urlopu, gdy miała zostać matką; która wymawiała sobie to 160 prawo najmując się do pracy w teatrze? w radiu? w filmie? w teatrzyku 36 )? Kto widział artystę, co walczył o prawo do żony, do dzie- ci, do własnego warsztatu pracy teatralnej, filmowej? Kto widział artystę scenicznego, który stawiał za warunek przyjmując pracę, iż będzie tworzył, czy odtwarzał, tylko to, co zgodne z życiem rodziny i etyką Kościoła 37 ). A tymczasem, któż to są artyści? twórcy? odtwórcy, w o- góle ludzie sztuki? Są to, jak już wiemy, ci, co rządzą sferą irra- cjonalną życia narodu, więc ci, co mają zawsze 99,9% akcyj w postawie narodu wobec życia. Od czasu tedy, gdy narody białe masowo przechodzą na neomaltuzjanizm, 99,9% naszego życia regulują ludzie bez cha- rakterów, typy pozarodzinne, dlatego styl postępowania wy- mierającej większości staje się bezrasowy, bezideowy: styl kundla. Toteż, o ile kto, to artysta, i najpierw artysta, nade wszy- stko artysta - musi być człowiekiem. W tym celu zdrowy element artystów scenicznych prze- prowadzi odbydlęcenie kolegów — na rzecz urodzinnienia, uwłasnowolnienia, uspołecznienia ich życia, uwłaszczenia: uczło- wieczenia. Rząd będzie poganiał naród, by stało się to wnet, bo sam, nieszczęsny, cóż tu więcej poradzi! Czekamy tedy na teatry, prowadzone przez zespoły ro- dzinne aktorskie. Czekamy na wytwórnie filmowe, stacje radio- we — rodzinne, bądź zespołów rodzin — rodowe. Rodzina, ród dopingować będzie krewniaków-artystów, by ich praca scenicz- na była na poziomie. Z drugiej strony zespół zdrowych pracow- ników sceny, zorganizowany w korporację artystów scenicz- nych, pracujących świadomie po katolicku, stanowić będzie środowisko wychowawcze dla całego świata sceny polskiej. Środowisko, jak wszystkie korporacje w zdrowej części narodu, wymagać będzie od członków cenzusu charakteru i równolegle rozwijać będzie pełną kulturę sceny we wszystkich rodzajach 36) Mamy na myśli w teatrzyku te występy, które są pozbawione pornografii i nieobyczajnego seksualizmu. Dzisiejsza erotomania teatrzyków jest nudą. Ciągle jedno i jedno. Sztuka ta podnieca, a nie wzrusza. Jest jak morfina. 37) Dowodzi to, iż aktorzy i aktorki uważają się za towar. Żywy towar. Inaczej jest np. w Japonii. ,,Takao jest córką arystokraty i początkowo zamierzała się poświęcić malarstwu. Przypadek zaprowadził ją do pracowni filmowej. Dziś w 25 roku życia Jest ona gwiazdą filmową, aktorką scenariuszów i kierowniczką własnej wytwórni kinema- tograficznej. Przed trzema laty zaproszono ją do Hollywood, ale nie pojechała, ponie- waż przeważyła w niej miłość do Ojczyzny. Później Takao wyszła za mąż za kolcuę po fachu, który w tej chwili administruje jej interesami. Zamierza ona występować w fil mach nie dłużej niż pięć lał, albowiem najwyższym ideałem i najszczytniejszym obo- wiązkiem kobiety japońskiej jest zostać dobrą gospodynią domu choćby wówczas. Pili nią jest słynna gwiazda filmowa”. Lejtha, 103. 161 teatru, filmu i radia we własnych teatrach, wytwórniach filmo- wych i studiach radiowych, we własnych szkołach sztuki dra- matycznej, teatralnej, filmowej, radiowej; we własnej prasie, we własnych instytutach naukowych, badawczych. W ten spo- sób scena włączy się w pracę wychowania narodu przez zdrowe piękno. Podobnie może być w życiu pozostałych ludzi sztuki. Czekamy na szkoły-pracownie sztuk pięknych: rzeźby, malar- stwa, meblarstwa, grafiki, tańca, śpiewu, muzyki ifd., prowadzo- ne w rodzinnych warsztatach rzeźbiarzy, malarzy, meblarzy, grafików itd. Jak za czasów włoskiego renesansu. Tylko to zwol- ni artystów z postawy kundla. Właściwą akademią są środowiska artystyczne, jakie arty- ści stwarzają w kraju i za granicą. Wejście w te środowiska, to kształcenie się. Ponieważ styl życia artysty przemożnie wpływa na na- ród, artysta winien mieć postawę ofiarno-twórczą nie mierną, ale heroiczną. 99,9% naszeao życia szło samopas. Cóż więc za zawrotne mamy możliwości! „RYCERSKOŚĆ WIEŚNIACZA” Musimy na gwałt odkrywać piękno. Po co dłubać tylko w atomie! Powrót artystów do rodziny — spowoduje odkrycie pięk- na domu. Jakiż bo czarowny wydaje się świat z okien domu rodzin- nego! Jak kochany jest dom rodzinny — z okien... dalekiego świata! Czy wzrusza coś bardziej, jak gdy ojciec rodziny opusz- cza dom idąc na wojnę? Czv bywa coś piękniejszego, jak gdy młoda panna wyrusza stąd do ślubu? coś tkliwszego, jak gdy matka żegna tu konające dziocko? coś cudowniejszego, jak na- rodziny nowego dzieciątka? coś słodszego, jak pierwsze „luli, luli"? coś potężniejszego, jak wspólna w domu modlitwa rodzi- ców i dzieci? A czy życie narzeczeńskie, to nie wyprawa na Szklaną Górę? Czy pierwsze dziecko, to nie pierwsza scena z Krainy Baśni? 162 „Monotonią typów dzisiejszych powoduje oderwanie od rodziny, bo rodzina jest adekwatnym terenem indywidualności" - mówi wielki Anglik is ). „W dramatach Szekspira indywidualność święci triumfy, bo są to dramaty domowe, choćby dotyczyły tylko... zbrodni domowych. O poezii i romantyczności rodziny stanowi to właśnie, za co ją potępiają jej dzisiejsi wrogowie: iż daje nam niekonge- nialne otoczenie, iż zmusza nas do stykania się z ludźmi i rze- czami, których nigdy nie poznalibyśmy z własnej inicjatywy. Wejście do rodziny jest powieścią... awanturniczą. Rodzi- ny nie wybieramy. Ojciec i matka czyhają na nas niejako w za- sadzce i rzucają się na nas jak zbójcy z zarośli. Wujaszek jest niespodzianką, ciotka jest wedle pięknego wyrażenia „gromem z jasnego nieba". „Wchodząc do rodziny wchodzimy w świat nieobliczalny, w świat mający własne osobliwe prawa, świat, który mógłbv się bez nas obyć, w świat, który nie był przez nas budowany" 30 ). W ramach rodziny, „które są nam dane, poznajemy boga- tą rozmaitość i dramatyczne sprzeczności świata. Ciocia Elżbie- ta jest nierozsądna jak ludzkość. Papa unosi się jak ludzkość. Nasz młodszy braciszek jest złośliwy jak ludzkość. Dziadzio jest głupi jak świat, jest siary jak świat" 40 ). Chodzi tylko o to, by dom miał ąuorum: tatę, mamę, dziadka, babcię i kupę aniołków. — Tak, ale ile jest walki i nieszczęść w takich rodzinach? Małżeństwo nie ma nic wspólnego z pokojem: z cmenta- rzem, sadzawką, z rzęsą. Jest raczej jak strumień, jak wodospad, jak ring, jak arena. Jest jak wojna i pokój. W życiu małżeńskim zbiegają się wszystkie przeciwień- stwa. Dlatego ślub małżeński i wynikające z niego na całe życie zobowiązania, to sprawa honoru: jak przysięga żołnierska. „Mał- żeństwo jest pojedynkiem na śmierć, od którego żaden człowiek honorowy nie może się uchylać" 11 ). Mąż i żona posiadają na szczęście instynkt walki. Na pojedynek męża z żoną patrzą dzie- ci. Dzieci są... sekundantami rodziców na całe życie. Wzrok dzieci jest tu jak wzrok aniołów. Czym bylibyśmy, gdyby dzieci nie patrzyły nam na ręce dzień i noc! Już to samo, iż dzieci na nas patrzą, sprawia, iż nie czynimy 50% świństw. To zaś, iż po- 38) Chesterłon (według Borowego), 149. 39) Ch es ter fon, 149 (łomże). 40) Chesterłon, 149 (tamże), 41) Chesterłon, Mana i i ve. U Borowego, 153. 163 siadamy wiele dzieci, powiększa brak upadków do 90%. Dzieci wychowują. Dzieci, to „cenzura narodowa". (Wyspiański). Kto nie może wytrzymać tej walki i dlatego myśli o roz* wodzie jest jak żołnierz, który myśli o dezercji 11 '). Jest jak pacy- fista: jak stary kawaler. W dodatku im żona jest bardziej kobie- ca, z tym większą miłością odbywa się... wojna małżeńska: tym bardziej po rycersku. A znów im bardziej po rycersku rozwią- zują małżonkowie swe dramaty, tym mniej jest chamstwa w ży- ciu mężczyzn, a w życiu świata - wojen. Akademie wojenne: owszem, ale - małżeństwa: też. „Całym celem małżeństwa jest przewalczyć i przeżyć tę chwilę, gdy dowodnie ujawni się niezgodność usposobień. Bo mężczyzna i kobieta z natury są niezgodni z usposobienia" 43 ). W małżeństwie jest dekoncentra- cja... usposobień, płci. Trudno. Tak świat jest dany. Im bardziej rozszaleje rycerskość, tym bardziej mężczyźni bić się będą bezpośrednio: jeden z drugim. Jeszcze... przed wojną. Zawczasu. Na ulicy. Publicznie. Lub — w cztery oczy: bez owi- jania w bawełnę. Albo - zaraz tłuc się będą u siebie w domu, tak jak w domu realizowane są bijatyki malców na oczach mamy. Im bardziej ludziska bić się będą tuż podczas napięcia, „od ręki", tym mniej zaśmiecać będą arenę życia zatargi, wrzo- dy nierozcięte. W ten sposób będą się rozładowywały przeci- wieństwa natychmiast. Nie będzie więc miała z czego powstać wojna, bo nie będzie gór niezałatwionych porachunków: dłu- gów. Długi, to nie tylko pieniądze. Nie chcecie się bić później, bijcie się zaraz, kto żyw: in- nej rady nie ma. Dyplomacja i Zjednoczenie Narodów Wymie- rających - zawsze prowadzą do wojny. Wojna, to włamanie lub zemsta, a takie rzeczy przygotowują ludzie nieszczerzy. Samo mówienie prawdy prosto w twarz wywołuje w te pędy stan wojenny, bo to wystrzał. Następstwem tego jest walka doraźna, bez ceregieli, a taka walka zapobiega 50% wojen. Życie jest bojowe. Bez walki ani rusz Trudno, tak świat jest dany. choćby oparty na miłości Kościół Chrystusa, tu, na ziemi, jest wojujący. Im bardziej są unikane miriady wojen odręcz- nych, „na co dzień", powszednich, tym bardziej przez to samo przygotowujemy wojnę niezwykłą, odświętną: światową. Obecnie mężczyźni wymigują sie świadomie od walki w życiu cywilnym. choćby uciekają świadomie... od dzieci (własnych). Dlatego i na wojnie każą się bić... maszynom. Jed- 42) O „wojenności** małżeństwo mówi Chesłerton. Nie boi się wyrazu ,, Wojna". Anglik przyszłości. 49) Chesłerton (u Borowego), 128, 150. 164 na bomba atomowa ma załatwić wszystlco. Niedługo wymyślą robolów do takiej wojny, a sami się będą chowali za kiecki niewieście (bunkry) 11 ). Współczesne najmodniejsze wojny, masowe - pochodzą z masowego, totalnego tchórzostwa mężczyzn' w życiu cywilnym. Nigdy ludziska tak nie tchórzyli w życiu cywilnym jak obecnie. - Ale skąd to wszystko? Bo dziś w życiu (cywilnym) brak jest kobiet kobiecych. A tylko kobieta kobieca podnieca mężczyzn do walki. Mężczy- zna walczy, gdy ma się przed kim popisywać. Muszą go widzieć kobiety kobiece. Inaczej, brak mu ąuorum. Trudno, mężczyzna lak jest dany. Niewiele mówiąc: źródła rycerskości tryskają z postawy chrześcijańskiej mężczyzn do niewiast. Rycerstwo kwitło, gdy żołnierze byli zakonnikami. Zachowywanie dziewictwa, to wy- rażanie najgłębszej czci dla płci drugiej. Narzeczony jest tym bardziej idealny, im więcej ma z dziewiczości mnicha i nieustra- szoności żołnierza. Zachowywanie postawy rycerskiej, to wyra- żanie najgłębszej czci dla płci własnej. 7 . kolei jedynie praw- dziwa dziewica (Orleańska) mogła zostać marszałkiem Francji. Sztaby generalne, to jeszcze matołki: nie wiedzą biedactwa, iż mężczyźni będą się łoili porządnie, gdy będą porządne kobiety. Ale o ile niewiasta robi się „na kokotę", to mężczyzna zostaje rzezimieszkiem. Jednocześnie dom przenoszą do kawiar- ni, na ulicę, na camping. W takich zaś śmieciach lęgną się ma- sowo prusaki: sołdaty totalne. Dezynfekcja wówczas kosztuje sześć lat wojny światowej. Rycerskość, kobiecość — zniszczy wojnę. — A Stany Zjednoczone Europy? Takie Stany, to jak pantoflarz. Pantollarz nie wywoła ko- biecości - z kobiety tylko zmorę. Zmorę nad zmorami: wojnę. Wojnę po latach nagminnej wiary w wieczny pokój. Niczemu się tak ludzie nie dziwili dnia pierwszego wrześna 1939 roku, jak temu, że... zaczęła się wojna. Zobaczymy wkrótce, jak świat podzieli się na dwa Stany. Głośno oba będą gadały o wiecznym pokoju, a po cichu będą się szykowały do wiekuistej wojny. - A więc ustrój rodzimi o-rodowy zapobiegnie wojnom. Nie ustrój. Bo ustrój musi pasować do życia. Gdy naród nie żyje życiem rodzino-rodowym, cóż mu pomoże ustrój rodzin- no-rodowy! Ustrój w takim wypadku byłby tylko nakręcaniem koniunktury... na rzecz życia rodzinno-rodowego - wśród nie- 44) Por. o maszyniźmie wojen u Chesłerłona. 165 zdar świadomie wymierających. Właśnie życie rodzinno-rcdowe, katolickie — dekoncentruje insiynkt walki - na całe życie cy- wilne zdrowej części narodu, na każdego swego członka. Walka musi tu być chlebem codziennym. Walka rycerska. Natomiast wygodne społeczeństwo, które aż się rozwodzi i aż zabija dzieci, by żyć wygodnie - bez walki, nie nadaje się do tego, by roz- wiązywało po rycersku te sytuacje o charakterze moralnym, które na swej drodze w życiu cywilnym napotyka. Bo życie po katolicku — wymaga ofiary i walki, i ekspasji, i ofensywy — od tego, kto postępuje po katolicku,- wymaga ofiar, walki, eks- pansji i ofensywy w stopniu najwyższym na terenie moralnym. Postępowanie chrześcijańskie wymaga wojny ustawicznej — 7. własną słabością, ze słabościami innych i ze złą wolą. Gdy nie ma wśród chrześcijan takiej walki etycznej, ponieważ unikają oni życia moralnego, to ich instynkt walki wyżywa się w woj- nach totalnych. Albo, albo. Bo człowiek ma instynkt walki. Tru- dno, tak człowiek jest dany. Tylko urzeczywistnianie pełni chrześcijaństwa rozładuje w stu procentach wojny. Nie dlatego jakoby chrystianizm był najbardziej ckliwy i aż mdły od dobroci jak mięta, ale dlatego, że wymaga najwięcej walk w życiu cywilnym. Gdyby Chrystus nie chciał walczyć z faryzeuszami na drodze cvwilnej : gdyby nie chciał postępować doskonale po chrześcijańsku, wezwałby huf- ce aniołów. Szatani zostaliby wówczas wyrżnięci z szybkością błyskawicy. Ale odtąd świat tak mało byłby interesujący, jak... małżeństwo tego niedojdy, co nie widział innego „wyńścia'', tyl- ko wziął i... rozwiódł się. SZTUKA POD ZNAKIEM ŻONY W małżeństwie jest bogactwo sytuacyj dramatycznych, węzłów gordyjskich, ocean motywów sprzecznych, przepaść różnic, a wraz z tym wszystkim — bezmiar okazyj do harmonii wbrew wszystkiemu i wszystkim, nadziei wbrew nadziei. Blaski i nędze. Niebo i piekło. Całość. Tylko niedojda nie podejmuje rozwiązań w tak skonstruo- wanym środowisku i za lada napięciem... ucieka od życia: roz- wodzi się. Tylko niedojda boi się... płci. Nie chce żony: jest ho- moseksualistą. Niedojda-żona nie chce dzieci: jest mopsicą. Niedojda pragnie, by wszystko było w jednym kolorze. 8y nie było dziewcząt, tylko wydry,- by nie było rodzin, tylko obory zarodowe. By nie było państw, tylko Paneuropa. By nie 166 było maiek, tylko społecznice. Czarownice nowoczesne. Same się palą — do wszystkiego. Niedojda boi się dyskusji, zatargów, walk, śpiewu na gło- sy, koncertu orkiestr,- boi się wojny, spięć, naładowań, przeci- wieństw, rozmaitości, palety, tęczy. Maniaka przeraża różnora- kość. Maniak nie lęka się jedynie własnej manii. Gdy zobaczy piękne, a ubogie dziewczę, węszy w niej zaraz przyszłą jawnogrzesznicę. Gdy widzi w ubogiej rodzinie gromadę dzieci, węszy w nich przyszłych złoczyńców. Maniak gdyby mógł, zamieniłby człowieka na samą... rękę, albo na... samą' nogę. Albo na samego totalislę, faszystę. Maniak gdyby był wędliniarzem, wyrabiałby samą kiszkę, by zbawić ludzkość. Maniak nawet... we własności widzi tylko powód do samo* lubsłwa. Tymczasem „własność w rozumieniu chrześcijańskim tak się ma do samolubstwa jak małżeństwo do życia płciowego" (Chesterton). Tak samo maniak widzi w rodzinie tylko „problem seksual- ny". Albo... tylko „więzienie". Albo - tylko „grozę dzieci". Grozę... ciąży. Albo - samą grozę. Kto nie jest wielkim artystą, albo kto nie ma wielkiej wia- ry w człowieka, niech nie tyka rodziny. Atoli dziś wycierają sobie gęby rodziną właśnie niedorajdy, • tchórze, maniacy. I to maniacy naj ciaśniej fanatyczni tak zwani „seksuologowie". Reformatorzy „płciowi". Pyskują na rodzinę tak, iż swym szcze- kiem połowę ludzkości wygnali z ognisk domowych. Kogo mogą, syfilizują-cywilizują. A tymczasem musimy wrócić... do domów my, ludzie bezdomni XX wieku. Musimy znów zostać ludźmi natury, ludźmi piękna, a kto chce odzyskać wiarę w czło- wieka, musi na nowo oszaleć na rzecz żony i na rzecz dzieci. Najzdrowsze szaleństwo. Albowiem choćby stajnia, w której miesz- ka rodzina, jest pałacem sztuki, bo rodzina wytwarza te uczucia, z których powstał Partenon i wszystkie muzea oraz wszystkie świątynie świata. Oto czemu im wyżej stanie sztuka i im piękniejsze two- rzyć będzie piękno, tym większym czarem otoczy źródło piękna narodowego: rodzinę i dom rodzinny. Jednocześnie przywróci się życiu rodzinnemu całe dzie- dzictwo obyczaju dawnych rodzin polskich i rozbudowywać się będzie te skarby. Sztuka polska i malka-Polka odegrają tu głów- ną rolę. W rodzinie wielodzietnej nadaje ton młodzież. A mło- 45) Chesterton. tamże, 150. t28. 167 dzież, jak nikt, żyję sztuką, bo młodzież żyje najbardziej rozryw- ką. Młodzież jest najżarłoczniejszym konsumentem sztuki. Wiek młody, narzec.zeński, do czasu zawarcia małżeństwa, to wiek- pożerania piękna, wiek sztuki: okres artystyczny. Tańce, mu- zyka, śpiew, gry, sport, życie towarzyskie, zaloty, miłość: to ży- wioł młodzieży. Dziś to wszystko odbywa się poza domem, bo w domu... nie ma młodzieży, nie ma dzieci. A poza domem to wszystko odbywa się na poziomie kabaretu. Tak się bawi mło- dzież wymierających narodów. Zdrowa rodzina prowadzić będzie życie artystyczne i to- warzyskie nie u handlarzy pięknem i wesołością, ale u siebie, w domach zdrowych rodzin, z młodzieżą ze zdrowych rodzin, w zdrowy sposób. Tylko w ten sposób da się zarazem podnieść życie artystyczne towarzyskie. Ale taki dom wymaga od pani domu artyzmu. Zarazem tego typu życie rozrywkowe stawia panią domu w punkcie środkowym sztuki narodowej. W kaba- recie łączy wódka i zmysły, poza tym jest każdy sobie obcy. W domu łączy gości atmosfera rodziny: iest to poziom o sto piefer wyższy od szynku-kabaretu. I w kabarecie, i w domu — uwaga wszystkich jest skierowana na kobietę: tam na kokotę ,- tu — na małżonkę. Tam — plugawy dowcip, tu — słońce domu. Przyjęcie gościa w domu jest nobilitacją do poziomu członka rodziny, przyiecie gościa przez szynkarza w kabarecie - iest zawsze burżujskim wyzyskiem. Nie ma wśród gości domu takich przeciwieństw, których nie rozładowałaby atmosfera domu. Ży- cie towarzyskie wśród zdrowych rodzin nieprawdopodobnie zespala całą zdrową część narodu. Artyzm i zdrowie moralne: oto pani domu w Polsce jutra! Artyści wejdą z całą twórczością do takiego domu. Nie na wielkie muzea będziemy nastawieni, ale na to. by każdv dom rodzinny bvł piękny. Tylko decentralizacja sztuki stanowi o jej upowszechnieniu. Jedynie urodzinnienie sztuki umożliwi jej de- koncentrację. A jedno i drugie ochroni zabytki sztuki od znisz- czenia podczas przyszłych wojen totalnych. Poza tym każdy ród będzie miał swoje muzeum rodowe, swe instytuty sztuki rodzinnej i rodowej. Nie na nagusach... z muzeów, filmów, reklam, ale na kul- turze własnego życia rodzinnego urabiać będzie swe poczucie piękna - chłopiec: przyszła głowa domu, tudzież dziewczę — przyszłe serce domu. Kultura życia rodzinnego przesądza, ile Polski zaniesie z sobą wychodźca, gdy go los rzuci na obczyznę. Etyka katolic- ka, wyniesiona z domu ojców, da mu niezależność od miazma- 168 iów cudzoziemczyzny. Posiawa służebna wobec narodów, wynie- siona z kraju da mu świadomość misji Polaków wśród obcych. Obraz życia rodzinnego, z lal dziecięcyfih, krzepić go będzie jak wspomnienie złotego wieku. Wszystko lo przesądza nie tylko 0 tym, jak żywotna może być polskość naszego wychodźstwa 1 w związku z tym o ile my, Polacy, zapełniać możemy ziemią, ale i o tym, jakie bądzie nasze stanowisko wśród ludów świata. Niezależnie od tego, czy w najbliższym czasie będziemy popierali nasze wychodźstwo, czy nie, prężność życia polskiego zagranicą jest ważna, bo mamy tam 8 milionów Polaków, a więc dwa razy tyle, ile było wszystkich Polaków w Rzplitej w XVIII wieku. Czy te 8 milionów będą mierzwą pod obce narody, czy nie, zależy od poziomu życia rodzinnego w Macierzy i zagrani- cą. „Związek Polaków z Zagranicy”, to instytucja rodzin i ro- dów wychodźcy. Wychodźca polski niesie we świat przede wszystkim pols- kie życie rodzinne. Im kultura tego życia jest w Macierzy wyż- sza niż u obcych i im ściślejszy tviwa związek pozostających nadal w starym kraju familiantów, krewniaków, rodowców - z udającym się zagranicę wychodźcą, tym wyższą i trwalszą kul- turę życia rodzinnego zanosi on na obczyznę: tym bardziej Po- lonia może pozostawać Polską. MUNDUR SERCA Sztuka rodzinna da Polsce strój harmonizujący z macie- rzyństwem. Dziś moda rozróżnia strój popołudniowy, balowy, sporto- wy, wieczorowy, plażowy, wizytowy, kąpielowy, zawodowy itd., ale nie rozróżnia stroju dla żony. Dla normalnej żony: co ma dzieci. Obecna moda jest przeciwdziecięca, zwalcza macierzyń- stwo. Jest to moda kobiet wyskrobujących się, wymierają- cych. Można by wykazać statystyką, iż im więcej kobiet ubiera się modnie, tym mniej jest dzieci. Najbardziej modna w Polsce Warszawa dawała cztery razy mniej dzieci niż reszta kraju. Naj- bardziej modny w świecie Paryż i Wiedeń: jeden miewał 100.000 dzieciobójstw rocznie, drugi — najmniej urodzeń w Europie. Strój neomaltuzjański każe Polce mizdrzyć się do każde- go mężczyzny — kusą suknią, kolankami i czym tylko, a latem - wprost włóczyć się nago wśród mężczyzn, by możliwie wszystko, możliwie wszystkim pokazywać, czy kto chce na „to” patrzeć, czy nie. 16 V Sirój kobiet wymierających każe Polce skrzeczeć do każ- dego, iż w Polce nie ma nic, jeno zmysły. W modzie osiągnęła masoneria swe cele w fOO %■. „Kulturą nagości szerzy sią poi pretekstem zdrowia publicznego. Trzeba sobie jednak uświado- mić, iż głównym promotorem tej kultury jest masoneria. W tym celu wykorzystuje masoneria przede wszystkim modą kobiecą" (Osservalore Romano). „Najlepszy cios w Kościół, to rozprzężenie obyczajów. Niech masy popadną w rozpustą, to i serca ulegną zepsuciu, a wówczas nie będziemy mieli więcej katolików". W stroju Polek widzimy: albo — u zakonnic — okrywanie sią latem i zimą aż do kostek i za kostki; albo u dam świeckich — wystoperczanie mięsa i kości. Brak „stanu średniego" w mo- dzie. A przecież Polka ma coś więcej do pokazania, niż samą „płciowość". Polka nie potrzebuje współzawodniczyć z ulicznicą pa- ryską, wiedeńską, hollywódzką. Stać ją na to. Zresztą strój dla kobiet przychodzi z kraju onanistów i dzieciobójców: z Paryża, więc nie może pasować do zdrowego społeczeństwa. Krawcy polscy, to bęcwały bezkrytyczne i niewolnicy. Nie starają się o niepodległość stroju polskiego. Myślimy już o architekturze narodowej, robimy własne meblarstwo, szerzymy haft rodzimy, a nie mamy przez cały czas krawiec- twa jako sztuki polskiej. Nasze krawiectwo jest dziś, jak i w XVIII wieku, naśladownicze, parobczańskie. Nie potrafią nasi krawcy nic sami narysować. Uderzyć więc w ciemnotę krawców! Nie godzić się na modele, które stręczą! Grymasić! Kręcić noskiem! Wybredzać! Doprowadzać tumanów do rozpaczy! Żądać, wymagać - etyki w stroju kobiecym! Czemu kobieta katolicka ma ciągle składać daninę diabłu swym sposobem ubierania się? Po jakiego diabła! Strój należy do sztuki. Do sztuki ubierania się. A sztuka, jak wiemy, wpływa przemożnie, magicznie - na styl życia. Nie będzie w naszym życiu stylu polskiego - bez mody polskiej. Strój podpowiada, jak się zachowywać. Strój pcha do zajęcia tej, a nie innej postawy w każdym położeniu. Ciężko jest w innym stylu postępować, niż to wynika ze stylu stroju, który wtedy nosimy. Dlatego strój, to najważniejsza ze sztuk sto- sowanych - sztuka. Strój polski, to mundur narodowy. Krawiec polski, gdy się leni i nie daje swojskiej, zdrowej mody kobiecej, pozwala krawcom obcych narodów kształtować życie Polek. Pozwala na okupację najwewnętrzniejszą. Taki krawiec, podopieczny Paryża, Wiednia — zdradza naród. 170 O, krawiec - artysta wywiera większy wpływ, niż mu się zda- je! Dyktator mody, to dyktator obyczajów. Bo sztuka ubierania się wraz z całą sztuką rządzi 99 % naszych czynów, a moda rządzi 100 % naszych kobiet. Strój kobiety wpływa na postawę dzieci - do matki. Na postawę braci do sióstr: na postępowanie rodziny. Na obvczaje domu. Polki nie ubierają się dotychczas świadomie. Świadomie p.o katolicku. Strój Polki, to mundur jej serca. Musi być zdrowy (higiena), piękny (estetyka) i bez skazy (etyka). Wtedy będą i rycerze bez skazy. Bo kobieta rodzi rycerzy. Dzisiejsze chamstwo mężczyzn w stosunku do kobiet wywołała moda kobieca. Moda la aż pro- si, by sobie z kobiety nic nie robić. Mężczyzna przestaje być ry- cerski wobec damy, gdy widzi, iż ta się ubrała jak „zdzira, co leci na każdego chłopa". A tak się ubiera każda „modna" Polka. Pius XII mówił do młodzieży żeńskiej w roku 1943: „Go- dność i wolność kobiety nie pozwala jej być niewolnicą mody. Sprawa to delikatna, ale nagląca. I tutaj od waszej nieustannej działalności oczekiwać należy dobroczynnych wyników. A żarliwość wasza przeciw nieskromnym strojom i występkom niechaj nie tylko ggni, ale i buduje, pokazując praktycznie światu kobiecemu, jak młoda kobieta w ubiorze swoim i zacho- waniu może pogodzić wyższe prawa cnoty z zasadami higieny i wytwomości" , A teraz z innej beczki. Mówi właścicielka licznych za- kładów kosmetycznych, Amerykanka, Elżbieta Arden: „Piękność kobiety jest raczej harmonią duszy i zdrowego ciała, która promieniuje na zewnątrz i potrafi nadać choćby brzydkim rysom piękny wygląd". I dodaje: „A więc pamiętajcie o duszy! Zdrowie bowiem i piękno, to dar Boży, z którego adekwatnego użycia trzeba kie- dyś złożyć rachunek. Więc podobajcie się naprzód Bogu!''. I jeszcze niech mówi wdzięczna buzia pani Arden: „Twórców przesadnej mody należało by karać sądownie za szkody i po prostu tragedie rodzinne, na jakie naraziła nie- rozumna moda wielki procent kobiet". „Więc pamiętajcie o obowiązkach ważniejszych: macierzyństwie i rodzinie". „Każ- da przesada, każda przesadna pasja, czy namiętność, każde zakłócenie naturalnego rytmu życia nie tylko wpływa ujem- nie na zdrowie, ale niszczy rysy jak pług". „Więc pamiętajcie: nie gubić w trosce o modę i urodę — urody i wdzięku kobiecego" 171 A więc pamiętajcie! Bo my, mężczyźni chcemy kochać nasze żony i matki nade wszystko, co nam drogie, dlatego pra- gniemy, by Polki prezentowały się najpiękniej i najskromniej: czarująco. Że kobieta szaleje, by się podobać mężczyźnie: zgoda. Ale niech się nam nie podlizuje. Bo wtedy śmierdzi, choćby wylała na siebie wszystką wodę kolońską. Przed ostatnią wojną lansowano w Warszawie jakieś mo- dele polskie wśród kobiet z wyższych sfer. Modele nie znalazły przyjęcia. Warto zauważyć, iż zdrowy strój może się przyjąć tyl- ko wśród zdrowego odłamu kobiet. Dlatego nie na snobizmie „wyższych sfer" należy oprzeć powodzenie zdrowego stroju, ale na istnieniu wyjątkowo zdrowej części narodu, gdzie kobiety są wyjątkowo odporne, na to, jak się ubiera wymierająca więk- szość, i ubierają się po katolicku świadomie, oraz gdzie korpora- cja krawiecka lansuje modę polską — świadomie. I świadomie katolicką. Zresztą chodzi także o strój panien oraz dzieci, ponieważ „francuskie czasopismo masońskie „La Francaise" radzi, żeby już w dzieciach przytłumiać zwolna uczucie wstydu i przyzwy- czajać je do zupełnego obnażania.” . ZBROJENIA ARTYSTYCZNE — Jak szczepić modę czarującą? Film. Film robi to piorunem i demokratycznie: wszyscy film oglądają i wszyscy są mu posłuszni. Ci, co stale chodzą do kina, już inaczej nic nie robią, tylko tak jak widzą na filmie. Są sparali- żowani. Tabes. Nie' potrzeba żadnego gestapo. Film wystarczy. Film dopilnuje. W ogóle Hitler się pomylił. Samym filmem mógł zawojować świat. I wszyscy byliby hitlerowcami bez kremato- riów. Sam Churchill — też. Toż dziś każdy ubiera się na komendę filmu i wszystko robi tak, jak nakazuje film, i nikt choćby palcem nie ruszy z protestem. I panna Churchill, i pani Truman ubierają się modnie. Film im to każe. . Moda locuta, causa finita. . Po co bomby? Przewrotny film wszystkich przewróci: mał- żonków, narzeczonych, rządzących i rządzonych. Chodzi tylko o to, by był najdoskonalszy artystycznie i najniechludniejszy moralnie. 172 „W samych tylko Stanach Zjednoczonych co tydzień og- ląda obrazy filmowe 90 milionów osób", a „miliony ludzi uczest- niczy codziennie w tego rodzaju widowiskach". W „roku 19;35 wyświetlono w ogóle 1800 filmów, które oglądało 10 milionów osób" 16 ). Codziennie siedzi w kinie 28 milionów gapiów. Ludzi teraz bardzo ciągnie do filmu. Do tego „kościoła" dziś wszyscy chodzą codziennie i radziby przesiadywać tam go- dzinami. Taka nowa dewocja. w tej chwili dewotek i dewotów nie ma już na Mszy. Siedzą w kinie. Pełno tam światła, jak na nabo- żeństwie, i jest cicho, gra muzyka, organista kręci obraz na chó- rze, scena mówi kazanie, a publika słucha jak na odpuście. Czyż nie walą ludzie do kin, jak po święconą wodę! Cóż teraz znaczy niedziela, szabes, albo piątek - bez kina! choćby w Wielki Pią- tek ludzie pielgrzymują na film... z Drogą Krzyżową, maluczko, a będą tam chodzili w Wielkim Poście — na Gorzkie Żale. Koś- ciół się przenosi do kina. Parafianie już się przenieśli. Film. Polacy muszą się dorwać do filmu. Film, to niepodle- głość. Do...rywanie się do filmu, to praca niepodległościowa. Film wpływa bajkowo. Masoneria bez filmu byłaby ni- czym, Polska bez własnego filmu byłaby niczym, byłaby „Gu- bernia" w rękach lyęh. co dawaliby jej film. Jeżeli wpuszczamy do siebie obcy film, to tym samym oddajemy w obce ręce wpływ na własny naród. Film zagranicz- ny, to wszechmocna agentura obca. Film dziś bardziej y/pływa niż wszystkie inne czynniki po- zostałe razem. Dlatego, żeby mieć rozumny stosunek do sztuki, musimy nasamprzód oddzielić się od. filmu obcego: od agentur obcych. Podobnie trzeba kontrolować dopływ innych dzieł sztu- ki obcej na nasze rynki (literatura, teatr, gazeta, architektura, ta- niec, muzyka, rozrywki, "lekka" piosenka). Mamy w tej chwili olbrzymią część narodu idącego za lada impulsem i oglądającego się na to, co „Tobią wszyscy". o ile tę część narodu chcemy wychować do polskiego stylu życia, to przez własny, rodzimy film można to zrobić najprędzej. Naród jest niepodległy, gdy ma własną sztukę. Dopiero wówczas całe jego życie irracjonalne, odruchowe, impulsywne, podświadome, instynktowne — jest rodzime. Wtedy „wybucha" każdy człowiek i cały naród - odruchowo - tylko w taki spo- sób, jak to świadomie wprowadzono na długo przedtem do sztuki. 46) Hoszowski Tadeusz: sztuka, etyka", Waszawa 1938, strony V, o ; ,o; 107. Por. Piusa XI „Encyklikę o widowiskach kmematoftreficznych" z dnia 39, VI. 1936 r. Warszawa 1937, strony 4, 7, 8, fi, 13. 173 Gdy znów naród ma sztukę iak urzekli wą. iż włazi ona in- nym narodom „w uszy, w oczy", to taki naród... narzuca swój styl życia tamtym, mniej artystycznym narodom. I rządzi nimi. Może orać w nich. Trzeba mieć potężną armię: to prawda. Ale trzeba też mieć potężną sztukę. „Nie dać się mijać". By nas nie zawojował... militaryzm sztuki obcej. Militaryzm... w sztuce. Zbrojenia arty- styczne, irracjonalne, racjonalnie prowadzone. Gigantyczne. Samym mordobiciem nie zwojuje się wszystkiego. Sztuką i ideą można snadniej zagazować świat niż wszystkimi gazami świata. Tylko, iż nie wzięto się jeszcze do tych form walki. Są dopiero próbki, migawki, przedsmak. Na razie wojny są chirurgiczne i chemiczne. Tak jak me- dycyna (na razie). Ograniczone to wszystko do materializmu. A przecież artyści znaczą tyle dla niepodległości, co generało- wie, a wielcy artyści — tyle, co marszałkowie armij. Ale nie arty- ści świadomie zdychający-, dzieciobójcy i neomaluzjanie, bo to pognój. Na Wawelu leżą nie tylko Batory i Sobieski, ale Mickie- wicz i Słowacki. Miecz i piękno. Lecz wieszczmy dalej. Owóż ów cały nowy świat, te nowe formy rozrywek i wczasów film będzie szczepił, tak jak będzie szczepił wizję rodzin i rodów świadomych, narodów świadomych i świadomej — rodziny narodów. Idee ubra- ne w film. STANDARD OF LIFE — Idee muszą być ubrane również... w pieniądz: w dobra materialne? Dzieci — chcą jeść, ubrania chcą? Im naród dzielniejszy, tym wcześniej dojdzie do bogactw, nie zmniejszając rodności. — Tak, ale wymierająca większość ma postawę cielęcą? Wówczas im ludzie zamożni bardziej unikają dzieci, tym bardziej niezamożni i biedni również unikają. Żeby zmniejszyć to zjawsko, trzeba ograniczyć do minimum ujemny wpływ środ- ków materialnych na dzietność rodzin. - Jak to zrobić? Owóż nie każdy naród jest dość zaradny, by zapewniać najofiarniejszym małżonkom najwięcej środków materialnych. Lecz im podział dóbr jest sprawiedliwszy, tym małżonkowie zniosą łatwiej choćby najmniejszą ilość dóbr. 174 Rząd tedy musi zdążać ku temu, żeby ilość dóbr należna każdemu małżeństwu zależała od tego, ile małżeństwo ma dzieci i jak je wychowuje, I to jest sprawiedliwy ustrój gospodarczy - dla narodów świadomie wymierających. Wśród tych narodów sprawiedliwy ustrój, to warunek bytu biologicznego, bo małżon- kowie muszą tam być opłacani... za posiadanie dzieci. Już to wi- dzimy w postaci dodatków rodzinnych, wprowadzonych w róż- nych państwach itp. Bywa i regulacja organiczna. Wygląda ona tak: gdy mał- żeństwa żyją zgodnie z naturą świadomie, życie gospodarcze zmierza ku najsprawiedliwszemu podziałowi dóbr i najwydaj- niejszej gospodarce tymi dobrami. Nikt tak nie reguluje podzia- łu dóbr jak ojciec świadomy. Rycyna. Dlaczego! Bo ojciec no- woczesny nie tylko ma dzieci świadomie, ale walczy o sprawied- liwość świadomie. Dlatego dopiero wśród narodów o świadomie zgodnym z naturą życiu małżeńskim bądzie klimat dla spra- wiedliwości. - Sprawiedliwość to nie wszystko? Mamy do podziału mało dóbr i nieprędko dorobimy się ich wiele? Jak się dzielić zerem? W dodatku mamy co 20 lat wojnę? totalną? - Zagadnienie standardu aż się naprasza. Jaki my mamy mieć wobec tego poziom materialny w życiu rodzin? w życiu w ogóle? Mówią, iż cała Europa musi obniżyć standard, a mówią nie od dziś. Właśnie, właśnie. Po co meble, kiedy co 20 lat wysiedlają? Stoły i stołki wystarczą. Zamiast pierzyn - kołdry. Zamiast koł- der - koce. Przecież już choćby gimnastykę projektuje się na deszczu: żeby się młodzież hartowała 48 ). Na przykład mama się teraz „wypucza” na luksusowy wó- zek dla brzdąca. Dwoje następnych dzieci zarzyna, żeby móc ów wózek wypłacić (na raty). Fe co to? Wózek — drewniany! Po- pularny! Ludowy! Już są „ludowe", popularne samochody (oczy- wiście, nie u nas), a dla dziecka wózka ludowego ma nie być? Albo-, po co matka takie nadzwyczajności sprawia na wy- prawkę dla niemowlęcia, kiedy sama... wyprawki nie dostała, nawet gdy wychodziła za mąż? 49 ) Albo: po co aż futerka dla dzieci? Czy taki wychuchany i wydmuchany „jeden dzieciak'' - wytrzyma za dwadzieścia. 47 ) Dmowski (,, Świat powojenny i Polska”), 227, 325 i 334. 48 ) Eug. Piasecki („Zarys teorii wychowania fizycznego), 175. 49) W XVIII wieku „uroczystości rodzinne dla byle małego dziecka dawały pre- tekst do najhuczniejszych balów i przyjęć, a kraj pozostawał ubogim jak dnwnlfip Bruckner, t. III, 270. 175 la!... w Oświęcimiu, w Treblince, w Majdanku w... Polsce, gdy będzie nowa... wojna światowa z chmarami gestapowców, ga- zów, mikrobów i bomb atomowych? Hartować się, Moi Państwo, do przyszłej wojny! Przygotować i swój rozum, i swoje dzieci - do życia! 50 ) Jesteśmy krajem „smaganym przez huragany", a zatem, jak mówi Carrel, mamy warunki na najcudniejszą rasę świata- To nie tragedia, to warunki! Tylko z tych warunków trzeba wys- nuć wniosek, iż życie w Polsce, to życie w obozie warownvn, a nie - iż już takiej wojny, jak ostatnia, nie będzie. Będzie, tyle iż będzie jeszcze lepsza. Kto tego nie może już teraz wytrzy- mać, niech się już teraz powiesi. Buciki — dzieciom? Niech w trepach chodzą! A całe lato — boso! Francuzi, Duńczycy, Holendrzy chodzą w trepach okrągły rok, choć są sto razy bogatsi od tego taty, co kupuje swemu „jednemu dziecku" wykwintne trzewiczki w „magazy- nie". Niech po tym pozna się w Polsce, które dziecko jest dziec- kiem rodziców onanistów i dzieciobójców: iż paraduje w stroju luksusowym! Porządni rodzice mogą tylko — miąć dzieci i mieć ie ubrane jak najskromniej. Po c.o udawać bogatszych, niż jesteśmy? Podobnie — architektura. Po co luksusowe domy? Czy po to, żeby sobie z nic.h robili... niemieckie dzielnice - przyszli okupanci? co dwadzieścia lat? Chata skromna, ale niech ją ma każda rodzina - własną! Czy wiecie, iż w Warszawie przed wojną, w roku 1939 mieszkało 100.000 rodzin bez własnego miesz- kania? Tak się powoli przyzwyczajaliśmy do wysiedleń. I do... poligamii, albowiem zjawiskiem towarzyszącym wyższej formie małżeństwa, czyli monogamii, jest zawsze własność (Tcwner). Reprezentacyjne budy rozebrać! Pomniki dla zasłużonych — budować w sercach! Muzea rozparcelować między rodziny! Po co skupiać skarby narodowe w jednym miejscu-, czy po to, żeby łatwiej w nie trafiały bombowce wrogów? Po co opłacać tamże dyrektorów, stróżów i dziewczęta roznoszące zupkę? Cui bono? Banki poumieszczać, w skromnych domkach! Im w któ-. rym. jest więcej pieniędzy, tym w skromniejszym. Z wejściem od tyłu. 50) Im większa wystawność w wychowaniu, tym bardziej rodzice.,, oddają wycho- wanie obcym. W XVIII wieku właściciel majątku oddawał swe malutkie dzieci,... eko- aomom, a większe — „dyrektorom”. Bruckner, i. III. 261, 262. Dziś po miastach mama i<ftie „do pracy” (na służbę do urzędu), a małe dziec- ko, zwykle jedno, powierza tak zwanej „ wychowawczy ni”. 176 Parki i ogrody miejskie są dobre, ale najlepsza jest grzę- da kapusty koło własnego domu. Czy nie rosły kartofle w Ale- jach Jerozolimskich — czasu wojny? Czyż nie pięknie kwitły? I czy źle na tym wyszła Warszawa? Własna kapusta to nie to samo, co kupiona,- tak jak własny ojciec, to nie to samo, co przy- brany. Czemu się wstydzić kartofli podczas pokoju, a nie wsty- dzić się, iż przez cały czas mamy wszędzie głowy i głąby kapuściane 51 )? To wszystko... nie poezja. Kto w naszych czasach chce mieć wiele dzieci, musi żyć ubogo. Chyba, iż jest zamożny. Ale chodzi o nowość w tym ubóstwie świadomie i dobrowolnie obranym! Musimy być ubodzy i zarazem kulturalni wszechstron- nie. Musi powstać kultura ubogich Polaków — obok dotychcza- sowej kultury zamożnych Polaków. Uzupełnienie kultury naro- dowej. Kultura dla wszystkich. Katolicyzm. TRZEBA TO MÓWIĆ UCZENNICOM ZAWCZASU Szkołv? Brak nauczycieli? Ależ mamy ich 10000.000. To kobiety. Dziewczęta adekwatnie uczą się głównie po to, by jako matki mogły uczyć swe dzieci, pomagać im w nauce. Kobieta się kształci tylko na nauczycielkę. Wszystkie licea żeńskie win- ny być pedagogiczne. Dzisiejsze licea kształcą panny... na mop- sice. To nie są szkoły dla normalnych dziewcząt. Nie mamy szkół dla normalnych dziewcząt, dla przyszłych normalnych kobiet. Dyplomowane nauczycielki, to matki. Matki niech uczą. Przynajmniej w zakresie pierwszych trzech klas szkoły pow- szechnej! Każda - u siebie w chałupie, w salonie, w pałacu, na Zamku. Każda — każde swe dziecko 52 ). Trzeba to mówić uczennicom zawczasu. Zaraz inaczej się będą starały. Bo dziewczę kocha tylko jedno całą duszą: wiel- kość przyszłych swych dzieci. Należy wychowywać do życia. Tak jak dawniej królowa, czy chłopka, przędły, tak teraz kró- lowa, czy chłopka, mają wychowywać każde swe dziecko. 51) ,, Niektórym ludziom się zdaje, iż powaga urzędu zależy od jego rcprezon- in- tacji, iż nie wolno przyznać się do ubóstwa”. Rybarski (..Przyszłość gospodarcza Pol- ski'), 211. 52) Oświata „mas w Europie, z której wiek 19 był tak dumny, poprowadzono została w niemałej mierze w kierunku fałszywym, dla przyszłości narodów zgubnym” Temu przede wszystkim fałszywemu kierunkowi oświaty zawdzięcza dzisiejsza Europu, że masy jej mają poirzeby i wymagania, które życie jest coraz mniej zdolne zaspokoić; że chcąc ca wszelką cenę poziom swych materialnych potrzeb utrzymać, redukują coraz skuteczniej liczbę dzieci; iż ludzie nudzą się na wsi i w coraz większej liczbie uciekają do miast”, „że coraz mniej energii wyraża się w pracy, a coraz więcej w szukaniu róz rywek”. Dmowski .„świat pow. i Polska", 277 177 Pięknie jakaś pani gra? śpiewa? rzeźbi? pisze? maluje? Żadne jej dzieło nie będzie wieczne, ale każde jej dziecko bę- dzie nieśmiertelne/ bo każdy człowiek żyje wiekuiście: zbawio- ny żyje wiekuiście w Niebie, chociażby tuż po przyjściu na świat — umarł. Byle zdążyć ochrzcić brzdąca. Książa nie mogą podołać pracy? Matka niech przygoto- wuje u siebie, w domu każde dziecko do Pierwszej Spowiedzi i Komunii. I niech z nim wspólnie idzie do Spowiedzi i Komu- ni. I niech tak z nim chodzi odtąd zawsze. A tatą niech z sobą leż zabierają. Mąża trzeba wychowywać. Aż go wreszcie sią wychowa! „Uświęcony bądzie mąż niewierny przez żoną swoją" — mówi Paweł święty. , kobiety chcą być w każdym zawodzie? Ależ zawodem kobiety jest prowadzić rodziną 53 ). Która tego nie umie, jest nie- wykwalifikowaną pracowniczką zawodową. Kwestia kobieca? Ależ to kwestia dobrego wyjścia za mąż. Kwestia dobrego wyjścia za mąż? Ależ to kwestia dobre- go wychowania synków przez... mamą... w domu: bo na ulicy nie bądzie żył synek z żoną. Że księży nie ma? Niech każda parafia kształci pięciu chłopaków na księży, a każdy porządny ojciec wielodzietny jednego syna! Koledzy niech pilnują łącznie z koleżankami, by tacy chłopcy zbytnio się nie rozbestwiali. Odpowiedzialność zbiorowa. Czemu mamy sią starać o odpowiedzialność zbiorową tylko na rzecz Niemców i tylko podczas okupacji? Wprawdzie powołanie duchowne, to sprawa Łaski, jednak Łaska buduje na naturze. Łatwiej rzeczywiste powołania zrealizować, gdy środo- wisko te powołania wychowuje. Synek nie chce sią uczyć w gimnazjum? Tym lepiej. Dać go na krawca, na szewca, na montera — zamiast na... matu- rzystą 54 ). Czemu koniecznie każde nasze dziecko ma być czymś „wyższym" niż my, rodzice? A czy nie wystarczy, iż bądzie tyl- ko dzielniejszym i porządniejszym człowiekiem od nas, choć na zwykłym, prostym stanowisku? Czemu syn generała nie ma być podoficerem, jeżeli sią na nic innego nie nadaje? Czemu woje- woda nie ma mieć dzieci dorożkarzami, o ile tego pragną całą 53) Burgerowa („Dziewczęta z bocznej ulicy"). 173* 54) „A jedno przeobrażenie jest konieczne: należy zaprzestać przyśpieszonego fabrykowania t. zw. inteligencji pracującej"... ..podoficerów brakuje naszemu życiu go* spodarczcmu. Zamiast mnożyć patenty naukowe, trzeba pomnożyć kwalifikowanych maj- strów, drobnych przedsiębiorców, rzutkich i soRdnych kupców". Rybarskf („Przyszłość gosp. Polski". 178 178 duszą? Okazuje się, iż łączenie narodu poprzez same zawody nie sprzyja ani spójni, ani demokratyzacji, bo zawsze pewne zawody są uważane za „niższe". Dopiero spójnia rodowa zapo- biega poniżaniu, albowiem do rodu mogą należeć ludzie wszel- kich uzdolnień, wszelkich zawodów i o każdej ilości gotówki. Sam ruch zawodowy stwarza zawsze pasożytniczy elitaryzm, czy to urzędniczy (mandarynizm, totalizm), stanowy, czy partyjny (zawodowi i jedynie „nieomylni" politycy). Ma lekarz ośmiu synów i dwie córki, a nie ma ich za co kształcić na doktorów medycyny, na doktorów prawa, na dok- torów filozofii, doktorów statystyki? Zamiast się powiesić niech kształci dzieci na porządnych ludzi! Wystarczy. Niech da każ- demu z dziesięciorga dzieci szkołę powszechną, a potem: ta córka — praczką, ta służącą, ten syn — ogrodnikiem, tamten — fornalem, ów stolarzem, ci znów dwaj - malarzami (pokojowy- mi), z Dozostalych — jeden handlowcem, drucri piekarzem (dobry „fach" w rodzinie podczas wojny), trzeci rzeźnikiem (bliskie chi- rurgii), czwarty hyclem (prosektoria). Jeżeli któryś z nich jest utalentowany, to później w życiu sam się wykształci o własnych siłach. Po tym się pozna, iż to prawdziwy inteligent, iż się urodził na inteligenta. Doskonalszej selekcji nie potrzeba. Wystarczy tedy, gdy ojciec da dzieciom wychowanie. Porządnych ojców nie można zbytnio obciążać. Szkoda ojców. Gdy będziemy mieli takich ojców z wyższym wykształ- ceniem, prowadzących zdrowe życie rodzinne, to dopiero wów- czas będzie demokracja, bo w doły społeczne napływać będą porządnie wychowane jednostki — z warstw górnych. Bo cóż nam przyjdzie z tego, iż doktor medycyny ożenił się, iż jest demokratą, iż ma „jedną" córeczkę i iż ta jedna có- reczka umie po grecku i po łacinie,- cóż z tego, iż doktor jest mason i iż córeczka na fortepianie brzdąka i filozofie skończyła kiedy owa córeczka nie umie ugotować kapusty o własnych si- łach, a o tym, żeby potrafiła, jako żona, urodzić kupę dzieci w biednej Polsce i wychować je potem na porządnych ludzi ~ i mowy nie ma! A o tym, żeby z tymi dziećmi, gdy mąż będzie kiedyś w obozie, umiała przetrwać przyszłą wojnę, ani jej gadaj, bo dostanie szoku nerwowego... na dwadzieścia lat przed ową wojną. Czy to elita taka „kobita"? Co taka zrobi Hitlerowi? Syn prezydenta miasta ile się prowadzi? karciarz? leń? pijak? łobuz? złodziej? łajdak? Nie chce się uczyć? - A na stró- ża go dać do sąsiedniej kamienicy! Dostojny ojciec będzie go z okna miał na oku. Po co łobuza podciągać wzwyż gwałtem, za włosy, jako iż synem jest prezydenta? Niech pracuje tak jak 179 czarna ręka. Czyż dozorca nie jest człowiekiem? Jak demokra- cja, to demokracja! Co to za piękna więź byłaby w narodzie, gdyby swywolny syn prezydenta mógł też być porządnym stró- żem i gdyby to nie było shocking. Nie wtedy głowa państwa ma autorytet, gdy posiada 10 samochodów reprezentacyjnych i co dzień świeży garnitur, a na starość żonę jak pieścidełko (n-tą z kolei!}, ale gdy mądrze rządzi i dobrze dzieci wychowuje. Po chłopsku. Po gospoaar- sku. Jak dobry tata. Tak, czy nie? DOM PERYKLESA - Czy jednak nie zbyt nisko wtedy upadniemy? Pisano tuż przed ostatnią wojną: „Japonia jest krajem ubogim, nie posiada bogactw ko- palnianych, a przy swoim stosunkowo niewielkim obszarze mu- si wyżywić 70 milionów ludzi, toteż ludność jest uboga. Ale Ja- pończycy uczynili z biedy cnotę. Prosty tryb życia, prostota ■w mieszkaniu stały się zasadą, w kwestii odżywiania się Japoń- czyk stał się bezgranicznie skromny. Robotnik japoński żywi się przeważnie ryżem i rybą,- nie może sobie pozwolić na mięso, ser, masło, a mleko spożywa rzadko, ale też nie wymaga tych produktów. Pod tym względem ubodzy i bogaci są podobni do siebie. Baron Mitsui, w którego ogrodzie 300 ludzi uprząta codziennie spadłe na ziemię liście, jada to samo, co drobny urzędnik lub robotnik. choćby przepych w pożywieniu, podobnie jak i w bu- downictwie, wyraża się nie w wybujałości,, ale w ciężarze ga- tunkowym naturalnej prostoty. Odcienie tej prostoty są dostrze- galne tylko dla zrthwców... Rzecz oczywista, taki trvh życia jest korzystny dla narodu, który musi produkować tanio 55 ). „Robotnik japoński może sobie zbudować dom za 1.000 jenów (jen - półtora wówczas złotego). Za szesnaście jenów miesięcznie może wynająć dla swej rodziny w Tokio willę, któ- ra pod względem estetycznym nie ustępuje domom europej- skim lub amerykańskim. Na domiar robotnik japoński kąpie się 7 razy w tygodniu. Czy wobec tego można mówić o jego niż- szej stopie życiowej 50 )? 55) Leitha, 158. 56) Leitha, 159, 149. 180 Górnik za dom jednorodzinny (z wodą i światłem) płaci półtora do 3 zł miesięcznie. Najlepiej płatny górnik zarabia 2 zł 70 groszy dziennie. W przemyśle - płaca maksymalna 1 zł 80 gr dziennie, robotnica - 1 zł 10 gr. Kelnerka pracuje za 15 zł miesięcznie i nie kradnie. 34% chłopów utrzymuje się z rodzinami za 450 zł rocznie, 36% za 1.100 zł, a 30 procent za 1.500 — 2.250 zł. Skromny tryb życia jest zasadą narodową. Rolę główną gra tu kobieta. Ideałem Japonki jest żyć dla swego męża i dzie- ci. Tak jest wśród chłopów, robotników i najwyższej arystokra- cji — rodowej, naukowej i artystycznej. „Żona robotnika mająca na wyżywieniu rodzinę złożoną z 5 osób może prowadzić gospodarstwo za 10 jenów miesięcz- nie" 15 złotych... Tej sztuki może dokazać jedynie dlatego, iż od wielu pokoleń przyzwyczaiła się do takich artykułów spo- żywczych, jakie za taką małą sumkę można kupić. Może się obyć bez mleka, mięsa, sera i masła równie dobrze, jak proletariusz- ka w Europie środkowej nie odczuwa braku homara, gęsi lub indyka" 57 ). Młodzież szkolna, nieprawdopodobnie pracowita. „Książki dla ucznia na cały rok kosztują jena" 5 *). Już malcy lubią się włóczyć po księgarniach za książkami. Włażą choćby na półki. Księgarze obsługują ich tąk samo uprzej- mie jak dorosłych, bo tak kulturalnie się zachowują jak dorośli. Nigdzie na świecie nie zobaczymy tak często dziecka z książką, czytającego, jak w Japonii! - Czy jednak my wytrzymalibyśmy to wszystko? Co można wytrzymać, wiedzą ci, co byli w Oświęcimiach, Właściwie bogate musimy mieć jedynie uzbrojenie i naukę.. A co do pojęcia biedy, to jest ono bardziej względne niż sam Einstein. W XVIII wieku „w Paryżu wczesnym rankiem można by- ło spotkać ludzi piorących w Sekwanie jedyną koszulę lub chustkę do nosa,- rozwieszano je zaraz na drągach i czekano, aż je słońce wysuszy" 59 ). „Za Ludwika XIV podczas najuroczystszych obiadów wszy- scy jedli własnymi łyżkami ze wspólnej misy" 00 ). W Wersalu to wystarczyło. 57) Leitha, 149. 58) Leiłha, 149-160. 59) Kutiszer, i. II. 24. 60) Kuliszer, ł. II. 23. 61) Kuliszer, ł. II. 24. 181 Gdy Henryk IV zosiał królem francuskim, miał iylko iuzin koszul, z czego część była podarła, i zaledwie pięć chusfek do nosa 61 ). Ojciec naszego „króla chłopków" sypiał jeszcze na skórach. „Lud angielski nie był ani utrzymywany, ani oświecany przez państwo, a przez pięć wieków wydawał geniuszów w nia- zmęczony sposób" (Towner). — A Ateńczycy? Attyka, to był kraj ubogi. Kozy. Skały. A przecież mieli wytworzyć kulturę, z której następnie czerpała ludzkość . przez wszystkie wieki. Co tedy robili? — „Mieli oni bardzo niewielkie wymagania pod względem pożywiena, ubrania i mieszkania." „Odzież składała się z dwóch kawałków chitonu i himationu. „Urządzenie domu było jeszcze mniej skompliwowane; w ogóle hasłem Ateńczyka w przeciwieństwie do ciężkiego przepychu wschodniego było przytaczane przez Peryklesa: Lubimy piękno połączone z taniością. Można być pewnym, iż gdybyśmy znali w cyfrach majątek największych ówczesnych bogaczy, to skrom- ność tych cyfr wywołałaby uśmiech" 62 ). Było tak w latach 500 - 323. A w dobie najwyższej świet- ności Aten „dom Peryklesa nie różnił się niczym od domu pier- wszego lepszego bywalela" 63 ). I czyż to zaszkodziło Atenom co w kulturze? A nam miałoby zaszkodzić?! Musimy produkować jak najwięcej, obniżyć ceny jak naj- więcej i zrównać stopę życiową inteligencji — z poziomem ro- botników i chłopów, stopę zaś robotników i chłopów - z pozio- mem inteligencji. Jak w obozie warownym. I - jak w rodzinie. Jak u Ludwika XIV: z jednej misy. Upowszechnienie kultury i skromności potrzeb - na miarę z okresu Peryklesa i zarazem gigantyczny rozrost produkcji — na miarę amerykańską: oto program narodu jedynie realny, jeżeli realną ma być liczba dwu- stu milionów Polaków. o ile mamy żyć. TATA - NA POSŁUGI, MAMA NA POSŁUGI Im mniej tata chce żyć z małżonką po katolicku, tym bar- dziej chce regulować życie za pomocą... pensyjki. Społeczeń- stwo na pensyjkach, to folwark, gdzie wszyscy są parobkami. 63) Zieliński, t. f. 164. 64) Zieliński, t. II. 31; f. I. 4. 182 To samo: mama wymierająca. Im bardziej mama nienawidzi dzieci, tym bardziej chce... służyć. Taka sobie służąca. Pewnie, iż wstydzi się przyznać, iż chodzi na posługi... do biura, do sklepu, do fabryki. Wstydzi się mama siebie nazwać po imieniu: służącą. Mówi, iż „pracuje". Ale — za pensję. Więc służy. Tata-parobek, mama-służąca. Fornale - w k*órymś tam „stopniu służbowym". Tata „pracuje", mama , pracuje". Towa- rzystwo parobczańskie, czyli małżeństwa pensyjkowe. Wycho- dzą z domu lub wyjeżdżają rano. Wolno im się tylko nocą wi- dywać. Rodzina nocą. Takie „dziadowskie pany lub pańskie dziady". Za „obrok". Za pensyjkę. Za nienawiść do rodzaju ludz- kiego: do dzieci. — Ale nie można takiej kobiety potępiać, skoro mąż za mało zarabia? To przez łeb takiego męża! Niech prawie zarabia. Trzeba dopingować niedołęgę, by się tym bardziej starał, im ma więcej dzieci. Kobieta winna być natchnieniem dla męża lub, gdy mu tego za mało, to kijem go po mądrej głowie! Jeżeli jednak natchnieniem nie chce być niewiasta, ani też prać swego bliźniego, to przynajmniej winna go podżegać do walki o wielkość i dobrobyt rodziny. Agitator rewolucyjny, to żona. Musimy odkryć na nowo kobietę. Gdy żona nie pełni swej roli rewolucyjnej przy mężu, to sfora Koziołków-Matołków puszcza w bieg ruch rewolucyjny, fałszywy, reakcyjny, a żonę... wypędza z domowego ogniska, żeby Koziołkom-Maiołkom nie robiła konkurencji. Mąż, to człowiek walki. Inaczej, jest babą. A co babie po babie! ale człowiekiem walki może go uczynić kobieta. Tym- czasem wygodna kobieta zamiast krzesać męża, woli iść... na służącą, na pensyjkę, na „pracowniczkę, na posługaczkę, na miesięczny „obrok". Jak szkapa. I za to się ją potępia niniejszym. Za brak kobiecości, god- ności. Za to, iż nie jest natchnieniem mężczyzny. — Ale przecież muszą być urzędnicy, nauczyciele, żołnie- rze, utrzymujący się z pensji rządowej? z pensji prywatnej? Owszem byle nie zadużo. Natomiast gospodarka kwitnie, gdy jest za dużo producentów dóbr. I państwo wtedy kwitnie. Historyk Alojzy Lichtenstein w dziele „Das Reich de Romer" wskazuje „przyczynę, która prze- 183 dłużyła wschodnio-rzymskie impierium o 1.000 lal w porówna- niu do zachodnio-rzymskiego. Było nią ustawodawstwo rolne, które brało w obroną pracą chłopów przed „dinatoi", bogatymi. Jeszcze w r. 996 cesarz Basileus II ponowił prawa swych po- przedników w tym wzglądzie, uważajac słusznie, iż upowszech- nienie prywatnej własności jest utrwaleniem państwa, bo zwią- zywaniem abstrakcyjnej idei „ojczyzny" z rzeczywistością prak- tyczną" 64 ). A poza tym chodzi o to, by nie powtórzył sią hitleryzm. I by nie zaraził swą ideą świata. Np. „gdy u nas z rolnictwa żyło 60,6% : ludności, z przemysłu 19,4%, z handlu 6,1 proc., z komuni- kacji 36%, to w Niemczech było na odwrót. Podobnie było ze stosunkiem pracowników samodzielnych do najemnych w obu państwach". Dlatego, iż było aż tylu Niemiaszków niesamo- dzielnych gospodarczo, najmitów, urzędników, mógł wyrosnąć Hitler, bo niesamodzielnych, stanowiących większość, wziął za pysk i kazał im wyrzynać Europą. Niesamodzielny gospodarczo człowiek, to niewolnik. Państwo złożone z niesamodzielnej gos- podarczo ludności, to niebezpieczeństwo światowe. Całą gospo- darkę może tam w każdej chwili złapać w garść Hitler i orać takim narodem. Czyż był potworniejszy burżuj od Hitlera, któ- iy całą gospodarką i wszystkie kapitały Niemiec skupił w swych rękach? Taki Hitler, gdy rządzi, może prześcignąć wszystkich burżujów. jeżeli ma niewolników, może z tak sprepa- rowaną zgrają „obywateli" choćby podpalać świat. choćby będą ginęli entuzjastycznie za swego pastucha, poganiacza. Totalizm niewolnictwa. „Heil Hitler"! Gdy pracodawca nie uwłaszcza, to produkuje niewolni- ków. Skoro taki pracodawca wścibia się ze swym „dawaniem" pracy do zdrowego społeczeństwa, to nie posiada pracowników, ale najmitów. Helotyzm. Pańszczyzna. Ubezpieczenie od lolaiizmów: to upowszechnienie włas- ności. Zabezpieczenie człowiekowi godności: to własność. Ciekawe, iż z robotnika nie posiadającego własności nikt sobie nic nie robi. Nawet... robotnicy. A lekarze zaraz go chcą sterylizować jak bydlę. Stary, poważny pan. eugenista doktor- Wernic dziwił sią publicznie, „jak to bezrobotny może mieć du- żo dzieci i nie chcieć sią poddać operacji wyjałowienia" 05 ). Owo 64) Piwowarczyk Jan ks: „Dlaczego własność prywatna ', artykuł w „Tyg. Powsz,'* z dn. 27. V. 1945 r. 65) Ze sprawozdania prasy warszawskiej z konferencji prasowej w Polskim To- warzystwie Eugenicznym. Prasa warszawska z dnia 30. V. 1937 r. 184 wyjałowienie zaprojektowali biedakowi nie gestapowcy, ale in- stytucja rządowa polska, gdyby od niej chciał pomocy w r. 1937. Miał siedmioro dzieci. Gdyby je pozabijał przed urodzeniem, to nie zaprojektowano by mu wyjałowienia. I gdyby był milione- rem, też nie... Okazuje sią więc, iż tylko ten robotnik może mieć wolność, który będzie miał własność. Tylko tedy tego robotnika nie będzie kastrował żaden „Wernic". Człowiek bez własności zależy od mądrali partyjnych, a cała jego ucieczka w urzędnikach. ale gdy rząd w imię... nau- ki nakaże sterylizację? Najbiedniejsi pójdą wówczas na pierwszy ogień — pod nóż, społeczeństwo zaś nabierze ..naukowego po- dejścia" do nędzy. Ludzie się pozamieniają w „Werniców", i gdy jakiś biedak zapuka o jałmużnę, to zamiast mu wynieść skibkę chleba, prace lub zpoomoge, każdy , .Wernic" mweła naukowo: „Chodźno, obywatelu, to cię tu zaraz wystendizuję! , .Naukowa „Caritas"... Nie będzie wtedy potrzeba opiek społecznych, mi- łosierdzia, żadnego serca. Sterylizacja i bezdz etność rozwiążą wszystkie bolączki społeczne. Eureka! Nadchodzą hordy dziksze od najdzikszych: naukowi... wa- riaci — wraz z wymierającymi narodami. I takież... naukowe rzą- dy nadchodzą. *■ Tam, gdzie nie ma sprawiedliwego ustroju, jedynie ten ro- botnik może korzystać z pełni praw, który każdej chwili może pokazać plecy wyzyskiwaczowi. Ale, bv sobie na to pozwolić, trzeba mieć nie tylko siedmioro dzieci, ale własny dom i własny warsztat pracy. Własność jest po to, by zabezpieczyć człowiekowi wolność czynienia dobrze. Człowiek zależny materialnie, im bardziej za- leży od Pracodawcy, tym mniej jest swobodny w swym postępo- waniu. Wolny naród jest tylko tam. gdzie są uwłaszczeni obywa- tele. Inaczej, na czele państwa może stanąć gromada łofrzyków- hitlerowców. A gdy wszystkie państwa są takie, wówczas taka gromada opryszków może brać sobie w pacht dowolny kawał świata. Jedynie własność rozszerza wolną wolę (do dobrego) w życiu małżeństw, rodów i narodu. O tym, iż niewolnictwo może wrócić pisał już w r. 1913 Hilary Belloc w głośnej książce: „The Servile State" (Państwo niewolnicze). Trzeba postawić kropkę nad i: iż państwo niewol- nicze jest adekwatnością wymierających narodów, Bertrand Ru- ssel w swej książce „The Prospect of Industrial Civilization" po- ciesza, iż tej pańszczyzny w Anglii będzie tylko 4 godziny dzien- nie, gdy sami Anglicy wszystkich Anglików zamienią na pa- robków. 185 Narody wymierające ględzą o uspołecznieniu. Zakładają spółdzielnie. Ale jednocześnie... wymierają świadomie społem. Uspołeczniają wszelkie warsztaty pracy, ale jednocześnie... roz- społeczniają takie warsztaty współżycia, jak instytucje złożone z dwojga zaledwie osób: małżeństwa! Wszak każdy wymierają- cy dudek uznaje rozwody! W USA w ciągu roku 1945 przepro- wadzono 502 tysiące rozwodów. Jeden rozwód przypada na trzy małżeństwa. Uspołecznienie polega na sposobie, w jakim naród żyje. Ów sposób, to styl rodzinny we współżyciu. Rodziny i rody go wytwarzają: one dadzą świat spółdzielczy. NOWOCZESNY ANALFABETA Nawet Platonowi we wczesnej, zielonej fazie twórczości - nie chodziłyby kolektywne „muszki" po głowie, gdyby miał żo- nę i dzieci. Gdyby nie był starym kawalerem. Dlatego platonizm, do nie realizm, ale muszki. Ale na starość i Platon zmądrzał 00 ). W Anglii również jedni mają „muszki" w głowie, a drudzy założyli „The Ligue for the Preseryation of Liberty by the Resio- ration of Property" Liga dla Zachowania Wolności przez Odno- wienie Własności. Założyli tę ligę ci Anglicy, co nie ch^-ą wym- rzeć. Pozostali siedzą w Labour Party, w konserwie i w RusselTu. I zdychają świadomie. Liga głosi: „Wszyscy ludzie mają prawo do następują- cych dóbr: życia, wolności, pracy, odpoczynku, nauki". Life, liberty, labour, lessure, learing 70 }. Liga propaguje „w rolnictwie — drobne gospodarstwa, w przemyśle — rzemiosła, cechy, małe sklepy,- w rzeczach, które nie mogą być własnością indvwidualną, jak koleje, kopalnie, kanały itd. — upaństwowienie" 71 ). Dodać by do tego można: w wielkich upaństwowionych warsztatach pracować powinna młodzież męska. I starzy kawa- lerowie. Odbywać tam mogą coś w rodzaju służby wojskowe* Wielkie bowiem warsztaty pracy rozbijają życie rodzinne. Tytuł własności może mieć jedynie głowa rodziny. W dodatku „da- wać pracę" — będzie znaczyło w przyszłości uwłaszczać. Wśród zdrowych narodów, kto nie uwłaszcza się, nie pracuje. I kto nie 69)W „Rzeczypospolitej" nie uznaje własności i rodziny, które jego zdaniem roz- bijaj ą oddanie się służbie publicznej. Naiomiast w późniejszych „Prawdach” uznaje włas- ność prywatną. Co zaś do rodziny, zaleca, by młodzi przed zawarciem małżeństwa za- sięgali rady mędrców. Mosca, 31, 32, 33. 78) 71) Borowy, 131, 13*. 186 uwłaszcza, nie jest pracodawcą, ale producentem niewolników. Powstanie kultura dawania pracy. Niedługi to czas, gdy człowiek bez własności ze samego wstydu będzie udawał posiadacza. Tak jak garbaty... udaje pros- tego jak świeca. Niedługi to czas qdy rządy tym bardziej będą się wstydziły, im więcej mieć będą ludzi bez własności. - Dlaczego? Bo ci, którzy są dziś bez własności, „zawdzięczają swą sy- tuację wadom dziedzicznym ciał i umysłów" — stwierdza wielki uczonv 72 }. Zawdzięczają temu. iż są... garbaci: nieeugeniczni. Eugenika, to własność. Bo małżeństwo, które nie ma włas- ności, jest niewolnicze, więc iest nieeugeniczne. ..Własność jest obowiązkiem katolika 71 ). Bo kto nie ma własności, temu może być za ciężko posteoować po chrześcijańsku, i zacznie postępo- wać niemoralnie. choćby zacznie nie chcieć żyć: nie chcieć dzieci. Gdy wszystkie małżeństwa mają własny dom i własny war- sztat pracy, wtedy w państwie są warunki dla eugeniki: dla wolności i dla dzieci. Każdy umie sam' sobie dać egzystencję, dom i pracę. Nikt tutaj nie potrzebuje płakać, iż mu pracy nie dają, iż mu pensji nie podwyższają, iż go redukują, iż nie ma gdzie mieszkać, iż nie ma za co wyżyć z rodziną. Po prostu nie jest dziadem. I rząd nie rządzi wtedy dziadami. - Ale to trudno tak zrobić, żeby każde małżeństwo miało własność i żeby jednocześnie technika i przemysł stały jak naj- wyżej? Wszystko, co zdrowe, jest trudne. Jak taką gospodarkę prowadzić, jest już cała literatura ekonomiczna 71 ) „Utarło się przekonanie, iż największą zbrodnią ustroju kapitalistycznego jest wyzysk materialny, stworzenie rażących dysproporcyj w rozdziale dochodu społecznego”. „Ale jest jesz- cze druga, cięższa zbrodnia ustroju kapitalistycznego niż wyzysk materialny, to zbrodnia duchowego zubożenia człowieka". „Odarto człowieka z człowieczeństwa. Pozbawiono go najwięk- szej rozkoszy ludzkiej — twórczości. To zarezerwowano dla elity. Szaremu człowiekowi niech wystarczy, iż haruje, żre i iż może iść do kina". „Praca stała się przekleństwem, a brak pracy to głód i nędza". 71) Carrel, 252. 73) Szymański Ant. ks. dr prof,: „Ekonomika i etyka”. Lublin 1930, sir. 19. 74) Por. artykuły Raczkowskiego (konieczne wydanie książkowe), prace Rybar- *kiego („Przyszłość gosp. świata'*, 201, 202; „Przyszłość gosp. Polski”, 208, 209) dane z książki Borowego („G. K. Chesłerłon) mówią o tvm ruchu w Anglii, prace korporacło- nistdw katolickich Ud.. 187 Nie wystarczy robotników upaństwowić. „To tylko moi* im poprawić warunki materialne, skrócić czas ich pracy, uchro- nić ich od bezrobocia. Człowieczeństwa im nie wróci.” Człowieczeństwo wraca, gdy się ma „prawo do twórczości: można je mieć, gdy się pracuje na własnym warsztacie. Co za szczęście, iż teraz nie można wyżyć z pensji, i iż trzeba mieć koniecznie jakiś własny warsztat pracy! Bez tego zostalibyśmy skończonymi niedołęgami... i jeszcze bardziej nie chciano by dzieci. Ojcowie licznych rodzin, łączcie się, bo Was zje robactwo bezdzietne! Związki zawodowe i własność: dopiero jedno i dru- gie zabezpiecza byt. Musimy w gospodarce zbliżyć się do żony i dzieci. Dla ro- dziny: własny dom i własny warr t pracy. Dla rodu : większe, ro- dowe warsztaty pracy. Uspołecznienie własności będzie święciło triumfy na poziomie życia rodowego. Gospodarka indywidualna i społeczna - bez biurokracji, ze swoimi, na swoim: jak ludzie. / Krótko.- wszystko musi być moje i krewnych: rodzin, ro- dów, narodu. Tylko ten nie jest analfabetą, kto umie prowadzić zdrowe życie rodzinne, kto umie zbudować sobie własny dom i stworzyć własny warsztat pracy. Czytać, pisać, rachować - może potrafić i niewolnik. Szkoły, które nie uczą żyć zdrowym życiem rodzinnym, które nie uczą, jak zbudować dla własnej rodziny dom i jak stwo- rzyć własny warsztat pracy - produkują analfabetów nowo- czesnych: materiał na niewolników i na gawiedź wymierającą. Umieć czytać, pisać, i rachować, to była podstawa wyższej kultury — w średniowieczu. Ale nie dziś. Toż wszyscy już czyta- my, piszemy i rachujemy, no i... wymieramy! A choćby im kto lepiej czyta, pisze, rachuje, tym pilniej wymiera. Anglia, USA, Skandynawia, Szwajcaria, Czechy, Paryż, Londyn, Nowy Jork: czyż tam nie czytają? I wymierają. W PAŃSTWIE KREWNIAKÓW Życie gospodarcze się gmatwa, o ile to, co złożone gospo- darczo, nie pochodzi z rozbudowanego prymitywu: z warsztatu rodzinnego i nie jest wmontowane w warsztaty rodzin, rodów i narodu. Gospodarka organiczna. 188 Cóż za zabawny stwór laki profesor ekonomii, który trzęsie porłuchnami ze strachu, bo nie wie, co począć z przyrostem na- turalnym. Ekonomia neomalfuzjan nie wie, co zrobić z najwięk- szym bogactwem narodu: człowiekiem. Dopiero ekonomia naro- dów zdrowych odpowie, co robić z nową armią twórców no- wych dóbr: z przyrostem naturalnym; jak łącznie z tym nadążyć z przyrostem dóbr gospodarczych oraz, jak uwłaszczać każde małżeństwo i wszystkie rody. Planowa gospodarka? Czemu nie? Według lego planowa, co potrzebne rodzinom, rodom i obronie narodu. Wyłącznie taka planowość nie powoduje kryzysów gospodarczych. Tylko pie- niądz oparty na... dziecku i produkcji ma pokryce, bo dziecko zapewnia byt produkcji, a produkcja gwarantuje byt dziecku. Tak samo jedynie pokój oparty na... dziecku i armii ies* realny. Poza tym trzeba... uwłaszczać narody. Ale na to musi być klimat. Otóż gdy w państwach będzie obowiązywała sprawiedli- wość dla rodzin, wytworzy się powszechne przekonanie, iż ilość ziem i wód, należną każdemu narodowi, trzeba przydzielać odpo- wiednio do tego, ile każdy naród ma ludzi, oraz odpowiednio do poziomu, na którym każdy naród wychowuje swe dzieci. Jedy- nie wtedy zmaleje liczba tych wojen, które powstają w skutek niesprawiedliwego podziału dóbr we świecie. Uwłaszczanie narodów. Pokój zresztą musi być i wewnąrz państw. Gdyby były ro- dy, to rodowcy trzymaliby krótko krewniaków: każdy „fami- liant" musiałby w Polsce „trzymać fason". A tak, to nikt nikogo... nie zna, nikt więc za nikogo nie odpowiada. Za wszystkich od- powiada policjant... Nikt nie jest niczyim krewnym. Tylko poli- cjant jest każdemu., krewnym, Wszyscy natomiast są sobie... ob- cy, nieznani. Każdy w ten sposób jest w Polsce przybłędą. Musimy znów stać się krewniakami. Frontem do krewnych! Każdy związek rodzin (ród) odpowiada za swego członka moralnie i materialnie. Podobnie rodowiec odpowiada za ród Bo to, iż niby każdy z nas winien odpowiadać za cały naród... Za cały naród nie zawsze chce odpowiadać cały rząd, a cóż dopie- ro pierwszy z brzega Antoś, czy Kunegunda. W Polsce nie mo- że być nigdzie człowieka... niczyjego. Sami swoi. Rody będą miały własne szkoły, instytucje naukowe, han- dlowe, fabryki, sklepy, banki, domy mieszkalne, letniska, świąly nie, ubezpieczenia, własne szpitale i sanatoria. Wyłączy to drew- 189 nianego urzędnika z dzisiejsze} ubezpieczalni, „okienka", ,, nu- merki", „kolejki", zastępując to wszystko żywym miłosierdziem krewniaków. Każdy będzie wtedy czuł, iż nie jest sam, gdy po- trzebuje pomocy; iż są z nimi bliżsi i dalsi krewni. Najlepsze ubezpieczalnie dla ojca i matki na starość, to uwłaszczone, zaradne, dobrze wychowane dzieci. Najlepsze ubezpieczenie dla mężczyzny, to własny dom i własny warsztat pracy. Najlepsze ubezpieczenie dla kobiety, to dobry mąż. Natomiast wymierająca część narodu przez cały czas utrzyma tra* dycyjne Ubezpieczalnie, które podczas następnej wojny będą wypłacały emerytom po 50 złotych miesięcznie, gdy kilo słoniny będzie kosztowało 250 złotych. Kobietom zamężnym będzie wolno wynajmować się na służbę, urzędy, handel, orzemysł, rolnictwo — tylko za zezwo'e- niem zarządu swego rodu. Natomiast żony z rodzin wymierają- cych będą obrabiały pańszczyznę według wskazań „Arbeilsam- tów" (Urzędy Pracy). Jak podczas okupacji. Bank gospodarstw rodzinnych i rodowych finansować bę- dzie budowę domów mieszkalnych dla rodzin rodowców. zakła- danie wielkich warsztatów pracy (handel hurtowy, fabryki itd.) prowadzonych przez zespoły rodowców, a choćby przez grupy rodów. Rozparceluje się wielkie miasta ( pokąd ich nie rozparcelu- ją bomby atomowe). Państwo będzie wsią. Z wyjątkiem szpitali i sanatoriów — żaden gmach rządowy, żadna budowla użyteczności publicznej i żaden lokal rozrywko- wy nie będą mogły być zbudowane i urządzone bardziej luksuso- wo niż dom najbiedniejszej rodziny dzietnej w Państwie. Najle- piej ma być Polakowi w domu rodzinnym. Architektura na- rodowa. Lecz puśćmy wodze fantazji! Owóż, być może, iż rosnąć, tworzyć będzie to nowe budownictwo — osady rodowe i włą- czać coraz to nowe wsie i miasteczka, a choćby całe połacie kraju, w pewne całostki jako wyłączne regiony rodu. W nowego typu... województwa... familijne. Kto wie, czy każdy z rodów nie wy- tworzy własnej odmiany stylu polskiego w swym budownictwie, w organizacji swoich ubezpieczeń, swego szkolnictwa, produkcji, ustroju życia rodowego, sztuki, języka, sposobu bycia, rodzaju służby wojskowej. Regionalizm rodowy. Być może, powstaną specjalizacje naukowe, zawodowe i gospodarcze, odrębne w poszczególnych rodach. Być może, iż dojdzie choćby do gwar rodowych. Być może... I tak dalej. Nim 190 jednak io wszystko będzie, nim przyjdzie lawina reform z powo- du przechodzenia całego świata na świadome dawanie życia, trzeba coś zrobić. Natychmiast. Prywatnie. Z własnej inicjatywy. Znieść „wskazania" do zabijania dzieci nienarodzonych i wpro- wadzić karę śmierci na tych, co takie dzieci zabijają, na lekarzy, akuszerki i tak dalej oraz ustanowić zwykłą, ordynarną Kasę Wy- tównawczą dla przedsiębiorców. Będą oni z niej pobierali po- trzebne kwoty, by nimi dopłacać do pensyj swym pracownikom dzietnym. Składki płacone przez pracodawców, nie będą zależa- ły od tego, jaki będzie stan rodzinny osób zatrudnionych w war- sztacie pracy, ale od majątku tegoż warsztatu, od obrotu i ilości tamże pracowników. Tak czyniła przed tą wojną zdrowa część Francji - z własnej, prywatnej inicjatywy. Ze zdrowej Francji można wśzystko brać 7 '). Ale ową kasę będą także opłacali pra- cownicy, wszyscy, a więc i samotni i bezdzietni, prywatnie z własnej chęci. Z czasem poprze to Rząd, i muszą płacić wów- czas restauratorzy, właściciele hoteli, panie mające spacerowe psy i małżonkowie rozdzieleni oraz separowani. Wówczas choćby z... panią Twardowską każdy wytrzyma. Musimy się hartować, my mężczyźni. Państwo opiera się na rodzinie. Ale nie na rodzinie z jed- dym dzieckiem, ani z dwojgiem, bo to nie żadna rodzina, tylko spółka do wymierania narodu. Polak tedy tylko wówczas zapew- nia byt państwu, gdy ma rodzinę wielodzietną, gdy posiada własność i gdy żyje po katolicku. Wtedy jest obywatelem. Przez dzieci wszczepia się obywatel w bios narodu,- przez własność — w kulturę materialną narodu, a przez postępowanie katolickie — włącza się w życie wspólne świata i zaświatów oraz rozbudowuje w sumieniu odpowiedzialność za siebie, za wszyst- kie grupy narodu i ludzkość. Nic tak nie łączy jak jeden świa- topogląd, wspólnie i za wszelką cenę realizowany. Tylko ten, kto jest wkorzeniony w ziemię i w Niebo, ma dane na obywatela. Pozostali to „zbieranina", jak mawiano w Atenach. „Pływaki", jak mówią nasi chłopi. „Dziadostwo", jak mówią robotnicy. W Atenach „strateg musiał mieć dzieci z prawowitego małżeństwa, a nadto posiadłość ziemską w Attyce" 76 ). Czyli wy- magano kwalifikacyj ojcowskich i gospodarczych — na mar- szałka. Ze zdrowej starej Grecji można wszystko brać. 75) W roku 1938 Kęsy obejmowały 280.000 przedsiębiorców i 5.550 000 pobiera- i- jących pobory rodzinne, t. 920.000 rodzin otrzymywało zasiłki na rodziny, w tym 3.420 00# dzieci. Sarapata, 11-20. 70 Witkowski. 191 Ojciec rodziny, Polak, nabywa pełnych praw, gdy ma piąte dziecko, ponieważ posiada wtedy co najmniej tyle dzieci, iloma musi się wykazać każda rodzina w Polsce, by naród nasz rozradzał się minimalnie w naszym położeniu geopolitycznym. Bezdzietni nabywają takich praw, jak i dzietne małżeńst- wa, gdy wychowują na odpowiednim poziomie tyleż sierot. Spro- wadzi to dziwny kryzys-, braknie sierot... Przyszłość narodu, to nie dzieci i nie żadna szkoła, ale mał- żeństwa i dom rodzinny. Zdrowej rodzinie można wszystko dać. ZŁOTE CZASY HUMANISTYKI Nauczyciele neomaltuzjańscy patrzą na dziecko szkolne jako na jednostkę, jako na członka państwa. Aż tak wysoko. Tymczasem dziecko rośnie i z czasem zakłada nie... państwo, ale rodzinę. No i nie wie, co z tym ,, fantem" zrobić. Ogląda się wówczas na nauczycieli, i widzi, iż oni też nie mają lub prawie że nie mają dzieci. I iż tacy sami są naokolusieńko: dokiorowie, profesorowie, redaktorowie, kuratorowie, inspektorowie szkolni, no i... właśni rodzice. Dzisiejsze „śniadanka" szkolne dla niedożywionych i obo- zy letnie dla anemicznych byłyby dobre, gdyby dzieci były pieskami, szkoła - budą, a naród dziadem. Im naród ma mniej zdrowych rodzin, tym bardziej szkoła musi związać chłopca i dziewczynę z podstawową instytucją Państwa: rodziną,- z przyszłym najosobistszym życiem (ucznia) — w jego własnym życiu rodzinnym,- z najsprawiedliwszym i naj- zdrowszym podziałem dóbr: obowiązkiem uwłaszczania się każ- dego małżeństwa oraz powiększania maksymalnie dóbr rodziny, rodu i narodu - we własnym warsztacie pracy. Kultura jutrzejsza, to sprawność elyczna-katolicka, spraw- ność współżycia - rodzin, rodów i narodu oraz sprawność gos- podarcza: zdolność produkcyjna. Inne sprawności, owszem, ale najpierw fundamenty. Złoty wiek rozkwitu kultur przypadał zawsze na czasy, gdy elementarne potrzeby zaspakajano najpo- wszechniej. U nas - wieki XV i XVI 77 ). Pięknie, gdy pani zdobywa doktorat, ale... po wydaniu na świat pięciorga dzieci. Najpierw... magisterium z dzieci, a potem doktorat! 77) Michał Klepacz, ks. prof. dr.: „Ideały średniowiecza a czasy dzisiejsze”, sze". Wilno, 1938. Str. 8. 192 „Czy to nie osobliwe, iż większa część naszych młodych dziewcząt nie poświęca się studiom fizjologicznym i umyłowym 0 dzieciach i metodach wychowania"? „Trzeba, żeby kobiety ro- dziły w swej pierwszej młodości. Nie byłyby wówczas oddzie- lone od swych dzieci przedziałem czasu tak wielkim, iż choćby miłość nie zdoła go zapełnić" 78 }. Ilość ludzi inteligentnych nie zależy od liczby gimnazjów 1 liceów ogólnokształcących, ale od tego, ile dzieci mają ludzie utalentowani i zdolni, bo dzieci dziedziczą po niezwykłych ro- dzicach wrodzone wartości duchowe 70 ), inteligencji nie nabywa się w szkole, bo inteligencja, to wrodzona dyspozycja du- chowa 80 ). A zatem: nie więcej szkół ogólnokształcących, ale jak najwięcej dzieci w rodzinach inteligenckich! Czy po to ma na- ród rozbudowywać tak kosztowne szkolnictwo, by ci, co najbar dziej z niego korzystają, wymierali i to świadomie? Czy na to są szkoły? Wrzask o szkoły był błogosławiony, gdy inteligent, skoro się wykształcił, zakładał rodzinę i żył w niej jak człowiek: miał dzieci. Ale dziś inteligent, skoro się wykształci, chce wym- rzeć. Policzcie dzieci u ludzi z dokioratami. To samo dotyczy zdolnych dzieci z ludu. Co z tego, iż dzieci z ludu wykształcimy jak najwyżej, kiedy one stawszy się inteligencją, nie rozrodzą się, ale wymrą! W fen sposób wyjałowić można lud w krótkim czasie z najzdolniejszego elementu. A zatem wyjałowić z ludzi zdolnych — naród... przez kształcenie warstw ludowych. - A szkoła powszechna? Szkoła średnia i wyższa przygotowują nam młodzież do niewolnictwa: na posady. Szkoła powszechna uczy próżniactwa i pretensyj do życia. „Panuje na ogół przekonanie, iż nauczanie powszechne zwiększa wiedzę ludu i iż ten zachowuje to, co zdobył i iż trwa w powiększaniu swych wiadomości. Tymczasem wykazano świe- żo, iż to jest nie tylko błędne, ale iż taka oświata nie dorzuca nic do wiadomości już zdobytych, nie zastępuje dawnego na- bytku nowym, ale przeciwnie, niweczy dawne wiadomości, a daje mało, jeżeli nie nic, w zamian. Abraham Lincoln pochodził ze środowiska nie tylko niewykształconego, nie umiejącego czy- tać, ale takiego, które było zawsze takim". Dalej zaś Towner mó- wi równie rewolucyjnie do kierowników oświaty. Krótko mó- wiąc: szkoła daje maksimum, o ile rodzina jest zdrowa. 78) Carrel, 367. 159. 79) Stern William: „Inteligencja dzieci i młodzieży”. Warszawo 1927, str, 242 — 270, 424. 80) Stern. 349 — 353.. 193 — No więc kto wychowuje? Przez gadulstwo nikt nikogo nie wychował. Poziom, na którym zdrowa rodzina, porządny ród, święty pleban, ideowy urzędnik, uczciwy zawodowiec - spełniają swe obowiązki: oto wychowanie! Im bardziej ci ludzie współżyją z sobą, im ideow- sze tworzą wspólnoty zawodowe i ogólną wspólnotę, tym bar- dziej wychowują. Zdrowa świadomie część narodu — wycho- wuje: i właśnie taką szkołę trzeba założyć. Nie posiada takiej szkoły jeszcze żaden naród świata. — A łacina i greka? O łacinę i grekę nie ma u nas kłopotu. Nasampierw nasi księża będą pielęgnowali filologię klasyczną. A po wtóre prze- sadzaliśmy z tą łaciną. Sanktuarium narodu, katedra na Wawelu, nie ma ani jednego wyrazu po polsku. Nigdy nie docenialiśmy języka narodowego. Dlatego miliony Polaków ukrainizowały się w dawnej Polsce. Trzeba spolszczyć Wawel. PROSTOTA świat czuje, iż się coś zbliża. choćby uczeni wieszczą. Carrel woła-. „Do tego świata nie przystosujemy się nigdy. Zbuntujemy się przeciw niemu. Przemienimy jego wartości". „Po nowej drodze trzeba nam dziś kroczyć naprzód". „Musimy się podnieść i ruszyć w drogę !" A tako rzecze James Wiliam, filar pragmatyzmu: „Na sce- nie świata heroizm i tylko heroizm odgrywa wielką rolę. Czuje- my dobrze, iż w heroizmie tkwi skryta tajemnica życia. Nie wchodzi w rachubę człowiek niezdolny do ofiary". „Szaleństwo Krzyża, którego rozum pojąć nie jest w stanie, zachowuje na zawsze swe głębokie i żywotne znaczenie." Ofiara, heroizm... Czemu aż heroizm? Co się kończy, a co się zbliża? Wymierające narody się kończą. Zbliżają się narody ży- we. Ale bez heroizmu się nie zbliżą. Bo żeby dziś żyć zdrowym życiem małżeńskim, trzeba bohaterstwa. Stąd... krzyk o heroizm, o szaleństwo krzyża. Heroizm. Ależ w heroizmie mało kto wytrzyma. Ludzie, to przeciętniaki, lenie. Gdy człowieczkowi pierwszemu z brzega wspomnimy o heroizmie, gotów zrobić jak warszawski patriota z XVIII wieku, co to... zaprotestował, i... uciekł na Pragę. Zgoda: zdrowa, świadomie bohaterska część narodu skupi się i wytworzy ognisko wychowawcze dla narodu. Ale prze- 194 edątniaki?... Co zrobić z wymierającą większością? Aż sią tam roi od poczciwych niedołęgów. Ludzie ci chcą żyć tak jak waay* scy, żyć zwyczajnie, nie nadzwyczajnie. A choćby wśród zdrowej części narodu nie każdy wytrzyma całe życie w nadzwyczajno- ści. Człowieczek może być tylko zwyczajny. I właśnie to ratuje cywilizację ! — Jak to? Bo nadzwyczajni ludzie zapominali się dotąd uzwyczaj- niać. Dlatego kompromitowali idealizm i nadzwyczajność im się rwała. A tymczasem kubek podany pragnącemu i szata dla ubogiego tak wiele znaczy, iż Chrystus będzie o tym mówił podczas sądu nad światem. O laureatach Nobla nie wspomni. Przecież wszyscy narzeczeni się kochają, a czemuż to tuż po ślubie zaczynają się komedie, dramaty, tragedie? A bo ich idealizm był nieuziemiony: nie wiedzieli, iż są ludźmi. Głupi narzeczeni. Idealiści głupi. Cudne małżeństwo? Owszem. Ale zarazem: własny do- mek. Domowy warsztat pracy i panowanie nad sobą w domu i poza domem. Panowanie nad sobą tak wściekłe, iż gdyby na ten przykład młoda małżonka uciekła sobie na dwadzieścia lat, albo gdyby młodą małżonkę tknął paraliż na przeciąg dwudzie- stu lat, to żeby jej mąż panował nad sobą jak zakonnik przez te dwadzieścia lat i żonę kochał pierwszą miłością ustawicznie przez 20 lat! Przez pięćdziesiąt lat! Prostota. Łaska? Współdziałanie świadome z Łaską. Ależ pysznie: Łaska uziemiona! Wszak choćby Bóg, żeby działać na świecie, nasampierw się narodził na ziemi jako człowiek, żył na ziemi jako człowiek i umarł na ziemi jako człowiek — na wbitym mocno w ziemię krzyżu. Uziemienie idealizmu. Co to za piękni święci byliby z dewotów, gdyby każdy z nich przedtem został porządnym człowiekiem! uczciwym poga- ninem! Murzynem dzielnym! Chata wuja Toma. Polska — Chrystusem narodów? Czemu nie. Ale najpierw Polska z jakim takim porządkiem w każdej chałupie! Idealista myśli, iż pierwszym jego obowiązkiem jest ko- chać żonę, tymczasem pierwszym jego obowiązkiem jest mieć dzieci. Żonę się kocha bez obowiązku. Idealista myśli, iż pierwszym jego obowiązkiem jest dać dzieciom szkołę, gdy pierwszym jego obowiązkiem jest mieć własną chatę. Nie można wychowywać uczonych dzieci po cu- dzych kątach. Nie można być dziadowskim łatą - od uczonych dzieci 195 Ileż mądrości miałaby filozofia narodowa, gdyby każdy filozof z katedrą - otarł codziennie rodzonemu maleństwu pew- ną część ciała. Dopiero gdy się idealizm styka z realizmem, uzdrawia się idealizm. Jak silny byłby chłop polski, gdyby pęd do wyższej kul- tury zaczął nie od ograniczania liczby chłopskich dzieci; ale od tego, iż produkcję z hektara dawałby Polsce wyższą niż na ca- łym świecie! Co to za zdrowy byłby wtedy chłopski rozum! Z jaką dumą słuchałby każdy ludowców! Jakiż potężny byłby Kościół w Rzplitej, gdyby każdy pro- boszcz panował nad własnym tchórzostwem i wygodnictwem! Pierwszego lepszego proboszcza można by wtedy brać na prymasa. Wykręcamy się od zwyczajnego życia. Prosty, porządny człowiek... Co za możliwości leżą w tej płaszczyźnie! Demokracja bez masonerii: ależ to cud arcychrze- ścijański! Heroizm, to człowiek. Porządny. Czysty. Trzeźwy. Praco- wity. Zaradny. Taki, co jak ma żonę, to ma też dzieci. Jak ma dzieci, to ma też dom własny, własny warsztat pracy, gotówkę. Co ma też - rozum i co dlatego mówi co dnia pacierz, jak dziec- ko, i co dzień spełnia Przykazania Boskie - bez wykrętów-, po męsku. Jak bohater. Prosty, kulturalny człowiek, to złom granitu — pod wszy- stko. Ludzie nadzwyczajni zawsze będą. Braknąć może tylko zwyczajnych. Kultura prostego życia jest nam najpotrzebniejsza. Kultura i natura. Musimy się wszyscy uzwyczajnić, nie tylko profesorowie uniwersyteccy. Ludzie nadzwyczajni nabywają kultury zwyczajności •— w życiu małżeńskim: z żoną taką, jaka jest, choćby ze zmorą,- z dziećmi takimi, jakie są: choćby z piekielnikami. Głowy państw, uczeni, artyści, dygnitarze, wodzowie - tu mają szkołę prostoty: uzwyczaj niania się na porządnych, mądrych ludzi: w rodzinie. Ileż Wyspiańskiemu dało to, iż miał za żonę pyska- tą córkę chłopa, którą czcił jak świętość! Inaczej, byłby skoń- czonym psychopatą. Prostota jest najtrudniejsza. Prostota jest stylem najbar- dziej boskiej książki: Ewangelii. A z kolei „cywilizację świado- mą" można kształtować tylko w stylu Ewangelii - twierdzi Towner. Cały teraz kryzys rasy białej pochodzi przecież stąd, iż małżonkowie, gdy nie mogą mieć dzieci, nie powstrzymują się 19Ó od pożycia. Po prostu. A z drugiej strony: gdy mogą mieć dzie- ci, nie żyją z sobą naturalnie. Po prostu. Heroizmu nie potrzeba zawsze, bo nikt by tego nie wytrzy- mał. Potrzeba heroizmu tylko wtedy, gdy tego Wymaga obowią- zek. Po prostu. Gdy zaś ktoś musi być herosem przez lat dwadzieścia, jak ten, co... ma sparaliżowaną żonę, a jest piękny jak Apollo, to niech spędzi po bohatersku dzień, a na drugi dzień - znów tyl- ko dzień. I tak przez lat pięćdziesiąt. Po prostu. Nie róbmy tragedii z bohaterstwa. Ono jest proste. A wie- dzą to ci, co żyją ofiarnie, a tak swobodnie jak dzieci. Nie róbmy tragedii z tego, iż mamy żyć w małżeństwie po prostu: zgodnie z naturą. Chcesz być szczęśliwą w małżeństwie? Idź na całkowite całopalenie... na rzecz męża i dzieci. Tylko to gwarantuje szczęście. Chcesz być szczęśliwym w małżeństwie? Idź na całkowi- te całopalenie... na rzecz żony i dzieci. Człowiek się żeni przede wszystkim nie po to, by być szczęśliwy. Cisi mężowie posiada miłość żony, miłość dzieci. Ciche posiądą miłość męża, miłość dzieci. „Cisi posiądą ziemię". Cisi... ofiarnicy. Gorejący całopaleniem. O wy, Tchórze, co boicie się bohaterstwa w małżeństwie, chyba już rozumiecie, iż jest ono dla wszystkich tak przystępne jak... posiadanie dzieci? Gdy zdrowa część narodu będzie płonęła całopaleniem, wówczas wychowywać będzie pozostałą, wymierającą więk- szość - do zdrowego życia. Płonący stos. „Szaleństwo Krzyża, którego rozum pojąć nie jest w stanie, zachowuje na zawsze swe głębokie, żywotne znaczenie" — mó- wi James, filozof... z krainy dolara. Przeczuł wymierający wiek XX. Przeczuł zalaną Azjatami Amerykę w wieku XXI. KOLONIE... NA WEWNĄTRZ POLSKI Zawsze w kraju jest trochę porządnych ludzi, choćby ich to kosztowało nie wiem ile. Ci ludzie muszą zacząć kształtować „cywilizację świadomą". Mianowicie ci, co żyją w małżeństwie zgodnie z żoną i na- turą, muszą się jeszcze nauczyć żyć... zgodnie z grupą talki ch samych małżeństw jak ich małżeństwa. Ród może powstać do- piero w drugim, trzecim, ósmym pokoleniu, inne zaś cuda, vie, 197 0 których mówiliśmy, mogą wcale nie powstać, ale kooperacja zdrowych małżeństw, świadomie wiernych naturze i Łasce, mo- że zawsze zaistnieć. Ona poprzedzi świadome życie w rodzie 1 w narodzie. Dziś porządni ludzie są pomieszani z parszywymi jak groch z kapustą. Musimy się łączyć na zasadzie demokratycznej : równi z równymi. Nie można: za pan brat Świnia z pastuchem. W XIII wieku zakładario u nas wsie „na prawie osadni- czym". Każdy wiedział, iż na takiej wsi jest zdrowsza i wyższa kultura niż na zwykłej wsi. Należy teraz na każdej wsi i w każ- dym mieście zakładać życie „na prawie osadniczym”. Zakładać kolonie porządnych ludzi! I tam się grupować. O! wiadomo, na przykład, mamie i tacie, iż mają tak wy- jątkową córeczkę, co, jak wyjdzie za mąż, chce mieć dzieci. Nie można takiej córeczki wydawać byle gdzie za mąż, ale tylko... na kolonie. Jakże, bo można taką córeczkę wydać za kawalera „prewencyjnego” i dzieciobójcę! I na odwrót: jak można się że- nić porządnemu chłopcu z panną, która nie wyobraża sobie po- życia z nim inaczej, jak z „prewencją". Nie mogą kojarzyć się w stadła takie szlachetne, wyjątkowe dzieci byle gdzie, z byle kim, bo wdepną w ...„prewencję". Trzeba ich - na kolonie! Czy- li w takie miejsce, na wsi, czy w mieście, należy ich żenić gdzie grupują się obok siebie małżeństwa wyjątkowe, gdzie mają obok siebie swoje domy, swoje warsztaty pracy, swoje szkoły, swoje kina, swój teatr, swój sport, swoje plaże, swoją ziemię, swój ro- zum. Wszystko odrębne, wyjątkowe. Architekturę wyjątkową (mieszkania dla rodzin z wielu dziećmi), rzeźbę, malarstwo i gos- podarstwo, śpiew i tańce, muzykę i dowcip, żony i mężów — wy- jątkowych oraz — kawalerów i panny. Na takiej kolonii łatwiej jest żyć wyjątkowo porządnie z tej prostej racji, iż człowiek szlachetny nie jest tu wyjątkiem. Przeciwnie, kto chce tu żyć jak Świnia, jest mu ciężko: bo takie życie jest tu... wyjątkiem. Ludziska bowiem mają to do siebie, że najcięższe rzeczy robią najchętniej, gdy widzą, iż to samo in- ni robią. Ot, choćby, jeszcze nasze babki miewały po piętnaś- cioro dzieci, i nie wiedziały, iż im ciężko. Czemu? Bo tak wszy- stkie kobiety wtedy robiły. Dziś żadna kobieta nie wzięłaby na trzaskający mróz jedwabnych pończoszek, ale gdy widzi, iż wszystkie tak chodzą, to ona też. I... ciepło jej. Bo nie chce być wyjątkową... Lecz wróćmy do naszych kolonij. Owóż choćby żyć szla- chetnie było nie wiem jak ciężko na reszcie globu, to tutaj, na kolonii, żyje sobie każdy szlachetnie po prostu dlatego, iż tu 198 jest taka moda, iż tu lak żyją wszyscy, iż taki tu jest duch czasu, że tak tu wygląda kultura, wyzwolenie, postąp, reformy, nowo- czesność, wolność, tolerancja, demokracja, iż tu jest taki wiek dwudziesty. Dziąki temu będzie też tu łatwo małżeństwom żyć zgodnie z naturą. Natomiast poza koloniami, aby tak żyć, trzeba będzie nadał bohaterstwa. Polska musi mieć kolonie... porządnych ludzi. Związek Pola- ków... za Granicą Świństwa. Musi powstać emigracja wewnętrzna. W razie gdy poza koloniami będzie ktoś wówczas potrze- bował kogoś gwarantowanego,- czy to na męża, czy na żonę, czy na jakie stanowisko, czy na robotnika: będzie brał z kolonij W ten sposób będzie można nareszcie porządnie się ożenić, mieć mądrego urzędnika, uczciwego robotnika, coś robić „na pew- niaka". W ten też sposób będzie mógł powstać związek po- rządnych urzędników i związek uczciwych robotników, bo sam związek urzędników i sam związek robotników nic nie daje. Ko- mu bowiem z uczciwych ludzi jest potrzebny urzędnik? albo robotnik? Ale każdemu jest konieczny porządny urzędnik i ro- botnik porządny. Owóż jedni i drudzy będą na koloniach. Gdy nie ma kolonij, to jest wieża Babel, brak organizacji. Dlatego chociaż byłaby wtedy choćby najczystsza demokracja, mimo to dyktatorem bidzie przez cały czas Bałagan, i gdy się weźmie ga- zetę do ręki, książkę, gdy patrzeć się będzie na film: wszystko opiewać będzie życie tej gorszej Polski, tej... z „prewencją". Tak jakby tej drugiej wcale nie było. Tej, dla której warto żyć i za Którą słodko jest umierać. Niedługo biskupi będą dawali księży tylko na kolonie. Bo na cóż parafie dla uprawiających onanizm małżeński - rodzin warszawskich, łódzkich, poznańskich! Jedna parafia na całą Warszawę, na Łódź, na cały Poznań: to narazie dosyć! Natomiast, ze wszystkich wymierających wsi polskich, osad i miast zrobi się wikariat apostolski. Który ksiądz bedzie tam chciał proboszczo- wać, zapuści brodę i wyjedzie do nich na misje. Do tej wymiera- jącej, cmentarnej, czarnej, grobowej Polski. Na ciemny ląd. W dżunglę przeciwdziecięcą. Do dzieciobójców. Do mamy z jed- nym dzieckiem, z dwoma mężami i z wytatuowaną gębą. Vita nuova, moi Państwo, się szykuje! „Musisz być inną, choć będziesz tą samą''. Czytajmy Asnyka. Dobry nauczyciel - na kolonie! Szkoda uczyć dzieci z onanistycznych małżeństw dygnitarskich choćby w Zakładzie Księży Marianów na Bielanach pod Warszawą. Bo te chłopczy- ny, jak dorosną, też będą miały po jednym dziecku i po trzy io- 199 ny, i leż synka poślą na Bielany. Będą parszywe — w kółko. Zaczarowane koło. Czy na to mamy Bielany i księży marianów? Dobry oświatowiec — na kolonie! Uczciwa aktorka — na kolonie! Prawdomówny dziennikarz - na kolonie! Tylko lam bę- dzie można prawdę rżnąć bez pardonu. Dobry policjant — na kolonie! Gdzie indziej się nauczy kraść. Dobry wikary - na ko- lonie! Gdzie indziej się zmanieruje. Przynajmniej raz wtedy us- łyszymy porządne kazanie do porządnych ludzi, nie zaś abstrak- cyjną wodę przeznaczoną nie wiadomo dla kogo i po co! Nawet do szkół państwowych będzie można śmiało posiać dziecko choćby na 10 lat nauki przymusowej, choćby na dwadzieś- cia, ale na kolonie! — Czemu? Bo w tych szkołach będą dzieci, pochodzące z małżeństw nie obciążonych parchami „prewencji” i w tych szkołach będą nauczyciele nie obciążeni nędzą „prewencji". "Wyjątkowo zdro- we dzieci i wyjątkowo zdrowi nauczyciele. Inaczej budżet szkol- ny pójdzie w błoto. Sapere Auso. Konarskich - na kolonie! Do czasu, pokąd się wszyscy nie wyprowadzimy na kolo- nie, każdy kio chce coś robić trwałego, niech wali ze swym wy- siłkiem społecznym na kolonie. Wszelki wysiłek odrodzeńczy musi być przestawiony na pracę w zespołach złożonych z rodzin wyjątkowych: świadomie wiernych naturze. Tam natrafi na najzdrowszy grunt, Tam będzie podtrzymywał życie bohaterskie w ludziach z rodzin wyjątko- wych, dynamizował wpływ tych rodzin, by zapalały do wyjątko- wego życia coraz większą liczbę małżeństw, dopóki cały nasz naród nie stanie się wyjątkiem wśród wszystkich społeczeństw świata. ATOMÓWKI I DZIECI Postawa „na kolonie", to dziś jedyna postawa we wszelkiej pracy charytatywnej, kulturalnej, oświatowej, wychowczej, za- wodowej, gospodarczej, duszpasterskiej. To eugenika nad euge- nikami. Postawa „na kolonie", to nowy motyw w naukowej orga- nizacji życia. kooperacja zdrowych rodzin, to nowy obowiązek w epoce świadomego ojcostwa i macierzyństwa. Obecnie ten jest przygotowany do małżeństwa, kto umie żyć wyjątkowo w morzu wymierającej większości i kto postępu- jąc lak wyjątkowo, umie tworzyć wokół siebie grupę małżeństw 200 wielodzietnych, współdziałających z sobą i rozszerzających swą postawą na coraz dalsze małżeństwa. Kolonizatorzy zdrowej Polski. Polski Kwitnącej Dziećmi. W ten sposób typ małżeństwa wyjątkowego się upowszech- ni. Ale nim to się stanie, prowadzić zdrowe małżeństwo, to boha- terstwo. „Heroizm i tylko heroizm odgrywa wielką rolę. Nie wchodzi w rachubę człowiek niezdolny do ofiary" — mówi Ja- mes, filozof z krainy dplara. Bez heroizmu małżonków nie ma mowy, by dźwignąć w pierwszym pokoleniu małżeństwo polskie do poziomu życia zgodnego z naturą. Maksymalna skromność potrzeb material- nych, maksymalna pracowitość i dzielność, maksymalny związek z narodem i Chrystusem — u rodziców i dzieci: oto styl życia pionierskiej rodziny inteligenckiej. Rodziny wyjątkowej. Żyjemy w dobie bomb aromowych i kosmicznych katastrof, gdzie mogę ginąć naraz całe kontynenty. Ale choćby wówczas od kilku ta- kich wyjątkowo zdrowych rodzin, ocalałych z kataklizmu, może odrosnąć, jak od pr.ia cały naród polski ze wszystką tradycją, wielkością, pięknem. K“ O NIEĆ 201 BIBLIOGRAFIA Adamski Stanisław: „Łaska Boża", Kraków 192-1, 2 tomy. „Agentia Fides", Roma 1940, rocznik, „Asceza organiczna* 1 . Warszawa. Baranowski Walerian: „Wielka tajemnica psychiki narodu polskiego", Poznań 1930. Baranowski Z.: „Małżeństwo w nowej Polsce", wyd. II, Poznań 1910. Barker Ernest: „Charakter narodowy i kształtujące go czynniki". War- szawa 1933. Belch Józef: „Katolickie odrodzenie wsi", Poznań 1939. Bielawski Zygmunt: „Wychowanie religijne" (w Encykl. wycl. Bielawski Zygmunt: „Dydaktyka religii w szkole powszechnej" (w En- cyklopedii wychowania). „Biuletyn Oddz. Warszawskiego Zw. Lekarzy Państwa Polskiego", roczniki 1938 i 1939. Błachowski Stefan: „Wyniki psychologii pedagogicznej" (w Encykl. wychów.). Bobicki Czesław' i W. Woytowicz-Grabińska: „Opieka Społeczna nad dziećmi i młodzieżą" (w Encyklopedii wychowania). Borowy Wacław: „G. K. Chesterton", Kraków 1929. Breasted J. H.: „Geschichte Aegyptens", Phajdon. Bronikowski Wiktor: „Drogi postępu chłopa polskiego", Warszawa 1934. Bross Stanisław: „Miłość, małżeństwo, rodzina", Poznań 1935. Bruckner Aleksander: „Dzieje Kultury polskiej", Warszawa 19.39, trzy toiny. Bujak Franciszek: „Siły gospodarcze Polski" (w dziele zbiorowym „Przyczyny upadku Polski", Kraków 1918). Bujak Franciszek: „Źródła do historii zaludnienia Polski" odbił ka z „Pamiętnika 'I. Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich w Wilnie w r. 1935 w dniu 17-20. IX. “, Lwów 1936. Bujalski Jerzy: „Rzut oka na stan i działalność zakładów leczniczych 203 państwowych, komunalnych, społecznych i prywatnych na pod- stawie sprawozdań za rok 1934-1935“, Warszawa 1935. Buieau Paul: „Rozprzężenie obyczajów 14 , Kraków 1929, tłum. z franc. Burger 15.: „Czterdzieści łat w służbie bociana 44 , Katowice 1931. Burger 15.: „Dziewczęta z bocznej ulicy 44 , Katowice 1933. Burger 15.: „Kowalscy -4 , Kraków 1934. „Caritas 44 , czasopismo, Kraków 1946, rocznik. Carrel AlcXis: „Człowiek istota nieznana 44 , Warszawa, Trzaska-Ewert- Michalski. Cliałasiński Józef: „Klasa szkolna jako grupa społeczna' 4 (w Encykl. wychowania). Cliałasiński Józef: „Zawód nauczycielski 44 (w Encyklopedii wychów.). Chesterton G. K.: „Kuła i krzyż 44 , Poznań 1927, tłumacz, z ang. Choiński- Jeske Teodor: „Nowoczesna kobieta 44 , Warszawa 1917. CJioiński-Jekse Teodor: „Psychologia renesansu włoskiego' 4 . Warszawa. Chomrański E.: „Jeszcze w obronie nienarodzonych 44 , „W obronie dziecka nienarodzonego 44 , w czasopiśmie „Caritas 44 nr 8; 12; 13; 1946 r. Choromański Zygmunt: „W obronie chrześcijańskiego małżeństwa 44 , Warszawa 1934. Cieszyński Nikodem: „Roczniki katolickie 1939“, Poznań 1939. Clement (>.: „Le droit de 1'enfent a naitre, rćfIexions pour les me - decins e le non medecins 44 , 4-edit., Brugcs. Bcyart 1928. Cyrek.: „Wielki sługa Boży, ks. Piotr Skarga 44 , Kraków 1935. Czarnecki J. S.: „Zmysły na licytacji' 4 . Warszawa 1932. Czekanowski Jan: „Zarys antropologii Polski 44 , Lwów 1930. Czunia J.: „Roformy prawne dla obrony rodziny 44 , Poznań 1936 w dzie- le zbiorowym „Rodzina 4- , Poznań 1936). Dąbrowski Stefan: „Eugenika ze stanowiska katolickiego 44 (w pracy zbiorowej „Rodzina 44 , Poznań 1936). Dąbrowski Piotr: „Wychowanie dzieci i młodzieży 44 (w Encykl. wych.). Debout J.: „Światowe damy 44 . Warszawa 1938. Detnbour 15.: „Pour une Politiąue de Natalite“, I.ouvain 1928. Dewas K. S.: „Postęp świata a Kościół -4 , Warszawa 1913, tłum. z ang. Dewas K. S.: „Studies of Family Life 4 ’, 1886. Dmowski Roman: „Kościół, naród i państwo 44 , Poznań 1927. Dmowski Roman: „Przewrót 44 , Warszawa 1934. Dmowski Roman: „Świat powojenny i Polska 44 , Warszawa 1936. 204 Długosz Jan. patrz niżej. Dobraczyński Jan: „Z problemów populacyjnych", artykuł w Tygodni- ku Powszechnym z dn. 9. VI- 1946. Dohrzyńska-Rybicka Ludwika: „Zadania świata kobiecego wobec ro- dżiny" (w dziele zbiorowym „Rodzina"). „Dola i niedola naszych dzieci", wyd. „Pierw. Kongr. Dziecka", War- szawa 1938. Drozdowicz-Jurgielewiczowa Irena: „Podstawowe zagadnienia dydak- tyki dorosłych" (w Encykl. wychowania). Dybowski Władysław: „Fizjologiczne podstawy wychowania", (w En- cyklopedii wychowania). Dybowski Władysław: „Wychowanie fizyczne pozaszkolne" (w Encykl, wychowania). „Duszpasterstwo miejskie", pamiętnik kursu duszpasterskiego W War- szawie (4-8 listopada 192!) r.). Warszawa 1930. Dziennik Urzędowy nr. 38 z r. 1928, nr. 86 z r. 1933. nr. 4 z r. 1934, nr. 2 z r. 1936. „Dziennik Zjednoczenia", Chicago z dn. 12. f. 1939 r. Dzierzbicka Maria i Radwan Władysław: „Kształcenie nauczycielstwa szkół ogólnokształcących" (w Encyklopedii wychowania). Dzierzbicka Maria: „Racłio w szkole" (w Encyklopedii wychowania). „Elementarz", S. Tync, J. Gołąbek. J. Duszyńska, Warszawa-Lwów 1938. „Encyklopedia nauk politycznych". Warszawa 1936-39, 4 tomy. „Encyklopedia wychowania", Warszawa 1933-39. 3 tomy. Falski M.: „Elementarz dla szkół wiejskie!)", Warszawa i 937. Faure Gabriel: „Rom", Paris 1938. Foerster F. W. „Chrystus a życie ludzkie". Warszawa 1926. Eogelson Samuel: „Historia, rozmieszczenie i struktura ludności" (tamże). Eogelson Samuel: „Tablice demograficzne" (w Encykl. nauk politycz- nych, Warszawa 1938). Eogelson Samuel: „Spisy i szacunki ludności" (tamże). Eogelson Samuel: „Wędrówki" (tamże). Fondaliński ].: Koedukacja w świetle badań współczesnej psychologii'*, Poznań 1936. Frank Fritz: „Schutzengel oder Wiirgengel", Koln, 1922 3 wyd. 1 roń Józef: „Dydaktyka przedmiotów rolniczych" (w Encykl. wychów.). 205 Fuard: „Święty Piotr 1 *, Piotrków 1908, tłum. z frant Gałecki Włodzimierz: „Nadzór szkolny" (w Encyklopedii wychów.). Gałecki Włodzimierz: „Organizacja szkoły" (w Encyklopedii wychów.). Gałuszka J. A.: „Czym się karmi młodzież w szkołach?", Kraków 1939. Georg J. E.: „Z tajników pożycia małżeńskiego", Kraków, wydanie IV- Giergielewicz Mieczysław: „Teatr szkolny" (w Encyklopedii wychów.). „Głos Nauczycielski" z dn. 13. VI- 1937. „Glos Podlaski", Nr. 22 z r. 1935. „Główne liczby Nowej Polski", Gdańsk, Toruń, Bydgoszcz 1945. Goliński Z.: „Kościół w walce z pornografią". Lublin — Uniwer. 1939. Gotlieb Wojciech: „Morfologia socjologiczna wychowania dzieci i mło- dzieży" (w Encykl. wychowania). Gotlieb Wojciech: „Organizacja szkolnictwa" (w Encykl. wychów.). Gotlieb Woj.: „Socjologia oświaty pozaszkolnej" (w Encykl. wych.). Gotlieb W.: „Socjologiczne podstawy wychowania" (w Encykl. wych.). Gotlieb Wojciech: „Socjologiczna teoria wychowania" (w Encykl. wy- chowania). Górski Antoni: „Cnoty i wady narodu szlacheckiego". Warszawa 1935. Górski Artur: „Ku czemu Polska szła?", Lwów 1938, wyd. IV- Górski Artur: „Niepokój naszego czasu". Warszawa 1938. Górski Karol: „Wychowanie personalistyczne", Poznań 1936. Grabski Stanisław: „Potrzeba wielkich idei" (w dzienniku Polonia, Katowice). Grabski Władysław: „Wychowanie gospodarcze społeczeństwa". War- szawa 1929. Grądzki Kaz.: „Małżeństwo w świetle prawda i życia". Warszawa 1936. Grotjahn Alfred: „Higiena ludzkiego rozrodu". Warszawa 1930, tłum. z niem. Gutry M. i Grossglikowa: „Czytelnictwo" (w Encyklopedii wychów.). Haluschka Helena: „Adam i Ewa", Warszawa. Haluschka Helena: „Słuchaj Ewo", Warszawa. Haluschka Helena: „W cztery oczy". Warszawa. Heiman Teodor: „Etyka lekarska i obowiązki lekarza (deontologia)". Warszawa 1917. Henke Antoni: „Etyka lekarska podczas wojny" (w „Nowinach Lekar- skich", sierpień 1946 rok, nr. 15). Henke Antoni: „Zadania eugeniki w dobie dzisiejszej" (w „Nowinach Lekarskich", czerwiec 1946 r., nr. 12). 266 Hessen Sergiusz: „Szkoła powszechna" (w Encyklopedii wychów.). Hessen Sergiusz: „Podstawy pedagogiki". Warszawa. Hirszfeld Ludwik: „Historia jednego życia", Warszawa 1947. „Historia towarzystw tajnych", Kraków. Hoszowski Tadeusz: „Film, sztuka, etyka". Warszawa 1938. Igieł Salomon: „Dydaktyka propedeutyki filozofii" (w Encykl. wycli.). Jan Długosz: „Jana Długosza, kanonika krakowskiego, dziejów Pol- skich ksiąg dwanaście". Dzieła wszystkie wydane staraniem Ale- ksandra Przezdzieckiego. przekład Mccherzyńskiego, Kraków 1867 — 1876. Jarzębowski J.: „Duchowe oblicze Traugutta", Warszawa 1936. Jasiński Walery: „O katolicką pedagogikę w Polsce", Katowice 1938. Jasiński Walery: „O szkolę katolicką w Polsce", Poznań 1938. Kaczmarek, ksiądz biskup: „Podstawy życia rodzinnego", Kielce 1916 r. Kacprzak Marcin: „Przyczyny zgonów" (w Encyklopedii nauk politycz.). Karwowski Adam: „Zwalczanie chorób płciowych" (w Księdze pamiąt- kowej zjazdu katolickiego". Warszawa 1927). „Katolicka myśl wychowawcza", pamiętnik II. Studium Katolickiego w Wilnie, Poznań 1937. „Katolicka myśl społeczna", pamiętnik III. Studium Katolickiego w Warszawie, Poznań 1938. Kępińska Maria: „Świadome macierzyństwo", Poznań 1934. Klepacz Michał: „Ideały średniowiecza a czasy obecne", Wilno 1938. . Klepacz Michał :„Kierunki organizacyjne i ideały we współczesnej szko- le polskiej", Katowice 1937. „Kodeks społeczny", zarys katolickiej syntezy społecznej, przekład z francuskiego, I.tiblin — Uniwersytet 1934. Koneczny Feliks: „Kościół jako wychowawca narodów". Warsza- wa 1 938. Koneczny Feliks: „O wielości cywilizacyj", Kraków 1923. Koneczny Feliks: „Rozwój moralności", Lublin — Uniwersytet 1933. Koneczny Feliks: „Święci w dziejach narodu polskiego", 1939. Korzon Tadeusz: „Wewnętrzne dzieje Polski za Stanisława Augusta", Kraków 1897, 6 tomów. Kosiński Wacław: „Zwyczaje towarzyskie w dawnej Polsce", Sando- mierz 1921. Kot Stanisław: „Zarys dziejów wychowania jako funkcji społecznej" (w Encyklopedii wychowania). Kozubski Zygmunt: „Podstawy etyki płciowej", Warszawa 1949. Kozubski Zygmunt: „Problem potomstwa", Warszawa 1931. Kozubski Zygmunt: „Sporty i tańce w świetle nauki katolickiej" War- szawa (934. Kreutz Mieczysław: „Osobowość nauczyciela wychowawcy" (w Ency- klopedii wychów.). Krzywicki Ludwik: „Społeczeństwo pierwotne, jego rozmiary i wzrost". Warszawa 1937. Krzywicki Ludwik: „Stosunki ludnościowe w Polsce za Piastów" (w „Przeglądzie Statystycznym", 1938, tom 1., Nr. 2). „Księga pamiątkowa zjazdu Katolickiego", Warszawa 1927. Kuliszer ). M.: „Dzieje gospodarcze Europy zachodniej", 2 tomy, tłum. z rosyjskiego. Kyscla J.: „Spadek urodzin w katolickich rodzinach Krakowa w ostat- nim dziesięcioleciu 1926 - 1936", Kraków 1938. I.adenberger Tadeusz: „Zaludnienie Polski na początku panowania Ka- zimierza Wielkiego", Lwów 1930. I.eehicki Czesław: „Przewodnik po beletrystyce", Poznań 1935. I.eitha Edgar: „Kraj Wschodzącego Słońca", Warszawa, Trzaska-Ewert -Michalski. E. l.ennhoff, O. Posner: „Internationales Freimaurer-IeMkon", Amal- thea-Verlag, Zuneh-I.eipzig-Vicn 1932. Leon XIH: „Humanum genus", encyklika o masonerii z 20. IV. 1884 l.ikowski E.: „Unia Brzeska", Warszawa 1907. „L‘Osservatore Romano", nr. 17 z r. 1931. T.ubieniecki A.: „Palineutichia", Lwów 1843. Lutostański: „Projekt prawa małżeńskiego i zasady projektu prawa małżeńskiego". Komisja Kodyfikacyjna, tom I, zeszyt IV- War- szawa 1931, wydawn. państwowe. Lucken G.: „Partenonsskulpturen", Augsburg-Kóln-Wien 1930. Lempicki Stanisław: „Polski ideał wychowawczy", I.wów-Warszawa. Łoziński Władysław: „Życie polskie w dawnych wiekach", Lwów 1912. Machay Ferdynand: „Zadania duszpasterskie świeckich", Poznań 1932. Macko Józef: „Prostytucja", Warszawa 1927. Makowski Jan: „Nowe konstytucje". Warszawa 1925. Malthus T. R.: „Prawo ludności". Warszawa, Kraków, Lublin, Łódź itd. 1925, z przedmową A. Krzyżanowskiego. „Mały rocznik statystyczny", zbiór — po rok 1938. „Małżeństwo w świetle nauki katolickiej", praca zbiorowa, Lublin — Uniwersytet 1928 r. 208 Manteuffel Marian: „Ustrój korporacyjny w poszczególnych krajach**. Lublin 1939. „Marchołt**, roczniki 193(i-39. Jean Marques-Riviere: „Wolnomularstwo a szkoła**, Katowice 1 5l.it>. 'tłum. z francuskiego. Mączenski Zdzisław: „Budownictwo szkolne** (w Encyklopedii wycli ). „Memoriał Ministerstwa Zdrowia**, Warszawa 1921, z dn. 19. I. „Memoriał w sprawie reformy lecznictwa**, praca zbiorowa lekarzy warszawskich, Warszawa 1938, 1944. Michel A. G.: „Państwo w okowach masonerii**, Katowice 1937, tłum. z francuskiego. Mirek Franciszek: „Elementy społeczne w parafii rzymskokatolickiej **, Poznań 1928. Mirski-Kretz Józef: „Wychowanie i wychowawca**. Warszawa 1936. „Monatsschrift fjir christliche Sozialreform**, Luzern 1906, rocznik. Morawski Marian: „Dogmat łaski**, Kraków. Morawski Marian: „Podstawy etyki i prawa**, Kraków 1906. Morawski Marian Kazimierz: „Źródło rozbioru Polski**, Poznań 19. ki. Mosca Gaetano: „Historia doktryn politycznych**, Warszawa, Trzaska- Ewert- Michalski; tłumaczenie z włoskiego. Mosdorf Jan: „Wczoraj i jutro**. Warszawa 1937, 2 tomy. Myczka Eugeniusz: „Swoistość struktury społecznej i ekonomicznej Pol- ski oraz możliwości jej reformy**, Poznań 1937. Mysłakowski Z.: „Pedagogika ogólna** (w Encykl. wychowania). „Nasza Szkoła**, organ współpracy domu i szkoły, nr. 10 z r. 1937. Nawroczyński Bogdan: „Program szkolny** (w Encyklopedii wychów.). Nawroczyński Bogdan: „Przedmowa** (w Encyklopedii wychowania). Nawroczyński Bogdan: „Współczesne prądy pedagogiczne** (w Ency- klopedii wychowania). Nicolas A.: „Badania filozoficzne o chrześcijaństwie**, Wilno 1879, tłum. z franc. Niedermeyer Albert: „Sexualethik und Medizin. Wiss., und Wcltan- schaung**, Hildesheim 1931. Niedermeyer Albert: „Zadania lekarza katolika**, Poznań 1933 .limu z niem. Niedziałkowski Karol, bp.: „Studia estetyczne**, str. 203. Warszawa 1901, tamże „Nagość w sztuce pod względem etycznym i c»i«- tycznym** strony 143-205. Nclhac P.: „La Peinture franęaise**, Flammarion 1937. Niesiołowski A. (w dziele zbiorowym „Rodzina 1 * — artykuł): „Nowo- czesny kryzys rodziny i jego przyczyny**. Olszewicz Bolesław: „Obraz Polski dzisiejszej**, Warszawa 1938. „O małżeństwie list pasterski biskupów polskich** z dn. 22 października 1921 r., Warszawa 1922. „Opiekun Społeczny**, Warszawa, czasopismo Opieki Społecznej miasta stół. Warszawy, rocznik 1946. Onnicki Wiktor: „O polski program ludnościowy Warszawa 1939. „Oświata i Wychowanie 1 *, miesięcznik szeszyt VI. r. 1937, Warszawa „Pax“, periodyk, Wilno, rocznik 1937. l'hajdon-Au sgabe, „Botticelli**. Phajdon: „Les Impressionistes**. „Pamiętnik VI- Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich w r. 193.5 w dniach od 17. IX- — 20. IX.“ Piasecki Stanisław: „Pod znakiem trójkąta** (w „Prosto z mostu**, z dn. 24. VII. 1938 r.). Piasecki Eugeniusz: „Wychowanie fizyczne*’ (w pracy zbiorowej „Ka- tolicka myśl wychowawcza**, Poznań 1937). Piasecki Eugeniusz: „Zarys teorii wychowania fizycznego**, Lwów 1935. Pieter Józef: „Osobowość ucznia i metody jej badania** (w Encyklop. wychowania). Pirożyński Marian: „Zakony żeńskie w Polsce**, Lublin — Uniwer. 1935. Pirożyński Marian: „Zakony męskie w Polsce**, Lublin — Uniwer. 1937. Pius XI: „Encyklika o małżeństwie chrześcijańskim**, Kraków 1931. Pius XI, encyklika „O widowiskach kinematograficznych** z dn. 29. VI. 1936, Warszawa 1937. Piwowarczyk Jan: „Korporacjonizm i jego problematyka**, Poznań 1936. Plater-Zyberk: „Kilka myśli o wychowaniu w rodzinie**, 1903. Plater-Zybcrk: „Kobieta ogniskiem**, Poznań 1928. Plater-Zyberk Cecylia: „Na progu małżeństwa**, Poznań 1928. Platon: „Prawdy**. Platon: „Rzeczpospolita**, tłumaczenie Witwickiego Podkulska Helena: „Środowisko rodzinne**, Lwów 1936. Podoleński Stanisław: „O życie nienarodzonych 1 *, Kraków 1933. Poszwa Alojzy: „Eugenika w Polsce**, Płock 1938. Pohoska Anna: „Wychowanie państwowe’* (w Encyklopedii wychów.). „Polski Kodeks Karny**, Lwów-Warszawa 1937, wydawn. „Unia**. Popławski M. S.: „Oktawian August**, Lublin — Uniwersytet 1938. 210 Posadzy Ignacy: „Przez tajemniczy Wschód", Potylice 1939. „Posłannictwo katolicyzmu polskiego" pamiętnik studium katolickiego w Katowicach, Poznań 1939. Poszwa Alojzy: „Małżeństwo i rodzina w uchwałach synodu plenarne- go" (w „Posłannictwie katolicyzmu polskiego"). „Problemy", miesięcznik, rocznik 194G. „Przegląd Powszechny", miesięcznik, maj 1937. „Przegląd Statystyczny", Warszawa 1938, tom. I., Nr 2 oraz roczniki: 1938 i 1939. Radwan Władysław: „Kształcenie nauczycielstwa szkół ogólnokształcą- cych" (w Encyklopedii wychowania). Radwan Władysław: „Zagadnienie oświaty dorosłych w kulturze współczesnej" (w Encyklopedii wychowania). Radlińska Helena: „Współczesne formy pracy oświatowej" (w Encykl. wychowania). „Rodzina", pamiętnik I. studium Katolickiego, Poznań 193(3. „Rodzina", miesięcznik. Warszawa, maj 1935 r., wrzesień 1939, roczni- ki 1935-39. Romanowski Henryk: „Filozofia cywilizacji". Warszawa 1934. Romer E.: „Ziemi a i państwo", Lwów- Warszawa 193.9. Roszkowski Antoni: „Korporacjontzm katolicki", Poznań 1932. Rowid Iłcnryk: „Dydaktyka przedmiotów pedagogicznych" (w Ency- klopedii wychowania). Rowitl Henryk: „Dzieje oświaty pozaszkolnej" (w Encyklopedii wych ). Rowid Henryk: „Wychowanie dorosłych" (w Encyklopedii wychów.). „Rozbiór krytyczny projektu prawa małżeńskiego, uchwalonego przez K. K.“, Lublin — Uniwersytet 1932. Rutkowski: „Zarys gospodarczych dziejów Polski przedrozbiorowej", Poznań 1923. Ry barski Roman: „Przyszłość gospodarcza świata". Warszawa 1932. Ry barski Roman- „Podstawy narodowego programu gospodarczego". Warszawa ) 03-1 ^ Rycbliński Stanisław: „Przeobrażenia społeczne w Stanach Zjednoczo- nych na tle urbanizacji". Warszawa 1937. Rymur Stanisław: „Rozwój stosunków wyznaniowych i narodowościo- wych w Polsce", Warszawa 1938. Rybarski Roman: „Przyszłość gospodarcza Polski", Warszawa 1933. Sarapata Józef: „Zasiłki rodzinne". Warszawa 1938. Sawicki Fr.: „Fenomenologia wstydliwośd", Warszawa 1938. Sawicki Franciszek: „Filozofia miłości", Poznań 1924. Schilgen Hardy: „O czystość młodzieży", Kraków 1928. Schilgen Hardy: „On i ty“, Kraków 1931. Schilgen Hardy: „Ty i ona", Kraków 1929. Seek Otto: „Geschichte des Unterganges der antiken Welt“, 1910, t. [. Seek Otto: „Geschichte des Unterganges der antiken Welt“, 1920. Siemieńska L.: „Pedagogika katolicka", Lwów. Sienicki Stefan: „Urządzenia szkolne", (w Encyklopedii wychowania). Siwek Paweł: „Konnersreuth w świetle nauki i religii", Kraków 1931. Siwek P.: „Metoda badań zjawisk nadprzyrodzonych", Kraków 1933. Skiba Mikołaj: „Umieralność niemowląt w Polsce", Lwów 1931. Sloniewska Helena: „Poradnictwo zawodowe" (w Encyklopedii wych.). wychowania). „Sodalis Marianus", Warszawa 1939, maj. Sołtysik Kazimierz: „Naród w Kościele", Warszawa 1939. Sosnowski Józef: „Związki młodzieży" (w Encyklopedii wychowania). Spalding J.: „Etyka w zawodzie pielęgniarki", Poznań 1930, tłum. z ang. Stachniuk Jan: „Dzieje bez dziejów", Warszawa 1939. „Statut Związku Rodzin Polskich", Warszawa 1938. Stern William: „Inteligencja dzieci i młodzieży". Warszawa 1927. Suchodolski Bogdan: „Wychowanie moralno-społeczne" (w Encykl. wychowania). Swierzbiński R.: „Rozwój społeczeństwa rzymskiego". Warszawa 1870. Świętochowski Aleksander: „Historia chłopów polskich", Poznań 1928, tom II. Świętochowski Aleksander: „Posłannictwo Polski" (w dzienniku „No- wa Prawda", Warszawa 1938, nr. 92. Szczurkiewicz Tadeusz: „Rasa, środowisko, rodzina", Warszawa-Poz- nań 1928. Szczurkiewicz Tadeusz: „Rodzina w świetle etnosocjologii" (w dziele zbiorowym „Rodzina"). „Szkoła Chrystusowa", miesięcznik, Lwów 1939 maj-czerwiec. Szulc Stefan: „Demografia" (w Encyklopedii nauk politycznych"). Szulc Stefan: „Polityka ludnościowa ilościowa", (w Encykl. nauk po- litycznych). Szulc Stefan: „Przełom w sytuacji demograficznej europejskiego kręgu kulturalnego", (w „Problemach", nr 3, Warszawa 1946). 212 Szulc Stefan: „Kuch naturalny ludności" (w Encykl. nauk politycznych). Szulc Stefan: „Zagadnienia demograficzne Polski", Warszawa 1936. Szymański Antoni: „Ekonomika a etyka", Lublin — Uniwersytet 1936. Szymański Antoni w dziele zbiorowym: „Kultura i cywilizacja", Lublin — Uniwersytet 1937. Szymański Antoni: „Ograniczanie urodzin i karalność przerywania cią- ży", Lublin 1930. Szymański Antoni: „Społeczne znaczenie rozwodów", Lublin — Uni- wersytet 1931. Szymański Antoni: „Zagadnienia społeczne". Lublin — Uniwcr, 1929. Szyszkowski Władysław: „Dydaktyka literatury", (w Encykl wych.). Tancjuerey A.: „Zarys teologii ascetycznej i mistycznej", Kraków 1928, 2 tomy. Teodorowicz Józef: „Zjawiska mistyczne i ich tłumaczenie", Poznań 1933 rok. Teresa od Dzieciątka Jezus, święta: „Dzieje duszy", autobiografia, Kraków 1942. „The Nurse", Birmingham, kwartalnik angielskiego pielęgniarstwa ka- tolickiego, rocznik 1946. Tochowicz P. — de Hovre: „Podstawy współczesnej podagogiki", Wło- cławek 1 938. Tomkiewicz Władysław: „Jeremi Wiśniowiecki", Lwów 1933. Towner R. H.: „La philosophie de la civi!isation'\ Paris 1928, tłum. z angielskiego). Turbak Piotr: „Przyczyny dzisiejszej depopulacji" (w „Prosto z mostu" z dnia 14. V- 1939). Turbak Piotr: „W obronie rodziny i potomstwa", Kraków 1939, („Głosy na czasie"). Turbak Piotr: „Życie lub śmierć narodu", Kraków 1939, („Głosy na czasie"). Toth Tihamer: „Chrystus-Król", Kraków 1935. Umiński Józef: „Historia Kościoła", Lwów 1929 — 1934, 2 tomy. Urban Jan: „O zdrowe ustawodawstwo małżeńskie w Polsce", Kraków. Vermeersch Artur: „Katechizm życia małżeńskiego", Poznań 1932. Vielrose Egon: (w „Przeglądzie Statystycznym", Warszawa 1938, nr. 3-4 — o dzietności dawnych rodzin szlacheckich). Wasylewski Stanisław: „Bardzo przyjemne miasto", Poznań. Webster Nesta: „Secret Societes and subversive movements“, London 1924. 213 Węglęwicz Mieczysław: „Dydaktyka religii w szkole średniej", {w En- cyklopedii wychowania). „Wiadomości Statystyczne", organ Gł. Urzędu Statystycznego, Warsza- wa, roczniki 1945, 1946 i zeszyty 1947. „Wiara i Życie", miesięcz n ik, Warszawa, styczeń, 1937. Wisłocki-Sas Juliusz: „Projekt prawa małżeńskiego", Warszawa 1959. Witkowski Stanisław: „Państwo greckie", Lwów 1938. Wojtyniak J„ Radlińska H.: „Sieroctwo", 1946. „Polski Instytut Służby Społecznej". Woroniecki Jacek: „Nova et vetera“, Warszawa 1931. Woroniccki Jacek: „Pedagogia perennis", Lwów 1924. Wóycicki Aleksandr r: (w dziele zbiorowym „Rodzina") — artykuł: „Rodzina na tle socjologii współczesnej", Wóycicki Aleksander: „Robotnik polski w życiu rodzinnym", War- szawa 1922. „Współczesna myśl prawnicza", nr. 5 z dn. 15. V. 1959 r. i nr. 6 z 1. VL 1939 r. Warszawa. „W Służbie Zdrowia", organ Naczelnej Izby Lekarskiej. Izb Okręgo- wych i Pracowników Służby Zdrowia", rocznik 1946. „W walce o zdrowie wsi polskiej", referaty wygłoszone na konferencji poświęconej opiece lekarskiej na wsi. zwołanej przez Instytut Spraw Społecznych w Warszawie dn. 31. I. — 2. II. 1937 r. Wyszyński S.: „Myśli przewodnie społecznego wychowania katolickie- go", Warszawa 1943. Zagajewski Karol: „Dydaktyka przedmiotów humanistycznych w szkole zawodowej", (w Encyklopedii wychowania). Zagajewski Karol: „Dydaktyka w szkole zawodowej", (w Encyklopedii wychowania). Zakrzewski Z. dr: „Ważniejsze wytyczne eugeniki" (w Księdze pamiąt- kowej zjazdu katolickiego. Warszawa 1937). Załuski Bronisław: „Cecylia Plater-Zyberk", Warszawa 1930. Zarzecki Lucjan: „Wychowanie narodowe". Warszawa 1921. Zatorski Jan. „Czyngis-Chan", Warszawa 1939. Zieliński Tadeusz: „Historia kultury antycznej", Warszawa-Kraków 1928, tom L. 1929. tom II. Ziemnowicz Mieczysław: „Szkoła średnia" (w Encyki. wychowania). Zischka Antoni: „Japonia", Warszawa. Zischka Antoni: „Nafta rządzi światem", Warszawa 1936. Zischka Antoni: „Nauka łamie monopole", Warszawa 1937. 214 Żmigrodzki Henryk: „Krótki zarys historii sztuki“, Kraków 1908, 2 t. Żukiewiezowa Zofia: „Dydaktyka przedszkola 41 (w Encykl. wychów.). „Żywot św. Kamila i jego zakon' 1 , Katowice 1928. 815 SPIS R Z E C Z Y Tom drugi: POLSKA KWITNĄCA DZIEĆMI Część siódma: ROZUMNA LICZBA DZIECI Przedmowa do księgi drugiej Si r. 7 „Standing room only“ S Wstęp do nauki o cywilizacji 10 Których dziejów nie znamy? 1 1 Reformatorzy płciowi Mi Co się stanie z rewolucją? 1/ Niech żyje proletariat! 18 Dwa listy *■ 21 Równy start w epoce świadomego macierzyństwa 25 Wymierająca większość 28 Życie na „płciowo" 20 Piosenka rządzi światem ■i :51 Wpływy... w ulach ;M Nigdzie tyle bez nosów ;!5 Cóż na to wszystko mama? .58 Rozmowa z poczciwcem ■W Czy są tajne Tworki? 41 Wystawa musi być 44 Gęsta Dei 45 Część druga: DYKTATURA PANOWANIA NAD SOBĄ Musimy oszczędzać na chorobach „Eugenika i inne nieszczęścia" Zwolennicy poprawy... za 2000 lat Prężność biologiczna Teologia... na perłowo Czystość, dziewictwo, potęga 217 Str. Walerek i Marylka (*5 Separacje przed ślubem 07 Kobiety chłodne — wartościowsze 68 Historia wstydu, ciąg dalszy 70 Profesor Noworodek 7.1 „Małpizm** — w wychowaniu fizycznym 75 Głupia wierzy od razu 78 Ogino-Knaus... bez strachu 80 Treuga Dei i Magna Charta 82 Nawracanie... na kulturę 8 r > Cóż na to niepodległościowxy2 87 Skarga przed byczkiem 80 Jak w baice 91 Część dziewiąta: SUMIENIE MOCARSTWEM Herezja nad herezjami 97 Zaczęło się od trzepaczki 99 Katolicyzm po protestancki: 101 Walka o inwestyturę 108 Alkowa i Łaska 107 Energie, które ciągle rosną 110 Narodziny na niebiosach 112 Kontyngenty cierpienia 114 Jak kawaler z panną 1 1 5 Czarująca pokusa 1 1 8 Zabawne 120 Grób „nieznanego dziecka*' 122 Zakony i akuszeria 1 25 Rakowatość medycyny 127 Chore lecznictwo I2s Pytania 18! Interes i miłosierdzie 1 82 Woda ze stawu i „szyszka** z Ameryki 184 Świat i klasztor 137 „Naród w kościele*' 141 Część dziesiąta: KULTURA BIOSFERY Rody świadome 145 Demokratyzacja arystokratyzmu 148 218 Hellada na ..kółkach' 1 Str. i ;>u ..Różdżką Duch Święty dziateczki bić radzi" 134 Churchill XXI wieku i Mikołajczyk Drugi 1 56 Świat dziwów, świat czarów 1 51) Aktorzy w roli ludzi i lit) „Rycerskość wieśniacza" ! 62 Sztuka pod znakiem żony ).<;<> Mundur serca 169 Zbrojenia artystyczne 172 Standard of life 174 Trzeba to mówić uczennicom zawczasu 177 Dom Peryklesa ISO l ata — na posługi, mama na posługi 182 Nowoczesny analfabeta 185 W państwie krewniaków 188 Złote czasy humanistyki 192 Prostota 194 Kolonie... na wewnątrz Polski 197 Atomówki i dzieci 209 Bibliografia te. 203 219
KATOLICYZM PO PROTESTANCKU Wiadomo, iż z obawy bezrobocia i w ogóle z wygody, „w niektórych krajach, zwłaszcza w W. Brytanii, prowadzi się rozległą propagandę za ograniczaniem ilości dzieci. Bierze w niej udział kościół anglikański i różne sekty protestanckie. 3) Powiedzenie Kazimierza Sołtysika. 4) Rybarski (,, Przyszłość gospod. św."), 180. Ułaiwia się zapobieganie ciąży, wzywa się ludzi ubogich, by nie wydawali na świat potomstwa" 4 ). „Kościół protestancki, przy- najmniej w Niemczech nie zajmuje już w tej sprawie żadnego stanowiska. choćby przysłowiowe dawniej bogactwo dzieci w ro- dzinach pastorów protestanckich, zdaje się, zmniejszyło się 1 ' 5 6 ). Tak pisano o Niemczech 20 lat temu. Aliści protestanci, ograniczając liczbę potomstwa, wiedli dzięki temu zbyt łatwe życie. I na tę łatwiznę złakomili się ka- tolicy. Pozazdrościli tamtym wygody, więc zrezygnowali z tych sił moralnych, jakie mogliby zdobywać, gdyby w pożyciu mał- żeńskim chcieli wytrwać w postawie zgodnej z naturą; zrezy- gnowali z tych sił boskich, jakie w tym celu do pomocy mogli mieć od Kościoła. Skapitulowali na skutek tego z wydawania na świat naturalnej liczby potomstwa. Oczarowało ich życie płciowe... po protestancku. Widząc ten owczy pęd owieczek, także ,.po protestan- c.ku" zaczęli duszpasterzować księża katoliccy. I też dla wygody. „Znam całe parafie, informuje mi doskonały obserwator, i to dobre parafie, które zachowały własne szkoły, które mają kon- serwatywne władze municypalne, a które jednak z największym spokojem oddają się praktykom neomaiiuzjańskim, proboszcz bowiem nie ma odwagi, by dotknąć na ambonie tego straszli- liwego problemu. Bezstronna obserwacja faktów pozwala wno- sić, iż liczba tych parafii jest bardzo znaczna" 15 ). „Przez długie lata rzadkimi byli ci księża i biskupi, którzy by się odważyli zamącić egoistyczny spokój tych tysięcy stadeł, które skądinąd cieszyły się nienaganną opinią" 7 ). „Czy Kościół spełnił w tym względzie całą swą powin- ność? Odpowiadam śmiało-, na pewno nie! Ani w kazaniach, ani choćby w konfesjonale" 8 ). „W niektórych okolicach południowego wschodu, gdzie spełniałem urząd kapłański przez dwa lata, la aberacja przero- dziła się, by użyć energicznego wyrazu Huysmansa — w praw- dziwie zbrodnicze lizuniostwo. W konfesjonale najzupełniejsze milczenie, lak ze strony penitenta, jak i większej liczby spo- wiedników, odnośnie do wszystkich spraw płciowych" 9 ). — Na czym polegał „duszpasterski protestantyzm"? Że kapłani nie chcieli się wykłócać, nerwów sobie szar- pać, reszty owieczek odstraszać — i to w dodatku cotaz już 5) Grotjahn, 111. 6) Bureau, 144, 145. 7) Bureau, 472, 8) Bureau, 144, 145. 9) Bureau, 471, 476. 102 częściej, prawdopodobnie, samych... bab jedno - lub dwu- dzielnych 10 ). Gdzieś nawel pono zdarzyło się lak, iż misjonarz, który chciał len lemat poruszyć na misjach parafialnych, musiał od- jeżdżać z kwitkiem, bo proboszcz lego zabraniał. Dopiero na kilka lal przed rokiem 1919 rozpoczęło ducho' wieńslwo ruch kończący z Ichórzoslwem i wygodnictwem. Sa- mych orędzi biskupich wydano 21 - do roku 1919. Episkopat rozdał księżom tolbrzymią ilość broszury, specjalnie napisanej dla spowiedników itd. Fatalnie się spóźniono. — Gdzie lo wszystko było? We Francji. WALKA O INWESTYTURĘ — A u nas? Właśnie, ciekawe, jakie duszpasterstwo miała Wielkopol- ska, gdzie do 1. IX. 1939 r. było najwięcej zjazdów katolickich, kongresów eucharystycznych, pism narodowych i katolickich oraz gdzie... rodziło gię najmniej dzieci 11 ). Albo: jak jest pod tym względem w naszych wielkich miastach, gdzie katolicy już od roku 1931 wymierają? W War- szawie przedwojennej przychodziło na świat 4 razy mniej dzieci r.iż przeciętnie w kraju, a zabijało się 15.000 dzieci rocznie 12 ). Albo: jakie duchowieństwo ma Polska, która teraz cała •wymiera? Małżeństwa wolą nie mieć dzieci, księża wolą milczeć. Ręka rękę myje. Wynik: coraz więcej odstępstw od Kościoła. Mo i coraz mniej księży w katolickiej Polsce... Bo nigdy nie wiadomo, które dziecko ma być księdzem: szóste, pierwsze, czy dziesiąte. o ile się ich unika, lo nie wia- domo, czy się akurat „szczęśliwie" nie uniknęło tego brzdąca, co właśnie miał zostać kapłanem. Opatrzność daje każdemu narodowi wszystkich potrzeb- nych mu do rozwoju ludzi, o ile naród ma wszystkie swe dzieci. Jeżeli w jakiejś „branży" kogoś nam brak odpowiedniego, odpowiedzialnego, czy to na szczytach (papieże, prezydenci, 10) Burcau. 145. 11) Bujalski, 44, 45. 12) Por. Poszwa, 130, Por. Szulc: ,,Ruch nał. ludności” (w Enc. N. Pol.), 711. 103 wynalazcy, organizatorowie, męczennicy idei), czy to na dołach (ergo: dobra służąca); wówczas nie zawadzi przeszukać... śmiet- niki, by odnaileźć owe brakujące światu, czy narodowi, jednost- ki. Albowiem „ludzie genialni są najczęściej nie pierworodny- mi, są dziećmi późniejszymi w rodzinie" (Towner). „Monogamia staje się prawem moralnym na długo przed jego uzasadnieniem fizjologicznym, aby umożliwić wytworzenie się wielkich ras, które wydają geniuszów" (Renan, „Dialogi"). Montaigne, Kartezjusz: to trzecie z kolei dzieci. Michał Anioł, Kromwel, Napoleon, Mirabeau: to czwarte dzieci. Mozart — był piątym, Pius X — siódmym, św. Teresa od Dzieciątka Jezus — dziewiątym, Handel — dziesiątym, Fran- klin — czternastym pętakiem. Katarzyna ze Sjeny, odrodzicielka Kościoła w XIV wieku, była dwudziestym piątym dzieckiem robotnika-garbarza. Któż mógł wiedzieć, czym te dzieci zostaną, nim na świat przyszły! I dziś nie można przewidzieć,, które dziecko będzie miało talenty i jakie będą te talenty, do czego będzie miało po- wołanie, czym będzie. Wiadomo tylko, iż pierwsze dzieci nie należą do najbardzej udanych, odpowiednie bowiem Organa kobiece macierzyńskie dojrzewają do swej doskonałości dopie- ro po wydaniu kilkorga potomstwa. Można więc racjonalizować ilość, nie jakość, bo pod tym względem natura wyprawia hu- morystyczne koziołki. Jedyne wyjście: mieć każde dziecko, mieć wszystkie dzieci. Sprawa ma zresztą aspekt nie tylko cie- lesny, są uczeni utrzymujący, iż „zżycie się mężczyzny i kobiety wpływa na siłę i harmonię progenitury — bo wszakże i rodzice uzgadniają dopiero z czasem swe indywidualności" (Towner). Toteż uderza, iż w diecezjach, gdzie najmniej mieliśmy urodzeń, najmniej było kandydatów na księży. W diecezji pińskiej, gdzie Polacy stanowili elitę kultu- ralną, jeden kleryk przypadał na 14.138 katolików. Podobnie było na całych kresach. W diecezji warszawskiej w dniu 1. I. 1939 wypadał jeden alumn na 17.436 katolików. W diecezji łódz- kiej — jeden na 25.385 u ). Tuż przed ostatnią wojną brak nam było do normalnej ob- sługi narodu 5.000 księży. Na każdy tysiąc katolików — mieliś- my księży dwa razy mniej niż Austria, Australia i Niemcy; trzy razy mniej niż Belgia, Włochy, Irlandia, USA oraz cztery razy 13) ..Szkoła Chrystusowa’*, miesięcznik, Lwów, maj-czerwiec 1939, str. 307-309. 104 mniej niż Hiszpania, Holandia, Kanada’ 4 ). Średnio wypadało na jednego księdza - 2.000 katolików, na jednego zaś alumna - 11.000 katolików 1 ’ 1 ). W tym czasie Holandia miała 1 małego se- minarzystę na 500 katolików i 1 alumna na 1040 katolików. Współczynnik reprodukcji netto wynosił dla Polski w r. 1900 — blisko 1,65; dla lat 1927-28 - 1,24, a dla roku 1937 około 1,1 Czy nie spadała odpowiednio do tego liczba powołań ka- płańskich? Dawniej za starych dobrych czasów, gdy ksiądz siedział w konfesjonale, a penilenlka zaszeptała: „Pośliznęłam się , ksiądz siedział spokojnie, bo wiedział, iż jeżeli doszło do poczę- cia, to ponitentka wyda na świat dzieciątko i basta. Tak bywało za króla Ćwieczka. Sielanka... Atoli teraz są czasy świadomego ojcostwa i macierzyństwa I gdy ksiądz usłyszy: „Upadłam", nie wolno mu siedzieć spokoj- nie. Musi zapytać, czy nastąpiło poczęcie,- a jeżeli nastąpiło, to ksiądz w konfesjonale musi zrobić wszystko, by zapobiec... mor- derstwu. Instytucją z najbardziej kryminalnymi sprawami są dziś nie żadne są okręgowe,- tak było ongi, gdy zbójcy wię- cej zabijali ludzi niż dzisiaj matki Tak samo, gdy mężatka-penitenika zbliża się dziś do kratek trybunału pokuty, .ksiądz mający jasno w głowie, pyta: „Ile duszyczka ma dzieci?" Po czym pyta: „Co duszyczka robi, iż ich nie ma?" Po czym pyta: „A co duszyczka zrobi, gdy da po- czątek życiu, choć tego nie chce?" Bez tych pytań spowiedź dziś nie jest ważna. Jest oszus- twem. Grobem pobielanym. A ksiądz, co w tym grobie siedzi, jest przedpotopowym. Pobożna niewiasta bowiem odszedłszy po spowiedzi od księdza przedpotopowego woła: „Moja pani, na- wet ksiądz się o „to" nie pyta! Moja pani, wolno „to" robić, wszystko wolno!" Sprawa wygląda tak, iż mężatka-onanisika, jak tylko się upewni, iż „poczęła", pójdzie zatłuc swój płód, choć dziś się spowiadała, bo ona z mężem postanowiła: nie więcej nie grze- szyć, tylko- więcej nie mieć dzieci. Podobnie, gdy z tychże upadków spowiada się mężczy- zna, wówczas ksiądz nowoczesny pyta go, co ów mężczyzna zrobi lub co zrobił jako mężczyzna, by w wypadku, o ile zaszło poczęcie, zapobiegł morderstwu własnego dziecka. Chodzi tu przy tym tak o mężczyznę kawalera jak i żonatego. Analogicznie, gdy spowiada się lekarz, sędzia, prokurator, adwokat, akuszerka, pielęgniarka, szarytka, służba szpitalna, 14) ,, Szkoła Chrystusowo”, 30^-312. 15) Toinie, 304 aptekarz, drogerzysla, ba, choćby właściciel kiosku z gazetami, czy papierosami: ksiądz pyta, co każde z nich robi, by zapo- biec dzieciobójstwom i zwyrodnieniom w życiu małżeńskim ich pacjentów i klienteli; w szpitalach, rejonach ich pracy i wpływów, w sądach, w drogeriach, kioskach, w aptekach: czy sprzedają środki przeciw zapłodnieniu? czy sprzedają lekarstwa do zabijania dzieci nienarodzonych? Wszak choćby w kioskach sprzedają dziś środki antykoncepcyjne. Jakieś pielyzmy w konfesjonale, gdy chodzi o te sprawy, skończyły się. Wszystko trzeba unowocześnić. Spowiedź dla świadomie wymierającej części parafii — też! Ksiądz może być delikatny, ale nie za cenę miliona niemowląt, zabijanych co roku przez matki-Połki. Morderstwo i unikanie zapłodnienia, to dziś soółka i zjawisko stałe. Powtarzamy-, dziś nie ma samej rozpusty. Uprzedzić, nie dopuścić do morde r slwa, to obecn'e zadanie spowiednika. Uprzedzić, choćby penitenci milczeli 0 tym, jak żyją w małżeństwie. Ksiądz udający w konfesjonale „greka", naiwniaczka, nie- winiątko, które niby o niczym nic nie wie, co robią w tych cza- czasach małżonkowie i młodzież nagminnie, ksiądz-laluś, ksiądz- ichórz - jest wspólnikiem dzieciobójstw. Każdą żonę i męża unikających zapłodnienia w sposób zwyrodniały, czuć morder- stwem, gdy się zbliżają do konfesjonału. Tymże śmierdzi każda swawolna panna i każden młodzieniaszek-łajdus, niechluj, nie- zdara, nie umiejący panować nad sobą. Ksiądz, co tak na nich patrzy, ma nowoczesną postawę wobec penitentów małżonków 1 niemałżonków. Teraz kapłan w konfesjonale, choćby najdelikatniejszy, choćby z samych nerwów utkany, musi być Hiłdebrtmdem. Bez wyjątku: każdy. W konfesjonale rozgrywa się w XX wieku walka nie tylko c biologiczny byt narodów, ale walka o inwestyturę, o sens istnienia Kościoła. Kiedyś wystarczył do tego jeden, siedzący sobie hen, daleko, w Rzymie - Grzegorz VII. Dziś jego styl obo- wiązuje wszystkich księży. Tego wymaga era świadomego ojcostwa i macierzyństwa. Im bardziej księża milczą, by nie drażnić, tym mniej mło- dzieńców ofiarnych chce zoslać kapłanami. Bo księża im wtedy nie imponują. To nieprawda, iż ludzi młodych pociąga tylko to, 1 co łatwe. Młodość, to nie... protestantyzm. Przeciwnie, są młodzi ludzie, co szukają powołań najcięższych, a takim jest powołariie duchowne. Gdy młody człowiek widzi księży bylejakich, nie domyśla . się, iż kto jak kto, ale ksiądz może być herosem i to na miarę 106 najwyższą. Mógłby się tego snadnie dowiedzieć, mając pod ręką księdza bohaterskiego. Ale gdy takiego nie widać, młodzi chło- pcy wolą iść na lotników niż na kanoników. Albowiem kogo z młodych ludzi może porwać należenie do klasy ludzi wszyst- kiego się bojących? I to stanowi drugi powód braku powołań. Ale jest i trzeci powód: to histeria płciowa dzisiejszej kul- tury wymierających narodów. W smrodzie „niemocy" panowa- nia nad sobą - nie mogą dojrzewać powołania wymagające tak wybitnej inteligencji i heroizmu, jak powołania zakonne i kapłańskie. ALKOWA I ŁASKA Zbliżamy się do jądra rzeczy. Co zrobić, by małżonkowie żyli zgodnie z naturą? jak tratić z etyką do alkowy? Przez sumienie. . . Sumienie urasta w naszych czasach na pierwszorzędny czynnik w życiu tych narodów, które nie chcą wymrzeć, które chcą żyć: które w pożyciu małżeńskim chcą postępować świado- mie zgodnie z naturą. Małżonkowie muszą sami chcieć żyć zgodnie z naturą. Małżonkowie musz$ być wrażliwi na glos Boga w ich sumie- niach. Ne wewnątrz człowieka trzeba rozbudować Kościół i na- ród. Albo sumienie na usługach Boga, albo Krupp na usłu- gach... gestapo. — A od czego zależy siła moralna sumienia? Od tego, na ile człowiek umie na wewnąrz siebie współ- pracować z wartościami i energiami Boga: z Łaską 11 ’). Bo wartoś- ci i energie ludzkie, to za mało, by żyć moralnie. W czasach Hitlerów i Himmlerów, nadłortec i bomb atomowych nie możo- żerny mieć sumień uzbrojonych... w kije! Same siły ludzkie, to kpiny z tych potrzeb, jakie ustawicznie, a zwłaszcza w sytuac- jach najcięższych, niesie życie. A czy dziś do najcięższych obo- związków nie należy żyć w małżeństwie zgodnie z naturą i w na- stępstwie tego — mieć i wychowywać gromadkę dzieci? — A co to jest Łaska? Są jej dwa rodzaje. Jedna pomaga wykonywać każdy obowiązek tak, jak tego Bóg wymaga, choćby obowiązek był najcięższy. Ta Łaska jest uczynkowa. I pozostało druga Łaska. Nazywa się uświęcająca. Ta znów czyni człowieka uczestnikiem w naturze Boga, czyli pod- 15) Por. 10, co jesi o lasce w części IV. 107 nosi człowieka na poziom dziecka Stwórcy 17 ). W stanie Łaski uświęcającej jest każdy chrześcijanin, o ile nie ma na sumieniu grzechu ciężkiego. Przed człowiekiem mającym w sobie Łaskę uświęcającą stoją nieograniczone możliwości rozwoju moralnego. Właściwie, odkąd człowiek ma wyjątkowo łatwy dostęp do jednej i drugiej Łaski, czyli od czasu założenia Kościoła, przestał istnieć problem niemocy moralnej, jako czegoś nie- przyzwycięźalnego. Wystarczy bowiem umieć obracać tymi wartościami i tym kapitałem energetycznym, jakim jest Łaska, aby 'móc rozwiązywać etycznie, po katolicku każdą sytuację ma- jącą charakter moralny,- choćby sytuację wymagającą sił nadlu- dzkich, a cóż dopiero ludzkich! Dlatego myli się katolik, gdy mówi, iż „nie może" czegoś wykonać moralnie. Wiemy zaś, iż Bóg nakazuje w małżeństwie żyć zgodnie z naturą, czyli nakazuje w następstwie takiego życia — mieć tyle dzieci, ile ich przychodzi na świat w sposób natu- ralny 1 *). Tak samo wiemy, iż małżonkom, którzy z ważnych po- wodów nie chcą mieć dzieci, pozwala na to Bóg, ale wymaga wtedy wstrzemięźliwości małżeńskiej. Za wiele nabajano nam o płciowości, a lak mało mówi się o Łasce. Tymczasem kooperacja z Łaską, to moc ; to stan mocy. Tym samym kooperacja z Łaską, to panowanie nad sobą, nad naturą, nad światem. Imperializm. Poza Łaską jest niemoc, także... rodzicielska. Nic dziwnego, że ludzie rasy białej, nie spożytkowując Łaski, nastawiają się na niemoc. Właśnie świadoma bezdzielność wyrażała zanik najważ- niejszej siły narodów: moralnej. A raczej nie zanik, tylko nie- chęć starania się o siły moralne i potęgowania ich. Ludzie rasy białej stają się od jakiegoś czasu coraz bar- dziej wysportowani, coraz bogatsi i zarazem coraz mniej mogą moralnie. Na długo przed osławioną przedwojennną falą kryzysów, aż do kryzysu 1939-45, rozpoczął się krach moralny lu- dzi rasy białej. Dlatego możliwości ludzi białych kurczyły się. Ideą naczelną, Bogiem ludzi białych stawała się wygoda, kon- sumcja, przeżuwanie. D-ziągwa. Jeżeli przyrównać wartości i energie, otrzymane w Łasce, do kapitału, można rzec, iż ani człowiek, ani naród nie są zdolni tyle ich wydać, ile ich mogą otrzymać. Najwięcej zaś Łaski 17) Teiuiuercy. I, 95-107, 113-119. t$) Pius XI, „Encyklika o małż. chr*.", 30-39. 108 otrzymuje się, postępując etycznie tak, jak każe Kościół, i uczes- tnicząc we Mszy i Sakramentach. Zdumiewano się w latach 1939-45, gdy patrzono na Polki wysiedlone, wywiezione z maleńkimi dziećmi, jak w straszli- wych warunkach znajdowały siły nadludzkie, by pełnić obowiąz- ki matki do ostatniego tchu. Skąd brały tę moc? — Ach! one ją dostały już dawno: gdy zawierały małżeństwo,- albowiem Sakra- ment małżeństwa, to posag sił Boskich dla męża i żony na naj- trudniejsze sytuacje życiowe. Sakrament ten daje „siły nadprzy- rodzone do wiernego, świętego i wytrwałego wykonania obo- wiązków i zadań swych aż do śmierci" 19 ). „Wszystko mogę w tym., który mnie umacnia": w Jezusie Chrystusie 20 ). „Teresa sama nie moż> nic, ale Teresa i Chrystus - może wszystko" 21 ). Oto aksjomaty z zakresu fizyki... Łaski. Posag sił Boskich. Panna bez posagu w naszej epoce, to ta, co nie bierze śiubu sakramen- talnego. Nie dostaje posagu od Boga. Jest zdana na własne siły. Biedaczka. Otóż ciekawe, iż na ogół spośród ludzi rasy białej naj- pierw zaczęły unikać dzieci te narody, które sobie zmieniły ety- kę na lżejszą od tej, jakiej wymaga Kościół: protestanci. Cieka- wsze, iż protestanci obniżyli żądania etyczne od małżonków: bo uznali rozwody. Cofnęli więc rozwój sił społecznych, bo rozwo- dy fo przekonanie, żte choćby dwoje ludzi nie może wyżyć z sobą przez całe życie. choćby mąż z ...żoną. — Ale skąd się wzięła Łaska? Wyjednał ją Chrystus. 22 ) I umieścił jej źródła najobfitsze w Kościele Rzymskokatolickim. Dlatego żyć po katolicku, to żyć w stylu mocy. ale kto o tym wie? O niemocy... płciowej i „problemie" seksualnym pożera każdy z wyciągniętym ozorem już od maleńkości całe tomY/ bp każda kulturalna mama, no i tata, muszą mieć tę „ewan- gelię" na biurku, a z onej „ewangelii" uświadamiają się łapczy- wie Jurek i Halszka. ale który z kulturalnych impotentów czytał — też od maleńkości i też umie na pamięć, i leż ma stale na biur- ku — laki na przykład „Dogmat Łaski" M. Morawskiego, czyli — dogmat o mocach boskich w człowieku? 23 ) Ilu „światłych" obywateli w Państwie Królowej Korony Polskiej znało to dzieło? 19) Pius XI, ,,Enc. o małż; chrz/\ 24. 20) Filip,, 4, 13. 21) Święta Teresa z Avila. 22) Tanąuerey, ł. I. 96 i in.; Morawski Marian, 103. 23) Kraków, 1924. Albo: Stanisław Adamski: , .Łaska Boża", Kraków 1924, 2 I. 109 Czego więcej w bibliotekach rodzinnych, publicznych,; pedagogicznych: niemrawych ksiąg o niemocy człowieka wd*' bec problemu płciowego, czy o Łasce? Czy io biblioteki impotentów, czy mocarzy woli? ENERGIE, KTÓRE CIĄGLE ROSNĄ Sojusz: Łaska-moc, io szczęśliwa dla nas okoliczność. Wy- starczy iylko sięgnąć po środki dawane przez Kościół i umieć je przekształcać jak boski węgiel w energie najżywotniejsze. Czas się poznać na przydatności doczesnej Kościoła. Mu- simy wreszcie nauczyć się korzystać z tego, iż jesteśmy katoli- kami. Mamy wprawdzie fatalne położenie geopolityczne, ale po- łożenie moralne — wspaniałe. Należymy do Kościoła Rzymsko- katolickiego, w którym Chrystus do szaleństwa szafuje swą mocą. Ba, wystarczy, iż Polak jest na tyle człowiekiem honoru, iż w każdym dniu w ważnych sprawach reguluje swe postępo- wanie według norm katolickich, żeby dzięki temu mógł z samym Chrystusem związać się bezpośrednio: własną krew z Jego krwią łączyć - i to codzienie przyjmując Go w Komunii. Jest to nobili- tacja krwi narodowej w sposób najdostojnieszy. Dzięki temu ca- ła żywą część narodu - od starców do pacholąt - może wiązać to, co jest w niej najbardziej polskie-, krew i dusze - z Chrystu- sem. Czy jest coś bardziej odmładzającego nasz typ fizyczny, coś bardziej uszlachetniającego naszą psychikę, coś doskonalej regulującego nasz styl bycia, coś bardziej podnoszącego naszą godność i potęgującego naszą moc, niż ta codzienna transfuzja krwi Boga-Człowieka — w żyły narodu? „Eucharystia, to przede wszyskim Sakrament działania Chrystusowego... On pozostaje obecny w duszy, by pracować i działać, przychodzi ze swoimi narzędziami,- chce, by Mu zaofia- rowano szeroki warsztat pracy" 21 ). Czy są granice możliwości dla tej części społeczeństwa, gdzie codziennie wszyscy przyjmują Komunię? Czy to nie jedna z cech przyszłej kultury polskiej : owo współżycie codzienne każ- dego Polaka i Polki — z Panem świata? więź, sojusz narodu - z Chrystusem na śmierć i życie? Czy jest ktoś, o kim można by mówić, iż przyszedł do używania rozumu, o ile mając tę okazję, nie korzysta z niej? Czy jest naród, który można posądzać o mą- drość, o ile nie wykorzystuje lej gigantycznej możliwości pos- tępu, potęgi i szczęścia? 24) Dobrzyńska -Rybicka : , .Zadania świało kobiecego wobec rodziny” (Rodzina, izina, praca zbiorowa), 454 no Jakże pociesznie wyglądają wobec takiego społeczeństwa te narodki, co to nie mają choćby tyle siły, by żyć w małżeństwie po katolicku! Przed każdym tedy katolikiem stają w każdej chwili nie- ograniczone możliwości rozwinięcia własnej mocy moralnej, bo w każdej chwili i cokolwiek czyniąc, może katolik i maksymalnie pozyskiwać i maksymalnie wprzęgać do swoich energii i war- tości — energie i wartości Boga, czyli Laskę uczynkową i Łaskę uświęcającą. W ten sposób może naród i akumulować swoje energie duchowe w nieskończoność i użytkować je oraz ujawniać w tej- że mierze. Energie zaś i wartości moralne mają dziwną włas- ność: im bardziej się ich używa, tym one bardziej rosną. Im bardziej się z Łaski czerpie, tym zdobywa się jej więcej. „A po- wiadam wam, iż każdemu, który ma, będzie dane i obfitować bedzie, a temu, który nie ma, i to co ma, odjęte mu będzie" (Łuk. 19, 26 ). Ta codzienna boska gimnastyka lak wzmocni muskulatu- rę moralną żywej części narodu, lak podniesie jej godność, tak rozszerzy jej horyzonty i taką da jej niezależność od słabeuszów i karłów, iż choć pójdzie na nas fetor z całej samobójczej części naszego narodu i z oalego wymierającego świata, żywa część narodu stworzy własny, zdrowy tryb życia. Podobnie pierwsi chrześcijanie po walce z panującą wówczas modą (bezdziet- ność), z panującymi prądami (nagość, niemoc płciowa i umy- słowa: starożytne ignoramus et ignorabinras 25 ) wyrąbali swym heroizmem chodnik do zapanowania zdrowej postawy etycznej w życiu świata. Używali najstraszliwszej broni.- przemocy mo- ralnej. Idą czasy wprowadzania w życie Przykazań: urzeczywist- niania chrześcijaństwa nie tylko w zakonach, ale od krańca do krańca ziemi. Przyśpiesza te czasy ta część ludzkości, co sprzeniewierza się naturze i co dlatego świadomie chce czym prędzej wymrzeć, bo wymierając robi na gwałt miejsce dla tych, co świadomie chcą żyć, tymi zaś w czasach świadomego ojcostwa i macierzyń- stwa mogą być jedynie ci, co pragną zostać wiernymi naturze i co dlatego współpracują z Łaską: co są pełnymi ludźmi i peł- nymi chrześcijanami świadomie. W nadchodzących czasach tyl- ko Łaska uratuje naturę. I z kolei w życiu małżeńskim tylko na małżeństwach wiernych naturze można szczepić Łaskę. 35) „Cala Italia tak była vyczerpaua, żt w młodzieży byl zaledwie cieft żyda", Juvenal, Sat. VT. 294-297. Z Fuerda, 307. HI NARODZINY NA NIEBIOSACH Coraz bardziej nie sprawa wiary, ale sprawa życia według wiary - slawać się będzie najważniejsza. Zostawimy kłopot o to, czy wierzyć, czy nie — wymierającemu światu. W ten sposób wyjdzie chrześcijaństwo z opłotków. Toteż przestarzały jest dziś taki powieściopisarz katolicki, który opowiada, jak to ktoś przy końcu życia prześliznął się do wiary i na tym kończy... współczesną powieść o życiu katolickim. Ciekawi bylibyśmy, jak kto zaczął żyć właśnie odtąd, kiedy się nawrócił, a zaciekawiłoby nas piekielnie, jak też żył od czasu, gdy się ożenił (w dzisiejszych czasach). Bo tylko wy- mierająca część Kościoła urządza się po katolicku dopiero w ostatniej godzinie życia i to po najgorszym życiu. Żywa część Kościoła urządza się i musi się teraz urządzić w całym życiu po katolicku. Chrześcijaństwo, to życie. To wierność naturze. Widać to jaskrawo w małżeństwie. Małżeństwo kwitnie dziećmi, gdy postępuje po katolicku. Jest wtedy trwałe, zwarte; gdy zaś żyje po pogańsku, wymiera i z powodu lada bzdury się rozłazi. Kto staje potężniej po stronie natury, po stronie życia, niż Kościół? Czy nie Kościół strzeże najczulej życia ludzkiego od chwili po- częcia? Kto prócz Kościoła broni dziś naród polski od praktyk antymacierzyńskich: od wymarcia? Lecz najbardziej życiowy, żywotny, życiodajny, energe- tyczny, witalny, żywiołowy jest Kościół w rozdawnictwie Łaski. Tylko ci, co są w sianie Łaski uświęcającej, mogą korzy- stać z Boskiego dynama, jakim jest Łaska Boża, mogą więc po- sługiwać się energiami nadludzkimi, władni są wtedy wydawać z siebie maksimum energii w sposób maksymalnie doskonały. Tylko zarazem ci, co są w stanie Łaski uświęcającej, należą do świata żywych w znaczeniu nadprzyrodzonym, najistotniejszym, bo w nich przebywa Trójca Święta. Ci też tylko idą do nieba, w których w chwili śmierci jest Trójca Święta 26 ). Stan Łaski uświęcającej jest tym warunkiem pierwszym, któremu człowiek musi odpowiadać, by miał dość sił moral- nych, aby żyć w małżeństwie po katolicku. Gdy zaś naród we wszystkich ważnych sprawach postępuje po katolicku, wów- czas spełniany jest pierwszy warunek, który naród musi dawać, małżeństwom, by te mogły swobodnie żyć po katolicku. Swo- bodnie, nie nadludzkim wysiłkiem. Dlaczego? Bo naród wy- twarza wtedy siyl życia sprzyjający temu, by wszyscy prakly- 26) Tar*querey, T. I. 116-119. 112 kowali etykę katolicką lam, gdzie to wymaga najwięcej ofiary i dzielności. Osobisty stan Łaski i praktykowanie za wszelką ceną etyki katolickiej, to są podstawy higieny narodowej, Inna higiena w czasach świadomego ojcostwa i macie- rzyństwa nie może choćby ocalić natury. Wchodzimy w epokę natury i Łaski. W epokę kwitnącą naturą świadomie i w epokę kwitnącą Łaską, szczepioną na naturze, świadomie. Tylko za tę cenę mogą teraz narody kwitnąć dziećmi. I wyłącznie za cenę Łaski mogą teraz narody kwitnąć kulturą. Bo chociaż kultura jest wyższa od natury, to kultura roz- wija' się zdrowo, gdy ulepsza zjawiska wierne naturze. Toteż i kultura musi być wierna naturze. A jej wierność naturze, wszę- dzie w wypadkach trudnych moralnie, również zależy od tego, czy twórca tworząc, a konsument konsumując kulturę, czy jed- nocześnie asymilują Łaskę, Dlatego, by uratować dalszy zdrowy rozwój kultury, zachwiany przez neomaltuzjanizm, wchodzimy dziś świadomie w epokę natury, w epokę świadomego organi- zowania kultury i w epokę świadomej współpracy z Łaską. Je- dynie kultura wierna naturze i Łasce rozwijać się może zdrowo w nieskończoność. W epoce świadomej dzietności ludzie muszą wyrosnąć świadomie do poziomu dzieci Bożych. I nic dziwnego. Wszak człowiek rodzi się przede wszystkim dla Nieba. Przez Zienię człowiek tylko przechodzi. Przemarsz. Ale może to być tego typu przemarsz, który zapewnia maszerującym przez glob set- kom pokoleń — największą zwartość narodową, najzdrowszą kulturę, najbujniejszą na ziemi żywotność, trwałość, wydajność i który czyni z narodu błogosławieństwo dla świata. Przemarsz, to życie narodu. Na to Polki rodzą, by każdy Polak z ziemi czy- nił niebo i w Niebie — by był każdy. „Niewiasta będzie zbawiona przez rodzenie dziatek" ((św. Paweł, Tymol. IV,. 15). Tylko kobieta może dać Bogu miesz- kańców Nieba. I to jest największa godność kobiety. Tylko Pol- ka może dać Bogu mieszkańców Nieba-. Polaków. I to jest naj- wyższa godność Polki oraz powód arcy-czci dla niej od narodu.- 7 ) Ziemia, pobyt tu na niej, to jest tylko dalszy ciąg - ciąży, przepoczwarczania się narodu, dojrzewania - na naród synów Bożych. 27) „Nadio Bóg pragnie, by rozmnażali się nie tylko w tym celu, by istnieli • zapełniali ziemię, ale daleko więcej w tym celu, by byli czcicielami Boga, poznawali Go, miłowali i posiadaniem Jego na wieczne czasy cieszyli się w Niebie**. „Łatwo stąd poznać, jak wielkim darem dobroci Bożej, jak doskonałym owocem małżeństwa jest dziecko". Pius XI, „Enc. o m.»ch.", 9, 10. 113 Dwa razy wydaje kobieta swe dziecko.- pierwszy raz w ręce narodu. Dokończenie porodu, Malko-Polko, jest dopiero wtedy, gdy syn Twój, gdy Twoja córka wstępują w bramy Niebios. KONTYNGENTY CIERPIENIA A jak sobie radzi z sumieniem - wymierająca świadomie część narodu? Owszem, Grotjahn wspomina o sumieniu, radzi wzrost su- mienia, ale zarazem radzi... środki przeciw zapłodnieniu, dopusz- cza dzieciobójstwo, sterylizację, prezerw... Biedactwo innego wyjścia widocznie nie widzi. Pensje dodatkowe dla ojców rodzin radzi, ubezpieczenia rodzicielstwa radzi. Itd. Złe i dobre. Groch z kapustą. Książka Grotjahna nosi tytuł „Higiena ludzkiego rozro- du". Wydało Polskie Towarzystwo Eugeniczne. Higiena... z wy- chodkiem w sumieniu: Polskie Towarzystwo Eugeniczne 28 ). Grotjahn błaga, by małżeństwa miały najmniej po czworo dzieci. Grotjahn wie, iż dopiero chrześcijanom „udało się wy- przeć zabijanie płodu z dziedziny zjawisk dozwolonych do rzędu spraw kryminalnych" 25 '). Grotjahn wiele wie. A jednak... — Z czego, być może, zrezygnował Grotjahn? Z tego, by wymagać. Uczeni boją się żądać. Uczone ślamazary, gdy widzą, iż obecnie każdy człeczek może mieć pod nosem i kochankę, i wygódkę, i trzy żony, i ani jednego dziecka, drżą ze strachu, gdy mają żądać od małżeństw rzeczy tak trudnej jak panowanie nad sobą. Uczonym tchórzom wydaje się, iż piękną ideę wygody można stosować również w życiu moralnym. A tymczasem mo- że być water-closet w mieszkaniu zamiast starożytnego wycho- dzenia w pole, ale nie może być... środków przeciw zapłodnie- niu - na miejsce życia naturalnego. We wszystkich dziedzinach kultury można tworzyć arty- kuły zastępcze, ale cóż można wymyślić na miejsce życia etycz- nego? Wszędzie możemy sobie ułatwiać życie. Możemy skracać czas podróży i oblatywać glob w ciągu godziny. Możemy skra- cać urlopy i majteczki. Kto wie, czy studiować nie będzie można 28) Por. Grotjahn: ,,5umenie eugeniczne" 29) Grotjahn, 29, 31. 114 kiedyś na wesoło, w samych „prysiudach", pod muzykę. Ale nikt nigdy nie uwolni nas bezkarnie od lego kontyngentu cier- pienia, jaki przypada na każdego, gdy sam, dobrowolnie dosko- nali swe postępowanie etyczne po chrześcijańsku i coraz dosko- nalej po chrześcijańsku. W życiu moralnym musimy... wisieć na kizyżu, choćby na całym świecie- panował zbytek, komfort i koncert nieustający. Wszędzie można być wygodnym, ale nie w życiu moral- nym. Wszędzie można być cywilem, ale w życiu moralnym trze- ba mieć postawę żołnierską, bo właśnie w życiu moralnym pow- stają ustawicznie sytuacje, gdzie trzeba walczyć lub dać się krzyżować. Wówczas mężczyzna mówi: „Rozkaz!", a tchórz... chowa się za „czapeczkę pochwową". JAK KAWALER Z PANNĄ I ci rodzice, co stosują wstrzemięźliwość małżeńską, i ci, co stosują „prewencję" — w wyniku nie mają dziecka. — Więc jedni i drudzy są diabla warci! Pozornie tak. Jednak pierwsi rosną w kulturę panowania nad sobą. Dzięki ten\u dostrzegają w sobie coś więcej niż ciało i to „coś więcej", rozbudowują w nowy, nieznany im dotąd, doskonalszy rodzaj współżycia. A w co wzrastają neomaliuzja- nie? Owszem, kupować będą środki antymacierzyńskie, ale za co kupią umiejętność panowania nad sobą? potęgę moralną? „Prewencja" tedy nie tylko nie dopuszcza do dziecka, ale nie dopuszcza do zaistnienia tych wartości etycznych, jakich na- bywamy wyłącznie wtedy, gdy panujemy nad zmysłowością. A poza tym „prewencja" nie dopuszcza, by człowiek współpra- cował z Bogiem na wewnątrz duszy r.ad spotęgowaniem swych wartości moralnych: odcina go od nadludzkich możliwości w dziedzinie rozwoju etycznego, odcina go od Łaski. Kwituje te- dy „prewencja" z tych osiągnięć, jakie rodziłyby się w klima- cie wyższej kultury etycznej i wyższej, sublimowanej kultury erotycznej czy to na terenie współżycia młodzieży płci obojga, czy to w życiu narzeczeńskim, małżeńskim, rodzinnym itd. Są io straty niepowetowane. Mogą mieszkać obok siebie dwa narody. Mogą mieć tę samą liczbę dzieci i niewielką liczbę. Pierwszy osiągać to bę- dzie „prewencją", drugi - panowaniem nad sobą. Otóż pierw- szy, gdy potrzeba będzie powiększyć liczbę dzieci, nie będzie mógł ruszyć z miejsca, jak dziś Szwecja, Anglia, USA. Drugi — w każdej chwili będzie mógł zdwoić, stroić dzietność, bo prze- 115 cięż to zależy wyłącznie od osobistych sił moralnych par małżeńskich. Pierwszy będzie produkował środki przeciwmacierzyńskia, żeby nie mieć dzieci, ale nie wymyśli takich środków, żeby lu- dzie chcieli mieć dzieci. Pierwszy olbrzymie złoża biologiczne sił rozrodczych roztrwoni w onanii, drugi sublimować je będzie w wyższe posta- ci kultury, o poziomie na innej drodze nieosiągalnym. Pierwszy może wydawać dzieci z najracjonalniej eugenica- nie dobranych par. Ale te piękne rasowo dzieci będą się do- stawały od urodzenia w środowiska charakterystyczne dla wy- mierającego narodu. Tej dzieciarni będzie brakowało warunków zewnętrznych do rozwoju. Będą to dzieci zdrowe, ale otaczać je będzie chory, wymierający świat. Kto z rodziców w owym ginącym świecie zapragnie, żeby mu się to jedno „eugeniczne" dziecko nie zmarnowało, musi je wysłać na... ten drugi świat: do ludzi naturalnych, gdzie może być mnóstwo nieeugenicznych dzieci. A nauczy się tam to „jedno dziecko eugeniczne" nie tylko panowania nad sobą. Bo życie po katolicku, to nie tylko panowanie nad sobą, ani sprawa wyłącznie religijna. Postępowanie po katolicku wymaga podbudowy czysto świeckiej, a wściekle trudnej, wobec której wysłuchanie Mszy czy odmówienie różańca, to łatwizna niesłychana. Katolickie na- kazy etyczne mają bowiem to do siebie, iż kto je praktykuje, spuszcza z łańcucha nieprawdopodobne energie, które leżą uśpione w nas, a gdy je budzi i wprawia w ruch, to asymiluje zarazem te siły z zewnątrz nas, co czekały naszego wezwania jak zaklęcia, spoczywając do tego czasu bezczynnie w tym oceanie energii Boskich, jaki opływa nas ustawicznie, a jakim jest Łaska. Nakazy moralne wywołują to, iż człowiek im posłuszny musi zachowywać wobec życia nie tylko postawę ofiarną, ale twórczą i zdobywczą. Ponadto musi tym więcej i wydajniej pra- cować, tym zaradniej musi żyć, im bardziej po chrześcijańsku postępuje, niż otaczające go osoby. To samo dotyczy rodzin i narodów. Bez tych cech czysto praktycznych zawaliłaby się ich etyka, a wielodzietność sprowa- dziłaby nędzę i powrotną modę na... „prewencję". Umieć żyć po katolicku, to umieć sobie radzić we wszel- kich warunkach zwycięsko. Religijność i dzielność. Teologia i... podteologia. Katechizm i podkatechizm. Albo - zaradność i. Łaska, w sumie: katolicyzm,- albo - ślamazarność i ...środki przeciw zapłodnieniu: protestantyzm. 116 . Dla kalolika nie ma innego wyjścia, tylko dzielność lub wianie „na zbity łeb" od katolicyzmu. Układność, „rękawiczki", przyznawanie każdemu racji, oczekiwanie pomocy i posady oraz wszelkie cuchnące średniactwo nie mają nic wspólnego z prak- tykowaniem etyki katolickiej. A więc z tą Łaską niełatwa sprawa! Choć Łaska oblega nas zawsze, jednak żeby własne wartości i energie wzmacniać wartościami i energiami Boga, trzeba przyswajać Łaską swemu organizmowi; żeby zaś ją przyswajać, trzeba własne czysto ludz- kie możliwości i energie puścić w ruch „na całego". Wszystkie własne wartości i energie. „Ze wszystkiego serca, z całej du- szy, ze wszystkich sił". Inaczej ani rusz. Łaska „nie chyci". Bę- dziemy przestępowali z nogi na nogę. Chociaż przekręcimy kontakt, ale nie będzie światła. Toteż rodzice, wypełniający świadomie w naszych czasach nakazy Kościoła w pożyciu małżeńskim, składają dowód, iż wy- konają również świadomie każdy z pozostałych nakazów etyki i każdy z nakazów życia: bo nie ma w tej chwili trudniejszego naka- zu moralnego, niż żyć w małżeństwie zgodnie z naturą, i nic nie wymaga tyle dzielności życiowej, niż posiadanie w naszych czasach rodziny wielodzietnej. Dlatego gadka o tym, iż „nie ilość, ale jakość" - .zalatuje w erze świadomego ojcostwa i ma- cierzyństwa stęchlizną. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa po tym się pozna- wało prawdziwych chrześcijan, iż byli gotowi ginąć za wiarą i ginęli. Dziś poznaje się prawdziwych chrześcijan po tym, iż gotowi są żyć w małżeństwie po katolicku. Po tym, jak żyją mał- żeństwa, poznaje się, gdzie dziś Kościół jest żywy, a gdzie trup. Małżonku, powiedz mi, ile masz dzieci, to Ci powiem, co z Cie- bie za katolik! Właśnie każdy by żył ze swą żoną po katolicku, gdyby to nie wymagało wzmożonej pracy myśli, większych ofiar, dosko- nalej zorganizowanego sposobu utrzymywania swej rodziny, wzmożonej pracowitości i zaradności, jako skutków posiadania licznego potomstwa. Każdy by umiał spożytkować wartości i energie zawarte w Łasce, gdyby to nie wymagało równolegle dzielności życiowej. Możemy tę adekwatność katolicyzmu wyko- rzystać, i zacząć żyć we wszystkim po katolicku. Wysforujemy się dzięki temu na najdzielniejszy naród świata. Fujara, wygod- niś, tchórz są tym dalej od Chrystusa, im bardziej są niedołężni, bojaźliwi, wygodni. Bliższy Kościoła jest dzielny poganin niż rozlazły katolik. Może dlatego katolicy nie urzeczywistniają do- tąd etyki katolickiej. Próbują żyć religijnie i... po dziadowsku. 117 Wychodzą z tego.,, nici. ReligijnoiE i dzielność chodzą razem, Jak kawaler z panną. Nie przeludnienie nam grozi, ale brak dzielności. CZARUJĄCA POKUSA Wymierająca część narodu nie tylko wydaje na świat coraz mniej ludzi, ale ludzie ci są coraz słabsi umysłowo. Anglik F. Galton kracze o Anglikach: „Naród nasz prze- stał w tym stopniu wytwarzać inteligencję, w jakim to czynił 50-60 lat temu. Przodująca na polu umysłowym część narodu nie rozmnaża się w tym stopniu co pierwej" 30 ). A Galion biadał tak pół wieku temu, gdy w Anglii jeszcze było nieźle z dziećmi: gdy Churchill był chłopakiem, a Atlee jeszcze nie wiedział, czy się urodzi. W USA „połowa studiujących kobiet w ogóle nie wycho- dzi za mąż, z zamężnych trzecia część pozostaje bezdzietna, a przyciętna ilość dzieci każdej z pozostałych matek wynosi tylko 2-1; a więc tylko i, 4 dzieci na każdą zamężną, a 0,7 na każdą kobietę studiującą" — stwierdził L. J. Dublin sporo lat temu, gdy jeszcze Amerykanki chciały mieć dzieci 0 ): gdy póź- niejszy Roosevell Wielki był jeszcze pacholęciem. „Kobiety studiujące są prawie stracone dla rozrodu" — biedolił Grotjahn jeszcze dwadzieścia lat temu.-' 12 ) W centrum demokracji świata, w Paryżu, tysiące najdemo- kratyczniejszych dam włóczy się do lekarzy, żeby je sterylizo- wali. 33 ) Po tym poznajemy zachodniego demokratę, iż nie ma dzieci. Demokracje zachodnie wygrały wojnę i wymierają da- lej. Avele demokracje, moriluri vos salutant! Maluczko a powie- my: wygrali i wymarli. „Stany Zjednoczone, o ile procent urodzin będzie taki sam jak teraz, to w roku 1970 będą miały nowych ludzi młodych w wieku poborowym od 20 do 32 lat tylko 18 milionów, a więc niemal połowę mniej niż Rosja. choćby gdy do tej sumy dołoży- ło by się młodzież w wieku wojskowym Wielkiej Brytanii, Fran- cji i Włoch, to jeszcze nie dojdzie się do sumy ludzi, jakimi bę- dzie rozporządzała Rosja” („Dziennik Związkowy (Zgoda;", Chi- cago, z dnia 6, 9. 1946 roku). A teraz — coś jeszcze bardziej smutnego. 30) Grotjahn, 103, 31) 32) 33) Grotjahn, 2ó9 269 , 283, 118 Bardzo io pięknie, iż po tym, jak kio żyje w małżeństwie, poznajemy dziś kio katolik, ale sęk w iym, iż mało który katolik żyje teraz w małżeństwie po katolicku. Bardzo to ładnie, iż w Łasce mamy wartości i energie Bo- że, ale co z tego, o ile rzadko kto chce z tych wartości i energii korzystać choćby tam, gdzie mu są one niezbędne: w mał- żeństwie. Gdy w dawnych czasach zawarcie małżeństwa pomagało małżonkom do wzrostu moralnego, to w czesach świadomego dawania życia jest ono okazją do wynaturzeń i dzieciobójstw. Obywatele państwa nie chcą w małżeństwie mieć dzieci. Wyznawcy Kościoła nie chcą w życiu małżeńskim korzystać ze stanu Łaski. I państwa i Kościół stoją nad przepaścią w tym samym miejscu: w małżeństwie. Nie konkordaty łączą dziś Koś- ciół z państwami, ale to zjawisko. Cała sprawa polega na tym, iż praktykując etykę k?tclic- ką, natrafia człowiek na pewne tereny, gdzie się nieprawdopo- dobnie wiele korzysta, jeżeli... się grzeszy. W czasach świadomego ojcostwa i macierzyństwa taką po- kusą - i to przez cały niemal czas trwania małżeństwa - jest nie mieć dzieci. Pokusa trwa więc niemal kilkadziesiąt lat dla każdego małżonka kkażdej małżonki. Powstała w ten sposób sprzeczność między interesem jednostki a interesem narodu i państwa, między interesem doczesnym jednostki a jej intere- sem wiecznym: zbawieniem. W len sposób w przyjemnej aurze może wymrzeć państwo za państwem. Pokusa jest zbyt ponętna, by jej nie mieli ulegać małżonkowie słabego, karlego gatunku. Owóż, ilekroć Kościół natrafiał na takie czasy, iż katolicy leźli masowo na lep jakiegoś grzechu fantastycznie ułatwiające- go życie, to radził sobie zakonami. Zadaniem zakonów było iść tam, gdzie postępowanie mo- ralne chrześcijan było najbardziej zagrożone. o ile do tej no- wej pracy nie nadawały się już zakony istniejące, powstawały wówczas nowe. A nie wyrastały z nakazu, ale samorzutnie,- wy- buchały zaś tym samorzuiniej, im bardziej katolicy chcieli po- magać jedni drugim żyć po chrześcijańsku. Państwa nie posiadają takiego czynnika odrodzenia. Co więcej od dwustu lat są państwa na bakier z Kościołem. Od dwustu lat narody choćby katolickie nie wiedzą, po co jest Koś- ciół. Oszukują go. Ryją pod nim dzięki masonerii Wymiera- jącym świadomie narodom Kościół przeszkadza, bo nie daje im zbyt gwałtownie wymrzeć. A znów dla „uczonego barbarzyństwa" - Kościół, to coś w rodzaju., ślepej kiszki,- boją się „tego" i radziłby 119 „to" zoperować. Rzadko kiedy ludzie iak kiepsko znali się na Kościele jak od dwu, trzech wieków. Jeszcze się trochę ludziska znają na księżach. Mimo to głupieją, gdy zoczą sutannę. Światły obywatel, nie znoszący zabobonów,, gdy widzi księdza, woła: „Pomidor, idzie". Lub łapie się za guzik, żeby go nie spotkało nieszczęście. Ciekawe, co to stało by się z medycyną, nauką i sztuką, gdyby od dwustu lat, każdego lekarza, uczonego i artystę spo- tykano pozdrowieniem: „Znachor! Kruk idzie!" ZABAWNE ' Na razie jednak Kościół w swej walce z ncorrialtuzjańiz- mem i dzieciobójstwem jest osamotniony choćby przez zakony. , Zabawne. Macierzyństwu służą zakony „między innymi", natomiast : idą masowo do cierpiących w ogóle, albo do „gotowych" dziś- ■ ci: szkoły, szkoły, szkoły! „Szkolizm" szaleje wśród zakonów. Wpływ pedagogiki... masońskiej. Ale żeby chociaż te szkoły j prowadzono wyłącznie dla dzieci z rodzin wiernych naturze ! a ubogich! j Tymczasem największe niebezpieczeństwo moralne grozi j dziś chrześcijaństwu nie wtedy, gdy się już dziecko urodziło, ale j gdy go jeszcze w ogóle nie ma na świecie: gdy dopiero cho- dzą słuchy, iż się poczęło. A i przed poczęciem jakaż gama możliwości dodatnich moralnie lub ujemnych! Chodzi o to, iż teraz rodzice kochają po chrześcijańsku dziecko urodzone, a na- wet zanadto kochają. Natomiast dziecko nienarodzone zarzynają. W naszych czasach wyrasta nowy obowiązek: kochania dziecka nienarodzonego. Równouprawnienia dziecka nienarodzonego z narodzonym. Demokracja wśród dzieci. Chodzi o równe prawo do życia człowieka nienarodzonego z człowiekiem dorosłym. Fełna demokracja. Dziecko nienarodzone nie może być paria- sem, którego każdy może zatłuc jak psa. I to w XX wieku. Liga’ Obrony Praw Człowieka Nienarodzonego. Gdzie taka Liga, Pa- nowie i Panie? Gdzie „Sekcja Obrony Dziecka Nienarodzonego" przy „Caritasach"? Gdzie równouprawnienie dziecka nienaro- dzonego z narodzonym — w miłosierdziu chrześcijańskim? w pracach Opiek Społecznych? w Kodeksach Karnych? w kon- stytucjach? w Polskim Czerwonym Krzyżu? w medycynie? w Czerwonych Krzyżach całego świata? Nic, tylko „Kusemu" sprzykrzyło się atakować Kościół od strony wiary, więc zaatakował go od strony praktyki i to na 120 najdelikatniejszym wycinku: pożycia małżeńskiego... i życia dziecka w łonie matki. Jest to wąziutki skrawek życia i przedziwnie intymnej na- tury, ale dziś decydujący o obliczu moralnym pozostałych tere- nów w życiu ludzi dorosłych, a wiec pośród tych, co kierują wszystkim. W innych czasach inne działy życia było najtrudniej realizować po katolicku i o inne szkopuły rozbijał się postęp moralny ludzkości. Dziś na terenie małżeńskim jest klucz do po- tęgi moralnej narodów. Gdy tedy dzisiejsze zakony utknęły przy młodzieży i przy chorych, diabeł wziął się właśnie do tajemniczego kącika w ży- ciu małżeńskim z niesłychaną brawurą, sprytem i w giganty- cznej skali. Zabawne. Ale zabawne i to, iż i lej młodzieży po szkołach i tych cho- rych po szpitalach zabraknie zakonom, o ile będą dalej ucieka- ły od pomagania macierzyństwu. Wymierające bowiem naro- dy wypędzają zakonnice i zakonników ze szkół i szpitali, a wpro- wadzają na ich miejsce świeckie nauczycielstwo i świecke sio- stry- pielęgniarki, które się też lak zawzięcie „wyskrobują", jak panie nie będące siostrami 14 ). Zabawne, iż do jednej z lecznic zakonnych w Warszawie siostry nie przyjęły ^lekarza, bo był... żonaty. Bały się. iż żona będzie w szpitalu przeszkadzała odwiedzając męża-lekarza. Zabawne, iż przedwojenne władze kościelne warszawskie nie bardzo ułatwiały zainstalowaniu się w stolicy — kamilia- norti: zakonowi dla chorych- 4 "’). Najzabawniejsze jest to, iż o ile nam wiadcmo, był w sto- licy szpital zakonny, przyjmujący między innymi i kobiety ro- dzące, ale czyniono to za „grubszą forsę". Gdzie miłosierdzie dla ubogich: podstawowa cnota zakonna-* 1 ’)? Cóż przeto z tego, iż coraz więcej może być takich mam, co córeczki swe będą kształciły u sióstr, kiedy gdy mamę spy- tać, ile ma 'óreczek, to odpowiada: „Tę jedną, bo ją muszę dobrze wychować". Na pytanie wtóre co zrobiła z „tamtymi" dziećmi, mówi spłoniona lub rozzłoszczona: „Dziś nie moda na dzieci". 34) W jednym szpila] u warszawskim widziałem taką scenę; Lekarz w romowie z chorym broni macierzyństwa, a siostra świecka powiada; „Nie na to się kształciłam na pielęgniarkę, żebym miała dzieci’'. 35) Zawiedzeni kamilianie poszli do Włocławka. Przyszli ze Śląska gdzie w Tam. Górach prowadzą lecznicę dla pijaków. „Żywot św. Kamila i jego zakon* 4 , Katowice 1928. 55. 36) Nie wiem, jak fest w szpitalach zakonnych *w Polsce, ale, o ile ml wiadomo, szpital Elżbietanek w Warszawie (Mokotów) nie był dla ubogich. Właśnie o nim wyżej mówię i to z własnego doświadczenia mej żony. 121 Co więc z lego, iż siostrzyczki zakonne wychowają mamie tę jedną niewyskrobaną córeczkę - inlernalowo, luksusowo, „po katolicku", kiedy gdy córeczka wyjdzie za mąż, to też będzie miała najwyżej jedną córeczkę (mama ją tego nauczy), którą z kolei pośle do sióstr, a pozostałe swe dzieciątka zlikwiduje (mama dopilnuje). Wychowanka sióstr prędzej zostanie zokonnicą, niż matką wielu dzieci. Który zakon zawczasu... oducza tego, czego potem mama... naucza? Co robią zakony skutecznie na najbardziej dziś pogań- skim i zbrodniczym terenie życia katolików: w macierzyństwie? GRÓB „NIEZNANEGO DZIECKA" Na 771 szpitali (o 36.301 łóżkach), 108 przytułków dla trę- dowatych, 1975 sierocińców, 428 przytułków dh starców, przy liczbie 24.584.878 porad lekarskich (rok 1934): było na misjach katolickich całego świata 211 lekarzy, 1163 pielęgniarzy i pie- lęgniarek. Aptek 3.614 ;,T ). Niestety, liczby te nie mówią, ile z owych sił lekarskich, pielęgniarskich i aptekarskich było za- konnikami i zakonnicami. Wiadomo natomiast, iż w owym czasie bonifratrzy mają 88 aptekarzy i 10 lekarzy zakonników na całym świecie. Jest to zero w porównaniu z ogromem terenów misyj- nych, tym bardziej, iż jednym ze „środków odgrywających dzi- siaj coraz ważniejsza rolę w pracy misyjnej jest pomoc lekarska, którą wprawdzie misjonarze dają nawracanym narodom w coraz większym zakresie"-®), ale która to pomoc jest tak nikła, iż me- dycyna protestancka zdołała „dzięki bogatym zasiłkom pienięż- nym oskrzydlić medycynę katolicką"-®). Mizerne też jest to, co się choćby w ostatnich latach robiło w tym zakresie w całym Kościele. W Niemczech istnieje Niemie- cki Związek Misyjny od roku 1934. Benedyktyn, lekarz, F. Ohm założył w Wiirzburgu (1932) katedrę misjołogii lekarskiej Tamże działa Instytut Lekarsko-Misyjny. We Francji ks. Totsuka, Japończyk, dał początek w r. 1922 stowarzyszeniu dla misyj lekarskich. W Szkocji jezuita Agiusz powołał do życia organizację dla lekarek i pielęgniarek misyjnych (r. 1928). 37) Ks. L. Cieszyński: , .Roczniki Katolickie" 1939. str. 232. W wieku XV same zakony .duchaczy" utrzymywały w Europie do tysiąca szpitali 38) Umiński, i. U. 477. 39) Cieszyński, 232. 122 W USA w r. 1925 lekarka A. Dengel, oraz redemptorysta Mateusz zakładają „Society of Catholic Medical Missionaries in Washington", szkoląc lekarki i pielęgniarki zachowujące re- gułę zakonną. Pracują w Indiach (Dacca, „Mitfort Hospilal", 300 łóżek), jako... położne! Uwaga! Uwaga! Jako położne!!! Siostry te prowadziły w roku 1946 także szpital w Raval- pindi dła kobiet i dzieci oraz szpilal w Patna na 175 łóżek. Ostatnio 4 spośród owych sióstr zakonnice-lekarki, Hin- duski fc które praktykowały w Ravalpindi, założyły takie sarno zgromadzenie zakonne, ale hinduskie. W zgromadzeniu brak powołań. Apelują tedy o powoła- nia, zwdaszcza do świata angielskich lekarek, pielęgniarek i po- łożnych, gdyż jedynie dyplomy angielskie są tu przez władze respektowane. Jak dotąd najwięcej powołań daje Holandia: obecnie 15 sióstr postuluje. Horyzonty dla pracy nieobjęte, choć' by dlatego, iż w świecie hinduskim 200 tysięcy kobiet umiera rocznio przy porodzie. Przełomu w tej dziedzinie dokonała w Kościele... starusz- ka, Szkotka. doktor Mac Laren, która „mimo 70 łat powtarzała swe wyjazdy do Rzymu, aby uprosić papieża, żeby zniósł zakaz dla zakonnic praktykowania medycyny i położnictwa. Zakaz zniesiono dopiero wyroku 1936. Przedtem ta wspaniała kobieta założyła wspólnie z prefektem apostolskim z Mill-Hill wspom- niane wyżej szpitale" („Catholic Herald" z dnia 6. 9. 1946 r.). „Agentia Fides" znów (nr 84, rok 1946) podaje z Luma (Kongo Belgijskie) i z okolic jeziora Alberta (toż Kongo) o pracy tam... uwaga! uwaga!... Sióstr Miłosierdzia Macierzyńskiego z Metzu. Owóż klasztor sióstr z Mongbwola prowadzi tamże „Dom Położniczy" i „Szkołę Akuszerek". Miano w roku 1946 1008 urodzeń. Szkoła akuszerska liczy teraz 20 uczennic. W „Po- radni Przedporodowej" udzielono 4520 porad, w przychodniach dla rodzin górniczych udzielono 164.312 porad matkom i dzie- ciom. Cuda. Wiadomo, iż Murzyni tak się boją urodzenia bliźniąt, jak my... dziecka choćby jednego. Otóż te same siostry, tylko tyle, iż z nad jeziora Alberta, osiągnęły to, iż w rejonie ich pracy w roku 1945 żadne małżeństwo murzyńskie nie zabiło bliźniąt (po urodzeniu). Uratowano 48 bliźniąt. Kiedy u nas za- konnice będą ratowały w rejonach swej pracy chociaż po 48 polskich dzieci nienarodzonych, skazywanych przez rodziców na śmierć? A więc zakony wkroczyły do medycyny i położnictwa. Postęp jest. A raczej postępek. t23 Natomiast chyba przez cały czas nie ma zakonu lekarzy. choćby dla misyj 40 ). — A Polska? Nasze szarytki prowadzą w Krakowie — rok 1946 - szko- tę pielęgnarską. Bonifratrzy z Krakowa przyjmują do zakonu: lekarzy, dentystów, farmaceutów: ogłoszenia z roku 1946. Po- dobno jest też gdzieś kilka arcyczcigodnych Polek-sióstr, co myślą o zakonie pomocy dla rodzin wielodzietnych, o położ- nictwie, o medycynie, Dane przedwojenne wyglądają następująco. Bonifratrzy prowadzili u nas 6 szpitali, kamilianie — jeden zakład dla nerwowo chorych i alkoholików oraz dwa przytułki. Razem 1010 łóżek 41 ). Zakony żeńskie opiekowały się chorymi w 248 szpitalach (na ogólną liczbę 749), pracowano w 138 przytułkach dla star- ców, w 27 zakładach specjalnych (nieuleczalni, niewidomi, głuchoniemi, paralitycy, epileptycy, umysłowo upośledzeni). Żłóbków prowadzono 32 (rok 1935, wszystkich żłóbków było w Polsce 44 w roku 1938). Łóżek szpitalnych obsługiwano 35.260 (na ogólną liczbę 88.432). Szpitali własnych miały zakony szes- naście 42 ). Liczby pokaźne. Ale wpływ zakonów na wartość lecznic- twa polskiego wynosi krztynę, drobiażdżek. I w oczach topnieje. Praca zakonów bowiem nie jest nastawiona na obsługę macierzyństwa, ale rozproszona. Członkowie zakcnów, to poza tym nie lekarze i nie lekarki, mało kiedy kierownicy szpitali, lecznic i zakładów, ale coś zbyt dosłownie „sługi sług". No i też się... boją, tak jak i kapelani szpitalni: księża katoliccy. Bo czy kto słyszał o zakonnicach, co robią awanturę lekarzom, gdy ci się zabierają do zarżnięcia dziecka? Wyjątek zdarzył się w Kiel- cach: szarytka stanęła z całą energią w obronie zabijanego dziecka (r. 1942). Polkę tę należy nagrodzić wyjwyższym odzna- czeniem za najrzadszą w Polsce cnotę: odwagę podczas pokoju. Dlaczego żaden zakon, żaden Caritas, ani żadne „spo- łecznice" nie organizują „Tygodnia Miłosierdzia", „Tygodnia Protestu" - w obronie pół miliona, a może i miliona dzieci poi- 49) C ty istnieje zakon lekarski, męski, nie wspominają ani Umiński, ni Piro- żyński, jak również Cieszyński. 41) Pirożyński Marian ks. : „ „Zakony męskie w Polsce", Lublin-Uniwersylef m?, sir. 26. 42) Pirożyftski Marian ks.: ..Zakony żeńskie w Polsce", Lublin4Jniwersyłet 1935. 5. str. 3fi-S8 19?, 109, 113, 182, 293, 218. Może moje liczby są niekompletne, bo nie orientuję się, które z podanych przeć autora szpitali obsln*iwnnvrh przez bonifratrów i kami- lianów są ich własna 124 skich, które „muszą" co roku, a więc i w tym roku, teraz," gdy Polska jest wolna, być zamordowane? Miłosierdzie jest podsta- wą zakonów: a czy jest kto bardziej godzien miłosierdzia, niż najniewinniejsze i najbardziej bezbronne dzieciątko w łonie matki, skazane przez nią samą na okrutną śmierć? Ą przecież dzieci takich nikt nie chrzci. Pół miliona, ą może milion ...po- gan polskich mrze w ten sposób co roku. Od tego w naszych czasach się zaczyna powrót narodów katolickich do pogaństwa. Czemu z powodu tej rzezi nie atakują o to prokuratorów, ministrów spraw wewnętrznych i wszystkich dygnitarzy od po- rządku w Rzeczypospolitej? ” Dlaczego nie wysławiono pomnika-grobu „Nieznanego Dziecka"? Czyż nie zabito ich w latach wolności (1918 — 1939 ) — trzy miliony dla... dobra „kultury”? Czyż padło kiedykolwiek w jakiejś kampanii wojennej aż tylu Polaków? I czyż nie pada pół miliona, a może i milion dzieci polskich przez cały czas co roku! Czyż nie od złożenia wieńca na grobie Nieznanego Dziecka winni lozpoczynać swe zjazdy nauczyciele, prokuratorowie, sędzio- wie, rodzice, dyrektorowie „Carilasów", lekarze? ZAKONY I AKUSZERIA A czy kto słyszał o takim polskim zakonie kontemplacyj- nym, który stale błaga Boga o to, żeby tej rzezi niemowląt nie dopuszczał na ziemi polskiej? by ani jedno dziecko polskie nie ginęło w łonie matki, celowo tam niszczone? Który zakon czynny przeszkadza w tej rzezi? A czy kto słyszał o zakonie poszukującym pracy dla bez- robotnych: ojców licznych rodzin? O zakonie, który by budo- wał domy dla najuboższych rodzin wielodzietnych? który by pomagał w rodzinach z liczną dziatwą? Wiemy, spośród zakonów żeńskich kilkanaście pielęgnuje chorych po domach. Gzy jednak pielęgnują matki przy poro- dach? Czy pielęgnują ojców licznych rodzin? Czy robią to za pieniądze? Jaki jest cennik? Jakie siły fachowe? środki? Klasztorem Polaków jest życie narodu. Zakony muszą wejść w życie narodu. Albowiem tak samo jak Kościół, kubek w kubek osamotniony jest przez zakony na- ród. Rak strachu... przed „za dużą" ilością dzieci - żre. naród. Naród opanowało przerażenie przed życiem katolickim w mał- żeństwie. Naród ucieka w popłochu... przed dziećmi. Trzeba zacząć od miejsca najniebezpieczniejszego w życiu narodu i Kościoła: wzmóc w Polaku od czasu, gdy się ożeni, po- 125 sławą ofiarną oraz dzielność i pomagać mu odtąd żyć w rodzi- nie po katolicku. W ten sposób opanuje sią obłędną trwogą przed należytą ilością dzieci: uzdatni sią naród z powrotem do życia. Zadanie, by wszyscy Polacy żyli w małżeństwie po katoli* cku, bądzie w pierwszym okresie urzeczywistniania go nieomal nadludzkie, jednocześnie na wskroś moralne, fundamentalnie chrześcijańskie, zatem zakonne. Zawrócić naród, gdy już cały wybrał sią przeciw dzieciom, mogą tylko zakony macierzyńskie. Oszalały (ze strachu przed dziećmi) niedojda musi sią po- tężnie wyrżnąć w łeb... o działalność zakonów macierzyńskich, by przyszedł do siebie: by był mężczyzną. Musimy wreszcie zarobić ną tym, iż jesteśmy tysiąc lat chrześcijanami. Teren heroiczny, to dzieło zakonów przede wszy- stkim. Zakony muszą nam pomóc w heroizmie małżeńskim swym heroizmem zakonnym. Zakony macierzyńskie stworzą własne szpitale dla matek, sanatoria dla matek- gruźliczek, 43 ) własne apteki, wydawnictwa naukowe, szkoły lekarskie, akademie ginekologiczne, szkoły pielęgniarskie, szkoły służby szpitalnej, sanatoryjnej, pomoc do- mową dla matek, przemysł farmaceutyczny: wszystko w służbie rodziny. Zakonnicy i zakonnice muszą być nie tylko prostaczkami od zwykłej orki szpitalnej, ale fachowymi siłami we wszystkich dziedzinach lecznictwa, pielęgniarstwa, farmaceutyki i budowni- ctwa szpitali, sanatoriów i szkół medycznych. A więc: zakonnicy -lekarze, zakonnice-lekarki, farmaceuci, farmaceutki, pielęgnia- rze, pielęgniarki; zakonnicy-dyrektoro-wie, dyrektorki, uczeni, profesorowie, badacze,- zakonnicy-architekci szpitalni, sana- toryjni. Bardzo to ładnie, iż dusza jest ważniejsza od ciała i iż w obliczu śmierci przede wszystkim trzeba ratować dusze. Ale sęk w tym, iż dziś nie można w szpitalu ratować dusz, o ile się jednocześnie nie ma w ręku ciał. Nie jesteśmy tylko duszą. Człowiek, to dusza i ciało. Zako- ny są zaś dla człowieka., Tylko wśród ludzi mogą być zakony. Duszami będziemy dopiero w Niebie. I to też tylko do czasu. Ale też tam nie będą nam wcale potrzebne zakony. 43) Sanatorium takich winno być tyle. by każda mężatka mogła 3ię leczyć czyć zawczasu 126 To wtóre: w rodzinie przyszłość Kościoła i narodu. Tu sif? łączą podstawowe interesy nadprzyrodzone i państwowe. Owóż zakony macierzyńskie ujawnią, o ile mamy unarodowione ży- cie zakonne i o ile jest uchrześcijanione życie narodu. Sprawa jest nagła, bo nasze lecznictwo świeckie wy* rodnieje. RAKOWATOŚĆ MEDYCYNY Są działy kultury, co rozwijają się w ramach miłosierdzia chrześcijańskiego. Należy do nich medycyna. Jeżeli natomiast lecznictwo rozwija się w jakimś kierunku bez miłosierdzia, to w owym dziale medycyny powstaje złośliwy nowotwór. — Dowody? 'Współczesna ginekologia antymacierzyńska. Spotykają się tu zwyrodniali lekarze, zwyrodniałe matki, zwyrodniałe śro- dki lekarskie i higieniczne. Jednocześnie powstają nowe rodzaje chorób, śmierci i przestępstw. Na co na przykład liczy Polski Kodeks Karny, gdy określa, kiedy lekarzowi wolno zabić dziecko? - Liczy na bandytyzm lekarzy polskich. Gdyby nie liczył na to, to przepisów takich nie zamieszczałby. Na skutek braku miłosierdzia, wzrasta zezwierzęcenie i na peryferiach lecznictwa. — Dowody? Przemysł, olbrzymi przemysł środków przeciw zapłodnie- nieniu. Kupuje sobie ów przemysł... literatów, dziennikarzy, le- karzy. Do ich obowiązków należy płakać nad matką, która... chce dziecka. Kto wie, czy część „reformatorów seksualnych" nie pra- cuje dla tego przemysłu. — Gdzie płaczą? gdzie pracują najmici przemysłu neomah tuzjańskiego? W książkach, gazetach, ulotkach, katalogach, prospektach, na zebraniach, odczytach. Wydaje ów przemysł czasopisma i książki pseudonaukowe, pseudolekarskie, gdzie zachwala swa „środki", reklamami zasypuje sklepy, gazety, każdego. Zaczyna się to na nowo i dziś w Polsce. Należało by sprawdzić, za czyje pieniądze. Co głupsi czynią to bezinteresownie, ideowo. - A gdzie zezwierzęcenie lekarzy? Istnieje przemysł spędzania płodu. Pracuje dzień i noc. „Kliniki", „gabinety prywatne". Lada partacz może „odwalić" 127 na dzień kilka dzieciobójstw, i już zgarnął, jako doktor medycy- ny, dla* siebie, żony i dzieci — na życie. o ile zaś w tej specja- lności jest sławą to robi świetne interesy. Może żyć. Majątki ku- pować. Mama zabitego dziecka sią cieszy. I tata się cieszy. I klientela rośnie. I nikt nic nie mówi. Wytwarza się taka moda. Jakaś „historia wesoła i okropnie przez io smutna". W Warszawie na Woli „pracował" podczas okupacji lekarz, u którego całe ko- lejki bab czekały na „operację". Gdzie dziś „pracuje" ten zbro- dniarz? ten „kolega", jak mówią lekarze? Owrzodzenie medycyny rozszerza się. Ostatnio wyrósł po tężny guz i rozlewa się po całym ciele sztuki lekarskiej. Są io „zabiegi seksualne", „sterylizacja", Woronow. „Operacje" sterylizacyjne wykonują nie tylko w Niem- czech, ale w Szwajcarii, Norwegii, USA, Szwecji, Finlandii. „Wysoka kultura Finnów"! W Niemczech (Rzesza) na razie 20 milionów Niemców się wyslerylizuje, jak zawyrokował nie żaden Żyd, ale doktor Lenz, kierownik urzędu eugenicznego III Rzeszy - jeszcze na kilka lat przed rokiem 1939. W USA 40 milionów Amerykan się wysie- rylizuje, jak zaopiniował nie żaden Mikado, ale kierownik tam- tejszego „Eugenie Record Office" 4 ). I Niemcy hitlerowskie, i USA demokratyczne stawiały wiec przed 1. 9. 1939 coraz bardziej na doktora... weterynarii: na konowała. Likwidują medycynę Jeno patrzeć, jak rak weżre się jeszcze w jakiś inny odcinek nauk lekarskich. W świadomie wymierających narodach medycyna się kończyj zaczyna się weterynaria. - Dlaczego? Bo medycyna kończy się tam, gdzie lekarz zaczyna le- czyć bez miłosierdzia chrześcijańskiego: nie po katolicku. Jak bardzo ci, co projektują sterylizację, dowodzą, iż są zwyrodniali, widać po tym, iż hitlerowcy, którzy ją zaprojekto- wali tak buńczucznie dla Niemiec, okazalisię sami najbardziej zbrodniczym elementem świata. CHORE LECZNICTWO 45 ) Nasze lecznictwo przedwojenne było chore. Gdy w roku 1932 na każde 10 tysięcy ludności mieliśmy w szpitalach 22,1 łóżka, to w roku 1939 21,7 łóżka. Niemcy miały 44) Dąbrowski, 191 i inne. 45) Por. „Biuletyn Zwiąż*: Le’.:arzy P. Polskiego”, r. 1939, grudzień 1938. 128 wtedy 98,2 łóżka 46 ). Pogańskie Niemcy były cztery razy miło- sierniejsze dla swych chorych niż katolicka Polska. Nasze lecznictwo było i jest zwyrodniałe. Gdy w roku szpitalnym' 1934-35 było w szpitalach porodów 53.028, to poronień w tymże roku było 33.571, a zgonów 34.275. 1 Czyli zgonów było nie 35.275, tylko 68.846. A więc śmiertelność w szpitalach była o sto procent wyższa od podawanej urzędo- wo 47 ). Tylko u 62 procent kobiet ciężarnych, przychodzących do szpitali, przeprowadzono porody, natomiast u 38% poronienia 4 *'). A co za orgie poronień notowały szpitale Polskiego Górnego Śląska! Co się tam dziś dzieje? Jakże radosną wobec tego jest statystyka niejakiego raka, zabierającego nam rocznie w one czasy 1.500 ludzi 4 * 1 ). ale tymi 1.500 nieszczęśnikami przerażają nas kongresy, dzieła, wykresy, alarmy i wrzaski, czynione przez lekarzy oraz opinię publiczną. Natomiast o tym, iż już przed wojną zabijało i dobijało się w szpitalach samych dzieci tyle, ile umierało tam wszystkich ludzi na wszystkie choroby razem, ani mru, mru. Sielanka. Lecz prawdziwie sielsko-anielsko było pono nie w szpita- lach, ale w lecznicach prywatnych, zwłaszcza niektórych. Żyły one głównie z dzieciobójstw, robiły na tym miliony, a mniej kontrolowano je niż uliczne budki z papierosami. Być może, iż część tych „ginekologów" zginęła, ale ich obyczaje wsiąkły tak bardzo w nasz świat lekarsko-pielęgniarski, iż zdarza się teraz gdy zaatakować Polaka-ginekologa, czemu zabija dzieci, ten wytrzeszcza oczy i woła: „Z głodu bym umarł! Wszyscy tak ro- bią!” Wszyscy.- więc on też Owca. Polacy-lekarze nie reagują na to, nie nazywają takiego fachowca zbrodniarzem, ale kolegą. Wiadomo, iż w r. 1938 odbył się w stolicy tzw. Kongres Dziecka. Typowo_znajdkowa impreza. Bo dziecko jest nieod- łączne od rodziny, dlaczego więc nie Kongres Rodziny? Lano tam aż trzy dni łzy nad niedolą dziecka polskiego. Płakały mi- nistry od opieki społecznej, chlipały sędzinę od nieletnich, lały ślozy doktory-profesory, społecznice i ojce, i matki. Byli kapła- ni (zapłakani). Ale nie było referatu o rzezi dzieci w Polsce. Mimo, iż obrady plenarne toczono w sali mającej u góry ol- brzymi złoty napis: In omnibus Chtistus. W sali Akcji Katolic- kiej. W roku 1945 w dniach od 10 do 29. X. odbył się międzyna- 46) „Mały tocz. sł 1939, 296. 47) Bujalski, 42, 44, 45. 48) Część tych kobiet przychodzi do szpitali z zaczętymi poronieniami. Gdzież więc są o io sprawy sądowe? Czemu lekarze szpitalni nie wytaczają tym kobietom procesów? Skoro milczą, biorą udział w zbrodniach owych kobit: 49) BujaUki, 59. 129 rodowy zjazd w Zurychu pod hasłem „Krzywda dziecka". Cieka- we, czy lam milczano o światowej rzezi dzieci? Żeby być przyjętym do szpitala, nie wystarczy być cho- rym. Trzeba mieć kartę wstępu, „plecy", lub pieniądze. - Dowody? Dnia 22. X. 1946. pisze ojciec rodziny z Ziem Zachodnich: „Kiedy żona miała urodzić, wystarałem się o świadectwo ubó- stwa. Udałem się do szpitala, żeby żonę przyjęto na czas po- rodu. Doktorka pyta się nas, kto będzie płacił szpital. A ja mó- wię, iż nikt, bo na to przedstawiłem świadectwo. Nie przyjęła. Poradziła, żeby prosić wójta o pomoc z kasy gminnej. Wójt tłomaczył, iż pieniędzy w kasie nie ma, będzie je miał, jak sołtysi uchwalą na kwartalnym zebraniu złożyć pieniądze na ten cel. Ale prawo natury nie czeka tygodniami na zdanie soł- tysów, gdy żona ma urodzić za kilka dni. W ostateczności skie- rował mnie do Opieki Społecznej. Ta obiecała dać 300 złotych, ale dopiero po urodzeniu dziecka jako „nadzwyczajny dar", które to 300 złotych otrzymałem i to już wszystko." Drogi Ojcze Rodziny z Ziem Odzyskanych! To, co Cię spotkało, to już tradycja. — Jak to! Łóżek w szpitalach było w r. 1934-5 - 68.699. To wynosi 22.571.870 „dni leczenia". Jednak chorzy wykorzystali tylko 18.796.872 tych „dni". Przy tym szpitale państwowe wykorzysta- ły wtedy swe łóżka w 1 13,3%, samorządowe w 86,1 procent, instytucje społeczne w 72 proc., prywatne w 57,4% 60 ). Choć więc łóżek mieliśmy stosunkowo cztery razy mniej niż ówczesne Niemcy, to nasi chorzy ich nie wykorzystali, bo nie mieli karty wstępu lub pieniędzy. Oszczędzano tedy na pójściu do szpitala. Wołano umierać. Biorąc za podstawę stan szpitalnictwa w Wielkopolsce, otrzymujemy, iż 300.000 chorych nie mogło się dostać co roku do szpitala, w tym 60.000 chirur- gicznych. Oczywiście, byli to chorzy głównie ze wsi 51 ). Gdy znów wziąć za podstawę 500 mieszkańców wsi i 200 z miast - na jedno „łóżko szpitalne" 52 ), oraz liczbę naszej lud- ności z dnia 1. 9. 1939, jak również liczbę posiadanych wów- czas w szpitalach łóżek, to w tymże czasie brak nam było 25 tysięcy łóżek. Czyli przed 1. 9. 1939 brakowało nam 41ót szpi- tali prowincjonalnych. Okazuje się więc, iż nasze szpitalnictwo 50) Bujalski, 33, 39. ,, Dzień Jęczenia", to pojęcie używane w administracji szpitalnej. 51) Bujalski, 39. , .Biuletyn Oddziału Warszaw. Związku Lekarzy Państwa Polskie- fc", Warszawa, grudzień 1938, sfcr. 2. Wspomniany stan szpitalnictwa wielkopolskiego nie byl idealny w porównaniu z Zachodem Europy. 52) Było by to kilka razy mniej, niż na Zachodzie Europy. 130 nie tylko nie było przygotowane do wojny, ale choćby do nor- malnego leczenia podczas pokoju. Nasza wieś potrzebuje mnóstwa szpitali. Są one tym ko- nieczniejsze, iż na prowincję idą lekarze niezamożni, ubodzy w urządzenia swych pracowni. A tymczasem dziś samo rozpo- znanie choroby, to nie tylko „osłuchiwanie" i „opukiwanie". Wymaga ono bogatego aparatu technicznego i laboratoryjne- go już w samym zakresie diagnostycznym. A w chirurgicznym! ginekologicznym? w metodach leczenia? Owóż to wszystko mo- że mieć tylko szpital. Jedynie w oparciu o taki szpital zdoła lekarz prowincjo- nalny rozpoznawać, leczyć, nie partaczyć i zgadywać, zwłasz- cza jeżeli szpital na prowincji będzie miał tyle łóżek, aby każdego chorego kwalifikującego się do szpitala mógł lekarz tam u- mieścić. PYTANIA Co da wsi lekarz bez szpitala? Co da wsi młody lekarz, który na skutek ustawy z r. 1938 musi przepracować na prowin- cji dwa lata? Wieś jest uboga, młody lekarz - też niebogaty. Czy wynosi on z uniwersytetu zaprawę do stosowania w swym zawodzie katolickiej etyki lekarskiej? Czy wyno-si tyle postawy ofiarnej, by pracować za pół darmo? Kto uodpornia nasze mło- de siły lekarskie przed pokusą dzieciobójstw: wszak cena za „operację" wynosi tyle, iż gdyby codziennie zatłukł chociaż jedno dziecko chłopskie, to już może trwać na posterunku? „Spółdzielnię Zdrowia" założy taki lekarz... z gospodyniami wiejskimi. Kto uczy naszych chłopów, jak korzystać z lekarza- ginekologa po katolicku? Kto i gdzie czyni z lekarza — aposto- ła, anachoretę? Jakiej medycyny uczą nasze uniwersytety: zdrowej, czy medycyny wymierających narodów? Jak wycho- wuje się w państwowych szkołach położnych i pielęgniarskich? Czy szkoły te oraz wydziały lekarskie mają kapelanów katolic- kich? I czy ci kapelani, to jednocześnie znakomici lekarze oraz święci księża? Czy ci lekarze-księża uczą w szkołach położnych, pielęgniarskich i na uniwersytetach — katolickiej etyki położ- niczej, pielęgniarskiej, lekarskiej? Jakiego cenzusu moralnego wymaga się od osób wstępujących do szkół położnych, pielęg- niarskich, medycznych? od wykładowców tamże, a zwłaszcza od profesorów ginekologii i położnictwa na uniwersytetach? Czy my, naród, który nie chce wymrzeć, nie powinniśmy wymagać obowiązkowych egzaminów ze znajomości katolic 131 kiej etyki zawodowej — w szkołach położnych, pielęgniar- skich i medycznych? Czy uczennice szkół położnych, studentki szkół pielęgniar- skich, młodzież wydziałów medycznych wiedzą chociażby, czego wymaga katolicka nauka o macierzyństwie, która dziś jest jedynym ratunkiem dla bytu biologicznego narodu i Pań- stwa? Czy w naszych szkołach pielęgniarskich, położniczych, na wydziałach medycznych opracowuje się katolickie metody le- czenia choćby w kołach studiów? , Czy istnieją nowoczesne podręczniki katolickiej etyki akuszerskiej, pielęgniarskiej i lekarskiej? Czy takie podręczniki istnieją w ogóle? Który Episkopat i którego kraju postarał się o takie dzieła? Musimy je czym prędzej przyswoić 53 ). Kto kontroluje lekarzy i akuszerki, które wraz z lekarzami wyrżnęły nam bezkarnie miliony dzieci i dalej bezkarnie to czynią? Czy to prawda, a jeżeli tak, to jak długo będzie trwało to, że młody lekarz, gdy po studiach praktykuje w zakładach gi- nekologicznych i szpitalach, a nie chce brać udziału w zabija- niu dzieci, to go terroryzują starsi lekarze za „zacofanie i nie- koleżeńskość"? Jak jest pod tym względem z wymaganiami w stosunku do personelu akuszerskiego i pielęgniarskiego oraz zwykłej służby szpitalnej? Wszak wszystkie te osoby, to zazwy- czaj katolicy, a przecież katolik biorący udział w mordowaniu dziecka nienarodzonego podlega klątwie Kościoła (prawo ka- noniczne 2350 § 1 )! Dlaczego Katolicki Uniwersytet Lubelski nie otworzył do- tąd najkonieczniejszego w Polsce wydziału: medycyny katolic- kiej? Ile dni tracą chorzy i ich rodziny, zanim od Ubezpieczalni lub od Opieki Społecznej, bądź z Urzędu Gminnego dostaną kartę do szpitala? Ilu chorych umiera, bo nie dostali na czas karty? bo nie dostali wcale karty? bo chory był chory, ale nie miał pieniędzy? INTERES I MIŁOSIERDZIE Jaką rolę gra biurokracja w lecznictwie? Kiedyś w Galicji (przed rokiem 1918 ) koszty egzekucji przy ściąganiu zaległości 53) Wprawdzie podawaliśmy w części VI pierwszego tomu niniejszej pracy książkę Spaldinga „Etyka w zawodzie pielęgniarki”, ale ani to książka nie jest u nas znana, ani nie jest dostosowana do naszych warunków. W dodatku wcale jej w sprzedaży nie ma. ążkę 132 za opłaty szpitalne wynosiły 70%. .. kosztów całego szpitalnictwa. To samo zauważono w Szwecji. U nas zaledwie 10 % chorych opłacało bezpośrednio kosz* ty pobytu w szpitalu („samopłacący"), 20 % pokrywały Ubezpie- czalnie, a 70 % — samorząd i Państwo 1 ’’ 4 ) . Po co więc system opłat za leczenie szpitalne? Ile kosztuje utrzymanie urzędników, którzy przelewają pieniądze z urzędu do urzędu? asygnują? przyjmują? kwitują? notują? sprawdzają? obliczają? ściągają? Czy szpitale nie powinny leczyć za darmo, z pieniędzy państwo- wych? Taka wszak jest tradycja polskiego szpitalnictwa 55 ). W roku 1934-5 szpitale warszawskie kosztowały 15,5 milio- na, z czego Ubezpieczenia dały 3,6 miliona, a więc 23%; samo- płacący dali 1,2 miliona, czyli 8 proc. A więc za nieubezpieczo- nych wpłacono 69% 56 ). Czyżby nieubezpieczeni, a wymagający leczenia szpitalnego, wynosili w onymże czasie aż 69 proc. lud- ności siojicy? Prosimy o wyjaśnienie. Bo może czego tu nie ro- zumiemy? W roku 1934-5 całe szpitalnictwo kosztowało 94 miliony. Ubezpieczalnie wpłaciły 16.417.900 zł, czyli 19,27%, chociaż do- chody Ubezpieczalni wynosiły w roku 1934 458,1 miliona zło- tych, a w roku 1935 506,4 miliona 57 ). Gdzie za te 480 milionów (średnia roczna) zbudowano brakujące wówczas Polsce 436 szpi- tali? Koszt ich wynosiłby tylko 30% dochodów Ubezpieczalni z jednego roku r>8 ). Zrozumiałe: Ubezpieczalnie leczyły, poma- gały, ale czy szpital nie jest w lecznictwie najkoniejczniejszy? Po co ratować róże, gdy płoną lasy? Najcudaczniejsze jest jednak to, iż gdyby powstały przed wojną owe brakujące 416 szpitali, to mogłyby stać pusto, o ile leczenie szpitalne pozostałoby odpłatne. Wszak chorzy nie wy- korzystali u nas w roku 1934-5 3,8 miliona „dni leczenia". — Czemu szpital, rzecz najpierwszej i najgroźniejszej po- trzeby jest u nas tak niedościgły? 54) Bujalski, 93. 55) Męczkowski : „Stan i potrzeby szpitali Królestwa Polskiego’', Warszawa 1915. W byłej ,, Kongresówce 1 ' szpital był darmo, utrzymywany z podatków. 56) Bujalski, iabl. IX. Pracownicy państwowi i kolejowi mieli odrębne ubezpie* czenia niezależne od tak zwanych Ubezpieczalni Społecznych. 57) „Mały rocz. st. 1936", str. 217 oraz „ M. r. sł. 1937", str. 293. Wydatki w r. 1934 353,2 miliona, w r. 1935 430 milionów. Wydatki w r. 1937 430 milionów, do- chody 566 milionów („Mały r. st. 1939, str. 309). 58) Koszt „łóżka" w nowoczesnym szpitalu (przed ostatnią wojną) wynosił 5.000 — 6.500 zł. Typowy szpital prowincjonalny na 60 łóżek z czterema oddziałami: wewnętrznym, chirurgicznym, położniczym i zakaźnym) w ośrodkach większych — psychiatrycznym, laryngologicznym, wenerycznym itd.) kosztowałby 300.000 — 390.900 zł. A więc 416 takich szpitali kosztowałoby 162 miliony złotych, czyli 25 proc. — 33 procent rocznego dochodu w budżecie Ubezpieczalni z roku 1934-5. Mniej niż czysty dochód z lat 1934-1935. 133 Bo lecznictwo nasze oparło na zasadzie „interesu publicz- nego". Rozporządzenie Prezydenta z d. 22. II. 1928, art. 9 - wprowadziło tak zwaną „odpłatność" (Nr 38 Dziennika Ustaw). Zorwano w tej gałęzi kultury z tradycją polską. Wprowadzono kapifalistyczno-urzędniczy styl „miłosierdzia": jak Niemcy i An- glia. A przecież nie mamy powodu małpować obcych. Toż już w roku 1775 Polska pierwsza w Europie wprowadziła „Centralną Komisję nad Szpitalami w Koronie i Wielkim Księstwie Litew- skim". Do r. 1919 nasze szpitalnictwo nie miało nic wspólnego z „interesem": była to posługa samarytańska, a wartość społecz- na lekarza stała na poziomie niedościgłym. Symbolem lekarza tamtych czasów, to Śniadecki, Marcinkowski, Chałubiński. Zresztą i Anglia trąbi na odwrót. PAP doniósł, iż „w dniu 24 stycznia 1946 roku odbędzie się w Izbie Gmin posiedzenie, któ- re zajmie się rozpatrzeniem projektu siedmiu nowych ustaw", czwartą z nich jest ustawa o „bezpłatnej pomoc.' lekarskiej dla wszystkich obywateli Wielkiej Brytanii". Od czasu, gdy wprowadzono „interes" do szpitalnictwa, „szpital, to fabryka od uzdrawiania,- chory, to surowiec,- posłu- gacz, pielęgniarka i lekarz: to technicy,- a przywrócona zdolność do pracy, to produkt fabryczny"' 6 }. „Interes" nakazuje chorego, którego leczenie się nie opła- ca, wyrzucić na bruk, albo przenieść do tańszego zakładu, gdzie stale... brak miejsc. A czyż nie bardziej dochodowo dla Państwa wysyłać takich chorych wprost na tamten świat? WODA ZE STAWU I „SZYSZKA" Z AMERYKI Lecz jakiż był poziom tych nielicznych szpitali unowo- cześnionych: bo opartych o „interes publiczny"? Owóż trafiają się takie szpitale, gdzie gospodaruje się na poziomie kradzieży 60 ). Sprawozdanie urzędowe za rok 1934-35. Słuchajmy dalej. O przyszłość narodu: o matki i dzieci — nie dba się. Łóż- ka dla dzieci stanowią 4%. Porodów odbywa się tylko 6 proc. spośród wszystkich porodów w Polsce 6 '). W 650 szpitalach pracuje zaledwie 377 akuszerek 62 ). Połowa szpitali nie ma Roentgena 63 ). 59) „Projekt reformy lecznictwa", Warszawa 1938. 60) Bujalski, 115. 61) Bujalski, 36, 44. 62) Bujalski, 84. 63) Bujalski, 83. 134 51 szpilali nie ma kanalizacji 1 ’ 4 ). 37 szpitali czerpie wodę ze studni 65 ). Do 6 szpitali wożą wodę w beczkach. Do jednego - ?m stawu 60 ) . Opłaty od kobiet rodzących - na ogół według najwyż- szych stawek, Bodaj podobnie - opłaty od dzieci 67 ). Są też szpitale o jednym lekarzu os ). W 15 szpitalach przypada 1 lekarz na 100 łóżek tC ). 56 powiatów w Najjaśniejszej nie ma szpitala 70 ). Powtarzamy: wybudowanie brakujących 416 szpitali kosz- towałoby przed wojną 160 milionów złotych. Ubezpieczalnie za lata 1925 - 1938 miały dochodów 7 miliardów i nazywały się „społeczne" 71 ). Czy jest dziedzina, gdzie ostrzej występuje niedbalstwo polskie? ostrzej i tragiczniej? Siedem miliardów... A przecież to wszystko, to stan sprzed zawieruchy 1939-45. Jak jest obecnie, wie każdy, kto choruje. Starają się nam pomóc obcy. choćby Irlandia. „Wiadomości Statystyczne", organ Głównego Urzędu Statystycznego, w numerze z marca 1946 roku mówi, iż gdy w roku 1938 (na 35 milionów ludności w ówczesnej Polsce) było szpitali 677, to w dniu I.XI. 1945 roku było 649 szpitali (na 24 miliony ludności). Łóżek w roku 1938 było 74999, w roku 1945 84865. Łóżek na oddziałach ginekologiczno-położniczych było w roku 1938 6377, jest w dniu I.XI. 1945 6312. Łóżek dziecięcych było 4740, jest 2075. Łóżek dla skórno-wenerycznych było 2827, jest 2955. Łóżek dla gróźlików w szpitalach i sanatoriach było 12385, jest 7649. Stacyj Opieki nad Matką i Dzieckiem było 570, jest 366. Statystyka nie mówi, ile łóżek na oddziałach ginekolo- giczno-położniczych zajmują kobiety które przychodzą zabijać swe dzieci. Tak samo statystyka nie mówi, jaki jest stosunek personelu „Stacyj Opieki nad Matką i Dzieckiem" - do dziecka nienarodzonego, bo dopiero wówczas wiedzielibyśmy, na ile 64) Bujalski, 83. 65) Bujalski, 83. 66) Bujalski, 83. 67) Bujalski, 45, 103 do 109. 68) Bujalski, 85. 69) Bujalski, 87, 70) Bujalski, 23, 24, 71) ,,Maly rocznik statysł. 193S", 309. 135 te stacje przyczyniają się do wydawania dzieci na świat, a na ile pośredniczą... w zabijaniu dzieci nienarodzonych. Ksiądz doktor Adamczyk tak mówił w marcu 1946 roku na Wojewódzkiej Radzie Narodowej w Katowicach: „Niemieccy lekarze w Krakowie twierdzili, iż w G. G. dokonywali polscy lekarze rocznie, skromnie licząc około 500 tysięcy spędzeń pło- du i śmiali się z tego. Jak nas ze źródła miarodajnego informo- wano, 60% lekarzy jednego z większych miast G. G. żyło w cza- sie okupacji niemieckiej ze spędzania płodu. Byli lekarze, któ- rzy wmawiali kobietom, iż są w ciąży, by móc po pozornie za- stosowanym zabiegu ściągnąć z pacjentki sute honorarium... Dziś dzieje się podobnie. Są lekarze, którzy mają markę rzeźników nienarodzonych dzieci, i szpitale cieszące się tą samą opinią... lekarze, znani przed tą wojną ze stosowania tych zabiegów, uszli, względnie musieli ujść do G. G. (ze Śląska) niekoniecznie ze względów patriotycznych. Powróciwszy z G. G. prowadzą nadal swój niecny proceder". A potem ówże radny przytoczył cyfry, iż Śląsk wymiera. Podobnie podawały w r. 1946 „Nowiny Lekarskie" i na- czelny organ Izb Lekarskich ,,W Służbie Zdrowia.” Lekarze i akuszerki mają w tej chwili najwięcej zbrodniarzy, najniżej stoją moralnie ze wszystkich zawodów. W dodatku le- karze uciekają do miast. W r. 1947 wypadał w Warszawie 1 lekarz na 660 mieszkańców, na Pomorzu Zachodnim 1 na 6.600 mieszkańców, na Mazurach 1 na 8.000, na Dolnym Śląsku 1 na 14.600. Gdy przed wojną mieliśmy 12.917 lekarzy i 3.686 dentys- tów, to w r. 1946 mamy 6.220 lekarzy i 1.507 dentystów. Hańbą szpitali jest to, iż zarówno tę kobietę, co przycho- dzi wydać na świat dzieciątko, jak i tę, co przychodzi je zabić, traktuje się jednakowo. Owszem, bywa, iż dla rodzących nie ma miejsca, bo zajęły je poczwary zabijające własne dzieci. Kobiety z poronieniami trzeba wyłączyć ze szpitali i ubez- pieczeń. Ubezpieczalnie polskie nie mogą ubezpieczać mor- derstw. Przerywania ciąży zabronić lekarzom bez żadnych ab- solutnie furtek. Znieść wszelkie „wskazania". W Polsce nie może być „wskazań" do zabijania dzieci, bo to potworność! A tym bardziej potwornością są takie „wskazania" przeznaczone dla ludzi z wyższym wykształceniem i to w dodatku dla lekarzy. „Wskazania", szerzone przez... uniwersytety ?- „Praktyczni Amerykanie posyłają do Azji Imkę (YMCA), iżeby uczyła Chińczyków, jak regulować liczbę urodzeń...*' 72 ). - Co wspólnego ma Imka z naszym szpitalnictwem? 136 72) Dmowski („Świat pow. i Polska '), 59. Może ma, może nie. W „największym czasopiśmie mason skim świata The New Age (360.000 nakładu) opisuje Cowles..' — Ależ co nas obchodzi jakiś Cowles?! Kio zacz Co włos? Szyszka. „Cowles jest formalnym zwierzchnikiem masone- rii Obrządku Szkockiego Dawnego i Uznanego" na całym święcie 73 ). — No więc co opisuje Cowles? „...Opisuje Cowles zwiedzanie pamiątek historycznych w Polsce oraz wizytę w szeregu zakładów, którymi ze względu na ich świecki charakter jest zachwycony, jak Instytutem Higie- ny Dziecięcej, Szkołą Pielęgniarek oraz gmachem YMCA". Świecki charakter... Szkoła Pielęgniarek... Hm... — Po co Cowles w szkole pielęgniarek polskich tuż przed ostatnią wojną? To wiedzą kierownicy masonerii w Polsce. I Cowles w USA. „Pierwszym prezesem Rady Krajowej YMCA w Polsce był doktor medycyny Rafał Radziwiłłowicz, adekwatny twórca ma- sonerii w Polsce", a „następnym prezesem Rady Krajowej YMCA zostaje sekretarz loży „Odrodzenie", a zarazem przedstawiciel niemieckich wielkich lóż na Polskę..." 74 ). Niemieckich. Niemcy, USA, masoneria... pielęgniarki polskie, inslyiut higieny dziecka polskiego... Hm... Nasze zakonnice polskie boją się pono pracy w położ- nictwie jak ognia piekielnego, choć rodzenie dzieci, to najbar- dziej kobiece zjawisko: kobieta kwitnie dziećmi. A masony się nie boją położnictwa. I aż z Ameryki przyjeżdżają, by kontrolo- wać, jak się u nas przygotowują do swych zadań „siostry" świeckie, które według planów masonerii mają jako jedno ze swych zadań wyrugować zakonnice z polskich szpitali. „Świecki charakter"... ŚWIAT I KLASZTOR Lekarzom trzeba pomóc. Nie można ich zostawiać na pas twe losu. Lekarzowi pozostawionemu samemu sobie trudno postępo wać etycznie, jest to bowiem zawód wymagający zawsze, a zwłaszcza w epoce świadomego dawania życia - postawy bohaterskiej i to w stopniu nieznanym innym zawodom, wszak 73) „Sodalis Marianus", maj 1939, 173 74) Sodolis Marianus, mai 1939, 174. 137 poŚY/i ocenie lekarza jest ciche, ukryte, nie reklamowane. Gdy naród żyje na wysokim poziomie moralnym, io lekarzom łatwiej 0 wysoką etykę. Ale na wysokim poziomie żyje naród, gdy ogół małżeństw jest wiemy naturze, ale gdy przychodzi wyna- turzenie, moralność narodu upada! Wówczas i lekarzom, których dostojeństwo i powaga nie ulegają większym ska- żeniom w czasach, gdy życie małżeńskie zostaje wierne na- turze, jest teraz coraz ciężej zachować adekwatną postawę etyczną, a najtrudniej ginekologom. Medycyna ulega wtedy porażeniu. Rośnie liczba lekarzy rzucających etykę do kąta, a i sama etyka lekarska staje się coraz bardziej... naukowa. Le- czenie zamienia się... w zapobieganie, w... higienę, w... zabija- nie słabych, a zwłaszcza najbardziej bezbronnych: dzieci nie- narodzonych. Niechęć do chorego człowieka wzrasta, woli się pielęgnować... zdrowych. Lekarz zamienia się w higienistę lub... w zbrodniarza. Takie właśnie przemiany dokonują się na na- szych oczach w medycynie i zawodzie lekarskim, zwłaszcza w ginekologii, wśród świadomie wymierających narodów. 1 u nas. Zauważyć jednak należy, iż i dziś w Polsce nie brak lekarzy godnych największej czci, stanowiących chlubę lecz- nictwa Dolskiego. Ale są oni, jak ów Mojżesz Michała Anioła-, milczą. Niech przemówią! Posiadamy również i czcinajgodniej- sze akuszerki. Z powodu tedy skłonności lecznictwa do zwyrodnień, mu- simy oddać najżywotniejszy, najdelikatniejszy i najtrudniejszy etycznie teren lekarski — macierzyństwo-ginekologię — w ręce wolne od egoizmu, najmiłosierniejsze, najbardziej ofiarne i świę- te: w ręce lekarzy polskich — zakonników i zakonnic. Naród bowiem musi mieć także niezakażone ośrodki nauk medycznych i praktyki lekarskiej : zakony lekarskie, ośrodki zdrowia w medy- cynie — niezależnie od tego, co w danej chwili czyni świat, na- tomiast zależne w swej postawie wobec nauk lekarskich i czło- wieka od tego, co nakazuje lekarz-Chrystus. Pańslv/o przyszłości nie pozostawi lak ważnej pozycji jak lecznictwo samym lekarzom i przypadkowi, ale usadowi tu zako- ny lekarskie jako klapę bezpieczeństwa w medycynie, jako od- trutkę na jej rakowatość, jako dumping najwyższej klasy wobec lekarzy świeckich, jako szkoły miłosierdzia dla narodu. Zakony lekarskie mają teraz tę rolę do spełnienia, co niegdyś zakony żebracze. One uzdrowią kulturę leczniczą, one odrodzą małżeństwo, one uratują narody od świadomego wy- marcia,- one przez rozwój miłosierdzia stonują gorączkę zbrojeń państw współczesnych i zbliżą do siebie narody,- one ubezpie- czą społeczeństwo i jego warstwy najuboższe, najbardziej bez- radne na wypadek choroby. One uratują chrześcijaństwo. 138 Nie milion urzędników z „ubezpieczalni społecznych", lecz dziesięć tysięcy lekarzy i lekarek zakonnych: oto ubezpie- czalnia narodowa! Ale zakony posiadają jeszcze jedną specjalność. Już ją posiadają. Zakony, to nieustanny pokaz czystości obyczajów. Pokaz ten porywa i podnosi ogólną kulturę panowania nad sobą. Im więcej jest takich panien, co śmiało mogłyby iść do zakonu, tym więcej jest takich chłopców, co chcieliby sie żenić. Im więcej powołań zakonnych, tym więcej powołań małżeńskich. 1 zarazem im więcej kultury dziewictwa i dozgonnej wierności zakonnej w zakonach, tym więcej kultury wstrzemięźliwości małżeńskiej i wierności dozgonnej wśród małżeństw, a jedno- cześnie - tym więcej ludzi, co w okresie przedmałżeńskim za- chowują czystość. — Skąd możliwy jest ten poziom w zakonach? Zakony współpracują świadomie z Łaską. Zakonnik z włas- nej woli chce postępować nie tylko po ch.ześcijańsku, ale co- raz doskonalej po chrześcijańsku. Sam się w tym celu mozoli. Sam pracuje nad sobą Sam się usiłuje wychować i to do pozio- mu „drugiego Chrystusa". Uprawia samowychowanie. Przede wszystkim stara się być stale w stanie Łaski. Ma wtedy w du- szy Trójcę Świętą. Nie jest osamotniony. choćby na pustyni. Bę- dąc w stanie Łaski, jest powiększony - o Boga. Trójca Święta po to właśnie przychodzi do duszy, by pomóc człowiekowi samo- wychowującemu się przekształcać jego postawę na postawę doskonałego chrześcijanina. Bóg jest więc osobiście adekwatnym kierownikiem samowychowania. Przeto kooperacja z Łaską, to współpraca z Bogiem nad kształceniem w sobie postawy moral- nej. Odbywa się ta praca na wewnątrz człowiaka. W duszy. Jest to owo słynne „życie wewnętrzne". Wspólnota: człowiek i Bóg. Trójca tedy Święta jest podagogiem od samowychowania. Przychodzi Ona do duszy z całą tkliwością i potęgą. Toteż kto współpracuje z Bogiem na wewnątrz siebie, może być niezłom- ny jak wszyscy Książęta Niezłomni, choćby był neurastenikiem jak stara panna i tchórzem jak święty Piotr. Zarazem może mieć tkliwość jak serce matki, choćby był prostaczkiem jak proboszcz z Ars. Nie znamy ludzi, co śpieszą do zakonów. Nie znamy tej dziwnej emigracji - w świat samowychowania, gdzie nikt na nikogo nie wpływa przemocą, gdzie wszystko się trzyma bez po- licji, gestapa: gdzie każdy jest lub pragnie być - w sumieniu mocarstwem. - K+o kieruje z zewnątrz samowychowaniem? 139 Ksiądz. Zazwyczaj, gdy spowiada. Nazywa się kierowni- kiem duchowym. Spowiedź w zakonie, to nie samo wyznanie grzechów; to zarazem sprawozdanie z pracy nad udoskonala- niem własnej postawy moralnej: z samowychowania. Człowiek taki zmienia jaskrawo na zewnątrz swą postawę wobec życia: stara się panować nad sobą coraz umiejętniej oraz kochać Bo- ga i ludzi coraz umiejętniej. Wyrasta na miłośnika ludzi i Boga. Na pana życia. Taka jest pedagogika zakonów. Otóż, jak już wiemy, nadeszła konieczność, by każdy mał- żonek i małżonka umieli świadomie na wewnątrz duszy współ- pracować z Bogiem nad ukształcaniem swej postawy wobec życia — na chrześcijańską. Wiemy również, iż bez lego nie ma mowy o wstrzemięźliwości małżeńskiej: o kulturze panowania nad sobą. Przeto nadchodzi czas upowszechnienia samowycho- wania na cały ogół ludzi dorosłych wśród zdrowej części naro- du i ludzkości. Nauka czytania, pisania, rachowania, matury, dyplomy magisterskie i doktorskie: to dopiero... epoka kamien- na możliwości ludzkich — w małżeństwie, w życiu narodu, w życiu świata. Samowychowanie, życie zgodne z naturą, kooperacja z Łaską i wynikające stąd panowania nad sobą, a wraz z tym rozumna liczba dzieci: to składniki życia małżeństw w epoce świadomego ojcostwa i macierzyństwa. Nowy, lepszy, szczęśliwszy człowiek, naród i świat — nie dadzą się już pomyśleć bez samowychowania, bez Łaski, bez Boga na wewnątrz nas, jako naszego wychowawcy. Bezmiar energij i światła Boskiego w postaci Łaski nie po- winien się bezczynnie unosić nad nami. Wprowadzić te wartości w ruch, przyswoić naszym organizmom można głównie przez świadomą współpracę z Łaską: przez samowychowywanie, upra- wiane na płaszczyźnie nadprzyrodzonej. Tej sztuki nauczy nas nie szkoła, ale zakłady specjalizu- jące się we współpracy z Łaską: zakony kapłanów-kierowników duchownych, czyli specjalistów od kierowania samowychowa- niem w życiu dorosłych ludzi świeckich. Zakony inteligentnych, świętych spowiedników. Nowe zakony. Powołane do tego, że- by uczyć naród sztuki samowychowania. I to jest drugie najpilniejsze zadanie zakonów w erze świadomego ojcostwa i macierzyństwa: w erze świadomego postępowania po katolicku. 140 „NARÓD W KOŚCIELE" 7 *) Zakony są albo najnowocześniejsze, czyli wkraczają zaw- sze lam, gdzie kaiolikom świeckim jest najciężej żyć po kaiolic- ku i na owych terenach powodują rozwiązania etyczne chrześci- jańskie, albo są najniedołężniejsze i rozpędzane są wtedy na cztery wiatry przez lada pokurcza masońskiego albo przez byle dziewkę 70 ). Gdy zaś zakony są tylko „średnie" („na jeża"), oznacza to, że naród, wśród którego pracują, spada na zbity pysk. I wraz z nim upadają zakony, choćby ich stan był na oko „kwitnący", tak jak dziś... Bo fałszywie kwitną zakony, gdzie zarazem nie kwitnie naród, ale wymiera. Jeżeli zakony nie nadążają za życiem narodów, a choćby jeżeli nie wybiegają życiu narodu naprzód, to katolicy świeccy, przeciętniaki, tchórze, bojący się jak ognia heroizmu — tu i ów- dzie „nawalają" i to w takiej mierze, iż na ten przykład aż mo- że grozić z tego powodu wymarcie Europy, wojny gazowe, ra- kietowe, bombowe, rasowe, międzykontynentalne, totalne, chwianie się Opoki Piotrowej itp. To nie są żarty. Dlatego zakony nigdy nie są „trochę potrzebne", ani „nie- szkodliwe", ani „takie sobie", ani „niech sobie będą", ani „co mi tam do nich",: ale są konieczne dla życia narodu. Tak sa- mo zakony, to nie są żadne „ongi", ani „przed wiekami", ani „wyrzeczenie się świata", ale pogotowie i to takie, po które gdy człowiek zadzwoni, to porusza Niebo i Ziemię oraz wyzwala wszystkie siły ludzkie i Boskie. Mogły sobie narody protestanckie od kilku wieków oby- wać się bez zakonów, i mimo to rosnąć w potęgę, ale dziś w erze świadomego ojcostwa i macierzyństwa mogą, pozbawio- ne zakonów, tylko wymrzeć. Wszystkie narody i państwa muszą w tej chwili wyjść z do- czesności i świeckości na teren Łaski i przeznaczenia swych obywateli do życia nieśmiertelnego, o ile nie chcą wymrzeć... świadomie. Sprawa Łaski i Nieba stała się dzięki zaognieniu problemu rodziny sprawą bardziej narodową i państwową, niż jest nią w życiu jednostki, a podział życia narodu na życie świeckie i za- konne oraz powiązanie tych prac w jedno, to źródło żywotności narodów i Kościoła, to cecha narodów i Kościoła w przyszłości. I dziś. 75) Tytuł rozprawy Kazimierza Sołtysika 76) ,, Wygnanie Jezuitów z Portugalii dodało bodźca wszystkim ich wrogom w państwie francuskim. Do ich liczby należała tu i słynna metresa rozwiązłego Ludwi- ka XV (1715-74) markiza Pompadour”. Umiński, tom II, 304 141 Zakony wcale nie powiedziały jeszcze osiainiego słowa. Zakony dopiero przemówią. I narody dopiero przemówią. Lecz narody i zakony przemówią razem. Albowiem ani naród bez zakonów, ani zakony bez narodu nie mogą żyć pełnią życia. Zakony i naród, ło jedno,- tak jak Kościół i narody, to jed- no. Bo Kościół nie jest międzynarodowy: Kościół jest powszech- ny, a wszędzie, gdzie Kościół się zakorzenia, przekształca społe- czeństwa stadne na narody i on jedynie władny jest czynić je niezniszczalnymi 77 ). Chodzi tylko o to, ile naród zdoła wydać powołań zakon- nych z grona swych ludzi ideowych. Powołanie takie rodzi się w człowieku z rozkochana się najofiarniejszego w Chrystusie, w narodzie i życiu świata. Kto jeszcze tego nie wie, niech prze- czyta autobiografię kontemplalywnej, a więc zdawałoby się naj- dalszej od życia świętej — Teresy od Dzieciątka Jezus. „Moim Niebem będzie dobrze czynić na ziemi" - pisze ona. „Przeby- wając w Niebie, będę dobrze czyniła na ziemi". „Nie, nie spocznę do końca świata"! Albo takie. „Nie rozumiem świętych, którzy nie kochali swojej rodziny"™). Albo takie zdanie Carrela: „Ludzie rosną, o ile ożywia ich wielki ideał, o ile posiadają obszerne horyzonty. Poświęce- nie samego siebie nie jest trudne dla płonącego namiętnością wielkiej przygody. A nie ma przygody piękniejszej i niebez- pieczniejszej od odnowy człowieka nowoczesnego" 79 ). Cóż piękniejszego, jak odnowić oblicze Ziemi Polskiej, o Zakonnicy- Polacy! 77) Koneczny (..O wielości cywilizacyj”), 267, 304. 78) Dzieje duszy ”, autobiografia świętej, Kraków, 270. 79) Car rei, 242 142 Część dziesiąta KULTURA BIO-SFERY KULTURA BIO-SFERY RODY ŚWIADOME Świadome ojcosiwo i świadome macierzyństwo prowadzi wprost do rodu. - Rody? Toż już były kiedyś rody! To staroświecczyznal Nie tylko były, ale wiele cywilizacyj tkwi jeszcze w ustro- ju rodowym: cywilizacja Indyj (bramińska), cywilizacja turań- ska, arabska, chińska. W dodatku są to cywilizacje o niższym po- ziomie życia małżeńskiego, bo poligamizujące lub wręcz poliga- miczne*). Ale rzecz w tym, iż rodowość w owych cywilizacjach pochodzi ze zwyczaju i z musu. W Polsce był kiedyś ustrój rodowy. Wtedy i u nas były rody z musu, ze zwyczaju. Tak jak do niedawna jeszcze ludziska żyli sobie w małżeństwie zgodnie z żoną i zgodnie z naturą ze zwyczaju. Natomiast dziś załamało się to, i teraz trzeba żyć zgod- nie z żoną i z naturą, ale już świadomie, nie zaś z musu lub ze zwyczaju. Podobnie nadchodzi świadome życie rodowe. Po prostu rodzina, gdzie rodzice dają życie świadomie i gdzie w tym celu żyją zgodnie z naturą, wytwarza o wiele wię- cej więzi i kultury, niż ich potrzebuje dom dodzinny. Rodzina taka nie zadowala się więc spójnią i kulturą domu macierzys- tego. Przeto więź i kultura takiego domu nie kończy się ślepą uliczką. Toteż dziatwa, opuściwszy dom rodzicielski, gdy z dala od siebie pozakłada własne ogniska, współżyje przez cały czas z sobą. Tak współżyje, jak za dni młodości. To samo czyni ich potom- stwo, chociażby mieszkało na różnych kontynentach: współży- je ono z sobą i z dwoma poprzednimi pokoleniami krewniaków. Współżycie trzech pokoleń: jak w domu. Jak u mamy. Chociaż- by żyli w różnych częściach świata. Solidarność. Jak u Żydów. Albowiem nie sztuka - po rozejściu się rodzeństwa - już w pierwszym pokoleniu, więcej się nie znać. I - twierdzić, iż 1) Koneczny („O wielości cywilizacyj"), sir. 133-161, 236-316. 145 lepszy obcy niż krewny. Wszak krewniak, lo dalszy ciąg wspól- nej rodziny: własności biologicznej, a porzucenie łączności z do- rosłymi braćmi i siosirami dowodzi braku kultury współżycia: dowodzi społecznego niedorozwoju. Własność macierzysta się rozłazi. Rodzina tedy świadoma nie marnuje własności biolo- gicznej: nie rozprasza wiązi i kultury wyniesionej z domu ma- cierzystego, ale przenosi tą więź i kulturą na współpracą z kre- wniakami. I albo dziąki temu przekształca sią w ród, jeżeli dotych- czas nie tworzyła rodu, albo wtapia się w lód, o ile go posiada. Świadome życie małżeńskie wprowadza - równolegle — świa- dome życie rodowe. Jest nas Polaków mało. Ubodzy jesteśmy. Wymieramy. Sąsiadów mamy potężnych. Chodzi o to, by żadne zjawisko do- datnie powstające wśród nas, nie rozpraszało się. I w kulturze musi być ekonomia. Żaden dorobek kuturalny żadnej z rodzin, żadnego z rodów, a choćby ani jedno uczucie pozytywne, ani jedna myśl twórcza i oiiarna - nie mogą przepadać, ale mu- szą wrastać w naród. Skrzętny naród nic ze swej kultury nie mar- nuje. Wszystko gromadzi, spiętrza. Z im bardziej wysoka i w im większej masie spadają wody narodu dó rzeki życia, tym więcej energij można z narodu wydobywać i tym bardziej dynamizo- wać polską postawę wobec świata: naszą rodzimą postawę jed- noczącą — unijną. Temu właśnie służy wychowanie w rodzinie świadomej i w rodzie świadomym. Kto będzie chciał zobaczyć najpraw- dziwszą Polskę, pójdzie nie tyle na rewię wojskową, ile do domu rodzinnego. Ani bowiem państwo polskie, ani szkoła polska nie mogą być tak polskie, jak życie w rodzinie polskiej. Dekoncen- tracja polskości na każdą rodzinę. „Twierdzą nam będzie każ- dy próg". „Linia Chrobrego" w każdym domu. Polskość tę pie- lęgnować będą dalej rody. W ten sposób świadome postępo- wanie po polsku będzie kształtowane nie tylko przez tych, co czują się odpowiedzialni za naród, a tych jest zawsze garstka, lecz i przez tych, co świadomie odpowiadają za to, co się dzieje w ich rodzinie i rodzie, tych zaś jest miliony. Z drugiej zaś stro- ny tyle możemy dać własnego światu, co jest w nas polskiego. Bo co nie jest rodzime, wyłącznie polskie, nie jest nasze, choć- byśmy to tylko i nic więcej nie czynili. Czy wyobraża sobie kto Polskę bez rodu Piastów, Jagie- llonów, Sobieskich, Żółkiewskich, Zamoyskich? Czy wyobraża sobie kto Polskę bez Wawelu-, bez tego cmentarzyska rodzin królewskich? Czy ów szereg trumien monarszych, to nie tysiąc lat życia Polski? Nie ma narodu polskiego bez rodzin polskich. 146 A tym bardzej nie ma pańswa, kosfruowanego społecznie w sposób planowy, bez świadomie zdrowych rodzin i rodów. Wprawdzie ażeby doszło do społeczeństw nowoczesnych, spoisfszych, trzeba było dawniejszą wieź rodową przezwycię- żyć, bo na drodze do pogłębienia wspólnoty ogólniejszej stała ciasnota i egoizm dawnych rodów. W narodach cywilizacji ła- cińskiej przezwyciężono podwórkowość rodów, ale dokonały tego... rody monarsze i to nie tyle dzięki urzędników, ile rękami... rodów, popierających rody monarsze. Zresztą choćby najbardziej zurzędniczone imperia, jak carskie, niemieckie i francuskie tworzone były i rządzone przez rody. Bez Ruryko- wiczów i Romanowów, Habsburgów i Hohenzollernów, Karolin- gów i Burbonów - nie było by Rosji, Niemiec i Francji, a Sianów Zjednoczonych nie było by bez emigranckich starych rodów holenderskich, angielskich i francuskich, dziś zaś... bez rodzin miliarderów, milionerów. Rody budowały i przez cały czas budują Japo- nię i Chiny 2 ). Obecnie rodom nie grozi podwórkowość, gdyż teraz współżycie rodowe może się wytworzyć tylko z rodzin świado- mie zdrowych, te zaś mogą istnieć tylko dzięki niezwykle wy- sokiej etyce, która z kolei wymaga ustawicznego usuwania z siebie egoizmu. Ród taki nie zadawala się spójnią i kulturą rodowców, wytwarza bowiem o wiele więcej więzi i kultury niż rodowcy potrzebują. Dlatego więź i kultura rodu świadomego nie koń- czy się ślepą uliczka: ród współżyje z pozostałymi rodami. Łą- czy je bowiem, to, co najsilniej spaja: wspólna postawa wobec życia. Aczkolwiek tedy zdrowa część narodu składa się w na- szych czasach z rodzin świadomie wiernych naturze i Łasce, ale rodziny te wiążą się w rody świadomie, te zaś — w świadomą część narodu. Rodzina, ród, naród. Kultura biosu. Powstanie cała kultura wspólnot opartych na pokrewień- stwie. Kultura narodowej biosfery. Związki krwi spotęgują spoistość narodu. Na tej drodze można wyzwolić nieprawdopodobne ener- gie społeczne. Na wychodźstwie, czy w Macierzy, w okresach okupacji, czy podczas wolności — tym bardziej zwarte może być życie narodu, im bardziej będzie kipiało życie rodzin i rodów. Na straży polskości i solidaryzmu stanie wtedy uruchomie- nie najpotężniejszych sił biologicznych i emocjonalnych, jak 2) Pono pół miliardem Chińczyków rządzą dziś córki Stin-jAł-Seita I ich szwa- a- gier (Czang-Kaf-Szek), 147 miłość wzajemna małżonków, miłość dzieci do rodziców i rodzi- ców do dzieci, pokrewieństwo rodzin z rodami oraz - rodów ze zdrową częścią narodu. Przeto życie zdrowej części narodu, złożonej ze zdrowych rodzin i rodów, nie kończy się ślepą uliczką egoizmu narodowe- go, albowiem takie społeczeństwo wydobywa z siebie więcej energij i kultury, niż ich samo potrzebuje. Naród taki wytwarza tego typu więź i kulturę, iż przedłuża się ona organicznie o współżycie i współdziałanie kulturalne ze wszystkimi zdrowy- mi narodami. Epoka świadomie zdrowego życia małżeńskiego, to epo- ka świadomego współżycia zdrowego odłamu ludzkości. Dopiero na tej więzi narodów, reprezentujących zdrową część ludzkości, będzie mógł Kościół zbudować rodzinę narodów katolickich: rodzinę - nie w teorii, ale w praktyce, gdyż Koś- ciół może o tyle tylko wcielać w życie swe cele nadnaturalne, o ile jednocześnie ludzie wcielają swe możliwości naturalnego rozwoju,- w danym wypadku: o ile narody kształcą swą biosferę. Natura i Łaska. Naród i Kościół. Świadome tedy ojcostwo i macierzyństwo chociaż z jed- nej strony grozi wymarciem światu, to przecież o ile jest prak- tykowane zgodnie z naturą, staje się warunkiem urzeczywistnie- nia Królestwa Bożego wśród zdrowej części ludzkości. Idea Królestwa Bożego już się raz załamała: w średnio- wieczu. Bo średniowiecze nie znało świadomego ojcostwa i ma- cierzyństwa. Dziś nad globem powiewa sztandar świadomego ojcostwa i macierzyństwa. Sztandar ma na jednej stronie trupią głowę, na drugiej Królestwo Boże. Albo, albo. Dwie drogi do wyboru... Tylko. Kultura wszystkich dziedzin życia może rosnąć w nie- skończoność, o ile równolegle rozwija się współżycie rodzinno- rodowo-narodowe: kultura biosu. Albowiem siłą twórczą jest je- dynie miłość, a źródłem miłości rodzina i wykwitające z niego życie rodów i narodów. Oraz - szczepiona na tym miłość wyż- szego rzędu: Łaska. DEMOKRATYZACJA ARYSTOKRATYZMU Członkiem związku rodzin może być krewny tego samego nazwiska - na całym świecie. Prawo do rodu ma każdy. Nie jest to nędzne prawo przelotnego obywatelstwa, ale prawo moje i wszystkich moich krewnych - do wspólnego, mego z nimi, 143 udziału w historii narodu polskiego przez cały ciąg jego dziejów. Prawa tego nie otrzymuje się, ani nie można go nadać. Jest ono samosiwórcze i dobrowolne, jak dobrowolna jest mi- łość rodziców do dziecka, jak dobrowolny jest nasz udział w ży- ciu Kościoła. Jak małżeństwo. Związki rodzin (rody) dostawać będą znaki (herby) za największą liczbę poległych w czasie wojny oraz za największą liczbę rodowców poległych podczas pokoju — na rzecz narodu (wynalazcy, lekarze, ratownicy, misjonarze, pielęgniarze i inni męczennicy obowiązku). Związki rodzin (rody), połączone w związek rodów, wysy- łać będą przedstawicieli do rządu i samorządu. Na czele związ- ku rodów moż,e stać Głowa Państwa jako przedstawiciel rodzi- ny, pierwszej w narodzie. W ten sposób rządzić będą narodem nie inne części ciała, ale głowy: głowy rodzin. Państwo rodzin’). Dziś naród nie ma przedstawicielstwa, które by organicz- nie szło od rodzin poprzez rody i ich centralę. I ustrój korpora- cyjny daje tyko przedstawicielstwo tych, co tworzą kulturę za- wodową. Brak w nim przedstawicieli biosu i opartej o bios - korporacji rodzin i rodów, reprezentującej więź narodową’) Państwom wymierających narodów - brak więzi społecz- nych organicznych: zdrowych rodzin i .rodów. Sami urzędnicy, to .lichą więź. Taka więź zanadto zależy od... tajniaków. To takie mocne, jak małżeństwo, którego spoistości strzeże... policjant. Albo wrócimy do rodzin i rodów, albo państwa Europy zamienią się w „czyste" państwa: bez narodów i... rodzin. W państwa dyktatorów i znajdków. Siany Zjednoczone Znaj- dków. Dychawiczne efemerydy: bo wymrą takie „Siany"... świadomie. Ale cokolwiek sie stanie z dzisiejszymi Stanami (USA), choć życzymy im jak najlepiej, my musimy myśleć naj- pierw o sobie. Otóż niepewny to członek narodu, kto nie ma ko- rzeni rodowych, kio nie jest członki ąm rodu odpowiednio daw- no. Czemu 1 ? Bo jego rodzina nie rea żadnej historii w życiu na- rodu. Jest tymczasowa. Okazyjna. Przypadkowa. Dzieje takiej irodziny są bez dziejów. Znamienne, iż tyko te warstwy rządziły społecznościami, które umiały się zorganizować w rody i potrafiły przez całe wie- ki utrzymać więź rodową. One tworzyły kultury, cywilizacje, państwa i narody. 2) Por. art. iyt. : „Państwo rodzin" (uwagi prawno-ekonomiczne) — w czaso- piśmie „Nowe Wiadomości Ekonomiczne i Uczone", Warszawa, paźd z. 1938, str. 15-17. 3) Por. ks. dr. Piwowarczyk Jan? „Korporacjonizm i Jego problematyka", Poz- nań 1936 149 Gdyby nasi chłopi umieli się zorganizować w rody o świa- domości historycznej, nigdyby nie doszło do pańszczyzny. Kto bowiem sam nie umie tworzyć trwałych wspólnot - ofiarnie i do forowolnie, ten bywa wtłaczany do wspólnot obcych, a doty- czy to tak samo warstw jak i całych społeczeńsiw. Tylko wy- twarzanie z własnej warstwy narodu - broni ją od pańszczy- zny. choćby szlachta, gdy przestała wytwarzać naród, wpadła pod bat zaborców. Rozbiory. Ubogi szewczyna ze Starego Miasta może być równio arystokratyczny, jak Zamoyscy lub Czartoryscy. Zależy to ty^o od tego, jak dawną tradycją żyje jego ród, jak żywo nią żyje i o ile wcementował życie swej wspólnoty rodowej w życie każdej z rodzin swego nazwiska oraz w życie narodu: o ile żyje postawą — na ród i naród. Na tę budowlę stać nas natychmiast. Bo któż z nas nie mo- że rozbudowywać więzi nasamprzód we własnej rodzinie, a po- tem między własnymi krewniakami? Pełną odpowiedzialność obywatelską można wychowy- wać wtedy, gdy rodzina wie, iż ma żyć w ciągu całych dziejów narodu. Z drugiej zaś strony tylko taka rodzina bierze pełny udział w życiu narodu, bo w ciągu całych jego dziejów jest ży- wą jego cząstką. W ten sposób zdobywa ona prawa do pełnego udziału w życiu narodu i Państwa. Inne rodziny, wymierające, to przelotni członkowie narodu, upośledzeni, chociażby ktoś z tych efemeryd został prezydentem, marszałkiem, czy monar- chą. Rodzina tedy, która świadomie wymiera, pozbawia się gło- ,su w całych dziejach Polski. Największą klęską w życiu Sobiesi kich. Wazów, Jagiellonów i Piastów jest to, iż nie mogą już brać udziału w życiu Polski: iż są dla Rzeczypospolitej zmarły- mi członkami. Kultura tedy bio-sfery, ciągłość poprzez ród, to. żywiołowa pożywka dla szczepienia odpowiedzialności za na-’ ród i Państwo jak najszerzej: któż bowiem nie żyje życiem ro- dzinnym! Ród i naród same się stwarzają. Tak jak małżonkowie sami sobie udzielają Sakramentu Małżeństwa. HELLADA NA „KÓŁKACH" Wszystko, czym żyje nasza cywilizacja, dały społeczności rodowe. Nie mówiąc o szlachcie rodowej, „w gminach średniowie- cznych najważniejsze urzędy były zastrzeżone dla mistrzów 150 cechowych, albo leż, jak w Wenecji, dla członków pewnej ilości rodzin notablów" 4 ). Warstwy, które w średniowieczu nie zorganizowały się w rody, przeszły bez śladu, a stale figurowały jako warstwy naj- niższe. Dziś każda warstwa jest najniższa, bo żadna nie kształci wspólnoty rodowej. Dlatego żadna nie umie rządzić. Starożytny Rzym republikański stał starymi rodami rzyms- kimi: „w starożytnym Rzymie urzędy najważniejsze były powie- rzane pewnej ilości wybitnych rodzin" 5 * ), a senat Rzymu republi kańskiego, złożony z przedstawicieli rodów, wygląda! w oczach cudzoziemców na zgromadzenie monarchów. Rzymianie mawia- li, iż „wypatrywanie się w obrazy przodków zapalało w nich żą- dzę sławry""). Każdy rodowiec włączał swe życie dla imperium — w łańcuch takiegoż życia swych przodków: „w Rzymie każdy czyn zamierzony szedł według dawnego wzoru", „dzieje były księgą świętą, mistrzynią życia, z dziejów rodziły się dzieje" 7 ) Wszyscy żyli historią udziału swych przodków w rodzie 'własnym i narodzie. Nikt nie czuł się... znajdkiem historycznym Nikt nie zaczynał służby narodowi - od siebie. Brał płonącą ża- giew miłości Ojczyzny od przodka i niósł ją dalej z narodem 5 ). Dopóki małżeństwa rzymskie były wierne naturze, dopóty istniały potężne rody. Poprzez nie wyrastało społeczeństwo w naród rzymski, a w rzeczpospolitą - państwo. Gdy rodziny przeszły na ograniczanie potomstwa niezgodne z naturą, spois- tość rodzin i rodów zaczęła pękać, nastąpiła dyktatura nad spo- łeczeństwem, które już nie miało cech narodu, ale stawało sic coraz bardziej zbiorowiskiem upaństwowionych bydląt. Zamiast Rzymian przyszli „obywatele rzymscy”. Podobnie stara Hellada, zwłaszcza jej słońce. Attyka, sta- ła nieprawdopodobnie rozwiniętym życiem rodzinnym, rodo- wym i międzyrodowymi związkami (tyle). „Lud attycki dzielił się na cztery fyle, fyla dzieliła się na fraiiie, fratria na rody (gene). Ten podział był aż Klejstenesa podstawą administracji" 9 ). „Już w Iliadzie ten, kio nie należy do Irairii uchodzi za s;o- jącego poza społeczeństwem" 10 ). „W Atenach już w VII wieku każdy należy do fratrii" czyli do famiłijno-prawnego związku rodów 11 ). Podział lokalny miał w starej Attyce bardzo podrzęd- ne znaczenie" 12 ). Prawo obywatelstwa zależało od przynależ- ności do pierwotnej organizacji rodowej”. choćby wojsko* . 'a znaczenie miały fyle i frairie 13 ). 4) Mosca. 282. 5) Mosca, 282. 6) Swierzbiński, 59. 7) Świerzbią iki W. #) Swierzbiński, 59. 9) Witkowski, 183. 10) 183, 11) 183, 59, 186 12) 186. 13) IH*. 151 „Rody posiadały prócz własnych świąźyń i kapłanów — domy dla zebrań" 14 ). Rody posiadały swoich świętych: „Patronami wszystkich rodów atiyckich byli Zeus herkeios i Apollo pafroos". Patronami fratryj byli Zeus phrairios i Afhena phrafria". W świątyniach łratryj" odbywały się uroczystości i akty familijno prawne" 13 ). Przyjmowanie synów do rodu odbywało się równocześnie Z przyjmowaniem i do fralrii" 1 "). Nie każdego krewnego przyjmowano do rodu i dc fratrii. Wymagano przede wszystkim, by dziecko było prawego łoża i zrodzone z córki obywatela 17 ). Tak samo ożenienie się uważano za sprawę obchodzącą cały ród: „Obywatel po ożenieniu s\ę przedstawiał żonę we fratrii" 18 ). Dziś wśród wymierających narodów, młody człowiek nie jest obowiązany nikomu swej przyszłej żony pokazać. Zupełnie jak pies czy kura. Wystarczy, iż młodzi byli razem na dancingu i trzy razy na plaży, a już się żenią. Po roku ustawiają się w kolej- kę do rozwodu. I znów na plażę i dancing - ona z innym, ą on z inną. I tak w kółko. „Rodzina oparta na monogamii stanowiła podstawę państ- wa greckiego, gdyż na prawie familijnym opierały się wszystkie stosunki własności", 19 ) samo zaś „Państwo greckie rozwinęło się z rodziny"-"). „Małżeństwo monogamiczne jako podstawę rodziny sławi Ajschylos", poligamia na wschodzie i u Traków wydawa- ła się Grekom barbarzyńską"-' 1 ). Poligamia Azii sprawiła to, iż Azja, choć całe tysiąclecia była ludnościowo olbrzymem, to jednak kulturą pozostała karłem wobec monogamicznej Europy. I pozostaje. Zresztą budząca się nowa Azja przechodzi wszędzie na monogamię. Bo jedna żona ożywia postęp. Wiele żon zamraża postęp. Robią Azję. Skamielinę. Aczkolwiek „Klejstenes zasiani! istniejący przed nim po- dział rodowy podziałem administracyjnym opartym na zasadzie terytorialnej", to jednak tworząc fyle lokalne pozostawił fratrie bez zmian tak, iż fratrie były całkiem niezależne od nowych fyli i nie były ich częściami, a poza tym życie insiytucyj pokrewień- stwa powiązane było nadał z życiem państwowym 22 ). „Nowych obywateli wpisywano do list obywatelskich, tj. do demos, fratrii i fyli" 23 ). Tylko synowie wprowadzeni do fratrii uzyskiwali prawa polityczne „przez wpisanie do księgi demu ojca" 24 ). „Każda frat- 14) Witkowski 23S. 15) 238,245. 16) 240. 17) 240. 18) 239. 19) 69. 20) Witkowski 72. 21) 60. 22) Witkowski, 73 . 23) 73 . 24) 240 . 25) 244. ria posiadała w obrębie ustaw ogóini»państwowYch samorząd i mogła stanowić sobie w'asne ustawy. Samorząd w dziedzinie bio-sfery. „Fyle miały swój kult, swój majątek i posiadały samo- rząd". „Państwo przerzuciło wiele swoich zadań na fyle"- : ‘). Zatem zorganizowany udział rodzin i rodów w życiu państwa. Aliści równolegle i jeszcze w okresie helleńskim (1.000 — 500 lat przed Chrystusem) religia nagiego Apollina „starała się wszelkimi sposobami zastąpić rodzinę, jako zasadniczą komórkę społeczną, przez koła i związki sakralno-wojenne". Najsurowiej „zasadę związków zastosowano w Sparcie" JI ’). I to ją zgubiło... Wprawdzie cel był piękny: „osiągnięcie najwyższej doskona- nałości umysłowej i fizycznej, mężczyzna dążył do tego, aby być mężem obrońcą i dzielnym slernikniem swej ojczyzny, kobieta — do tego, aby mogła takich mężów rodzić"- 7 ). Przy celach lak pięknych wychowaniem dzieci w domu zajmowały się coraz częściej babki-*). Mamy siedziały na zebraniach „kółek". Nio miały czasu. Uspołeczniały się. W okresie attyckim (500 r. - 323 r.) życie kółkowe udostęp- niono wszystkim. Demokracja. Mimo to trwało jeszcze życie rodów oraz fratryj- 9 ) i to do tego stopnia, iż gdy syn prał ojca, to tata nie wzywał policjantów scytyjskich, ale wołał: „Pomóżcie sąsiedzi, krewni, rodacy"’")! Synkowie się rozbestwiali, bo ma- my się uspołeczniały, aby móc rodzić mężnych obrońców i dziel- nych sterników Ojczyzny... Siedziały więc coraz częściej , na kółkach". Dziś mówiło by się, iż „pracowały w organizacjach". Bogacze helleńscy świetnie się bawili „na kółkach". W okresie hellenistycznym (232-30) każdy prz: chodzi... na „kółka". Cała Grecja. „Człowiek uważa się za jednostkę biologi- czną, środków do życia dostarcza mu jego zawód, polem jego działalności społecznej jest jego kółko, po cóż mu rodzina? Pie- niądze, które by na nią wydał, woli on zbierać dla zabezpiecze- nia starości, a resztki zapisać stowarzyszeniu, które go za to po- chowa z honorami. Tak rozwija się dążenie do bezdzietności i bez- denności, które w zdrowych opokach jest nie do pomyślenia"' 1 ’). Kto z nas, wychowanych na kulturze klasycznej, wie o tym, czego... narobiły „kółka"? Dziwna rzecz. Znamy do gruntu sztukę i naukę grecką. A czemu tak mało wiemy o kulturze biosu helleńskiego: o życiu rodzinnorodowym Greków? Wszak nie znając lego życia nie zna- my źródeł siły kulturalnej dawnej Grecji. Bo z wartości wypielę- gnowanych w rodzinach i rodach helleńskich wytrysnął cud te- 26) 27) 28) 29) 30) Zieliński. 888. 89. 89. 170. 171. 31) Zieliński, i. II. 23. 153 go wszystkiego, co w ich dorobku jest wiekuiste. Prawda, dobro, piękno. Rodzina, ród, naród. Hellada, Rzym, Europa. Polska. Skoro tylko upadło zdrowe życie rodzinne, pochodzące ze zwyczaju, skoro upadło zdrowe życie rodowe, pochodzące ze zwyczaju, winni byli Grecy wywołać świadomie wierne naturze zdrowe życie rodzinne i świadomie zdrowe życie rodów. Różni- ca między dawnym życiem rodzin i rodów greckich a nowym byłaby ta, iż tylko zdrowe rodziny, a więc tylko część rodzin greckich, mogłyby się zorganizować w świadome życie rodzinno- rodowe. Pozostałe paskudztwo trawiłoby sobie dalej życie „na kółkach": gniłoby i próchniało świadomie. No i wymierałoby w galopującym tempie. Niestety, tej regeneracji rodzin i rodów - Grecy nie pod- jęli: wszyscy przeszli „na kółka". Bez życia rodzinno-rodowego Hellada schła, aż wyschła. „RÓŻDŻKĄ DUCH ŚWIĘTY DZIATECZKI BIĆ RADZI" Życie rodzinno-rodowe, samoistne, idące od dołów, to ruch ludowy - w nadchodzącej epoce. I to taki ruch ludowy, który ułatwi Rządowi rządy. Mogą bowiem być sobie po staremu premierowie, rady ministrów, partie polityczne, korporacje, trzy czytania w Sejmie i dwadzieścia cztery w Senacie (lub na odwrót). Owszem. Wszy- stko to jest po to, by rząd dobrze rządził. Ale jakże ułatwia rzą- dzenie fakt, iż Władze Państwa mają na dole nie piasek, czyli nie tak zwane społeczeństwo, ale naród zrzeszony w rody, w których to rodach obowiązuje całkiem prywatnie i jest prak- tykowany kodeks postępowania po katolicku we wszystkich dziedzinach życia.- w gospodarce, w wychowaniu , w sztuce, w obyczaju! Innymi słowy, takie społeczeństwo samo prawa stanowi i samo je praktykuje. Samo wykonuje. Samo karze. Pry- watnie i obowiązująco. Bo prawo może być cywilne, karne i — ojcowskie. Dopiero wówczas może dojść do prostoty w karach wy- mierzanych przez rząd. I może ustać inflacja praw. „Rzym miał minimum praw, swoje 12 tablic, i prywatne postępowanie krymi- nalne, sami obywatele strzegli wykonania prawa. Tylko zabój- stwo, morderstwo były dochodzone z urzędu, przez urzędników państwowych, wobec tego iż pokrzywdzony nie mógł tego uczynić sam. Dopiero za Tyberiusza zjawiają się oskarżyciele w związku z lex majesłałis, dla zysku, przeciw bogatym; ale byli źle widziani i nie szkodzili ubogim, czemu przypisywać należy swobodne szerzenie się chrześcijaństwa. Dopiero od Dioklecjana 154 zaczyna się system azjalyckiej procedury karnej, lysiące szpie- gów rządowych! Zatem prawo rzymskie „nie ścigało samo przes- tępców, pozostawiało ich do ukarania rodzinom" (Towner). - Ale nie mamy jeszcze tych rodzin i rodów, i ich sądo- wnictwa: gdy nie będzie karał rząd, wszystko się rozlezie! Tak. Nie mamy pieniędzy na kosztowne kary, a mamy olbrzymią ilość ludności niewychowanej. Państwo nie powinno u nas bać się robić porządku. Najtańszym kosztem. Praca, solidne ciężkie roboty. Bo to dopiero leczy (ponad śnieg bielszy)! Wo- bec tego nie każdy przestępca będzie się mógł dostać do więzienia. Dziś się karze zbyt urzędowo. Przestępca jest dla sądu zbyt obcy. Tymczasem rząd musi być i ojcowski, skoro ojcowie w Państwie Polskim... nie wykonują władzy nad dziećmi, skoro brak rodowego sadownictwa. Ale wtedy bez lania ani rusz. Bo je- dnak prawdziwy ojciec wali od czasu do czasu rózgą. A nie ma nic bardziej humanitarnego jak gdy bije ojciec. Za zgorszenie tedy (nierząd, słowo mówione, pisane, wy- stęp) - chłosta! Loco - najbliższy posterunek policji. Recydywi- stów po raz trzeci nie przewiduje się. Kary odręcznie. Bez formu- larzy i okienek. Jak w domu. Po ojcowsku. - Ależ broń Boże! Policja nie jest od tego! Więc kto to ma robić, skoro ojcowie w Państwie Polskim.., nie wykonują swej władzy?! — Meee... Za zbrodnie przeciw rodzajowi ludzkiemu, czyli handel środkami dzieciobójczymi i przeciwkoncepcyjnymi, za ich wy- rób, reklamę: chłosta, konfiskata majątku i pozbawienie prawa do pracy w handlu i przemyśle. Patrz: Kodeks Włoski, artykuł 532. Słabszym - baty na raty. — Ależ, to sadyzm!!! W takim razie, kto ma tu reagować?! - Meee... Natomiast za gwałt-, kula. Gdy kilku gwałcicieli: kilka kul w łeb. Za współudział w zabijaniu dziecka nienarodzonego - pozbawienie prawa wykonywania zawodu, odjęcie komcensji na lecznicę, konfiskata majątku i ciężkie roboty, a za zabicie dziec- ka nienarodzonego - ciężkie roboty aż do śmierci. Przy tym wy- jątkowo to prawo powinno obowiązywać wstecz. Rękami tych, co brali udział w mordowaniu dzieci polskich należy wyregulo- wać co najmniej Wisłę. Tak samo ci, co zarazili kogoś wenerycz- 155 nie, winni pracować przymusowo i za swe zarobki opłacać całe lecznictwo w tym dziale. Na upartych (akuszerki-dzieciobójczynie, ulicznice, ich miłośnicy, pornograf omani) — ciężkie, solidne roboty! Nie — „szkoły zamiast więzień", ale kary zamiast więzień. Solidne kary w postaci uczciwej pracy i rygorów. Po ojcowsku. Więzienia nowoczesne nie są wcale karą, są tylko taką samą szkołą próżniactwa jak i szkoła nowoczesna. Nie będzie też więzień dla złodziejów, ale praca: regulacja rzek, drogi, meloracje i wielkie roboty publiczne. Im gorliwiej będzie złodziejaszek pracował, tym wcześniej się go wypuści. Można by te „szkoły pracy", nazwać „Loże gorliwego Litwina". W ten sposób złodzieje będą pracowali. Dopiero gdyby złodziejów brakło, trzeba będzie wielkie roboty publiczne: regu- lację rzek, drogi, melioracje — powierzyć tym, co od urodzenia są uczciwi. Jednak narazie nie ma strachu, żeby brakło złodzie- jów w Najjaśniejszej. Zresztą od czegóż policja! Policja dostarczy konlygenlów złodziejów. Wyłapie, A znów sądy zapewnią byt złodziejom: sędzia bowiem wymierzy złodziejowi kontyngent pracy. Zarobek złodzieja w obozie pójdzie na spłacenie szkód. Punktualnie w końcu tygodnia - poszkodowani otrzymywać będą z obozów przekazy na podjęcie pensji cotygodniowej od „swoich" złodziejów. W ten sposób się wyjaśni, po co w Pańtswie są złodzieje. Dzięki temu nareszcie się dowiemy, po co jest po- licja. Dziś policjant strzeże jak oka w głowie, by jeżdżono prawą stroną, a pokaźna część dorobku ludności gdzieś wsiąka. Za nie- wyżyte złodziejstwa będzie płacił poszkodowanym miejscowy posterunek policji. Albowiem każda sfera pracowników, o ile dojrzała do swych zadań, odpowiada za porządek na swym tere- nie. Kandydatka na żonę oficera zawodowego nie musi dziś mieć posagu, wystarczy, gdy jest uczciwa i dzielna, ale poli- cjant musi złożyć przed przyjęciem go do służby poważną kau- cję. żeby miał czym płacić za niewykTytych złodziejów. Porzą- dek musi być. choćby wśród policji. — W takim razie nikt nie będzie policjantem! Nie-, w takim razie niezdary nie będą policjantami. I na- reszcie się doczekamy wzrostu kultury policyjnej. CHURCHILL XXI WIEKU I MIKOŁAJCZYK DRUGI Gdy miną opary wojny światowej, a mężowie stanu spo- strzegą, iż ich narody wymierają sobie tak jakby nigdy nic, 156 rządy zaczną regenerować w niebywałej skali swe trupy: naro dy wymierające. Wówczas państwo uczyni przede wszystkim jedno: zrobi porządek z małżeństwami. Nie uzna rozwodów: tak, że każdy musi wrócić do swej pierwszej żony 32 ). Tak samo pań- stwo nie uzna żadnego wyznania, tolerującego rozwody i wy- naturzone życie małżeńskie. Wyjdzie się z założenia, iż mogą być choćby amerykańskie wyznania (nowe wiary... za dolary), ale tylko zdrowe. Istnieje przepowiednia (krążyła gęsto czasu wojny po Warszawie): „A gdy ujrzycie, iż wszyscy wracają do swoich bab, wiedzcie, iż Polska wraca do niepodległości już nie na żarty". Oj, będzie to widok, gdy wszyscy będą wracali do włas- nych niewiast! Co za prostota ujęcia „problemu seksualnego". Każdy — do swojej. „Na Ojczyzny łono". Repatriacja żon i mę- żów. Przywróci się i tutaj stan prawny w Rzplitej. Ułff! Ale rząd regenerujący trupa na tym nie skończy: zabro- ni sprzedawać brudnych książek i pism. Nakaże je zniszczyć w bibliotekach, księgarniach. Rząd usunie zjawiska antyrodzinne, czyli bezwstyd, z ra- dia, prasy, teatru, filmu, sportu, muzeów, szkół, plaż. Usunie zwy- rodniałą literaturę szkolną 31 ). Miejsca zakażone w arcydziełach naszej literatury wytnie 31 ). Rząd wprowadzi do wychowania fi- zycznego kostiumy i obyczaje skromne. Usunie bezwstyd z ulic (reklamy środków antykoncepcyjnych, „dziewczynki", porno- grafię krajową i zagraniczną — starą i nową — w kioskach, wy- stawach sklepowych, fotosy z brudnych filmów i teatrzy- ków) oraz bezwstyd z wnętrza lokali sozrywkowych (w teatrzy- kach, kawiarniach iid.). 32) Konsystorze prawosławne postępowały u nas przed ostatnią wojno tak, ^jak- by cerkiew prawosławna była wyznaniem większości — orzekają rozwody małżeństw, które były zawarte’ w kościele katolickim, w których oboje małżonkowie byli w chwili ślubu katolikami i w których jeden z małżonków (zawsze powód) w czasie trwania mał- żeństwa, czyli po ślubie, przyjął prawosławie i zwrócił się do konsystorza prawosławnego o rozwód”. W ciągu ostatnich pięciu łat rozbito w ten sposób. 5000 małżeństw katoli- ckich”. ,, Protesty przeciw niewłaściwości sądu prawosławnego nad katolikiem nie od- noszą skutku. Prokuratura sądów państwowych odmawia pomocy”. Choromański, 107-113. 33) Czy to prawda, iż ,, Dzieje grzechu” są lekturą obowiązującą na klasę IV gimnazjów polskich? Por. Goliński, 9. 34) Należy oczyścić z pornografii i niechlujstwa obyczajowego wszystkie trwałe, a zanieczyszczone czynniki kultury polskiej, m. in. utwory literackie, np. ,, Chłopów” Reymonta, Dowiadujemy się, iż i z ..Chłopów” Reymonta, które zostały przetłuma- czone na język japoński, usunięto wszystko, co by obrazić mogło wysoką moralność japońską, „Tak dbają poganie o zdrowie i dobre obyczaje”. . Mówi nasz przewodnik, że na wszystkich filmach japońskich mogą być choćby dzieci”. Filmy obce operowane są z miejsc gorszących — bezwzględnie. Posadzy, 245, 246. „Józef Zastawny w periodyku „Wieś i Państwo” (nr. 6, r. 1946) mówi o „Chło- pach” Reymonta m. in. tak: Autor pokazał tam światu chłopa polskiego jako zboczeńca seksualnego '. Pewnych, niezdrowych parłyj książki — na wsi „na głos nie czyta się nigdy”. 157 Restauracje, szynki, „lokale" płacić będą podatek wielo- krotnie wyższy od normalnych — od każdej godziny po za- chodzie słońca, godziny te bowiem należą prawnie do rodzin. Czas, to też własność. Film, piosenka, książka, sztuka będą cenzurowane global- nie: z korzeniami. Czyli: jedno miejsce zakażone spowoduje „za- jęcie" całości. Obrazy, rzeźby, tańce — podlegać będą również ocenie, czy są zdrowe. A wszystko io zrobi się po to, by wprowadzić „świadome macierzyństwo" do twórczości, do sztuki. Kontrola urodzeń sztuki. Eugenika. Higiena. Aseptyka. Birth Conlrol - po polsku. Czemu ci, co wołają, żeby sterylizować ludzi, tak bronią nietykalności., gangreny w sztuce? Trzeba założyć dla nich lo- żę.- „Masoński przesąd zwyciężony". Do prawa podatkowego wprowadzi rząd nowelę. Miano- wicie, małżeństwa bezdzietne i małodzielne będą płaciły kil- kakrotnie wyższe podatki — od wielodzietnych. Nie chcesz mieć dzieci? Dobrze: dlatego płać na tych, co chcą mieć! Pię- kne, bezdzietne panie, spacerujące z pięknymi psami (na smy- czy), będą płaciły za to podatek miejski tysiąckrotny - na rzecz funduszu rodzin wielodzietnych. Tak więc kto jest z nas chory, będzie mógł mimo to rodzić. Tak samo chory będzie się mógł urodzić. Bo prawo do życia ma każdy, gdyż choćby chory człowiek wart jest Boga. Ale syfilizm i inne choroby nieuleczalne w sztuce i twórczości będzie się wyrzynało bezwzględnie, Perły — dla nas, reszta — wieprzom całego świata. Uspołecznienie kultury. Na tym właśnie polega eugenika po polsku: by każdy Po- lak się rodził, ale by żadne świństwo nie urodziło się w Polsce. A więc sztuka winna być zdrową, czyli katolicką, zgodną z Szóstym Przykazaniem i z rozumem. Czy to znaczy, iż na przykład w takim Radiu Polskim bę- dzie się co chwila ktoś żegnał? Albo, iż co sobotę, już od rana, będą nadawane same nieszpory lub, iż w niedzielę „państwo usłyszą" wyłącznie Msze i kazania arcybiskupie? Nic podobne- go! Nabożeństwa i kazania z powrotem do kościołów, a do radia — zdrowie! To znaczy: każda audycja zdrowa moralnie. Tak oto rządy będą szalały ratując swe narody wymiera- jące. W ogóle, im narody będą bardziej ochoczo wymierały, tym bardziej rządy tychże narodów nabywać będą rozumu. Co za mądrość wykazać może na ten przykład rząd angielski w wie- ku XXI, gdy Wielka Brytania będzie sobie może liczyła 6 milio- 158 nów ludności, jak obliczył Anglik Roger Power! „Nie ma co się bać histerycznie wielu dzieci" — będzie wtedy tłumaczył wy- mierającym Anglikom w Izbie Lordów Churchill XXI wieku. „Gdy Bóg da dzieci, da i na dzieci" — będzie perswadował w Sejmie polskim przywódca wymierających chłopów Miko- łajczyk Drugi, uzasadniając potrzebę wprowadzenia pierwsze- go artykułu do „Kodeksu Mądrego". — Jakiego artykułu? „Majątek chłopa, który unika dzieci, podlega konfiskacie na rzecz funduszu chłopskich rodzin wielodzietnych, a gospo- darza i jego jałową gospodynię skierowuje się do szkoły pracy. Wchodzimy w epokę rózgi na łotrów i — głębokiego od- dechu dla uczciwych. Rozumne rządy w epoce rozumnej liczby dzieci. Czy tylko to wszystko dość jasne? ŚWIAT DZIWÓW, ŚWIAT CZARÓW - Hm, hm, ale.czy tylko sam rząd swym wpływem uzdro- wi wymierającą większość? Dla ludzi wymierających trzeba mieć litość! Sama rózga nie wyst... Owszem: rózga i sztuka. Czym się kieruje 99,9% ludzi? - Uczuciem, impulsem pierwszym z brzegu, „nieprzemyśleniem" rzeczy do końca. Jest to olbrzymia sfera irracjonalnych poruszeń, wypełniających 99,9 proc. życia — zwykłych ludzi, a 90%' — u niezwykłych. Chy- ba, iż ludzie postępują świadomie po katolicku. Ale na razie owych ludzi nieomal nie ma. Natomiast wymierająca większość lubi łechtać swe zmysły sztuką. A na zmysły najbardziej wpływa sztuka. Zmysłów nie można przekonać. Zmysły można tylko czarować. I serce można tylko czarować. A serce ma każdy: choćby ten, co nie ma zmy- słów. Racjonalizować sztukę, to doskonalić odruchowe życie narodu. Doskonalenie to może iść tym szybciej, im wyższym ce- lom służy sztuka, im większe talenty ją tworzą i im więcej ludzi ją konsumuje. Ideami też się wpływa na życie, ale żółwim krokiem, bo idee późno przychodzą do głosu,- sztuka zaś działa natychmiast, ponieważ serce nie ma czasu. 159 Sztuka wpływa tak gwałtownie, iż to, co sztuka wyraża, to jednocześnie najsugeslywiniej propaguje. Dlatego wszelka sztuka jest tendencyjna. Ku temu sztuka pcha, co pokazuje. Im piękniej pokazuje, tym ponętniej pcha. Im bardziej czarująco coś wyraża, tym bardziej urzekliwie jest tendencyjna. Natomiast nauka tyle tylko wpływa, co nauczyciel. Artyzm, to tendencja, bo artyzm, to sugestia. Dlatego sztuka może i zabić życie rodzin- ne, i otoczyć je czarem. Z drugiej strony treścią życia rodzinnego, małżeńskiego i narzeczeńskiego jest miłość, arcyuczucie, a więc sfera sztuki, jej arcymotyw. Dlatego sztuka ustawicznie wpływa na życie rodzinne, małżeńskie, narzeczeńskie. Oraz życie rodzinne, mał- żeńskie i narzeczeńskie bezustannie działa na sztukę. — Ale czy działa zdrowo jedno i drugie? To zależy od tego, o ile zarówno postawa społeczeństwa, jak i cała dotychczasowa sztuka zgadzają się z etyką Chrystusa w dwu dziedzinach: czystości obyczajów i dzielności życiowej. Gdy jednak chodzi o szybką i planową działalność, to łat- wiej oddziaływać na życie sztuką, niż życiem na sztukę. Toteż dzięki zdrowej sztuki możemy uzdrawiać wszyst- ko, co irracjonalne. Przez zdrową sztukę możemy odrodzić naszą tężyznę fizyczną, postawę ofiarno-twórczą wobec życia, czys- tość w pożyciu małżonków, obyczajność dziewiczą u młodzieży. Słowem: możemy regenerować człowieka, narody. Żaden rodzaj sztuki nie jest obojętny dla tych celów. Na przykład tak zwana „lekka piosenka" bardziej wpływa na postę- powanie młodzieży niż wielka poezja. Taniec i strój silniej dzia- łają na postępowanie ludzi niż Przykazania Boskie. Film bardziej nas może odbarwić z polskości niż ateizm, pacyfizm, masoneria i idiotyzm — razem wzięte. Dopiero rządy wymierających naro- dów ocenią wpływ sztuki. Wszak kultura życia rodzinnego, któ- rą owe rządy będą chciały odrodzić, to kultura uczuć, to poezja: Świat sztuki. Świat dziwów. Świat czarów. Bajka. A znów sztuka, to przecież bajka nad bajkami. AKTORZY W ROLI LUDZI Sztuka: to artysta. Również artystą sceniczny. Owóż kto widział artystkę sceniczną, która żądała roczne- go urlopu, gdy miała zostać matką; która wymawiała sobie to 160 prawo najmując się do pracy w teatrze? w radiu? w filmie? w teatrzyku 36 )? Kto widział artystę, co walczył o prawo do żony, do dzie- ci, do własnego warsztatu pracy teatralnej, filmowej? Kto widział artystę scenicznego, który stawiał za warunek przyjmując pracę, iż będzie tworzył, czy odtwarzał, tylko to, co zgodne z życiem rodziny i etyką Kościoła 37 ). A tymczasem, któż to są artyści? twórcy? odtwórcy, w o- góle ludzie sztuki? Są to, jak już wiemy, ci, co rządzą sferą irra- cjonalną życia narodu, więc ci, co mają zawsze 99,9% akcyj w postawie narodu wobec życia. Od czasu tedy, gdy narody białe masowo przechodzą na neomaltuzjanizm, 99,9% naszego życia regulują ludzie bez cha- rakterów, typy pozarodzinne, dlatego styl postępowania wy- mierającej większości staje się bezrasowy, bezideowy: styl kundla. Toteż, o ile kto, to artysta, i najpierw artysta, nade wszy- stko artysta - musi być człowiekiem. W tym celu zdrowy element artystów scenicznych prze- prowadzi odbydlęcenie kolegów — na rzecz urodzinnienia, uwłasnowolnienia, uspołecznienia ich życia, uwłaszczenia: uczło- wieczenia. Rząd będzie poganiał naród, by stało się to wnet, bo sam, nieszczęsny, cóż tu więcej poradzi! Czekamy tedy na teatry, prowadzone przez zespoły ro- dzinne aktorskie. Czekamy na wytwórnie filmowe, stacje radio- we — rodzinne, bądź zespołów rodzin — rodowe. Rodzina, ród dopingować będzie krewniaków-artystów, by ich praca scenicz- na była na poziomie. Z drugiej strony zespół zdrowych pracow- ników sceny, zorganizowany w korporację artystów scenicz- nych, pracujących świadomie po katolicku, stanowić będzie środowisko wychowawcze dla całego świata sceny polskiej. Środowisko, jak wszystkie korporacje w zdrowej części narodu, wymagać będzie od członków cenzusu charakteru i równolegle rozwijać będzie pełną kulturę sceny we wszystkich rodzajach 36) Mamy na myśli w teatrzyku te występy, które są pozbawione pornografii i nieobyczajnego seksualizmu. Dzisiejsza erotomania teatrzyków jest nudą. Ciągle jedno i jedno. Sztuka ta podnieca, a nie wzrusza. Jest jak morfina. 37) Dowodzi to, iż aktorzy i aktorki uważają się za towar. Żywy towar. Inaczej jest np. w Japonii. ,,Takao jest córką arystokraty i początkowo zamierzała się poświęcić malarstwu. Przypadek zaprowadził ją do pracowni filmowej. Dziś w 25 roku życia Jest ona gwiazdą filmową, aktorką scenariuszów i kierowniczką własnej wytwórni kinema- tograficznej. Przed trzema laty zaproszono ją do Hollywood, ale nie pojechała, ponie- waż przeważyła w niej miłość do Ojczyzny. Później Takao wyszła za mąż za kolcuę po fachu, który w tej chwili administruje jej interesami. Zamierza ona występować w fil mach nie dłużej niż pięć lał, albowiem najwyższym ideałem i najszczytniejszym obo- wiązkiem kobiety japońskiej jest zostać dobrą gospodynią domu choćby wówczas. Pili nią jest słynna gwiazda filmowa”. Lejtha, 103. 161 teatru, filmu i radia we własnych teatrach, wytwórniach filmo- wych i studiach radiowych, we własnych szkołach sztuki dra- matycznej, teatralnej, filmowej, radiowej; we własnej prasie, we własnych instytutach naukowych, badawczych. W ten spo- sób scena włączy się w pracę wychowania narodu przez zdrowe piękno. Podobnie może być w życiu pozostałych ludzi sztuki. Czekamy na szkoły-pracownie sztuk pięknych: rzeźby, malar- stwa, meblarstwa, grafiki, tańca, śpiewu, muzyki ifd., prowadzo- ne w rodzinnych warsztatach rzeźbiarzy, malarzy, meblarzy, grafików itd. Jak za czasów włoskiego renesansu. Tylko to zwol- ni artystów z postawy kundla. Właściwą akademią są środowiska artystyczne, jakie arty- ści stwarzają w kraju i za granicą. Wejście w te środowiska, to kształcenie się. Ponieważ styl życia artysty przemożnie wpływa na na- ród, artysta winien mieć postawę ofiarno-twórczą nie mierną, ale heroiczną. 99,9% naszeao życia szło samopas. Cóż więc za zawrotne mamy możliwości! „RYCERSKOŚĆ WIEŚNIACZA” Musimy na gwałt odkrywać piękno. Po co dłubać tylko w atomie! Powrót artystów do rodziny — spowoduje odkrycie pięk- na domu. Jakiż bo czarowny wydaje się świat z okien domu rodzin- nego! Jak kochany jest dom rodzinny — z okien... dalekiego świata! Czy wzrusza coś bardziej, jak gdy ojciec rodziny opusz- cza dom idąc na wojnę? Czv bywa coś piękniejszego, jak gdy młoda panna wyrusza stąd do ślubu? coś tkliwszego, jak gdy matka żegna tu konające dziocko? coś cudowniejszego, jak na- rodziny nowego dzieciątka? coś słodszego, jak pierwsze „luli, luli"? coś potężniejszego, jak wspólna w domu modlitwa rodzi- ców i dzieci? A czy życie narzeczeńskie, to nie wyprawa na Szklaną Górę? Czy pierwsze dziecko, to nie pierwsza scena z Krainy Baśni? 162 „Monotonią typów dzisiejszych powoduje oderwanie od rodziny, bo rodzina jest adekwatnym terenem indywidualności" - mówi wielki Anglik is ). „W dramatach Szekspira indywidualność święci triumfy, bo są to dramaty domowe, choćby dotyczyły tylko... zbrodni domowych. O poezii i romantyczności rodziny stanowi to właśnie, za co ją potępiają jej dzisiejsi wrogowie: iż daje nam niekonge- nialne otoczenie, iż zmusza nas do stykania się z ludźmi i rze- czami, których nigdy nie poznalibyśmy z własnej inicjatywy. Wejście do rodziny jest powieścią... awanturniczą. Rodzi- ny nie wybieramy. Ojciec i matka czyhają na nas niejako w za- sadzce i rzucają się na nas jak zbójcy z zarośli. Wujaszek jest niespodzianką, ciotka jest wedle pięknego wyrażenia „gromem z jasnego nieba". „Wchodząc do rodziny wchodzimy w świat nieobliczalny, w świat mający własne osobliwe prawa, świat, który mógłbv się bez nas obyć, w świat, który nie był przez nas budowany" 30 ). W ramach rodziny, „które są nam dane, poznajemy boga- tą rozmaitość i dramatyczne sprzeczności świata. Ciocia Elżbie- ta jest nierozsądna jak ludzkość. Papa unosi się jak ludzkość. Nasz młodszy braciszek jest złośliwy jak ludzkość. Dziadzio jest głupi jak świat, jest siary jak świat" 40 ). Chodzi tylko o to, by dom miał ąuorum: tatę, mamę, dziadka, babcię i kupę aniołków. — Tak, ale ile jest walki i nieszczęść w takich rodzinach? Małżeństwo nie ma nic wspólnego z pokojem: z cmenta- rzem, sadzawką, z rzęsą. Jest raczej jak strumień, jak wodospad, jak ring, jak arena. Jest jak wojna i pokój. W życiu małżeńskim zbiegają się wszystkie przeciwień- stwa. Dlatego ślub małżeński i wynikające z niego na całe życie zobowiązania, to sprawa honoru: jak przysięga żołnierska. „Mał- żeństwo jest pojedynkiem na śmierć, od którego żaden człowiek honorowy nie może się uchylać" 11 ). Mąż i żona posiadają na szczęście instynkt walki. Na pojedynek męża z żoną patrzą dzie- ci. Dzieci są... sekundantami rodziców na całe życie. Wzrok dzieci jest tu jak wzrok aniołów. Czym bylibyśmy, gdyby dzieci nie patrzyły nam na ręce dzień i noc! Już to samo, iż dzieci na nas patrzą, sprawia, iż nie czynimy 50% świństw. To zaś, iż po- 38) Chesterłon (według Borowego), 149. 39) Ch es ter fon, 149 (łomże). 40) Chesterłon, 149 (tamże), 41) Chesterłon, Mana i i ve. U Borowego, 153. 163 siadamy wiele dzieci, powiększa brak upadków do 90%. Dzieci wychowują. Dzieci, to „cenzura narodowa". (Wyspiański). Kto nie może wytrzymać tej walki i dlatego myśli o roz* wodzie jest jak żołnierz, który myśli o dezercji 11 '). Jest jak pacy- fista: jak stary kawaler. W dodatku im żona jest bardziej kobie- ca, z tym większą miłością odbywa się... wojna małżeńska: tym bardziej po rycersku. A znów im bardziej po rycersku rozwią- zują małżonkowie swe dramaty, tym mniej jest chamstwa w ży- ciu mężczyzn, a w życiu świata - wojen. Akademie wojenne: owszem, ale - małżeństwa: też. „Całym celem małżeństwa jest przewalczyć i przeżyć tę chwilę, gdy dowodnie ujawni się niezgodność usposobień. Bo mężczyzna i kobieta z natury są niezgodni z usposobienia" 43 ). W małżeństwie jest dekoncentra- cja... usposobień, płci. Trudno. Tak świat jest dany. Im bardziej rozszaleje rycerskość, tym bardziej mężczyźni bić się będą bezpośrednio: jeden z drugim. Jeszcze... przed wojną. Zawczasu. Na ulicy. Publicznie. Lub — w cztery oczy: bez owi- jania w bawełnę. Albo - zaraz tłuc się będą u siebie w domu, tak jak w domu realizowane są bijatyki malców na oczach mamy. Im bardziej ludziska bić się będą tuż podczas napięcia, „od ręki", tym mniej zaśmiecać będą arenę życia zatargi, wrzo- dy nierozcięte. W ten sposób będą się rozładowywały przeci- wieństwa natychmiast. Nie będzie więc miała z czego powstać wojna, bo nie będzie gór niezałatwionych porachunków: dłu- gów. Długi, to nie tylko pieniądze. Nie chcecie się bić później, bijcie się zaraz, kto żyw: in- nej rady nie ma. Dyplomacja i Zjednoczenie Narodów Wymie- rających - zawsze prowadzą do wojny. Wojna, to włamanie lub zemsta, a takie rzeczy przygotowują ludzie nieszczerzy. Samo mówienie prawdy prosto w twarz wywołuje w te pędy stan wojenny, bo to wystrzał. Następstwem tego jest walka doraźna, bez ceregieli, a taka walka zapobiega 50% wojen. Życie jest bojowe. Bez walki ani rusz Trudno, tak świat jest dany. choćby oparty na miłości Kościół Chrystusa, tu, na ziemi, jest wojujący. Im bardziej są unikane miriady wojen odręcz- nych, „na co dzień", powszednich, tym bardziej przez to samo przygotowujemy wojnę niezwykłą, odświętną: światową. Obecnie mężczyźni wymigują sie świadomie od walki w życiu cywilnym. choćby uciekają świadomie... od dzieci (własnych). Dlatego i na wojnie każą się bić... maszynom. Jed- 42) O „wojenności** małżeństwo mówi Chesłerton. Nie boi się wyrazu ,, Wojna". Anglik przyszłości. 49) Chesłerton (u Borowego), 128, 150. 164 na bomba atomowa ma załatwić wszystlco. Niedługo wymyślą robolów do takiej wojny, a sami się będą chowali za kiecki niewieście (bunkry) 11 ). Współczesne najmodniejsze wojny, masowe - pochodzą z masowego, totalnego tchórzostwa mężczyzn' w życiu cywilnym. Nigdy ludziska tak nie tchórzyli w życiu cywilnym jak obecnie. - Ale skąd to wszystko? Bo dziś w życiu (cywilnym) brak jest kobiet kobiecych. A tylko kobieta kobieca podnieca mężczyzn do walki. Mężczy- zna walczy, gdy ma się przed kim popisywać. Muszą go widzieć kobiety kobiece. Inaczej, brak mu ąuorum. Trudno, mężczyzna lak jest dany. Niewiele mówiąc: źródła rycerskości tryskają z postawy chrześcijańskiej mężczyzn do niewiast. Rycerstwo kwitło, gdy żołnierze byli zakonnikami. Zachowywanie dziewictwa, to wy- rażanie najgłębszej czci dla płci drugiej. Narzeczony jest tym bardziej idealny, im więcej ma z dziewiczości mnicha i nieustra- szoności żołnierza. Zachowywanie postawy rycerskiej, to wyra- żanie najgłębszej czci dla płci własnej. 7 . kolei jedynie praw- dziwa dziewica (Orleańska) mogła zostać marszałkiem Francji. Sztaby generalne, to jeszcze matołki: nie wiedzą biedactwa, iż mężczyźni będą się łoili porządnie, gdy będą porządne kobiety. Ale o ile niewiasta robi się „na kokotę", to mężczyzna zostaje rzezimieszkiem. Jednocześnie dom przenoszą do kawiar- ni, na ulicę, na camping. W takich zaś śmieciach lęgną się ma- sowo prusaki: sołdaty totalne. Dezynfekcja wówczas kosztuje sześć lat wojny światowej. Rycerskość, kobiecość — zniszczy wojnę. — A Stany Zjednoczone Europy? Takie Stany, to jak pantoflarz. Pantollarz nie wywoła ko- biecości - z kobiety tylko zmorę. Zmorę nad zmorami: wojnę. Wojnę po latach nagminnej wiary w wieczny pokój. Niczemu się tak ludzie nie dziwili dnia pierwszego wrześna 1939 roku, jak temu, że... zaczęła się wojna. Zobaczymy wkrótce, jak świat podzieli się na dwa Stany. Głośno oba będą gadały o wiecznym pokoju, a po cichu będą się szykowały do wiekuistej wojny. - A więc ustrój rodzimi o-rodowy zapobiegnie wojnom. Nie ustrój. Bo ustrój musi pasować do życia. Gdy naród nie żyje życiem rodzino-rodowym, cóż mu pomoże ustrój rodzin- no-rodowy! Ustrój w takim wypadku byłby tylko nakręcaniem koniunktury... na rzecz życia rodzinno-rodowego - wśród nie- 44) Por. o maszyniźmie wojen u Chesłerłona. 165 zdar świadomie wymierających. Właśnie życie rodzinno-rcdowe, katolickie — dekoncentruje insiynkt walki - na całe życie cy- wilne zdrowej części narodu, na każdego swego członka. Walka musi tu być chlebem codziennym. Walka rycerska. Natomiast wygodne społeczeństwo, które aż się rozwodzi i aż zabija dzieci, by żyć wygodnie - bez walki, nie nadaje się do tego, by roz- wiązywało po rycersku te sytuacje o charakterze moralnym, które na swej drodze w życiu cywilnym napotyka. Bo życie po katolicku — wymaga ofiary i walki, i ekspasji, i ofensywy — od tego, kto postępuje po katolicku,- wymaga ofiar, walki, eks- pansji i ofensywy w stopniu najwyższym na terenie moralnym. Postępowanie chrześcijańskie wymaga wojny ustawicznej — 7. własną słabością, ze słabościami innych i ze złą wolą. Gdy nie ma wśród chrześcijan takiej walki etycznej, ponieważ unikają oni życia moralnego, to ich instynkt walki wyżywa się w woj- nach totalnych. Albo, albo. Bo człowiek ma instynkt walki. Tru- dno, tak człowiek jest dany. Tylko urzeczywistnianie pełni chrześcijaństwa rozładuje w stu procentach wojny. Nie dlatego jakoby chrystianizm był najbardziej ckliwy i aż mdły od dobroci jak mięta, ale dlatego, że wymaga najwięcej walk w życiu cywilnym. Gdyby Chrystus nie chciał walczyć z faryzeuszami na drodze cvwilnej : gdyby nie chciał postępować doskonale po chrześcijańsku, wezwałby huf- ce aniołów. Szatani zostaliby wówczas wyrżnięci z szybkością błyskawicy. Ale odtąd świat tak mało byłby interesujący, jak... małżeństwo tego niedojdy, co nie widział innego „wyńścia'', tyl- ko wziął i... rozwiódł się. SZTUKA POD ZNAKIEM ŻONY W małżeństwie jest bogactwo sytuacyj dramatycznych, węzłów gordyjskich, ocean motywów sprzecznych, przepaść różnic, a wraz z tym wszystkim — bezmiar okazyj do harmonii wbrew wszystkiemu i wszystkim, nadziei wbrew nadziei. Blaski i nędze. Niebo i piekło. Całość. Tylko niedojda nie podejmuje rozwiązań w tak skonstruo- wanym środowisku i za lada napięciem... ucieka od życia: roz- wodzi się. Tylko niedojda boi się... płci. Nie chce żony: jest ho- moseksualistą. Niedojda-żona nie chce dzieci: jest mopsicą. Niedojda pragnie, by wszystko było w jednym kolorze. 8y nie było dziewcząt, tylko wydry,- by nie było rodzin, tylko obory zarodowe. By nie było państw, tylko Paneuropa. By nie 166 było maiek, tylko społecznice. Czarownice nowoczesne. Same się palą — do wszystkiego. Niedojda boi się dyskusji, zatargów, walk, śpiewu na gło- sy, koncertu orkiestr,- boi się wojny, spięć, naładowań, przeci- wieństw, rozmaitości, palety, tęczy. Maniaka przeraża różnora- kość. Maniak nie lęka się jedynie własnej manii. Gdy zobaczy piękne, a ubogie dziewczę, węszy w niej zaraz przyszłą jawnogrzesznicę. Gdy widzi w ubogiej rodzinie gromadę dzieci, węszy w nich przyszłych złoczyńców. Maniak gdyby mógł, zamieniłby człowieka na samą... rękę, albo na... samą' nogę. Albo na samego totalislę, faszystę. Maniak gdyby był wędliniarzem, wyrabiałby samą kiszkę, by zbawić ludzkość. Maniak nawet... we własności widzi tylko powód do samo* lubsłwa. Tymczasem „własność w rozumieniu chrześcijańskim tak się ma do samolubstwa jak małżeństwo do życia płciowego" (Chesterton). Tak samo maniak widzi w rodzinie tylko „problem seksual- ny". Albo... tylko „więzienie". Albo - tylko „grozę dzieci". Grozę... ciąży. Albo - samą grozę. Kto nie jest wielkim artystą, albo kto nie ma wielkiej wia- ry w człowieka, niech nie tyka rodziny. Atoli dziś wycierają sobie gęby rodziną właśnie niedorajdy, • tchórze, maniacy. I to maniacy naj ciaśniej fanatyczni tak zwani „seksuologowie". Reformatorzy „płciowi". Pyskują na rodzinę tak, iż swym szcze- kiem połowę ludzkości wygnali z ognisk domowych. Kogo mogą, syfilizują-cywilizują. A tymczasem musimy wrócić... do domów my, ludzie bezdomni XX wieku. Musimy znów zostać ludźmi natury, ludźmi piękna, a kto chce odzyskać wiarę w czło- wieka, musi na nowo oszaleć na rzecz żony i na rzecz dzieci. Najzdrowsze szaleństwo. Albowiem choćby stajnia, w której miesz- ka rodzina, jest pałacem sztuki, bo rodzina wytwarza te uczucia, z których powstał Partenon i wszystkie muzea oraz wszystkie świątynie świata. Oto czemu im wyżej stanie sztuka i im piękniejsze two- rzyć będzie piękno, tym większym czarem otoczy źródło piękna narodowego: rodzinę i dom rodzinny. Jednocześnie przywróci się życiu rodzinnemu całe dzie- dzictwo obyczaju dawnych rodzin polskich i rozbudowywać się będzie te skarby. Sztuka polska i malka-Polka odegrają tu głów- ną rolę. W rodzinie wielodzietnej nadaje ton młodzież. A mło- 45) Chesterton. tamże, 150. t28. 167 dzież, jak nikt, żyję sztuką, bo młodzież żyje najbardziej rozryw- ką. Młodzież jest najżarłoczniejszym konsumentem sztuki. Wiek młody, narzec.zeński, do czasu zawarcia małżeństwa, to wiek- pożerania piękna, wiek sztuki: okres artystyczny. Tańce, mu- zyka, śpiew, gry, sport, życie towarzyskie, zaloty, miłość: to ży- wioł młodzieży. Dziś to wszystko odbywa się poza domem, bo w domu... nie ma młodzieży, nie ma dzieci. A poza domem to wszystko odbywa się na poziomie kabaretu. Tak się bawi mło- dzież wymierających narodów. Zdrowa rodzina prowadzić będzie życie artystyczne i to- warzyskie nie u handlarzy pięknem i wesołością, ale u siebie, w domach zdrowych rodzin, z młodzieżą ze zdrowych rodzin, w zdrowy sposób. Tylko w ten sposób da się zarazem podnieść życie artystyczne towarzyskie. Ale taki dom wymaga od pani domu artyzmu. Zarazem tego typu życie rozrywkowe stawia panią domu w punkcie środkowym sztuki narodowej. W kaba- recie łączy wódka i zmysły, poza tym jest każdy sobie obcy. W domu łączy gości atmosfera rodziny: iest to poziom o sto piefer wyższy od szynku-kabaretu. I w kabarecie, i w domu — uwaga wszystkich jest skierowana na kobietę: tam na kokotę ,- tu — na małżonkę. Tam — plugawy dowcip, tu — słońce domu. Przyjęcie gościa w domu jest nobilitacją do poziomu członka rodziny, przyiecie gościa przez szynkarza w kabarecie - iest zawsze burżujskim wyzyskiem. Nie ma wśród gości domu takich przeciwieństw, których nie rozładowałaby atmosfera domu. Ży- cie towarzyskie wśród zdrowych rodzin nieprawdopodobnie zespala całą zdrową część narodu. Artyzm i zdrowie moralne: oto pani domu w Polsce jutra! Artyści wejdą z całą twórczością do takiego domu. Nie na wielkie muzea będziemy nastawieni, ale na to. by każdv dom rodzinny bvł piękny. Tylko decentralizacja sztuki stanowi o jej upowszechnieniu. Jedynie urodzinnienie sztuki umożliwi jej de- koncentrację. A jedno i drugie ochroni zabytki sztuki od znisz- czenia podczas przyszłych wojen totalnych. Poza tym każdy ród będzie miał swoje muzeum rodowe, swe instytuty sztuki rodzinnej i rodowej. Nie na nagusach... z muzeów, filmów, reklam, ale na kul- turze własnego życia rodzinnego urabiać będzie swe poczucie piękna - chłopiec: przyszła głowa domu, tudzież dziewczę — przyszłe serce domu. Kultura życia rodzinnego przesądza, ile Polski zaniesie z sobą wychodźca, gdy go los rzuci na obczyznę. Etyka katolic- ka, wyniesiona z domu ojców, da mu niezależność od miazma- 168 iów cudzoziemczyzny. Posiawa służebna wobec narodów, wynie- siona z kraju da mu świadomość misji Polaków wśród obcych. Obraz życia rodzinnego, z lal dziecięcyfih, krzepić go będzie jak wspomnienie złotego wieku. Wszystko lo przesądza nie tylko 0 tym, jak żywotna może być polskość naszego wychodźstwa 1 w związku z tym o ile my, Polacy, zapełniać możemy ziemią, ale i o tym, jakie bądzie nasze stanowisko wśród ludów świata. Niezależnie od tego, czy w najbliższym czasie będziemy popierali nasze wychodźstwo, czy nie, prężność życia polskiego zagranicą jest ważna, bo mamy tam 8 milionów Polaków, a więc dwa razy tyle, ile było wszystkich Polaków w Rzplitej w XVIII wieku. Czy te 8 milionów będą mierzwą pod obce narody, czy nie, zależy od poziomu życia rodzinnego w Macierzy i zagrani- cą. „Związek Polaków z Zagranicy”, to instytucja rodzin i ro- dów wychodźcy. Wychodźca polski niesie we świat przede wszystkim pols- kie życie rodzinne. Im kultura tego życia jest w Macierzy wyż- sza niż u obcych i im ściślejszy tviwa związek pozostających nadal w starym kraju familiantów, krewniaków, rodowców - z udającym się zagranicę wychodźcą, tym wyższą i trwalszą kul- turę życia rodzinnego zanosi on na obczyznę: tym bardziej Po- lonia może pozostawać Polską. MUNDUR SERCA Sztuka rodzinna da Polsce strój harmonizujący z macie- rzyństwem. Dziś moda rozróżnia strój popołudniowy, balowy, sporto- wy, wieczorowy, plażowy, wizytowy, kąpielowy, zawodowy itd., ale nie rozróżnia stroju dla żony. Dla normalnej żony: co ma dzieci. Obecna moda jest przeciwdziecięca, zwalcza macierzyń- stwo. Jest to moda kobiet wyskrobujących się, wymierają- cych. Można by wykazać statystyką, iż im więcej kobiet ubiera się modnie, tym mniej jest dzieci. Najbardziej modna w Polsce Warszawa dawała cztery razy mniej dzieci niż reszta kraju. Naj- bardziej modny w świecie Paryż i Wiedeń: jeden miewał 100.000 dzieciobójstw rocznie, drugi — najmniej urodzeń w Europie. Strój neomaltuzjański każe Polce mizdrzyć się do każde- go mężczyzny — kusą suknią, kolankami i czym tylko, a latem - wprost włóczyć się nago wśród mężczyzn, by możliwie wszystko, możliwie wszystkim pokazywać, czy kto chce na „to” patrzeć, czy nie. 16 V Sirój kobiet wymierających każe Polce skrzeczeć do każ- dego, iż w Polce nie ma nic, jeno zmysły. W modzie osiągnęła masoneria swe cele w fOO %■. „Kulturą nagości szerzy sią poi pretekstem zdrowia publicznego. Trzeba sobie jednak uświado- mić, iż głównym promotorem tej kultury jest masoneria. W tym celu wykorzystuje masoneria przede wszystkim modą kobiecą" (Osservalore Romano). „Najlepszy cios w Kościół, to rozprzężenie obyczajów. Niech masy popadną w rozpustą, to i serca ulegną zepsuciu, a wówczas nie będziemy mieli więcej katolików". W stroju Polek widzimy: albo — u zakonnic — okrywanie sią latem i zimą aż do kostek i za kostki; albo u dam świeckich — wystoperczanie mięsa i kości. Brak „stanu średniego" w mo- dzie. A przecież Polka ma coś więcej do pokazania, niż samą „płciowość". Polka nie potrzebuje współzawodniczyć z ulicznicą pa- ryską, wiedeńską, hollywódzką. Stać ją na to. Zresztą strój dla kobiet przychodzi z kraju onanistów i dzieciobójców: z Paryża, więc nie może pasować do zdrowego społeczeństwa. Krawcy polscy, to bęcwały bezkrytyczne i niewolnicy. Nie starają się o niepodległość stroju polskiego. Myślimy już o architekturze narodowej, robimy własne meblarstwo, szerzymy haft rodzimy, a nie mamy przez cały czas krawiec- twa jako sztuki polskiej. Nasze krawiectwo jest dziś, jak i w XVIII wieku, naśladownicze, parobczańskie. Nie potrafią nasi krawcy nic sami narysować. Uderzyć więc w ciemnotę krawców! Nie godzić się na modele, które stręczą! Grymasić! Kręcić noskiem! Wybredzać! Doprowadzać tumanów do rozpaczy! Żądać, wymagać - etyki w stroju kobiecym! Czemu kobieta katolicka ma ciągle składać daninę diabłu swym sposobem ubierania się? Po jakiego diabła! Strój należy do sztuki. Do sztuki ubierania się. A sztuka, jak wiemy, wpływa przemożnie, magicznie - na styl życia. Nie będzie w naszym życiu stylu polskiego - bez mody polskiej. Strój podpowiada, jak się zachowywać. Strój pcha do zajęcia tej, a nie innej postawy w każdym położeniu. Ciężko jest w innym stylu postępować, niż to wynika ze stylu stroju, który wtedy nosimy. Dlatego strój, to najważniejsza ze sztuk sto- sowanych - sztuka. Strój polski, to mundur narodowy. Krawiec polski, gdy się leni i nie daje swojskiej, zdrowej mody kobiecej, pozwala krawcom obcych narodów kształtować życie Polek. Pozwala na okupację najwewnętrzniejszą. Taki krawiec, podopieczny Paryża, Wiednia — zdradza naród. 170 O, krawiec - artysta wywiera większy wpływ, niż mu się zda- je! Dyktator mody, to dyktator obyczajów. Bo sztuka ubierania się wraz z całą sztuką rządzi 99 % naszych czynów, a moda rządzi 100 % naszych kobiet. Strój kobiety wpływa na postawę dzieci - do matki. Na postawę braci do sióstr: na postępowanie rodziny. Na obvczaje domu. Polki nie ubierają się dotychczas świadomie. Świadomie p.o katolicku. Strój Polki, to mundur jej serca. Musi być zdrowy (higiena), piękny (estetyka) i bez skazy (etyka). Wtedy będą i rycerze bez skazy. Bo kobieta rodzi rycerzy. Dzisiejsze chamstwo mężczyzn w stosunku do kobiet wywołała moda kobieca. Moda la aż pro- si, by sobie z kobiety nic nie robić. Mężczyzna przestaje być ry- cerski wobec damy, gdy widzi, iż ta się ubrała jak „zdzira, co leci na każdego chłopa". A tak się ubiera każda „modna" Polka. Pius XII mówił do młodzieży żeńskiej w roku 1943: „Go- dność i wolność kobiety nie pozwala jej być niewolnicą mody. Sprawa to delikatna, ale nagląca. I tutaj od waszej nieustannej działalności oczekiwać należy dobroczynnych wyników. A żarliwość wasza przeciw nieskromnym strojom i występkom niechaj nie tylko ggni, ale i buduje, pokazując praktycznie światu kobiecemu, jak młoda kobieta w ubiorze swoim i zacho- waniu może pogodzić wyższe prawa cnoty z zasadami higieny i wytwomości" , A teraz z innej beczki. Mówi właścicielka licznych za- kładów kosmetycznych, Amerykanka, Elżbieta Arden: „Piękność kobiety jest raczej harmonią duszy i zdrowego ciała, która promieniuje na zewnątrz i potrafi nadać choćby brzydkim rysom piękny wygląd". I dodaje: „A więc pamiętajcie o duszy! Zdrowie bowiem i piękno, to dar Boży, z którego adekwatnego użycia trzeba kie- dyś złożyć rachunek. Więc podobajcie się naprzód Bogu!''. I jeszcze niech mówi wdzięczna buzia pani Arden: „Twórców przesadnej mody należało by karać sądownie za szkody i po prostu tragedie rodzinne, na jakie naraziła nie- rozumna moda wielki procent kobiet". „Więc pamiętajcie o obowiązkach ważniejszych: macierzyństwie i rodzinie". „Każ- da przesada, każda przesadna pasja, czy namiętność, każde zakłócenie naturalnego rytmu życia nie tylko wpływa ujem- nie na zdrowie, ale niszczy rysy jak pług". „Więc pamiętajcie: nie gubić w trosce o modę i urodę — urody i wdzięku kobiecego" 171 A więc pamiętajcie! Bo my, mężczyźni chcemy kochać nasze żony i matki nade wszystko, co nam drogie, dlatego pra- gniemy, by Polki prezentowały się najpiękniej i najskromniej: czarująco. Że kobieta szaleje, by się podobać mężczyźnie: zgoda. Ale niech się nam nie podlizuje. Bo wtedy śmierdzi, choćby wylała na siebie wszystką wodę kolońską. Przed ostatnią wojną lansowano w Warszawie jakieś mo- dele polskie wśród kobiet z wyższych sfer. Modele nie znalazły przyjęcia. Warto zauważyć, iż zdrowy strój może się przyjąć tyl- ko wśród zdrowego odłamu kobiet. Dlatego nie na snobizmie „wyższych sfer" należy oprzeć powodzenie zdrowego stroju, ale na istnieniu wyjątkowo zdrowej części narodu, gdzie kobiety są wyjątkowo odporne, na to, jak się ubiera wymierająca więk- szość, i ubierają się po katolicku świadomie, oraz gdzie korpora- cja krawiecka lansuje modę polską — świadomie. I świadomie katolicką. Zresztą chodzi także o strój panien oraz dzieci, ponieważ „francuskie czasopismo masońskie „La Francaise" radzi, żeby już w dzieciach przytłumiać zwolna uczucie wstydu i przyzwy- czajać je do zupełnego obnażania.” . ZBROJENIA ARTYSTYCZNE — Jak szczepić modę czarującą? Film. Film robi to piorunem i demokratycznie: wszyscy film oglądają i wszyscy są mu posłuszni. Ci, co stale chodzą do kina, już inaczej nic nie robią, tylko tak jak widzą na filmie. Są sparali- żowani. Tabes. Nie' potrzeba żadnego gestapo. Film wystarczy. Film dopilnuje. W ogóle Hitler się pomylił. Samym filmem mógł zawojować świat. I wszyscy byliby hitlerowcami bez kremato- riów. Sam Churchill — też. Toż dziś każdy ubiera się na komendę filmu i wszystko robi tak, jak nakazuje film, i nikt choćby palcem nie ruszy z protestem. I panna Churchill, i pani Truman ubierają się modnie. Film im to każe. . Moda locuta, causa finita. . Po co bomby? Przewrotny film wszystkich przewróci: mał- żonków, narzeczonych, rządzących i rządzonych. Chodzi tylko o to, by był najdoskonalszy artystycznie i najniechludniejszy moralnie. 172 „W samych tylko Stanach Zjednoczonych co tydzień og- ląda obrazy filmowe 90 milionów osób", a „miliony ludzi uczest- niczy codziennie w tego rodzaju widowiskach". W „roku 19;35 wyświetlono w ogóle 1800 filmów, które oglądało 10 milionów osób" 16 ). Codziennie siedzi w kinie 28 milionów gapiów. Ludzi teraz bardzo ciągnie do filmu. Do tego „kościoła" dziś wszyscy chodzą codziennie i radziby przesiadywać tam go- dzinami. Taka nowa dewocja. w tej chwili dewotek i dewotów nie ma już na Mszy. Siedzą w kinie. Pełno tam światła, jak na nabo- żeństwie, i jest cicho, gra muzyka, organista kręci obraz na chó- rze, scena mówi kazanie, a publika słucha jak na odpuście. Czyż nie walą ludzie do kin, jak po święconą wodę! Cóż teraz znaczy niedziela, szabes, albo piątek - bez kina! choćby w Wielki Pią- tek ludzie pielgrzymują na film... z Drogą Krzyżową, maluczko, a będą tam chodzili w Wielkim Poście — na Gorzkie Żale. Koś- ciół się przenosi do kina. Parafianie już się przenieśli. Film. Polacy muszą się dorwać do filmu. Film, to niepodle- głość. Do...rywanie się do filmu, to praca niepodległościowa. Film wpływa bajkowo. Masoneria bez filmu byłaby ni- czym, Polska bez własnego filmu byłaby niczym, byłaby „Gu- bernia" w rękach lyęh. co dawaliby jej film. Jeżeli wpuszczamy do siebie obcy film, to tym samym oddajemy w obce ręce wpływ na własny naród. Film zagranicz- ny, to wszechmocna agentura obca. Film dziś bardziej y/pływa niż wszystkie inne czynniki po- zostałe razem. Dlatego, żeby mieć rozumny stosunek do sztuki, musimy nasamprzód oddzielić się od. filmu obcego: od agentur obcych. Podobnie trzeba kontrolować dopływ innych dzieł sztu- ki obcej na nasze rynki (literatura, teatr, gazeta, architektura, ta- niec, muzyka, rozrywki, "lekka" piosenka). Mamy w tej chwili olbrzymią część narodu idącego za lada impulsem i oglądającego się na to, co „Tobią wszyscy". o ile tę część narodu chcemy wychować do polskiego stylu życia, to przez własny, rodzimy film można to zrobić najprędzej. Naród jest niepodległy, gdy ma własną sztukę. Dopiero wówczas całe jego życie irracjonalne, odruchowe, impulsywne, podświadome, instynktowne — jest rodzime. Wtedy „wybucha" każdy człowiek i cały naród - odruchowo - tylko w taki spo- sób, jak to świadomie wprowadzono na długo przedtem do sztuki. 46) Hoszowski Tadeusz: sztuka, etyka", Waszawa 1938, strony V, o ; ,o; 107. Por. Piusa XI „Encyklikę o widowiskach kmematoftreficznych" z dnia 39, VI. 1936 r. Warszawa 1937, strony 4, 7, 8, fi, 13. 173 Gdy znów naród ma sztukę iak urzekli wą. iż włazi ona in- nym narodom „w uszy, w oczy", to taki naród... narzuca swój styl życia tamtym, mniej artystycznym narodom. I rządzi nimi. Może orać w nich. Trzeba mieć potężną armię: to prawda. Ale trzeba też mieć potężną sztukę. „Nie dać się mijać". By nas nie zawojował... militaryzm sztuki obcej. Militaryzm... w sztuce. Zbrojenia arty- styczne, irracjonalne, racjonalnie prowadzone. Gigantyczne. Samym mordobiciem nie zwojuje się wszystkiego. Sztuką i ideą można snadniej zagazować świat niż wszystkimi gazami świata. Tylko, iż nie wzięto się jeszcze do tych form walki. Są dopiero próbki, migawki, przedsmak. Na razie wojny są chirurgiczne i chemiczne. Tak jak me- dycyna (na razie). Ograniczone to wszystko do materializmu. A przecież artyści znaczą tyle dla niepodległości, co generało- wie, a wielcy artyści — tyle, co marszałkowie armij. Ale nie arty- ści świadomie zdychający-, dzieciobójcy i neomaluzjanie, bo to pognój. Na Wawelu leżą nie tylko Batory i Sobieski, ale Mickie- wicz i Słowacki. Miecz i piękno. Lecz wieszczmy dalej. Owóż ów cały nowy świat, te nowe formy rozrywek i wczasów film będzie szczepił, tak jak będzie szczepił wizję rodzin i rodów świadomych, narodów świadomych i świadomej — rodziny narodów. Idee ubra- ne w film. STANDARD OF LIFE — Idee muszą być ubrane również... w pieniądz: w dobra materialne? Dzieci — chcą jeść, ubrania chcą? Im naród dzielniejszy, tym wcześniej dojdzie do bogactw, nie zmniejszając rodności. — Tak, ale wymierająca większość ma postawę cielęcą? Wówczas im ludzie zamożni bardziej unikają dzieci, tym bardziej niezamożni i biedni również unikają. Żeby zmniejszyć to zjawsko, trzeba ograniczyć do minimum ujemny wpływ środ- ków materialnych na dzietność rodzin. - Jak to zrobić? Owóż nie każdy naród jest dość zaradny, by zapewniać najofiarniejszym małżonkom najwięcej środków materialnych. Lecz im podział dóbr jest sprawiedliwszy, tym małżonkowie zniosą łatwiej choćby najmniejszą ilość dóbr. 174 Rząd tedy musi zdążać ku temu, żeby ilość dóbr należna każdemu małżeństwu zależała od tego, ile małżeństwo ma dzieci i jak je wychowuje, I to jest sprawiedliwy ustrój gospodarczy - dla narodów świadomie wymierających. Wśród tych narodów sprawiedliwy ustrój, to warunek bytu biologicznego, bo małżon- kowie muszą tam być opłacani... za posiadanie dzieci. Już to wi- dzimy w postaci dodatków rodzinnych, wprowadzonych w róż- nych państwach itp. Bywa i regulacja organiczna. Wygląda ona tak: gdy mał- żeństwa żyją zgodnie z naturą świadomie, życie gospodarcze zmierza ku najsprawiedliwszemu podziałowi dóbr i najwydaj- niejszej gospodarce tymi dobrami. Nikt tak nie reguluje podzia- łu dóbr jak ojciec świadomy. Rycyna. Dlaczego! Bo ojciec no- woczesny nie tylko ma dzieci świadomie, ale walczy o sprawied- liwość świadomie. Dlatego dopiero wśród narodów o świadomie zgodnym z naturą życiu małżeńskim bądzie klimat dla spra- wiedliwości. - Sprawiedliwość to nie wszystko? Mamy do podziału mało dóbr i nieprędko dorobimy się ich wiele? Jak się dzielić zerem? W dodatku mamy co 20 lat wojnę? totalną? - Zagadnienie standardu aż się naprasza. Jaki my mamy mieć wobec tego poziom materialny w życiu rodzin? w życiu w ogóle? Mówią, iż cała Europa musi obniżyć standard, a mówią nie od dziś. Właśnie, właśnie. Po co meble, kiedy co 20 lat wysiedlają? Stoły i stołki wystarczą. Zamiast pierzyn - kołdry. Zamiast koł- der - koce. Przecież już choćby gimnastykę projektuje się na deszczu: żeby się młodzież hartowała 48 ). Na przykład mama się teraz „wypucza” na luksusowy wó- zek dla brzdąca. Dwoje następnych dzieci zarzyna, żeby móc ów wózek wypłacić (na raty). Fe co to? Wózek — drewniany! Po- pularny! Ludowy! Już są „ludowe", popularne samochody (oczy- wiście, nie u nas), a dla dziecka wózka ludowego ma nie być? Albo-, po co matka takie nadzwyczajności sprawia na wy- prawkę dla niemowlęcia, kiedy sama... wyprawki nie dostała, nawet gdy wychodziła za mąż? 49 ) Albo: po co aż futerka dla dzieci? Czy taki wychuchany i wydmuchany „jeden dzieciak'' - wytrzyma za dwadzieścia. 47 ) Dmowski (,, Świat powojenny i Polska”), 227, 325 i 334. 48 ) Eug. Piasecki („Zarys teorii wychowania fizycznego), 175. 49) W XVIII wieku „uroczystości rodzinne dla byle małego dziecka dawały pre- tekst do najhuczniejszych balów i przyjęć, a kraj pozostawał ubogim jak dnwnlfip Bruckner, t. III, 270. 175 la!... w Oświęcimiu, w Treblince, w Majdanku w... Polsce, gdy będzie nowa... wojna światowa z chmarami gestapowców, ga- zów, mikrobów i bomb atomowych? Hartować się, Moi Państwo, do przyszłej wojny! Przygotować i swój rozum, i swoje dzieci - do życia! 50 ) Jesteśmy krajem „smaganym przez huragany", a zatem, jak mówi Carrel, mamy warunki na najcudniejszą rasę świata- To nie tragedia, to warunki! Tylko z tych warunków trzeba wys- nuć wniosek, iż życie w Polsce, to życie w obozie warownvn, a nie - iż już takiej wojny, jak ostatnia, nie będzie. Będzie, tyle iż będzie jeszcze lepsza. Kto tego nie może już teraz wytrzy- mać, niech się już teraz powiesi. Buciki — dzieciom? Niech w trepach chodzą! A całe lato — boso! Francuzi, Duńczycy, Holendrzy chodzą w trepach okrągły rok, choć są sto razy bogatsi od tego taty, co kupuje swemu „jednemu dziecku" wykwintne trzewiczki w „magazy- nie". Niech po tym pozna się w Polsce, które dziecko jest dziec- kiem rodziców onanistów i dzieciobójców: iż paraduje w stroju luksusowym! Porządni rodzice mogą tylko — miąć dzieci i mieć ie ubrane jak najskromniej. Po c.o udawać bogatszych, niż jesteśmy? Podobnie — architektura. Po co luksusowe domy? Czy po to, żeby sobie z nic.h robili... niemieckie dzielnice - przyszli okupanci? co dwadzieścia lat? Chata skromna, ale niech ją ma każda rodzina - własną! Czy wiecie, iż w Warszawie przed wojną, w roku 1939 mieszkało 100.000 rodzin bez własnego miesz- kania? Tak się powoli przyzwyczajaliśmy do wysiedleń. I do... poligamii, albowiem zjawiskiem towarzyszącym wyższej formie małżeństwa, czyli monogamii, jest zawsze własność (Tcwner). Reprezentacyjne budy rozebrać! Pomniki dla zasłużonych — budować w sercach! Muzea rozparcelować między rodziny! Po co skupiać skarby narodowe w jednym miejscu-, czy po to, żeby łatwiej w nie trafiały bombowce wrogów? Po co opłacać tamże dyrektorów, stróżów i dziewczęta roznoszące zupkę? Cui bono? Banki poumieszczać, w skromnych domkach! Im w któ-. rym. jest więcej pieniędzy, tym w skromniejszym. Z wejściem od tyłu. 50) Im większa wystawność w wychowaniu, tym bardziej rodzice.,, oddają wycho- wanie obcym. W XVIII wieku właściciel majątku oddawał swe malutkie dzieci,... eko- aomom, a większe — „dyrektorom”. Bruckner, i. III. 261, 262. Dziś po miastach mama i<ftie „do pracy” (na służbę do urzędu), a małe dziec- ko, zwykle jedno, powierza tak zwanej „ wychowawczy ni”. 176 Parki i ogrody miejskie są dobre, ale najlepsza jest grzę- da kapusty koło własnego domu. Czy nie rosły kartofle w Ale- jach Jerozolimskich — czasu wojny? Czyż nie pięknie kwitły? I czy źle na tym wyszła Warszawa? Własna kapusta to nie to samo, co kupiona,- tak jak własny ojciec, to nie to samo, co przy- brany. Czemu się wstydzić kartofli podczas pokoju, a nie wsty- dzić się, iż przez cały czas mamy wszędzie głowy i głąby kapuściane 51 )? To wszystko... nie poezja. Kto w naszych czasach chce mieć wiele dzieci, musi żyć ubogo. Chyba, iż jest zamożny. Ale chodzi o nowość w tym ubóstwie świadomie i dobrowolnie obranym! Musimy być ubodzy i zarazem kulturalni wszechstron- nie. Musi powstać kultura ubogich Polaków — obok dotychcza- sowej kultury zamożnych Polaków. Uzupełnienie kultury naro- dowej. Kultura dla wszystkich. Katolicyzm. TRZEBA TO MÓWIĆ UCZENNICOM ZAWCZASU Szkołv? Brak nauczycieli? Ależ mamy ich 10000.000. To kobiety. Dziewczęta adekwatnie uczą się głównie po to, by jako matki mogły uczyć swe dzieci, pomagać im w nauce. Kobieta się kształci tylko na nauczycielkę. Wszystkie licea żeńskie win- ny być pedagogiczne. Dzisiejsze licea kształcą panny... na mop- sice. To nie są szkoły dla normalnych dziewcząt. Nie mamy szkół dla normalnych dziewcząt, dla przyszłych normalnych kobiet. Dyplomowane nauczycielki, to matki. Matki niech uczą. Przynajmniej w zakresie pierwszych trzech klas szkoły pow- szechnej! Każda - u siebie w chałupie, w salonie, w pałacu, na Zamku. Każda — każde swe dziecko 52 ). Trzeba to mówić uczennicom zawczasu. Zaraz inaczej się będą starały. Bo dziewczę kocha tylko jedno całą duszą: wiel- kość przyszłych swych dzieci. Należy wychowywać do życia. Tak jak dawniej królowa, czy chłopka, przędły, tak teraz kró- lowa, czy chłopka, mają wychowywać każde swe dziecko. 51) ,, Niektórym ludziom się zdaje, iż powaga urzędu zależy od jego rcprezon- in- tacji, iż nie wolno przyznać się do ubóstwa”. Rybarski (..Przyszłość gospodarcza Pol- ski'), 211. 52) Oświata „mas w Europie, z której wiek 19 był tak dumny, poprowadzono została w niemałej mierze w kierunku fałszywym, dla przyszłości narodów zgubnym” Temu przede wszystkim fałszywemu kierunkowi oświaty zawdzięcza dzisiejsza Europu, że masy jej mają poirzeby i wymagania, które życie jest coraz mniej zdolne zaspokoić; że chcąc ca wszelką cenę poziom swych materialnych potrzeb utrzymać, redukują coraz skuteczniej liczbę dzieci; iż ludzie nudzą się na wsi i w coraz większej liczbie uciekają do miast”, „że coraz mniej energii wyraża się w pracy, a coraz więcej w szukaniu róz rywek”. Dmowski .„świat pow. i Polska", 277 177 Pięknie jakaś pani gra? śpiewa? rzeźbi? pisze? maluje? Żadne jej dzieło nie będzie wieczne, ale każde jej dziecko bę- dzie nieśmiertelne/ bo każdy człowiek żyje wiekuiście: zbawio- ny żyje wiekuiście w Niebie, chociażby tuż po przyjściu na świat — umarł. Byle zdążyć ochrzcić brzdąca. Książa nie mogą podołać pracy? Matka niech przygoto- wuje u siebie, w domu każde dziecko do Pierwszej Spowiedzi i Komunii. I niech z nim wspólnie idzie do Spowiedzi i Komu- ni. I niech tak z nim chodzi odtąd zawsze. A tatą niech z sobą leż zabierają. Mąża trzeba wychowywać. Aż go wreszcie sią wychowa! „Uświęcony bądzie mąż niewierny przez żoną swoją" — mówi Paweł święty. , kobiety chcą być w każdym zawodzie? Ależ zawodem kobiety jest prowadzić rodziną 53 ). Która tego nie umie, jest nie- wykwalifikowaną pracowniczką zawodową. Kwestia kobieca? Ależ to kwestia dobrego wyjścia za mąż. Kwestia dobrego wyjścia za mąż? Ależ to kwestia dobre- go wychowania synków przez... mamą... w domu: bo na ulicy nie bądzie żył synek z żoną. Że księży nie ma? Niech każda parafia kształci pięciu chłopaków na księży, a każdy porządny ojciec wielodzietny jednego syna! Koledzy niech pilnują łącznie z koleżankami, by tacy chłopcy zbytnio się nie rozbestwiali. Odpowiedzialność zbiorowa. Czemu mamy sią starać o odpowiedzialność zbiorową tylko na rzecz Niemców i tylko podczas okupacji? Wprawdzie powołanie duchowne, to sprawa Łaski, jednak Łaska buduje na naturze. Łatwiej rzeczywiste powołania zrealizować, gdy środo- wisko te powołania wychowuje. Synek nie chce sią uczyć w gimnazjum? Tym lepiej. Dać go na krawca, na szewca, na montera — zamiast na... matu- rzystą 54 ). Czemu koniecznie każde nasze dziecko ma być czymś „wyższym" niż my, rodzice? A czy nie wystarczy, iż bądzie tyl- ko dzielniejszym i porządniejszym człowiekiem od nas, choć na zwykłym, prostym stanowisku? Czemu syn generała nie ma być podoficerem, jeżeli sią na nic innego nie nadaje? Czemu woje- woda nie ma mieć dzieci dorożkarzami, o ile tego pragną całą 53) Burgerowa („Dziewczęta z bocznej ulicy"). 173* 54) „A jedno przeobrażenie jest konieczne: należy zaprzestać przyśpieszonego fabrykowania t. zw. inteligencji pracującej"... ..podoficerów brakuje naszemu życiu go* spodarczcmu. Zamiast mnożyć patenty naukowe, trzeba pomnożyć kwalifikowanych maj- strów, drobnych przedsiębiorców, rzutkich i soRdnych kupców". Rybarskf („Przyszłość gosp. Polski". 178 178 duszą? Okazuje się, iż łączenie narodu poprzez same zawody nie sprzyja ani spójni, ani demokratyzacji, bo zawsze pewne zawody są uważane za „niższe". Dopiero spójnia rodowa zapo- biega poniżaniu, albowiem do rodu mogą należeć ludzie wszel- kich uzdolnień, wszelkich zawodów i o każdej ilości gotówki. Sam ruch zawodowy stwarza zawsze pasożytniczy elitaryzm, czy to urzędniczy (mandarynizm, totalizm), stanowy, czy partyjny (zawodowi i jedynie „nieomylni" politycy). Ma lekarz ośmiu synów i dwie córki, a nie ma ich za co kształcić na doktorów medycyny, na doktorów prawa, na dok- torów filozofii, doktorów statystyki? Zamiast się powiesić niech kształci dzieci na porządnych ludzi! Wystarczy. Niech da każ- demu z dziesięciorga dzieci szkołę powszechną, a potem: ta córka — praczką, ta służącą, ten syn — ogrodnikiem, tamten — fornalem, ów stolarzem, ci znów dwaj - malarzami (pokojowy- mi), z Dozostalych — jeden handlowcem, drucri piekarzem (dobry „fach" w rodzinie podczas wojny), trzeci rzeźnikiem (bliskie chi- rurgii), czwarty hyclem (prosektoria). Jeżeli któryś z nich jest utalentowany, to później w życiu sam się wykształci o własnych siłach. Po tym się pozna, iż to prawdziwy inteligent, iż się urodził na inteligenta. Doskonalszej selekcji nie potrzeba. Wystarczy tedy, gdy ojciec da dzieciom wychowanie. Porządnych ojców nie można zbytnio obciążać. Szkoda ojców. Gdy będziemy mieli takich ojców z wyższym wykształ- ceniem, prowadzących zdrowe życie rodzinne, to dopiero wów- czas będzie demokracja, bo w doły społeczne napływać będą porządnie wychowane jednostki — z warstw górnych. Bo cóż nam przyjdzie z tego, iż doktor medycyny ożenił się, iż jest demokratą, iż ma „jedną" córeczkę i iż ta jedna có- reczka umie po grecku i po łacinie,- cóż z tego, iż doktor jest mason i iż córeczka na fortepianie brzdąka i filozofie skończyła kiedy owa córeczka nie umie ugotować kapusty o własnych si- łach, a o tym, żeby potrafiła, jako żona, urodzić kupę dzieci w biednej Polsce i wychować je potem na porządnych ludzi ~ i mowy nie ma! A o tym, żeby z tymi dziećmi, gdy mąż będzie kiedyś w obozie, umiała przetrwać przyszłą wojnę, ani jej gadaj, bo dostanie szoku nerwowego... na dwadzieścia lat przed ową wojną. Czy to elita taka „kobita"? Co taka zrobi Hitlerowi? Syn prezydenta miasta ile się prowadzi? karciarz? leń? pijak? łobuz? złodziej? łajdak? Nie chce się uczyć? - A na stró- ża go dać do sąsiedniej kamienicy! Dostojny ojciec będzie go z okna miał na oku. Po co łobuza podciągać wzwyż gwałtem, za włosy, jako iż synem jest prezydenta? Niech pracuje tak jak 179 czarna ręka. Czyż dozorca nie jest człowiekiem? Jak demokra- cja, to demokracja! Co to za piękna więź byłaby w narodzie, gdyby swywolny syn prezydenta mógł też być porządnym stró- żem i gdyby to nie było shocking. Nie wtedy głowa państwa ma autorytet, gdy posiada 10 samochodów reprezentacyjnych i co dzień świeży garnitur, a na starość żonę jak pieścidełko (n-tą z kolei!}, ale gdy mądrze rządzi i dobrze dzieci wychowuje. Po chłopsku. Po gospoaar- sku. Jak dobry tata. Tak, czy nie? DOM PERYKLESA - Czy jednak nie zbyt nisko wtedy upadniemy? Pisano tuż przed ostatnią wojną: „Japonia jest krajem ubogim, nie posiada bogactw ko- palnianych, a przy swoim stosunkowo niewielkim obszarze mu- si wyżywić 70 milionów ludzi, toteż ludność jest uboga. Ale Ja- pończycy uczynili z biedy cnotę. Prosty tryb życia, prostota ■w mieszkaniu stały się zasadą, w kwestii odżywiania się Japoń- czyk stał się bezgranicznie skromny. Robotnik japoński żywi się przeważnie ryżem i rybą,- nie może sobie pozwolić na mięso, ser, masło, a mleko spożywa rzadko, ale też nie wymaga tych produktów. Pod tym względem ubodzy i bogaci są podobni do siebie. Baron Mitsui, w którego ogrodzie 300 ludzi uprząta codziennie spadłe na ziemię liście, jada to samo, co drobny urzędnik lub robotnik. choćby przepych w pożywieniu, podobnie jak i w bu- downictwie, wyraża się nie w wybujałości,, ale w ciężarze ga- tunkowym naturalnej prostoty. Odcienie tej prostoty są dostrze- galne tylko dla zrthwców... Rzecz oczywista, taki trvh życia jest korzystny dla narodu, który musi produkować tanio 55 ). „Robotnik japoński może sobie zbudować dom za 1.000 jenów (jen - półtora wówczas złotego). Za szesnaście jenów miesięcznie może wynająć dla swej rodziny w Tokio willę, któ- ra pod względem estetycznym nie ustępuje domom europej- skim lub amerykańskim. Na domiar robotnik japoński kąpie się 7 razy w tygodniu. Czy wobec tego można mówić o jego niż- szej stopie życiowej 50 )? 55) Leitha, 158. 56) Leitha, 159, 149. 180 Górnik za dom jednorodzinny (z wodą i światłem) płaci półtora do 3 zł miesięcznie. Najlepiej płatny górnik zarabia 2 zł 70 groszy dziennie. W przemyśle - płaca maksymalna 1 zł 80 gr dziennie, robotnica - 1 zł 10 gr. Kelnerka pracuje za 15 zł miesięcznie i nie kradnie. 34% chłopów utrzymuje się z rodzinami za 450 zł rocznie, 36% za 1.100 zł, a 30 procent za 1.500 — 2.250 zł. Skromny tryb życia jest zasadą narodową. Rolę główną gra tu kobieta. Ideałem Japonki jest żyć dla swego męża i dzie- ci. Tak jest wśród chłopów, robotników i najwyższej arystokra- cji — rodowej, naukowej i artystycznej. „Żona robotnika mająca na wyżywieniu rodzinę złożoną z 5 osób może prowadzić gospodarstwo za 10 jenów miesięcz- nie" 15 złotych... Tej sztuki może dokazać jedynie dlatego, iż od wielu pokoleń przyzwyczaiła się do takich artykułów spo- żywczych, jakie za taką małą sumkę można kupić. Może się obyć bez mleka, mięsa, sera i masła równie dobrze, jak proletariusz- ka w Europie środkowej nie odczuwa braku homara, gęsi lub indyka" 57 ). Młodzież szkolna, nieprawdopodobnie pracowita. „Książki dla ucznia na cały rok kosztują jena" 5 *). Już malcy lubią się włóczyć po księgarniach za książkami. Włażą choćby na półki. Księgarze obsługują ich tąk samo uprzej- mie jak dorosłych, bo tak kulturalnie się zachowują jak dorośli. Nigdzie na świecie nie zobaczymy tak często dziecka z książką, czytającego, jak w Japonii! - Czy jednak my wytrzymalibyśmy to wszystko? Co można wytrzymać, wiedzą ci, co byli w Oświęcimiach, Właściwie bogate musimy mieć jedynie uzbrojenie i naukę.. A co do pojęcia biedy, to jest ono bardziej względne niż sam Einstein. W XVIII wieku „w Paryżu wczesnym rankiem można by- ło spotkać ludzi piorących w Sekwanie jedyną koszulę lub chustkę do nosa,- rozwieszano je zaraz na drągach i czekano, aż je słońce wysuszy" 59 ). „Za Ludwika XIV podczas najuroczystszych obiadów wszy- scy jedli własnymi łyżkami ze wspólnej misy" 00 ). W Wersalu to wystarczyło. 57) Leitha, 149. 58) Leiłha, 149-160. 59) Kutiszer, i. II. 24. 60) Kuliszer, ł. II. 23. 61) Kuliszer, ł. II. 24. 181 Gdy Henryk IV zosiał królem francuskim, miał iylko iuzin koszul, z czego część była podarła, i zaledwie pięć chusfek do nosa 61 ). Ojciec naszego „króla chłopków" sypiał jeszcze na skórach. „Lud angielski nie był ani utrzymywany, ani oświecany przez państwo, a przez pięć wieków wydawał geniuszów w nia- zmęczony sposób" (Towner). — A Ateńczycy? Attyka, to był kraj ubogi. Kozy. Skały. A przecież mieli wytworzyć kulturę, z której następnie czerpała ludzkość . przez wszystkie wieki. Co tedy robili? — „Mieli oni bardzo niewielkie wymagania pod względem pożywiena, ubrania i mieszkania." „Odzież składała się z dwóch kawałków chitonu i himationu. „Urządzenie domu było jeszcze mniej skompliwowane; w ogóle hasłem Ateńczyka w przeciwieństwie do ciężkiego przepychu wschodniego było przytaczane przez Peryklesa: Lubimy piękno połączone z taniością. Można być pewnym, iż gdybyśmy znali w cyfrach majątek największych ówczesnych bogaczy, to skrom- ność tych cyfr wywołałaby uśmiech" 62 ). Było tak w latach 500 - 323. A w dobie najwyższej świet- ności Aten „dom Peryklesa nie różnił się niczym od domu pier- wszego lepszego bywalela" 63 ). I czyż to zaszkodziło Atenom co w kulturze? A nam miałoby zaszkodzić?! Musimy produkować jak najwięcej, obniżyć ceny jak naj- więcej i zrównać stopę życiową inteligencji — z poziomem ro- botników i chłopów, stopę zaś robotników i chłopów - z pozio- mem inteligencji. Jak w obozie warownym. I - jak w rodzinie. Jak u Ludwika XIV: z jednej misy. Upowszechnienie kultury i skromności potrzeb - na miarę z okresu Peryklesa i zarazem gigantyczny rozrost produkcji — na miarę amerykańską: oto program narodu jedynie realny, jeżeli realną ma być liczba dwu- stu milionów Polaków. o ile mamy żyć. TATA - NA POSŁUGI, MAMA NA POSŁUGI Im mniej tata chce żyć z małżonką po katolicku, tym bar- dziej chce regulować życie za pomocą... pensyjki. Społeczeń- stwo na pensyjkach, to folwark, gdzie wszyscy są parobkami. 63) Zieliński, t. f. 164. 64) Zieliński, t. II. 31; f. I. 4. 182 To samo: mama wymierająca. Im bardziej mama nienawidzi dzieci, tym bardziej chce... służyć. Taka sobie służąca. Pewnie, iż wstydzi się przyznać, iż chodzi na posługi... do biura, do sklepu, do fabryki. Wstydzi się mama siebie nazwać po imieniu: służącą. Mówi, iż „pracuje". Ale — za pensję. Więc służy. Tata-parobek, mama-służąca. Fornale - w k*órymś tam „stopniu służbowym". Tata „pracuje", mama , pracuje". Towa- rzystwo parobczańskie, czyli małżeństwa pensyjkowe. Wycho- dzą z domu lub wyjeżdżają rano. Wolno im się tylko nocą wi- dywać. Rodzina nocą. Takie „dziadowskie pany lub pańskie dziady". Za „obrok". Za pensyjkę. Za nienawiść do rodzaju ludz- kiego: do dzieci. — Ale nie można takiej kobiety potępiać, skoro mąż za mało zarabia? To przez łeb takiego męża! Niech prawie zarabia. Trzeba dopingować niedołęgę, by się tym bardziej starał, im ma więcej dzieci. Kobieta winna być natchnieniem dla męża lub, gdy mu tego za mało, to kijem go po mądrej głowie! Jeżeli jednak natchnieniem nie chce być niewiasta, ani też prać swego bliźniego, to przynajmniej winna go podżegać do walki o wielkość i dobrobyt rodziny. Agitator rewolucyjny, to żona. Musimy odkryć na nowo kobietę. Gdy żona nie pełni swej roli rewolucyjnej przy mężu, to sfora Koziołków-Matołków puszcza w bieg ruch rewolucyjny, fałszywy, reakcyjny, a żonę... wypędza z domowego ogniska, żeby Koziołkom-Maiołkom nie robiła konkurencji. Mąż, to człowiek walki. Inaczej, jest babą. A co babie po babie! ale człowiekiem walki może go uczynić kobieta. Tym- czasem wygodna kobieta zamiast krzesać męża, woli iść... na służącą, na pensyjkę, na „pracowniczkę, na posługaczkę, na miesięczny „obrok". Jak szkapa. I za to się ją potępia niniejszym. Za brak kobiecości, god- ności. Za to, iż nie jest natchnieniem mężczyzny. — Ale przecież muszą być urzędnicy, nauczyciele, żołnie- rze, utrzymujący się z pensji rządowej? z pensji prywatnej? Owszem byle nie zadużo. Natomiast gospodarka kwitnie, gdy jest za dużo producentów dóbr. I państwo wtedy kwitnie. Historyk Alojzy Lichtenstein w dziele „Das Reich de Romer" wskazuje „przyczynę, która prze- 183 dłużyła wschodnio-rzymskie impierium o 1.000 lal w porówna- niu do zachodnio-rzymskiego. Było nią ustawodawstwo rolne, które brało w obroną pracą chłopów przed „dinatoi", bogatymi. Jeszcze w r. 996 cesarz Basileus II ponowił prawa swych po- przedników w tym wzglądzie, uważajac słusznie, iż upowszech- nienie prywatnej własności jest utrwaleniem państwa, bo zwią- zywaniem abstrakcyjnej idei „ojczyzny" z rzeczywistością prak- tyczną" 64 ). A poza tym chodzi o to, by nie powtórzył sią hitleryzm. I by nie zaraził swą ideą świata. Np. „gdy u nas z rolnictwa żyło 60,6% : ludności, z przemysłu 19,4%, z handlu 6,1 proc., z komuni- kacji 36%, to w Niemczech było na odwrót. Podobnie było ze stosunkiem pracowników samodzielnych do najemnych w obu państwach". Dlatego, iż było aż tylu Niemiaszków niesamo- dzielnych gospodarczo, najmitów, urzędników, mógł wyrosnąć Hitler, bo niesamodzielnych, stanowiących większość, wziął za pysk i kazał im wyrzynać Europą. Niesamodzielny gospodarczo człowiek, to niewolnik. Państwo złożone z niesamodzielnej gos- podarczo ludności, to niebezpieczeństwo światowe. Całą gospo- darkę może tam w każdej chwili złapać w garść Hitler i orać takim narodem. Czyż był potworniejszy burżuj od Hitlera, któ- iy całą gospodarką i wszystkie kapitały Niemiec skupił w swych rękach? Taki Hitler, gdy rządzi, może prześcignąć wszystkich burżujów. jeżeli ma niewolników, może z tak sprepa- rowaną zgrają „obywateli" choćby podpalać świat. choćby będą ginęli entuzjastycznie za swego pastucha, poganiacza. Totalizm niewolnictwa. „Heil Hitler"! Gdy pracodawca nie uwłaszcza, to produkuje niewolni- ków. Skoro taki pracodawca wścibia się ze swym „dawaniem" pracy do zdrowego społeczeństwa, to nie posiada pracowników, ale najmitów. Helotyzm. Pańszczyzna. Ubezpieczenie od lolaiizmów: to upowszechnienie włas- ności. Zabezpieczenie człowiekowi godności: to własność. Ciekawe, iż z robotnika nie posiadającego własności nikt sobie nic nie robi. Nawet... robotnicy. A lekarze zaraz go chcą sterylizować jak bydlę. Stary, poważny pan. eugenista doktor- Wernic dziwił sią publicznie, „jak to bezrobotny może mieć du- żo dzieci i nie chcieć sią poddać operacji wyjałowienia" 05 ). Owo 64) Piwowarczyk Jan ks: „Dlaczego własność prywatna ', artykuł w „Tyg. Powsz,'* z dn. 27. V. 1945 r. 65) Ze sprawozdania prasy warszawskiej z konferencji prasowej w Polskim To- warzystwie Eugenicznym. Prasa warszawska z dnia 30. V. 1937 r. 184 wyjałowienie zaprojektowali biedakowi nie gestapowcy, ale in- stytucja rządowa polska, gdyby od niej chciał pomocy w r. 1937. Miał siedmioro dzieci. Gdyby je pozabijał przed urodzeniem, to nie zaprojektowano by mu wyjałowienia. I gdyby był milione- rem, też nie... Okazuje sią więc, iż tylko ten robotnik może mieć wolność, który będzie miał własność. Tylko tedy tego robotnika nie będzie kastrował żaden „Wernic". Człowiek bez własności zależy od mądrali partyjnych, a cała jego ucieczka w urzędnikach. ale gdy rząd w imię... nau- ki nakaże sterylizację? Najbiedniejsi pójdą wówczas na pierwszy ogień — pod nóż, społeczeństwo zaś nabierze ..naukowego po- dejścia" do nędzy. Ludzie się pozamieniają w „Werniców", i gdy jakiś biedak zapuka o jałmużnę, to zamiast mu wynieść skibkę chleba, prace lub zpoomoge, każdy , .Wernic" mweła naukowo: „Chodźno, obywatelu, to cię tu zaraz wystendizuję! , .Naukowa „Caritas"... Nie będzie wtedy potrzeba opiek społecznych, mi- łosierdzia, żadnego serca. Sterylizacja i bezdz etność rozwiążą wszystkie bolączki społeczne. Eureka! Nadchodzą hordy dziksze od najdzikszych: naukowi... wa- riaci — wraz z wymierającymi narodami. I takież... naukowe rzą- dy nadchodzą. *■ Tam, gdzie nie ma sprawiedliwego ustroju, jedynie ten ro- botnik może korzystać z pełni praw, który każdej chwili może pokazać plecy wyzyskiwaczowi. Ale, bv sobie na to pozwolić, trzeba mieć nie tylko siedmioro dzieci, ale własny dom i własny warsztat pracy. Własność jest po to, by zabezpieczyć człowiekowi wolność czynienia dobrze. Człowiek zależny materialnie, im bardziej za- leży od Pracodawcy, tym mniej jest swobodny w swym postępo- waniu. Wolny naród jest tylko tam. gdzie są uwłaszczeni obywa- tele. Inaczej, na czele państwa może stanąć gromada łofrzyków- hitlerowców. A gdy wszystkie państwa są takie, wówczas taka gromada opryszków może brać sobie w pacht dowolny kawał świata. Jedynie własność rozszerza wolną wolę (do dobrego) w życiu małżeństw, rodów i narodu. O tym, iż niewolnictwo może wrócić pisał już w r. 1913 Hilary Belloc w głośnej książce: „The Servile State" (Państwo niewolnicze). Trzeba postawić kropkę nad i: iż państwo niewol- nicze jest adekwatnością wymierających narodów, Bertrand Ru- ssel w swej książce „The Prospect of Industrial Civilization" po- ciesza, iż tej pańszczyzny w Anglii będzie tylko 4 godziny dzien- nie, gdy sami Anglicy wszystkich Anglików zamienią na pa- robków. 185 Narody wymierające ględzą o uspołecznieniu. Zakładają spółdzielnie. Ale jednocześnie... wymierają świadomie społem. Uspołeczniają wszelkie warsztaty pracy, ale jednocześnie... roz- społeczniają takie warsztaty współżycia, jak instytucje złożone z dwojga zaledwie osób: małżeństwa! Wszak każdy wymierają- cy dudek uznaje rozwody! W USA w ciągu roku 1945 przepro- wadzono 502 tysiące rozwodów. Jeden rozwód przypada na trzy małżeństwa. Uspołecznienie polega na sposobie, w jakim naród żyje. Ów sposób, to styl rodzinny we współżyciu. Rodziny i rody go wytwarzają: one dadzą świat spółdzielczy. NOWOCZESNY ANALFABETA Nawet Platonowi we wczesnej, zielonej fazie twórczości - nie chodziłyby kolektywne „muszki" po głowie, gdyby miał żo- nę i dzieci. Gdyby nie był starym kawalerem. Dlatego platonizm, do nie realizm, ale muszki. Ale na starość i Platon zmądrzał 00 ). W Anglii również jedni mają „muszki" w głowie, a drudzy założyli „The Ligue for the Preseryation of Liberty by the Resio- ration of Property" Liga dla Zachowania Wolności przez Odno- wienie Własności. Założyli tę ligę ci Anglicy, co nie ch^-ą wym- rzeć. Pozostali siedzą w Labour Party, w konserwie i w RusselTu. I zdychają świadomie. Liga głosi: „Wszyscy ludzie mają prawo do następują- cych dóbr: życia, wolności, pracy, odpoczynku, nauki". Life, liberty, labour, lessure, learing 70 }. Liga propaguje „w rolnictwie — drobne gospodarstwa, w przemyśle — rzemiosła, cechy, małe sklepy,- w rzeczach, które nie mogą być własnością indvwidualną, jak koleje, kopalnie, kanały itd. — upaństwowienie" 71 ). Dodać by do tego można: w wielkich upaństwowionych warsztatach pracować powinna młodzież męska. I starzy kawa- lerowie. Odbywać tam mogą coś w rodzaju służby wojskowe* Wielkie bowiem warsztaty pracy rozbijają życie rodzinne. Tytuł własności może mieć jedynie głowa rodziny. W dodatku „da- wać pracę" — będzie znaczyło w przyszłości uwłaszczać. Wśród zdrowych narodów, kto nie uwłaszcza się, nie pracuje. I kto nie 69)W „Rzeczypospolitej" nie uznaje własności i rodziny, które jego zdaniem roz- bijaj ą oddanie się służbie publicznej. Naiomiast w późniejszych „Prawdach” uznaje włas- ność prywatną. Co zaś do rodziny, zaleca, by młodzi przed zawarciem małżeństwa za- sięgali rady mędrców. Mosca, 31, 32, 33. 78) 71) Borowy, 131, 13*. 186 uwłaszcza, nie jest pracodawcą, ale producentem niewolników. Powstanie kultura dawania pracy. Niedługi to czas, gdy człowiek bez własności ze samego wstydu będzie udawał posiadacza. Tak jak garbaty... udaje pros- tego jak świeca. Niedługi to czas qdy rządy tym bardziej będą się wstydziły, im więcej mieć będą ludzi bez własności. - Dlaczego? Bo ci, którzy są dziś bez własności, „zawdzięczają swą sy- tuację wadom dziedzicznym ciał i umysłów" — stwierdza wielki uczonv 72 }. Zawdzięczają temu. iż są... garbaci: nieeugeniczni. Eugenika, to własność. Bo małżeństwo, które nie ma włas- ności, jest niewolnicze, więc iest nieeugeniczne. ..Własność jest obowiązkiem katolika 71 ). Bo kto nie ma własności, temu może być za ciężko posteoować po chrześcijańsku, i zacznie postępo- wać niemoralnie. choćby zacznie nie chcieć żyć: nie chcieć dzieci. Gdy wszystkie małżeństwa mają własny dom i własny war- sztat pracy, wtedy w państwie są warunki dla eugeniki: dla wolności i dla dzieci. Każdy umie sam' sobie dać egzystencję, dom i pracę. Nikt tutaj nie potrzebuje płakać, iż mu pracy nie dają, iż mu pensji nie podwyższają, iż go redukują, iż nie ma gdzie mieszkać, iż nie ma za co wyżyć z rodziną. Po prostu nie jest dziadem. I rząd nie rządzi wtedy dziadami. - Ale to trudno tak zrobić, żeby każde małżeństwo miało własność i żeby jednocześnie technika i przemysł stały jak naj- wyżej? Wszystko, co zdrowe, jest trudne. Jak taką gospodarkę prowadzić, jest już cała literatura ekonomiczna 71 ) „Utarło się przekonanie, iż największą zbrodnią ustroju kapitalistycznego jest wyzysk materialny, stworzenie rażących dysproporcyj w rozdziale dochodu społecznego”. „Ale jest jesz- cze druga, cięższa zbrodnia ustroju kapitalistycznego niż wyzysk materialny, to zbrodnia duchowego zubożenia człowieka". „Odarto człowieka z człowieczeństwa. Pozbawiono go najwięk- szej rozkoszy ludzkiej — twórczości. To zarezerwowano dla elity. Szaremu człowiekowi niech wystarczy, iż haruje, żre i iż może iść do kina". „Praca stała się przekleństwem, a brak pracy to głód i nędza". 71) Carrel, 252. 73) Szymański Ant. ks. dr prof,: „Ekonomika i etyka”. Lublin 1930, sir. 19. 74) Por. artykuły Raczkowskiego (konieczne wydanie książkowe), prace Rybar- *kiego („Przyszłość gosp. świata'*, 201, 202; „Przyszłość gosp. Polski”, 208, 209) dane z książki Borowego („G. K. Chesłerłon) mówią o tvm ruchu w Anglii, prace korporacło- nistdw katolickich Ud.. 187 Nie wystarczy robotników upaństwowić. „To tylko moi* im poprawić warunki materialne, skrócić czas ich pracy, uchro- nić ich od bezrobocia. Człowieczeństwa im nie wróci.” Człowieczeństwo wraca, gdy się ma „prawo do twórczości: można je mieć, gdy się pracuje na własnym warsztacie. Co za szczęście, iż teraz nie można wyżyć z pensji, i iż trzeba mieć koniecznie jakiś własny warsztat pracy! Bez tego zostalibyśmy skończonymi niedołęgami... i jeszcze bardziej nie chciano by dzieci. Ojcowie licznych rodzin, łączcie się, bo Was zje robactwo bezdzietne! Związki zawodowe i własność: dopiero jedno i dru- gie zabezpiecza byt. Musimy w gospodarce zbliżyć się do żony i dzieci. Dla ro- dziny: własny dom i własny warr t pracy. Dla rodu : większe, ro- dowe warsztaty pracy. Uspołecznienie własności będzie święciło triumfy na poziomie życia rodowego. Gospodarka indywidualna i społeczna - bez biurokracji, ze swoimi, na swoim: jak ludzie. / Krótko.- wszystko musi być moje i krewnych: rodzin, ro- dów, narodu. Tylko ten nie jest analfabetą, kto umie prowadzić zdrowe życie rodzinne, kto umie zbudować sobie własny dom i stworzyć własny warsztat pracy. Czytać, pisać, rachować - może potrafić i niewolnik. Szkoły, które nie uczą żyć zdrowym życiem rodzinnym, które nie uczą, jak zbudować dla własnej rodziny dom i jak stwo- rzyć własny warsztat pracy - produkują analfabetów nowo- czesnych: materiał na niewolników i na gawiedź wymierającą. Umieć czytać, pisać, i rachować, to była podstawa wyższej kultury — w średniowieczu. Ale nie dziś. Toż wszyscy już czyta- my, piszemy i rachujemy, no i... wymieramy! A choćby im kto lepiej czyta, pisze, rachuje, tym pilniej wymiera. Anglia, USA, Skandynawia, Szwajcaria, Czechy, Paryż, Londyn, Nowy Jork: czyż tam nie czytają? I wymierają. W PAŃSTWIE KREWNIAKÓW Życie gospodarcze się gmatwa, o ile to, co złożone gospo- darczo, nie pochodzi z rozbudowanego prymitywu: z warsztatu rodzinnego i nie jest wmontowane w warsztaty rodzin, rodów i narodu. Gospodarka organiczna. 188 Cóż za zabawny stwór laki profesor ekonomii, który trzęsie porłuchnami ze strachu, bo nie wie, co począć z przyrostem na- turalnym. Ekonomia neomalfuzjan nie wie, co zrobić z najwięk- szym bogactwem narodu: człowiekiem. Dopiero ekonomia naro- dów zdrowych odpowie, co robić z nową armią twórców no- wych dóbr: z przyrostem naturalnym; jak łącznie z tym nadążyć z przyrostem dóbr gospodarczych oraz, jak uwłaszczać każde małżeństwo i wszystkie rody. Planowa gospodarka? Czemu nie? Według lego planowa, co potrzebne rodzinom, rodom i obronie narodu. Wyłącznie taka planowość nie powoduje kryzysów gospodarczych. Tylko pie- niądz oparty na... dziecku i produkcji ma pokryce, bo dziecko zapewnia byt produkcji, a produkcja gwarantuje byt dziecku. Tak samo jedynie pokój oparty na... dziecku i armii ies* realny. Poza tym trzeba... uwłaszczać narody. Ale na to musi być klimat. Otóż gdy w państwach będzie obowiązywała sprawiedli- wość dla rodzin, wytworzy się powszechne przekonanie, iż ilość ziem i wód, należną każdemu narodowi, trzeba przydzielać odpo- wiednio do tego, ile każdy naród ma ludzi, oraz odpowiednio do poziomu, na którym każdy naród wychowuje swe dzieci. Jedy- nie wtedy zmaleje liczba tych wojen, które powstają w skutek niesprawiedliwego podziału dóbr we świecie. Uwłaszczanie narodów. Pokój zresztą musi być i wewnąrz państw. Gdyby były ro- dy, to rodowcy trzymaliby krótko krewniaków: każdy „fami- liant" musiałby w Polsce „trzymać fason". A tak, to nikt nikogo... nie zna, nikt więc za nikogo nie odpowiada. Za wszystkich od- powiada policjant... Nikt nie jest niczyim krewnym. Tylko poli- cjant jest każdemu., krewnym, Wszyscy natomiast są sobie... ob- cy, nieznani. Każdy w ten sposób jest w Polsce przybłędą. Musimy znów stać się krewniakami. Frontem do krewnych! Każdy związek rodzin (ród) odpowiada za swego członka moralnie i materialnie. Podobnie rodowiec odpowiada za ród Bo to, iż niby każdy z nas winien odpowiadać za cały naród... Za cały naród nie zawsze chce odpowiadać cały rząd, a cóż dopie- ro pierwszy z brzega Antoś, czy Kunegunda. W Polsce nie mo- że być nigdzie człowieka... niczyjego. Sami swoi. Rody będą miały własne szkoły, instytucje naukowe, han- dlowe, fabryki, sklepy, banki, domy mieszkalne, letniska, świąly nie, ubezpieczenia, własne szpitale i sanatoria. Wyłączy to drew- 189 nianego urzędnika z dzisiejsze} ubezpieczalni, „okienka", ,, nu- merki", „kolejki", zastępując to wszystko żywym miłosierdziem krewniaków. Każdy będzie wtedy czuł, iż nie jest sam, gdy po- trzebuje pomocy; iż są z nimi bliżsi i dalsi krewni. Najlepsze ubezpieczalnie dla ojca i matki na starość, to uwłaszczone, zaradne, dobrze wychowane dzieci. Najlepsze ubezpieczenie dla mężczyzny, to własny dom i własny warsztat pracy. Najlepsze ubezpieczenie dla kobiety, to dobry mąż. Natomiast wymierająca część narodu przez cały czas utrzyma tra* dycyjne Ubezpieczalnie, które podczas następnej wojny będą wypłacały emerytom po 50 złotych miesięcznie, gdy kilo słoniny będzie kosztowało 250 złotych. Kobietom zamężnym będzie wolno wynajmować się na służbę, urzędy, handel, orzemysł, rolnictwo — tylko za zezwo'e- niem zarządu swego rodu. Natomiast żony z rodzin wymierają- cych będą obrabiały pańszczyznę według wskazań „Arbeilsam- tów" (Urzędy Pracy). Jak podczas okupacji. Bank gospodarstw rodzinnych i rodowych finansować bę- dzie budowę domów mieszkalnych dla rodzin rodowców. zakła- danie wielkich warsztatów pracy (handel hurtowy, fabryki itd.) prowadzonych przez zespoły rodowców, a choćby przez grupy rodów. Rozparceluje się wielkie miasta ( pokąd ich nie rozparcelu- ją bomby atomowe). Państwo będzie wsią. Z wyjątkiem szpitali i sanatoriów — żaden gmach rządowy, żadna budowla użyteczności publicznej i żaden lokal rozrywko- wy nie będą mogły być zbudowane i urządzone bardziej luksuso- wo niż dom najbiedniejszej rodziny dzietnej w Państwie. Najle- piej ma być Polakowi w domu rodzinnym. Architektura na- rodowa. Lecz puśćmy wodze fantazji! Owóż, być może, iż rosnąć, tworzyć będzie to nowe budownictwo — osady rodowe i włą- czać coraz to nowe wsie i miasteczka, a choćby całe połacie kraju, w pewne całostki jako wyłączne regiony rodu. W nowego typu... województwa... familijne. Kto wie, czy każdy z rodów nie wy- tworzy własnej odmiany stylu polskiego w swym budownictwie, w organizacji swoich ubezpieczeń, swego szkolnictwa, produkcji, ustroju życia rodowego, sztuki, języka, sposobu bycia, rodzaju służby wojskowej. Regionalizm rodowy. Być może, powstaną specjalizacje naukowe, zawodowe i gospodarcze, odrębne w poszczególnych rodach. Być może, iż dojdzie choćby do gwar rodowych. Być może... I tak dalej. Nim 190 jednak io wszystko będzie, nim przyjdzie lawina reform z powo- du przechodzenia całego świata na świadome dawanie życia, trzeba coś zrobić. Natychmiast. Prywatnie. Z własnej inicjatywy. Znieść „wskazania" do zabijania dzieci nienarodzonych i wpro- wadzić karę śmierci na tych, co takie dzieci zabijają, na lekarzy, akuszerki i tak dalej oraz ustanowić zwykłą, ordynarną Kasę Wy- tównawczą dla przedsiębiorców. Będą oni z niej pobierali po- trzebne kwoty, by nimi dopłacać do pensyj swym pracownikom dzietnym. Składki płacone przez pracodawców, nie będą zależa- ły od tego, jaki będzie stan rodzinny osób zatrudnionych w war- sztacie pracy, ale od majątku tegoż warsztatu, od obrotu i ilości tamże pracowników. Tak czyniła przed tą wojną zdrowa część Francji - z własnej, prywatnej inicjatywy. Ze zdrowej Francji można wśzystko brać 7 '). Ale ową kasę będą także opłacali pra- cownicy, wszyscy, a więc i samotni i bezdzietni, prywatnie z własnej chęci. Z czasem poprze to Rząd, i muszą płacić wów- czas restauratorzy, właściciele hoteli, panie mające spacerowe psy i małżonkowie rozdzieleni oraz separowani. Wówczas choćby z... panią Twardowską każdy wytrzyma. Musimy się hartować, my mężczyźni. Państwo opiera się na rodzinie. Ale nie na rodzinie z jed- dym dzieckiem, ani z dwojgiem, bo to nie żadna rodzina, tylko spółka do wymierania narodu. Polak tedy tylko wówczas zapew- nia byt państwu, gdy ma rodzinę wielodzietną, gdy posiada własność i gdy żyje po katolicku. Wtedy jest obywatelem. Przez dzieci wszczepia się obywatel w bios narodu,- przez własność — w kulturę materialną narodu, a przez postępowanie katolickie — włącza się w życie wspólne świata i zaświatów oraz rozbudowuje w sumieniu odpowiedzialność za siebie, za wszyst- kie grupy narodu i ludzkość. Nic tak nie łączy jak jeden świa- topogląd, wspólnie i za wszelką cenę realizowany. Tylko ten, kto jest wkorzeniony w ziemię i w Niebo, ma dane na obywatela. Pozostali to „zbieranina", jak mawiano w Atenach. „Pływaki", jak mówią nasi chłopi. „Dziadostwo", jak mówią robotnicy. W Atenach „strateg musiał mieć dzieci z prawowitego małżeństwa, a nadto posiadłość ziemską w Attyce" 76 ). Czyli wy- magano kwalifikacyj ojcowskich i gospodarczych — na mar- szałka. Ze zdrowej starej Grecji można wszystko brać. 75) W roku 1938 Kęsy obejmowały 280.000 przedsiębiorców i 5.550 000 pobiera- i- jących pobory rodzinne, t. 920.000 rodzin otrzymywało zasiłki na rodziny, w tym 3.420 00# dzieci. Sarapata, 11-20. 70 Witkowski. 191 Ojciec rodziny, Polak, nabywa pełnych praw, gdy ma piąte dziecko, ponieważ posiada wtedy co najmniej tyle dzieci, iloma musi się wykazać każda rodzina w Polsce, by naród nasz rozradzał się minimalnie w naszym położeniu geopolitycznym. Bezdzietni nabywają takich praw, jak i dzietne małżeńst- wa, gdy wychowują na odpowiednim poziomie tyleż sierot. Spro- wadzi to dziwny kryzys-, braknie sierot... Przyszłość narodu, to nie dzieci i nie żadna szkoła, ale mał- żeństwa i dom rodzinny. Zdrowej rodzinie można wszystko dać. ZŁOTE CZASY HUMANISTYKI Nauczyciele neomaltuzjańscy patrzą na dziecko szkolne jako na jednostkę, jako na członka państwa. Aż tak wysoko. Tymczasem dziecko rośnie i z czasem zakłada nie... państwo, ale rodzinę. No i nie wie, co z tym ,, fantem" zrobić. Ogląda się wówczas na nauczycieli, i widzi, iż oni też nie mają lub prawie że nie mają dzieci. I iż tacy sami są naokolusieńko: dokiorowie, profesorowie, redaktorowie, kuratorowie, inspektorowie szkolni, no i... właśni rodzice. Dzisiejsze „śniadanka" szkolne dla niedożywionych i obo- zy letnie dla anemicznych byłyby dobre, gdyby dzieci były pieskami, szkoła - budą, a naród dziadem. Im naród ma mniej zdrowych rodzin, tym bardziej szkoła musi związać chłopca i dziewczynę z podstawową instytucją Państwa: rodziną,- z przyszłym najosobistszym życiem (ucznia) — w jego własnym życiu rodzinnym,- z najsprawiedliwszym i naj- zdrowszym podziałem dóbr: obowiązkiem uwłaszczania się każ- dego małżeństwa oraz powiększania maksymalnie dóbr rodziny, rodu i narodu - we własnym warsztacie pracy. Kultura jutrzejsza, to sprawność elyczna-katolicka, spraw- ność współżycia - rodzin, rodów i narodu oraz sprawność gos- podarcza: zdolność produkcyjna. Inne sprawności, owszem, ale najpierw fundamenty. Złoty wiek rozkwitu kultur przypadał zawsze na czasy, gdy elementarne potrzeby zaspakajano najpo- wszechniej. U nas - wieki XV i XVI 77 ). Pięknie, gdy pani zdobywa doktorat, ale... po wydaniu na świat pięciorga dzieci. Najpierw... magisterium z dzieci, a potem doktorat! 77) Michał Klepacz, ks. prof. dr.: „Ideały średniowiecza a czasy dzisiejsze”, sze". Wilno, 1938. Str. 8. 192 „Czy to nie osobliwe, iż większa część naszych młodych dziewcząt nie poświęca się studiom fizjologicznym i umyłowym 0 dzieciach i metodach wychowania"? „Trzeba, żeby kobiety ro- dziły w swej pierwszej młodości. Nie byłyby wówczas oddzie- lone od swych dzieci przedziałem czasu tak wielkim, iż choćby miłość nie zdoła go zapełnić" 78 }. Ilość ludzi inteligentnych nie zależy od liczby gimnazjów 1 liceów ogólnokształcących, ale od tego, ile dzieci mają ludzie utalentowani i zdolni, bo dzieci dziedziczą po niezwykłych ro- dzicach wrodzone wartości duchowe 70 ), inteligencji nie nabywa się w szkole, bo inteligencja, to wrodzona dyspozycja du- chowa 80 ). A zatem: nie więcej szkół ogólnokształcących, ale jak najwięcej dzieci w rodzinach inteligenckich! Czy po to ma na- ród rozbudowywać tak kosztowne szkolnictwo, by ci, co najbar dziej z niego korzystają, wymierali i to świadomie? Czy na to są szkoły? Wrzask o szkoły był błogosławiony, gdy inteligent, skoro się wykształcił, zakładał rodzinę i żył w niej jak człowiek: miał dzieci. Ale dziś inteligent, skoro się wykształci, chce wym- rzeć. Policzcie dzieci u ludzi z dokioratami. To samo dotyczy zdolnych dzieci z ludu. Co z tego, iż dzieci z ludu wykształcimy jak najwyżej, kiedy one stawszy się inteligencją, nie rozrodzą się, ale wymrą! W fen sposób wyjałowić można lud w krótkim czasie z najzdolniejszego elementu. A zatem wyjałowić z ludzi zdolnych — naród... przez kształcenie warstw ludowych. - A szkoła powszechna? Szkoła średnia i wyższa przygotowują nam młodzież do niewolnictwa: na posady. Szkoła powszechna uczy próżniactwa i pretensyj do życia. „Panuje na ogół przekonanie, iż nauczanie powszechne zwiększa wiedzę ludu i iż ten zachowuje to, co zdobył i iż trwa w powiększaniu swych wiadomości. Tymczasem wykazano świe- żo, iż to jest nie tylko błędne, ale iż taka oświata nie dorzuca nic do wiadomości już zdobytych, nie zastępuje dawnego na- bytku nowym, ale przeciwnie, niweczy dawne wiadomości, a daje mało, jeżeli nie nic, w zamian. Abraham Lincoln pochodził ze środowiska nie tylko niewykształconego, nie umiejącego czy- tać, ale takiego, które było zawsze takim". Dalej zaś Towner mó- wi równie rewolucyjnie do kierowników oświaty. Krótko mó- wiąc: szkoła daje maksimum, o ile rodzina jest zdrowa. 78) Carrel, 367. 159. 79) Stern William: „Inteligencja dzieci i młodzieży”. Warszawo 1927, str, 242 — 270, 424. 80) Stern. 349 — 353.. 193 — No więc kto wychowuje? Przez gadulstwo nikt nikogo nie wychował. Poziom, na którym zdrowa rodzina, porządny ród, święty pleban, ideowy urzędnik, uczciwy zawodowiec - spełniają swe obowiązki: oto wychowanie! Im bardziej ci ludzie współżyją z sobą, im ideow- sze tworzą wspólnoty zawodowe i ogólną wspólnotę, tym bar- dziej wychowują. Zdrowa świadomie część narodu — wycho- wuje: i właśnie taką szkołę trzeba założyć. Nie posiada takiej szkoły jeszcze żaden naród świata. — A łacina i greka? O łacinę i grekę nie ma u nas kłopotu. Nasampierw nasi księża będą pielęgnowali filologię klasyczną. A po wtóre prze- sadzaliśmy z tą łaciną. Sanktuarium narodu, katedra na Wawelu, nie ma ani jednego wyrazu po polsku. Nigdy nie docenialiśmy języka narodowego. Dlatego miliony Polaków ukrainizowały się w dawnej Polsce. Trzeba spolszczyć Wawel. PROSTOTA świat czuje, iż się coś zbliża. choćby uczeni wieszczą. Carrel woła-. „Do tego świata nie przystosujemy się nigdy. Zbuntujemy się przeciw niemu. Przemienimy jego wartości". „Po nowej drodze trzeba nam dziś kroczyć naprzód". „Musimy się podnieść i ruszyć w drogę !" A tako rzecze James Wiliam, filar pragmatyzmu: „Na sce- nie świata heroizm i tylko heroizm odgrywa wielką rolę. Czuje- my dobrze, iż w heroizmie tkwi skryta tajemnica życia. Nie wchodzi w rachubę człowiek niezdolny do ofiary". „Szaleństwo Krzyża, którego rozum pojąć nie jest w stanie, zachowuje na zawsze swe głębokie i żywotne znaczenie." Ofiara, heroizm... Czemu aż heroizm? Co się kończy, a co się zbliża? Wymierające narody się kończą. Zbliżają się narody ży- we. Ale bez heroizmu się nie zbliżą. Bo żeby dziś żyć zdrowym życiem małżeńskim, trzeba bohaterstwa. Stąd... krzyk o heroizm, o szaleństwo krzyża. Heroizm. Ależ w heroizmie mało kto wytrzyma. Ludzie, to przeciętniaki, lenie. Gdy człowieczkowi pierwszemu z brzega wspomnimy o heroizmie, gotów zrobić jak warszawski patriota z XVIII wieku, co to... zaprotestował, i... uciekł na Pragę. Zgoda: zdrowa, świadomie bohaterska część narodu skupi się i wytworzy ognisko wychowawcze dla narodu. Ale prze- 194 edątniaki?... Co zrobić z wymierającą większością? Aż sią tam roi od poczciwych niedołęgów. Ludzie ci chcą żyć tak jak waay* scy, żyć zwyczajnie, nie nadzwyczajnie. A choćby wśród zdrowej części narodu nie każdy wytrzyma całe życie w nadzwyczajno- ści. Człowieczek może być tylko zwyczajny. I właśnie to ratuje cywilizację ! — Jak to? Bo nadzwyczajni ludzie zapominali się dotąd uzwyczaj- niać. Dlatego kompromitowali idealizm i nadzwyczajność im się rwała. A tymczasem kubek podany pragnącemu i szata dla ubogiego tak wiele znaczy, iż Chrystus będzie o tym mówił podczas sądu nad światem. O laureatach Nobla nie wspomni. Przecież wszyscy narzeczeni się kochają, a czemuż to tuż po ślubie zaczynają się komedie, dramaty, tragedie? A bo ich idealizm był nieuziemiony: nie wiedzieli, iż są ludźmi. Głupi narzeczeni. Idealiści głupi. Cudne małżeństwo? Owszem. Ale zarazem: własny do- mek. Domowy warsztat pracy i panowanie nad sobą w domu i poza domem. Panowanie nad sobą tak wściekłe, iż gdyby na ten przykład młoda małżonka uciekła sobie na dwadzieścia lat, albo gdyby młodą małżonkę tknął paraliż na przeciąg dwudzie- stu lat, to żeby jej mąż panował nad sobą jak zakonnik przez te dwadzieścia lat i żonę kochał pierwszą miłością ustawicznie przez 20 lat! Przez pięćdziesiąt lat! Prostota. Łaska? Współdziałanie świadome z Łaską. Ależ pysznie: Łaska uziemiona! Wszak choćby Bóg, żeby działać na świecie, nasampierw się narodził na ziemi jako człowiek, żył na ziemi jako człowiek i umarł na ziemi jako człowiek — na wbitym mocno w ziemię krzyżu. Uziemienie idealizmu. Co to za piękni święci byliby z dewotów, gdyby każdy z nich przedtem został porządnym człowiekiem! uczciwym poga- ninem! Murzynem dzielnym! Chata wuja Toma. Polska — Chrystusem narodów? Czemu nie. Ale najpierw Polska z jakim takim porządkiem w każdej chałupie! Idealista myśli, iż pierwszym jego obowiązkiem jest ko- chać żonę, tymczasem pierwszym jego obowiązkiem jest mieć dzieci. Żonę się kocha bez obowiązku. Idealista myśli, iż pierwszym jego obowiązkiem jest dać dzieciom szkołę, gdy pierwszym jego obowiązkiem jest mieć własną chatę. Nie można wychowywać uczonych dzieci po cu- dzych kątach. Nie można być dziadowskim łatą - od uczonych dzieci 195 Ileż mądrości miałaby filozofia narodowa, gdyby każdy filozof z katedrą - otarł codziennie rodzonemu maleństwu pew- ną część ciała. Dopiero gdy się idealizm styka z realizmem, uzdrawia się idealizm. Jak silny byłby chłop polski, gdyby pęd do wyższej kul- tury zaczął nie od ograniczania liczby chłopskich dzieci; ale od tego, iż produkcję z hektara dawałby Polsce wyższą niż na ca- łym świecie! Co to za zdrowy byłby wtedy chłopski rozum! Z jaką dumą słuchałby każdy ludowców! Jakiż potężny byłby Kościół w Rzplitej, gdyby każdy pro- boszcz panował nad własnym tchórzostwem i wygodnictwem! Pierwszego lepszego proboszcza można by wtedy brać na prymasa. Wykręcamy się od zwyczajnego życia. Prosty, porządny człowiek... Co za możliwości leżą w tej płaszczyźnie! Demokracja bez masonerii: ależ to cud arcychrze- ścijański! Heroizm, to człowiek. Porządny. Czysty. Trzeźwy. Praco- wity. Zaradny. Taki, co jak ma żonę, to ma też dzieci. Jak ma dzieci, to ma też dom własny, własny warsztat pracy, gotówkę. Co ma też - rozum i co dlatego mówi co dnia pacierz, jak dziec- ko, i co dzień spełnia Przykazania Boskie - bez wykrętów-, po męsku. Jak bohater. Prosty, kulturalny człowiek, to złom granitu — pod wszy- stko. Ludzie nadzwyczajni zawsze będą. Braknąć może tylko zwyczajnych. Kultura prostego życia jest nam najpotrzebniejsza. Kultura i natura. Musimy się wszyscy uzwyczajnić, nie tylko profesorowie uniwersyteccy. Ludzie nadzwyczajni nabywają kultury zwyczajności •— w życiu małżeńskim: z żoną taką, jaka jest, choćby ze zmorą,- z dziećmi takimi, jakie są: choćby z piekielnikami. Głowy państw, uczeni, artyści, dygnitarze, wodzowie - tu mają szkołę prostoty: uzwyczaj niania się na porządnych, mądrych ludzi: w rodzinie. Ileż Wyspiańskiemu dało to, iż miał za żonę pyska- tą córkę chłopa, którą czcił jak świętość! Inaczej, byłby skoń- czonym psychopatą. Prostota jest najtrudniejsza. Prostota jest stylem najbar- dziej boskiej książki: Ewangelii. A z kolei „cywilizację świado- mą" można kształtować tylko w stylu Ewangelii - twierdzi Towner. Cały teraz kryzys rasy białej pochodzi przecież stąd, iż małżonkowie, gdy nie mogą mieć dzieci, nie powstrzymują się 19Ó od pożycia. Po prostu. A z drugiej strony: gdy mogą mieć dzie- ci, nie żyją z sobą naturalnie. Po prostu. Heroizmu nie potrzeba zawsze, bo nikt by tego nie wytrzy- mał. Potrzeba heroizmu tylko wtedy, gdy tego Wymaga obowią- zek. Po prostu. Gdy zaś ktoś musi być herosem przez lat dwadzieścia, jak ten, co... ma sparaliżowaną żonę, a jest piękny jak Apollo, to niech spędzi po bohatersku dzień, a na drugi dzień - znów tyl- ko dzień. I tak przez lat pięćdziesiąt. Po prostu. Nie róbmy tragedii z bohaterstwa. Ono jest proste. A wie- dzą to ci, co żyją ofiarnie, a tak swobodnie jak dzieci. Nie róbmy tragedii z tego, iż mamy żyć w małżeństwie po prostu: zgodnie z naturą. Chcesz być szczęśliwą w małżeństwie? Idź na całkowite całopalenie... na rzecz męża i dzieci. Tylko to gwarantuje szczęście. Chcesz być szczęśliwym w małżeństwie? Idź na całkowi- te całopalenie... na rzecz żony i dzieci. Człowiek się żeni przede wszystkim nie po to, by być szczęśliwy. Cisi mężowie posiada miłość żony, miłość dzieci. Ciche posiądą miłość męża, miłość dzieci. „Cisi posiądą ziemię". Cisi... ofiarnicy. Gorejący całopaleniem. O wy, Tchórze, co boicie się bohaterstwa w małżeństwie, chyba już rozumiecie, iż jest ono dla wszystkich tak przystępne jak... posiadanie dzieci? Gdy zdrowa część narodu będzie płonęła całopaleniem, wówczas wychowywać będzie pozostałą, wymierającą więk- szość - do zdrowego życia. Płonący stos. „Szaleństwo Krzyża, którego rozum pojąć nie jest w stanie, zachowuje na zawsze swe głębokie, żywotne znaczenie" — mó- wi James, filozof... z krainy dolara. Przeczuł wymierający wiek XX. Przeczuł zalaną Azjatami Amerykę w wieku XXI. KOLONIE... NA WEWNĄTRZ POLSKI Zawsze w kraju jest trochę porządnych ludzi, choćby ich to kosztowało nie wiem ile. Ci ludzie muszą zacząć kształtować „cywilizację świadomą". Mianowicie ci, co żyją w małżeństwie zgodnie z żoną i na- turą, muszą się jeszcze nauczyć żyć... zgodnie z grupą talki ch samych małżeństw jak ich małżeństwa. Ród może powstać do- piero w drugim, trzecim, ósmym pokoleniu, inne zaś cuda, vie, 197 0 których mówiliśmy, mogą wcale nie powstać, ale kooperacja zdrowych małżeństw, świadomie wiernych naturze i Łasce, mo- że zawsze zaistnieć. Ona poprzedzi świadome życie w rodzie 1 w narodzie. Dziś porządni ludzie są pomieszani z parszywymi jak groch z kapustą. Musimy się łączyć na zasadzie demokratycznej : równi z równymi. Nie można: za pan brat Świnia z pastuchem. W XIII wieku zakładario u nas wsie „na prawie osadni- czym". Każdy wiedział, iż na takiej wsi jest zdrowsza i wyższa kultura niż na zwykłej wsi. Należy teraz na każdej wsi i w każ- dym mieście zakładać życie „na prawie osadniczym”. Zakładać kolonie porządnych ludzi! I tam się grupować. O! wiadomo, na przykład, mamie i tacie, iż mają tak wy- jątkową córeczkę, co, jak wyjdzie za mąż, chce mieć dzieci. Nie można takiej córeczki wydawać byle gdzie za mąż, ale tylko... na kolonie. Jakże, bo można taką córeczkę wydać za kawalera „prewencyjnego” i dzieciobójcę! I na odwrót: jak można się że- nić porządnemu chłopcu z panną, która nie wyobraża sobie po- życia z nim inaczej, jak z „prewencją". Nie mogą kojarzyć się w stadła takie szlachetne, wyjątkowe dzieci byle gdzie, z byle kim, bo wdepną w ...„prewencję". Trzeba ich - na kolonie! Czy- li w takie miejsce, na wsi, czy w mieście, należy ich żenić gdzie grupują się obok siebie małżeństwa wyjątkowe, gdzie mają obok siebie swoje domy, swoje warsztaty pracy, swoje szkoły, swoje kina, swój teatr, swój sport, swoje plaże, swoją ziemię, swój ro- zum. Wszystko odrębne, wyjątkowe. Architekturę wyjątkową (mieszkania dla rodzin z wielu dziećmi), rzeźbę, malarstwo i gos- podarstwo, śpiew i tańce, muzykę i dowcip, żony i mężów — wy- jątkowych oraz — kawalerów i panny. Na takiej kolonii łatwiej jest żyć wyjątkowo porządnie z tej prostej racji, iż człowiek szlachetny nie jest tu wyjątkiem. Przeciwnie, kto chce tu żyć jak Świnia, jest mu ciężko: bo takie życie jest tu... wyjątkiem. Ludziska bowiem mają to do siebie, że najcięższe rzeczy robią najchętniej, gdy widzą, iż to samo in- ni robią. Ot, choćby, jeszcze nasze babki miewały po piętnaś- cioro dzieci, i nie wiedziały, iż im ciężko. Czemu? Bo tak wszy- stkie kobiety wtedy robiły. Dziś żadna kobieta nie wzięłaby na trzaskający mróz jedwabnych pończoszek, ale gdy widzi, iż wszystkie tak chodzą, to ona też. I... ciepło jej. Bo nie chce być wyjątkową... Lecz wróćmy do naszych kolonij. Owóż choćby żyć szla- chetnie było nie wiem jak ciężko na reszcie globu, to tutaj, na kolonii, żyje sobie każdy szlachetnie po prostu dlatego, iż tu 198 jest taka moda, iż tu lak żyją wszyscy, iż taki tu jest duch czasu, że tak tu wygląda kultura, wyzwolenie, postąp, reformy, nowo- czesność, wolność, tolerancja, demokracja, iż tu jest taki wiek dwudziesty. Dziąki temu będzie też tu łatwo małżeństwom żyć zgodnie z naturą. Natomiast poza koloniami, aby tak żyć, trzeba będzie nadał bohaterstwa. Polska musi mieć kolonie... porządnych ludzi. Związek Pola- ków... za Granicą Świństwa. Musi powstać emigracja wewnętrzna. W razie gdy poza koloniami będzie ktoś wówczas potrze- bował kogoś gwarantowanego,- czy to na męża, czy na żonę, czy na jakie stanowisko, czy na robotnika: będzie brał z kolonij W ten sposób będzie można nareszcie porządnie się ożenić, mieć mądrego urzędnika, uczciwego robotnika, coś robić „na pew- niaka". W ten też sposób będzie mógł powstać związek po- rządnych urzędników i związek uczciwych robotników, bo sam związek urzędników i sam związek robotników nic nie daje. Ko- mu bowiem z uczciwych ludzi jest potrzebny urzędnik? albo robotnik? Ale każdemu jest konieczny porządny urzędnik i ro- botnik porządny. Owóż jedni i drudzy będą na koloniach. Gdy nie ma kolonij, to jest wieża Babel, brak organizacji. Dlatego chociaż byłaby wtedy choćby najczystsza demokracja, mimo to dyktatorem bidzie przez cały czas Bałagan, i gdy się weźmie ga- zetę do ręki, książkę, gdy patrzeć się będzie na film: wszystko opiewać będzie życie tej gorszej Polski, tej... z „prewencją". Tak jakby tej drugiej wcale nie było. Tej, dla której warto żyć i za Którą słodko jest umierać. Niedługo biskupi będą dawali księży tylko na kolonie. Bo na cóż parafie dla uprawiających onanizm małżeński - rodzin warszawskich, łódzkich, poznańskich! Jedna parafia na całą Warszawę, na Łódź, na cały Poznań: to narazie dosyć! Natomiast, ze wszystkich wymierających wsi polskich, osad i miast zrobi się wikariat apostolski. Który ksiądz bedzie tam chciał proboszczo- wać, zapuści brodę i wyjedzie do nich na misje. Do tej wymiera- jącej, cmentarnej, czarnej, grobowej Polski. Na ciemny ląd. W dżunglę przeciwdziecięcą. Do dzieciobójców. Do mamy z jed- nym dzieckiem, z dwoma mężami i z wytatuowaną gębą. Vita nuova, moi Państwo, się szykuje! „Musisz być inną, choć będziesz tą samą''. Czytajmy Asnyka. Dobry nauczyciel - na kolonie! Szkoda uczyć dzieci z onanistycznych małżeństw dygnitarskich choćby w Zakładzie Księży Marianów na Bielanach pod Warszawą. Bo te chłopczy- ny, jak dorosną, też będą miały po jednym dziecku i po trzy io- 199 ny, i leż synka poślą na Bielany. Będą parszywe — w kółko. Zaczarowane koło. Czy na to mamy Bielany i księży marianów? Dobry oświatowiec — na kolonie! Uczciwa aktorka — na kolonie! Prawdomówny dziennikarz - na kolonie! Tylko lam bę- dzie można prawdę rżnąć bez pardonu. Dobry policjant — na kolonie! Gdzie indziej się nauczy kraść. Dobry wikary - na ko- lonie! Gdzie indziej się zmanieruje. Przynajmniej raz wtedy us- łyszymy porządne kazanie do porządnych ludzi, nie zaś abstrak- cyjną wodę przeznaczoną nie wiadomo dla kogo i po co! Nawet do szkół państwowych będzie można śmiało posiać dziecko choćby na 10 lat nauki przymusowej, choćby na dwadzieś- cia, ale na kolonie! — Czemu? Bo w tych szkołach będą dzieci, pochodzące z małżeństw nie obciążonych parchami „prewencji” i w tych szkołach będą nauczyciele nie obciążeni nędzą „prewencji". "Wyjątkowo zdro- we dzieci i wyjątkowo zdrowi nauczyciele. Inaczej budżet szkol- ny pójdzie w błoto. Sapere Auso. Konarskich - na kolonie! Do czasu, pokąd się wszyscy nie wyprowadzimy na kolo- nie, każdy kio chce coś robić trwałego, niech wali ze swym wy- siłkiem społecznym na kolonie. Wszelki wysiłek odrodzeńczy musi być przestawiony na pracę w zespołach złożonych z rodzin wyjątkowych: świadomie wiernych naturze. Tam natrafi na najzdrowszy grunt, Tam będzie podtrzymywał życie bohaterskie w ludziach z rodzin wyjątko- wych, dynamizował wpływ tych rodzin, by zapalały do wyjątko- wego życia coraz większą liczbę małżeństw, dopóki cały nasz naród nie stanie się wyjątkiem wśród wszystkich społeczeństw świata. ATOMÓWKI I DZIECI Postawa „na kolonie", to dziś jedyna postawa we wszelkiej pracy charytatywnej, kulturalnej, oświatowej, wychowczej, za- wodowej, gospodarczej, duszpasterskiej. To eugenika nad euge- nikami. Postawa „na kolonie", to nowy motyw w naukowej orga- nizacji życia. kooperacja zdrowych rodzin, to nowy obowiązek w epoce świadomego ojcostwa i macierzyństwa. Obecnie ten jest przygotowany do małżeństwa, kto umie żyć wyjątkowo w morzu wymierającej większości i kto postępu- jąc lak wyjątkowo, umie tworzyć wokół siebie grupę małżeństw 200 wielodzietnych, współdziałających z sobą i rozszerzających swą postawą na coraz dalsze małżeństwa. Kolonizatorzy zdrowej Polski. Polski Kwitnącej Dziećmi. W ten sposób typ małżeństwa wyjątkowego się upowszech- ni. Ale nim to się stanie, prowadzić zdrowe małżeństwo, to boha- terstwo. „Heroizm i tylko heroizm odgrywa wielką rolę. Nie wchodzi w rachubę człowiek niezdolny do ofiary" — mówi Ja- mes, filozof z krainy dplara. Bez heroizmu małżonków nie ma mowy, by dźwignąć w pierwszym pokoleniu małżeństwo polskie do poziomu życia zgodnego z naturą. Maksymalna skromność potrzeb material- nych, maksymalna pracowitość i dzielność, maksymalny związek z narodem i Chrystusem — u rodziców i dzieci: oto styl życia pionierskiej rodziny inteligenckiej. Rodziny wyjątkowej. Żyjemy w dobie bomb aromowych i kosmicznych katastrof, gdzie mogę ginąć naraz całe kontynenty. Ale choćby wówczas od kilku ta- kich wyjątkowo zdrowych rodzin, ocalałych z kataklizmu, może odrosnąć, jak od pr.ia cały naród polski ze wszystką tradycją, wielkością, pięknem. K“ O NIEĆ 201 BIBLIOGRAFIA Adamski Stanisław: „Łaska Boża", Kraków 192-1, 2 tomy. „Agentia Fides", Roma 1940, rocznik, „Asceza organiczna* 1 . Warszawa. Baranowski Walerian: „Wielka tajemnica psychiki narodu polskiego", Poznań 1930. Baranowski Z.: „Małżeństwo w nowej Polsce", wyd. II, Poznań 1910. Barker Ernest: „Charakter narodowy i kształtujące go czynniki". War- szawa 1933. Belch Józef: „Katolickie odrodzenie wsi", Poznań 1939. Bielawski Zygmunt: „Wychowanie religijne" (w Encykl. wycl. Bielawski Zygmunt: „Dydaktyka religii w szkole powszechnej" (w En- cyklopedii wychowania). „Biuletyn Oddz. Warszawskiego Zw. Lekarzy Państwa Polskiego", roczniki 1938 i 1939. Błachowski Stefan: „Wyniki psychologii pedagogicznej" (w Encykl. wychów.). Bobicki Czesław' i W. Woytowicz-Grabińska: „Opieka Społeczna nad dziećmi i młodzieżą" (w Encyklopedii wychowania). Borowy Wacław: „G. K. Chesterton", Kraków 1929. Breasted J. H.: „Geschichte Aegyptens", Phajdon. Bronikowski Wiktor: „Drogi postępu chłopa polskiego", Warszawa 1934. Bross Stanisław: „Miłość, małżeństwo, rodzina", Poznań 1935. Bruckner Aleksander: „Dzieje Kultury polskiej", Warszawa 19.39, trzy toiny. Bujak Franciszek: „Siły gospodarcze Polski" (w dziele zbiorowym „Przyczyny upadku Polski", Kraków 1918). Bujak Franciszek: „Źródła do historii zaludnienia Polski" odbił ka z „Pamiętnika 'I. Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich w Wilnie w r. 1935 w dniu 17-20. IX. “, Lwów 1936. Bujalski Jerzy: „Rzut oka na stan i działalność zakładów leczniczych 203 państwowych, komunalnych, społecznych i prywatnych na pod- stawie sprawozdań za rok 1934-1935“, Warszawa 1935. Buieau Paul: „Rozprzężenie obyczajów 14 , Kraków 1929, tłum. z franc. Burger 15.: „Czterdzieści łat w służbie bociana 44 , Katowice 1931. Burger 15.: „Dziewczęta z bocznej ulicy 44 , Katowice 1933. Burger 15.: „Kowalscy -4 , Kraków 1934. „Caritas 44 , czasopismo, Kraków 1946, rocznik. Carrel AlcXis: „Człowiek istota nieznana 44 , Warszawa, Trzaska-Ewert- Michalski. Cliałasiński Józef: „Klasa szkolna jako grupa społeczna' 4 (w Encykl. wychowania). Cliałasiński Józef: „Zawód nauczycielski 44 (w Encyklopedii wychów.). Chesterton G. K.: „Kuła i krzyż 44 , Poznań 1927, tłumacz, z ang. Choiński- Jeske Teodor: „Nowoczesna kobieta 44 , Warszawa 1917. CJioiński-Jekse Teodor: „Psychologia renesansu włoskiego' 4 . Warszawa. Chomrański E.: „Jeszcze w obronie nienarodzonych 44 , „W obronie dziecka nienarodzonego 44 , w czasopiśmie „Caritas 44 nr 8; 12; 13; 1946 r. Choromański Zygmunt: „W obronie chrześcijańskiego małżeństwa 44 , Warszawa 1934. Cieszyński Nikodem: „Roczniki katolickie 1939“, Poznań 1939. Clement (>.: „Le droit de 1'enfent a naitre, rćfIexions pour les me - decins e le non medecins 44 , 4-edit., Brugcs. Bcyart 1928. Cyrek.: „Wielki sługa Boży, ks. Piotr Skarga 44 , Kraków 1935. Czarnecki J. S.: „Zmysły na licytacji' 4 . Warszawa 1932. Czekanowski Jan: „Zarys antropologii Polski 44 , Lwów 1930. Czunia J.: „Roformy prawne dla obrony rodziny 44 , Poznań 1936 w dzie- le zbiorowym „Rodzina 4- , Poznań 1936). Dąbrowski Stefan: „Eugenika ze stanowiska katolickiego 44 (w pracy zbiorowej „Rodzina 44 , Poznań 1936). Dąbrowski Piotr: „Wychowanie dzieci i młodzieży 44 (w Encykl. wych.). Debout J.: „Światowe damy 44 . Warszawa 1938. Detnbour 15.: „Pour une Politiąue de Natalite“, I.ouvain 1928. Dewas K. S.: „Postęp świata a Kościół -4 , Warszawa 1913, tłum. z ang. Dewas K. S.: „Studies of Family Life 4 ’, 1886. Dmowski Roman: „Kościół, naród i państwo 44 , Poznań 1927. Dmowski Roman: „Przewrót 44 , Warszawa 1934. Dmowski Roman: „Świat powojenny i Polska 44 , Warszawa 1936. 204 Długosz Jan. patrz niżej. Dobraczyński Jan: „Z problemów populacyjnych", artykuł w Tygodni- ku Powszechnym z dn. 9. VI- 1946. Dohrzyńska-Rybicka Ludwika: „Zadania świata kobiecego wobec ro- dżiny" (w dziele zbiorowym „Rodzina"). „Dola i niedola naszych dzieci", wyd. „Pierw. Kongr. Dziecka", War- szawa 1938. Drozdowicz-Jurgielewiczowa Irena: „Podstawowe zagadnienia dydak- tyki dorosłych" (w Encykl. wychowania). Dybowski Władysław: „Fizjologiczne podstawy wychowania", (w En- cyklopedii wychowania). Dybowski Władysław: „Wychowanie fizyczne pozaszkolne" (w Encykl, wychowania). „Duszpasterstwo miejskie", pamiętnik kursu duszpasterskiego W War- szawie (4-8 listopada 192!) r.). Warszawa 1930. Dziennik Urzędowy nr. 38 z r. 1928, nr. 86 z r. 1933. nr. 4 z r. 1934, nr. 2 z r. 1936. „Dziennik Zjednoczenia", Chicago z dn. 12. f. 1939 r. Dzierzbicka Maria i Radwan Władysław: „Kształcenie nauczycielstwa szkół ogólnokształcących" (w Encyklopedii wychowania). Dzierzbicka Maria: „Racłio w szkole" (w Encyklopedii wychowania). „Elementarz", S. Tync, J. Gołąbek. J. Duszyńska, Warszawa-Lwów 1938. „Encyklopedia nauk politycznych". Warszawa 1936-39, 4 tomy. „Encyklopedia wychowania", Warszawa 1933-39. 3 tomy. Falski M.: „Elementarz dla szkół wiejskie!)", Warszawa i 937. Faure Gabriel: „Rom", Paris 1938. Foerster F. W. „Chrystus a życie ludzkie". Warszawa 1926. Eogelson Samuel: „Historia, rozmieszczenie i struktura ludności" (tamże). Eogelson Samuel: „Tablice demograficzne" (w Encykl. nauk politycz- nych, Warszawa 1938). Eogelson Samuel: „Spisy i szacunki ludności" (tamże). Eogelson Samuel: „Wędrówki" (tamże). Fondaliński ].: Koedukacja w świetle badań współczesnej psychologii'*, Poznań 1936. Frank Fritz: „Schutzengel oder Wiirgengel", Koln, 1922 3 wyd. 1 roń Józef: „Dydaktyka przedmiotów rolniczych" (w Encykl. wychów.). 205 Fuard: „Święty Piotr 1 *, Piotrków 1908, tłum. z frant Gałecki Włodzimierz: „Nadzór szkolny" (w Encyklopedii wychów.). Gałecki Włodzimierz: „Organizacja szkoły" (w Encyklopedii wychów.). Gałuszka J. A.: „Czym się karmi młodzież w szkołach?", Kraków 1939. Georg J. E.: „Z tajników pożycia małżeńskiego", Kraków, wydanie IV- Giergielewicz Mieczysław: „Teatr szkolny" (w Encyklopedii wychów.). „Głos Nauczycielski" z dn. 13. VI- 1937. „Glos Podlaski", Nr. 22 z r. 1935. „Główne liczby Nowej Polski", Gdańsk, Toruń, Bydgoszcz 1945. Goliński Z.: „Kościół w walce z pornografią". Lublin — Uniwer. 1939. Gotlieb Wojciech: „Morfologia socjologiczna wychowania dzieci i mło- dzieży" (w Encykl. wychowania). Gotlieb Wojciech: „Organizacja szkolnictwa" (w Encykl. wychów.). Gotlieb Woj.: „Socjologia oświaty pozaszkolnej" (w Encykl. wych.). Gotlieb W.: „Socjologiczne podstawy wychowania" (w Encykl. wych.). Gotlieb Wojciech: „Socjologiczna teoria wychowania" (w Encykl. wy- chowania). Górski Antoni: „Cnoty i wady narodu szlacheckiego". Warszawa 1935. Górski Artur: „Ku czemu Polska szła?", Lwów 1938, wyd. IV- Górski Artur: „Niepokój naszego czasu". Warszawa 1938. Górski Karol: „Wychowanie personalistyczne", Poznań 1936. Grabski Stanisław: „Potrzeba wielkich idei" (w dzienniku Polonia, Katowice). Grabski Władysław: „Wychowanie gospodarcze społeczeństwa". War- szawa 1929. Grądzki Kaz.: „Małżeństwo w świetle prawda i życia". Warszawa 1936. Grotjahn Alfred: „Higiena ludzkiego rozrodu". Warszawa 1930, tłum. z niem. Gutry M. i Grossglikowa: „Czytelnictwo" (w Encyklopedii wychów.). Haluschka Helena: „Adam i Ewa", Warszawa. Haluschka Helena: „Słuchaj Ewo", Warszawa. Haluschka Helena: „W cztery oczy". Warszawa. Heiman Teodor: „Etyka lekarska i obowiązki lekarza (deontologia)". Warszawa 1917. Henke Antoni: „Etyka lekarska podczas wojny" (w „Nowinach Lekar- skich", sierpień 1946 rok, nr. 15). Henke Antoni: „Zadania eugeniki w dobie dzisiejszej" (w „Nowinach Lekarskich", czerwiec 1946 r., nr. 12). 266 Hessen Sergiusz: „Szkoła powszechna" (w Encyklopedii wychów.). Hessen Sergiusz: „Podstawy pedagogiki". Warszawa. Hirszfeld Ludwik: „Historia jednego życia", Warszawa 1947. „Historia towarzystw tajnych", Kraków. Hoszowski Tadeusz: „Film, sztuka, etyka". Warszawa 1938. Igieł Salomon: „Dydaktyka propedeutyki filozofii" (w Encykl. wycli.). Jan Długosz: „Jana Długosza, kanonika krakowskiego, dziejów Pol- skich ksiąg dwanaście". Dzieła wszystkie wydane staraniem Ale- ksandra Przezdzieckiego. przekład Mccherzyńskiego, Kraków 1867 — 1876. Jarzębowski J.: „Duchowe oblicze Traugutta", Warszawa 1936. Jasiński Walery: „O katolicką pedagogikę w Polsce", Katowice 1938. Jasiński Walery: „O szkolę katolicką w Polsce", Poznań 1938. Kaczmarek, ksiądz biskup: „Podstawy życia rodzinnego", Kielce 1916 r. Kacprzak Marcin: „Przyczyny zgonów" (w Encyklopedii nauk politycz.). Karwowski Adam: „Zwalczanie chorób płciowych" (w Księdze pamiąt- kowej zjazdu katolickiego". Warszawa 1927). „Katolicka myśl wychowawcza", pamiętnik II. Studium Katolickiego w Wilnie, Poznań 1937. „Katolicka myśl społeczna", pamiętnik III. Studium Katolickiego w Warszawie, Poznań 1938. Kępińska Maria: „Świadome macierzyństwo", Poznań 1934. Klepacz Michał: „Ideały średniowiecza a czasy obecne", Wilno 1938. . Klepacz Michał :„Kierunki organizacyjne i ideały we współczesnej szko- le polskiej", Katowice 1937. „Kodeks społeczny", zarys katolickiej syntezy społecznej, przekład z francuskiego, I.tiblin — Uniwersytet 1934. Koneczny Feliks: „Kościół jako wychowawca narodów". Warsza- wa 1 938. Koneczny Feliks: „O wielości cywilizacyj", Kraków 1923. Koneczny Feliks: „Rozwój moralności", Lublin — Uniwersytet 1933. Koneczny Feliks: „Święci w dziejach narodu polskiego", 1939. Korzon Tadeusz: „Wewnętrzne dzieje Polski za Stanisława Augusta", Kraków 1897, 6 tomów. Kosiński Wacław: „Zwyczaje towarzyskie w dawnej Polsce", Sando- mierz 1921. Kot Stanisław: „Zarys dziejów wychowania jako funkcji społecznej" (w Encyklopedii wychowania). Kozubski Zygmunt: „Podstawy etyki płciowej", Warszawa 1949. Kozubski Zygmunt: „Problem potomstwa", Warszawa 1931. Kozubski Zygmunt: „Sporty i tańce w świetle nauki katolickiej" War- szawa (934. Kreutz Mieczysław: „Osobowość nauczyciela wychowawcy" (w Ency- klopedii wychów.). Krzywicki Ludwik: „Społeczeństwo pierwotne, jego rozmiary i wzrost". Warszawa 1937. Krzywicki Ludwik: „Stosunki ludnościowe w Polsce za Piastów" (w „Przeglądzie Statystycznym", 1938, tom 1., Nr. 2). „Księga pamiątkowa zjazdu Katolickiego", Warszawa 1927. Kuliszer ). M.: „Dzieje gospodarcze Europy zachodniej", 2 tomy, tłum. z rosyjskiego. Kyscla J.: „Spadek urodzin w katolickich rodzinach Krakowa w ostat- nim dziesięcioleciu 1926 - 1936", Kraków 1938. I.adenberger Tadeusz: „Zaludnienie Polski na początku panowania Ka- zimierza Wielkiego", Lwów 1930. I.eehicki Czesław: „Przewodnik po beletrystyce", Poznań 1935. I.eitha Edgar: „Kraj Wschodzącego Słońca", Warszawa, Trzaska-Ewert -Michalski. E. l.ennhoff, O. Posner: „Internationales Freimaurer-IeMkon", Amal- thea-Verlag, Zuneh-I.eipzig-Vicn 1932. Leon XIH: „Humanum genus", encyklika o masonerii z 20. IV. 1884 l.ikowski E.: „Unia Brzeska", Warszawa 1907. „L‘Osservatore Romano", nr. 17 z r. 1931. T.ubieniecki A.: „Palineutichia", Lwów 1843. Lutostański: „Projekt prawa małżeńskiego i zasady projektu prawa małżeńskiego". Komisja Kodyfikacyjna, tom I, zeszyt IV- War- szawa 1931, wydawn. państwowe. Lucken G.: „Partenonsskulpturen", Augsburg-Kóln-Wien 1930. Lempicki Stanisław: „Polski ideał wychowawczy", I.wów-Warszawa. Łoziński Władysław: „Życie polskie w dawnych wiekach", Lwów 1912. Machay Ferdynand: „Zadania duszpasterskie świeckich", Poznań 1932. Macko Józef: „Prostytucja", Warszawa 1927. Makowski Jan: „Nowe konstytucje". Warszawa 1925. Malthus T. R.: „Prawo ludności". Warszawa, Kraków, Lublin, Łódź itd. 1925, z przedmową A. Krzyżanowskiego. „Mały rocznik statystyczny", zbiór — po rok 1938. „Małżeństwo w świetle nauki katolickiej", praca zbiorowa, Lublin — Uniwersytet 1928 r. 208 Manteuffel Marian: „Ustrój korporacyjny w poszczególnych krajach**. Lublin 1939. „Marchołt**, roczniki 193(i-39. Jean Marques-Riviere: „Wolnomularstwo a szkoła**, Katowice 1 5l.it>. 'tłum. z francuskiego. Mączenski Zdzisław: „Budownictwo szkolne** (w Encyklopedii wycli ). „Memoriał Ministerstwa Zdrowia**, Warszawa 1921, z dn. 19. I. „Memoriał w sprawie reformy lecznictwa**, praca zbiorowa lekarzy warszawskich, Warszawa 1938, 1944. Michel A. G.: „Państwo w okowach masonerii**, Katowice 1937, tłum. z francuskiego. Mirek Franciszek: „Elementy społeczne w parafii rzymskokatolickiej **, Poznań 1928. Mirski-Kretz Józef: „Wychowanie i wychowawca**. Warszawa 1936. „Monatsschrift fjir christliche Sozialreform**, Luzern 1906, rocznik. Morawski Marian: „Dogmat łaski**, Kraków. Morawski Marian: „Podstawy etyki i prawa**, Kraków 1906. Morawski Marian Kazimierz: „Źródło rozbioru Polski**, Poznań 19. ki. Mosca Gaetano: „Historia doktryn politycznych**, Warszawa, Trzaska- Ewert- Michalski; tłumaczenie z włoskiego. Mosdorf Jan: „Wczoraj i jutro**. Warszawa 1937, 2 tomy. Myczka Eugeniusz: „Swoistość struktury społecznej i ekonomicznej Pol- ski oraz możliwości jej reformy**, Poznań 1937. Mysłakowski Z.: „Pedagogika ogólna** (w Encykl. wychowania). „Nasza Szkoła**, organ współpracy domu i szkoły, nr. 10 z r. 1937. Nawroczyński Bogdan: „Program szkolny** (w Encyklopedii wychów.). Nawroczyński Bogdan: „Przedmowa** (w Encyklopedii wychowania). Nawroczyński Bogdan: „Współczesne prądy pedagogiczne** (w Ency- klopedii wychowania). Nicolas A.: „Badania filozoficzne o chrześcijaństwie**, Wilno 1879, tłum. z franc. Niedermeyer Albert: „Sexualethik und Medizin. Wiss., und Wcltan- schaung**, Hildesheim 1931. Niedermeyer Albert: „Zadania lekarza katolika**, Poznań 1933 .limu z niem. Niedziałkowski Karol, bp.: „Studia estetyczne**, str. 203. Warszawa 1901, tamże „Nagość w sztuce pod względem etycznym i c»i«- tycznym** strony 143-205. Nclhac P.: „La Peinture franęaise**, Flammarion 1937. Niesiołowski A. (w dziele zbiorowym „Rodzina 1 * — artykuł): „Nowo- czesny kryzys rodziny i jego przyczyny**. Olszewicz Bolesław: „Obraz Polski dzisiejszej**, Warszawa 1938. „O małżeństwie list pasterski biskupów polskich** z dn. 22 października 1921 r., Warszawa 1922. „Opiekun Społeczny**, Warszawa, czasopismo Opieki Społecznej miasta stół. Warszawy, rocznik 1946. Onnicki Wiktor: „O polski program ludnościowy Warszawa 1939. „Oświata i Wychowanie 1 *, miesięcznik szeszyt VI. r. 1937, Warszawa „Pax“, periodyk, Wilno, rocznik 1937. l'hajdon-Au sgabe, „Botticelli**. Phajdon: „Les Impressionistes**. „Pamiętnik VI- Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich w r. 193.5 w dniach od 17. IX- — 20. IX.“ Piasecki Stanisław: „Pod znakiem trójkąta** (w „Prosto z mostu**, z dn. 24. VII. 1938 r.). Piasecki Eugeniusz: „Wychowanie fizyczne*’ (w pracy zbiorowej „Ka- tolicka myśl wychowawcza**, Poznań 1937). Piasecki Eugeniusz: „Zarys teorii wychowania fizycznego**, Lwów 1935. Pieter Józef: „Osobowość ucznia i metody jej badania** (w Encyklop. wychowania). Pirożyński Marian: „Zakony żeńskie w Polsce**, Lublin — Uniwer. 1935. Pirożyński Marian: „Zakony męskie w Polsce**, Lublin — Uniwer. 1937. Pius XI: „Encyklika o małżeństwie chrześcijańskim**, Kraków 1931. Pius XI, encyklika „O widowiskach kinematograficznych** z dn. 29. VI. 1936, Warszawa 1937. Piwowarczyk Jan: „Korporacjonizm i jego problematyka**, Poznań 1936. Plater-Zyberk: „Kilka myśli o wychowaniu w rodzinie**, 1903. Plater-Zybcrk: „Kobieta ogniskiem**, Poznań 1928. Plater-Zyberk Cecylia: „Na progu małżeństwa**, Poznań 1928. Platon: „Prawdy**. Platon: „Rzeczpospolita**, tłumaczenie Witwickiego Podkulska Helena: „Środowisko rodzinne**, Lwów 1936. Podoleński Stanisław: „O życie nienarodzonych 1 *, Kraków 1933. Poszwa Alojzy: „Eugenika w Polsce**, Płock 1938. Pohoska Anna: „Wychowanie państwowe’* (w Encyklopedii wychów.). „Polski Kodeks Karny**, Lwów-Warszawa 1937, wydawn. „Unia**. Popławski M. S.: „Oktawian August**, Lublin — Uniwersytet 1938. 210 Posadzy Ignacy: „Przez tajemniczy Wschód", Potylice 1939. „Posłannictwo katolicyzmu polskiego" pamiętnik studium katolickiego w Katowicach, Poznań 1939. Poszwa Alojzy: „Małżeństwo i rodzina w uchwałach synodu plenarne- go" (w „Posłannictwie katolicyzmu polskiego"). „Problemy", miesięcznik, rocznik 194G. „Przegląd Powszechny", miesięcznik, maj 1937. „Przegląd Statystyczny", Warszawa 1938, tom. I., Nr 2 oraz roczniki: 1938 i 1939. Radwan Władysław: „Kształcenie nauczycielstwa szkół ogólnokształcą- cych" (w Encyklopedii wychowania). Radwan Władysław: „Zagadnienie oświaty dorosłych w kulturze współczesnej" (w Encyklopedii wychowania). Radlińska Helena: „Współczesne formy pracy oświatowej" (w Encykl. wychowania). „Rodzina", pamiętnik I. studium Katolickiego, Poznań 193(3. „Rodzina", miesięcznik. Warszawa, maj 1935 r., wrzesień 1939, roczni- ki 1935-39. Romanowski Henryk: „Filozofia cywilizacji". Warszawa 1934. Romer E.: „Ziemi a i państwo", Lwów- Warszawa 193.9. Roszkowski Antoni: „Korporacjontzm katolicki", Poznań 1932. Rowid Iłcnryk: „Dydaktyka przedmiotów pedagogicznych" (w Ency- klopedii wychowania). Rowitl Henryk: „Dzieje oświaty pozaszkolnej" (w Encyklopedii wych ). Rowid Henryk: „Wychowanie dorosłych" (w Encyklopedii wychów.). „Rozbiór krytyczny projektu prawa małżeńskiego, uchwalonego przez K. K.“, Lublin — Uniwersytet 1932. Rutkowski: „Zarys gospodarczych dziejów Polski przedrozbiorowej", Poznań 1923. Ry barski Roman: „Przyszłość gospodarcza świata". Warszawa 1932. Ry barski Roman- „Podstawy narodowego programu gospodarczego". Warszawa ) 03-1 ^ Rycbliński Stanisław: „Przeobrażenia społeczne w Stanach Zjednoczo- nych na tle urbanizacji". Warszawa 1937. Rymur Stanisław: „Rozwój stosunków wyznaniowych i narodowościo- wych w Polsce", Warszawa 1938. Rybarski Roman: „Przyszłość gospodarcza Polski", Warszawa 1933. Sarapata Józef: „Zasiłki rodzinne". Warszawa 1938. Sawicki Fr.: „Fenomenologia wstydliwośd", Warszawa 1938. Sawicki Franciszek: „Filozofia miłości", Poznań 1924. Schilgen Hardy: „O czystość młodzieży", Kraków 1928. Schilgen Hardy: „On i ty“, Kraków 1931. Schilgen Hardy: „Ty i ona", Kraków 1929. Seek Otto: „Geschichte des Unterganges der antiken Welt“, 1910, t. [. Seek Otto: „Geschichte des Unterganges der antiken Welt“, 1920. Siemieńska L.: „Pedagogika katolicka", Lwów. Sienicki Stefan: „Urządzenia szkolne", (w Encyklopedii wychowania). Siwek Paweł: „Konnersreuth w świetle nauki i religii", Kraków 1931. Siwek P.: „Metoda badań zjawisk nadprzyrodzonych", Kraków 1933. Skiba Mikołaj: „Umieralność niemowląt w Polsce", Lwów 1931. Sloniewska Helena: „Poradnictwo zawodowe" (w Encyklopedii wych.). wychowania). „Sodalis Marianus", Warszawa 1939, maj. Sołtysik Kazimierz: „Naród w Kościele", Warszawa 1939. Sosnowski Józef: „Związki młodzieży" (w Encyklopedii wychowania). Spalding J.: „Etyka w zawodzie pielęgniarki", Poznań 1930, tłum. z ang. Stachniuk Jan: „Dzieje bez dziejów", Warszawa 1939. „Statut Związku Rodzin Polskich", Warszawa 1938. Stern William: „Inteligencja dzieci i młodzieży". Warszawa 1927. Suchodolski Bogdan: „Wychowanie moralno-społeczne" (w Encykl. wychowania). Swierzbiński R.: „Rozwój społeczeństwa rzymskiego". Warszawa 1870. Świętochowski Aleksander: „Historia chłopów polskich", Poznań 1928, tom II. Świętochowski Aleksander: „Posłannictwo Polski" (w dzienniku „No- wa Prawda", Warszawa 1938, nr. 92. Szczurkiewicz Tadeusz: „Rasa, środowisko, rodzina", Warszawa-Poz- nań 1928. Szczurkiewicz Tadeusz: „Rodzina w świetle etnosocjologii" (w dziele zbiorowym „Rodzina"). „Szkoła Chrystusowa", miesięcznik, Lwów 1939 maj-czerwiec. Szulc Stefan: „Demografia" (w Encyklopedii nauk politycznych"). Szulc Stefan: „Polityka ludnościowa ilościowa", (w Encykl. nauk po- litycznych). Szulc Stefan: „Przełom w sytuacji demograficznej europejskiego kręgu kulturalnego", (w „Problemach", nr 3, Warszawa 1946). 212 Szulc Stefan: „Kuch naturalny ludności" (w Encykl. nauk politycznych). Szulc Stefan: „Zagadnienia demograficzne Polski", Warszawa 1936. Szymański Antoni: „Ekonomika a etyka", Lublin — Uniwersytet 1936. Szymański Antoni w dziele zbiorowym: „Kultura i cywilizacja", Lublin — Uniwersytet 1937. Szymański Antoni: „Ograniczanie urodzin i karalność przerywania cią- ży", Lublin 1930. Szymański Antoni: „Społeczne znaczenie rozwodów", Lublin — Uni- wersytet 1931. Szymański Antoni: „Zagadnienia społeczne". Lublin — Uniwcr, 1929. Szyszkowski Władysław: „Dydaktyka literatury", (w Encykl wych.). Tancjuerey A.: „Zarys teologii ascetycznej i mistycznej", Kraków 1928, 2 tomy. Teodorowicz Józef: „Zjawiska mistyczne i ich tłumaczenie", Poznań 1933 rok. Teresa od Dzieciątka Jezus, święta: „Dzieje duszy", autobiografia, Kraków 1942. „The Nurse", Birmingham, kwartalnik angielskiego pielęgniarstwa ka- tolickiego, rocznik 1946. Tochowicz P. — de Hovre: „Podstawy współczesnej podagogiki", Wło- cławek 1 938. Tomkiewicz Władysław: „Jeremi Wiśniowiecki", Lwów 1933. Towner R. H.: „La philosophie de la civi!isation'\ Paris 1928, tłum. z angielskiego). Turbak Piotr: „Przyczyny dzisiejszej depopulacji" (w „Prosto z mostu" z dnia 14. V- 1939). Turbak Piotr: „W obronie rodziny i potomstwa", Kraków 1939, („Głosy na czasie"). Turbak Piotr: „Życie lub śmierć narodu", Kraków 1939, („Głosy na czasie"). Toth Tihamer: „Chrystus-Król", Kraków 1935. Umiński Józef: „Historia Kościoła", Lwów 1929 — 1934, 2 tomy. Urban Jan: „O zdrowe ustawodawstwo małżeńskie w Polsce", Kraków. Vermeersch Artur: „Katechizm życia małżeńskiego", Poznań 1932. Vielrose Egon: (w „Przeglądzie Statystycznym", Warszawa 1938, nr. 3-4 — o dzietności dawnych rodzin szlacheckich). Wasylewski Stanisław: „Bardzo przyjemne miasto", Poznań. Webster Nesta: „Secret Societes and subversive movements“, London 1924. 213 Węglęwicz Mieczysław: „Dydaktyka religii w szkole średniej", {w En- cyklopedii wychowania). „Wiadomości Statystyczne", organ Gł. Urzędu Statystycznego, Warsza- wa, roczniki 1945, 1946 i zeszyty 1947. „Wiara i Życie", miesięcz n ik, Warszawa, styczeń, 1937. Wisłocki-Sas Juliusz: „Projekt prawa małżeńskiego", Warszawa 1959. Witkowski Stanisław: „Państwo greckie", Lwów 1938. Wojtyniak J„ Radlińska H.: „Sieroctwo", 1946. „Polski Instytut Służby Społecznej". Woroniecki Jacek: „Nova et vetera“, Warszawa 1931. Woroniccki Jacek: „Pedagogia perennis", Lwów 1924. Wóycicki Aleksandr r: (w dziele zbiorowym „Rodzina") — artykuł: „Rodzina na tle socjologii współczesnej", Wóycicki Aleksander: „Robotnik polski w życiu rodzinnym", War- szawa 1922. „Współczesna myśl prawnicza", nr. 5 z dn. 15. V. 1959 r. i nr. 6 z 1. VL 1939 r. Warszawa. „W Służbie Zdrowia", organ Naczelnej Izby Lekarskiej. Izb Okręgo- wych i Pracowników Służby Zdrowia", rocznik 1946. „W walce o zdrowie wsi polskiej", referaty wygłoszone na konferencji poświęconej opiece lekarskiej na wsi. zwołanej przez Instytut Spraw Społecznych w Warszawie dn. 31. I. — 2. II. 1937 r. Wyszyński S.: „Myśli przewodnie społecznego wychowania katolickie- go", Warszawa 1943. Zagajewski Karol: „Dydaktyka przedmiotów humanistycznych w szkole zawodowej", (w Encyklopedii wychowania). Zagajewski Karol: „Dydaktyka w szkole zawodowej", (w Encyklopedii wychowania). Zakrzewski Z. dr: „Ważniejsze wytyczne eugeniki" (w Księdze pamiąt- kowej zjazdu katolickiego. Warszawa 1937). Załuski Bronisław: „Cecylia Plater-Zyberk", Warszawa 1930. Zarzecki Lucjan: „Wychowanie narodowe". Warszawa 1921. Zatorski Jan. „Czyngis-Chan", Warszawa 1939. Zieliński Tadeusz: „Historia kultury antycznej", Warszawa-Kraków 1928, tom L. 1929. tom II. Ziemnowicz Mieczysław: „Szkoła średnia" (w Encyki. wychowania). Zischka Antoni: „Japonia", Warszawa. Zischka Antoni: „Nafta rządzi światem", Warszawa 1936. Zischka Antoni: „Nauka łamie monopole", Warszawa 1937. 214 Żmigrodzki Henryk: „Krótki zarys historii sztuki“, Kraków 1908, 2 t. Żukiewiezowa Zofia: „Dydaktyka przedszkola 41 (w Encykl. wychów.). „Żywot św. Kamila i jego zakon' 1 , Katowice 1928. 815 SPIS R Z E C Z Y Tom drugi: POLSKA KWITNĄCA DZIEĆMI Część siódma: ROZUMNA LICZBA DZIECI Przedmowa do księgi drugiej Si r. 7 „Standing room only“ S Wstęp do nauki o cywilizacji 10 Których dziejów nie znamy? 1 1 Reformatorzy płciowi Mi Co się stanie z rewolucją? 1/ Niech żyje proletariat! 18 Dwa listy *■ 21 Równy start w epoce świadomego macierzyństwa 25 Wymierająca większość 28 Życie na „płciowo" 20 Piosenka rządzi światem ■i :51 Wpływy... w ulach ;M Nigdzie tyle bez nosów ;!5 Cóż na to wszystko mama? .58 Rozmowa z poczciwcem ■W Czy są tajne Tworki? 41 Wystawa musi być 44 Gęsta Dei 45 Część druga: DYKTATURA PANOWANIA NAD SOBĄ Musimy oszczędzać na chorobach „Eugenika i inne nieszczęścia" Zwolennicy poprawy... za 2000 lat Prężność biologiczna Teologia... na perłowo Czystość, dziewictwo, potęga 217 Str. Walerek i Marylka (*5 Separacje przed ślubem 07 Kobiety chłodne — wartościowsze 68 Historia wstydu, ciąg dalszy 70 Profesor Noworodek 7.1 „Małpizm** — w wychowaniu fizycznym 75 Głupia wierzy od razu 78 Ogino-Knaus... bez strachu 80 Treuga Dei i Magna Charta 82 Nawracanie... na kulturę 8 r > Cóż na to niepodległościowxy2 87 Skarga przed byczkiem 80 Jak w baice 91 Część dziewiąta: SUMIENIE MOCARSTWEM Herezja nad herezjami 97 Zaczęło się od trzepaczki 99 Katolicyzm po protestancki: 101 Walka o inwestyturę 108 Alkowa i Łaska 107 Energie, które ciągle rosną 110 Narodziny na niebiosach 112 Kontyngenty cierpienia 114 Jak kawaler z panną 1 1 5 Czarująca pokusa 1 1 8 Zabawne 120 Grób „nieznanego dziecka*' 122 Zakony i akuszeria 1 25 Rakowatość medycyny 127 Chore lecznictwo I2s Pytania 18! Interes i miłosierdzie 1 82 Woda ze stawu i „szyszka** z Ameryki 184 Świat i klasztor 137 „Naród w kościele*' 141 Część dziesiąta: KULTURA BIOSFERY Rody świadome 145 Demokratyzacja arystokratyzmu 148 218 Hellada na ..kółkach' 1 Str. i ;>u ..Różdżką Duch Święty dziateczki bić radzi" 134 Churchill XXI wieku i Mikołajczyk Drugi 1 56 Świat dziwów, świat czarów 1 51) Aktorzy w roli ludzi i lit) „Rycerskość wieśniacza" ! 62 Sztuka pod znakiem żony ).<;<> Mundur serca 169 Zbrojenia artystyczne 172 Standard of life 174 Trzeba to mówić uczennicom zawczasu 177 Dom Peryklesa ISO l ata — na posługi, mama na posługi 182 Nowoczesny analfabeta 185 W państwie krewniaków 188 Złote czasy humanistyki 192 Prostota 194 Kolonie... na wewnątrz Polski 197 Atomówki i dzieci 209 Bibliografia te. 203 219