Polscy siatkarze pokonali w małym finale Czechów 3:1 (25:18, 23:25, 25:22, 25:21) i z czwartych z rzędu mistrzostw świata przywieźli medale. Nie zmienia to jednak faktu, iż występ na Filipinach zostawił spory niedosyt.

W ostatnich latach polska reprezentacja w każdej światowej imprezie celuje w złoto i nie inaczej było na Dalekim Wschodzie. Wszystko szło gładko do półfinału, ale w nim siatkarze znad Wisły trafili na Włochów. Ci nie zagrali wielkiego spotkania, ale Polacy zostali brutalnie zweryfikowani i przegrali 0:3 (21:25, 22:25, 23:25).
Biało-Czerwoni, wicemistrzowie olimpijscy i zwycięzcy Ligi Narodów, do tego liderzy światowego rankingu, długo byli niepokonani w turnieju, ale, tak po prawdzie, drabinka tak się ułożyła, iż Italia była dla nich pierwszym przeciwnikiem z siatkarskiego topu. Przeszkoda okazała się nie do pokonania i tylko częściowo można to tłumaczyć brakiem w zespole Nikoli Grbicia kontuzjowanego kapitana Bartosza Kurka.
W finale pocieszenia Polska poradziła sobie z Czechami, czarnym koniem zawodów, i wywalczyła szósty medal mistrzostw świata. Wcześniej zdobyła trzy złota (1974, 2014 i 2018) oraz dwa srebra (2006, 2022).
– Wygraliśmy medal, ale oczywiście jesteśmy rozczarowani, bo ten wynik dla wszystkich i dla mnie osobiście… Mieliśmy po prostu oczekiwania, żeby grać w finale. Chcieliśmy ten złoty medal. Teraz nie świętujemy tego trzeciego miejsca tak, jak być może potrzebowalibyśmy. Za tydzień, dziesięć dni, kiedy emocje opadną, mam nadzieję, iż będę mieć w sobie więcej satysfakcji – skwitował Nikola Grbić.
Zgodnie z oczekiwaniami Włosi sięgnęli po złoto, pokonując w finale Bułgarię 3:1 (25:21, 25:17, 17:25, 25:10). Po turnieju wybrano „drużynę marzeń”, w której znalazło się miejsce dla środkowego Jakuba Kochanowskiego.
tom