Współczynnik dzietności w Polsce spadł do katastrofalnego poziomu 1,03 dziecka na kobietę – najniższego w historii kraju. To oznacza, iż każde następne pokolenie będzie o połowę mniejsze od poprzedniego. Eksperci ostrzegają: jeżeli trend się utrzyma, do końca wieku zostanie nas tylko 10 milionów. To demograficzna zapaść, która zniszczy gospodarkę, system emerytalny i całe społeczeństwo.

Fot. Warszawa w Pigułce
W pierwszym półroczu 2025 roku zmarło w Polsce niemal dwukrotnie więcej osób niż się urodziło. Ubytek naturalny wyniósł ponad 93 tysiące ludzi – to jakby z mapy zniknęło całe miasto wielkości Kielc. W niektórych miesiącach liczba urodzeń spadała poniżej 19 tysięcy – poziom, którego Polska nie widziała nigdy od zakończenia II wojny światowej.
Rekordy, których nie chcieliśmy pobijać
Najnowsze dane Głównego Urzędu Statystycznego nie pozostawiają złudzeń – Polska przeżywa najgłębszy kryzys demograficzny w swojej powojennej historii. Jak podaje portal Money.pl, „współczynnik dzietności w Polsce w 2024 roku wyniósł 1,099 i był to najniższy odczyt w historii pomiarów”. Jeszcze gorzej wyglądają prognozy na 2025 rok – eksperci przewidują spadek do zaledwie 1,03 dziecka na kobietę.
Dla porównania – do utrzymania stabilnej liczby ludności potrzebne jest 2,1 dziecka na kobietę. Oznacza to, iż w tej chwili rodzimy mniej niż połowę dzieci niezbędnych do przetrwania narodu. W pierwszych czterech miesiącach 2025 roku urodziło się tylko około 77 tysięcy dzieci – o ponad 10 procent mniej niż rok wcześniej.
Dramatyzm sytuacji pokazuje też porównanie z przeszłością. Jeszcze w 1990 roku współczynnik dzietności wynosił 1,991 – niemal dwukrotnie więcej niż dziś. W 2017 roku osiągnęliśmy rekord XXI wieku – 1,45 dziecka na kobietę, co dawało nadzieje na odbicie. Zamiast tego obserwujemy systematyczny spadek: 2018 – 1,44, 2019 – 1,42, 2020 – 1,38, aż do obecnego dramatycznego poziomu.
Portal Forsal.pl alarmuje, iż „w kwietniu 2025 roku w Polsce urodziło się zaledwie 19 tys. dzieci” – to trzeci miesiąc z rzędu, gdy liczba urodzeń nie przekroczyła 20 tysięcy. Taki poziom urodzeń oznacza, iż za 20 lat do szkół pójdzie o połowę mniej dzieci niż dziś.
Całe województwa znikną z mapy demograficznej
Prognozy Głównego Urzędu Statystycznego na lata 2025-2060 przypominają scenariusz katastrofy demograficznej. Do 2060 roku liczba mieszkańców Polski spadnie z obecnych 38 milionów do nieco ponad 31 milionów – czyli o 6,7 miliona ludzi. To więcej niż liczą w tej chwili łącznie pięć województw: opolskie, lubuskie, podlaskie, świętokrzyskie i warmińsko-mazurskie.
Niektóre regiony zostaną dosłownie wyludnione. Jak informuje portal Forsal.pl, „największy spadek oczekiwany jest w woj. świętokrzyskim, gdzie do 2060 r. liczba ludności ma spaść o ponad 29 procent w porównaniu z poziomem prognozowanym na 2025 r.” Województwo lubelskie straci 25,4 procent mieszkańców, a opolskie 25,2 procent.
Najszybciej kurczyć się będą obszary wiejskie i małe miasta, podczas gdy największe metropolie będą się bronić najdłużej. Warszawą i Krakowem może napływać ludność z wyludniających się regionów, ale to nie zmieni ogólnego trendu – całkowita liczba Polaków będzie systematycznie spadać.
Do 2060 roku populacja dzieci w wieku 0-14 lat skurczy się o 27,5 procent – z obecnych 5,5 miliona do zaledwie 3,95 miliona. Oznacza to zamknięcie tysięcy szkół, przedszkoli i żłobków w całym kraju. Jednocześnie liczba seniorów w wieku 65+ wzrośnie o 2,2 miliona – do ponad 10 milionów osób.
Mediana wieku przekroczy 50 lat – połowa społeczeństwa na emeryturze
Najbardziej przerażające są długoterminowe prognozy demografów. Jak ostrzega portal Bankier.pl, ekspert Mateusz Łakomy wskazuje, iż „prognozy ONZ oparte są na założeniu dzietności na poziomie 1,3. Utrzymanie się dzietności w okolicach 1,0 spowodowałoby, iż na koniec wieku ludność Polski mogłaby być jeszcze o kilka milionów niższa” – czyli może spaść do zaledwie 10 milionów mieszkańców.
To oznaczałoby powrót do poziomu populacji sprzed 150 lat, ale w zupełnie innych warunkach społeczno-ekonomicznych. Mediana wieku mieszkańców wzrośnie do ponad 50 lat, co znaczy, iż połowa Polaków będzie miała więcej niż pół wieku. Dla porównania – w 2023 roku mediana wynosiła 43 lata.
Struktura wiekowa społeczeństwa ulegnie dramatycznej zmianie. Osoby w wieku 65+ będą stanowiły około 30-32 procent całej populacji w 2060 roku, podczas gdy dzieci i młodzież będą stanowić zaledwie 12,8 procent społeczeństwa. To odwrócenie piramidy demograficznej oznacza, iż na każdego pracującego będzie przypadało dwóch lub trzech emerytów.
Główny Urząd Statystyczny już dziś alarmuje, iż „proces starzenia najsilniej dotknie województwa warmińsko-mazurskie, opolskie oraz podkarpackie, gdzie w latach 2025–2060 odsetek osób starszych zwiększy się w największym stopniu”.
System emerytalny się zawali, a gospodarka padnie
Konsekwencje demograficznego kryzysu będą katastrofalne dla polskiej gospodarki i systemu emerytalnego. Kurczący się rynek pracy oznacza systematyczne zmniejszanie się liczby osób w wieku produkcyjnym, które mają finansować emerytury rosnącej liczby seniorów.
Już dziś wskaźnik obciążenia demograficznego stale się pogarsza. W 2024 roku na każde 100 osób w wieku produkcyjnym przypadało około 25 emerytów. Do 2060 roku ta proporcja może wzrosnąć do 50 emerytów na 100 pracujących – oznacza to, iż dwóch pracowników będzie musiało utrzymać jednego emeryta.
System emerytalny, który już w tej chwili boryka się z problemami finansowymi, może się po prostu zawalić. Składki dwóch młodych pracowników nie wystarczą na pokrycie emerytury jednego seniora, zwłaszcza przy rosnących kosztach opieki zdrowotnej i długości życia. Bez fundamentalnych reform państwo może stanąć przed niemożliwością wywiązania się ze zobowiązań wobec przyszłych pokoleń emerytów.
Gospodarka odczuje również dramatyczny spadek konkurencyjności. Mniejsza liczba pracowników oznacza niższą produktywność, zmniejszone dochody budżetowe i ograniczone możliwości finansowania publicznych inwestycji. Kurczący się rynek wewnętrzny ograniczy rozwój przedsiębiorczości, a niedobór wykwalifikowanych pracowników zahamuje innowacje i modernizację gospodarki.
Co to oznacza dla ciebie?
Jeśli masz dziś 30-40 lat, kryzys demograficzny bezpośrednio wpłynie na Twoją przyszłość. System emerytalny może nie być w stanie wypłacić Ci godnej emerytury – składki obecnych młodych ludzi mogą po prostu nie wystarczyć na pokrycie obietnic składanych przez polityków.
Twoje dzieci będą żyć w kraju, gdzie na każdego pracującego przypadną co najmniej dwóch emerytów. Będą musiały płacić ogromne podatki, żeby utrzymać system emerytalny i służbę zdrowia dla starzejącego się społeczeństwa. Jednocześnie będą miały ograniczone możliwości rozwoju zawodowego w kurczący się gospodarce.
Jeśli mieszkasz na wsi lub w małym mieście, możesz być świadkiem całkowitego wyludnienia swojej okolicy. Szkoły, urzędy, przychodnie i sklepy będą się zamykać z powodu braku mieszkańców. Wartość Twojej nieruchomości może dramatycznie spaść, bo po prostu nie będzie chętnych na jej zakup.
Jako rodzic będziesz musiał zaakceptować, iż Twoje dziecko prawdopodobnie wyjedzie za granicę w poszukiwaniu lepszych perspektyw zawodowych. Młodzi ludzie będą masowo emigrować z wyludniającego się kraju do państw o stabilniejszej demografii i lepszych perspektywach rozwoju.
W perspektywie najbliższych 20 lat może nastąpić masowe zamykanie szkół, przedszkoli i uczelni z powodu braku dzieci. Tysiące nauczycieli i wykładowców straci pracę. System edukacji skurczy się do rozmiarów nieznanych od dziesięcioleci.
Służba zdrowia nie wytrzyma naporu seniorów
Starzejące się społeczeństwo oznacza eksplozję kosztów opieki zdrowotnej. Osoby w wieku 65+ potrzebują znacznie więcej usług medycznych niż młodzi ludzie – od leczenia chorób przewlekłych po długotrwałą opiekę geriatryczną.
Już dziś polska służba zdrowia ledwie radzi sobie z obecną liczbą pacjentów. Wzrost liczby seniorów o 2,2 miliona do 2060 roku przy jednoczesnym spadku liczby osób w wieku produkcyjnym może doprowadzić do całkowitego załamania systemu opieki zdrowotnej.
Nie będzie wystarczająco dużo młodych ludzi chętnych do pracy w służbie zdrowia, aby zaopiekować się rosnącą liczbą starszych pacjentów. Kolejki do specjalistów, których już dziś są długie, mogą wydłużyć się do absurdu. Koszty prywatnej opieki medycznej będą rosły w zawrotnym tempie.
System opieki długoterminowej, który w Polsce praktycznie nie istnieje, będzie musiał być zbudowany od podstaw. Koszty budowy i utrzymania tysięcy domów opieki dla seniorów będą gigantyczne, a finansowanie tego systemu spadnie na barki coraz mniejszej grupy podatników w wieku produkcyjnym.
Ostatnia szansa na zatrzymanie katastrofy
Eksperci są jednomyślni – czas na zatrzymanie demograficznej katastrofy systematycznie się kurczy. Skutki obecnego kryzysu będą odczuwalne przez kilka pokoleń, a działania podjęte dziś będą miały najważniejsze znaczenie dla przyszłości Polski jako państwa.
Jedynym skutecznym rozwiązaniem jest kompleksowa polityka prorodzinna, która realnie zachęci młode osoby do zakładania rodzin i posiadania dzieci. Przykład Węgier pokazuje, iż intensywne wsparcie może prowadzić do wzrostu dzietności – tam współczynnik wzrósł z 1,35 w 2013 roku do 1,61 w 2021 roku dzięki wydatkom na politykę prorodzinną w wysokości 5 procent PKB.
W Polsce brakuje systemowych rozwiązań łączących hojne wsparcie finansowe z rozbudowaną infrastrukturą społeczną. Potrzebne są elastyczne formy zatrudnienia, rozwój żłobków i przedszkoli, oraz kulturowa zmiana w postrzeganiu ról rodzicielskich. Bez takich działań Polska może stać się pierwszym krajem w Europie, który wymrze z przyczyn demograficznych.
Społeczna świadomość wagi problemu również wymaga zwiększenia. Skuteczne rozwiązania wymagają nie tylko działań rządowych, ale również zmiany mentalności i priorytetów indywidualnych obywateli. Promowanie wartości rodzinnych i budowanie społecznego poparcia dla polityki prorodzinnej są równie ważne jak konkretne instrumenty ekonomiczne.