Polskę czeka katastrofa. Kto spłaci gigantyczne długi, gdy zabraknie młodych?

1 godzina temu

Demografowie biją na alarm – Polska gwałtownie się starzeje, a liczba osób w wieku produkcyjnym spada z roku na rok. W ciągu najbliższych dwóch dekad na jednego pracującego przypadnie coraz więcej emerytów, a to oznacza jedno: państwo nie będzie w stanie utrzymać systemu finansów publicznych w obecnym kształcie.

Fot. Warszawa w Pigułce

Dług publiczny, który dziś obsługiwany jest przez miliony osób aktywnych zawodowo, za kilka lat stanie się ciężarem dla nielicznej grupy podatników. To zapowiedź międzypokoleniowego konfliktu, jakiego w Polsce jeszcze nie było.

Młodzi wyjeżdżają, prowincja pustoszeje

Depopulacja uderza w Polskę nierówno. Wieś i mniejsze miasta już się wyludniają, a odpływ młodych do dużych ośrodków przyspiesza. Tam, gdzie jeszcze kilka lat temu działały szkoły i ośrodki zdrowia, dziś zostają tylko puste budynki i coraz starsi mieszkańcy.

Wraz z ubytkiem ludności spada liczba uczniów, zamykane są szkoły, a lokalne budżety nie mają pieniędzy na utrzymanie infrastruktury. W efekcie cała Polska wschodnia i centralna zaczyna odczuwać realne skutki demograficznej zapaści.

Miasta też zapłacą wysoką cenę

Na krótką metę duże metropolie – Warszawa, Kraków, Wrocław – przyciągają ludzi z mniejszych miejscowości. Ale to tylko złudzenie bezpieczeństwa. Wraz ze spadkiem liczby młodych i wzrostem kosztów utrzymania infrastruktury, choćby najbogatsze miasta będą musiały ciąć wydatki.

Transport publiczny, szkoły i usługi komunalne staną się coraz droższe, a wydatki będą rozkładać się na coraz mniej mieszkańców. Samorządy już teraz ostrzegają, iż utrzymanie obecnego poziomu usług stanie się niemożliwe.

Jak zatrzymać demograficzne tsunami

Eksperci mówią jasno – czas na działania systemowe, a nie doraźne programy. Jednorazowe świadczenia nie zatrzymają spadku urodzeń. Potrzebna jest całościowa polityka prorodzinna obejmująca ulgi podatkowe, dopłaty do mieszkań i wsparcie w opiece nad dziećmi.

Państwo musi stworzyć warunki, w których posiadanie dzieci nie oznacza rezygnacji z pracy i stabilności finansowej. Pomoc powinna być stopniowana – im więcej dzieci, tym większe wsparcie. Tak działa Francja i kraje skandynawskie, gdzie dzietność jest znacznie wyższa niż w Polsce.

Żłobki, przedszkola, edukacja – fundament demografii

Bez inwestycji w infrastrukturę opiekuńczą młode kobiety będą przez cały czas odkładać decyzję o macierzyństwie. Dostęp do żłobków i przedszkoli, nowoczesne szkoły i elastyczny rynek pracy to podstawa.

Ważne są też programy mieszkaniowe – dziś wysokie ceny i brak kredytów skutecznie zniechęcają do zakładania rodzin. Bez tanich mieszkań i stabilnych umów młodzi ludzie nie będą mieć dzieci, bo zwyczajnie ich na to nie stać.

Konieczna zmiana mentalności

Nie wystarczy wsparcie finansowe – potrzebna jest zmiana społecznego podejścia do rodziny i macierzyństwa. W Polsce posiadanie więcej niż dwójki dzieci bywa odbierane jako fanaberia. Tymczasem to właśnie rodziny wielodzietne są fundamentem przyszłości kraju.

Media, influencerzy i instytucje publiczne muszą zacząć promować pozytywny obraz rodzicielstwa, a nie traktować go jako przeszkodę w karierze.

Imigracja to tylko uzupełnienie, nie ratunek

Niektóre kraje próbują łatać demografię imigracją, ale eksperci ostrzegają – to nie rozwiąże problemu. Polska potrzebuje własnej strategii prorodzinnej i prorozwojowej, a nie polegania na napływie pracowników z zewnątrz.

Imigracja może złagodzić skutki kryzysu, ale bez wzrostu dzietności nie uratuje systemu emerytalnego ani gospodarki.

Zegar tyka – zostało kilka czasu

Demografia to proces powolny, ale nieubłagany. jeżeli Polska nie zacznie działać dziś, za 20 lat system finansowy może się załamać, a kraj pogrąży się w stagnacji.

Eksperci ostrzegają: „To nie problem przyszłych pokoleń – to nasz problem tu i teraz.”
Bez młodych, pracujących obywateli nie będzie komu spłacać długu, finansować emerytur i utrzymywać państwa.

Idź do oryginalnego materiału