Polski Forrest Gump – Tomasz Sobania – przebiegł wszerz USA

bialyorzel24.com 1 tydzień temu

Chciałbym w rok zaliczyć maraton w każdym kraju świata – mówi Tomasz Sobania, który ma za sobą przygodę życia. 15 września 2024 roku wyruszył z nowojorskiego Central Parku, by po 140 dniach dotrzeć do San Diego. Chłopak ze Śląska przebiegł 125 maratonów, pokonał ponad 5,250 km, zdzierając przy tym 30 par butów.

W dużych i małych miastach USA Tomkowi towarzyszyli przedstawiciele miejscowej Polonii. Fot. Tomasz Sobania/facebook

Na plaży w Mission Bay w San Diego pierwsza wyściskała go mama Anna (wcześniej przyleciała z Polski do Kalifornii). Pojawiło się też dużo Polonii, wielu znajomych, którzy pomogli Tomkowi w realizacji projektu. – Byli też Amerykanie, w tym policjanci, którzy mnie eskortowali na końcowym odcinku. Zjawił się choćby żołnierz Navy Seals z oddziałów specjalnych marynarki USA – opisywał Tomasz

Na mecie nie brakło szampana, a po hucznym powitaniu na cześć biegacza znad Wisły zorganizowano specjalny piknik. – Szampana tylko skosztowałem, bo po takim wysiłku nie chciałem ryzykować głębszego łyku. Było sympatycznie, gratulacjom, rozmowom nie było końca, ale po pikniku padłem ze zmęczenia i musiałem porządnie się wyspać – uśmiecha się nasz rozmówca.

Anna Sobania, mama Tomka, wyściskała syna tuż za metą w San Diego. Fot. Anna Sobania/facebook

Jedna noc w Las Vegas

Świętowanie dotarcia do celu odbywało się na raty, bo jego pierwsza część nastąpiła w Los Angeles, na plaży Santa Monica, gdzie też czekała grupa powitalna. – Tam na kolacji poznałem aktorkę Alicję Bachledę-Curuś, w LA spotkałem też Rafała Zawieruchę, także znanego aktora. Okazali się miłymi, otwartymi ludźmi, których zresztą na trasie spotkałem cały tłum – zaznacza polski ultra biegacz, z którym rozmawialiśmy, gdy znajdował się w drodze do Las Vegas.

Nigdy tam nie byłem. Jadę z przyjaciółmi tylko na jedną noc. Zajrzę pewnie do kasyna, zagram i, kto wie, może coś wygram. Przegrywać nie mam zamiaru, zresztą nie mam wiele do przegrania – śmieje się Tomek, któremu podczas pokonywania tysięcy kilometrów towarzyszył kamper z kilkuosobową grupą wsparcia (fizjoterapeuta, fotograf, kierowca). Swoją drogą, gdyby w Las Vegas polski biegacz miał wygrać sumę równą budżetowi swego projektu, musiałoby to być coś koło 250 tysięcy dolarów.

Jak na Los Angeles przystało, Tomasz poznał w tym mieście znanych aktorów. Nz. m.in. w towarzystwie Rafała Zawieruchy (z prawej). Fot. Anna Sobania

Blokada w Saint Louise

Pytany o to, czego nauczyły go ostatnie miesiące, podkreśla, iż najważniejszą lekcją jest to, iż może sobie w pełni zaufać. Wie, iż nie podda się choćby w najtrudniejszych sytuacjach. – Był moment, w którym wewnętrznie postanowiłem, iż dam sobie spokój, iż to koniec, a mimo to parłem naprzód. To było ciekawe, dowiedzieć się czegoś o sobie. Pracowałem nad tym projektem blisko cztery lata. Cieszę się, iż wytrzymałem, bo gdybym zszedł z trasy, już zawsze bym tego żałował – powiedział za metą.

Poważne zagrożenie, iż odpuści, pojawiło się po dwóch miesiącach biegu, gdy odezwała się stara kontuzja barku. Przez jakiś walczył nie tylko z kilometrami, ale także z narastającym bólem. W końcu musiał zrobić dłuższy postój i skorzystać z fachowej pomocy – w St. Louise lekarz zaaplikował mu zastrzyk z blokadą. Podziałało. Mógł wrócić do akcji.

Najbardziej dało mi w kość zmęczenie psychiczne. Przez prawie pół roku nie miałem wolnego. Bieg to jedno, ale musiałem też ogarniać zobowiązania wobec sponsorów, spotkania, nagrywanie filmików, media społecznościowe, zdjęcia plus udział w filmie, który kręcono na trasie. Głowa była tak zmęczona, iż chciałem powiedzieć pas. Jakoś wytrzymałem, ale po wszystkim czuję się, jakby po moim ciele i psychice przejechał czołg – podkreśla 27-letni biegacz.

W polskim konsulacie w Los Angeles Tomasz Sobania podarował koszulkę z dedykacją konsul Paulinie Kapuścińskiej. Fot. www.facebook.com/PLinLosAngeles

Oko w oko z bykami

Tomek zawsze powtarza, iż ma szczęście do ludzi. W USA to się sprawdziło. Na całej trasie dostawał od nich wyłącznie wsparcie i dobrą energię. Na tym polu nie mogła zawieść Polonia, która na przykład w Chicago zgotowała lekkoatlecie z Polski królewskie powitanie. W Wietrznym Mieście Tomasz miał zresztą pierwszy wolny dzień – po przebiegnięciu 36 maratonów.

Ludzie byli wspaniali, ale gdy biegłem w nocy, bałem się trochę zwierząt. Mogłem nadepnąć na węża czy skorpiona. W Oklahomie trafiłem na węża, za późno go zauważyłem, ale zdążyłem przeskoczyć. Serce mocniej zabiło. Miał ze dwa metry – wspomina Tomasz, który miał również nieplanowane spotkanie z… parzystokopytnymi.

W noc sylwestrową postanowił przebiec przez zamknięte ranczo. Był pewien, iż jest puste, nie włączył na głowie latarki-czołówki. W ciemnościach usłyszał tętent kopyt i nagle stanął oko w oko z bykami i krowami. – One patrzyły na mnie, ja na nie. Zastanawiałem się tylko, czy byki nie zaatakują i nie wezmą mnie czasem na rogi. Nie czułem się komfortowo, ale udało się spokojnie wycofać. To pewnie zasługa krów. Podobno w ich obecności byki nie są tak agresywne – uśmiecha się bohater tekstu.

Tomasz Sobania pokonał m.in. legendarną drogę Route 66. Fot. Tomasz Sobania/facebook

Możesz więcej niż myślisz

Tomek przebiegł m.in. całą długość słynnej drogi Route 66. Na autostradach obawiał się trochę spotkania z patrolem policji, względnie jakiegoś kamienia wystrzelonego spod opony samochodów. Dostał takimi, ale były drobne, zatrzymały się na okularach. – O stresujących chwilach zapomnę, ale zawsze będę pamiętał przyrodę Stanów Zjednoczonych, krajobrazy Arizony, Nowego Meksyku czy Kalifornii. Te niesamowite przestrzenie, czerwone skały, kaktusy. Piękne jest też samo San Diego – podkreśla nasz rozmówca.

Życiowym mottem Tomka jest hasło: „możesz więcej niż myślisz”. Kieruje się nim od początku przygody ze sportem. Zaczął od biegu na 8 km w szkole średniej, w rodzinnym Toszku (miejscowość k. Gliwic). Na ultradługie dystanse postawił w 2018 roku – w Hiszpanii przebiegł 300 km z metą przy katedrze w Santiago de Compostela. Później już poszło.

W 18 dni przebiegł Polskę, od Zakopanego do Gdyni (756 km). We Włoszech w 36 dni pokonał 1,500 kilometrów, a w Rzymie uczestniczył w audiencji u papieża, zebrał też 50 tys. złotych dla chorej na nowotwór dziewczynki. Potem w 63 dni przebiegł dystans z Czech przez Niemcy, Francję z metą w Barcelonie. Wyzwanie w USA poprzedził bieg, który odbył w koszulce z napisem Polska – Grecja – Polska. Wystartował na Stadionie Śląskim w Chorzowie, w wieńcu laurowym wbiegł na stadion w Atenach, a po 90 dniach i zaliczeniu 84 maratonów był z powrotem na Śląsku. Licznik pokazał 3,600 km.

Przez blisko pół roku Tomasz Sobania miał mieszkanie na kółkach. Fot. Tomasz Sobania/facebook

Zbiórka na rzecz pogorzelców

Biegam, by zainspirować ludzi, pokazać, iż każdy może więcej niż myśli. Pochodzę z małego miasteczka, nie miałem wielkich możliwości, za to wielkie marzenia. Okazuje się, iż udaje mi się osiągać to, co wydawało się niemożliwe – wyjaśnia lekkoatleta z Polski, który w trakcie biegu przez USA angażował się w liczne akcje charytatywne, w tym zbiórkę dla polskiej rodziny, która straciła dom w pożarze w Los Angeles.

Jeszcze przed startem w USA Tomek wspomniał, iż chodzi mu po głowie pomysł pod wstępnym tytułem „one marathon, one year, one world”. – Chciałbym w ciągu roku przebiec maraton w każdym kraju świata. Nikt czegoś takiego jeszcze nie dokonał. Byłoby to ukoronowanie całego mojego biegania – mówi niezłomny sportowiec z Toszka.

Tomek wraca do Polski 23 lutego, ale wcześniej, 17 lutego, zawita znów do Chicago. Organizuje tam otwarte spotkanie z Polonią i nie tylko. Odbędzie się w Art Gallery Kafe (127 Front St, Wood Dale). Początek godzina 17. – Będzie między innymi pokaz zdjęć, filmów, poczęstunek dla kibiców i sponsorów. Serdecznie wszystkich zapraszam – powiedział na koniec polski Forrest Gump.

Tomasz Ryzner

Idź do oryginalnego materiału