Trzydzieste szóste miejsce na pięćdziesiąt dwa kraje. Pięćdziesiąt siedem punktów na sto możliwych. Ocena C, co w skali od A do E oznacza zwykłe dostateczne. Tak według prestiżowego rankingu Mercer CFA Institute Global Pension Index wygląda polski system emerytalny. Gorszy niż w Kazachstanie, Botswanie czy Kolumbii. Autorzy raportu są bezlitośni: bez pilnych reform sytuacja przyszłych emerytów będzie tylko się pogarszać. I wcale nie przesadzają.

Fot. Shutterstock / Warszawa w Pigułce
Kiedy dostateczna to za dużo powiedziane
Ranking Mercer CFA Institute Global Pension Index powstaje od siedemnastu lat. Ocenia systemy emerytalne na podstawie trzech filarów: adekwatności świadczeń, trwałości finansowej oraz integralności i regulacji prawnych. W tym roku przeanalizowano pięćdziesiąt dwa kraje reprezentujące sześćdziesiąt pięć procent światowej populacji. Do zestawienia po raz pierwszy dołączyły Kuwejt, Namibia, Oman i Panama.
Polska dostała pięćdziesiąt siedem punktów. To wprawdzie o dwie dziesiąte więcej niż rok wcześniej, ale jednocześnie spadek o sześć miejsc w rankingu. Dlaczego? Nowe kraje w zestawieniu dostały wyższe oceny, a kilka innych państw nas wyprzedziło poprawiając swoje systemy. Botswana i Malezja zrobiły postępy. My stoimy w miejscu.
Najgorzej wypadliśmy w kategorii adekwatności świadczeń. Tylko czterdzieści osiem przecinek dwa punktu. To najniższy wynik ze wszystkich trzech filarów. Oznacza to wprost, iż przeciętna polska emerytura nie pozwala na godne życie po zakończeniu aktywności zawodowej. Senior dostaje za mało, żeby normalnie funkcjonować. Nie stać go na leki, jedzenie, rachunki i choćby odrobinę rozrywki. To nie opinia, tylko fakt potwierdzony międzynarodowymi ekspertami.
Co to oznacza dla ciebie?
Jeśli masz dziś trzydzieści, czterdzieści czy pięćdziesiąt lat, twoja przyszła emerytura będzie prawdopodobnie jeszcze niższa niż obecne świadczenia. System działa na zasadzie repartycji: dzisiejsi pracujący finansują dzisiejszych emerytów. Problem w tym, iż proporcje się zmieniają. Rodzi się coraz mniej dzieci, ludzie żyją coraz dłużej, a liczba osób w wieku produkcyjnym systematycznie maleje.
Za dwadzieścia, trzydzieści lat na jednego emeryta przypadnie znacznie mniej pracujących niż dziś. Oznacza to, iż albo składki będą musiały wzrosnąć dramatycznie, albo świadczenia spadną jeszcze bardziej. Rząd wybierze drugie rozwiązanie, bo podnoszenie składek zabije konkurencyjność polskiej gospodarki. Ty zapłacisz za to niższą emeryturą.
PPK, czyli Pracownicze Plany Kapitałowe, miały być odpowiedzią na ten problem. W teorii świetny pomysł: odkładasz systematycznie przez lata, inwestujesz na rynkach kapitałowych, zyskujesz na długoterminowym wzroście. W praktyce większość Polaków nie ufa temu systemowi. Pamięta OFE i to, jak państwo przejęło część ich pieniędzy. Pamięta inflację zjadającą oszczędności. Nie wierzy, iż za trzydzieści lat ktoś nie zmieni zasad gry i nie odbierze tego, co udało się uzbierać.
Pani Teresa z Lublina odkłada na starość pod materac
Historia pani Teresy pokazuje, jak głęboki jest kryzys zaufania do systemu emerytalnego. Kobieta ma czterdzieści pięć lat, pracuje w średniej firmie jako księgowa. Zarabia przyzwoicie, stać ją na odkładanie kilkuset złotych miesięcznie. Ale nie robi tego przez PPK ani żaden inny oficjalny program.
Pani Teresa trzyma oszczędności w gotówce. Część pod materacem, część w sejfie u rodziców. Wie, iż to nieracjonalne ekonomicznie. Inflacja zjada wartość pieniędzy, nie ma żadnych odsetek, żadnego zwrotu z inwestycji. Ale czuje się bezpieczniej mając kontrolę nad własnymi pieniędzmi. Nikt jej ich nie zabierze decyzją polityczną. Nikt nie powie za dwadzieścia lat, iż przepisy się zmieniły i jej oszczędności zostały nacjonalizowane dla dobra systemu.
To nie paranoja. To doświadczenie pokolenia, które widziało transformację ustrojową, kryzys finansowy dwa tysiące ósmego roku, aferę Amber Gold, problemy banków spółdzielczych. Każda wielka zmiana systemowa kończyła się tym, iż zwykli ludzie tracili. Rządy się zmieniały, a pieniądze znikały. Pani Teresa woli gotówkę pod materacem niż obietnice państwa o bezpiecznej emeryturze.
Trzy powody, dlaczego nasz system jest tak słaby
Pierwszy powód to demografia. Polska należy do najszybciej starzejących się społeczeństw w Europie. Współczynnik dzietności wynosi około jeden przecinek dwa dziecka na kobietę. To dramatycznie poniżej poziomu zastępowalności pokoleń, który wynosi dwa przecinek jeden. Każde pokolenie jest mniejsze od poprzedniego o prawie połowę. Za trzydzieści lat będzie znacznie mniej pracujących niż dziś, a emerytów znacznie więcej.
Drugi powód to brak dodatkowych oszczędności emerytalnych. W krajach, które zajmują czołowe miejsca w rankingu, ludzie systematycznie odkładają pieniądze na starość poza obowiązkowym systemem publicznym. W Holandii prawie wszyscy mają dodatkowe ubezpieczenie emerytalne przez pracodawcę. W Danii system trójfilarowy działa od dekad i jest powszechnie akceptowany. Polacy? Większość żyje od pierwszego do pierwszego i nie ma z czego odkładać. Ci, którzy mogliby, nie ufają systemowi i nie robią tego.
Trzeci powód to polityka. Polski system emerytalny jest piłką do gry politycznej. Kolejne rządy obiecują wyższe świadczenia, trzynaste i czternaste emerytury, obniżki wieku emerytalnego. Wszystko po to, żeby zdobyć głosy seniorów, którzy stanowią coraz większą część elektoratu. Nikt nie mówi prawdy: pieniędzy nie ma i nie będzie. Każda populistyczna obietnica dziś to niższa emerytura dla obecnych trzydziestolatków i czterdziestolatków za dwadzieścia, trzydzieści lat.
Jak przetrwać w systemie, który nie działa?
Najważniejsza zasada brzmi: nie licz na państwo. To brzmi surowo, ale realistycznie. System publiczny zapewni ci minimum egzystencji, jeżeli w ogóle. Wszystko ponad to musisz zbudować sam. Im wcześniej zaczniesz, tym lepiej. Dwadzieścia lat odkładania po trzysta złotych miesięcznie z pięcioprocentowym zwrotem rocznie da ci około sto dwadzieścia tysięcy złotych. To nie majątek, ale poduszka bezpieczeństwa.
Rozważ PPK, mimo wszystkich obaw. To nie jest idealny system, ale ma jedną wielką zaletę: pracodawca dokłada się do twoich oszczędności. jeżeli wpłacasz dwa procent pensji, firma dodaje półtora procenta, państwo dorzuca kolejne kawałki. To darmowe pieniądze, których nie dostaniesz w żaden inny sposób. Tak, ryzyko istnieje. Ale całkowita rezygnacja z oszczędzania to gwarancja biedy na starość.
Inwestuj w umiejętności, które pozwolą ci pracować dłużej. Wiek emerytalny będzie rósł, to pewne. Za dwadzieścia lat siedemdziesiąt lat może być nową normą. jeżeli chcesz mieć wybór, czy pracować czy nie, potrzebujesz zdrowia i kompetencji wartościowych na rynku. Fizyczna praca na budowie do siedemdziesiątki to katorga. Praca przy komputerze, konsulting, doradztwo? Dużo bardziej realne.
Społeczne konsekwencje upadającego systemu
Polska zmierza w kierunku społeczeństwa podzielonego na dwa obozy. Jedni to ci, którzy zbudowali sobie prywatne zabezpieczenie emerytalne: właściciele nieruchomości, osoby z kapitałem zainwestowanym na giełdzie, ludzie z międzynarodowymi karierami pozwalającymi na oszczędzanie. Drudzy to masa ludzi bez oszczędności, żyjących od emerytury do emerytury, zależnych od państwa i jego łaski.
Napięcia między tymi grupami będą rosły. Ci bez pieniędzy będą żądać wyższych świadczeń, państwo będzie podnosiło podatki, co uderzy w tych, którzy coś mają. Mechanizm redystrybucji doprowadzi do tego, iż oszczędzanie przestanie mieć sens, bo i tak wszystko zabiorą. Jednocześnie ci na minimalnych emeryturach będą żyli w nędzy, bo państwa nie stać na godne świadczenia dla wszystkich.
Seniorzy staną się największym problemem społecznym. Nie finansowym abstrakcyjnym problemem, tylko konkretnym: dziadkowie żyjący u dzieci, bo ich nie stać na własne mieszkanie. Babcie pracujące do osiemdziesiątki jako sprzątaczki, bo tysiąc pięćset złotych emerytury nie wystarcza na nic. Kolejki w przychodniach zapchane przez starszych ludzi, którym nie stać na prywatną opiekę medyczną. To nie czarna wizja przyszłości. To logiczna konsekwencja obecnych trendów.
Co robią kraje, które zajmują czołowe miejsca?
Holandia, lider rankingu, ma system trójfilarowy. Pierwsza emerytura podstawowa z państwa. Druga obowiązkowa emerytura zawodowa przez pracodawcę. Trzecia dobrowolne oszczędności indywidualne z ulgami podatkowymi. Wszyscy odkładają, wszyscy inwestują, system jest przejrzysty i stabilny od dekad. Efekt? Holendrzy wiedzą, ile dostaną na emeryturze i mogą na to liczyć.
Islandia na drugim miejscu również ma rozbudowany system dodatkowych oszczędności. Każdy pracownik obowiązkowo wpłaca do funduszu emerytalnego minimum cztery procent pensji, pracodawca dokłada minimum osiem procent. Te pieniądze są inwestowane profesjonalnie przez fundusze, które konkurują o klientów. Po czterdziestu latach pracy średni Islandczyk ma zgromadzony kapitał pozwalający na emeryturę zbliżoną do ostatniej pensji.
Dania na trzecim miejscu stawia na edukację finansową i przejrzystość. Każdy obywatel ma dostęp do szczegółowych informacji o swoim koncie emerytalnym online. Widzi dokładnie, ile wpłacił, ile zarobił na inwestycjach, ile dostanie za dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści lat. Nie ma niespodzianek, nie ma ukrytych haczyków. System działa, ludzie mu ufają, odkładają i czują się bezpiecznie.
Czy Polska może się z tego wydostać?
Autorzy raportu wskazują trzy najważniejsze obszary reform. Po pierwsze: zwiększenie prywatnych oszczędności emerytalnych. To wymaga odbudowy zaufania do systemu i stworzenia prawdziwych zachęt podatkowych. Nie symbolicznych, tylko realnych ulg, które sprawią, iż odkładanie będzie się opłacało.
Po drugie: wydłużenie okresu aktywności zawodowej. Wiek emerytalny sześćdziesiąt pięć lat dla kobiet i mężczyzn to absolutne minimum. W perspektywie dwudziestu lat powinniśmy mówić o siedemdziesięciu latach. Nie da się inaczej utrzymać systemu przy obecnej demografii. To politycznie niepopularne, ale matematycznie niezbędne.
Po trzecie: poprawa przejrzystości i zarządzania systemem. Koniec z populistycznymi obietnicami bez pokrycia. Koniec z ukrywaniem rzeczywistych kosztów trzynastych i czternastych emerytur. Koniec z manipulowaniem danymi i udawaniem, iż wszystko jest w porządku. Prawda jest brutalna, ale lepiej ją poznać dziś niż za dwadzieścia lat, kiedy będzie za późno.
Ocena C to nie tylko statystyka. To alarm dzwoniący na cały regulator. Polski system emerytalny nie działa i bez radykalnych zmian upadnie pod własnym ciężarem. Pytanie brzmi: czy politycy mają odwagę przeprowadzić te reformy wiedząc, iż stracą na tym głosy? Historia pokazuje, iż nie. Więc zostaje plan B: każdy ratuje się sam jak umie. Gotówka pod materacem pani Teresy to nie głupota. To racjonalna odpowiedź na irracjonalny system.