Pozew ws. odbierania noworodków w Ontario

bejsment.com 6 godzin temu

Pozew zbiorowy w sprawie alertów o narodzinach został zatwierdzony przeciwko rządowi Ontario, ale nie przeciwko stowarzyszeniom pomocy dzieciom w prowincji.

Po trzech latach walki sądowej Sąd Najwyższy Ontario zgodził się na rozpatrzenie pozwu zbiorowego, w którym rodzice – w większości kobiety z rdzennych i rasowych mniejszości – domagają się zadośćuczynienia za odbieranie im noworodków na podstawie tzw. alarmów porodowych. To poważny krok w stronę rozliczenia tej praktyki, choć – jak podkreślają prawnicy – zwycięstwo jest tylko częściowe.

Sędzia nie wyraził bowiem zgody na objęcie pozwem 49 stowarzyszeń opieki nad dziećmi (CAS), które miały wysyłać alarmy do szpitali. Uznano, iż instytucje te działały niezależnie od siebie i nie można ich rozpatrywać zbiorczo jako jednej strony pozwanej.

– To mocna decyzja w odniesieniu do odpowiedzialności rządu Ontario, ale jednocześnie rozczarowująca w kwestii CAS – oceniła Tina Yang, współprawniczka powódek. Jej zespół planuje apelację. Jak zaznacza, ta sprawa to nie tylko walka o odszkodowanie, ale także o prawne uznanie, iż „coś takiego nigdy więcej nie powinno się zdarzyć”.

„Alarmy porodowe” – krzywda w imię opieki

Alarmy porodowe to powiadomienia, które agencje ochrony dzieci wysyłały do szpitali na temat ciężarnych kobiet uznanych za „wysokiego ryzyka”. Szpitale zobowiązane były do informowania CAS o każdej wizycie takiej pacjentki, co nierzadko prowadziło do odbierania noworodków tuż po urodzeniu – na dni, miesiące, a choćby lata.

Rząd Ontario oficjalnie zakazał tej praktyki w 2020 roku, po fali krytyki i w ślad za innymi prowincjami. Eksperci i działacze społeczni podkreślali, iż alarmy nieproporcjonalnie często dotyczyły kobiet tubylczych i należących do mniejszości etnicznych, a ich stosowanie naruszało konstytucję.

– Chcę sprawiedliwości i odpowiedzialności – mówi GG, jedna z powódek. W 2016 roku dowiedziała się, iż agencja Native Child and Family Services Toronto wydała wobec niej alert, gdy była w ciąży z trzecim dzieckiem. Czuła się przymuszana do poddania się inwazyjnym badaniom i ocenie psychiatrycznej. Ostatecznie, po braku podstaw do interwencji, alarm został wycofany.

– To nie tylko trauma osobista. To systemowa krzywda, która trwa do dziś – podkreśla.

Sąd przyznaje rację tylko częściowo

W pozwie zarzucono rządowi Ontario m.in. zaniedbanie obowiązków konstytucyjnych, naruszenie Karty Praw i Wolności oraz brak nadzoru nad szkodliwą praktyką, którą tolerowano przez lata. Sędzia przyjął te argumenty do rozpoznania, uznając, iż rząd prowincji może być stroną odpowiedzialną. Odmówił jednak certyfikacji pozwu wobec 49 lokalnych stowarzyszeń CAS.

– Stowarzyszenia są niezależnymi i równorzędnymi podmiotami – argumentował sąd. – Nie działały w porozumieniu, a zatem nie mogą odpowiadać zbiorowo.

Prawnicy powódek zapowiadają jednak, iż mogą rozważyć pozwy przeciwko poszczególnym CAS – choć oznaczałoby to konieczność znalezienia kilkudziesięciu dodatkowych powodów i osobnych procesów.

„Nie jestem sama” – matki odzyskują głos

Neecha Dupuis stoi przed kampusem Generalnym szpitala The Ottawa Hospital, gdzie urodziła syna w 2011 r. Od czasu podzielenia się swoją historią z CBC w 2022 r. uzyskała dokumenty, które pokazują, iż pracownicy ochrony dzieci wydali dla niej alerty o narodzinach.

Neecha Dupuis z Ottawy, Anishinaabe, była jedną z kobiet objętych alarmem porodowym w 2011 roku, gdy urodziła syna. Dopiero po latach – dzięki wnioskowi o dostęp do informacji – dowiedziała się, iż CAS wysłało do szpitala kilka wiadomości głosowych z żądaniem powiadomienia o jej porodzie.

– Muszą odpowiedzieć za to, co zrobili mojej rodzinie – mówi. – choćby jeżeli dotarliśmy tylko do połowy drogi, to i tak więcej, niż wielu z nas się spodziewało.

Apelacja i nadzieja na dalszy postęp

Kobieta ociera łzę na konferencji prasowej w styczniu 2019 r. w obronie matki, której nowonarodzone dziecko zostało zabrane ze szpitala przez Child and Family Services w Manitobie. Podobne pozwy zbiorowe w ramach alertu o narodzinach są w toku w prowincjach, w tym w Manitobie.

Okres na złożenie apelacji mija w piątek. jeżeli którakolwiek ze stron się odwoła, sprawa trafi do Sądu Apelacyjnego Ontario, co opóźni dalsze procedowanie pozwu.

– To nie jest koniec. To początek większej odpowiedzialności. Walczymy dalej, by ujawniono prawdę i przywrócono sprawiedliwość – mówi GG.

Rodziny i ich prawnicy podkreślają, iż ta walka to także element szerszego procesu pojednania z ludami rdzennymi Kanady. Jak podsumowuje GG: – To, co się wydarzyło, nie ma nic wspólnego z prawdą i pojednaniem.

Na podst. CBC

Idź do oryginalnego materiału