Od lat uważam, iż osoby, które nie interesują się sportem, są nieco uboższe od tych, które tym sportem się interesują. Ileż to omija ich szczęśliwych chwil, wzruszeń, emocji... Sukcesy ulubionych zawodników czy drużyn potrafią być przecież doskonałym lekiem na jakieś prywatne niepowodzenia zarówno na gruncie zawodowym, jak i osobistym. A przynajmniej pozwalają choć na chwilę o tych ostatnich zapomnieć.
Niestety, kij ma dwa końce. Bywają też momenty, w których zazdroszczę tym, którzy sportem się nie interesują. Wystarczy bowiem jakaś dotkliwa, pechowa lub poniesiona w ostatnich sekundach porażka, a człowiek zastanawia się - na cholerę mi to wszystko? Mało to człowiek ma innych zmartwień, żeby jeszcze tak się denerwować „jakimiś sportowcami”?
Piszę te słowa w przededniu rozpoczęcia finałowej rywalizacji o Drużynowe Mistrzostwo Polski na żużlu. Akurat torunianie w ostatnich latach raczej dostarczali sporo argumentó


















