Wielu z Was choćby nie zdaje sobie sprawy, jakie zamieszanie niesie ze sobą typowy dzień w redakcji: dlaczego po informacji z Rzeszowa nagle piszemy coś z Sanoka czy Ropczyc? Albo: dlaczego ujmujemy coś w taki, a nie w inny sposób? To nie chaos, to nasza codzienność – rytm mediów, który trzeba utrzymać, choć nie zawsze daje on przestrzeń na głębszy oddech.
A jednak. Dziś się zatrzymałem.
Droga Krzyżowa na Załężu
Od kilku tygodni, w ramach cyklu "Za kratami", przekazujemy Wam raz w tygodniu informacje związane z polskim więziennictwem. W trakcie rutynowego scrollowania za materiałem natknąłem się na dość ciekawą (a może nie?) informację. Otóż 12 kwietnia, w rzeszowskim Zakładzie Karnym, odbyło się nabożeństwo Drogi Krzyżowej.

Tak, tak! Za kratami, gdzie czas płynie inaczej, a każdy dzień niesie ciężar przeszłości, rozbrzmiała modlitwa. Skazani wzięli udział w Drodze Krzyżowej, szukając odpowiedzi na pytania, które od wieków nie tracą na aktualności.
I od razu zaznaczam: nie chcę tu moralizować - duchownym nie jestem, tak samo zresztą jak i milutkim, skromnym chłopaczyną. Nie chcę tu także przekonywać do swojej dość zawiłej i nie do końca instytucjonalnej wizji wiary. Bardziej chodzi mi o zwrócenie uwagi na to, z jak symbolicznymi i inspirującymi wydarzeniami możemy się niekiedy zetknąć w naszym życiu.
Daleko od klasztoru
Nie mam złudzeń – zakład karny to nie klasztor. Nikt tam nie da ci aureoli, nikt nie uprawia pokuty z własnej woli. Ludzie, którzy tam trafili, wcześniej złamali prawo, skrzywdzili kogoś, a niekiedy też i zniszczyli życie - sobie, a bardzo często również innym. Ale może właśnie dlatego ta scena – Droga Krzyżowa w miejscu, gdzie rzadko pada słowo "nadzieja" – ma w sobie coś poruszającego.
W pewnym stopniu odnosi się do tego sam komunikat Zakładu Karnego w Rzeszowie w mediach społecznościowych.
To wielkopostne nabożeństwo, głęboko zakorzenione w tradycji Kościoła Katolickiego, stało się dla wielu osadzonych okazją do zadumy nad własnym życiem, wzbudzenia żalu i wewnętrznej przemiany. Symbole ostatnich chwil życia Jezusa Chrystusa pozwoliły uczestnikom nie tylko na duchowe towarzyszenie Mu w Jego męce, ale także na refleksję nad własną drogą i wyborem wartości
- czytamy.
Jeśli o mnie chodzi, odnoszę się nieco sceptycznie do tych słów. Rozmawiając z politykami różnych opcji nasłuchałem się tylu frazesów, iż słowa przestały mieć dla mnie jakąś większą wartość. W dzisiejszych, dzikich czasach to raczej norma. W związku z czym nie sądzę, aby w tamtym momencie doszło do spektakularnej fali nawróceń (wiadomo, można z tą opinią polemizować).

Z drugiej jednak strony nikt nie urodził się zły. A jeżeli ktoś z więźniów – choćby przez moment – zatrzymał się w tej codziennej bieganinie więziennego reżimu i zadał sobie pytanie "kim jestem?", to może już samo to ma znaczenie.
Krzyż w krainie betonu i krat
W piątek, za murami więzienia, nie było tłumów wiernych. Nie było wielkich ambon, relikwii i złotych świec. Był betonowy korytarz, może niewielka kaplica, kilka par zmęczonych oczu i ciężar krzyża, który dla wszystkich znaczył coś innego.
Dla niektórych mógł to być rekwizyt. Innym może przypominał o czymś, co zostawili za sobą? Może o kimś, kogo stracili? A może o tym, kim chcieliby się jeszcze stać?
O to pewnie należałoby zapytać samych zainteresowanych. Może nie chodzi tu jedynie o wiarę w Boga, tylko o to, czy da się jeszcze wierzyć w siebie? Pracownicy Zakładu Karnego w Rzeszowie podkreślili, iż wspieranie praktyk religijnych więźniów "to istotny element procesu resocjalizacji i przygotowania ich do powrotu do społeczeństwa".
W naszym społeczeństwie Biblia była, jest i prawdopodobnie długo pozostanie ważnym punktem odniesienia – nie tylko religijnego, ale i kulturowego. Postać Dobrego Łotra, którą przywołał Ewangelista Łukasz jako skruszonego przestępcę umierającego na krzyżu obok Chrystusa, jest w Niej chyba jednym z najciekawszych przykładów nawrócenia, albo, operując językiem świeckim, zmiany postawy.
Z pewnością należy trzymać kciuki za to, aby również i więźniowie byli w stanie odmienić swoje życie. Wydaje się jednak, iż warto to wydarzenie, ale i cały biblijny motyw, wykorzystać w zupełnie innych rozważaniach: czy my samy jesteśmy w stanie zmienić te nawyki, które nas osłabiają, lub, bardziej ambitnie, całokształt nas samych?
Bo zwykle to właśnie te rzeczy pełnią rolę naszych cel.
Chrystus lub "Chrystus"
Te rozważania, choć osobiste, publikowane są na portalu, który współtworzymy wspólnie: my, redaktorzy, Czytelnicy, komentujący, przelotni odwiedzający, wierzący, poszukujący, sceptyczni i obojętni. Każdy z nas niesie inny bagaż, inne spojrzenie, inne doświadczenie.
Dlatego, pozostając w szacunku do wszystkich tych perspektyw, spróbuję udzielić dwojakiej odpowiedzi na pytanie postawione w tytule: czy Chrystus może zmartwychwstać w celi?
Z perspektywy chrześcijańskiej – tak, bez wątpienia. To przecież istota tej wiary: iż nie ma miejsca zbyt ciemnego, człowieka zbyt zagubionego, przeszłości zbyt zniszczonej, by nie można było się odrodzić. Krzyż w celi nie jest tu prowokacją – jest przypomnieniem, iż miłość i przebaczenie nie znają zamków ani krat. Że choćby tam, gdzie wszystko wydaje się stracone, może rozbrzmieć "Alleluja".
Ale jest też, moim zdaniem, druga odpowiedź dla tych, którzy patrzą na te sprawy z większym dystansem, niekoniecznie przez pryzmat religii. I ona również brzmi: tak. Bowiem "Chrystus", rozumiany może być w sposób metaforyczny: jako przebudzenie, przemiana, wyjście z ciemności ku lepszej wersji siebie.
A ta przemiana, jak pokazuje przykład Drogi Krzyżowej w Zakładzie Karnym w Rzeszowie, może zacząć się gdziekolwiek. Może zacząć się w pracy, przy obiedzie, w ciszy, w wstydzie, w przyznaniu się do winy. Może zacząć się za kratami.
------------------------------------------------------------------------
"Za kratami" to cykl publikacji Halo Rzeszów, prezentujących informacje związane z funkcjonowaniem polskiego systemu penitencjarnego, realizowanego przy wsparciu Stowarzyszenia Inicjatyw Społecznych "Perspektywa".