Jak „wylać dziecko z kąpielą”, czyli skomplikować życie wszystkim pod pozorem rozwiązywania problemu dotyczącego nielicznych, pokazuje przykład tak zwanego „Lex Kamilek”. Nowelizacja kodeksu rodzinnego, jak przystało na prawo tworzone przez lewicę, stawia ogół w sytuacji osób potencjalnie podejrzanych z powodu zbrodni popełnianych przez margines. Przepisy okazały się takim bublem, iż ich absurdalność zauważyła choćby „Gazeta Wyborcza”.
Chodzi o przepis, zgodnie z którym wszelkie osoby mające kontakt z uczniami szkół, mają legitymować się zaświadczeniami o niekaralności, uzyskanymi w Krajowym Rejestrze Karnym i Rejestrze Sprawców Przestępstw na Tle Seksualnym. W rozmowach z GW pracownicy placówek oświatowych wypunktowali cały szereg sytuacji, w których tak ogólnie sformułowany wymóg nakłada na nich wiele ograniczeń i dodatkowej, niepotrzebnej pracy.
„Czy rodzice, którzy jadą z uczniami na basen i pod okiem nauczyciela pomagają im suszyć włosy, powinni dostarczyć szkole zaświadczenie o niekaralności? Czy powinni mieć je pracownicy zakładu, który przyjmuje nieletnich na praktyki?” – zastanawia się gazeta.
Magdalena Mazur, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 12 w Krakowie odpowiada: – Mam traktować każdego jak przestępcę? Nie możemy żyć w takim przekonaniu. Tymczasem ludzie wpadli w panikę. Koleżanka po fachu ma segregatory wypchane różnymi zgodami. Na przykład zebrała od rodziców wszystkich uczniów pisemne oświadczenia, iż nauczyciel wuefu może dotknąć ich dziecko podczas asekuracji przy wykonywaniu ćwiczeń.
Szefowa wspomnianej placówki przyznała, iż ignoruje restrykcyjny przepis. Nie wymaga papierka od rodziców wspierających kadrę pedagogiczną w wyjazdach poza szkołę wskazując, iż w takich okolicznościach osoby te nie pozostają sam na sam z dziećmi.
Nowelizacja została przyjęta po śmierci ośmiolatka pobitego, a wcześniej wielokrotnie dręczonego przez ojczyma. Chociaż chłopiec pojawiał się w szkole ze śladami obrażeń, aż do chwili zbrodni jego sytuacja nie spotkała się z odpowiednią reakcją otoczenia.
W efekcie tragicznej i bulwersującej sprawy państwo postanowiło wciągnąć wszystkich dorosłych do katalogu potencjalnie podejrzanych o stosowanie nadmiernej przemocy czy dopuszczanie się odrażających czynów na tle obyczajowym.
W nowych przepisach nałożono też obowiązek opracowania przez szkoły własnych reguł mających na celu ochronę małoletnich. Bywa więc, iż w tej czy innej placówce nauczyciele otrzymali zakaz kontaktów z podopiecznymi poza szkołą bądź jakichkolwiek kontaktów fizycznych, niezależnie od ich powodu i kontekstu. Prowadzi to do wielu absurdów.
– Idę korytarzem, dzieci się do mnie przytulają. Mam je odtrącić? – pyta pani dyrektor.
– Nie będę uczniów wyrzucał ze znajomych na Facebooku, to głupie. Żyjemy w XXI wieku i kontakt poprzez różnego rodzaju komunikatory jest czymś tak naturalnym, jak wcześniej kontakt telefoniczny. Na Messengerze znajdują się całe grupy klasowe wraz z wychowawcą, co ułatwia komunikację. Zastanawiam się też, czy jeżeli swojemu uczniowi, który startuje w olimpiadzie, napiszę dzień wcześniej: „Trzymam kciuki, dasz radę”, to będzie jakaś zbrodnia, czy coś, co podtrzyma dziecko na duchu? A jeżeli będę rozmawiał z matką dziecka o uczniu ze swojej prywatnej komórki? Wiele szkół pisze w swoich standardach, iż do takiej komunikacji dozwolone są tylko kanały służbowe – to z kolei słowa Przemysława Rojka, polonisty z krakowskiego liceum.
„Wyborcza” opisuje przykład placówek rezygnujących z organizowania wycieczek, gdyż standardowo brali w nich udział także rodzice – jako osoby wspierające nauczycieli. Ministerstwo w odpowiedzi na pytania gazety podtrzymuje interpretację o stosowaniu wymogu przedstawienia zaświadczenia o niekaralności również przez nich.
– To nas przerosło. Nie ma dnia, by do kuratorium nie wpływały pytania i uwagi dotyczące ustawy „Lex Kamilek”. Problem mają szkoły zawodowe. Dotarły do mnie wieści, iż pracodawcy nie chcą przyjmować ich niepełnoletnich uczniów na praktyki. Boją się, iż wszyscy ich pracownicy, którzy będą mieli styczność z uczniami, będą musieli dostarczyć zaświadczenia o niekaralności. Nie chcą się w to bawić – przyznaje małopolska kurator oświaty.
Źródła: krakow.wyborcza.pl, PCh24.pl
RoM