Michał Tomaszewski na co dzień pracuje w biurze. Mimo tego jest bardzo aktywny, a jego pasją jest jazda na rowerze. Nie są to jednak zwykłe przejażdżki. Poznański rowerzysta w ciągu dziewięciu miesięcy przejechał wszystkie ulice w stolicy Wielkopolski. A to z pewnością nie jest koniec.
Monika Statucka.: Skąd pomysł na takie wyzwanie?
Michał Tomaszewski.: Ten pomysł chodził mi po głowie już od dłuższego czasu. Poruszam się po Poznaniu w większości na rowerze, dojeżdżam do biura dwa razy w tygodniu gdzie do pokonania mam tylko 7,5 km. Infrastruktura jaka jest po drodze do biura jest moim zdaniem wystarczająca. Są ścieżki rowerowe o różnym stanie zaawansowania, przejeżdżam też „przez” jezioro Rusałka. Oprócz tego hobbystycznie nabijam kilometry samemu lub z innymi rowerowymi zapaleńcami. Pomyślałem, iż dużo jeżdżę i byłem w wielu miejscach, ale jeszcze nie byłem wszędzie, więc zmotywowało mnie to do rozpoczęcia projektu. Ponadto przyczyniła się do tego pewna pani, która w zeszłym roku skończyła spacer po całym mieście i zajęło to jej wtedy trzy lata. W ubiegłym roku, jesienią przeczytałem o tym i postanowiłem, iż dla odmiany przejadę wszystkie poznańskie ulice rowerem. Pomyślałem, iż mogę objechać całe miasto w dużo krótszym czasie, zmieszczę się w roku kalendarzowym. W lutym postanowiłem to bardziej usystematyzować, wprowadzić pewne schematy działania. Zacząłem rysować w odpowiednich programach trasy i to realizować. Dzielnica po dzielnicy, osiedle po osiedlu.
M.S.: Super, czyli można powiedzieć, iż pomysł przyszedł do Pana pod koniec ubiegłego roku i od stycznia zaczął go Pan cyklicznie wdrażać w życie?
M.T.: Tak, można tak powiedzieć. Na początku jeszcze rozpoznawałem temat a w lutym przystąpiłem do realizacji. Myślę, iż rower to ekonomiczny środek transportu. Ja jeżdżę niezależnie od pogody o każdej porze roku, od pierwszego stycznia do Sylwestra. Do tej pory przejechałem 7900 km, z
czego po samym mieście około 5 tysięcy kilometrów.
fot. Łukasz Gdak
M.S.: Rozumiem, iż nadchodząca jesień, nie wspominając o zimowej aurze, nie jest dla pana przeszkodą? Rower jest coraz bardziej promowanym środkiem transportu. Czy Poznań jest przyjaznym miastem dla rowerzystów?
M.T.: Tak, jest, a przynajmniej stara się być. Widać różnice pomiędzy dzielnicami w rozwoju infrastruktury. W tym roku zrobiłem dużo obserwacji, gdzie jest lepiej, jest gorzej. Moja droga do pracy jest akurat dobra, jest nowa ścieżka na 80 proc. jej długości. Jest ona zimą odśnieżana, odladzana i sypana jest sól. Najlepsze dzielnice moim zdaniem to Junikowo, okolice lasku Marcelińskiego, są tam fajne ścieżki rowerowe. Wygodne dla rowerzystów są również Rataje – tam też bardzo ładna i niekiedy nowa infrastruktura rowerowa. Modernizacje przydałyby się natomiast na Piątkowie i Winogradach. Najgorzej jest na Dębcu, w okolicach Głuszyny i innych peryferyjnych osiedli jak np. Radojewo. Niedoinwestowana lub choćby zapomniana jest część miasta od Łazarza w dół, czyli w okolicach ulicy Hetmańskiej i Głogowskiej i okolice ulicy Arciszewskiego.
M.S.: Jaki sposób opracował Pan aby w rok, a choćby krócej, przejechać cały Poznań?
M.T.: Część trasy robiłem od razu po pracy jadąc wyznaczoną ścieżką. Oprócz tego wygospodarowałem sobie przykładowo jakąś sobotę i jechałem na dobre na przykład na Szczepankowo i wtedy wychodziło mi kilometrowo z 50/60 km. Zawsze oczywiście z poszanowaniem przepisów ruchu drogowego. Nie jeździłem codziennie bo oczywiście mam też inne obowiązki.
Plan wszystkich przejechanych ulic w 2024 roku
M.S.: Co najbardziej zaskoczyło pana podczas podróży po swoim mieście i czy są jakiś miejsca w Poznaniu które odkrył pan właśnie dzięki temu projektowi?
M.T.: Na pewno zaskoczyło mnie to w jakim tempie miasto buduje nowe osiedla, nowe uliczki i dzielnice. Odwiedziłem bardzo ładny dworek, o którym wiedziałem, iż gdzieś jest, tylko nie mogłem go odnaleźć. W końcu mi się udało i odkryłem go na Rudniczem. Poza tym bardzo interesująca architektura starego Grunwaldu lub osiedla willowe na Wildzie.
M.S.: Czy udało się panu odkryć najkrótszą ulice w Poznaniu?
M.T.: Siłą rzeczy tak, znalazłem taką. Wiele krótkich ulic odwiedziłem w centrum miasta i na Łazarzu. Tam można trafić na ulicę Kącik, która ma może 60 metrów długości. Realizując projekt musiałem wjechać w każdą ulicę. Najdłuższe to w pewnością Głogowska, Dąbrowskiego, Grunwaldzka, Krzywoustego. Niebezpiecznie jeździ się tymi ulicami. Natomiast najkrótsze to raczej te, które powstają na osiedlach deweloperskich.
fot. Łukasz Gdak
M.S: W swoim wpisie w internecie wspomniał pan, iż planuje kontynuować projekt. Co będzie kolejnym wyzwaniem?
M.T.: Będę jeździł ale już bez limitu czasu, jaki miałem przy ulicach. Będą to wszelkie skróty i mało uczęszczane ścieżki, leśne i polne drogi, których w Poznaniu też jest dużo. Myślę, iż moje wyzwanie może zachęcić kogoś do rozwijania swojej rowerowej pasji, kondycji fizycznej. Widzę to w komentarzach, które pojawiają się pod wpisami. W mieście można jeździć samemu ale są też różne inicjatywy, o których Miasto niekoniecznie wie. Ludzie się sami organizują w różne grupy, inicjatywy i zrzeszenia, zależy co kogo interesuje, jakim jeździ rowerem. Ja jeżdżę na rowerze MTB oraz mniej na trekkingu. MTB świetnie sprawdza się gdy jeżdżę po ścieżkach rowerowych w mieście ale również po gorszych trasach, których w nim nie brakuje. Wariantów jak przekonałem się przez tych kilka miesięcy jest bardzo dużo. Polecam taki sposób poznawania swojego miasta.