Do tragedii doszło w środę, o czym pisaliśmy na naszym portalu. Do szpitala w Nowym Tomyślu przyjechała kobieta z dwiema córkami w wieku 3 i 7 lat. Wszystkie miały objawy zatrucia. Młodsza z dziewczynek miała być w najcięższym stanie. Po dotarciu do placówki nie dawała oznak życia, dlatego od razu rozpoczęto reanimację, jednak nie udało się przywrócić u niej funkcji życiowych.
Jej matka oraz siostra trafiły na szpitalne oddziały.
Wczoraj ustalono, iż prawdopodobną przyczyną zatrucia była trutka na gryzonie rozłożona na zewnątrz budynku w formie pastylek. Wstępnie przyjęto, iż kobieta i jej córki zatruły się oparami środka.
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu przekazał, iż trwa ustalanie, kto umieścił trutkę, a także jak wszedł w jej posiadanie. Dodał, iż tego typu środki sprzedawane są stacjonarnie wyłącznie osobom, które przeszły szkolenie. Wiadomo jednak, iż w praktyce materiały dostępne są w sprzedaży internetowej bez weryfikacji kupującego i szkolenia.
Pojawiły się także nieoficjalne informacje o tym, iż trucizna mogła być umieszczona w otworach domu i zaklejona pianką montażową. Śledczy badają tę sprawę, jednak nie ujawniają szczegółów.
Jednocześnie, specjalny zespół został powołany także przez wojewodę wielkopolską, Agatę Sobczyk. Dotyczy to wyjaśnienia kwestii odmowy wysłania karetki do dziecka. Jak się okazało, matka dziewczynek dzwoniła pod numer alarmowy prosząc o pomoc dla trzylatki. Dyspozytor miał jednak odmówić wysłania karetki. Rodzina pochodzi ze wsi Ujazd, niedaleko Grodziska Wielkopolskiego. Gdy stan córki się pogarszał, kobieta sama zawiozła je do szpitala w Nowym Tomyślu.
Zespół powołany przez wojewodę wielkopolską ma ustalić, dlaczego podjęto decyzję o odmowie. Ustalono, iż dyspozytor numeru alarmowego przekazał wezwanie do dyspozytora medycznego, który decyduje o tym, czy należy wysłać karetkę.
Wątek ten jest także przedmiotem śledztwa policji i prokuratury.